środa, 22 listopada 2017

Cichy Świat: Rozdział 32

SEKRET BRACI


Victor, obudź się, to tylko koszmar – powiedziałam głośno, potrząsając chłopca za ramię. Przyjrzałam się jego zaciśniętym mocno powiekom, czując, że kuzyn musi cierpieć we śnie katusze. Nie mogłam na to patrzeć – przecież obiecałam sobie zapobiegać jego zmartwieniom. Złapałam go ponownie i szturchnęłam. – Victor – rzekłam tym razem głośniej, jednak ponownie nie udało mi się go wybudzić. Czułam się jakbym szarpała dmuchaną lalkę, a nie żywego chłopca... W końcu, po minucie powoli otworzył oczy. Przez chwilę patrzył na mnie zdezorientowaną miną.
            – Ty... mówisz – stwierdził wyraźnie zaskoczony, siadając na łóżku. Przetarł powieki i otworzył ze zdumienia usta. Ja również podniosłam się, by lepiej widzieć chłopca. Byłam zaskoczona tym, że nie byłam jedyną osobą w tym pokoju, która potrafiła wyrażać swoje myśli na głos i chyba było to widać.
            – Ty też, tylko jak? – zadałam mu pytanie łapiąc się za czoło i przeczesując swoje włosy ręką. – Anthony? – zapytałam, przeczuwając, że właśnie podałam sobie odpowiedź.
            – Tak – przyznał, spuszczając swoją blond-włosą czuprynę i wykrzywiając twarz, jakby nagłe wspomnienie brata zadało mu kolejny raz niewysłowiony ból.
Pokiwałam z niedowierzaniem głową. Jak to się stało, że żaden z nich mi o tym wcześniej nie powiedział? Dlaczego Anthony robił z mówienia taki sekret? Victor również zdziwił się, słysząc, że mówię, co oznaczało, że tylko jego brat wiedział, że cała nasza trójka posiadała umiejętność zakazaną przez Rząd. Chociaż ciągle próbowałam oszukać małego kuzyna, że czuję się dobrze i wszystko się ułoży, tak naprawdę było mi ciężko. Miałam tyle pytań i nikt nie mógł na nie odpowiedzieć. Zostałam z tym całkiem sama...
– Ale nie udało mu się, nie umiem dobze mówić – dopiero teraz usłyszałam, że Victor miał rację i odrobinę sepleni.
Podniosłam głowę i uśmiechnęłam się do chłopca, który nawet nie wiedział, jaką zrobił mi przyjemność nabytą zdolnością. Nie licząc José, będę miała kogoś z kim będę mogła rozmawiać, nie obawiając się żadnej infiltracji z zewnątrz.
– Podszkolimy cię, nie przejmuj się – obiecałam, nie mogąc pozbyć się lekkiego uśmiechu z twarzy. – Tylko dlaczego nic mi nie powiedziałeś, przez Anthony’ego? – zastanowiłam się na głos, marszcząc odrobinę brwi. Mieliśmy szczęście, gdyż moglibyśmy oboje mieć problem gdyby chłopiec postanowił telepatycznie wyznać mi, że umie mówić.
– Tak, powiedział, że to będzie nasz seklet, blatelska tajemnica – w oczach Victora ujrzałam łzy. – Nie mogłem go zdladzić – dodał smutno, przygryzając wargę.
Odetchnęłam mocno. W chwilach, takich jak ta, czułam, że nie dam rady. Codzienność bez Anthony’ego, rodziców oraz wujostwa zadawała cierpienie, a dalsze funkcjonowanie stało się koniecznością, do czego zmuszałam się każdego poranka. Ale nie mogłam się poddać, musiałam dalej walczyć o szczęście Victora, przed którym było jeszcze całe życie. Nie mogłam zostawić go bez prawnej opieki. 
            – Cieszę się, bo to wiele upraszcza – stwierdziłam, kładąc rękę na jego plecach. – Ja też mówiłam z nim na głos, bo wiesz... niektórych rzeczy nie powinno się mówić w myślach. Rząd śledzi nasze rozmowy, dlatego od dzisiaj, gdy będziemy sami, będziemy mówić wyłącznie na głos, dobrze? – zapytałam, wyczuwając napływające łzy do oczu. Anthony nie mógł wiedzieć, jaką zrobił mi przysługę ucząc swojego brata mówienia. – Tym razem to będzie nasza tajemnica, ale nie możesz o tym nawet wspomnieć w rozmowach przesyłanych telepatycznie, dobrze? – spojrzałam na chłopca, napotykając jego błękitne, niewinne oczy. Po chwili przytaknął głową, dając mi znać, że rozumie moją prośbę.
            – Tak, wiem, José mi wszystko wytłumaczył.
            José? – znowu on... Kiedy Victor zdążył go poznać? Musiałam mieć bardzo głupi wyraz twarzy, bo chłopiec poczuł się w obowiązku wyjaśnić, kim on jest.
            Taki kolega Anthony’ego. On też uczył mnie mówić. Anthony powiedział, że daje mu lóżne zadania do wykonania i płaci za to. José umie dużo rzeczy, ale ma tludną sytuację, bo nie ma nikogo. Tak jak my telaz – stwierdził z rozbrajającą szczerością. Nie wiedziałam co mu odpowiedzieć, dlatego rozłożyłam dłonie, aby wziąć go w objęcia. Przytulił się do mnie ochoczo, mocno oplatając mnie rękami.
Skoro José należał do Państwa Podziemnego to jasne, że umie różne rzeczy, tylko dlaczego Anthony tak mu ufał? – próbowałam to wszystko jakoś zrozumieć, bo nie mogłam zwierzyć się Victorowi i musiałam zatrzymać myśli dla siebie.
            – Mamy siebie. Najważniejsze, że potrafisz mówić. Może José będzie dalej chciał cię uczyć, zobaczymy – spekulowałam, przypominając sobie ostatnie słowa Anthony’ego by zaufać blondynowi.

***

Następnego dnia rozpoczęliśmy przeprowadzkę, która potrwała tydzień. Niestety, przewożenie całego majątku nie należy do prostych i szybkich czynności. Rzeczy rodziców, wujostwa i Anthony’ego oddaliśmy na pomoc dla potrzebujących. Był to pomysł Victora, co przyjęłam z radością i lekkim szokiem – nie podejrzewałam chłopca o taką hojność względem innych ludzi; brałam go chyba za większego egoistę niż był nim istotnie.
W weekend przywiozłam dziadka Halszki do willi, z którym się niestety pogorszyło. Tak jakby wraz ze świadomością tego, że jego wnuczka nie żyje, uleciała z niego wszelka ochota do własnego życia. Powiedział, że teraz ma tylko mnie, ale długo tak nie pociągnie, przez co zaniosłam się płaczem jak tylko opuściłam jego pokój. Nie wytrzymałam chyba tego, że mogłaby mnie zostawić kolejna bliska mi osoba.
Nagle spadła na mnie cała odpowiedzialność i stałam się jedynym opiekunem Victora i dziadka, co nie polepszało mojego samopoczucia. Czasami myślałam, że mam depresję, ale przecież nie zmuszałabym się do wstania z łóżka codziennie rano, gdyby tak właśnie było. A ja ciągle musiałam coś robić – podać dziadkowi leki, o których nie mogłam zapomnieć, a to ugotować obiad, który wychodził mi fatalnie bo nie miałam w tym wprawy, a to nakarmić zwierzęta, bądź posprzątać rezydencje czy rozpakować rzeczy z kartonów. Choć były to normalne czynności, bezustannie powracałam do momentu śmierci Anthony’ego, przez co łapałam się, że zamiast pracować, patrzę tępo w jeden punkt od kilkunastu minut i marzę o śmierci...
W ciągu dwóch tygodni stanęłam na czele naszego domu i olbrzymiej firmy, do której nie zawitałam jeszcze ani razu. Nie miałam do tego głowy, ale wiedziałam, że wkrótce muszę przestać zaniedbywać J&J. Skończyłam ledwie osiemnaście lat i w tak krótkim okresie czasu moje życie zmieniło się diametralnie, wywróciło do góry nogami. Zawsze miałam kogoś, kto podejmował za mnie decyzje. Teraz to ja musiałam przejąć kontrolę nad wszystkim, a to było dla mnie zdecydowanie za wiele.
Pani Helena z Saszą postanowiły zatrudnić się gdzieś indziej po śmierci swoich pracodawców, więc nie przeniosły się ze mną i Victorem do nowej rezydencji. Jedynie Zbyszek, który wpadł w rozpacz gdy oznajmiłam mu, że muszę go zwolnić, wybłagał mnie żebym go nie odsyłała, bo nie ma innego domu. Wyznałam mu więc, że w nowej rezydencji będą obowiązywać inne zasady, na co wpadłam w dniu, kiedy dowiedziałam się, że mój kuzyn umie mówić. Uznałam wtedy, że moi pracownicy będą mówić na głos, bo nie pozwolę na infiltrację Rządu. Na szczęście, jak się okazało mój ogrodnik umiał komunikować się w ten sposób, bo wychował się w biednej dzielnicy, gdzie nikt nie przejmował się telepatią. Przypomniało mi to o Leticii, którą postanowiłam wkrótce odwiedzić.
Zbyszek był dobrym ogrodnikiem, a Victor go lubił, więc postanowiłam dać temu szansę. Co prawda, w nowej rezydencji kazałam zamontować monitoring i zatrudniłam w ogrodzie dwóch ochroniarzy, których nie znałam, ale z czasem miałam nadzieję wymienić ich na zaufanych ludzi. Dzięki temu, że miałam przy sobie Zbyszka czułam się bezpieczniej, zawsze to lepiej po takich przejściach jak nasza tragedia, kolejny mężczyzna w domu. Postanowiłam mu jedynie pewien warunek – miał przestać nazywać mnie panienką. Byłam Arianą i tak chciałam, żeby się do mnie zwracał. W willi zamieszkaliśmy zatem we czwórkę: ja, Victor, dziadek oraz pan Zbyszek. Pod naszym dachem znalazły się również dwa psy, Chester i Fikus, oraz mój króliczek, Tusia. Niestety nigdzie nie mogłam w dalszym ciągu znaleźć Płomyka, dlatego z żalem musiałam go opuścić. Mimo to miałam nadzieję, że da sobie radę beze mnie i jest całkiem zadowolony ze swojego życia poza laboratorium.


Czy Płomyk pojawi się jeszcze kiedyś w opowiadaniu?
A)    Tak, zamieszka znowu z Arianą;
B)    Nie, nie pojawi się już NIGDY;
C)    Ariana tylko o nim usłyszy.

4 komentarze:

  1. "nie udało mu się go wybudzić" - mi
    Zastanawiam się czy to, że będą mówili wyłącznie na głos, gdy będą sami, nie będzie podejrzane. Jeśli rząd śledzi ich rozmowy, to będzie zdziwiony, że tych dwoje nie mówi do siebie właściwie nic.To będzie bardzo podejrzane.
    Zabawnie chłopczyk mówi. Dziwnie mi, gdy wyobrażam sobie tak duże dziecko sepleniące xD
    Stawiam na to, że kiciuś się znajdzie, jeśli nie przejechał go samochód.
    Obawiam się, że Zbyszek może być zdrajcą. W sumie nie wiem skąd wzięło mi się takie myślenie, bo facet nie zrobił niczego złego.

    dariusz-tychon.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja bym chyba chciała opcję A, polubiłam Płomyka i chcę o nim poczytać jeszcze w tym opowiadaniu :)
    Też myślę, że Zbyszek będzie chciał być blisko Ariany bo będzie na nią donosił, choć wolałabym, żeby to nie była prawda.

    OdpowiedzUsuń