wtorek, 19 września 2017

Eliza: Rozdział 9, część 2

Kiwnęłam głową. Czyli jednak się dodzwoniłam. Moja siostra słyszała mnie i moje wołanie o pomoc. Byłam jej wdzięczna, uwierzyła bowiem w to, co powiedziałam i postawiła wszystko na jedną kartę, żeby mnie odnaleźć. Niestety, biorąc pod uwagę moją obecną sytuację i to, że się z Kosmą dogadałam, mogło to wyrządzić więcej szkody niż sama tego chciałam.
– Powiesz mi co to za las, który nas otacza? – zapytałam zmieniając temat. – I ten dom… Nie wygląda on na hotel. Nikogo tu nie ma oprócz nas.
– Już mówiłem – Kosma podszedł do szafki i wyjął rzeczy do kąpieli. Dopiero kiedy to zrobił przypomniałam sobie, że była pora spania. – Miejscowi boją się tu przychodzić. Dom jest pusty, bo ktoś go porzucił.
Nie wiedziałam czy ze mnie żartuje w tej chwili, czy nie. Otworzyłam usta, ale wszedł mi w słowo.
– Hoia Baciu. Las nazywa się Hoia Baciu.
Kiedy Kosma zniknął w łazience, chyba po raz pierwszy żałowałam, że to zrobił i zostawił mnie samą. Przebiegły mnie ciarki kiedy pomyślałam, że wokół mnie rozpościera się las do którego nikt nie chce wchodzić, a my tu zwyczajnie mieszkamy. Zaczęłam sobie wyobrażać tak niestworzone rzeczy, że wyobraźnia niejednego pisarza mogłaby się przy tym schować. Oczywiście nazwa lasu nic mi nie mówiła, jednak cieszyłam się, że w końcu ją poznałam.
Po piętnastu minutach kiedy wrócił, poczułam ulgę. Już myślałam, że zajęli się nim kosmici…
Sama umyłam się w kilka minut po czym wbiegłam do swojego łóżka jak torpeda. Tam Kosma już  na mnie czekał. Jako że od czasu mojego przebudzenia w Rumunii, spał na kanapie w przedpokoju, zawsze wieczorami wiązał mi ręce i nogi. Z przyzwyczajenia wziął więc i dziś liny którymi oplatał moje nadgarstki oraz kostki, ale ostatecznie odłożył je na półkę.
– Czy mogę ci uwierzyć, że nie uciekniesz? – zapytał ciepło, patrząc na mnie swoimi wielkimi, czarnymi jak smoła oczami.
– Do nawiedzonego lasu? – pisnęłam i choć nie chciałam aby to tak zabrzmiało, zauważył, że się bałam. – Za jaka wariatkę mnie masz?
Uśmiechnął się. No tak. Ten jego uśmiech powiedział więcej niż słowa. Dla niego byłam na pewno stuknięta.
– Nie ucieknę – przyrzekłam i to musiało mu wystarczyć bo pokiwał głową, po czym przeszedł do przedpokoju, gdzie mieściła się jego kanapa.
Jakimś sposobem zasnęłam. Pewnie wrażenia tego dnia zrobiły swoje i szybko odpłynęłam w objęcia Morfeusza, choć początkowo myślałam, że to niemożliwe.
Śnili mi się Tomek i Basia, tylko że byli oni nie w swoich ciałach, a innych. Byli obcymi którzy przybyli na planetę aby ją doszczętnie zniszczyć. Świetnie się razem bawili, kiedy ja wisiałam nad nimi w klatce. Pojmali mnie. Rozmawiali o mnie i o Kosmie. Mówili, że jesteśmy siebie warci, że zginiemy razem, bo oboje nie zasługujemy na życie.
Obudziłam się o jakieś piątej nad ranem. Przetarłam ręką spocone czoło z mocno dudniącym sercem. Wiedziałam, że już nie usnę.
Od czasu naszego przybycia do Rumunii ani razu nie przejawiłam ochoty by pomóc Kosmie. To on sprzątał, przyrządzał posiłki, ścielił łóżko i robił pranie. Był prawdziwym kurem domowym, ja za to obrażoną księżniczką przeklinającą na cały świat za pojmanie.
Wstałam z łóżka na palcach, starając się jak najbardziej bezszelestnie ubrać i przygotować śniadanie. Jako że w lodówce znalazłam jajka przyrządziłam nam jajecznicę i chyba jej zapach obudził Kosmę, gdyż kiedy miałam zamiar go obudzić, doszedł do mnie jego wesoły głos.
– Jaki ranny ptaszek z ciebie dzisiaj – było tuż po szóstej. Zdziwił się, gdyż zwykle spałam do ósmej, czasem nawet dziewiątej. Jak na dłoni widziałam, że spodobała mu się moja zmiana nastawienia, że sama od siebie coś przyrządziłam.
 – Miałam koszmar – powiedziałam prawdę przyglądając mu się z przekąsem. – To, że zrobiłam śniadanie, nic nie znaczy. Po prostu byłam głodna, nie myśl, że teraz będzie tak codziennie.
Wzruszył ramionami, zajmując miejsce przy stole. Dobry nastrój z rana wpłynął chyba na nasz cały dzień, bo postanowił, że skoro tak wcześnie wstałam, musimy wykorzystać ten dzień na wycieczkę. Jako że byliśmy w Rumunii, oczywistym zamkiem do zwiedzenia mógł być ten w Branie – powszechnie uznawanym za zamek Drakuli. Miałam też do wyboru oglądanie wulkanów błotnych bądź wizytę w Turdzie.
W związku z tym, że nie lubiłam niczego co było związane z fantastyką i nie chciałam aby Wład Palownik śnił mi się po nocy, tą opcję odrzuciłam jako pierwszą, czym chyba zaskoczyłam Kosmę. Wydawało mu się, że skoro byłam w Rumunii, zamek był czymś co musiałam zobaczyć. Zrezygnowałam również z wulkanów błotnych – były najdalej od naszego domu. Z kolei Turda była najbliżej i do tego brzmiała dosyć interesująco, więc błyskawicznie podjęłam decyzję.
Dopiero na miejscu dowiedziałam się, co ciekawego było w tym mieście. A właściwie to pod nim. Salina Turda, do której się udaliśmy, okazała się olbrzymią kopalnią soli, jedną z najstarszych w Europie. Ale to nie tylko kopalnia. Schodząc przez kolejne piętra w dół zrozumiałam, że to także park rozrywki. Było diabelskie koło, minigolf, stoły do ping ponga i bilarda a na samym dole podwodne jezioro.
Tak mi się ono spodobało, że Kosma zaproponował mi nawet przepłynięcie łódką wokół jeziora, ale się nie zgodziłam. Byłoby zbyt romantycznie więc uaktywniła się moja samozachowawcza część, która kategorycznie odmówiła, choć miałam na to wielką ochotę.
Kiedy wjeżdżaliśmy windą na górę, usłyszałam grupę Polaków. Kosma również bo spojrzał na mnie podejrzliwie, czekając na mój ruch. Ale nie krzyknęłam: Porywacz, ani nic z tych rzeczy. Przecież ja i on się umówiliśmy, więc swojego słowa dotrzymam. Zostało mi tylko dwadzieścia siedem dni i Kosma sam jeszcze kupi mi bilet powrotny.
Na obiad zajechaliśmy do miasta. Był to pierwszy raz kiedy nie jedliśmy w domu. Czekając na gulasz, Kosma zaskoczył mnie słowami:
– Zmienimy państwo – postanowił, sięgając do kieszeni po wydrukowaną mapę Europy.
Wybałuszyłam oczy.
– Nie zostajemy tu?
Kosma rozłożył na stole mapę, pokazując mi palcem gdzie dokładnie byliśmy.
– Nie, Rumunia na pewno źle ci się kojarzy. Chcę abyś sama coś wybrała.
Przygryzłam wargę. Oczywiście, że nie miałam najlepszych wspomnień. Szczególnie początki były dla mnie męczące i trudne. Sama nie wiedziałam co z tego wyniknie i dlaczego zdecydował się mnie odurzyć i porwać. Ale żeby proponował mi coś takiego? Znalazł kolejny pretekst abym z osoby uwięzionej i ofiary stała się organizatorką wyjazdu. Czy w taki właśnie sposób będzie się bronił w sądzie? Że wcale mnie nie porwał tylko wyjechałam z nim z własnej, nieprzymuszonej woli na wakacje, o których zawsze marzyłam?
– Eliza?
Spojrzałam na Kosmę a potem na mapę. Znajdowaliśmy się jakiś dwieście kilometrów od granicy z Węgrami.
– Nie ja… – chrząknęłam wymijająco. – Ty coś wybierz.
Wiedziałam, że na wszelki wypadek nie będą to Węgry. Węgry były zarówno w Unii Europejskiej jak i strefie Schengen więc na pewno nie będzie ryzykował swojego pojmania na granicy.
– W takim razie Serbia – postanowił akurat w momencie, gdy pojawiła się kelnerka niosąc nasze dania.

Co dalej?
A)    Kosma i Eliza będą mieli problemy na granicy;
B)    Kosma trafi do więzienia;
C)    Kosma zrobi Elizie niespodziankę;
D)    Eliza zrobi Kosmie niespodziankę.

6 komentarzy:

  1. Witaj. A za "cholerę" nie wiem co wybrać. Co napiszesz to przeczytam. Dzięki za cześć. Pozdrawiam Wiktor

    OdpowiedzUsuń
  2. Zdecydowanie C. Choć może C i D byłoby nawet lepiej? Zgadzam się z Wiktorem - zrobisz jak uważasz :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Szkoda, że nie było nic więcej o tym lesie, bo temat mnie zaintrygował. Może kiedyś jeszcze o nim porozmawiają, co?
    Jak na moje to on ją wywiezie jeszcze dalej i za cztery tygodnie tak się do niej przyzwyczai, że ani będzie myślał ją zwrócić.

    OdpowiedzUsuń