piątek, 12 lipca 2019

Cichy Świat: Rozdział 44


NIEOCZEKIWANA ODPOWIEDŹ


Victor przeprosił Georgię, choć zrobił to bardziej pod moim przymusem niż w celu pojednania się z dziewczynką. Następnego dnia zaczynali wszyscy, oprócz najmłodszego syna Olivii, Nathaniela, szkołę. Wysłałam ich do placówki prywatnej, bo Victor i Bruno chcieli iść do szkoły muzycznej, a mi zależało, żeby Zbyszek nie musiał ich daleko dowozić. Olivia nie chciała się zgodzić, żebym dodatkowo płaciła za edukację jej dzieci, ale przeprowadziłam z nią poważną rozmowę i wyjaśniłam, że dla mnie to niewielki koszt i w ten sposób chcę dodatkowo podziękować jej za jej wkład w nasze życie rodzinne. Była dla mnie wielką podporą i naprawdę nie wiem, jak poradziłabym sobie bez niej. Victor, Bruno i Georgia chcieli iść do szkoły muzycznej, którą zasugerowałam, więc uprościli mi sprawę. Ja z kolei cieszyłam się, że Victor znalazł przyjaciela, bo z Brunonem już od samego początku stali się nierozłączni. Jedynie do Georgii wciąż odnosił się chłodno, często traktując jak służącą, ale ilekroć go o to pytałam, nie chciał zdradzić z czego to wynika.
Na początku września dostałam wiadomość. List, starodawna forma, o której jako dziecko jedynie słyszałam, a który trzymałam teraz w ręku zawierał ciąg znaków, zwykłych kropek. Dla innych nieczytelny, a dla mnie szyfr, który umiałam odkodować. Moje ręce aż drżały z podekscytowania, zdradzając zniecierpliwienie, kiedy domyśliłam się, co w nim musi być.
Alfabet ten rozpoznałam od razu, wystarczył mi tylko jeden rzut oka na tekst. To był Braille, system umożliwiający odczytanie tekstu niewidomej osobie. Byłam pewna od kogo dostałam ten list, mimo że nie był podpisany. Państwo Podziemne musiało dowiedzieć się, że byłam kiedyś osobą niewidomą i będę w stanie go rozczytać.
Kropki zostały zapisane na papierze, a nie wytłoczone jak w książkach, które niegdyś posiadałam, dlatego nie było to dla mnie tak łatwe, jak myślałam. Usiadłam w salonie na kanapie i wzięłam do ręki długopis.
Pierwszy znak. Zamknęłam oczy, próbując wyobrazić sobie jak sunę palcami po nim. Trzy kropki, dwie na górze i jedna na dole z lewej strony. Nie był to więc początkowy znak skoro posiadał podstawę. Chropowaty dotyk tej litery. Moje palce pamiętały ją – to było M. Zapisałam literę na liście pod spodem kodu. Następnie pojawiła się pojedyncza kropka, to A, najprostszy znak, nawet nie musiałam go sobie przedstawiać w głowie. Potem pojawił się trudniejszy do odczytu symbol S, a dalej kolejny. Przy niemal każdym znaku zamykałam oczy próbując sobie wyobrazić odstający kształt i jego znaczenie. Musiałam być pewna czy nie rozszyfrowuję zapisu błędnie, ale nie mogło być o tym mowy, bo po niespełna dwóch minutach trzymałam w ręku kartkę z pełnym zapisem, informującym, co Państwo Podziemne postanowiło zrobić z Kamalem.
MASZ ZGODĘ NA JEGO USUNIĘCIE
Werdykt śmierci. Dali mi wolną rękę, zabicie ich poplecznika w zamian za moją współpracę i lojalność.
Prawdę mówiąc myślałam, że już o tym zapomnieli. Nie odzywali się do mnie już kilka tygodni. Ostatnim razem, kiedy widziałam się z ich wysłannikiem, mężczyzna przekazał mi, że jego przełożeni dalej nie są pewni czy zezwolą mi zemścić się na Kamalu i że sami się do mnie odezwą. Cóż, trzeba przyznać, że spełnili obietnicę. Miałam jedynie nadzieję, że byłam dla nich dostatecznie cenna by nie donieśli o tym również i jemu. 
– Co to znaczy? – zapytał melodyjny głos koło mojego ucha, na co podskoczyłam jak oparzona. Omal nie uderzyłam przy tym osoby, która właśnie się nade mną pochylała. Szlag by to, zachowałam się jakbym zostałam złapana na gorącym uczynku, a przecież nie robiłam nic złego. Rzuciłam okiem do tyłu, by upewnić się, że dobrze rozpoznałam właścicielkę głosu. Zielone oczy Leticii spoglądały na mnie badawczo.
– Nie twoja sprawa – opowiedziałam, siląc się na beznamiętny ton. Wzięłam list z kolan i włożyłam go pośpiesznie do kieszeni spodni. – Czemu zawdzięczam tę wizytę? – zapytałam, podnosząc się z kanapy. Przesunęłam się na bok by podejść do nastolatki.
– Zgodę na usunięcie kogo? – zapytała zakładając ramiona na krzyż.
W tym momencie przeklęłam siebie w myślach, że nie wzięłam się za odszyfrowywanie listu na górze i że zapisałam go na kartce. Ale też skąd mogłam wiedzieć, że dziewczyna przyjdzie akurat teraz do rezydencji, lub też, że w ogóle przyjdzie. Nigdy wcześniej tego nie robiła.
– Już mówiłam, to nie twoja sprawa – powtórzyłam lodowato. Mimo tego, coś w jej spojrzeniu zdradzało mi, że zamierza kontynuować ten temat. Nie pomyliłam się.
– Tego, który go zabił, prawda? – powiedziała przekonana, że ma rację. Nie miałam pojęcia jak domyśliła się, że chodzi o mordercę Anthony’ego.
Dlaczego jej nie usłyszałam, gdy podeszła mnie od tyłu? Ja, która ma wyczulony słuch… Tak zaaferowana kodem, że zapomniałam niemal o całym świecie... Byłam na siebie wściekła!
– Potrzebujesz pomocy, świetnie. Chcę pomóc.
Nie wiedziałam co robić. Z jednej strony przydałoby mi się wsparcie, z drugiej strony rudowłosa nie wiedziała, że usunięcie Kamala, równało się jego śmierci. Nie. Nie mogłam jej w to wtajemniczyć. Anthony by mi na to nigdy nie pozwolił.
A tobie by pozwolił? – odezwał się irytujący głos, który odbijał się echem w mojej głowie. Nie, oczywiście, że próbowałby mnie odwieść od takiego planu zemsty.
– To nie to. Opatrznie to zrozumiałaś – roześmiałam się odzyskując panowanie nad sobą. Machnęłam od niechcenia ręką, żeby dać jej znać, że to nic istotnego. – Przyszłaś, żeby odwiedzić Olivię i Nathaniela? – zapytałam udając zaciekawienie. – Bo Georgii i Bruna jeszcze nie ma, są w szkole, ale będą za jakieś dwie godziny. Czy może przyszłaś… w sprawie Laguny? – sprowadziłam rozmowę na inne tory, licząc na to, że odwiodę ją od myśli, które zaprzątały jej teraz głowę.
– I tego, i tego. Ale teraz to już nieważne. Co mam zrobić? – zapytała z nadzieją w głosie. Znowu drążyła niewygodny dla mnie temat, a ja musiałam szybko wymyślić, w jakim celu ktoś miałby przesyłać mi dziwne znaki kodem, który tylko ja znałam.
– Nie będziesz nic robić – burknęłam pomału tracąc nad sobą kontrolę. Jak mam ją przekonać, że to co przed chwilą zobaczyła, nie było niczym szczególnym? – Słuchaj, nie wiem o czym pomyślałaś, Leticia, ale zapewniam cię, że bawiliśmy się z Victorem i…
– Nie chrzań – przerwała mi ostro, ściskając w pięści swoje dłonie. – Oko za oko, ząb za ząb, czy nie tak? Widziałaś, gdzie dorastam, ale nie jestem głupia – zdawałam sobie sprawę z tego w momencie, gdy pierwszy raz ujrzałam ją w gabinecie Anthony’ego. Była przebiegła i potrafiła walczyć o swoje, ale była również jeszcze dzieckiem, nastolatką, którą nie mogłam wykorzystać w swojej zemście. – Pozwól sobie pomóc – pokręciłam z przeczeniem głową. Nie. Jak mogłabym jej to zrobić?
– Widziałam to, słyszysz? – rzuciła nagle popadając w coraz gorszy nastrój. Zmarszczyłam brwi, nie bardzo wiedząc o czym mówi. – Na kamerach w Lagunie widać jego śmierć, więc ją obejrzałam, skoro ty nie chciałaś mi nic powiedzieć – otworzyłam ze zdumienia oczy. Tak martwiłam się tylko o to, żeby nigdy więcej nie musieć znaleźć się na terenie Laguny, że zapomniałam o kamerach! Anthony kupił bardzo dokładny monitoring, co oznacza, że najprawdopodobniej nawet słyszała całe zajście. Co prawda, nie widziała twarzy napastników, bo byli skryci pod kominiarkami, co pewnie przeszkodziło jej zanieść materiał na policję. Sama nawet o tym nie pomyślałam, żeby to zrobić. I tak nie mogłam udowodnić, że mężczyzną, który zabił Anthony’ego był Kamal skoro José usunął całą rozmowę.
– O nie… – wyrwało mi się.
– Tak – potwierdziła moje obawy. Odgłosy bicia, szarpaniny, przesłuchałam wszystko.  – I już nigdy tego nie zapomnę. Ten człowiek… To potwór, wszyscy czterej nimi są. Nienawidzę ich… – głos jej się załamał, nie pozwalając na mówienie dalej. Wzięła kilka głębokich wdechów. – Dlatego tu przyszłam. Już dowiedziałam się, że policja nic nie zrobiła w tej sprawie. Chcę, żeby umarli w równie powolny sposób jak Anthony. Zwłaszcza ten człowiek, który zakopał go na śmierć – mogłam zobaczyć w niej to samo, co i ja czułam. Niesprawiedliwość, że Anthony’ego spotkał taki los, a jego oprawcy dalej nie ponieśli konsekwencji.
– I tak będzie, ale nie mogę…
– Możesz – ponownie mi przerwała. – Wiesz, że byłam na ciebie zła przed tym jak to obejrzałam? Bo myślałam, że zostawiłaś go i uciekłaś, bo jak to się stało, że ty żyjesz a on nie? A potem zrozumiałam, że się pomyliłam. I że nie spocznę, póki jego morderca żyje – zapewniła z zimnym, lecz stanowczym błyskiem w oczach.

***

Pozwoliłam jej sobie pomóc. Może to było nierozsądne, ale potrzebowałam planu, a na tamtą chwilę nie miałam żadnego. Leticia miała ich za to kilka, musiała wcześniej już nad tym myśleć. Mogłam tłumaczyć się tym, że potrzebowałam kogoś, komu chciałam się zwierzyć, ale to była nieprawda. Zaufałam jej w tym samym momencie, kiedy zdradziła mi, że widziała całe wydarzenie. Jej spojrzenie wyrażało ten sam ból. Rozumiała mnie i naszą stratę. Jako jedyna w pełni ją zrozumiała, gdy zobaczyła nagranie z kamery.
Plus z tego, że dorastała w gettcie był taki, że miała dostęp do substancji, o których ja nawet nie słyszałam. Wystarczyło mieć pieniądze a mogła kupić jakąkolwiek truciznę jaka istniała. Arszenik, cyjanek, kurara, cykuta, mogłyśmy dostać wszystko, nawet pomimo tego, że rudowłosa była niepełnoletnia.


Czy Ariana zabije Kamala?
A)   Tak;
B)    Nie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz