NIEOCZEKIWANA
ODPOWIEDŹ
Victor
przeprosił Georgię, choć zrobił to bardziej pod moim przymusem niż w celu
pojednania się z dziewczynką. Następnego dnia zaczynali wszyscy, oprócz
najmłodszego syna Olivii, Nathaniela, szkołę. Wysłałam ich do placówki
prywatnej, bo Victor i Bruno chcieli iść do szkoły muzycznej, a mi zależało,
żeby Zbyszek nie musiał ich daleko dowozić. Olivia nie chciała się zgodzić,
żebym dodatkowo płaciła za edukację jej dzieci, ale przeprowadziłam z nią
poważną rozmowę i wyjaśniłam, że dla mnie to niewielki koszt i w ten sposób
chcę dodatkowo podziękować jej za jej wkład w nasze życie rodzinne. Była dla
mnie wielką podporą i naprawdę nie wiem, jak poradziłabym sobie bez niej.
Victor, Bruno i Georgia chcieli iść do szkoły muzycznej, którą zasugerowałam,
więc uprościli mi sprawę. Ja z kolei cieszyłam się, że Victor znalazł
przyjaciela, bo z Brunonem już od samego początku stali się nierozłączni.
Jedynie do Georgii wciąż odnosił się chłodno, często traktując jak służącą, ale
ilekroć go o to pytałam, nie chciał zdradzić z czego to wynika.
Na
początku września dostałam wiadomość. List, starodawna forma, o której jako
dziecko jedynie słyszałam, a który trzymałam teraz w ręku zawierał ciąg znaków,
zwykłych kropek. Dla innych nieczytelny, a dla mnie szyfr, który umiałam
odkodować. Moje ręce aż drżały z podekscytowania, zdradzając zniecierpliwienie,
kiedy domyśliłam się, co w nim musi być.
Alfabet
ten rozpoznałam od razu, wystarczył mi tylko jeden rzut oka na tekst. To był
Braille, system umożliwiający odczytanie tekstu niewidomej osobie. Byłam pewna
od kogo dostałam ten list, mimo że nie był podpisany. Państwo Podziemne musiało
dowiedzieć się, że byłam kiedyś osobą niewidomą i będę w stanie go rozczytać.
Kropki
zostały zapisane na papierze, a nie wytłoczone jak w książkach, które niegdyś
posiadałam, dlatego nie było to dla mnie tak łatwe, jak myślałam. Usiadłam w
salonie na kanapie i wzięłam do ręki długopis.
Pierwszy
znak. Zamknęłam oczy, próbując wyobrazić sobie jak sunę palcami po nim. Trzy
kropki, dwie na górze i jedna na dole z lewej strony. Nie był to więc
początkowy znak skoro posiadał podstawę. Chropowaty dotyk tej litery. Moje
palce pamiętały ją – to było M. Zapisałam literę na liście pod spodem kodu.
Następnie pojawiła się pojedyncza kropka, to A, najprostszy znak, nawet nie
musiałam go sobie przedstawiać w głowie. Potem pojawił się trudniejszy do
odczytu symbol S, a dalej kolejny. Przy niemal każdym znaku zamykałam oczy
próbując sobie wyobrazić odstający kształt i jego znaczenie. Musiałam być pewna
czy nie rozszyfrowuję zapisu błędnie, ale nie mogło być o tym mowy, bo po
niespełna dwóch minutach trzymałam w ręku kartkę z pełnym zapisem,
informującym, co Państwo Podziemne postanowiło zrobić z Kamalem.
MASZ ZGODĘ NA JEGO
USUNIĘCIE
Werdykt
śmierci. Dali mi wolną rękę, zabicie ich poplecznika w zamian za moją
współpracę i lojalność.
Prawdę
mówiąc myślałam, że już o tym zapomnieli. Nie odzywali się do mnie już kilka
tygodni. Ostatnim razem, kiedy widziałam się z ich wysłannikiem, mężczyzna
przekazał mi, że jego przełożeni dalej nie są pewni czy zezwolą mi zemścić się
na Kamalu i że sami się do mnie odezwą. Cóż, trzeba przyznać, że spełnili
obietnicę. Miałam jedynie nadzieję, że byłam dla nich dostatecznie cenna by nie
donieśli o tym również i jemu.
–
Co to znaczy? – zapytał melodyjny głos koło mojego ucha, na co podskoczyłam jak
oparzona. Omal nie uderzyłam przy tym osoby, która właśnie się nade mną
pochylała. Szlag by to, zachowałam się jakbym zostałam złapana na gorącym
uczynku, a przecież nie robiłam nic złego. Rzuciłam okiem do tyłu, by upewnić
się, że dobrze rozpoznałam właścicielkę głosu. Zielone oczy Leticii spoglądały
na mnie badawczo.
–
Nie twoja sprawa – opowiedziałam, siląc się na beznamiętny ton. Wzięłam list z
kolan i włożyłam go pośpiesznie do kieszeni spodni. – Czemu zawdzięczam tę
wizytę? – zapytałam, podnosząc się z kanapy. Przesunęłam się na bok by podejść
do nastolatki.
–
Zgodę na usunięcie kogo? – zapytała zakładając ramiona na krzyż.
W
tym momencie przeklęłam siebie w myślach, że nie wzięłam się za odszyfrowywanie
listu na górze i że zapisałam go na kartce. Ale też skąd mogłam wiedzieć, że
dziewczyna przyjdzie akurat teraz do rezydencji, lub też, że w ogóle przyjdzie.
Nigdy wcześniej tego nie robiła.
–
Już mówiłam, to nie twoja sprawa – powtórzyłam lodowato. Mimo tego, coś w jej
spojrzeniu zdradzało mi, że zamierza kontynuować ten temat. Nie pomyliłam się.
–
Tego, który go zabił, prawda? – powiedziała przekonana, że ma rację. Nie miałam
pojęcia jak domyśliła się, że chodzi o mordercę Anthony’ego.
Dlaczego
jej nie usłyszałam, gdy podeszła mnie od tyłu? Ja, która ma wyczulony słuch…
Tak zaaferowana kodem, że zapomniałam niemal o całym świecie... Byłam na siebie
wściekła!
–
Potrzebujesz pomocy, świetnie. Chcę pomóc.
Nie
wiedziałam co robić. Z jednej strony przydałoby mi się wsparcie, z drugiej
strony rudowłosa nie wiedziała, że usunięcie
Kamala, równało się jego śmierci. Nie. Nie mogłam jej w to wtajemniczyć.
Anthony by mi na to nigdy nie pozwolił.
A tobie by pozwolił? –
odezwał się irytujący głos, który odbijał się echem w mojej głowie. Nie,
oczywiście, że próbowałby mnie odwieść od takiego planu zemsty.
–
To nie to. Opatrznie to zrozumiałaś – roześmiałam się odzyskując panowanie nad
sobą. Machnęłam od niechcenia ręką, żeby dać jej znać, że to nic istotnego. –
Przyszłaś, żeby odwiedzić Olivię i Nathaniela? – zapytałam udając
zaciekawienie. – Bo Georgii i Bruna jeszcze nie ma, są w szkole, ale będą za
jakieś dwie godziny. Czy może przyszłaś… w sprawie Laguny? – sprowadziłam
rozmowę na inne tory, licząc na to, że odwiodę ją od myśli, które zaprzątały
jej teraz głowę.
–
I tego, i tego. Ale teraz to już nieważne. Co mam zrobić? – zapytała z nadzieją
w głosie. Znowu drążyła niewygodny dla mnie temat, a ja musiałam szybko
wymyślić, w jakim celu ktoś miałby przesyłać mi dziwne znaki kodem, który tylko
ja znałam.
–
Nie będziesz nic robić – burknęłam pomału tracąc nad sobą kontrolę. Jak mam ją
przekonać, że to co przed chwilą zobaczyła, nie było niczym szczególnym? –
Słuchaj, nie wiem o czym pomyślałaś, Leticia, ale zapewniam cię, że bawiliśmy
się z Victorem i…
–
Nie chrzań – przerwała mi ostro, ściskając w pięści swoje dłonie. – Oko za oko,
ząb za ząb, czy nie tak? Widziałaś, gdzie dorastam, ale nie jestem głupia –
zdawałam sobie sprawę z tego w momencie, gdy pierwszy raz ujrzałam ją w
gabinecie Anthony’ego. Była przebiegła i potrafiła walczyć o swoje, ale była
również jeszcze dzieckiem, nastolatką, którą nie mogłam wykorzystać w swojej
zemście. – Pozwól sobie pomóc – pokręciłam z przeczeniem głową. Nie. Jak mogłabym
jej to zrobić?
–
Widziałam to, słyszysz? – rzuciła nagle popadając w coraz gorszy nastrój.
Zmarszczyłam brwi, nie bardzo wiedząc o czym mówi. – Na kamerach w Lagunie
widać jego śmierć, więc ją obejrzałam, skoro ty nie chciałaś mi nic powiedzieć
– otworzyłam ze zdumienia oczy. Tak martwiłam się tylko o to, żeby nigdy więcej
nie musieć znaleźć się na terenie Laguny, że zapomniałam o kamerach! Anthony
kupił bardzo dokładny monitoring, co oznacza, że najprawdopodobniej nawet
słyszała całe zajście. Co prawda, nie widziała twarzy napastników, bo byli
skryci pod kominiarkami, co pewnie przeszkodziło jej zanieść materiał na
policję. Sama nawet o tym nie pomyślałam, żeby to zrobić. I tak nie mogłam
udowodnić, że mężczyzną, który zabił Anthony’ego był Kamal skoro José usunął całą rozmowę.
–
O nie… – wyrwało mi się.
–
Tak – potwierdziła moje obawy. Odgłosy bicia, szarpaniny, przesłuchałam
wszystko. – I już nigdy tego nie
zapomnę. Ten człowiek… To potwór, wszyscy czterej nimi są. Nienawidzę ich… –
głos jej się załamał, nie pozwalając na mówienie dalej. Wzięła kilka głębokich
wdechów. – Dlatego tu przyszłam. Już dowiedziałam się, że policja nic nie
zrobiła w tej sprawie. Chcę, żeby umarli w równie powolny sposób jak Anthony.
Zwłaszcza ten człowiek, który zakopał go na śmierć – mogłam zobaczyć w niej to
samo, co i ja czułam. Niesprawiedliwość, że Anthony’ego spotkał taki los, a
jego oprawcy dalej nie ponieśli konsekwencji.
–
I tak będzie, ale nie mogę…
–
Możesz – ponownie mi przerwała. – Wiesz, że byłam na ciebie zła przed tym jak
to obejrzałam? Bo myślałam, że zostawiłaś go i uciekłaś, bo jak to się stało,
że ty żyjesz a on nie? A potem zrozumiałam, że się pomyliłam. I że nie spocznę,
póki jego morderca żyje – zapewniła z zimnym, lecz stanowczym błyskiem w
oczach.
***
Pozwoliłam
jej sobie pomóc. Może to było nierozsądne, ale potrzebowałam planu, a na tamtą
chwilę nie miałam żadnego. Leticia miała ich za to kilka, musiała wcześniej już
nad tym myśleć. Mogłam tłumaczyć się tym, że potrzebowałam kogoś, komu chciałam
się zwierzyć, ale to była nieprawda. Zaufałam jej w tym samym momencie, kiedy
zdradziła mi, że widziała całe wydarzenie. Jej spojrzenie wyrażało ten sam ból.
Rozumiała mnie i naszą stratę. Jako jedyna w pełni ją zrozumiała, gdy zobaczyła
nagranie z kamery.
Plus
z tego, że dorastała w gettcie był taki, że miała dostęp do substancji, o
których ja nawet nie słyszałam. Wystarczyło mieć pieniądze a mogła kupić
jakąkolwiek truciznę jaka istniała. Arszenik, cyjanek, kurara, cykuta, mogłyśmy
dostać wszystko, nawet pomimo tego, że rudowłosa była niepełnoletnia.
A) Tak;
B) Nie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz