SEKRET
BRACI
–
Victor, obudź się, to tylko koszmar – powiedziałam głośno, potrząsając chłopca
za ramię. Przyjrzałam się jego zaciśniętym mocno powiekom, czując, że kuzyn
musi cierpieć we śnie katusze. Nie mogłam na to patrzeć – przecież obiecałam
sobie zapobiegać jego zmartwieniom. Złapałam go ponownie i szturchnęłam. – Victor
– rzekłam tym razem głośniej, jednak ponownie nie udało mi się go wybudzić. Czułam
się jakbym szarpała dmuchaną lalkę, a nie żywego chłopca... W końcu, po minucie
powoli otworzył oczy. Przez chwilę patrzył na mnie zdezorientowaną miną.
– Ty... mówisz – stwierdził wyraźnie
zaskoczony, siadając na łóżku. Przetarł powieki i otworzył ze zdumienia usta. Ja
również podniosłam się, by lepiej widzieć chłopca. Byłam zaskoczona tym, że nie
byłam jedyną osobą w tym pokoju, która potrafiła wyrażać swoje myśli na głos i
chyba było to widać.
– Ty też, tylko jak? – zadałam mu
pytanie łapiąc się za czoło i przeczesując swoje włosy ręką. – Anthony? –
zapytałam, przeczuwając, że właśnie podałam sobie odpowiedź.
– Tak – przyznał, spuszczając swoją
blond-włosą czuprynę i wykrzywiając twarz, jakby nagłe wspomnienie brata zadało
mu kolejny raz niewysłowiony ból.
Pokiwałam
z niedowierzaniem głową. Jak to się stało, że żaden z nich mi o tym wcześniej
nie powiedział? Dlaczego Anthony robił z mówienia
taki sekret? Victor również zdziwił się, słysząc, że mówię, co oznaczało, że
tylko jego brat wiedział, że cała nasza trójka posiadała umiejętność zakazaną
przez Rząd. Chociaż ciągle próbowałam oszukać małego kuzyna, że czuję się
dobrze i wszystko się ułoży, tak naprawdę było mi ciężko. Miałam tyle pytań i
nikt nie mógł na nie odpowiedzieć. Zostałam z tym całkiem sama...
–
Ale nie udało mu się, nie umiem dobze mówić – dopiero teraz usłyszałam, że
Victor miał rację i odrobinę sepleni.
Podniosłam
głowę i uśmiechnęłam się do chłopca, który nawet nie wiedział, jaką zrobił mi
przyjemność nabytą zdolnością. Nie licząc José, będę miała kogoś z kim będę
mogła rozmawiać, nie obawiając się żadnej infiltracji z zewnątrz.
–
Podszkolimy cię, nie przejmuj się – obiecałam, nie mogąc pozbyć się lekkiego
uśmiechu z twarzy. – Tylko dlaczego nic mi nie powiedziałeś, przez Anthony’ego?
– zastanowiłam się na głos, marszcząc odrobinę brwi. Mieliśmy szczęście, gdyż
moglibyśmy oboje mieć problem gdyby chłopiec postanowił telepatycznie wyznać
mi, że umie mówić.
–
Tak, powiedział, że to będzie nasz seklet, blatelska tajemnica – w oczach
Victora ujrzałam łzy. – Nie mogłem go zdladzić – dodał smutno, przygryzając
wargę.
Odetchnęłam
mocno. W chwilach, takich jak ta, czułam, że nie dam rady. Codzienność bez
Anthony’ego, rodziców oraz wujostwa zadawała cierpienie, a dalsze funkcjonowanie
stało się koniecznością, do czego zmuszałam się każdego poranka. Ale nie mogłam
się poddać, musiałam dalej walczyć o szczęście Victora, przed którym było
jeszcze całe życie. Nie mogłam zostawić go bez prawnej opieki.
– Cieszę się, bo to wiele upraszcza
– stwierdziłam, kładąc rękę na jego plecach. – Ja też mówiłam z nim na głos, bo
wiesz... niektórych rzeczy nie powinno się mówić w myślach. Rząd śledzi nasze
rozmowy, dlatego od dzisiaj, gdy będziemy sami, będziemy mówić wyłącznie na
głos, dobrze? – zapytałam, wyczuwając napływające łzy do oczu. Anthony nie mógł
wiedzieć, jaką zrobił mi przysługę ucząc swojego brata mówienia. – Tym razem to
będzie nasza tajemnica, ale nie możesz o tym nawet wspomnieć w rozmowach
przesyłanych telepatycznie, dobrze? – spojrzałam na chłopca, napotykając jego
błękitne, niewinne oczy. Po chwili przytaknął głową, dając mi znać, że rozumie
moją prośbę.
– Tak, wiem, José mi wszystko
wytłumaczył.
José?
– znowu on... Kiedy Victor zdążył
go poznać? Musiałam mieć bardzo głupi wyraz twarzy, bo chłopiec poczuł się w
obowiązku wyjaśnić, kim on jest.
–
Taki kolega Anthony’ego. On też uczył mnie mówić. Anthony powiedział, że
daje mu lóżne zadania do wykonania i płaci za to. José umie dużo rzeczy, ale ma
tludną sytuację, bo nie ma nikogo. Tak jak my telaz – stwierdził z rozbrajającą
szczerością. Nie wiedziałam co mu odpowiedzieć, dlatego rozłożyłam dłonie, aby
wziąć go w objęcia. Przytulił się do mnie ochoczo, mocno oplatając mnie rękami.
Skoro José należał do
Państwa Podziemnego to jasne, że umie różne rzeczy, tylko dlaczego Anthony tak
mu ufał? – próbowałam to wszystko jakoś zrozumieć,
bo nie mogłam zwierzyć się Victorowi i musiałam zatrzymać myśli dla siebie.
– Mamy siebie. Najważniejsze, że
potrafisz mówić. Może José będzie dalej chciał cię uczyć, zobaczymy – spekulowałam,
przypominając sobie ostatnie słowa Anthony’ego by zaufać blondynowi.
***
Następnego
dnia rozpoczęliśmy przeprowadzkę, która potrwała tydzień. Niestety, przewożenie
całego majątku nie należy do prostych i szybkich czynności. Rzeczy rodziców,
wujostwa i Anthony’ego oddaliśmy na pomoc dla potrzebujących. Był to pomysł
Victora, co przyjęłam z radością i lekkim szokiem – nie podejrzewałam chłopca o
taką hojność względem innych ludzi; brałam go chyba za większego egoistę niż
był nim istotnie.
W
weekend przywiozłam dziadka Halszki do willi, z którym się niestety pogorszyło.
Tak jakby wraz ze świadomością tego, że jego wnuczka nie żyje, uleciała z niego
wszelka ochota do własnego życia. Powiedział, że teraz ma tylko mnie, ale długo
tak nie pociągnie, przez co zaniosłam się płaczem jak tylko opuściłam jego
pokój. Nie wytrzymałam chyba tego, że mogłaby mnie zostawić kolejna bliska mi
osoba.
Nagle
spadła na mnie cała odpowiedzialność i stałam się jedynym opiekunem Victora i
dziadka, co nie polepszało mojego samopoczucia. Czasami myślałam, że mam
depresję, ale przecież nie zmuszałabym się do wstania z łóżka codziennie rano,
gdyby tak właśnie było. A ja ciągle musiałam coś robić – podać dziadkowi leki,
o których nie mogłam zapomnieć, a to ugotować obiad, który wychodził mi fatalnie
bo nie miałam w tym wprawy, a to nakarmić zwierzęta, bądź posprzątać rezydencje
czy rozpakować rzeczy z kartonów. Choć były to normalne czynności, bezustannie
powracałam do momentu śmierci Anthony’ego, przez co łapałam się, że zamiast pracować,
patrzę tępo w jeden punkt od kilkunastu minut i marzę o śmierci...
W
ciągu dwóch tygodni stanęłam na czele naszego domu i olbrzymiej firmy, do
której nie zawitałam jeszcze ani razu. Nie miałam do tego głowy, ale
wiedziałam, że wkrótce muszę przestać zaniedbywać J&J. Skończyłam ledwie
osiemnaście lat i w tak krótkim okresie czasu moje życie zmieniło się
diametralnie, wywróciło do góry nogami. Zawsze miałam kogoś, kto podejmował za
mnie decyzje. Teraz to ja musiałam przejąć kontrolę nad wszystkim, a to było dla
mnie zdecydowanie za wiele.
Pani
Helena z Saszą postanowiły zatrudnić się gdzieś indziej po śmierci swoich
pracodawców, więc nie przeniosły się ze mną i Victorem do nowej rezydencji.
Jedynie Zbyszek, który wpadł w rozpacz gdy oznajmiłam mu, że muszę go zwolnić,
wybłagał mnie żebym go nie odsyłała, bo nie ma innego domu. Wyznałam mu więc,
że w nowej rezydencji będą obowiązywać inne zasady, na co wpadłam w dniu, kiedy
dowiedziałam się, że mój kuzyn umie mówić. Uznałam wtedy, że moi pracownicy
będą mówić na głos, bo nie pozwolę na infiltrację Rządu. Na szczęście, jak się
okazało mój ogrodnik umiał komunikować się w ten sposób, bo wychował się w
biednej dzielnicy, gdzie nikt nie przejmował się telepatią. Przypomniało mi to
o Leticii, którą postanowiłam wkrótce odwiedzić.
Zbyszek
był dobrym ogrodnikiem, a Victor go lubił, więc postanowiłam dać temu szansę. Co
prawda, w nowej rezydencji kazałam zamontować monitoring i zatrudniłam w
ogrodzie dwóch ochroniarzy, których nie znałam, ale z czasem miałam nadzieję
wymienić ich na zaufanych ludzi. Dzięki temu, że miałam przy sobie Zbyszka
czułam się bezpieczniej, zawsze to lepiej po takich przejściach jak nasza
tragedia, kolejny mężczyzna w domu. Postanowiłam mu jedynie pewien warunek –
miał przestać nazywać mnie panienką. Byłam Arianą i tak chciałam, żeby się do
mnie zwracał. W willi zamieszkaliśmy zatem we czwórkę: ja, Victor, dziadek oraz
pan Zbyszek. Pod naszym dachem znalazły się również dwa psy, Chester i Fikus, oraz
mój króliczek, Tusia. Niestety nigdzie nie mogłam w dalszym ciągu znaleźć
Płomyka, dlatego z żalem musiałam go opuścić. Mimo to miałam nadzieję, że da
sobie radę beze mnie i jest całkiem zadowolony ze swojego życia poza
laboratorium.
Czy
Płomyk pojawi się jeszcze kiedyś w opowiadaniu?
A) Tak,
zamieszka znowu z Arianą;
B) Nie,
nie pojawi się już NIGDY;
C) Ariana
tylko o nim usłyszy.
"nie udało mu się go wybudzić" - mi
OdpowiedzUsuńZastanawiam się czy to, że będą mówili wyłącznie na głos, gdy będą sami, nie będzie podejrzane. Jeśli rząd śledzi ich rozmowy, to będzie zdziwiony, że tych dwoje nie mówi do siebie właściwie nic.To będzie bardzo podejrzane.
Zabawnie chłopczyk mówi. Dziwnie mi, gdy wyobrażam sobie tak duże dziecko sepleniące xD
Stawiam na to, że kiciuś się znajdzie, jeśli nie przejechał go samochód.
Obawiam się, że Zbyszek może być zdrajcą. W sumie nie wiem skąd wzięło mi się takie myślenie, bo facet nie zrobił niczego złego.
dariusz-tychon.blogspot.com
Dziękuję za komentarz w imieniu siostry :)
UsuńJa bym chyba chciała opcję A, polubiłam Płomyka i chcę o nim poczytać jeszcze w tym opowiadaniu :)
OdpowiedzUsuńTeż myślę, że Zbyszek będzie chciał być blisko Ariany bo będzie na nią donosił, choć wolałabym, żeby to nie była prawda.
Dziękujemy - ja i siostra :)
Usuń