poniedziałek, 8 maja 2017

Cichy Świat: Rozdział 23

PRZYJĘCIE ZARĘCZYNOWE


Nie widziałaś Płomyka? Nie mogę go nigdzie znaleźć od kilku dni – zapytałam mamę, obracając się dookoła, jakbym liczyła na to, że zaraz ujrzę swojego kota. Stałam w przedpokoju w srebrnej, pokrytej diamentami długiej sukni, gotowa by za chwilę opuścić rezydencję i pojechać na swoje przyjęcie zaręczynowe.
– Nie. Pewnie włóczy się po lesie – odesłała mi komunikat już po chwili, wzruszając przy tym niedbale ramionami. Podeszła do stylowej szafy, umiejscowionej koło panoramicznego okna i wyłożyła swój letni płaszcz.
– Czy możemy już wyjść, żeby się nie spóźnić? – usłyszałam zdenerwowany głos taty w swojej głowie. Mój ojciec przeglądał jeszcze jakieś papiery, które trzymał w ręku. Przypuszczam, że były to dokumenty związane z przejęciem przeze mnie i Anthony’ego firmy – właśnie dzisiaj mieliśmy podpisać akt własności.
– Tak, już wychodzimy – stwierdziła mama, machając na mnie ręką, żebym wyszła z willi.
Nie ociągając się już dłużej, chwyciłam ręką klamkę i nacisnęłam ją, by wydostać się na zewnątrz. Bezchmurne niebo zaczynało już się szarzeć, a przyjemny wietrzyk owiał moją twarz. Uśmiechnęłam się do siebie, ciesząc się, że jest w dalszym ciągu ładna pogoda. Od miesiąca było ciepło, ale był lipiec i czasami zdarzały się skoki temperatury właśnie w tym okresie.
Wsiadłam do samochodu z tyłu, gdyż auto prowadził mój tata. Zapytałam, gdzie jedziemy, ale rodzice popatrzyli na siebie zdawkowo i nic nie odpowiedzieli. Anthony i ja nie wiedzieliśmy gdzie zostanie wyprawione nasze przyjęcie zaręczynowe – miała to być niespodzianka. Rodzice wyjawili tylko, że do pokonania drogi mieliśmy niespełna pięć kilometrów.
Spojrzałam na okolicę za szybą. Właśnie mijaliśmy las, który rozciągał się aż do Laguny. Tata się śpieszył, a nie lubiłam gdy jeździł szybko. Podczas wypadku, który miał miejsce ponad dziesięć lat temu, wracałam do domu jedynie z ojcem. Choć mój tata preferuje wolną jazdę, chciał zdążyć na czas, więc przekroczyliśmy dozwoloną prędkość. Krajobraz mijał szybko, tak jak teraz. Jakiś mężczyzna, który jechał z rodziną na wakacje chciał nas wyprzedzić, ale zrobił to tak nieumiejętnie, że zepchnął nasz samochód na pobocze. Dachowaliśmy, podczas gdy on uderzył w drzewo. Nie pamiętam nic więcej oprócz tego, że obudziłam się w szpitalu już jako niewidoma.
Podobno rodzina mężczyzny, miała jeszcze mniej szczęścia. Jego żona i córki zmarły od razu na miejscu, a on sam trafił do szpitala w stanie krytycznym. Po kilku godzinach lekarze odłączyli go od aparatury przytrzymującej życie. Wielokrotnie dziękowałam losu za to, że ocalałam, a teraz odzyskałam jeszcze wzrok. Dostałam drugą szansę od życia.
Zatrzymaliśmy się na chwilę przed olbrzymią, pokrytą bluszczem bramą. W budce nieopodal siedział mężczyzna, który musiał być tu ochroniarzem. Rzucił okiem kto przyjechał i od razu otworzył wjazd, nawet nie pytając o nasze nazwisko. Widocznie znał już ojca.
Wtoczyliśmy się na drogę, która sprawiała wrażenie żwirowanej i lekko zawijała w łuk. Została umiejscowiona jakby w ogrodzie, gdyż z okna samochodu mogłam dokładnie zobaczyć rabaty, oczko wodne czy też fontannę. Zapragnęłam wysiąść z auta i przejść się po urokliwym miejscu, ale zdawałam sobie sprawę, że nie mam na to czasu. Istniała jednak mała szansa na to, że później uda mi się nakłonić Anthony’ego na romantyczny spacer.
W oddali zobaczyłam gigantyczny, dwupiętrowy budynek, przypominający połączenie nowoczesnego pałacu z willą wiejską. W miarę gdy podjeżdżaliśmy coraz bliżej, mogłam zobaczyć coraz więcej szczegółów. Nad wejściem głównym znajdował się prostokątny ryzalit, przykryty dwuspadowym dachem, a w narożach od frontu ujrzałam wieloboczne wieże. Niestety nie dane mi było długo podziwiać budynku, ponieważ mój ojciec skręcił w lewo i wjechał na parking, a ja wreszcie poczułam skrępowanie na myśl, że zaraz znajdę się w centrum zainteresowania. Liczyłam na to, że będę umiała zachować się odpowiednio w towarzystwie ważnych biznesmenów, oraz członków naszych dalszych rodzin, ale mimo to ciągle czułam obawy przed tym spotkaniem.
Zobaczyłam swojego narzeczonego, który stał przed wejściem głównym – wyglądał bardzo dostojnie i elegancko. Miał na sobie czarny garnitur, a pod spodem białą koszulę. Mankiety lekko wystawały mu z rękawów, a pod jego szyją zauważyłam muszkę. Zastanowiłam się czy chłopak będzie tak samo wyglądał na ślubie, ale doszłam do wniosku, że ciotka z pewnością nie pozwoli mu ubrać się tak samo.
Kiedy szatyn zobaczył, że przyjechaliśmy, ruszył w naszym kierunku. Podszedł do mnie pośpiesznie i przywitał się szybkim cmoknięciem w usta. Przesłał pozdrowienia moim rodzicom, a następnie poprowadził mnie do środka. Stwierdził, że jesteśmy trochę spóźnieni i wszyscy na nas czekają od kilku minut. Cóż, to nie moja wina, że mama tak długo się stroiła, bo nie mogła wybrać dodatków do kreacji…
Myślałam, że gmach mnie już nie zadziwi, jednak się przeliczyłam. Wnętrze pałacu ozdabiał ogromny hall z majestatycznymi schodami, na których leżał bordowy dywan. Był to centralny punkt pomieszczenia, który, muszę przyznać, robił wrażenie. Wizualnie pałac ten był ze dwa lub trzy razy większy niż mój dom rodzinny.
– Nie wiem czy jesteś tym dalej zainteresowana, ale wymyśliłem jak pomóc Leticii – zakomunikował mi Anthony, kiedy przystanęliśmy na chwilę, aby moja mama zdjęła płaszcz. Szatyn trzymał mnie za rękę, raz po raz zerkając na naszych rodziców.
– Jestem – stwierdziłam, przypominając sobie, że obiecałam mu pomóc w związku z jego byłą dziewczyną. – Co zrobimy? – zadałam pytanie, podnosząc na niego wzrok. Jego niebieskie oczy błyszczały radośnie, kiedy złapał mój kosmyk włosów w swoje palce.
– Pomyślałem, że… zaczął, zakładając mi pukiel za ucho. – Albo opowiem ci później – zmienił zdanie, gdy dostrzegł, że w naszym kierunku podąża żwawo mój ojciec.  
Tata sprawiał wrażenie osoby, która gościła w pałacu już nie raz. Wiedział dokładnie, gdzie iść dalej, aby trafić do olbrzymiej sali balowej. Poprowadził nas wąskim korytarzem, pod którego ścianą stały marmurowe posągi greckie. Wyglądały jak zaczarowani, uśpieni podczas walk bojownicy. Dostrzegłam Atenę, która zasłaniała się egidą, Artemidę wyjmującą strzałę z kołczanu czy Posejdona z trójzębem. Nie mogłam dużej im się przyglądać, bo przeszliśmy do kolejnej komnaty, gdzie zostały nam podane kieliszki z szampanem.
Faktycznie wszyscy goście byli na miejscu i czekali tylko na nas. Ponad setka osób utkwiła w nas spojrzenia, kiedy wchodziliśmy do komnaty. To się nazywa efektowne wejście...
Wielki brylantowy żyrandol, iskrzył się imponująco nad nami. Na małym balkonie znajdowała się orkiestra, która właśnie grała jakąś piękną balladę. W momencie gdy weszliśmy do środka, dyrygent jeszcze chwilę pomachał batutą, zanim uciszył muzyków. W sali zapanowała dzwoniąca aż w uszach cisza.
– Witamy was wszystkich – zaczął przemówienie mój tata, przełamując zatrważające milczenie. Mogłam dostrzec gołym okiem fakt, że przepełniała go duma. Stał koło mojej mamy wyprostowany, z wysoko podniesioną głową, a rękę schował za klapę surduta. – Na początek chcieliśmy ogłosić zaręczyny naszych dzieci Ariany i Anthony’ego. Pewnie większość z was już wie, że ślub odbędzie się za niecały miesiąc – usłyszeliśmy długie i gromkie oklaski. Do moich myśli wtargnęło naraz mnóstwo osób, a każda z nich gratulowała nam zaręczyn. Skrzywiłam się z niesmakiem, spoglądając na Anthony’ego – on również nie wyglądał na zachwyconego zaistniałą sytuacją. Po kilku minutach tej natarczywej paplaniny odezwał się wujek Jadran.
– Dokładnie, już za miesiąc nasze dzieci złączą swój los. W związku z tym, już teraz chcieliśmy podarować im prezent ślubny, a będzie nim ten przepiękny pałac – dodał wujek Jadran, rozglądając się wokół siebie, jakby chciał zaprezentować podarunek.
Zaniemówiłam. Cały budynek musiał kosztować horrendalną sumę pieniędzy, którą można było przeznaczyć na wyższe cele, chociażby na dobroczynność. Nie wyobrażałam sobie mieszkać w budynku, takim jak ten, który onieśmielał mnie jeszcze przed wejściem.
– Wiedziałeś coś o tym? – zapytałam szatyna, który stał po mojej prawej stronie. 
– Nie – odesłał mi krótko. Pociągnął mnie delikatnie za rękę i ruszyliśmy do rodziców, całując ich po kolei i dziękując za prezent. Szczerze mówiąc wolałabym nie robić z tego tak wielkiego przedstawienia, ale chyba właśnie o to chodziło naszym rodzicom – pokazać innym ludziom, że mogą kupić nam wszystko...
Mój ojciec odchrząknął, zabierając ponownie głos.
– Ofiarujemy im również firmę J&J. Mimo tego że są jeszcze tak młodzi, jesteśmy pewni, że będą nią zarządzać z głową i zadbają o przyszłość swoją, jak i swoich pracowników.
Znowu brawa i znowu gratulacje. Poczułam znużenie i irytację, ponieważ od nieproszonych myśli, które atakowały mój umysł, rozbolała mnie skroń. 
– Chodźcie, podpiszecie przejęcie firmy – stwierdził mój tata po chwili, przywołując nas do siebie w celu złożenia podpisów. Ruszyłam naprzód, krocząc u boku Anthony’ego. Ojciec znajdował się na przeciwko stojaka, gdzie położył papiery, które trzymał dotychczas w ręku.
Stanęłam obok taty, który pokazał mi palcem, gdzie powinnam złożyć podpis. Szybko rzuciłam okiem na informacje, zawarte w aktach, po czym odrobinę się pochyliłam i złożyłam podpis.
Jaka szopka – pomyślałam ironicznie, czując, że każda osoba, która znajdowała się na sali, śledzi uważnie mój ruch.
Następnie odsunęłam się na bok, ustępując miejsca Anthony’emu. Potoczyłam znudzonym wzrokiem po obecnych. Większość biznesmenów miała nietęgi wyraz twarzy; zapewne chcieliby, żeby firmę odziedziczył ktoś inny, a nie młodzież.
Ojciec złożył papiery, a następnie podał je ryżemu mężczyźnie we fraku.
– Oczywiście dokumenty wysyłamy teraz do Rządu, żeby wszystko było zgodnie z prawem – strojny rudzielec oddalił się z aktami, a głos przejął mój wujek.
– Już na koniec dodam tylko, że jutro swoje jedenaste urodziny obchodzi Victor, mój drugi syn, któremu chciałem życzyć przy okazji szczęścia. Synu, wszystkiego dobrego – wujek Jadran poklepał chłopca po plecach. Victor wyszczerzył zęby, po czym zabrał niespodziewanie głos.
– Dziękuję, ale czy możemy już zacząć zabawę? – zapytał nieco bezczelnie, na co niemal wszyscy goście się roześmiali. Doprawdy, tylko dziecku można wybaczyć takie faux-pas.
– Oczywiście odpowiedział lekko zmieszany wujek. Orkiestra! Walc! – rzucił komendę, patrząc w górę na dyrygenta.
Przez moment zastanowiłam się czemu z przyjęcia zaręczynowego rodzice zrobili drugie wesele, skoro dopiero za miesiąc mamy brać ślub. Nie musiałam jednak długo nad tym kompletować. Część zaproszonych dzisiaj osób nie przyjdzie na huczną imprezę w sierpniu, a rodzice postanowili organizować wszystko z pompą.
Miałam wrażenie, że po dwóch godzinach beztroski zatańczyłam niemal z każdym osobnikiem płci męskiej, w tym kilkakrotnie z Anthonym, Victorem, moim ojcem, dziadkiem i wujkiem Jadranem. Przechodziłam z jednych rąk do drugich, odpuszczając tylko kilka piosenek. Około godziny dwudziestej szatyn chwycił mnie za rękę i wyprowadził przed budynek. Chyba widział, że jestem już mocno zmęczona, bo nawet nie zapytał mnie o zdanie.
– Dobrze się czujesz? Bo moja głowa pęka – stwierdził, kiedy stanęliśmy obok wysokiej baszty. Uniosłam wzrok na wieżę, która górowała nade mną niczym dawny kolos rodyjski.
– Nie jest źle, ale ciągle nie mogę uwierzyć, że kupili nam pałac… – Anthony zaśmiał się cicho, po czym podszedł do mnie jeszcze bliżej, również zerkając w górę.
– Mogliśmy się tego spodziewać. Przecież oni wszystko zrobiliby na pokaz – stwierdził. Oparłam się o zimny mur za moimi plecami, przymykając na moment powieki. Wreszcie mogłam się odprężyć i nie słyszeć jazgoczącego gwaru, który panował w mojej głowie od kilku godzin.
Poczułam jak mój przyjaciel pochyla się nade mną.
– Wyglądasz pięknie. Wszyscy mi ciebie zazdroszczą – wyszeptał na głos tuż przy moim uchu.
Poczułam jak moje serce przyspiesza swój zwykły rytm. Otworzyłam oczy, napotykając pełne miłości spojrzenie szatyna. Uśmiechnęłam się do niego, myśląc o tym, że ta chwila mogłaby trwać wiecznie. Niestety, romantyczny nastrój prysł szybko, kiedy twarz chłopaka nagle nabrała powagi. Anthony zmarszczył brwi i spojrzał na swój mieniący się zegarek.
            – Co się dzieje? – zapytałam go, chwytając za rękę.
– Włączył się alarm w Lagunie – wyjaśnił. Dotknął guzika z boku swojego zegarka, gasząc tym samym migot. – Dziwne, że ochroniarz go nie wyłącza. Chyba będę musiał tam na moment pojechać – zmartwił się, jakby karą było dla niego opuszczenie przyjęcia.
            – Pojadę z tobą – zaproponowałam natychmiast. Ja z kolei chętnie skorzystam z wymówki, by wyrwać się z krzykliwego bankietu i zawitać choć na chwilę w klubie. Złapałam Anthony’ego w pasie i przytuliłam się.
– Nie lepiej żebyś została? – poczułam jak chłopak kładzie swoją brodę na czubku mojej głowy.
– Nie będzie nas tylko chwilę, nawet nie zauważą, że zniknęliśmy – starałam się go przekonać, żeby zabrał mnie ze sobą. Prawdę mówiąc, chciałam z nim pobyć też sama, bo przez cały wieczór nawet nie mieliśmy okazji, żeby spokojnie porozmawiać. – Poza tym powiesz mi co wymyśliłeś, żeby pomóc Leticii.
– Dobrze – uległ wreszcie moim namowom. – Chodź – Anthony pociągnął mnie za rękę, prowadząc na parking.
– Przyjechaliście twoim autem? – zdziwiłam się, podążając w kierunku pojazdu. Już z oddali zobaczyłam sportowy samochód swojego narzeczonego, który był jego ulubionym środkiem transportu. Myślałam, że wujek Jadran nie pozwoli wziąć takiej maszyny, kiedy w garażu podziemnym stała rzadko używana stylowa limuzyna. Najwyraźniej Anthony musiał użyć siły perswazji i przekonać go, że jego wóz będzie lepszym wyborem.
– Tak, proszę wsiadać – rzekł chłopak, kiedy znaleźliśmy się już koło samochodu i mógł otworzyć mi drzwi pasażerskie – mademoiselle – dodał po francusku, czym wywołał mój chichot. Cmoknęłam go szybko w usta i weszłam ostrożnie do auta, tak by nie uszkodzić swojej olśniewającej sukni. Anthony zasiadł po chwili za kierownicą i ruszył szybko.
Do Laguny mieliśmy mniej niż cztery kilometry, więc drogę pokonaliśmy w zawrotnym tempie. Chłopak sam poszedł do klubu sprawdzić, dlaczego włączył się alarm. Po kilku minutach bezczynnego siedzenia postanowiłam pójść w ślady przyjaciela i również wysiąść z samochodu. Chciałam zaczerpnąć trochę powietrza. Trochę zajęło mi wygramolenie się z auta, gdyż suknia plątała się, uniemożliwiając mi swobodne wyjście. Na szczęście, już po chwili byłam wolna. Odeszłam tylko kawałek, podziwiając z radością bezgwiezdne niebo. Było już całkiem ciemno, ale lampy, znajdujące się wokół Laguny, skutecznie zastępowały słońce i dawały sporo światła.
Tylko chwilę mogłam cieszyć się pozornym spokojem. Nie zrobiłam nawet dziesięciu kroków, gdy w mojej głowie pojawił się mrożący krew w żyłach głos.
– Znowu się spotykamy – spojrzałam z przestrachem w prawą stronę, gdzie z cienia wyłonił się Kamal. Stał obok trzech innych mężczyzn, a wszyscy z nich mieli na głowach kominiarki.


Opcje do wyboru:
A)    Kamal przyzna, że zabił Halszkę;
B)    Kamal przyzna, że porwał Halszkę;
C)    Kamal zdradzi, że nie wie gdzie jest Halszka.

11 komentarzy:

  1. Wybieram A. Robi się coraz ciekawiej!
    Pozdrawiam,
    Mary

    OdpowiedzUsuń
  2. Na Anioła :o
    Coraz ciekawiej, serio!!! A ten rozdział cud miód!
    Ja bym chyba chciała wybrać opcję B żeby trochę pomieszać. Tak niekiedy teoretyzuje, że Kamal porwał Halszkę, ale Pierre z nim współpracuje, czy coś i to on ją zabije.
    Tak, więc wybieram B :3
    To całe przyjęcie zaręczynowe faktycznie na pokaz... aż ja to odczułam. Nie mam pojęcia, co do siebie mają ci wszyscy bogaci ludzie, że wszystko musi być wielkie, pokazowe, aby każdy widział, że oni mogą i ich na to stać... żenada :/
    Nie mniej przyjęcie chyba, aż tak złe nie było. Byli zmęczeni i bolały ich głowy, ale to norma heh.
    Miło, że choć na chwilę udało się im urwać ;)
    A tym bardziej mnie cieszy, że znów się Kamal pojawił i zamierza chyba coś zrobić Arianie lub ją porwać... Tak, wiem, że jestem okrutna, ale po prostu lubię takie klimaty ;3
    I zapewne pojawi się Anthony i będzie walka!!! CZEKAM O.O
    Rozdział bardzo udany i wywołał trochę emocji, zwłaszcza pod koniec.
    Czekam niecierpliwie do następnego :3

    Błąd jeden znalazłam:
    "nie pozwoli wziąć taką maszynę" - takiej maszyny :)

    Pozdrawiam, weny i inspiracji :)
    anielskie-dusze.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział bardzo fajny, szczególnie mrożąca w żyłach końcówka!
    A Anthony cudowny, chciałabym mieć takiego narzeczonego! :D
    A lub B, ale wybiorę jednak A, lubię dramatyzm w opowieściach.
    S.

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo ciekawy rozdział, zwłaszcza końcówka - aż miałam dreszcze kiedy ją czytałam.
    Ciężko mi opisywać te rozdziały, wiedząc co jest dalej. Kiedy czytam o Anthonym jest mi tak smutno... Rodziny Ariany też mi szkoda, ale bardzo lubiłam Anthony'ego i przykro mi, że już go nie będzie :(

    Cass

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem Cię doskonale. Moja siostra jest bezlitosna, ale dziękuję w jej imieniu :)

      Usuń
  5. Cóż, rodzice ich rozpieszczają, szkoda tylko, że przy tym nie zwracają uwagi czego tak naprawdę chcą młodzi.
    Rozumiem, że dzieciom się wybacza, w sumie Viktor nie zrobił nic takiego strasznego, ale... cały czas denerwuje mnie, że myśląc czy mówią o nim, traktują go jak kilkulatka, takiego 4-6 latka, a nie 11-letniego faceta. On za trzy lata będzie już płodny, a obchodzą się z nim jak z maluszkiem.

    OdpowiedzUsuń