DOMOWE
SPRZECZKI
– Nie musisz się nami opiekować –
odparowałam patrząc na José jak na
jakiegoś karalucha, którego miałam zamiar właśnie rozdeptać. – Nic od ciebie
nie chcemy, nie po tym co przed chwilą usłyszałam – wykrztusiłam chłodno. – A
teraz wynoś się z mojego domu i nigdy więcej się tu nie pokazuj bo w przeciwnym
razie przysięgam, że doniosę na ciebie do podziemia – dorzuciłam nienawistnie,
nakazując mu natychmiastowe opuszczenie rezydencji.
Wyglądało na to, że rozzłościłam go
tym jeszcze bardziej, gdyż w jego oczach dostrzegłam mieszaninę gniewu,
irytacji i rozżalenia. Usłyszałam podniesione głosy na korytarzu i już miałam
sprawdzić co się tam dzieje, gdy chłopak syknął przez zęby:
– Nigdy więcej tego nie rób – wskazał
na mnie swoim palcem. – Bo nie masz do tego prawa, słyszysz?! Nie po tym co dla
was już zrobiłem… – jego oskarżycielski ton trochę zbił mnie z tropu, ale nie
dałam tego po sobie poznać. Nie chciałam prosić go o wyjaśnienia, pragnęłam
jedynie, żeby zniknął z życia mojego i Victora. Raz na zawsze.
Ponowny wrzask na schodach. Byłam
niemal pewna, że to któryś z chłopców, Bruno bądź Victor, krzyczy. Przepchnęłam
blondyna by wyjrzeć na korytarz. Nie zatrzymał mnie, ale się też nie odsunął
żeby zrobić mi więcej miejsca, więc żeby wyjść musiałam przecisnąć się obok
niego.
Victor z Georginą byli w hallu przy
schodach. Najwidoczniej musieli się o coś pokłócić.
– Co się tu dzieje? – zadałam
pytanie nawet nie próbując zgadnąć, co się stało.
– Nic – odrzekł Victor. Podeszłam
do schodów żeby ich lepiej zobaczyć. Dopiero teraz zauważyłam, że dziewczynka
stała wokół rozrzuconych kulek papieru, a wyglądała tak jakby miała się zaraz
popłakać.
– Nie kłam, przecież słyszałam, że
krzyczałeś – powiedziałam surowo, marszcząc brwi. Kuzyn zmiażdżył ostatnią
kartkę papieru, którą trzymał w ręku i uformował ją w kulkę. Następnie cisnął nią
szybko w Georgię, która odbiła się od czoła brunetki i z łoskotem poturlała się
po ziemi. Zdębiałam. Nie miałam pojęcia, co w niego wstąpiło, ale jeszcze nigdy
nie zachowywał się w tak niegrzeczny sposób względem kogokolwiek.
– Victor! – zrugałam go ruszając w
osłupieniu naprzód. Nie zdążyłam nawet zrobić kroku, kiedy on wykręcił się i rzucił
do ucieczki. Nie miałam jak go zatrzymać bo znajdowałam się na górze a żeby
zejść zostało mi jeszcze wiele stopni do pokonania.
Po chwili już go nie było.
Warknęłam z rozdrażnienia i zeszłam po schodach na dół. Georgia nawet nie
drgnęła, kiedy stanęłam obok niej. Łzy spływały jej po policzkach.
– Nie płacz – poprosiłam, kładąc
jej rękę na ramieniu. Poklepałam ją delikatnie, starając się ją pocieszyć. –
Nic ci nie jest? – zapytałam jednocześnie oglądając jej czoło, ale kulka była
zbyt lekka, żeby zrobić jakiś ślad. Na szczęście.
– Nie – podniosła dłoń i otarła zapłakane
oczy swoim rękawem. – To moja wina, proszę na niego nie krzyczeć – próbowała go
bronić, na co się skrzywiłam. Nic nie usprawiedliwiało zachowania Victora.
José wyciągnął
dłoń żeby podać dziewczynce paczkę chusteczek higienicznych. Nawet nie
usłyszałam, że wyszedł za mną na korytarz. Zerknęłam na niego przelotnie i wyrwałam
mu opakowanie zanim Georgia zdążyła je sama wziąć. Wyjęłam jedną z chusteczek i
podałam jej.
– Powiesz mi co się stało? – zapytałam
niepewnie. Dziesięciolatka przyjęła ode mnie oferowaną chusteczkę i wydmuchała głośno
nos. Chyba nie była pewna czy powiedzieć mi czego dotyczyła ich kłótnia. Na
pewno nie chciała skarżyć na mojego kuzyna, ale nie mogła też zignorować mojego
pytania.
– Nic takiego, po prostu miałam mu przynieść
te notatki – powiedziała wskazując na zmiecione kartki, które leżały rozsypane
na podłodze. Zastanowiłam się czy wszystkimi rzucał w dziewczynkę i drgnęłam
zniesmaczona – ale wypadły mi i zobaczyłam co było w nich napisane. Zezłościł
się przez to na mnie, przepraszam, to moja wina – powtórzyła, pociągając nosem.
Opuściła głowę, jak gdyby sądziła, że popełniła właśnie karygodne przestępstwo
i spotka ją za to zaraz kara.
– Nie przejmuj się, nic się nie
stało. I to ja bardzo przepraszam cię za niego – odrzekłam. Byłam pewna, że Victor
coś jeszcze przeskrobał i nie powiedziała mi wszystkiego. – Możesz iść do
siebie, ja poszukam brata i z nim porozmawiam, dobrze? – próbowałam się
uśmiechnąć, ale wyszedł mi raczej niezdarny grymas.
Georgia kiwnęła głową. Jej długie
brązowe loki wpadły na twarz, ale wydawała się tego nie widzieć. Po matce jako
jedyna z rodziny odziedziczyła inny kolor włosów niż rudy. Odetchnęła głęboko i
posłusznie poszła do swojego pokoju.
Złapałam się za czoło.
Co
tu się właśnie wydarzyło? – zastanowiłam się. Jakbym miała
nie dość problemów, to jeszcze musiał pojawić się kolejny, sprzeczka w domu. Sapnęłam
z irytacją, wyczuwając, że José stoi w dalszym
ciągu za mną.
– Jeszcze tu jesteś? – warknęłam
nieprzyjemnie, przekręcając się by stanąć twarzą w twarz z blondynem. Wepchnęłam mu do ręki jego chusteczki.
– Tak, i tak dla jasności nigdzie
się nie ruszam – odpowiedział wyzywająco. – Miałem chronić nie tylko ciebie,
ale i Victora. Tobie nie muszę pomagać skoro nie chcesz, jesteś pełnoletnia i
załóżmy, że sama umiesz o siebie zadbać – prychnął przy tym przesadnie głośno,
dając mi do zrozumienia, że ma inne zdanie na ten temat. – Ale nie wypowiadaj
się za dzieciaka bo Anthony powiedział mi wyraźnie co mam robić. Nawet jeśli
jestem na niego zły, to i tak spełnię jego prośbę. A jak zresztą widać sama Victora
nie wychowasz – rzucił przemądrzale obracając paczkę chusteczek w dłoni.
– Więc chcesz się bawić w dom,
cudownie – mlasnęłam zniesmaczona, jęcząc w duchu, że jednak się od niego nie
uwolnię. Wyminęłam go i ruszyłam po schodach na górę. Nie mogłam uwierzyć, że
wziął sobie słowa Anthony’ego tak bardzo do serca, że chciał mi pomóc. – Ale
wiedz, że ci nie ufam – rzuciłam przez ramię, wiedząc, że jest kilka stopni za
mną.
– To jest nas dwoje – odburknął
cicho pod nosem. Pewnie myślał, że nie wyłapałam jego komentarza, ale zmysł
słuchu miałam bardzo czuły. Pozostałości z czasów, gdy byłam niewidoma. Tak czy
inaczej, nie wiedziałam, co miał na myśli, czy zgodził się ze mną odnośnie
siebie, czy też stwierdził, że on również nie darzył mnie zaufaniem.
– Jaką mam gwarancję, że nam
pomagasz a nie jesteś szpiegiem podziemia, co? – próbowałam znowu coś od niego
wyciągnąć. – To dziwne, że pojawiasz się u nich a potem odchodzisz bez szwanku.
Są mściwi, a jednak tobie nic nie zrobili – wyrzuciłam z siebie wszystkie
obawy, które już jakiś czas chodziły mi po głowie. Musiał wiedzieć, że mam go
na oku, bo nie łyknęłam jego historyjki, jakoby „miał swoje sposoby”, żeby im
uciec.
– Nie masz kompletnie żadnej
gwarancji – odpowiedział. – Ale chwila gdyby nad tym się głębiej zastanowić… czy
Anthony nie mówił ci, żebyś mi zaufała? – zadał mi retoryczne pytanie, wiedząc
jaka jest odpowiedź. Momentalnie stanęłam jak wryta na szczycie schodów.
– Co powiedziałeś? – zapytałam
obracając głowę w jego stronę. W naszej rozmowie przed śmiercią rzeczywiście
mój przyjaciel tak mi przykazał, ale skąd on u licha mógł o tym wiedzieć?
José uśmiechnął
się niewinnie.
– Zanim wykasowałem waszą rozmowę,
oczywistym jest, że ją uprzednio przeczytałem… – wyjawił. Stał ode mnie dwa
stopnie niżej i był z siebie bardzo zadowolony. Miałam ochotę znowu mu
przywalić i zmyć z twarzy ten zarozumiały uśmieszek.
No
tak. Mogłam się tego domyślić – wyrzuciłam sobie, że
nie pomyślałam o tym wcześniej.
– Mów co tam było i mnie już nie
denerwuj! – warknęłam wściekle. Byłam rozdrażniona, że znowu zataił przede mną
ważne informacje. Wiedział, że interesuje mnie ta rozmowa, bo chciałam ją
wyszukać, ale stwierdził, że to niemożliwe bo jej tam nie ma. Co prawda nie
zapytałam go czy ją przeczytał, ale on sam mógł być na tyle uprzejmy, żeby mi
to zdradzić.
– Nie. Może
następnym razem pohamujesz swój wybuchowy charakterek – odparł złośliwie. –
Oboje musicie nad tym popracować, i ty, i Victor – rzucił na koniec wymijając
mnie. Zostawił mnie samą na korytarzu z głośno dudniącym sercem. Ponownie udało
mu się wytrącić mnie z równowagi i straciłam nad sobą panowanie. A on znowu się
przede mną zamknął i z całą pewnością nieprędko zmuszę go do ponownych
zwierzeń.
– Arghh – warknęłam na siebie. Źle
to załatwiłam, ale nie miałam więcej czasu nad tym myśleć. Ruszyłam do pokoju
Victora, mając nadzieję, że go tam znajdę.
Czy Ariana przeczyta kiedyś rozmowę
z dnia 24 lipca?
a) Tak,
sama ją znajdzie;
b) Tak,
José ją zapisał i jej pokaże;
c) Nie, nigdy nie dowie się co w niej było;
d) Nie,
ale José opowie jej co w niej było.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz