piątek, 16 czerwca 2017

Cichy Świat: Rozdział 25

ROMEO I JULIA


Pierre, błagam, pomóż mi! – pomyślałam w akcie desperacji, próbując wysłać myśli do dawnego Francuza, gdy odnotowałam, że Kamal ponownie zaczął bić szatyna. Ku mojej rozpaczy, już po sekundzie wiedziałam, że policjanta nie ma w moim zasięgu.
– Puść go! – krzyknęłam, schylając się, by ugryźć trzymającego mnie mężczyznę w rękę. Niestety, on przewidział mój ruch i pociągnął mnie za włosy, żebym stała wyprostowana.
Nie wiedziałam, co dalej robić. Po kilku minutach, które ciągnęły się dla mnie jak wieczność, a podczas których Kamal okładał Anthony’ego brutalnie pięścią, ten ledwo trzymał się na nogach. Próbował zachować równowagę, ale byłam pewna, że gdyby nie mężczyźni, którzy trzymali go za ramiona, od razu by się przewrócił.
Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że od jakiegoś czasu płakałam – zrozumiałam to dopiero wtedy, kiedy poczułam pieczenie w oczach. Najwidoczniej tusz mi się rozmazał, ale make-up był ostatnim moim zmartwieniem. Bałam się o Anthony’ego, który został już niemal zmasakrowany.
Krew pokrywała jego twarz i spływała po szyi na ramiona. Szatyn był chyba półprzytomny, ledwo widział, co się działo, gdy Kamal bił go raz za razem, ale postanowił wykrzesać z siebie energię, żeby się ze mną porozumieć.
– Policja nie... przyjedzie... Mówi... prawdę... Uważaj... na Pierre’a, a... zaufaj José. Zaopiekuj się... Victorem i... rodzicami. Obiecaj...
– Nie, nic ci nie będzie – zaprzeczyłam załamana jego słowami.
– Obiecaj – powtórzył cicho, domagając się mojego słowa.
– Obiecuję, ale nie możesz się poddać... proszę... – załkałam głośno, nie mogąc znieść widoku maltretowanego chłopaka.
Wreszcie mężczyźni cofnęli się, a mój przyjaciel upadł na ziemię. Myślałam, że to koniec, ale to nie usatysfakcjonowało Kamala. We trójkę zaczęli go kopać.
– Błagam, zostawcie go! Zrobię wszystko, przysięgam – zarzekałam się załamującym się głosem. Znowu nikt się mną nie przejął. A ja nie mogłam patrzeć jak biją mojego przyjaciela, więc zrobiłam coś, czego nie powinnam nigdy robić, ale sądziłam, że to przykuje ich uwagę. I nie pomyliłam się.
– Zostawcie go!krzyknęłam na głos, wbijając pełne nienawiści spojrzenie w mężczyzn. Wszyscy trzej znieruchomieli, a osiłek, który mnie trzymał, aż się wzdrygnął.
– No proszę, a to ciekawe… – Kamal spojrzał na mnie z uznaniem, cicho się ze mnie podśmiewując. Przez jakiś czas po prostu się na mnie gapił, a ja byłam wdzięczna, że dał spokój Anthony’emu. Następnie bez żadnego ostrzeżenia znowu zaczął kopać chłopaka, a wraz z nim jego żołnierze.
W tym momencie uświadomiłam sobie, że jeśli zaraz nie przestaną, pobiją szatyna na śmierć. Krew znajdowała się już wszędzie, na ziemi, na nich, a nawet na pobliskim samochodzie. A ja nie mogłam nic zrobić, tylko patrzeć, czekać i zalewać się łzami.
– Pamiętaj... zawsze... cię kochałem... – usłyszałam niewyraźne wyznanie mojego przyjaciela. Jego głos był przerywany, jakby wypowiedzenie tych kilku słów kosztowało go zbyt wiele wysiłku.
– Anthony? – wydukałam, czując wielką gulę w gardle. Chłopak chciał się ze mną pożegnać, co znaczyło tylko jedno – stracił nadzieję na ocalenie. – Walcz, słyszysz? Proszę, nie możesz mnie zostawić – wysłałam mu swoje błaganie, choć nie byłam pewna czy je usłyszał.
Wrzasnęłam ponownie na głos, mobilizując całą siebie, żeby wyrwać się mężczyźnie, który mnie trzymał. Kamal tylko na moment podniósł na mnie wzrok, żeby złapać oddech i znowu powrócił do katowania mojego przyjaciela.
Próbowałam wydrzeć się z łap mężczyzny i znowu nie udało mi się. Prawdę powiedziawszy tym razem było już całkiem blisko, omal mnie nie puścił, gdy kopnęłam go szpilką w nogę i jednocześnie ugryzłam, ale jakoś zdołał utrzymać swój żelazny uścisk. Po kolejnych kilku minutach szarpaniny opadłam z sił, wypłakując sobie oczy.
Nie mogłam wyobrazić sobie jak można być tak sadystycznym potworem, żeby najpierw zabić swoją dziewczynę, a potem za karę zmasakrować nieznajomego sobie dziewiętnastolatka. Wygląda na to, że José miał ostatecznie rację – to człowiek jest najgorszą kanalią chodzącą po tej ziemi, bo nawet zwierzę nie niszczy w ten sposób wszystkiego, czego się dotknie.
Wreszcie mężczyźni wyprostowali się. Anthony nie ruszał się, pewnie stracił przytomność. Kamal spojrzał na mnie zwycięsko.
– No i już po twoim chłoptasiu – sytuacja najwyraźniej go bawiła. Spojrzałam ze zdziwieniem na mężczyznę. 
Już po nim? – powtórzyłam do siebie głucho. Nie zrozumiałam, przecież zaraz zawiozę szatyna do szpitala i jakoś z tego wyjdzie. Przeżyje, da radę.
Kamal spojrzał najpierw na swój zegarek, by następnie wyjąć całkiem spory nóż z kieszeni i zacząć go obracać w dłoni. Wyglądał jakby nad czymś dumał, ale po chwili zdecydował, że nie mają czasu.
– Śpieszy nam się, a szkoda, bo chętnie bym się z tobą pobawił – na jego szatańskiej twarzy zapewne zagościł kpiący uśmiech. Nikt nie będzie mi mówił co mam robić, a czego nie. Oboje umrzecie.
Umrzecie? – pomyślałam. Anthony nie żyje? – przeniosłam wzrok z Kamala na nieprzytomnego chłopaka, leżącego w kałuży własnej krwi. Kolejna łza stoczyła się po mojej twarzy.
Zabić ją.
Nawet się nie przejęłam, jak usłyszałam te słowa. W głębi duszy byłam chyba nawet wdzięczna. Przeczuwałam, że ta bestia mówi prawdę, Anthony nie przeżył tego spotkania, nawet ja ledwo mogłam go poznać.
Właśnie w tej chwili doszłam do wniosku, że od samego początku celem Kamala nie było zwykłe pobicie, tylko zabicie mojego przyjaciela, a moją karą było właśnie to – patrzenie jak go maltretują bez możliwości pomocy. Wolałabym, żeby zabili mnie od razu, niż zmuszali do pozostania biernym obserwatorem. Taką oto zemstę wymyślił on na Halszce, mnie i Anthonym, za to, że zdecydowaliśmy się złożyć na niego donos.
Patrzyłam na swojego przyjaciela tępo, nie zwracając uwagi na otoczenie. Jak przez mgłę pamiętam jeszcze krótką wymianę słów pomiędzy mężczyznami.
– Co mam zrobić?
– Co chcesz. Zabij ją, zgwałć, poćwiartuj. Cokolwiek. A najlepiej wszystko naraz, kolejność dowolna – wyjaśnił spokojnie Kamal, ale po jakimś czasie zmienił zdanie.
– Albo może... niech popełni samobójstwo. Tylko zrób to szybko, bo stary mówi, że nie mamy czasu.
Po chwili jakiś mężczyzna chwycił moją rękę i zrobił szybkie cięcie. Myślałam, że podcinanie żył boli lub szczypie, ale ja nie wyczułam nic takiego. Najwidoczniej cierpienie psychiczne przebiło ból fizyczny.
Poczułam, że mężczyzna, który dotychczas mnie przytrzymywał, wreszcie mnie puścił. Nogi same się pode mną ugięły, a ja upadłam ciężko na ziemię. Nie zwlekałam długo. Na klęczkach poczęłam się zbliżać do mojego przyjaciela. Spazmatyczny płacz wstrząsał raz za razem moim ciałem. Nie widziałam czy Kamal już pojechał, czy też stał nade mną; chyba było mi wszystko jedno. Wreszcie mogłam być blisko Anthony’ego i tylko to się liczyło.
Miał zamknięte oczy. Krew pokrywała całą jego twarz, zabarwiając również białą, elegancką koszulę. Muszki nie miał już na sobie, musiał ją zostawić w Lagunie.
– Anthony? Słyszysz mnie? – załkałam, przyciskając swoją dłoń do ust. Chciałam się powstrzymać i nie rozpaczać dopóki nie byłam pewna, co z nim jest, ale znajdowałam się w takiej rozsypce, że nie mogłam opanować swoich emocji.
Dotknęłam jego twarzy. Była nienaturalnie zimna. Odgarnęłam włosy z jego czoła, a następnie przyłożyłam drżące palce do jego szyi.
Poczułam jakby ktoś wyrwał moje serce, a następnie zmiażdżył je i rozsypał na tysiące kawałków. Nie wyczułam żadnego pulsu.
– Nie – wyszeptałam. Pokiwałam głową, nie mogąc uwierzyć, że mój przyjaciel rzeczywiście leżał przede mną martwy.
Spróbowałam wyczuć jego obecność w myślach, ale poczułam opór, tak jakby Anthony znajdował się za daleko mnie.
Kamal mnie nie okłamał. Mój narzeczony nie żył, nie było już żadnej szansy, aby go uratować.
– Nie zostawiaj mnie, proszę – wybełkotałam ledwo przytomnie. Znowu mówiłam na głos, ale tym razem nawet nie zwróciłam na to uwagi. Prawdopodobnie ostatni raz mogłam komunikować się z przyjacielem w ten sposób i nie zamierzałam z tego rezygnować. Obraz zaczął się przede mną rozmazywać, ale nie wiedziałam czy spowodowały to łzy, które ponownie napływały do moich oczu i zamazywały jasność widzenia, czy też cięcie na mojej ręce.
Opadłam na Anthony’ego, przylegając do jego zimnego tułowia.
Płakałam długo i bezustannie aż zrobiło mi się potwornie zimno. Czułam się też jakbym ponownie zaczęła tracić wzrok. Mimo że ciągle widziałam, to wszystko było zamazane, mętne, bez żadnego koloru. Nie było nikogo, kto wyciągnąłby do mnie pomocną dłoń, wsparł dobrym słowem, bo mój najlepszy przyjaciel umarł, a zamiast serca w moim ciele pozostała jedynie wielka, czarna dziura.
Popadłam w otępienie. Siedziałam nad martwym ciałem swojego przyjaciela, który za miesiąc miał zostać moim mężem, a którego kochałam nad własne życie. Zdumiewające, że dopiero po jego odejściu odkryłam ogrom tej miłości. Czemu zazwyczaj tak jest, że ludzie nigdy nie doceniają bliskich za życia, w ten sam sposób jak to robią, gdy jest już na to za późno?
Nie mogłam go zostawić, dlatego trzymałam go za rękę i czekałam. Pewnie powinnam kogoś zawiadomić, ale przyjacielowi nie mogłam już pomóc, a ja sama nie chciałam ratunku. Umrzemy razem, niczym Romeo i Julia z powieści Szekspirowskiej, którą przeczytał mi Anthony po długich namowach, kiedy miałam czternaście lat. Wtedy myślałam, że jest to najtragiczniejsza miłość wszech czasów – dzisiaj było to moje życie.
Westchnęłam cicho, zamykając powoli oczy.
Przez osiemnaście lat nie wierzyłam w życie pozaziemskie. Jednak teraz pragnęłam, marzyłam, żeby jakieś istniało, a mi dane było jeszcze chociaż raz spotkać swojego przyjaciela.


***

Wybaczcie. Choć sama nad tym boleję, bo Anthony był jednym z moich ulubionych bohaterów, właśnie tak musiało być. Od samego początku miałam zarys tych wydarzeń bo taki zwrot akcji był niezbędny dla tego opowiadania.
Moja decyzja jest niepodważalna, co oznacza, że chłopak nie pojawi się już w opowiadaniu, chyba że w jakiś retrospekcjach, a i tego nie planuję na razie robić.
Dzisiaj opcji do wyboru nie będzie bo za wiele musiałabym zdradzić co wydarzy się w kolejnym rozdziale.

6 komentarzy:

  1. Ale... naprawdę?...
    Jestem w szoku. Mało kto decyduje się na uśmiercenie bohatera, przynajmniej ja nigdy czegoś takiego nie czytałam na blogach, przez co na razie nie wiem czy to zaskoczenie na plus, czy minus...
    Ciekawość mnie zżera co będzie dalej.
    Pozdrawiam,
    Mary

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz w imieniu siostry. Niestety, naprawdę :(

      Usuń
  2. Ja też czuję cierpienie Ariany, aż chce mi się płakać :( RIP Anthony (wiem, że to tylko bohater, ale... )
    Myślałam, że na tym Twoja siostra poprzestanie, śmierć Anthony'ego całkowicie zmieni opowiadanie, a jednak się pomyliłam.

    Cass

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja, jeśli mam być szczery, to za Anthonym nigdy nie przepadałem, brakowało mi w nim "tego czegoś", takiej wielowymiarowości, by był w stanie zafascynować mnie jako postać. Był po prostu dobrym chłopcem bez jaj, który nawet na końcu nie potrafił wpłynąć na własną kobietę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ostro go oceniłeś, ale rozumiem Cię. Z tego co podpytałam siostrę, to jeszcze zmienimy zdanie o Anthonym, ale nie będę tu spojlerować skoro sama niewiele wiem :)
      Dziękujemy.

      Usuń