środa, 25 września 2019

Cichy Świat: Rozdział 46


KŁAMSTWO


Jeśli tu szedł mogłam wydostać się na korytarz i wbiec do toalety. Może bym zdążyła. Mijały jednak cenne sekundy a ja dalej nie mogłam się na to zdecydować. Mogłam też zostać w pokoju i zaatakować go, lecz to równało się temu, że nie wróciłby na zajęcia, gdzie czekali na niego uczniowie. Szybko podnieśliby alarm. Najprawdopodobniejszą opcją było to, że wyszedł z sali by coś wydrukować, lub że czegoś zapomniał. Jeśli w ogóle tu szedł, mógł wejść tylko na chwilę, tylko… co będzie mu potrzebne?
Wreszcie się ruszyłam. Założyłam prędko rękawiczki na dłonie i obeszłam pokój.
Postanowiłam schować się pod biurkiem na wszelki wypadek, gdyby naprawdę się tu zjawił. Ledwo wcisnęłam się uważając by niczego nie dotykać i dosunęłam krzesło, gdy usłyszałam szczęk kluczy w drzwiach. Podzwanianie metalu, kiedy uderzały o siebie. Większość nauczycieli miała gabinety blokowane na czipy identyfikacyjne, ale Kamal dalej używał starego sposobu, zamka w drzwiach.
Przeklęłam. Mało brakowało a spotkałby mnie stojącą na środku jego pokoju i debatującą co robić… Jęknęłam w duchu, że podjęłam złą decyzję. Mogłam jednak uciekać. Wyciągnęłam strzykawkę z torby. Nie pozostało mi nic innego jak modlenie się by nie usiadł za katedrą. Co prawda wystarczyłaby tylko kropla trucizny i zdołałabym ją wcisnąć, gdyby się zbliżył, ale to była ostateczność. Musiał przecież wrócić do swoich uczniów i dokończyć lekcje.
– Pierdoloni gówniarze – rzekł do siebie na głos, kiedy tylko zatrzasnął za sobą drzwi.
On też mówi – pomyślałam zdumiona. Nie znałam wielu członków podziemia, ale zarówno ich wysłannik, z którym rozmawiałam, jak i José używali aparat mowy. Czyżby jednym z warunków przyjęcia było mówienie?
Jego buty uderzały rozdzierająco o posadzkę. Musiał mieć na sobie jakieś mokasyny, bo robiły taki huk jakby wzdłuż pokoju szła właśnie cała brygada żołnierzy, a nie jeden mężczyzna.
Myślałam, że będę się bać, ale czułam jedynie nienawiść. Oszałamiającą, pikującą złość. Ten człowiek zabił Halszkę, moją piękną, radosną przyjaciółkę, która miała tak wiele planów na przyszłość. Zabił Anthony’ego, moją miłość, narzeczonego, z którym chciałam spędzić resztę życia. Odebrał mi ich. Przez ten niespodziewany napad gniewu omal nie wypadłam z kryjówki i nie zaatakowałam go od razu. Musiałam się jednak opanować. Pośpiech na pewno w niczym by mi nie pomógł. Nie mogłam dziś działać bez zastanowienia.
Podszedł do jednej z komód. Otworzył ją z impetem, a następnie zaczął w niej grzebać aż czegoś z niej nie wyciągnął. Coś co brzmiało jak skrzynka. Słyszałam jak po chwili wkłada do niej klucz. Spieszył się. Kłódka puściła od razu, bo zaraz ją zdjął. Wychyliłam się spod biurka pragnąc dostrzec co robi, ale już po sekundzie dobiegło pukanie do drzwi.
Podskoczyłam ze strachu i schowałam się ponownie, żeby mnie nie zauważył.
– Kurwa – powiedział do siebie i wrzucił szybko skrzynkę z powrotem do szafki. Ruszył do drzwi, chwilę w nich stał a następnie wyszedł na korytarz i zamknął je za sobą.
Wyskoczyłam szybko spod biurka i podbiegłam do szafki. Na wierzchu leżała czarna skrzynka, której nawet nie zdążył schować. Niestety była zamknięta, miała zamykanie automatyczne.
            Rzuciłam się do katedry. Zaczęłam grzebać w szufladach aż nie zobaczyłam tego, co miałam nadzieję znaleźć. Spinacze. Wzięłam dwa z nich, wyprostowałam je i zaczęłam układać w kłódce.
            Pan Nikolajew (ten, który kilka lat później próbował mnie zgwałcić) nauczył mnie otwierania zamków, kiedy miałam czternaście lat. Umiałam to zrobić nawet jako niewidoma, więc była to dla mnie łatwizna. Już po minucie zamek puścił a ja pogratulowałam sobie w duchu, że nie utraciłam nabytej umiejętności. Już po chwili ujrzałam kilka pustych i jedną napełnioną strzykawkę z jakimś narkotykiem w środku. Ciecz była bezbarwna. Uśmiechnęłam się do siebie – lepiej być nie mogło.
Wystarczyło zamienić strzykawki. Ten z narkotykiem już po chwili leżał w mojej torbie a ten z Kroplą Snu włożyłam do skrzynki. Wyglądały identycznie. Pokrywa opadła, blokując automatycznie skrzynkę. Zasunęłam szufladę ze śmiertelną trucizną w środku.
            Teraz nadszedł czas bym wyszła z pokoju, ale ponownie nie mogłam się do tego zmusić.

***

            – Jeszcze raz powtórz to, co mi przed chwilą opowiedziałaś – rozkazała mi kobieta, która twierdziła, że była dyrektorką tej szkoły. Była ogromna, miała ponad dwa metry wysokości i wyłupiasty wzrok.
            – Szłam jakiś miesiąc temu ulicą – zaczęłam znowu zmyślać, starając się jak najszybciej rozbeczeć. Łzy jak na zawołanie pojawiły się w moich oczach. – I zostałam zaatakowana. Ten pan rzucił się na mnie, miał dziwny wzrok i zaczął… mnie rozbierać, zdjął mi spodnie i… – byłam w tym wyśmienita. Morderca Anthony’ego wyglądał tak jakby sam mi uwierzył. – Zgwaaałccił mnieeee – zakończyłam teatralnie zawodząc głośno. Dyrektorka pokiwała głową.
            – Znowu brałeś narkotyki, choć obiecywałeś, że chodzisz na terapię, że to koniec. Dodatkowo zgwałciłeś tą nastolatkę – była wkurzona. Jej i tak wybałuszone oczy zrobiły się jeszcze większe. Wyglądała jak olbrzymi strach na wróble.
            – Ta gówniara kłamie – facet, zwany Kamalem, wzruszył ramionami. Ale widać było, że sam nie jest tego pewien.
            – Nnnnie prawwdaaa – od razu zaprzeczyłam. Pokazałam na niego palcem.– Zzzgwwwałłcił mnnnieee, pprrrosszę miii uwwwierzyyyććć! – rozdarłam się w ich głowach, aż zaczęli się krzywić. Przyjemnie było wrzeszczeć w czyichś umysłach bez żadnych konsekwencji. – Onnnn nnaaaprawdęę mmmnnn…
– Ciszej, ciszej, dziecko. Uspokój się, wierzę ci – dyrektorka rozkazała mi się przymknąć. Pociągnęłam mocno nosem, zastosowując się do jej prośby. – Kontaktuję się z policją, za chwilę tu będą a ty…
Spojrzałam na nią przerażona.
Policja? – zbledłam momentalnie. – Cholera, cholera, cholera – miotłam przekleństwami do siebie.
Kiedy zmyśliłam tą historyjkę, chciałam pomóc Arianie, a nie sprowadzać tu policję. To wszystko przez tą olbrzymią babę, która znalazła mnie kręcącą się obok sali lekcyjnej i usłyszała, jak mówię „z klasy” na głos. Musiałam na prędko coś skłamać, dlatego wcisnęłam jej, że bełkotałam „zgwałcił mnie” w myślach. Że byłam tak przejęta tym co zrobił, że musiałam nie zdawać sobie sprawy, że dukałam na głos. Uwierzyła mi, bo byłam przestraszona i zaczęłam się mazać. Kazała woźnej iść po Kamala do gabinetu, a my miałyśmy na niego poczekać.
Facet wstał w krzesła.
– Wracam do moich uczniów, mam jeszcze dwadzieścia minut zajęć a przez ciebie marnuję czas – próbował zwalić na nią winę. Coś jednak kazało mi przypuszczać, że w dupie miał tych uczniów i zaraz ucieknie a cały nasz plan trafi szlag.
– Nie. Masz siedzieć tutaj i nie opuszczać budynku szkoły! – ryknęła dyrektorka, aż tym razem to ja podskoczyłam z huku, jaki zrobiła mi w głowie, co i tak na nic się zdało, bo Kamal i tak wyszedł trzaskając widowiskowo drzwiami przed jej nosem.


Co zrobi Kamal?
A)   Ucieknie;
B)    Wróci do swojego gabinetu i weźmie truciznę;
C)    Pójdzie do klasy a Leticia odwoła akcję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz