niedziela, 29 października 2017

Cichy Świat: Rozdział 31

DALSZE LOSY


Od tego czasu minęło równo sześć dni. Leżałam na łóżku z Victorem w mojej rodzinnej rezydencji. Chłopiec spał przytulony do mnie, z głową wciśniętą pod moją szyję. Był zmęczony po całym dniu nieprzyjemności, jakim był pogrzeb. Cały poranek witaliśmy ludzi, których nie znaliśmy, a którzy przyjechali pożegnać naszą rodzinę. Jedyną osobą, którą dobrze pamiętałam była moja ciotka – daleka kuzynka mojej mamy, bardzo irytująca kobieta. Nieustannie coś jadła jakby chciała napchać się na zapas, nie zachowując przy tym ani krzty przyzwoitości. „Biedne dziecko, nie ma już nikogo”, stwierdziła na widok Victora, który kiedy to usłyszał wybuchnął głośnym płaczem i uciekł by schować się do szafy. Uspokajanie go zajęło mi ponad godzinę, bo chłopiec był tak rozgorączkowany, że nie dochodziły do niego moje słowa, zapewniające go, że postępowanie adopcyjne jest już w toku, co było prawdą. Prawnicy zawiadomili mnie, że przyznanie opieki nad chłopcem to tylko formalność, gdyż odczytano testament rodziców Victora, w którym była zawarta informacja o losie dziecka. Na wypadek śmierci wujka Jadrana i cioci Claire opiekę nad ich synem przejmują Anthony i ja, Ariana. Podobno kilka dni przed tragedią dopisali moje nazwisko, będąc przekonanym, że wkrótce stanę się pełnoprawnym członkiem ich rodziny. To wszystko uprościło.
Pogrzeb odbył się bez żadnych niespodzianek. Zorganizowałam jedną uroczystość dla wszystkich – narzeczonego, rodziców, dziadków, wujostwa, kuzynostwa, jak również tych, po których ciała nie zgłosił się nikt z dalszej rodziny. Wyglądało to upiornie, niemal pięćdziesiąt urn zasypywanych w naszym rodzinnym grobowcu w otoczeniu ochroniarzy, których wynajęłam aby uroczystość przebiegła spokojnie.
Spojrzałam na pogrążonego we śnie chłopca. Jedenastolatek wyglądał bardzo niewinnie, tylko czasem jego ciało wykonywało jakieś niekontrolowane ruchy, jakby coś go przestraszyło. Miał jeszcze dziecięcą buzię, ale ja już teraz mogłam dostrzec podobieństwo Victora do zmarłego brata, bo rysy jego twarzy były łudząco bliźniacze do Anthony’ego.
Westchnęłam ciężko, gdy przypomniałam sobie rozmowę z chłopcem. Powiedział, że chce przenieść się bliżej stolicy, przynajmniej dwadzieścia kilometrów z dala od pałacu, miejsca, w którym zginęli nasi rodzice i najważniejsi biznesmeni Ciszy. Zgodziłam się, gdyż nie wyobrażałam sobie dalej mieszkać w naszych willach rodzinnych, domach dziadków bądź pałacu, który kojarzył mi się wyłącznie z prezentem ślubnym rodziców. Miałam być tam szczęśliwą żoną i wiedziałam, że gdyby nie Kamal tak właśnie by było. Dlatego po namowie Victora postanowiłam wszystko sprzedać i przeprowadzić się do nabytej we wtorek ogromnej willi, znajdującej się bliżej firmy J&J, lecz usytuowanej na północy, na przedmieściach stolicy, siedemdziesiąt kilometrów stąd. Liczyłam na to, że przeprowadzka dobrze wpłynie na Victora. Jedenastolatek wyznał mi, że tamtego dnia nic nie widział ani nie słyszał. Kiedy policjanci wydostali go z pomieszczenia, w którym ukrył go jeden z napastników, zabrali go od razu do szpitala. Chociaż to jedno zrobili dobrze...
W nowym miejscu zamieszkania nie widziałam jednak miejsca dla Sashy, pani Heleny oraz Zbyszka, dlatego musiałam znaleźć nową pomoc. Tylko jak tego dokonać by uzyskać lojalnych pracowników, którzy będą opiekowali się pałacem oraz naszymi zwierzakami? Ponadto, do pałacu postanowiłam sprowadzić dziadka Halszki, który również wymagał nieustannej troski. Nie mogłam znieść myśli, że mogłabym go zostawić w potrzebie, skoro jego wnuczki zabrakło. W dalszym ciągu bałam się samotności, a moje stany lękowe po tragedii jeszcze się nasiliły, dlatego zadecydowałam, że po pałacu musi kręcić się sporo osób, w tym dzieci, by Victor nie był skazany na towarzystwo samych dorosłych. Nie miałam jednak bladego pojęcia, co zrobić, by stworzyć chłopcu nową, dużą rodzinę, która choć w minimalnym stopniu zastąpi mu prawdziwych krewnych.
Bywały momenty, kiedy chciałam zrezygnować z przyrzeczenia danemu Anthony’emu i myślałam o samobójstwie. Jak wiele razy w ciągu dnia sobie to wyobrażałam, pewnie nie zdołałabym zliczyć. Cierpiałam samym faktem, że żyję, że nie ochroniłam najbliższych – oni zginęli, gdy ja wyszłam z tego cało. Drżałam jednak na samą myśl, co zrobiłby Victorowi Kamal kiedy dowiedziałby się, że nie udało mu się mnie zgładzić. Czy zakatowałby go tak jak zrobił to z Anthonym tylko po to, żebym znowu musiała na to patrzeć? To pytanie nie dawało mi spokoju w nocy, kiedy płakałam cicho w poduszkę niezdolna by zasnąć. Złapałam się kilka razy na tym, że planowałam samobójstwo nie tylko swoje, ale i niewinnego dziecka. Chciałam podać najpierw Victorowi, a potem sobie truciznę, która zabiłaby szybko nas oboje...
Byłam zagubiona. Żyłam w innym świecie niż znałam i byłam w nim zupełnie sama. Czasem czułam obezwładniający mnie ból, który malał, ale nigdy nie przechodził.
Tyle rzeczy miałam do załatwiania. Nie pomogłam jeszcze w żaden sposób Leticii, a chciałam jej wkrótce złożyć ofertę związaną z Laguną, która była obecnie zamknięta. Ja nie potrafiłam się nawet zbliżyć do tego klubu, bowiem kojarzyło mi się wyłącznie z miejscem śmierci przyjaciela, więc pomyślałam, że przepiszę dyskotekę Leticii. Dziewczyna stałaby się jej prawną właścicielką, kiedy ukończy pełnoletniość. Do tego czasu chciałam, żeby została jej managerką, bo podobno tak to można było zapisać w papierach.
Tak postanowiłam po dłuższych rozmyślaniach. Na początku chciałam przepisać dyskotekę Victorowi, ale on nie chciał klubu gdy usłyszał, że na jego terenie zginął Anthony. Przypomniałam sobie wtedy o byłej dziewczynie mojego przyjaciela, która chciała podjąć pracę w klubie. Mogłaby zrobić z Laguną, co tylko chciała, nawet ją sprzedać – nie dbałam o to. Tym samym pomogłabym Leticii rozwiązać problemy materialne i spełniła wolę przyjaciela. A mi zostałaby tylko firma do dysponowania, co było i tak dla mnie nie lada nowością. 
Przypomniałam sobie słowa José, które padły trzy dni temu z jego ust, kiedy dał mi już adres pod który miałam się udać, aby zobaczyć się z kimś z Państwa Podziemnego. Wyrzucił mi, że cokolwiek zrobię to i tak nic nie zdziałam bo zarówno nasze państwo jak i Państwo Podziemne to takie samo bagno. Miał całkowitą rację, ale nie powiedziałam mu tego. Byłam mu wdzięczna za kontakt, ale na tym nasze drogi się rozchodziły. Nie musząc dalej udawać uprzejmość i prosić się o kontakt, który trzymałam już w ręku odpowiedziałam mu zatem z pogardą, że zrobię cokolwiek bo nie mam zamiaru ukrywać się jak on. Choć jeszcze nie wiedziałam w jakim stopniu J&J uczestniczy w polityce kraju, wiedziałam, że nie dopuszczę aby rodzinna firma była kontrolowana zarówno przez Rząd czy też Państwo Podziemne. Blondyn był niezadowolony, ale nic nie odpowiedział tylko pogonił mnie do wyjścia.
            Po spotkaniu z José pojechałam na umówione spotkanie, które odbyło się na ławce w parku tego samego dnia. Organizacja musiała wcześniej dowiedzieć się, że nie ma tam monitoringu, bo mówiliśmy na głos. A w zasadzie szeptaliśmy, w obawie, że ktoś może nas zobaczyć łamiących prawo bądź podsłuchać, bo od czasu do czasu przechodził koło nas jakiś człowiek.
– Cieszymy się, że sama się do nas zgłosiłaś – wymamrotał brązowooki mężczyzna w szarym płaszczu, który usiadł koło mnie. Wiekiem wyglądał na kogoś, zbliżającego się do trzydziestki. Wyciągnął gazetę i rozłożył ją przed sobą, zasłaniając się tym samym przed widokiem wścibskich przechodniów.
– Zmusiliście mnie do tego – zaczęłam obojętnym tonem. Mężczyzna nie wydawał się być zdziwiony faktem, że umiem mówić. Poczekałam aż pewna elegancka kobieta z psem oddali się od nas i szeptałam dalej. – Chciałam sama z wami współpracować, ja z moim narzeczonym, bo nie popieramy Ciszy, ale wy go zabiliście – stwierdziłam z pretensją. Okrągłe okulary obsunęły się na nos mężczyzny, ale zaraz poprawił je jednym palcem.
– Zabiliśmy również twoich rodziców i z tym nie masz problemu? – zapytał mężczyzna, przewracając kartkę, jak gdyby rzeczywiście czytał magazyn. Jego oczy były jednak nieruchome, utkwione w jeden punkt.
– Nie. Rozumiem, że było to… konieczne, dla zmian – skłamałam gładko, równocześnie się dziwiąc, że wysłannik PP od razu przyznał się, że to organizacja jest odpowiedzialna za śmierć mojej rodziny. – Ale Anthony był przeciwnikiem państwa i powinniście się byli o tym dowiedzieć – wyrzuciłam, zgrzytając ze złości zębami. Wolałam nie zatajać faktu, że śmierć mojego niedoszłego męża zabolała mnie – było to widać gołym okiem ilekroć wspominałam przyjaciela, zatem oszustwo wykrytoby zdumiewająco szybko. A ja chciałam aby członkowie PP myśleli, że powiedziałam wszystko, co mnie gryzie. Dlatego by wypaść jak najbardziej przekonywująco, mówiłam częściowo prawdę.
– Wiedzieliśmy o tym – oznajmił cicho mężczyzna. Skonsternowana zmarszczyłam brwi, spoglądając pytająco na mężczyznę, siedzącego po lewej stronie. – Jego śmierć nie była w planach. Mieliście przeżyć, zarówno ty, twój narzeczony, jak i mały chłopiec – wyjaśnił, zapewne mając na myśli Victora.
Zagryzłam wargę w zadumie. Właśnie przyznał, że uratowali mojego kuzyna, tylko po co? Czy oznacza to, że Kamal działał bez wiedzy PP? – Stare ustępuje miejsca nowemu – wyszeptał nieznajomy na koniec, przenosząc wzrok w górę jakby to tam dostrzegł końcowy cytat. Zmarszczyłam z rozdrażnieniem brwi.
            – To dlaczego Kamal… – zaczęłam, ale młodzieniec mi momentalnie przerwał.
– Wiesz, że to był on? – zadał mi niespodziewanie pytanie, zezując na mnie szerokimi ze zdziwienia oczami.
– Wiem, ujawnił mi się – burknęłam zdegustowana. Oparłam się o ławkę, w momencie gdy zjawiło się w pobliżu trzech chłopców. Szli powoli, co chwila podnosząc coś z ziemi, przez co miałam czas do namysłu.
Teraz kiedy wiedziałam, że Kamal zabił Anthony’ego z własnej woli, bez udziału PP, poczułam do niego jeszcze większą odrazę. Byłam pewna, że Halszkę również zlikwidował bo miał taki kaprys... Nie mogłam więc pozwolić, żeby ten okropny człowiek, który zabijał bez jakichkolwiek konsekwencji, cieszył się dalej swoim plugawym życiem.
– Nie wiedziałem o tym – odrzekł brązowooki wysłannik organizacji, gdy chłopcy odeszli już od nas na bezpieczną odległość.
A gdybym postawiła Państwu Podziemnemu warunek? Moja przynależność i „lojalność” w zamian za śmierć Kamala? – zastanowiłam się, uznając, że to nie jest głupi pomysł. Mężczyzna musiał podpaść PP, przez co ja zyskałam szansę na pertraktacje. 
            – On mnie również próbował zabić, ale uratowali mnie policjanci, więc jakoś przeżyłam – zaczęłam, dobierając uważnie słowa. – Obawiam się, że dopóki on żyje, nie będę w pełni bezpieczna.
Postanowiłam na razie nie wspominać o kolegach Kamala, jako że nawet nie znałam ich imion, lecz nie oznaczało to, że o nich zapomniałam. Planowałam zemścić się na każdym członku PP, krok po kroku, ale żeby tego dokonać musiałam najpierw znaleźć się w jego szeregach. Mężczyzna spojrzał na mnie z uwagą i skinął głową, żebym kontynuowała dalej.
– Chcę go zabić – wyjawiłam szczerze swoje życzenie. – Zrobię to sama, nie musicie się o nic martwić, bo nikt nie będzie mnie podejrzewał. Ale musicie o tym wiedzieć i wyrazić na to zgodę. W przeciwnym razie, nici ze współpracy – oznajmiłam twardo, mając nadzieję, że mężczyzna potraktuje mnie poważnie.
Na kilka sekund, które trwały dla mnie nad wyraz długo, zapadła cisza. Jakieś pięć metrów ode mnie na rozłożystym dębie zasiadł krępy ptaszek. Nastroszył piórka i zaczął je czyścić, odbywając popołudniową toaletę.
            – Muszę porozmawiać z przełożonymi – odrzekł cicho mężczyzna z dziwnym błyskiem w oczach. – Przyznaję, że jest on… niewygodny i odstawił samowolkę, ale ma z kolei dojścia w policji – powiedział niewyraźnie, ledwie przy tym ruszając ustami. Milczałam twardo, aby nie sądził, że rzucam słów na wiatr. Żeby ze mną współpracować, będą musieli iść na kompromis. – Zobaczę, co da się zrobić. Przyjdź tutaj dokładnie za tydzień o tej samej porze – powiedział finalnie, składając powoli gazetę.
            – Dobrze – oznajmiłam szorstko. Ptaszek sfrunął na ziemię w poszukiwaniu jedzenia. Orał swoim mocnym dziobem w trawie, jakby był pewien, że znajdzie w niej jakieś larwy. Dopiero teraz odnotowałam, że był to zwykły wróbel.
– Na razie nie musisz się obawiać o swoje bezpieczeństwo. Kamal jest tymczasowo… niegroźny – stwierdził mężczyzna z igrającym uśmieszkiem na twarzy. – Do zobaczenia – rzucił na pożegnanie, zanim wstał z ławki i odszedł wąską alejką w głąb parku.
Pamiętam jaki odczułam spokój, gdy usłyszałam, że PP tymczasowo zajęło się Kamalem i rozważą moje warunki. Wytchnienie, którego nie zaznałam od przyjęcia zaręczynowego było cudowne. Wiedziałam, że nie będzie trwało ono długo, ale uspokoiłam się wewnętrznie na kilka dni. Przynajmniej nie musiałam obawiać się Państwa Podziemnego na pogrzebie, chociaż i tak wprowadziłam dodatkową ochronę by komuś znowu nie przyszło do głowy zabijać kolejnych biznesmenów Ciszy.
Spojrzałam na Victora, na którego czole pojawiły się krople potu. Najwidoczniej chłopcu śnił się jakiś koszmar. Chwyciłam go za rękę i potrząsnęłam delikatnie, aby się obudził.
– Victor – przesłałam mu, odgarniając jego mokre włosy z czoła. Położyłam dłoń na jego ramieniu, kiedy nagle zamarłam.
– Nie – usłyszałam przytłumione mamrotanie. – Tylko nie jego – wybełkotał nieprzytomnie, rzucając głową na boki. Serce zabiło mi mocniej, gdyż chłopiec mówił na głos.

                 
            Co odkryje Ariana?
A)    Victor mówi przez sen;
B)    Anthony próbował nauczyć Victora mówić, ale chłopiec sepleni;
C)    Anthony nauczył mówić Victora.

4 komentarze:

  1. Dziwnym by było, gdyby Anthony nie nauczył mówić młodszego brata, skoro Arianę tego nauczył. Ilekroć piszę Ariana, to mam ochotę napisać Ariadna...
    Natomiast to czy chłopiec sepleni jest zależne od tego jak często aparatu mowy używa, jak szybko zaczął go używać. Ostatnio (przypadkiem na jakimś spotkaniu z logopedą) dowiedziałem się nawet, że z niemowlakami warto udać się do logopedy, jeśli dziecko na przykład nie ma odruchu ssania czy nie je normalnych dań, a wszystko przemielone czy budyniowe. Ponoć przy jedzeniu też ćwiczy się aparat mowy (ruszanie ustami, językiem).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też gdzieś o tym czytałam :)
      Dziękujemy za komentarz - ja i moja siostra.

      Usuń
  2. Współczuję Arianie, ma tyle teraz na głowie... Trochę spóźnione ale opcja B jest fajna i pasuje :)
    Nie dziwię jej się, że chce zabić Kamala i pomścić swoja rodzinę :(

    OdpowiedzUsuń