niedziela, 14 listopada 2021

Cichy Świat: Rozdział 48

 WIZYTA W GROBOWCU

 

Witaj, dziecinko – powiedział nieznajomy. Spojrzałam przez ramię, spięta do tego stopnia, że ledwo mogłam przekręcić głową. Do krypty wchodził właśnie dwudziestokilkuletni mężczyzna. Im bardziej się do mnie zbliżał, tym bardziej upewniałam się, że skądś kojarzę jego twarz i zapach. Odwróciłam się powoli do przybysza, obserwując go uważnie. Zaczęłam się trząść w konwulsyjnych drgawkach jakby nagle było mi bardzo zimno.

Z pewnością był ode mnie starszy kilka lat, a przynajmniej na takiego wyglądał. Miał rozjaśniane na blond włosy do ramion. Długa, brzydka blizna ciągnęła się po jego policzku i ginęła z tyłu szyi. Szpeciła go.

Stanął tak blisko, że mógł mnie dotknąć, choć tego nie zrobił. Właściwie nie zrobił nic oprócz tego, że badawczo spoglądał na mnie, jakby chciał sprawdzić, czy go rozpoznam.

Ten zapach. Mój strach. Ciemność.

– Wtedy w lesie… kilka lat temu… to byłeś ty – wyjąkałam zdumiona, że zdołałam powiedzieć to na głos, lecz nie mogłam się mylić. Koszmar, który dręczył mnie już kilka lat opierał się na wspominaniu, kiedy zgubiłam się sama w lesie. Byłam wówczas niewidoma, ale zdecydowanie czułam wtedy jego zapach. To dlatego wchodziłam w głąb drzew, cofając się przed nieznajomym, choć wtedy nie odezwał się, więc po fakcie wszyscy zdołali mi wmówić, że musiałam go sobie wyobrazić.

Był z Państwa Podziemnego, tego byłam niemal pewna. Ale dlaczego przyszedł? Czy mógł tak szybko dowiedzieć się o śmierci Kamala i postanowił mnie zabić, skoro nie zrobił tego wtedy? Może był jego przyjacielem? Szczęka drgnęła mi niespokojnie, aż zęby zadzwoniły o siebie zdradzając moje przerażenie. Przechylił głowę na bok, studiując z dokładnością moją twarz, ale dalej milczał. Jego zielone oczy przypomniały mi mojego dachowca Płomyka, którego uratowałam niegdyś z laboratorium. Miał takie same jasne, zielone oczy, niespotykany kolor jak na człowieka.

– Czego chcesz? – wyszeptałam. – I kim jesteś? – nawet nie pomyślałam o tym, żeby zatajać fakt, że umiem mówić. On tego nie ukrywał, poza tym i tak byłam pewna, że wiedział o mojej umiejętności.

Głośne plaśnięcie odbiło się echem w grobowcu, kiedy chłopak klepnął się swoją ręką mocno w czoło. Podskoczyłam z zaskoczenia.

– Racja. Gdzie moje maniery – wyrzucił sobie złe wychowanie. Wyciągnął do mnie dłoń jakby liczył na to, że zaraz ją uścisnę. – Jestem Elliot.

Nie odpowiedziałam. Nie miałam zamiaru zapoznawać się z nim, tym bardziej, że piekielnie się go bałam. Człowiek, który straszy niewidomą nastolatkę i powoduje, że gubi się ona w lesie, goni ją, a potem zostawia tam aż znajdzie ją ktoś inny, z pewnością nie ma czystych intencji. To wariat, a chłopak przede mną idealnie go obrazował. Co chwila przygładzał swoje włosy choć wyglądem przypominały skorupę, żaden kosmyk nie odstawał mu z głowy i oblizywał swoje usta jakby właśnie miał coś zjeść.

Podniósł pytająco brew. Cofnęłam się do tyłu aż dotknęłam plecami zimnego marmuru. Koszulka przykleiła mi się do ciała i do kamienia. Nawet w szkole nie czułam się tak źle jak teraz. Rzuciłam okiem na leżącą w wejściu torbę z trucizną. Nawet gdybym zdążyła do niej podbiec to jedna ze strzykawek zawierała narkotyk, nie truciznę i nie miałam pojęcia, która to była.

Powoli przysunął się bliżej mnie jak drapieżnik, polujący na swoją ofiarę. Złapał moją rękę i mocno ją ścisnął.

– Jestem Elliot, a ty Ariana, miło nam się poznać – potrząsnął naszymi dłońmi w geście zapoznania i znowu się oblizał. Chciałam wyrwać mu się, ale trzymał moją rękę w żelaznym uścisku, tak ciasno, że aż mnie to bolało. Pierścień zaręczynowy wgniatał się w moją skórę. Nawet nie pomyślałam, żeby go wcześniej zdjąć w rezydencji, czego teraz pożałowałam. Syknęłam z bólu.

Z bliska jego twarz i zapach były jeszcze intensywniejsze. Byłam pewna, że to jego woń unosiła się wtedy w lesie, mimo że tego nie potwierdził.

Rozluźnił nieco chwyt, ale dalej nie pozwolił mi zabrać ręki, tylko podniósł ją do swoich ust. Poczułam odrazę na myśl, że zaraz ją pocałuje. Jednak patrząc mi prosto w oczy zrobił coś jeszcze gorszego. Włożył mój serdeczny palec do swoich ust. Jego zęby stuknęły się z moim pierścionkiem i z oporem powoli go zsunęły. Szarpnęłam się na tyle ile mogłam do tyłu, oszołomiona tym co właśnie zrobił. Puścił mnie. Ale w zębach już trzymał mój pierścionek i beztrosko się nim bawił. Wypychał go i obracał swoim językiem, nawet nie próbując go wyjąć z buzi.

– Oddaj… – wydukałam stłumionym ze strachu głosem. Wyciągnęłam po pierścionek drążącą dłoń. – Oddaj go.

Rzucił przelotnie wzrokiem na moją rękę.

– Bo? – zapytał bezczelnie. Jego zachrypnięty głos potoczył się echem w grobowcu. Słyszałam trzeszczenie pierścionka za każdym razem, kiedy stykał się z jego zębami. Zachowywał się tak, jakby miał w ustach co najwyżej gumę do żucia.

– Bo jest mój – odparłam. Próbowałam zapanować nad swoim głosem, ale nawet ja słyszałam, że mówię chrapliwie. – Bo jestem zaręczona i chcę go odzyskać.

– O nie, nie. Nieładnie jest kłamać – zacmokał z dezaprobatą, ale wydawał się być zadowolony. Mój pierścionek chrobotał w jego ustach a ja miałam wielką nadzieję, że go nie uszkodzi. – Tatuś cię tego nie nauczył, mój skarbie? – zadał mi pytanie, rozglądając się nagle po krypcie, aż natrafił wzrokiem na imię mojego ojca.

Wszystko w jego zachowaniu podpowiadało mi, że on również działał w podziemiu, ale to, że wiedział kim był mój tata przesądziło sprawę. W grobowcu było pełno imion, a on patrzył jedynie na to jedno. Zaczęłam intensywnie myśleć. Jeśli działał w Państwu Podziemnym, nie mógł mnie skrzywdzić, prawda? Byłam im potrzebna. Może został wysłany, żeby mi coś przekazać?

– Nie zdążył – wyplułam złośliwie. – I nie nazywaj mnie swoim skarbem. Oddaj go – rozkazałam stanowczym głosem. Poczułam się trochę pewniej, gdy wmówiłam sobie, że nic nie może mi zrobić.

Elliot zdenerwował się na moje słowa. Podszedł krok do płyty Anthony’ego, doskonale zdając sobie sprawę, że pierścień zaręczynowy dostałam od niego. Patrzyłam z niedowierzaniem jak wypluwa pierścionek do wazonu w nieświeżą już wodę, gdzie znajdowały się zwiędłe róże. Już po chwili moja pamiątka opadła na samo dno.

– Ups – mruknął, robiąc śmieszną minę. Przeleciał oczami napis na tablicy pamiątkowej z ironicznym uśmieszkiem, po czym zwrócił się znowu do mnie. – Następnym razem jak zobaczę, że go nosisz… – zimitował, że coś połyka. Zrobiło mi się niedobrze na samą myśl.

Kim był? Po co tu przyszedł i skąd wiedział, że tu będę? Czyżby mnie śledził?

– Czego chcesz? – zapytałam ponownie.

– Księżniczka – szepnął. Zmrużył oczy niczym zadowolony kociak. – Moja mała księżniczka – burknął tak cicho, że ledwo usłyszałam co mówi.

Skrzywiłam się. Z pewnością był niepoczytalny. Zamiast odpowiedzieć mi na pytanie, bredził coś pod nosem. A takie osoby są niestety najbardziej niebezpieczne.

– Nie jestem twoja – wycedziłam przez zęby.

– Czyżby? Teraz już jesteś bardziej moja niż jego – prychnął, zezując oczami na napis nagrobny. Chciałam zaprzeczyć, ale nie pozwolił mi. – Tak się mnie biedactwo wystraszyłaś… – ponownie przysunął się do mnie, nie pozwalając się ruszyć, choć nawet o tym nie pomyślałam. Zamarłam jak spetryfikowana. – Nadal się mnie boisz – to było oczywiste nawet dla niego. Dotknął moich włosów i nakręcił na swój palec jeden z moich loków. W jego kocich oczach odbijała się słaba poświata świeczki, którą zapaliłam i czaiło szaleństwo. Wykręciłam twarz by przypadkiem nie myślał mnie po niej dotknąć. – Ale to nie mnie powinnaś się bać, tylko tego, który wtedy był ze mną i do ciebie celował – powiedział żarliwie, powodując, że ponownie spojrzałam na niego.

– C…. celował? – zająknęłam się. Roześmiał się ukazując przy tym wszystkie swoje nienaturalnie białe zęby. Najwyraźniej usatysfakcjonowało go to, że nie zaprzeczyłam, że się go boję. Ale nie mogłam tego zrobić, skoro dalej nawet nie potrafiłam mu się wyrwać osłupiała ze strachu.

– Przecież o tym doskonale wiesz – odrzekł z naciskiem. Mogłam dalej zauważyć w jego oczach rozbawienie. Popukał dłonią w moje czoło. Kątem oka zauważyłam, że na każdym palcu wytatuowaną ma tylko jedną, ale inną literę alfabetu. – Myśl mała, myśl… kto?

Kto jeszcze oprócz Kamala mógł tam być z nim? Z pewnością musiał to być ktoś z Państwa Podziemnego, ale jedyną osobą, którą znałam z podziemia był José. Czyżby mówił o nim? Chciałam go o to zapytać, ale chyba odjęło mi mowę, bo nie mogłam wykrztusić z siebie ani słowa. Chyba to przewidział, bo nie czekał na moją odpowiedź, tylko przyłożył mi rękę do czubka głowy imitując pistolet.

– Puf. Dziecinko, jesteś żałośnie naiwna, że pozwoliłaś mojemu kuzynowi ze sobą zamieszkać. Przecież to zawsze będzie ich człowiek, jeszcze tego nie zauważyłaś? Stamtąd się NIE OD CHO DZI – wysylabizował rozbawiony, że tego nie wiem. – Jesteś taka głupiutka… Taka ufna… Ale nie martw się, to nie twoja wina, tylko… – rozciągnął dłonie, pokazując w koło krypty – ich. A oni ponieśli już zasłużoną karę, nie sądzisz?

Rzucił mi pełne politowania spojrzenie a następnie wyszedł z grobowca, zostawiając mnie samą.

Zsunęłam się po kamiennej płycie na ziemię i złapałam za serce.

 

Co zrobi Ariana?

A)   Wyrzuci José z domu;

B)    Załamie się;

C)    Nie uwierzy Elliotowi.

sobota, 18 stycznia 2020

Cichy Świat: Rozdział 47


ŚMIERĆ MORDERCY


Znajdę cię i zajebię stare ścierwo, obie was dorwę – tym razem Kamal nawet nie zachowywał się cicho, gdy wszedł do gabinetu. – Spierdalam stąd… żebyś nie cieszyła mordy… – mruczał pod nosem otwierając szafkę. Coś musiało się stać, do końca zajęć było jeszcze dwadzieścia minut, a jeśli chciał teraz uciekać to była moja jedyna szansa. Na szczęście nie musiałam nic robić, wystarczyło tylko i wyłącznie czekać.
Wychyliłam się w momencie, gdy pukał w strzykawkę. Obserwowałam wszystko jakby w zwolnionym tempie, nie wierząc, że wreszcie to, o czym śniłam od czasu śmierci Anthony’ego, dzieje się naprawdę. Podwinął rękaw koszuli, odsłaniając tatuaże pokrywające jego całe ramię. Przedstawiały coś podobnego do czarnych smoków, jakby jakieś skrzydlate węże. Były obrzydliwe. Wstrzyknął truciznę w miejsce oka potwora, nie zauważając tego, że to nie był narkotyk. Byłam jak w transie, już nawet nie martwiłam się tym, że mnie widać.
Zasyczał głośno, momentalnie drętwiejąc. Wychyliłam się jeszcze bardziej, odsuwając cicho jego krzesło. Zaczął się krztusić, łapał łapczywie oddech, ale słychać było tylko jego rzężenie. Wyszłam powoli z kryjówki i stanęłam za nim. Był odwrócony do mnie tyłem i próbował złapać się regału, ale nie dał rady, jego ciało odmówiło mu posłuszeństwa. Upadł z łoskotem na ziemię, wywalając całą skrzynkę, w której znajdowała się reszta strzykawek, igieł i narkotyków na siebie.
Zdawał się nie widzieć mnie do momentu, kiedy się nad nim nie pochyliłam. Miał ledwo przytomny wzrok.
– Zostałeś skazany na śmierć za zdradę Państwa Podziemnego – wyrecytowałam zimno słowa José, na wypadek, gdyby był jeszcze w stanie powiadomić policję, w co i tak wątpiłam. – Już nikogo nie zabijesz, Kamal. To za to co zrobiłeś Anthony’emu i Halszce – powiedziałam mściwie.
– Too… tty… – próbował mi coś jeszcze przekazać.
– Ja. Obyś gnił w piekle – stwierdziłam wyprutym z emocji głosem. Patrzyłam obojętnie, gdy zaczyna łapać powietrze jak ryba wyjęta nagle z wody do momentu, kiedy nie mógł już go złapać i jego klatka piersiowa przestała się ruszać.
Wtedy dopiero wyszłam z jego gabinetu.


***

Czekałam w parku na znak od Leticii, że wszystko poszło dobrze i że mogę wracać, ale nie odzywała się.
Dopiero tam na spokojnie mogłam pomyśleć o tym, co się wydarzyło. Kamal nie żył. Wiedziałam, że to prawda, bo choć próbowałam, nie mogłam się z nim skontaktować telepatycznie. Miesiąc przygotowań zakończonych sukcesem.
Gdy wydostałam się z toalety przez okno na trawnik, co zrobiłam jeszcze szybciej niż wtedy, kiedy uciekałam przed Kamalem, działałam jeszcze pod wpływem adrenaliny. Odblokowałam kamery, dopiero kiedy zdjęłam perukę i okulary oddalona od szkoły dobre dziesięć minut.
Nie miałam pojęcia, co dzieje się jednak z Leticią, co zaczynało mnie powoli martwić.
Co z nią? – z nerwów podniosłam się z ławki i zaczęłam przechadzać się wkoło. Jednocześnie starałam się wyglądać jak najbardziej niewinnie, w razie, gdyby były w pobliżu kamery. Musiałam wyglądać na osobę, która czeka na znajomego.  – A może ją ktoś znalazł… – pomyślałam. Zaczęłam wyobrażałam sobie, że dziewczyna zostaje oskarżona o morderstwo Kamala i bierze na siebie moją winę. Pokręciłam głową, próbując odepchnąć takie czarne wizje.
Cóż, wracam do szkoły – postanowiłam, sięgając po swoją torbę, w której miałam komputer, żeby ponownie wyłączyć kamery. Nie mogłam siedzieć bezczynnie, a telepacja nie wchodziła w grę. W razie czego nie chciałam przysparzać jej problemów.
– Już go znaleźli, nie żyje – dobiegł mnie cichy głos Leticii, na który westchnęłam z ulgą. Słyszałam, że  jest bardzo zadowolona. – Gratuluję. Myślą, że popełnił samobójstwo. Wtedy na korytarzu znalazła mnie dyrektorka i musiałam wymyślić coś na szybko. Powiedziałam, że mnie zgwałcił. Jest policja, nic mi nie grozi, ale zdejmuję słuchawki. Wracaj sama, spotkamy się, kiedy wszystko ucichnie – rzuciła na koniec szybko instrukcje.
            Kiwnęłam z uznaniem głową, zabierając rzeczy i kierując się w stronę automobilobusu. Nie wiem, czy zdawała sobie sprawę, ale bardzo mi pomogła. To pewnie dlatego Kamal wyszedł za pierwszym razem z gabinetu w pośpiechu, dzięki czemu mogłam zamienić strzykawki. Improwizowała działając bez namysłu, przez co wywabiła go ode mnie. Sukces zawdzięczałam w głównej mierze jej.
Wsiadłam do jakiegokolwiek automobilobusu, dopiero w środku zerkając, gdzie jedzie. Podjeżdżał pod cmentarz, gdzie leżała pochowana moja rodzina, jakby czytał mi w myślach, gdzie akurat w tym momencie pragnęłam być.

***

Grobowy zapach unosił się w powietrzu. Torba zsunęła mi się gładko z ramienia, co ledwo odnotowałam. Moje nogi same poniosły mnie naprzód znając drogę na pamięć. Dokładnie wiedziałam, dokąd zmierzam, mimo że było całkowicie ciemno, tak jakbym ponownie utraciła wzrok. Oddałabym wszystko by tak właśnie było, abym cofnęła się w czasie do momentu, kiedy żyli wszyscy moi bliscy.
Niedaleko tablicy upamiętniającej imiona osób zmarłych na przyjęciu zaręczynowym wyszukałam palcami świecznik. Wyjęłam zapałki z kieszeni i ostrożnie zapaliłam go. Słabe światło zamigotało, niewyraźnie oświetlając moją kryptę rodzinną. Cienie rzucane na mury grobowca sprawiały wrażenie cierpiących twarzy ludzkich.
Poczułam ucisk w piersi.
Czy nie powinno mi ulżyć, teraz kiedy zemściłam się już na Kamalu? Dlaczego zachowuję się tak jakby jego śmierć nic nie zmieniła?
Dotknęłam granitowej tablicy pamiątkowej, gdzie widniało imię mojego przyjaciela. Kiedy zapadła noc osadziła się na niej wilgoć, przez co stała się bardzo śliska. Przesunęłam dłonią po wyrytej inskrypcji:
„Zabrał Cię tak nagle, że ani mi uwierzyć, ani się pogodzić.”
Z krtani wyrwał mi się cichy, jakby zawodzący jęk. Nawet nie umiałam rozkoszować się smakiem zemsty, bo ta była gorzka. Nie tak miałam się czuć…
Zamknęłam oczy. Po policzku spłynęła mi pierwsza łza.
Anthony byłby na mnie zły. Świadomie naraziłam siebie i Leticię na niebezpieczeństwo. Nie myślałam w ogóle o Victorze, koncentrując się wyłącznie na zemście. A teraz nie czułam nic: ani radości, ani wytchnienia, ani ulgi. Byłam pusta w środku, straciwszy cel w życiu.
Muszę się wziąć w garść – nakazałam sobie przypominając sobie obietnicę, jaką złożyłam swojemu przyjacielowi, miałam zaopiekować się jego bratem.
Odetchnęłam głęboko ocierając wierzchem dłoni słone łzy. Nie chciałam, aby myśli o Kamalu prześladowały mnie nawet po jego śmierci. Musiałam nauczyć się żyć od nowa, przynajmniej do momentu, gdy poczuję, że Victor nie będzie mnie potrzebował.
Drgnęłam ledwo wyczuwając zapach, który już raz zmroził mi krew w żyłach, chwilę przed tym, kiedy usłyszałam głos za sobą.


Kto stoi za Arianą?
A)   Pierre;
B)    José;
C)    Ktoś inny.

sobota, 30 listopada 2019

Eliza: Rozdział 14, część 2


Wiedziałam, że nie pozwolą mi się z nim zobaczyć. Ani teraz, ani na pewno przez następnych kilka dni. Kiedy więc wchodziłam na klatkę schodową do swojego mieszkania (notabene nie miałam swoich kluczy, nie wiedziałam, kiedy i co się z nimi stało – czy zabrał mi je Kosma czy w ogóle nie miałam ich ze sobą) zmuszałam umysł do gorączkowego myślenia.
            Leon z Kamilą już wiedzieli, że zaraz będę. To było pierwsze co przyszło mi na myśl, kiedy ich zobaczyłam. Kamila otworzyła drzwi i sztucznie udała zaskoczoną, ale że zawsze poznawałam, kiedy blefowała, rozszyfrowanie jej zajęło mi kilka sekund.
– Szybko działa – mlasnęłam na przywitanie. – Co wam powiedziała? Co kazała robić? Nie spuszczać mnie na krok?
Kamila z Leonem spojrzeli po sobie.
– Fakt, Pani Małgorzata zadzwoniła kilka godzin temu – wyjawiła nagle moja siostra w przypływie szczerości. – Powiedziała, że jesteś już w Polsce i że czekają cię ciężkie dni.
– Phi – naburmuszyłam się. – Nie byłyby takie ciężkie, gdyby dali mi święty spokój.
– Jak się czujesz? – zapytała Kamila zatroskanym głosem. – Sądząc po twoim nastawieniu nie najlepiej.
– Jak to z tym Kosmą było? – dodał od siebie Leon. Widać było, że to pytanie nurtowało go od momentu, kiedy mnie zobaczył.
– Przestań – skarciła go moja siostra. – Pani Małgosia mówiła, żeby…
– Daj spokój z tą Panią Małgosią! – wybuchłam. – W ogóle nie chcę o niej słyszeć. Niby taka milutka a chodzi i powtarza, że mam jakiś syndrom. Idiotka. Mam tego dość. W ogóle żałuję, że tu wróciłam…
Chyba nie do końca było to prawdą, ale naprawdę byłam w tamtym momencie mocno rozgoryczona.
– Nie macie na sobie pluskw? – zapytałam, czym rozładowałam napięcie, bo Kamila z Leonem zaśmiali się.
– Za dużo filmów – skwitował chłopak, podciągając koszulkę, aby pokazać mi gołą klatkę piersiową.
Dopiero kiedy to zrobił uwierzyłam im na tyle, że usiedliśmy w salonie z kubkami gorącej herbaty w dłoniach. Musiałam się komuś zwierzyć i chyba tylko ich dwójka mogła mi coś doradzić. Plus, musiałam się dowiedzieć co działo się podczas mojej nieobecności.
– Przecież wiecie jak było z Kosmą. Prawda jest taka, że na początku faktycznie mnie uśpił – nawet im lekko naciągnęłam fakty, nie mówiąc, że mnie odurzył – ale on już raz zabrał mnie gdzieś na motorze, gdzie nie do końca chciałam być. Zrobił więc to co kiedyś, tylko na dłuższy dystans. No co ja mam wam powiedzieć? Czy głupio zrobił? Pewnie, że tak. Powinien zapytać, ale pewnie wtedy bym nie…
– Nie pojechałabyś z nim przecież – Kamila znała mnie lepiej. Leon nie wiedział, że byłam niezwykle oddanym partnerem. Nie przyprawiłabym o coś takiego Tomaszowi rogów. Nie zgodziłabym się na wyjazd sam na sam z Kosmą.
– No właśnie. I on o tym też wiedział. Dlatego właśnie to zrobił.
– I co teraz? – Kamila wyglądała na przestraszoną. – Jeżeli jest w więzieniu to znaczy, że traktują go jak kryminalistę.
– Skąd… – zaczęłam zaintrygowana, że tak dużo wie. Czyżby Pani Małgosia jej aż tyle opowiedziała?
– Tą historią żyła cała Polska przez ostatnich kilka tygodni. Ludzie uwielbiają takie smaczki. Trafiłaś na pierwsze strony gazet już po dobie od momentu jak nie mogliśmy cię znaleźć. Myśleliśmy, że uprowadziła cię jakaś grupa terrorystyczna albo chcieli cię sprzedać do niewoli czy coś, więc postawiliśmy na nogi kogo się dało, aby cię odnaleźć. Sprawę komplikował fakt, że nie lecieliście tylko jechaliście samochodem, przez co mogliście swobodnie przekraczać granice a namierzenie samochodu było niewykonalne.
Kiwnęłam głową. Właśnie zdałam sobie sprawę ile Kosma podjął przygotowań, aby mnie ukryć. Ale to absurd. Potrząsnęłam mocno głową, myśli wciąż tłukły się po komorach. Niemożliwe, aby imponowało mi jak mnie porwał.
– A Tomasz? – nareszcie odważyłam zapytać się i o niego, zmieniając temat. ­– On naprawdę miał wypadek? I wyszedł z tego? Co z nim?


Co będzie z Tomaszem:
A)   Dalej dochodzi do siebie po wypadku;
B)    Nie odzyskał sprawności ruchowej, dlatego porusza się o wózku;
C)    Nie chce nawet słyszeć o Elizie.

środa, 25 września 2019

Cichy Świat: Rozdział 46


KŁAMSTWO


Jeśli tu szedł mogłam wydostać się na korytarz i wbiec do toalety. Może bym zdążyła. Mijały jednak cenne sekundy a ja dalej nie mogłam się na to zdecydować. Mogłam też zostać w pokoju i zaatakować go, lecz to równało się temu, że nie wróciłby na zajęcia, gdzie czekali na niego uczniowie. Szybko podnieśliby alarm. Najprawdopodobniejszą opcją było to, że wyszedł z sali by coś wydrukować, lub że czegoś zapomniał. Jeśli w ogóle tu szedł, mógł wejść tylko na chwilę, tylko… co będzie mu potrzebne?
Wreszcie się ruszyłam. Założyłam prędko rękawiczki na dłonie i obeszłam pokój.
Postanowiłam schować się pod biurkiem na wszelki wypadek, gdyby naprawdę się tu zjawił. Ledwo wcisnęłam się uważając by niczego nie dotykać i dosunęłam krzesło, gdy usłyszałam szczęk kluczy w drzwiach. Podzwanianie metalu, kiedy uderzały o siebie. Większość nauczycieli miała gabinety blokowane na czipy identyfikacyjne, ale Kamal dalej używał starego sposobu, zamka w drzwiach.
Przeklęłam. Mało brakowało a spotkałby mnie stojącą na środku jego pokoju i debatującą co robić… Jęknęłam w duchu, że podjęłam złą decyzję. Mogłam jednak uciekać. Wyciągnęłam strzykawkę z torby. Nie pozostało mi nic innego jak modlenie się by nie usiadł za katedrą. Co prawda wystarczyłaby tylko kropla trucizny i zdołałabym ją wcisnąć, gdyby się zbliżył, ale to była ostateczność. Musiał przecież wrócić do swoich uczniów i dokończyć lekcje.
– Pierdoloni gówniarze – rzekł do siebie na głos, kiedy tylko zatrzasnął za sobą drzwi.
On też mówi – pomyślałam zdumiona. Nie znałam wielu członków podziemia, ale zarówno ich wysłannik, z którym rozmawiałam, jak i José używali aparat mowy. Czyżby jednym z warunków przyjęcia było mówienie?
Jego buty uderzały rozdzierająco o posadzkę. Musiał mieć na sobie jakieś mokasyny, bo robiły taki huk jakby wzdłuż pokoju szła właśnie cała brygada żołnierzy, a nie jeden mężczyzna.
Myślałam, że będę się bać, ale czułam jedynie nienawiść. Oszałamiającą, pikującą złość. Ten człowiek zabił Halszkę, moją piękną, radosną przyjaciółkę, która miała tak wiele planów na przyszłość. Zabił Anthony’ego, moją miłość, narzeczonego, z którym chciałam spędzić resztę życia. Odebrał mi ich. Przez ten niespodziewany napad gniewu omal nie wypadłam z kryjówki i nie zaatakowałam go od razu. Musiałam się jednak opanować. Pośpiech na pewno w niczym by mi nie pomógł. Nie mogłam dziś działać bez zastanowienia.
Podszedł do jednej z komód. Otworzył ją z impetem, a następnie zaczął w niej grzebać aż czegoś z niej nie wyciągnął. Coś co brzmiało jak skrzynka. Słyszałam jak po chwili wkłada do niej klucz. Spieszył się. Kłódka puściła od razu, bo zaraz ją zdjął. Wychyliłam się spod biurka pragnąc dostrzec co robi, ale już po sekundzie dobiegło pukanie do drzwi.
Podskoczyłam ze strachu i schowałam się ponownie, żeby mnie nie zauważył.
– Kurwa – powiedział do siebie i wrzucił szybko skrzynkę z powrotem do szafki. Ruszył do drzwi, chwilę w nich stał a następnie wyszedł na korytarz i zamknął je za sobą.
Wyskoczyłam szybko spod biurka i podbiegłam do szafki. Na wierzchu leżała czarna skrzynka, której nawet nie zdążył schować. Niestety była zamknięta, miała zamykanie automatyczne.
            Rzuciłam się do katedry. Zaczęłam grzebać w szufladach aż nie zobaczyłam tego, co miałam nadzieję znaleźć. Spinacze. Wzięłam dwa z nich, wyprostowałam je i zaczęłam układać w kłódce.
            Pan Nikolajew (ten, który kilka lat później próbował mnie zgwałcić) nauczył mnie otwierania zamków, kiedy miałam czternaście lat. Umiałam to zrobić nawet jako niewidoma, więc była to dla mnie łatwizna. Już po minucie zamek puścił a ja pogratulowałam sobie w duchu, że nie utraciłam nabytej umiejętności. Już po chwili ujrzałam kilka pustych i jedną napełnioną strzykawkę z jakimś narkotykiem w środku. Ciecz była bezbarwna. Uśmiechnęłam się do siebie – lepiej być nie mogło.
Wystarczyło zamienić strzykawki. Ten z narkotykiem już po chwili leżał w mojej torbie a ten z Kroplą Snu włożyłam do skrzynki. Wyglądały identycznie. Pokrywa opadła, blokując automatycznie skrzynkę. Zasunęłam szufladę ze śmiertelną trucizną w środku.
            Teraz nadszedł czas bym wyszła z pokoju, ale ponownie nie mogłam się do tego zmusić.

***

            – Jeszcze raz powtórz to, co mi przed chwilą opowiedziałaś – rozkazała mi kobieta, która twierdziła, że była dyrektorką tej szkoły. Była ogromna, miała ponad dwa metry wysokości i wyłupiasty wzrok.
            – Szłam jakiś miesiąc temu ulicą – zaczęłam znowu zmyślać, starając się jak najszybciej rozbeczeć. Łzy jak na zawołanie pojawiły się w moich oczach. – I zostałam zaatakowana. Ten pan rzucił się na mnie, miał dziwny wzrok i zaczął… mnie rozbierać, zdjął mi spodnie i… – byłam w tym wyśmienita. Morderca Anthony’ego wyglądał tak jakby sam mi uwierzył. – Zgwaaałccił mnieeee – zakończyłam teatralnie zawodząc głośno. Dyrektorka pokiwała głową.
            – Znowu brałeś narkotyki, choć obiecywałeś, że chodzisz na terapię, że to koniec. Dodatkowo zgwałciłeś tą nastolatkę – była wkurzona. Jej i tak wybałuszone oczy zrobiły się jeszcze większe. Wyglądała jak olbrzymi strach na wróble.
            – Ta gówniara kłamie – facet, zwany Kamalem, wzruszył ramionami. Ale widać było, że sam nie jest tego pewien.
            – Nnnnie prawwdaaa – od razu zaprzeczyłam. Pokazałam na niego palcem.– Zzzgwwwałłcił mnnnieee, pprrrosszę miii uwwwierzyyyććć! – rozdarłam się w ich głowach, aż zaczęli się krzywić. Przyjemnie było wrzeszczeć w czyichś umysłach bez żadnych konsekwencji. – Onnnn nnaaaprawdęę mmmnnn…
– Ciszej, ciszej, dziecko. Uspokój się, wierzę ci – dyrektorka rozkazała mi się przymknąć. Pociągnęłam mocno nosem, zastosowując się do jej prośby. – Kontaktuję się z policją, za chwilę tu będą a ty…
Spojrzałam na nią przerażona.
Policja? – zbledłam momentalnie. – Cholera, cholera, cholera – miotłam przekleństwami do siebie.
Kiedy zmyśliłam tą historyjkę, chciałam pomóc Arianie, a nie sprowadzać tu policję. To wszystko przez tą olbrzymią babę, która znalazła mnie kręcącą się obok sali lekcyjnej i usłyszała, jak mówię „z klasy” na głos. Musiałam na prędko coś skłamać, dlatego wcisnęłam jej, że bełkotałam „zgwałcił mnie” w myślach. Że byłam tak przejęta tym co zrobił, że musiałam nie zdawać sobie sprawy, że dukałam na głos. Uwierzyła mi, bo byłam przestraszona i zaczęłam się mazać. Kazała woźnej iść po Kamala do gabinetu, a my miałyśmy na niego poczekać.
Facet wstał w krzesła.
– Wracam do moich uczniów, mam jeszcze dwadzieścia minut zajęć a przez ciebie marnuję czas – próbował zwalić na nią winę. Coś jednak kazało mi przypuszczać, że w dupie miał tych uczniów i zaraz ucieknie a cały nasz plan trafi szlag.
– Nie. Masz siedzieć tutaj i nie opuszczać budynku szkoły! – ryknęła dyrektorka, aż tym razem to ja podskoczyłam z huku, jaki zrobiła mi w głowie, co i tak na nic się zdało, bo Kamal i tak wyszedł trzaskając widowiskowo drzwiami przed jej nosem.


Co zrobi Kamal?
A)   Ucieknie;
B)    Wróci do swojego gabinetu i weźmie truciznę;
C)    Pójdzie do klasy a Leticia odwoła akcję.