TRANSYLWANIA
Sekundy
były minutami, minuty godzinami a
godziny miesiącami. Wydawało mi się, że w domku spędziłam już tygodnie, gdy
dowiedziałam się, że minęło zaledwie pięć dni.
Byłam zrozpaczona. Moje pierwsze
oznaki odzyskanej świadomości poznałam po rwącym bólu w okolicy klatki
piersiowej. To wtedy zdałam sobie sprawę, że jestem pozostawiona w dziczy z tak
naprawdę nieznanym mi mężczyzną (nawet zaczęłam zastanawiać się czy Kosma
naprawdę siedział w więzieniu za niewinność...)
Nieustannie myślałam o Tomku i o
tym, że był w śpiączce. O tym że może gdybym przy nim była, odzyskałby
świadomość. Wmówiłam sobie, że tylko moja nieobecność trzyma go dalej w
odrętwieniu. MUSIAŁAM więc się wydostać.
Nie było to jednak łatwe. Po mojej
ostatnie próbie ucieczki Kosma pilnował mnie już wszędzie. Chodził ze mną nawet
do łazienki (na szczęście czekał na zewnątrz, ale zmuszał mnie w tym czasie do
rozmowy by słyszeć mój głos), jedliśmy razem śniadania, obiady i kolacje.
Zaprotestowałam gdy chciał żebyśmy
spali razem w łóżku. Na to nie mogłam się przecież zgodzić. Nie był zadowolony,
ale zaproponował, że będzie w takim razie spać na kanapie pod warunkiem, że ja
będę przywiązana. Choć było to bardzo niewygodne, zaciskałam usta i co noc
godziłam się aby owijał mi ręce i nogi , przez co przytwierdzał mnie mocno do poręczy
łóżka.
Tydzień po przyjeździe wymyśliłam,
że muszę zacząć rozmawiać z Kosmą. Nie był on przecież typem milczka, dlatego
pomyślałam, że może kiedy zacznie się przede mną otwierać, powie mi o jedno
zdanie za dużo, bądź chociaż zostawi gdzieś swój telefon (którego nawiasem
mówiąc od ucieczki nie widziałam), co będzie dla mnie szansą. Wystarczy, żeby
policja namierzyła połączenie i byłabym wolna.
To, że mogliby Kosmę przeze mnie
aresztować, nie uważałam za idealne rozwiązanie. Najlepiej by było gdyby sam
mnie odwiózł do domu, wtedy pewnie nie wniosłabym żadnego oskarżenia. Ale na to
się nie zapowiadało.
– Dlaczego to zrobiłeś? – zapytałam,
zagajając rozmowę po obiedzie. To było niesamowite, że Kosma sam wszystko
gotował, sprzątał i prał. W niczym mu nie pomagałam, ale na nic się nie
skarżył.
– Potrzebowałem wakacji –
sprecyzował, przyglądając mi się bacznie. Zastanawiał się dlaczego poruszyłam
ten temat, od tygodnia praktycznie w ogóle nie rozmawialiśmy. – Sądzę, że ty
również.
– Wakacji może – wzruszyłam
ramionami. To co mi zaserwował na pewno wakacjami bym nie nazwała, przecież
byłam tu więźniem, ale nie chciałam go denerwować swoimi spostrzeżeniami.
– O co chodzi? – nie zauważyłam, że
mi się przygląda i że bacznie analizuje moją niechęć.
– O nic, tylko… – zacięłam się. Może
udałoby mi się wzbudzić w nim litość? – Nigdzie nie wychodzimy… – dokończyłam,
nieśmiało na niego zerkając.
Kosma zmarszczył brwi. Był skupiony.
Pewnie zastanawiał się czy wyjście gdziekolwiek nie było zbyt wcześnie, czy nie
powinien jeszcze zaczekać. W końcu, jakby po dłuższym rozmyślaniu, przyznał mi
rację.
– Jasne, rozumiem. Co to za wakacje,
gdy nawet nie możesz wyjść na słońce. Wiesz, że na zewnątrz jest dwadzieścia
sześć stopni ciepła? – zmienił nagle temat.
Pokiwałam przecząco głową.
Oczywiście, że nie wiedziałam. W domku nie było okien, przynajmniej w tej
części, do której miałam dostęp.
– W takim razie jutro wyjdziemy na
piknik – zadecydował. – Zjemy coś na świeżym powietrzu.
Już otwierałam usta, żeby mu powiedzieć,
że myślałam raczej o jakiejś wycieczce, gdy zamknął mi je stwierdzeniem:
– Na razie musi ci to wystarczyć.
Faktycznie, następnego dnia koło
godziny trzynastej, Kosma stanął przede mną z siatkami w ręku, przygotowanymi już
na piknik.
Kiedy schodziliśmy po schodach,
nareszcie mogłam się przyjrzeć bliżej części domku, która była przede mną
zamknięta – dół także nie posiadał okien albo nawet jeśli je miał, to były
zabite deskami. Nikt tu dawno nie sprzątał – o ile na górze nie widziałam
kurzu, tak na dole wciąż chciało mi się kichać.
Przeszliśmy przez salon, do którego
zza drzwi wdzierało się już słońce. Pomyślałam, że domek swego czasu mógł być
naprawdę piękny i jaka to wielka była szkoda, że nigdy nie będę mogła pokazać
tego miejsca Tomkowi.
Tomek.
– Posmutniałaś – to był Kosma i jego
nieomylna intuicja.
– Tak – nie chciałam kłamać, nawet
jeśli oznaczałoby to, że nakaże mi on odwrót na górę. – Przypomniałam sobie
kogoś.
Prawda była taka, że przez tydzień
nie było godziny bym nie wspominała swojego chłopaka. Od wczoraj jednak, zajęta
wyobrażeniami o pikniku, nie myślałam o Tomku. Stanął na drugim planie przez
jakiś nic nie znaczący piknik. Poczułam z tego powodu wyrzuty sumienia.
– To normalne – skwitował szorstko.
Już raz tak powiedział. Chciał żebym
się przyzwyczaiła do tej sytuacji, ale przecież chyba nie sądził, że spędzę tu
z nim resztę życia?
Otworzył drzwi. Nie były zamknięte,
co mnie ucieszyło.
Blask mnie oślepił. Musiałam mocno
przymrużyć oczy, podobnie jak Kosma. Pomyślałam, że może gdyby udało mi się
uciec wieczorem i przez noc wędrować przez las, nad ranem doszłabym do
cywilizacji…
– Nie myśl o tym – zrugał mnie, jak
gdyby czytał mi w myślach. – W tym lesie jest niebezpiecznie.
Powoli moje oczy przyzwyczajały się
do słońca. Coraz więcej widziałam.
– To nie mogłeś wybrać chociaż
bezpiecznego?
Uśmiechnął się, po czym pociągnął
mnie za rękę.
Rozejrzałam się, szukając wzrokiem
samochodu wokół domku, ale nigdzie nie było go widać.
– Nie, bo tu nas nikt nie znajdzie. Lokalni
mieszkańcy boją się tu chodzić. Uważają, że kiedy raz wejdziesz do tego lasu,
możesz nie wrócić.
– Cudownie – prychnęłam, choć
ucieszyłam się, że są jacyś „lokalni mieszkańcy”. Nie wyrwałam mu ręki,
starając się jak najwięcej zapamiętać.
Domek stał na małej polanie.
Otoczony był drzewami liściastymi. Drzewa były lekko pożółkłe, zapewne od
słońca, co utwierdziło mnie w przekonaniu, że jesteśmy w ciepłym państwie.
Szliśmy przez jakieś dziesięć minut,
w trakcie których starałam się wymyślić nazwę lasu o którym mawiano, że jest
nawiedzony. Niestety jedyne, co przychodziło mi do głowy to las w polskich
Witkowicach. Nie kojarzyłam żadnego zagranicznego lasu. Kiedyś czytałam jeszcze
o lesie samobójców w Japonii, ale Japonia? Nie, tak daleko to my na pewno nie
byliśmy...
Na piknik chodziliśmy raz w
tygodniu. W czasie naszego trzeciego spotkania Kosma zaskoczył mnie propozycją:
– Pojutrze pojedziemy do pewnego
miasta – powiedział nagle, dodając poważnym tonem głosu. – Ale nocą, żebyś mi
nie uciekła albo żebyś nie zaczęła krzyczeć na środku ulicy.
– Nocą jest łatwiej uciec –
zauważyłam, nie rozumiejąc jego logiki.
– W tym mieście nie – mruknął. –
Zresztą, sama się przekonasz.
Jego uśmiech zawsze był promienny,
taki szczery.
Dwa dni później wieczorem faktycznie
wyszliśmy z domku. Uparł się, żeby zawiązać mi oczy, więc chociaż tego nie
chciałam musiałam ulec i skapitulować.
Dziwnie się czułam z przewiązanymi
oczami, kiedy mnie prowadził w nieznane. Przez moment tylko ogarnęło mnie
dziwne podekscytowanie – nie wychodziłam nigdzie (jeśli nie licząc lasu) od
miesiąca i łudziłam się, że uda mi się od Kosmy odłączyć.
Sama przed sobą zauważyłam, że po
kilku tygodniach nie myślałam o Kosmie jak o porywaczu. Zauważyłam, że bardzo
pragnął mojego towarzystwa, nie zmuszał mnie do niczego, czego sama nie
chciałam. Choć wciąż wiązał mi ręce i nogi, węzły były o niebo luźniejsze, więc
pewnie gdybym się postarała i tak dałabym radę się odwiązać.
Zaprowadził mnie do samochodu,
usadzając na miejscu pasażera. Zanim mnie odwiązał, poczułam, że był bardzo
blisko. Odwróciłam głowę w przeciwnym kierunku, żeby nie przyszło mu do głowy
mnie pocałować.
Co stanie się dalej?
A)
Eliza ucieknie;
B)
Elizie spodoba się miasto a Kosma ją pocałuje;
C) Eliza odkryje w jakim jest państwie;
D) Elizie przydarzy się coś złego a Kosma ją uratuje.
Można C i D? Bo B to za wcześnie, musiałaby mu przyłożyć! Piękny rozdział.
OdpowiedzUsuńMożna :) Dziękuję.
UsuńJa też poproszę C i D. Świetny rozdział :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Mary.
Dziękuję :)
UsuńOpcji nie obstawiam, jako że pojawiła się już następna część, ale ja również wybrałabym chyba C i D. No może zastanawiałabym się nad B, ale jakoś nie widzę tego, że Eliza byłaby chętna pocałunkowi.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że męczymy dalej Elizkę i porwanie jeszcze się nie skończy :P Oczywiście rozumiem rozterki bohaterki, ale mi, jako czytelnikowi, taki zwrot akcji bardzo się podoba :)
Cass
Pięknie dziękuję za opinię :)
UsuńMnie też skojarzył się jedynie Las Samobójców, gdy była wzmianka o tym, że las jest niebezpieczny i że boją się go mieszkańcy.
OdpowiedzUsuńKosmy działanie jest bardzo przemyślane i widać pewność w każdym jego kroku, oprócz w uczuciach. Więc jedyna szansa, by się uwolnić lub zacząć normalnie żyć z oprawcą (o ile w ogóle można normalnie żyć z oprawcą), to uwiedzenie tego oprawcy, sprawienie, by obdarzył zaufaniem.
Ciekawe czy wtedy skontaktowała się z Kamilą, gdy zadzwoniła na komórkę Leona. Przy okazji, pod poprzednim rozdziałem zapomniałem dopisać, że podobało mi się jak opisałaś działanie w stresie i niebezpieczeństwie. Podczas zagrożenia człowiek potrafi zapomnieć nawet datę własnych narodzin, a co dopiero numer telefonu.
Dziękuję za komentarz :)
Usuń