Przyjrzałem
się Elizie w samochodzie. Była niespokojna. Nie wiedziała jak się zachowam po
powrocie do domu. I dobrze.
Przyspieszyłem,
dodając gazu. Nie zaprotestowała, a jednak widziałem jak jej dłoń wędruje w
stronę rączki nad drzwiami pasażera. Tak jakby w razie wypadku uchwyt miał jej jakoś
pomóc… Wskaźnik na tablicy rozdzielczej wskazywał ponad sto kilometrów na
godzinę a ja nadal przyspieszałem.
Było
bardzo późno w nocy więc byliśmy jedynym autem w okolicy. Mogłem rozpędzić się więc
nawet do dwustu kilometrów na godzinę lecz niosłoby to ze sobą pewne
niebezpieczeństwo ze względu na dziury w drodze. A jednak, moja noga nie
schodziła z gazu.
–
Co robisz? – zapiszczała w końcu, nie wytrzymując napięcia. Patrzyła na mnie od
dłuższego czasu.
Wzruszyłem
ramionami.
–
Chyba usiłuję nas zabić – odparłem szczerze niewzruszony wskaźnikiem, który
przekraczał już sto pięćdziesiąt.
–
Przestań! – zażądała jakby myślała, że od samego jej rozkazu zwolnię.
Uśmiechnąłem się sztywno i jak gdyby na jej złość przyspieszyłem do stu
osiemdziesięciu.
Samochód
wpadł w jakąś dziurę, co oboje odczuliśmy niemiłym podskokiem. Eliza krzyknęła
i już po chwili zaczęła płakać. W spazmach zaczęła łamiącym się głosem:
–
Co robisz? Chcesz usłyszeć, że mi przykro? Tak, przykro mi!
Nie
wierzyłem jej. Oczywiście, że mówiła to tylko po to abym zwolnił. Byłem tak
wściekły, że nie myślałem o tym, co może się zdarzyć. W pewnym sensie chciałem
abyśmy umarli. Oboje, razem.
–
Przestań, słyszysz?! Przestań!
W
amoku zerknąłem na deskę rozdzielczą. Dwieście. Samochód powoli przestawał mnie
słuchać, wyraźnie czułem, że tracę panowanie nad pojazdem i sam na to
pozwalałem.
–
Więcej tego nie zrobię! – wrzasnęła akurat w momencie kiedy znów wpadliśmy w
dziurę i znów podskoczyliśmy na siedzeniach. – Obiecuję! – wyłkała.
W
oddali zobaczyłem jakieś zwierzę i usłyszałem krzyk Elizy. Nie naciskałem
hamulca, to najgłupsze co mógłbym w tym wypadku zrobić. Wymanewrowałem tak
samochodem, że udało mi się uniknąć potrącenia. Nawet nie bardzo widziałem co
to było. Kot, pies, zając?
Trochę
zwolniłem po tym incydencie. A może to przez obietnicę Elizy?
–
Załóż opaskę – wypaliłem do niej wiedząc, że jesteśmy już blisko domu. Jakieś
piętnaście minut i będziemy na miejscu.
Nie
zaprotestowała, wciąż przełykając łzy ze stresu.
Dojechaliśmy
już spokojnym tempem, ale ona tego już nie widziała. Mogła jedynie czuć, że
prędkość się zmniejszyła, lecz stan emocjonalny zapewne przeszkadzał jej w
trzeźwym kalkulowaniu sytuacji.
Gdy
zatrzymałem samochód, ulżyło jej. Nie była już taka spięta, jednak, z jakiegoś
powodu, zaczęła jeszcze mocniej płakać.
W
domu zdjąłem Elizie opaskę, uważając żeby jej przy tym nie dotknąć. Gdy na nią
patrzyłem z bliska miałem ochotę ją zabić za to, że mi dzisiaj uciekła.
Przywiązałem
ją do łóżka. Tak po prostu, by pokazać jej, że to co zrobiła dzisiaj nie było
fair. Dałem jej widocznie za dużo swobody i ona to wykorzystała przeciwko mnie.
Nagle stała się bardzo rozmowna, kiedy akurat chciałem żeby się zamknęła.
–
Musiałam spróbować – wyłkała. Szybko się uspokajała. Widocznie dobrze znane jej
miejsce działało na nią kojąco. Siedziała oparta wygodnie na łóżku. Miałem
ochotę wyrwać jej poduszkę, żeby nie było jej tak miękko, żeby opierała się o
deski. Albo udusić ją tą poduszką, na to zasługiwała… – Przecież wiesz, że nie
jestem tu ze swojej woli… – dodała, jakbym był skończonym idiotą i o tym nie
wiedział.
Była
zirytowana moim milczeniem. Nie obchodziło mnie to. Podszedłem do lodówki, w
której znalazłem butelkę piwa. Rzadko piłem ten rodzaj alkoholu, ale po
dzisiejszym dniu tego właśnie było mi trzeba.
Pociągnęła
przeraźliwie nosem.
–
Okłamałeś mnie. Jednak jesteśmy w Rumunii – paplała dalej.
Kiwnąłem
głową. Tylko głupiec by się nie domyślił. Widziała w mieście wiele znaków i
przecież słyszała język rumuński.
Otworzyłem
piwo i upiłem łyk. Skrzywiłem się jakby napój był przeterminowany. Miał dziwny
smak. A może to Eliza coś wsypała do środka bo chce mnie zatruć?
–
Powiesz mi jakie miasto zwiedzaliśmy? – zapytała z nadzieją, że jej odpowiem.
Ramieniem wytarła sobie policzki jeszcze nie tak dawno mokre od płaczu.
–
Kluż-Napoka, jeśli cokolwiek ci to mówi, choć nie nazwałbym tego zwiedzaniem z
twojej strony – odparłem z zarzutem.
Po
raz pierwszy zamilkła. Widocznie zastanawiała się czy coś kojarzy. A ja
spokojnie sączyłem swoje piwo, myśląc z kolei nad tym, że ubrania które miała
dzisiaj założone, były na nią za duże.
Już
miesiąc temu kupiłem jej zestaw sukienek, spodni, bluz, bluzek, bielizny i
kosmetyki, które miały ułatwić jej adaptację do nowego otoczenia. Nie wszystko
jednak pasowało idealnie, a na kosmetyki Eliza dostała reakcji uczuleniowej.
Myślałem, że w najbliższym czasie będziemy mogli pojechać do sklepów aby
wybrała to co lubi, ale po dzisiejszym dniu sam już nie wiedziałem co myśleć. Nie
zanosiło się na to. Trudno, będzie więc chodzić w szmatach jeżeli nie doceniła tego,
co dla niej robiłem.
–
Co ty do mnie czujesz? Kochasz mnie? – zapytała nagle.
Byłem zdziwiony jej
pytaniem. Tyle zachodu zadałem sobie z wywiezieniem jej z Polski, z
odizolowaniem od społeczeństwa, rodziny i znajomych, potem z jej nastawieniem
do nowego środowiska a dzisiaj i z poszukiwaniem, że odpowiedź powinna być dla
niej oczywista. Dalej nie mogłem dojść do siebie. Bałem się, że mogłem ją stracić
i już więcej nie pozwoliliby mi ją oglądać.
–
Tak, ale ty chyba tego nie odwzajemniasz – odparłem, spoglądając na nią z
wyrzutem. Nie speszyła się.
Mogłem
wyjść z pomieszczenia zostawiając ją samą z myślami albo dalej to ciągnąć,
wiedząc, że nasza rozmowa brnęłaby w kierunku, w którym Eliza by tego chciała. Eliza. Dokładnie pamiętam kiedy pierwszy
raz ją zobaczyłem. Miała w oczach to samo co dzisiaj, kiedy otoczyła ją banda napalonych
Rumunów. Zawsze była bardzo nieporadna i dlatego potrzebowała stałej opieki.
– Nie wyglądałeś na zaangażowanego –
zaperzyła się, pociągając znów nosem. – Ani po weselu, ani po wyjeździe do
Gdańska nie okazywałeś mi zainteresowania – jej twarz płonęła a oczy lśniły. Dłońmi
mięła prześcieradło, na którym siedziała. – Mam uwierzyć, że mnie kochasz? Tylko
przez Tomka tak ci się wydaje. A prawda jest w rzeczywistości inna,
rywalizujesz z nim, to nie o mnie chodzi…
Tylko ja wiedziałem, że to nieprawda.
Że słowa, które powiedziała były oszczerstwem. Że przecież poniżyłem się na
tyle, że poszedłem do Tomasza po jej numer, kiedy sam go straciłem. I że to
wtedy dowiedziałem się, że nam nie wyszło. Od Tomasza dowiedziałem się, że ja i
Eliza to przeszłość, choć wcale tak nie było!
Jej słowa znów mnie rozwścieczyły.
Wierzyła tylko w to, co chciała wierzyć.
– Napisałem do ciebie a ty nie
odpisałaś – przypomniałem jej cicho choć w środku się gotowałem.
Prychnęła.
– I co, poczułeś się tak urażony, że
musiałeś mnie za karę porwać?
Przecież to nie był pierwszy raz.
Porwałem ją już wcześniej, do Gdańska. I wtedy jej się podobało. Nie
przypuszczałem, że ten wyjazd będzie się różnił daleko od tego pierwszego.
Myślałem, że sama będzie chciała tu zostać.
Podszedłem do niej. Czy tego właśnie
chciała? Wolności? Złapałem ją za nadgarstki i patrząc jej w twarz zacząłem
odwiązywać sznury, oplatające jej dłonie.
– Masz do mnie tyle żalu –
szepnąłem. – Ale możesz to zakończyć.
Wyjąłem pistolet, który zawsze nosiłem
przy sobie. Włożyłem jej go w ręce, instruując jak go użyć.
– Wystarczy, że naciśniesz –
przesunąłem jej palcem po spuście, aby była pewna, że to do niej należy
decyzja.
Mogła mnie zabić w tym momencie. Wystarczył
jeden strzał z broni i zaraz leżałbym w kałuży własnej krwi.
– Jeżeli tego nie zrobisz – zacząłem
szantażując ją. Tak bardzo chciałem przekonać się jej reakcji, że zapomniałem,
że stawka toczy się o moje życie. Tak jakbym chciał aby nacisnęła spust – już
nigdy nie pozwolę ci uciec. Rozumiesz, co do ciebie mówię? Rozumiesz, co to
znaczy nigdy?
Była zaskoczona. W szoku, nie
uczyniła żadnego ruchu. Ani mnie nie zabiła, ani nie odłożyła broni. Źrenice
jej się poszerzyły a usta rozchyliła i już je nie zamknęła. Sam je zamknąłem
swoimi. Jeżeli miałem zaraz zginąć, chciałem wziąć coś ostatniego z życia.
Opcje:
A) Eliza wyzna Kosmie, że sama nie wie co do niego czuje;
B)
Eliza
odwzajemni pocałunek, po czym zostanie w domu razem z Kosmą;
C)
Eliza
odwzajemni pocałunek, po czym opuści dom za pozwoleniem Kosmy;
D) Eliza zabije Kosmę.
Witaj autorko!!!. Chciałem od razu przeprosić że mnie tyle części nie było w komentarzach,ale jestem na bieżąco. To taka chwilka dla mnie. Usiąść wyluzować się i czytać. Ja stawiam na A i C. Zabicie Kosmy odpada. Eliza nie jest taka. Jak ktoś ma już zabić to raczej jej " kolezanka" Baśka. Ona była by do tego zdolna. Pozdrawiam Wiktor
OdpowiedzUsuńDziękuję za komentarz :)
UsuńJa z kolei wolałabym A i B, z pewnością nie C bądź D bo chciałabym żeby porwanie jeszcze trochę potrwało skoro jest przez to tak ciekawie :)
OdpowiedzUsuńAnia
Dzięki :)
UsuńCudownie, że wreszcie poznaliśmy punkt widzenia Kosmy! Jest tak jak myślałam, lekko jakby zbzikował na punkcie Elizy, ale on sam nie uważa porwania za coś złego...
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńPo tym rozdziale utwierdziłem się, że Kosma ma coś z głową. Choć z drugiej strony patrząc - który facet nie dostaje na łeb, jak mu kobita daje dyla? Przepraszam, ale mam dzisiaj specyficzne poczucie humoru.
OdpowiedzUsuńA poważnie, to jeśli naprawdę chce mu uciec, mieć na to szansę, móc z nim w jakiś sposób wygrać, to przede wszystkim powinna uzbroić się w cierpliwość i nie brać nóg za pas przy każdej, pierwszej lepszej nadarzającej się okazji.
Też tak sądzę :)
UsuńDziękuję.