ODKRYCIE
KART
–
Świetny plan, nie ma co... – wykpił mnie José, wybuchając gromkim śmiechem. Siedziałam
sztywno, urażona jego postawą kilkanaście sekund aż się nie uspokoił i przetarł
oczy, do których napłynęły mu już łzy. Następnie podparł się ręką na kanapie,
pochylając nieznacznie w moim kierunku. – A jak masz zamiar to zrobić, geniuszu
zbrodni? – zapytał wciąż dosyć wesoło. Spuściłam ze zdegustowaniem wzrok na swoje
dłonie, które spoczywały na moich kolanach. Nie miałam pojęcia, jak tego
dokonać, ale byłam zdeterminowana aby pomścić swoją rodzinę.
–
Powiesz mi jak mogę się do nich dostać czy mam zrobić coś głupiego, żeby mnie sami
znaleźli? – zapytałam zła o to, że mnie wyśmiał, skoro nie było powodu by mnie
tak potraktował. Przyszłam tu po informacje a nie po rady, bądź w celach
towarzyskich.
–
Oczywiście, że powiem. Albo jeszcze lepiej, sam umówię ci z nimi spotkanie –
obiecał, dalej szczerząc radośnie do mnie zęby. Chyba musiałam go nieźle
rozbawić, gdyż był w wyśmienitym nastroju – nigdy wcześniej nie widziałam go
tak uradowanego. – Masz moje błogosławieństwo, jeśli po to przyszłaś – dodał
złośliwie.
–
Tylko tyle? Przed chwilą twierdziłeś, że nie masz z nimi kontaktu – zdziwiłam
się, że poszło tak łatwo. Spodziewałam się protestów, wyzywania a nawet kłótni,
ale nie krzyżyka na drogę. Poprawiłam się na kanapie z głośnym stęknięciem, jakby
coś nagle zaczęło uwierać mnie w plecy.
–
A czego chcesz jeszcze? Pocieszenia szukaj u tego swojego Pierre’a – oznajmił
blondyn, na powrót poważniejąc.
Ten
to potrafił wywrócić kota ogonem... Dobrze wiedział, że nie przyszłam do niego
by dodał mi otuchy po stracie bliskich, ale musiał dodać swoje, żeby mi dopiec.
Zazgrzytałam zębami ze złości.
–
Dobrze wiesz, że nie o to mi chodziło, poza tym z Pierrem nie mam już nic
wspólnego – dodałam, nie chcąc żeby blondyn sądził, że utrzymuję jakiekolwiek stosunki
z dawnym Francuzem. – Wystarczyło, że powiedziałam ci o swojej zemście, a ty
zgodziłeś się tak szybko mi pomóc... – wytłumaczyłam swoje wątpliwości,
zerkając na jego reakcję, ale on przybrał ten sam, beznamiętny wyraz twarzy. Pomyślałam,
że chłopak doskonale potrafi skrywać swoje emocje. – Uważasz, że mi się nie
powiedzie – wywnioskowałam, odwracając od niego wzrok i przenosząc go na komodę
naprzeciwko mnie. Dopiero dzisiaj zauważyłam, że stało na niej jakieś
czarno-białe zdjęcie w szarej ramce. Niestety, nie mogłam dojrzeć kto znajdował
się na obrazku.
Obok
fotografii stała wielka klatka na część gryzoni, które uratowaliśmy z
laboratorium. Większość zwierząt jeszcze spała, ale i tak wiedziałam, że chłopak
otoczył je dobrą opieką.
–
To jasne, że ci się nie powiedzie i prędzej czy później cię zabiją – przyznał
mi rację José wzruszając przy tym ramionami jak gdyby dyskutował o tym czy
będzie zaraz padać, a nie o moim życiu. – Myślę jednak, że fajnie będzie na to
patrzeć z boku – dodał po chwili, przyznając bez zbędnych ogródek, że chętnie
urządzi sobie widowisko z mojej śmierci.
–
Ale nie doniesiesz na mnie? – zapytałam, dopiero teraz uświadamiając sobie, co
tak właściwie zrobiłam. Nie miałam żadnej gwarancji, że blondyn mi pomoże a
odkryłam przed nim wszystkie swoje karty. Przełknęłam nerwowo ślinę, czekając
ze strachem na jego odpowiedź.
–
Akurat tego możesz być pewna. Będę tylko cichym obserwatorem – zapewnił,
uśmiechając się do mnie bezczelnie.
Wywróciłam
oczami. Pomyślałam, że byłam głupia, skoro zaprzątałam sobie głowę zdradą José.
Może wiedział więcej ode mnie na temat Państwa Podziemnego, ale czy gdyby był dalej
ich zwolennikiem, to siedziałby nieustannie w domu zamiast im pomagać? Chłopak
miał rację, sam z siebie nie wyruszał na akcje, co by znaczyło, że nie jest już
oddany organizacji. A może było jeszcze inaczej i on się przed nimi zwyczajnie
ukrywał?
–
Co im zrobiłeś? – zadałam mu nagle pytanie, mówiąc na głos swoje myśli. Na jego
skroni pojawiła się pulsująca żyła. Poczułam niemal dziką ekscytację, gdyż właśnie
uzyskałam pewność, że trafiłam w dziesiątkę. – Przecież widzę, co robisz. Chowasz
się przed nimi w tym domu jak uciekinier. Ja też umiem wyciągać wnioski, nie
jestem głupia – stwierdziłam, pragnąc rozszyfrować chłopaka.
Jego
oczy rozbłysły.
–
Jestem innego zdania – syknął José ucinając dyskusję, przy czym jak zwykle wykorzystał
okazję by mnie obrazić. Tym razem nie przejęłam się jego protekcjonalną postawą,
bo zdawałam sobie sprawę z tego, że się nie mylę. Blondyn wstał z kanapy, dając
mi tym samym znać, że skończyliśmy pogawędkę.
Ruszyliśmy
do wyjścia. Chłopak szedł za mną, a ja kroczyłam przodem.
–
Na kiedy mnie z nimi umówisz? – zapytałam rzeczowo, kiedy stanęłam już w
przedpokoju. Nie minęła nawet sekunda, gdy usłyszałam odpowiedź.
–
Przyjdź jutro to ci powiem – oznajmił zwięźle, po czym podszedł do drzwi i otworzył
je przede mną. Wiedziałam, że José jak najszybciej chce się mnie pozbyć, by
zostać sam, dlatego kiwnęłam na pożegnanie głową i wyszłam prędko z jego domu.
Co
będzie dalej?
A)
Ariana
spotka się z kimś z Państwa Podziemnego;
B)
Ariana
dowie się, że Victor potrafi mówić;
C) José
zdradzi Kamalowi miejsce pobytu Ariany.
Może A i B? Albo samo A a potem B? Opcji C bardzo bym nie chciała, jakoś tego nie widzę - przecież obiecał jej, że nic im nie powie.
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział, gorąco pozdrawiam! :)
Dziękuję w imieniu siostry :)
UsuńRozdział krótki i szczerze liczyłem na coś więcej, na choćby zdradzenie fragmentu tego planu czytelnikom ;-)
OdpowiedzUsuń