PRZYJĘCIE
ZARĘCZYNOWE
– Nie widziałaś
Płomyka? Nie mogę go nigdzie znaleźć od kilku dni –
zapytałam mamę, obracając się dookoła, jakbym liczyła na to, że zaraz ujrzę
swojego kota. Stałam w przedpokoju w srebrnej, pokrytej diamentami długiej
sukni, gotowa by za chwilę opuścić rezydencję i pojechać na swoje przyjęcie
zaręczynowe.
– Nie. Pewnie włóczy
się po lesie – odesłała mi komunikat już po chwili,
wzruszając przy tym niedbale ramionami. Podeszła
do stylowej szafy, umiejscowionej koło panoramicznego okna i wyłożyła swój
letni płaszcz.
– Czy możemy już wyjść,
żeby się nie spóźnić? – usłyszałam zdenerwowany głos taty w
swojej głowie. Mój ojciec przeglądał jeszcze jakieś papiery, które trzymał w
ręku. Przypuszczam, że były to dokumenty związane z przejęciem przeze mnie i
Anthony’ego firmy – właśnie dzisiaj mieliśmy podpisać akt własności.
– Tak, już wychodzimy –
stwierdziła
mama, machając na mnie ręką, żebym wyszła z willi.
Nie
ociągając się już dłużej, chwyciłam ręką klamkę i nacisnęłam ją, by wydostać
się na zewnątrz. Bezchmurne niebo zaczynało już się szarzeć, a przyjemny
wietrzyk owiał moją twarz. Uśmiechnęłam się do siebie, ciesząc się, że jest w
dalszym ciągu ładna pogoda. Od miesiąca było ciepło, ale był lipiec i czasami
zdarzały się skoki temperatury właśnie w tym okresie.
Wsiadłam
do samochodu z tyłu, gdyż auto prowadził mój tata. Zapytałam, gdzie jedziemy,
ale rodzice popatrzyli na siebie zdawkowo i nic nie odpowiedzieli. Anthony i ja
nie wiedzieliśmy gdzie zostanie wyprawione nasze przyjęcie zaręczynowe – miała
to być niespodzianka. Rodzice wyjawili tylko, że do pokonania drogi mieliśmy
niespełna pięć kilometrów.
Spojrzałam
na okolicę za szybą. Właśnie mijaliśmy las, który rozciągał się aż do Laguny.
Tata się śpieszył, a nie lubiłam gdy jeździł szybko. Podczas wypadku, który
miał miejsce ponad dziesięć lat temu, wracałam do domu jedynie z ojcem. Choć
mój tata preferuje wolną jazdę, chciał zdążyć na czas, więc przekroczyliśmy
dozwoloną prędkość. Krajobraz mijał szybko, tak jak teraz. Jakiś mężczyzna,
który jechał z rodziną na wakacje chciał nas wyprzedzić, ale zrobił to tak
nieumiejętnie, że zepchnął nasz samochód na pobocze. Dachowaliśmy, podczas gdy
on uderzył w drzewo. Nie pamiętam nic więcej oprócz tego, że obudziłam się w
szpitalu już jako niewidoma.
Podobno
rodzina mężczyzny, miała jeszcze mniej szczęścia. Jego żona i córki zmarły od
razu na miejscu, a on sam trafił do szpitala w stanie krytycznym. Po kilku godzinach
lekarze odłączyli go od aparatury przytrzymującej życie. Wielokrotnie
dziękowałam losu za to, że ocalałam, a teraz odzyskałam jeszcze wzrok. Dostałam
drugą szansę od życia.
Zatrzymaliśmy
się na chwilę przed olbrzymią, pokrytą bluszczem bramą. W budce nieopodal
siedział mężczyzna, który musiał być tu ochroniarzem. Rzucił okiem kto
przyjechał i od razu otworzył wjazd, nawet nie pytając o nasze nazwisko.
Widocznie znał już ojca.
Wtoczyliśmy
się na drogę, która sprawiała wrażenie żwirowanej i lekko zawijała w łuk.
Została umiejscowiona jakby w ogrodzie, gdyż z okna samochodu mogłam dokładnie
zobaczyć rabaty, oczko wodne czy też fontannę. Zapragnęłam wysiąść z auta i
przejść się po urokliwym miejscu, ale zdawałam sobie sprawę, że nie mam na to
czasu. Istniała jednak mała szansa na to, że później uda mi się nakłonić
Anthony’ego na romantyczny spacer.
W
oddali zobaczyłam gigantyczny, dwupiętrowy budynek, przypominający połączenie
nowoczesnego pałacu z willą wiejską. W miarę gdy podjeżdżaliśmy coraz bliżej, mogłam
zobaczyć coraz więcej szczegółów. Nad wejściem głównym znajdował się
prostokątny ryzalit, przykryty dwuspadowym dachem, a w narożach od frontu
ujrzałam wieloboczne wieże. Niestety nie dane mi było długo podziwiać budynku,
ponieważ mój ojciec skręcił w lewo i wjechał na parking, a ja wreszcie poczułam
skrępowanie na myśl, że zaraz znajdę się w centrum zainteresowania. Liczyłam na
to, że będę umiała zachować się odpowiednio w towarzystwie ważnych biznesmenów,
oraz członków naszych dalszych rodzin, ale mimo to ciągle czułam obawy przed
tym spotkaniem.
Zobaczyłam
swojego narzeczonego, który stał przed wejściem głównym – wyglądał bardzo
dostojnie i elegancko. Miał na sobie czarny garnitur, a pod spodem białą
koszulę. Mankiety lekko wystawały mu z rękawów, a pod jego szyją zauważyłam
muszkę. Zastanowiłam się czy chłopak będzie tak samo wyglądał na ślubie, ale
doszłam do wniosku, że ciotka z pewnością nie pozwoli mu ubrać się tak samo.
Kiedy
szatyn zobaczył, że przyjechaliśmy, ruszył w naszym kierunku. Podszedł do mnie
pośpiesznie i przywitał się szybkim cmoknięciem w usta. Przesłał pozdrowienia
moim rodzicom, a następnie poprowadził mnie do środka. Stwierdził, że jesteśmy
trochę spóźnieni i wszyscy na nas czekają od kilku minut. Cóż, to nie moja
wina, że mama tak długo się stroiła, bo nie mogła wybrać dodatków do kreacji…
Myślałam,
że gmach mnie już nie zadziwi, jednak się przeliczyłam. Wnętrze pałacu ozdabiał
ogromny hall z majestatycznymi schodami, na których leżał bordowy dywan. Był to
centralny punkt pomieszczenia, który, muszę przyznać, robił wrażenie. Wizualnie
pałac ten był ze dwa lub trzy razy większy niż mój dom rodzinny.
– Nie wiem czy jesteś
tym dalej zainteresowana, ale wymyśliłem jak pomóc Leticii –
zakomunikował mi Anthony, kiedy przystanęliśmy na chwilę, aby moja mama zdjęła płaszcz.
Szatyn trzymał mnie za rękę, raz po raz zerkając na naszych rodziców.
– Jestem
– stwierdziłam, przypominając sobie, że obiecałam mu pomóc w związku z jego
byłą dziewczyną. – Co zrobimy? –
zadałam pytanie, podnosząc na niego wzrok. Jego niebieskie oczy błyszczały
radośnie, kiedy złapał mój kosmyk włosów w swoje palce.
– Pomyślałem, że… – zaczął, zakładając mi pukiel za ucho. – Albo opowiem ci później – zmienił
zdanie, gdy dostrzegł, że w naszym kierunku podąża żwawo mój ojciec.
Tata
sprawiał wrażenie osoby, która gościła w pałacu już nie raz. Wiedział
dokładnie, gdzie iść dalej, aby trafić do olbrzymiej sali balowej. Poprowadził
nas wąskim korytarzem, pod którego ścianą stały marmurowe posągi greckie.
Wyglądały jak zaczarowani, uśpieni podczas walk bojownicy. Dostrzegłam Atenę,
która zasłaniała się egidą, Artemidę wyjmującą strzałę z kołczanu czy Posejdona
z trójzębem. Nie mogłam dużej im się przyglądać, bo przeszliśmy do kolejnej komnaty,
gdzie zostały nam podane kieliszki z szampanem.
Faktycznie
wszyscy goście byli na miejscu i czekali tylko na nas. Ponad setka osób utkwiła
w nas spojrzenia, kiedy wchodziliśmy do komnaty. To się nazywa efektowne
wejście...
Wielki
brylantowy żyrandol, iskrzył się imponująco nad nami. Na małym balkonie
znajdowała się orkiestra, która właśnie grała jakąś piękną balladę. W momencie
gdy weszliśmy do środka, dyrygent jeszcze chwilę pomachał batutą, zanim uciszył
muzyków. W sali zapanowała dzwoniąca aż w uszach cisza.
– Witamy was wszystkich
– zaczął
przemówienie mój tata, przełamując zatrważające milczenie. Mogłam dostrzec
gołym okiem fakt, że przepełniała go duma. Stał koło mojej mamy wyprostowany, z
wysoko podniesioną głową, a rękę schował za klapę surduta. – Na początek chcieliśmy ogłosić zaręczyny naszych dzieci Ariany i
Anthony’ego. Pewnie większość z was już wie, że ślub odbędzie się za niecały
miesiąc – usłyszeliśmy długie i gromkie oklaski. Do moich myśli wtargnęło
naraz mnóstwo osób, a każda z nich gratulowała nam zaręczyn. Skrzywiłam się z
niesmakiem, spoglądając na Anthony’ego – on również nie wyglądał na
zachwyconego zaistniałą sytuacją. Po kilku minutach tej natarczywej paplaniny
odezwał się wujek Jadran.
– Dokładnie, już za
miesiąc nasze dzieci złączą swój los. W związku z tym, już teraz chcieliśmy podarować
im prezent ślubny, a będzie nim ten przepiękny pałac – dodał wujek Jadran, rozglądając się wokół
siebie, jakby chciał zaprezentować podarunek.
Zaniemówiłam.
Cały budynek musiał kosztować horrendalną sumę pieniędzy, którą można było
przeznaczyć na wyższe cele, chociażby na dobroczynność. Nie wyobrażałam sobie
mieszkać w budynku, takim jak ten, który onieśmielał mnie jeszcze przed
wejściem.
– Wiedziałeś coś o tym?
– zapytałam szatyna, który stał po mojej prawej stronie.
– Nie
– odesłał mi krótko. Pociągnął mnie delikatnie za rękę i ruszyliśmy do
rodziców, całując ich po kolei i dziękując za prezent. Szczerze mówiąc
wolałabym nie robić z tego tak wielkiego przedstawienia, ale chyba właśnie o to
chodziło naszym rodzicom – pokazać innym ludziom, że mogą kupić nam wszystko...
Mój
ojciec odchrząknął, zabierając ponownie głos.
– Ofiarujemy im również
firmę J&J. Mimo tego że są jeszcze tak młodzi, jesteśmy pewni, że będą nią
zarządzać z głową i zadbają o przyszłość swoją, jak i swoich pracowników.
Znowu
brawa i znowu gratulacje. Poczułam znużenie i irytację, ponieważ od
nieproszonych myśli, które atakowały mój umysł, rozbolała mnie skroń.
– Chodźcie, podpiszecie
przejęcie firmy – stwierdził mój tata po chwili,
przywołując nas do siebie w celu złożenia podpisów. Ruszyłam naprzód, krocząc u
boku Anthony’ego. Ojciec znajdował się na przeciwko stojaka, gdzie położył
papiery, które trzymał dotychczas w ręku.
Stanęłam
obok taty, który pokazał mi palcem, gdzie powinnam złożyć podpis. Szybko
rzuciłam okiem na informacje, zawarte w aktach, po czym odrobinę się pochyliłam
i złożyłam podpis.
Jaka szopka –
pomyślałam ironicznie, czując, że każda osoba, która znajdowała się na sali,
śledzi uważnie mój ruch.
Następnie
odsunęłam się na bok, ustępując miejsca Anthony’emu. Potoczyłam znudzonym
wzrokiem po obecnych. Większość biznesmenów miała nietęgi wyraz twarzy; zapewne
chcieliby, żeby firmę odziedziczył ktoś inny, a nie młodzież.
Ojciec
złożył papiery, a następnie podał je ryżemu mężczyźnie we fraku.
– Oczywiście dokumenty
wysyłamy teraz do Rządu, żeby wszystko było zgodnie z prawem –
strojny rudzielec oddalił się z aktami, a głos przejął mój wujek.
– Już na koniec dodam
tylko, że jutro swoje jedenaste urodziny obchodzi Victor, mój drugi syn,
któremu chciałem życzyć przy okazji szczęścia. Synu, wszystkiego dobrego
– wujek Jadran poklepał chłopca po plecach. Victor wyszczerzył zęby, po czym
zabrał niespodziewanie głos.
– Dziękuję, ale czy możemy
już zacząć zabawę? – zapytał nieco bezczelnie, na co
niemal wszyscy goście się roześmiali. Doprawdy, tylko dziecku można wybaczyć
takie faux-pas.
– Oczywiście
– odpowiedział lekko zmieszany wujek. – Orkiestra!
Walc! – rzucił komendę, patrząc w górę na dyrygenta.
Przez
moment zastanowiłam się czemu z przyjęcia zaręczynowego rodzice zrobili drugie
wesele, skoro dopiero za miesiąc mamy brać ślub. Nie musiałam jednak długo nad
tym kompletować. Część zaproszonych dzisiaj osób nie przyjdzie na huczną
imprezę w sierpniu, a rodzice postanowili organizować wszystko z pompą.
Miałam
wrażenie, że po dwóch godzinach beztroski zatańczyłam niemal z każdym
osobnikiem płci męskiej, w tym kilkakrotnie z Anthonym, Victorem, moim ojcem,
dziadkiem i wujkiem Jadranem. Przechodziłam z jednych rąk do drugich,
odpuszczając tylko kilka piosenek. Około godziny dwudziestej szatyn chwycił
mnie za rękę i wyprowadził przed budynek. Chyba widział, że jestem już mocno
zmęczona, bo nawet nie zapytał mnie o zdanie.
– Dobrze się czujesz?
Bo moja głowa pęka – stwierdził, kiedy stanęliśmy obok
wysokiej baszty. Uniosłam wzrok na wieżę, która górowała nade mną niczym dawny
kolos rodyjski.
– Nie jest źle, ale
ciągle nie mogę uwierzyć, że kupili nam pałac… – Anthony
zaśmiał się cicho, po czym podszedł do mnie jeszcze bliżej, również zerkając w
górę.
– Mogliśmy się tego
spodziewać. Przecież oni wszystko zrobiliby na pokaz –
stwierdził. Oparłam się o zimny mur za moimi plecami, przymykając na moment
powieki. Wreszcie mogłam się odprężyć i nie słyszeć jazgoczącego gwaru, który
panował w mojej głowie od kilku godzin.
Poczułam
jak mój przyjaciel pochyla się nade mną.
–
Wyglądasz pięknie. Wszyscy mi ciebie zazdroszczą – wyszeptał na głos tuż przy
moim uchu.
Poczułam
jak moje serce przyspiesza swój zwykły rytm. Otworzyłam oczy, napotykając pełne
miłości spojrzenie szatyna. Uśmiechnęłam się do niego, myśląc o tym, że ta
chwila mogłaby trwać wiecznie. Niestety, romantyczny nastrój prysł szybko,
kiedy twarz chłopaka nagle nabrała powagi. Anthony zmarszczył brwi i spojrzał
na swój mieniący się zegarek.
–
Co się dzieje? – zapytałam go, chwytając za rękę.
– Włączył się alarm w
Lagunie – wyjaśnił. Dotknął guzika z boku swojego zegarka,
gasząc tym samym migot. – Dziwne, że
ochroniarz go nie wyłącza. Chyba będę musiał tam na moment pojechać –
zmartwił się, jakby karą było dla niego opuszczenie przyjęcia.
–
Pojadę z tobą – zaproponowałam natychmiast. Ja z kolei chętnie skorzystam z
wymówki, by wyrwać się z krzykliwego bankietu i zawitać choć na chwilę w
klubie. Złapałam Anthony’ego w pasie i przytuliłam się.
– Nie lepiej żebyś
została? – poczułam jak chłopak kładzie swoją brodę na
czubku mojej głowy.
– Nie będzie nas tylko
chwilę, nawet nie zauważą, że zniknęliśmy – starałam się
go przekonać, żeby zabrał mnie ze sobą. Prawdę mówiąc, chciałam z nim pobyć też
sama, bo przez cały wieczór nawet nie mieliśmy okazji, żeby spokojnie
porozmawiać. – Poza tym powiesz mi co
wymyśliłeś, żeby pomóc Leticii.
– Dobrze – uległ
wreszcie moim namowom. – Chodź –
Anthony pociągnął mnie za rękę, prowadząc na parking.
– Przyjechaliście twoim
autem? – zdziwiłam się, podążając w kierunku pojazdu. Już
z oddali zobaczyłam sportowy samochód swojego narzeczonego, który był jego
ulubionym środkiem transportu. Myślałam, że wujek Jadran nie pozwoli wziąć takiej
maszyny, kiedy w garażu podziemnym stała rzadko używana stylowa limuzyna.
Najwyraźniej Anthony musiał użyć siły perswazji i przekonać go, że jego wóz
będzie lepszym wyborem.
– Tak, proszę wsiadać –
rzekł
chłopak, kiedy znaleźliśmy się już koło samochodu i mógł otworzyć mi drzwi
pasażerskie – mademoiselle – dodał po francusku, czym wywołał mój chichot.
Cmoknęłam go szybko w usta i weszłam ostrożnie do auta, tak by nie uszkodzić
swojej olśniewającej sukni. Anthony zasiadł po chwili za kierownicą i ruszył szybko.
Do
Laguny mieliśmy mniej niż cztery kilometry, więc drogę pokonaliśmy w zawrotnym
tempie. Chłopak sam poszedł do klubu sprawdzić, dlaczego włączył się alarm. Po
kilku minutach bezczynnego siedzenia postanowiłam pójść w ślady przyjaciela i
również wysiąść z samochodu. Chciałam zaczerpnąć trochę powietrza. Trochę
zajęło mi wygramolenie się z auta, gdyż suknia plątała się, uniemożliwiając mi
swobodne wyjście. Na szczęście, już po chwili byłam wolna. Odeszłam tylko
kawałek, podziwiając z radością bezgwiezdne niebo. Było już całkiem ciemno, ale
lampy, znajdujące się wokół Laguny, skutecznie zastępowały słońce i dawały sporo
światła.
Tylko
chwilę mogłam cieszyć się pozornym spokojem. Nie zrobiłam nawet dziesięciu
kroków, gdy w mojej głowie pojawił się mrożący krew w żyłach głos.
– Znowu się spotykamy –
spojrzałam z przestrachem w prawą stronę, gdzie z cienia wyłonił się Kamal.
Stał obok trzech innych mężczyzn, a wszyscy z nich mieli na głowach kominiarki.
Opcje
do wyboru:
A) Kamal
przyzna, że zabił Halszkę;
B) Kamal
przyzna, że porwał Halszkę;
C) Kamal
zdradzi, że nie wie gdzie jest Halszka.
Wybieram A. Robi się coraz ciekawiej!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Mary
Dziękuję w imieniu siostry :)
UsuńA :D
OdpowiedzUsuńNa Anioła :o
OdpowiedzUsuńCoraz ciekawiej, serio!!! A ten rozdział cud miód!
Ja bym chyba chciała wybrać opcję B żeby trochę pomieszać. Tak niekiedy teoretyzuje, że Kamal porwał Halszkę, ale Pierre z nim współpracuje, czy coś i to on ją zabije.
Tak, więc wybieram B :3
To całe przyjęcie zaręczynowe faktycznie na pokaz... aż ja to odczułam. Nie mam pojęcia, co do siebie mają ci wszyscy bogaci ludzie, że wszystko musi być wielkie, pokazowe, aby każdy widział, że oni mogą i ich na to stać... żenada :/
Nie mniej przyjęcie chyba, aż tak złe nie było. Byli zmęczeni i bolały ich głowy, ale to norma heh.
Miło, że choć na chwilę udało się im urwać ;)
A tym bardziej mnie cieszy, że znów się Kamal pojawił i zamierza chyba coś zrobić Arianie lub ją porwać... Tak, wiem, że jestem okrutna, ale po prostu lubię takie klimaty ;3
I zapewne pojawi się Anthony i będzie walka!!! CZEKAM O.O
Rozdział bardzo udany i wywołał trochę emocji, zwłaszcza pod koniec.
Czekam niecierpliwie do następnego :3
Błąd jeden znalazłam:
"nie pozwoli wziąć taką maszynę" - takiej maszyny :)
Pozdrawiam, weny i inspiracji :)
anielskie-dusze.blogspot.com
Już poprawiłam.
UsuńPięknie obie dziękujemy :)
Rozdział bardzo fajny, szczególnie mrożąca w żyłach końcówka!
OdpowiedzUsuńA Anthony cudowny, chciałabym mieć takiego narzeczonego! :D
A lub B, ale wybiorę jednak A, lubię dramatyzm w opowieściach.
S.
Dziękujemy :)
UsuńBardzo ciekawy rozdział, zwłaszcza końcówka - aż miałam dreszcze kiedy ją czytałam.
OdpowiedzUsuńCiężko mi opisywać te rozdziały, wiedząc co jest dalej. Kiedy czytam o Anthonym jest mi tak smutno... Rodziny Ariany też mi szkoda, ale bardzo lubiłam Anthony'ego i przykro mi, że już go nie będzie :(
Cass
Rozumiem Cię doskonale. Moja siostra jest bezlitosna, ale dziękuję w jej imieniu :)
UsuńCóż, rodzice ich rozpieszczają, szkoda tylko, że przy tym nie zwracają uwagi czego tak naprawdę chcą młodzi.
OdpowiedzUsuńRozumiem, że dzieciom się wybacza, w sumie Viktor nie zrobił nic takiego strasznego, ale... cały czas denerwuje mnie, że myśląc czy mówią o nim, traktują go jak kilkulatka, takiego 4-6 latka, a nie 11-letniego faceta. On za trzy lata będzie już płodny, a obchodzą się z nim jak z maluszkiem.
Hehe, prawda!
UsuńDziękujemy :)