Sen nie był snem. Koszmar nie był koszmarem. Wydawało
mi się jakbym biegła w wielkim, ciemnym tunelu krzycząc ile sił w płucach, ale
nikt mnie nie słyszał. Moje ciało było sztywne, leżałam niczym sparaliżowana
kłoda na łóżku.
W tym dziwnym stanie odrętwienia
znajdowałam się kilka godzin. To było coś nowego, wcześniej drżałam, miałam
nudności i bóle głowy. Ale to już znałam. Tylko ta niemoc była czymś innym.
Powracając do świadomości próbowałam
ułożyć plan ucieczki. Ale moje myśli nie były przejrzyste, sen mieszał mi się z
jawą. Tylko jedna informacja przewijała się bezustannie. Tylko ona
powstrzymywała mnie abym nie odpłynęła całkowicie: Tomek był w śpiączce. A może
to też mi się tylko wydawało?
Założenie, że Kosma zrobił coś Tomkowi
kiedyś wydawałoby mi się absurdalnie śmieszne. Aczkolwiek, biorąc pod uwagę
stan w jakim się znajdowałam i to gdzie byłam przemawiało na niekorzyść
porywacza.
Na dobre ocknęłam się jakąś dobę pod
zaaplikowaniu mi przez Kosmę zastrzyku. Byłam skołowana i bardzo głodna. Z
braku jedzenia i wody wywnioskowałam, że byłam odwodniona. Było mi gorąco,
dotykając się po twarzy wyczułam, że miałam gorączkę.
Kosmy nie było w pokoju.
Przynajmniej nie tym, w którym spałam.
Wymioty, które czułam już w przełyku
chciały mnie zalać od środka. Podniosłam się jakbym tym chciała je zawrócić,
ale to nie poskutkowało. Coś metalicznego czułam ciągle w ustach.
Wstałam choć czułam się dalej pod
wpływem narkotyku. Byłam po trochu pijana, po trochu odwodniona, po trochu
wycieńczona. To Tomek podtrzymywał mnie przy życiu choć sam o swoje walczył, w
niewiedzy co stało się ze mną.
Na stole znalazłam komórkę, tę samą
przez którą Kosma rozmawiał przez telefon. Niestety skrzynka odbiorcza z
wiadomościami była pusta. Na szczęście pamiętałam numer Kamili na pamięć.
Przynajmniej tak mi się wydawało.
Nikt nie odbierał. Próbowałam ze
trzy razy, po czym zauważyłam swój błąd. Wystukując na klawiaturze numer
pomyliłam ze trzy cyfry. Ręce trzęsły mi się jak u alkoholika na odwyku.
Chyba miałam halucynacje.
– 554 821 – teraz nadeszła
zaćma w pamięci. Czyżbym mogła zapomnieć najczęściej wybieranego przez siebie
numeru?
W końcu postawiłam na numer Leona,
narzeczonego Kamili. O dziwo, jego nie pomyliłam, bo po drugiej stronie
usłyszałam znajomy głos:
– Halo? – to była Kamila.
Niemal zawyłam ze szczęścia.
– On mnie porwał – tylko tyle
wysapałam albo aż tyle. Bo raz że straciłam głos, dwa, że usłyszałam szczęk
otwieranych drzwi wejściowych.
Przykucnęłam za szafką, spoglądając
na wybrany w ręku numer. Telefon był wyłączony. Nie wiedziałam czy byłam w
takim stanie, że kontakt z Kamilą był wytworem mojej wyobraźni czy też nie.
Miałam ochotę rozbeczeć się jak niemowlę.
Kosma niewątpliwie wszedł do
pomieszczenia, bo nie znalazłszy mnie w łóżku, nawoływał moje imię. Świat
tańczył mi spirale przed oczami. Ja tańczyłam wraz z nim, dalej powstrzymując
mdłości.
Kiedy mój porywacz poszedł do
łazienki mnie szukać uznałam to za idealną okazję. Drzwi wejściowe dalej były
otwarte.
Zataczając się niczym pijana podeszłam
do drzwi. Starałam się być cicho niczym mysz, a ostrożna niczym kot na
polowaniu. Rzeczywistość jednak była inna. Sama słyszałam swoje stopy i zgrzyt,
gdy otworzyłam drzwi. Nie mogłam zwlekać dłużej, chciałam chociaż spróbować
zanim mnie złapie. Wybiegłam na zewnątrz.
Światło na zewnątrz poraziło mnie.
Jasne promienie słońca, które normalnie uwielbiałam, powodowały, że zamknęłam
oczy i biegłam po omacku. Nic nie widziałam, tylko po chwili podniosłam powieki
by nie wpaść na drzewa. Tak, sporo tu było drzew. Po ich ilości zreasumowałam,
że po ucieczce z domku znalazłam się w lesie. W samym środku dzikiej puszczy.
Słyszałam go. Musiał mnie gonić, ale
nie chciałam się zatrzymać. Nie chciałam mu to ułatwiać. Byłam zwierzyną, na
którą polował.
– Eliza! – krzyczał namiętnie, choć
głos jakby się oddalał. A może tylko tego chciałam, może właśnie biegł tuż za
mną?
Odwróciłam się przerażona. Nikogo
jednak nie było. Stanęłam z wyczerpania. Zwymiotowałam.
Serce waliło mi jak młotem, chciało
przedrzeć się na zewnątrz i zobaczyć trochę świata. Ale nie mogłam zwolnić, nie
mogłam pozwolić Kosmie znów mnie pojmać.
Gdzie miałam biec? Rozejrzałam się
dookoła w panice. Las, który widziałam, nie był podobny do żadnego po którym
wcześniej spacerowałam. Powyginane gęsto rosnące drzewa powodowały, że miałam
problem się przez nie przedostać. Nigdzie nie było ścieżki. Nigdzie nie widziałam wyjścia. Zaczęłam iść
przed siebie, potykając się o wystające korzenie. Szłam w nieznane.
– Eliza – to był głos Kosmy, który
usłyszałam za sobą. Był niemal ojcowski, jakby pouczał mnie, że to co
przeskrobałam było złe.
Stanęłam. Znowu zachciało mi się
płakać.
Nie chciałam się odwracać, nie
chciałam na niego patrzeć. Nogi się pode mną ugięły. Upadłam.
– Eliza, ty masz gorączkę – to Kosma
trzymał mnie już w ramionach, choć próbowałam się wyszarpnąć, wyśliznąć, ugryźć
go i podrapać. Nie odpuszczał, trzymał mnie jak w kleszczach. Poczułam się
bezbronna.
Opadałam z sił. Ból w mojej głowie
eksplodował co kilka sekund. Powoli traciłam kontakt z rzeczywistością. Miałam
wrażenie, że umieram.
Chyba zemdlałam, bo obudziłam się
znów na dobrze znanym mi łóżku. Tym razem nie byłam sama. Siedział przy mnie
Kosma.
Głowa nie bolała. Poczułam za to
jakiś wilgotny materiał na czole.
– Zostaw – powiedział mężczyzna,
łapiąc mnie za rękę, która wędrowała już w górę. – Zbijam tym temperaturę.
Na dłoni, którą wyrwałam Kosmie
zauważyłam wenflon. Spojrzałam w bok. Koło łóżka, tak jak się spodziewałam
ujrzałam kroplówkę. Podniosłam brwi do góry – czyżby był przygotowany na
wszystko?
– Muszę przyznać, że twój organizm
nie lubi używek w dużych ilościach – wyjaśnił, przeczesując ręką włosy. –
Wolałbym nic już ci nie podawać, miej na uwadze, że każda substancja ci
szkodzi, więc jeśli nie chcesz…
– Szantażujesz mnie? – zapytałam
zadowolona, że odzyskałam głos.
Dopóki widziałam możliwość ucieczki,
myślałam, że będę udawać. Że wejdę w rolę w jaką powierzył mi Kosma i pewnego
dnia po prostu ucieknę kiedy on nie będzie się tego spodziewał. Ale teraz?
Wiedząc, że znajdowałam się w jakiejś dziczy, nawet ucieczka nie była
rozwiązaniem. Nie mogłam uciekać wcześniej się do tego nie przygotowując. Z
naszej dwójki tylko Kosma wiedział, gdzie znajdowaliśmy się na mapie.
– Dlaczego odbierasz to jako coś
złego? – był rozdrażniony. Wstał z krzesła i przemierzył pokój w kółko.
Wyglądał jak wariat z rozmierzwionymi włosami i rozbieganym spojrzeniem. –
Pomyśl o tym jako o wakacjach. Wiele dziewcząt zabiłoby się by być tu ze mną…
– Ja nie – wzruszyłam ramionami. Na
pewno nie należałam do tych panienek. Kiedyś, może. Teraz, nigdy.
Spojrzał na mnie tak, że poczułam
wyrzuty sumienia. To niedorzeczne, ale spuściłam powieki na pościel jakbym bała
się wyrządzić mu krzywdę.
– Przecież tak dobrze bawiliśmy się
w Gdańsku – podszedł do mnie klękając przy łóżku. – Niczego więcej nie pragnę,
tylko ciebie – złapał moje ręce i zaczął je całować jakby były najcenniejsze.
Wyrwałam swoje dłonie, przestraszona
jego nagłym wyznaniem. Sama siebie się wystraszyłam. Zamiast obrzydzenia, po
moim ciele przebiegły ciarki.
Znowu go zraniłam, ale tym razem nie
mogłam przepraszać. To ja byłam ofiarą, nie on. Nie mogłam pozwolić aby dopadł
mnie syndrom sztokholmski. Nie mogłam mu współczuć.
Dwa następne dni dochodziłam do
siebie. Nareszcie zaczęłam coś jeść i w końcu zaczęłam trzeźwo myśleć. To
zadziwiające jak szybko dobrze się poczułam. Chodziłam po domku, myszkując
wszędzie gdzie się dało. Szukałam map, książek, gazet, jakichkolwiek poszlak.
Mieszkanie jednak było dobrze przygotowane. Ilekroć coś znajdowałam, było to w
obcym języku i zupełnie tego nie rozumiałam.
Co jakiś czas jednak natrafiałam na
wzmianki w polskim języku. Nie było to nic dla mnie interesującego, ale z nudów
czytałam i to.
Opcje do wyboru:
A)
Eliza dowie się, gdzie jest;
B) Eliza spędzi miesiąc w domku;
C) Eliza zacznie tłumaczyć zachowanie Kosmy (syndrom
sztokholmski);
D)
Na miejsce przyjedzie policja.
Krótko, choć ciekawie :3
OdpowiedzUsuńWybieram opcje B i C, w sumie A też mogłoby być, ale bardziej wyobrażam sobie to jako jej domysły, nic czego mogłaby być pewna na 100%.
Dobrze, że Kosma chociaż o nią zadbał, choć i tak to czyni, moim zdaniem, większego szaleńca z niego. Truł ją, aby tylko zatrzymać ją przy sobie i miał wszystko przygotowane, aby nie umarła przypadkiem.
Dobrze, że Eliza lepiej nieco się poczuła, i że zaczęło się jej rozjaśniać w głowie. Ja na jej miejscu dłużej bym udawała taki stan, aby nie podawał więcej tej "używki", brrr.
Myślę, że Elizie chyba udało się skontaktować z Kamilą, albo Leonem, którego mogła wziąć za siostrę jakoś. Oby tak było :o
Ciekawe, czy Tomek się wybudzi :/ mam nadzieję, że niedługo. Bynajmniej wcześniej, niż uwolnią Elizę.
Nie wiem, jak można wytłumaczyć jego zachowanie... może nie można? Może jest po prostu zakochanym szaleńcem?
Czekam do następnego :) niecierpliwie.
I wiesz? Fajnie, moim zdaniem, byłoby gdyby była narracja szkatułkowa, tj., z perspektywy Elizy i Tomka na przykład, może i Kosmy, chociaż to byłoby trudne z nim... I się tak zastanawiam, czy pojawi się perspektywa Tomka, lub Kamili, podczas gdy Eliza jest z Kosmą w jednym miejscu.
Aczkolwiek tak jest anielsko, czekam :D
Pozdrawiam, weny i inspiracji :)
anielskie-dusze.blogspot.com
Dzięki za komentarz :)
UsuńZdecydowanie B i C. Choć mam nadzieję, że Eliza spędzi tam nawet więcej czasu i poczuje mocną więź z Kosmą. Niech się jej życie uczuciowe trochę skomplikuje.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Mary.
Dziękuję :)
UsuńJak zwykle biorę się za nadrabianie bo długo nic nie pisałam... Wybacz.
OdpowiedzUsuńBardzo fajna część - Kosma jako niestabilny emocjonalnie palant wyszedł Ci idealnie. Bardzo podoba mi się cała akcja porwania i mam nadzieję, że potrwa ona jak najdłużej :)
Cass
Dziękuję :)
UsuńWiedziałem, że nie uda jej się uciec, a przynajmniej nie tak szybko. To by było za banalne i za proste, a Kosma, tak jak zauważyłem wcześniej ma wiedzę. On nie porwał jej na łapu capy, on to przemyślał, poza tym skądś też ma wiedzę o narkotykach. Być może Eliza nie jest pierwszą.
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
Usuń