poniedziałek, 20 sierpnia 2018

Cichy Świat: Rozdział 38


J & J


Dwa dni później ponownie zawitałam w pokoju José. Przyszłam do niego w celach czysto informacyjnych, miałam nadzieję nie wdawać się z nim  ponownie w kłótnię.
– Co wiesz o firmie J&J? – zaczęłam, nawet się z nim nie witając. Blondyn siedział właśnie na łóżku i czytał jakąś książkę, którą nawet nie odłożył, gdy weszłam do środka. Był lekko zirytowany moim wtargnięciem, robiąc naburmuszoną minę. Zignorowałam to.
Wczoraj przypomniałam sobie, że po śmierci mojej rodziny chłopak powiedział mi coś o firmie, czego dalej nie rozumiałam.
– Pamiętam jak mówiłeś, że nie wiem co to oznacza, że zostałam jej właścicielem. Czyli musisz wiedzieć nawet więcej ode mnie na temat mojej firmy, no chyba że kłamałeś.
José założył ręce na krzyż.
– Nie kłamałem. Ale co będę miał z tego, że się podzielę z tobą swoją wiedzą? – zapytał, poprawiając sobie poduszkę pod plecami. Oczami wyobraźni już widziałam, jak podchodzę do niego i zabieram jaśka, a następnie usiłuję go nim zadłusić. Co dziwne w mojej głowie, blondyn wcale nie protestuje, z radością żegna się z tym światem, rad, że skończy zaraz swoje nędzne życie.
– Nie wyrzucę cię teraz za drzwi... – zgrzytnęłam zębami, wyprostowując się przy tym jak struna, by wyglądać na bardziej pewną siebie.
Westchnął tak ciężko, że nawet ja usłyszałam jak wypuszcza powietrze, choć znajdowałam się od niego kilkanaście metrów dalej.
– Łatwiej byłoby to pokazać – oznajmił po chwili ciszy.
– Słucham? – myślałam, że się przesłyszałam.
– Nie rozumiesz co oznacza pokazać? – zapytał retorycznie i nie czekając na odpowiedź, szybko dodał. – Spotkajmy się jutro w firmie kiedy będzie przerwa obiadowa w zachodnim skrzydle pierwszego bloku, na czwartym piętrze.
Szybko przeanalizowałam jego słowa w głowie, ale doszłam do wniosku, że nie mówi poważnie. Jak miałby się tam znaleźć? Nie ma ani przepustki, ani wstępu, a wszędzie wokół jest ochrona. No chyba, że ma skrzydła i przyleci…
– Żartujesz sobie ze mnie? – warknęłam, choć chłopak nie wyglądał na kogoś, kto właśnie ze mnie kpi. – Niby jak się tam dostaniesz? Nie masz uprawnień... – powtórzyłam na głos swoje wahanie.
– Raczej to nie twój problem, prawda? – zapytał, podnosząc przy tym jedną brew.
Tak, to nie mój problem. Poza tym, nie traciłam zbyt wiele, no może oprócz urażonej dumy kiedy już dowiem się, że José się zgrywa.
– Dobrze, ale jeśli kłamiesz... – mruknęłam, wyrażając w dalszym ciągu powątpiewanie.
– Skończyliśmy ten temat. A teraz idź już sobie, chcę to przeczytać – powiedział, spuszczając wzrok na tom w ręku. – Widzimy się jutro – machnął ręką na pożegnanie.

***

Siedziałam na ostatnim, dwudziestym piętrze gdzie mieścił się gabinet ojca i wuja. Do mojego pokoju i Anthony’ego nie weszłam odkąd zjawiłam się tu jako jedyny właściciel firmy. Dużym plusem tego, że José się tu ze mną umówił był fakt, że ja też musiałam wreszcie zmusić się tu zawitać. Kiedy rano przechodziłam przez bramki, przykładając do nich swoją rękę, a co za tym idzie zdradzając swoją tożsamość, mimowolnie pomyślałam o blondynie. Zastanowiłam się, czy naprawdę jest w stanie to obejść i zjawić się w umówionym miejscu. Czy przyleci jednym z dronów? A może zejdzie po linie? Dochodziła dwunasta, czyli przerwa obiadowa, więc zaraz miałam się sama o tym przekonać.
Zjechałam na czwarte piętro i ruszyłam w stronę skrzydła zachodniego. Szpilki dźwięczały po posadzce, kiedy szłam naprzód. Jako niewidoma dziewczynka uwielbiałam obcasy, bo dzięki nim mogłam usłyszeć gdzie przemieszczają się ludzie. Bałam się kiedy ktoś poruszał się wokół mnie bezszelestnie, czułam się jak owad, który wpadł w pajęczą sieć i zostanie zaraz zjedzony.
Byłam pięć minut przed czasem. Włożyłam dłonie do kieszeni spódnicy, żeby nie zerkać cały czas na zegarek. Cofnęłam się pamięcią do dziwnej rozmowy, którą odbyłam rano z moim asystentem, Florianem. Może José byłby w stanie ją wyjaśnić?

– Cieszę się, że wróciłaś – zaczął mój sekretarz, nerwowo przegryzając wargę. Nie wyglądał jednak na kogoś, kto naprawdę jest zadowolony z mojego powrotu.
– Ja również – skłamałam gładko, zauważając, że chłopak denerwuje się moją obecnością. – No to może usiądź i wytłumacz mi jaki związek istnieje pomiędzy tą firmą a naszym państwem. I nie oszukuj mnie, Florianie – dodałam na koniec, od razu przechodząc do rzeczy. Chłopak wyglądał jakby się udławił. W przeciągu chwili zrobił się czerwony na twarzy i zaczął rzucać przestraszone spojrzenia na drzwi.
– Sss, skąd… – zaczął. To nie było ważne skąd o tym wiedziałam. Przecież nie musiałam mu mówić o telepatii z Panem Mendesem, on miał wypełniać moje polecenia. – Tooo zznaczy…   jego nagłe jąkanie zaskoczyło mnie. Zdawałam sobie sprawę, że Florian się jąka, jak jest czymś zestresowany, ale żebym to ja wyprowadziła go z takiej równowagi? Przeszło mi przez głowę, że może właśnie telepatuje się z kimś jeszcze, dlatego jest taki nieswój.
– Czekam na odpowiedź – rzuciłam niewzruszona, choć jego podenerwowanie wybiło mnie z pantałyku.
– Jjjaa nie jjjestem odpowiednią osobbbą, może popproszę… – wybełkotał, pocierając przy tym ręce o spodnie.
– Nie. Ty to zrób. Teraz – przerwałam mu gwałtownie, pochylając się na fotelu. Oparłam dłonie na blacie drewnianego biurka mojego ojca i czekałam.
– Nnnie mmmogę, jjjjaa nnnie pppowinnienem wiedddzieććć, jjaaa… – ledwie go zrozumiałam, mówił tak niewyraźnie i chaotycznie, że wreszcie zrobiło mi się go żal i powiedziałam mu, żeby poszedł do siebie i uspokoił się. Ta rozmowa go jednak nie ominie, muszę wiedzieć co dzieje się w tej firmie, skoro mój – zwykle opanowany – asystent, zaczął panikować, jak gdyby nagle stanął przed plutonem egzekucyjnym, a nie przede mną.

Gdybym nie była wyczulona na dźwięki, nawet bym go nie usłyszała. Obejrzałam się przez ramię i podniosłam ze zdziwienia brwi.


Kogo zobaczyła Ariana?
a)       José
b)      Pierre’a
c)      Floriana

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz