ŻAL
JOSÉ
– Słucham? – wydukałam otwierając usta
ze zdumienia.
– Anthony próbował skontaktować się
z waszą rodziną, ale z oczywistych powodów nie mógł tego zrobić bo zaatakowano
ich od razu jak wyszliście. Już wtedy nie żyli – wyjawił José. Poczułam nieprzyjemne mrowienie w karku
kiedy mówił, a na ramionach pojawiła się gęsia skórka. Za każdym razem kiedy powracałam
do tego wydarzenia po moim ciele przechodziły niekontrolowane dreszcze wzdłuż
kręgosłupa. Objęłam się rękami w ochronnym geście, żeby tego nie zauważył. –
Myślałem, że po prostu nie może się skoncentrować więc ja też próbowałem się z
nimi stelepatować – kontynuował. – Nie było ich w zasięgu. Nie powiedziałem mu
o tym, ale już wtedy wiedziałem, że nie żyją wszyscy, oprócz Victora. Na samym
końcu też to zrozumiał, bo zanim umarł mówił tylko, że to pułapka. Bał się, że
ciebie też zabiją więc błagał mnie żebym cię uratował. Prosił też, żebym zaopiekował
się Victorem i tobą.
Na
szczęście nie zrobił tego – pomyślałam z ulgą. – To Pierre mnie uratował, nie on – bolesne
skurcze uciskały mnie w żołądku, jakbym miała zaraz zwymiotować. To był z
pewnością najgorszy dzień w moim życiu, gorszego od niego nigdy nie będzie.
Teraz dodatkowo doszedł kolejny powód dlaczego ten lipcowy wieczór zapamiętam
na całe życie. Jak zwykle mój narzeczony
założył, że sama nie dam sobie rady i poprosił kolegę, żeby mnie wsparł. Anthony
wiedział, że nie życzyłabym sobie tego, ale mimo to zrobił. Było mi wstyd.
– Wiesz kto go schował przed tym
jak zaczęli strzelać? – zapytałam starając się trzymać swoje zszargane nerwy na
wodzy. Oczywiście miałam na myśli swojego jedenastoletniego kuzyna.
– Nie, kiedy zabrałem Kamala do
aresztu podziemia nie rozmawiałem z nimi o tym – zaprzeczył. – Ale pewnie ktoś
od nich. Dziecko, przyszły dziedzic idealnie pasuje do ich schematów. Pewnie
chcieli mu zrobić pranie mózgu, wyszkolić jak mnie – niemal wypluł te słowa.
Wzdrygnęłam się kiedy uświadomiłam sobie jak mało brakowało by Victor trafił do
Państwa Podziemnego.
– Mówisz, że dostarczyłeś Kamala do
aresztu… Jak zdołałeś im potem uciec? – poruszyłam się niespokojnie. Czy to było
w ogóle możliwe, żeby wypuścili zdrajcę na wolność bez problemu?
– Mam swoje sposoby – odrzekł
lakonicznie, wkładając ręce do kieszeni. Najwidoczniej przesadziłam z ilością
pytań, bo José nie myślał kontynuować dalej
naszej rozmowy. – Koniec przesłuchania na dziś, idę do siebie – stwierdził,
wycofując się w stronę drzwi.
José był sprytny,
to nie ulegało wątpliwości. Do firmy J&J również dostał się bez problemu na
czwarte piętro, choć ochrona czuwała 24 godziny na dobę. Nie miałam pojęcia jak
tego dokonał, ale poradził sobie. Podobnie jak z wieloma innymi zadaniami, które
ja bądź Anthony mu zlecaliśmy.
–
Nie mogłeś nam jakoś pomóc? – szepnęłam zanim wyszedł starając się nie brzmieć
zbyt szorstko. Najwyraźniej usłyszał moje pytanie bo nie opuścił mojego pokoju,
tylko przystanął z ręką na klamce.
Może gdyby był wtedy z nami w tę noc, inaczej by się to
skończyło… – wspomniałam
tragiczną śmierć swojego przyjaciela.
–
Było już za późno – wyjaśnił odwracając się w moją stronę. – Zanim tam dotarłem, Kamala nie było, Anthony
był martwy a ty mdlałaś w rękach...
–
Byłeś tam? – przerwałam mu gwałtownie, robiąc niedowierzającą minę. Tego się zupełnie
nie spodziewałam. – Jak… Kiedy?
– Przecież mówiłem, że Anthony błagał
mnie żebym ci pomógł. Więc tak, dotarłem tam, ale i tak było już za późno żebym
cokolwiek zrobił. Czy możemy już skończyć? Naprawdę nie chcę z tobą o tym
rozmawiać – zmarszczył się i zrobił rozżaloną minę. A ja przypomniałam sobie, że chyba go nawet wtedy widziałam. Myślałam,
że majaczę lub wpatruję się w oczy jakiegoś zwierzaka, który pojawił się w
lesie. Nie miałam pojęcia, że to był on.
Ponownie odwrócił się, żeby odejść. Ale nie było nawet mowy, żebym mu na to pozwoliła.
– José,
nie waż się stąd wyjść! – warknęłam wyniośle, ruszając prędko w jego kierunku.
Przemierzyłam swój pokój w zaledwie czterech krokach. Na szczęście posłuchał
mojego rozkazu i ani drgnął. – Dlaczego akurat ty nie chcesz o tym rozmawiać?
Czy nie sądzisz, że mi jest gorzej do tego powracać? Że to mi należą się wyjaśnienia?! – zapytałam go podnosząc głos. Dalej stał
odwrócony do mnie plecami, lecz wzruszył lekceważąco ramionami, sugerując jak
niewiele go to obchodziło. Niemal zatkało mnie z oburzenia.
– Dlaczego mi nie powiedziałeś,
co?! – krzyknęłam, szarpiąc go za ramię by na mnie spojrzał. Zacisnął zęby, ale
pozwolił się obrócić. – Kiedy przyszłam do ciebie kilka dni potem udawałeś, że
nic nie wiesz! – ryknęłam wzburzona zaciskając kurczowo swoją dłoń na jego
ramieniu. Miałam nadzieję, że moje paznokcie sprawiły
mu ból.
W dniu kiedy wypisałam się ze
szpitala, pędząc do niego na złamanie karku, liczyłam na to, że będzie osobą,
która będzie ze mną szczera. A on wprowadził mnie wtedy celowo w błąd i jeszcze
szydził ze mnie wiedząc, co wtedy przeżyłam. Dał mi do zrozumienia, że nie obchodził
go los Anthony’ego, co jak widać, było kłamstwem. Mój narzeczony był dla niego na
tyle ważny, że blondyn pojawił się na miejscu zbrodni zaraz po ich telepacji
aby spełnić jego prośbę.
–
Co chcesz usłyszeć? Prawdę? – prychnął, strzepując z siebie moją dłoń.
Przytaknęłam głową. – Nie spodoba ci się, ale dobrze! Byłem na niego zły,
zadowolona?! – wrzasnął. Chyba pierwszy raz podniósł na mnie głos. – Na to, że
jednak przeżyłaś, byłem i jestem dalej zły! Miałem nadzieję, że nie będę musiał
spełniać tych głupich obietnic i niańczyć ciebie i jego brata! Że umrzecie, oboje! – huknął, oddychając ciężko jakby
właśnie przebiegł maraton.
Dygotałam ze złości i poniżenia, a do
oczu zaczęły napływać mi łzy. O mnie mógł sobie myśleć, co chciał, ale nigdy
nie pozwolę mu mówić takich rzeczy o Victorze.
Podniosłam rękę i zrobiłam to, na
co miałam ochotę już od dawna. Wymierzyłam mu tak mocny cios w policzek, jaki
tylko zdołałam. Ręka zapiekła mnie mocno z bólu, ale satysfakcja z tego, że
choć raz mogłam oddać José była tego warta. Jego
twarz płonęła a jasne oczy niemal pociemniały z furii, kiedy ponownie skierował
na mnie swoją twarz w ewidentnym szoku.
Co zrobi José po tej kłótni?
A) Odda i uderzy Arianę;
B) Opuści rezydencję;
C) Zostanie dalej w rezydencji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz