Odwiązał mi ręce. Zostawił opaskę na oczach zapewne
dlatego bym nie widziała żadnych mijanych znaków na drodze.
Jechaliśmy jakieś pół godziny choć
wydawało mi się, że była to wieczność. Siedziałam mocno wyprostowana w fotelu –
łudziłam się, że zobaczy nas policja i nakaże Kosmie zjechać na pobocze. Żaden
normalny pasażer nie jeździ przecież z opaską na oczach. Niestety, nic takiego
nie miało miejsca.
Dopiero po jakimś czasie pozwolił mi
zobaczyć świat. Nieśmiało zsunęłam przepaskę baczenie przyglądając się miastu.
Nie byliśmy w Polsce, to na pewno.
Nie dość, że nie kojarzyłam miasta, to jeszcze gdzieniegdzie widziałam znaki w
obcym języku, pisane tak samo jak te, które znalazłam w domu.
Nigdy nie byłam biegła w językach.
Może gdybym się bardziej przykładała do nauki języków obcych, poznałabym
cokolwiek, a tak, jedyne co potrafiłam określić to to, że nie byliśmy w
Niemczech, Francji, Hiszpanii, Włoszech, czy Anglii. Skłaniałam się ku Czechom,
Słowacji i tego typu krajach, podobnych troszkę do polskiego, ale jednak dla
mnie dalej niezrozumiałych.
Nie zmartwiło mnie to. Wiedziałam,
że poszlaki znajdę w samym mieście, po zaparkowanych samochodach i ich tablicach
rejestracyjnych. Owszem, teraz też widziałam samochody, mknęły jednak one za
szybko bym dojrzała cyfry i numery. Musiałam być cierpliwa.
Miasto wyglądało na duże kiedy
zbliżaliśmy się do niego z oddali. Kosma musiał je jednak znać, gdyż nie
korzystał z żadnego GPS-a, ani nawet nie przyglądał się szczególnie tablicom,
które mijaliśmy. Kierowaliśmy się do centrum, to na pewno. Zostawialiśmy za
sobą wzgórza, wjeżdżając do malowniczego miasta, które, na moje nieszczęście,
nie tętniło życiem.
Rzadko gdzie widywałam ludzi. Co
prawda, nie wiedziałam, która była godzina, może wyjechaliśmy później niż mi
się wydawało i ludzie już spali?
Słońce dawno zaszło za horyzontem,
było już więc ciemno i ponuro. Nawet nie bardzo miałam ochotę na zwiedzanie.
Kiedy zatrzymaliśmy się, siłą woli
opanowałam się. Już miałam warknąć byśmy wracali do domu, bo jest zbyt ciemno
na oglądanie czegokolwiek...
Sama nie wiem na co liczyłam.
Myślałam chyba, że jesteśmy w jakimś bardziej cywilizowanym miejscu, że kiedy
ucieknę Kosmie nie będę mieć problemu z ludźmi, którzy się mną zaopiekują. A ci
tutaj…
Właśnie odprowadziłam wzrokiem
grupkę młodych mężczyzn, do których w życiu bym sama nie podeszła. Byli
pijanymi mulatami. Nie byłam rasistką, co to to nie, ale nie byłam też kamikaze
bym miała poprosić ich o pomoc.
– Wysiadasz? – nawet nie
spostrzegłam, że Kosma zgasił samochód.
Sam wysiadł najpierw, ale kiedy
zauważył, że ja nie ruszyłam się z miejsca, obszedł auto dookoła.
Szkoda, że
wyjął kluczyk ze stacyjki… – pomyślałam i nie czekając aż otworzy mi drzwi wyszłam
sama, wdychając rześkie powietrze.
– Przejdziemy się po Starym Mieście
– zaproponował Kosma łagodnie, na co wzruszyłam ramionami, ale grzecznie
podążyłam za nim.
Rozglądałam się intensywnie szukając
wszelakiej pomocy. Jeżeli byli tam ludzie próbowałam dać im znać oczami, że
jestem z Kosmą pod przymusem, jeżeli mijaliśmy jakąś podpisaną ulicę,
próbowałam ją zlokalizować w mojej głowie.
I
tak dowiedziałam się, że Strada to była ulica. Brzmiało to bardzo włosko, ale
na pewno nie byłam we Włoszech, bo reszta słów mi się nie zgadzała.
–
Nie jesteś zadowolona – zauważył Kosma, zatrzymując się na jednej z alejek.
Co
miałam mu odpowiedzieć? Uśmiechnęłam się nikło, żeby się odczepił, ale on dalej
nalegał.
–
Opowiedzieć ci coś o tym mieście? Zaprowadzić cię gdzieś?
–
Nie – wciąż byłam markotna. – Po prostu czuję się nieswojo. Nigdy nie
zwiedziałam nic w nocy.
–
Spodoba ci się – Kosma miał tyle nadziei w oczach, że kiwnęłam tylko głową,
pokazując mu żebyśmy szli dalej.
Złapał
mnie za rękę. Zapewne dla postronnego przechodnia wyglądaliśmy jak para.
–
Jak nazywa się miasto? – zapytałam z nadzieją, że mi odpowie.
–
Na pewno go nie znasz – odparł wymijająco. – Jest dwuczłonowe.
Nie
mogłam przypomnieć sobie żadnych dwuczłonowych nazw, a jak na złość tu, na
Starówce, nie było żadnych samochodów.
Na
Piața Unirii (cokolwiek to znaczyło), zorientowałam się, że znaleźliśmy się w
centrum z wielkim Kościołem pośrodku placu. Przypominało to dzisiejszy rynek w
Zamościu. Było bardzo ładnie, ale nie mogłam skupić się na niczym innym jak
tylko na ucieczce.
Z jednej strony było mi żal Kosmy. Gdyby nie
Tomek, może bym z nim została dłużej i przeciągnęłabym tę jego wycieczkę do
końca wakacji. Jednakże, zwiedzanie miasta z wiedzą, że mój chłopak nie ma
wieści ode mnie i z niewiedzą czy wybudził się ze śpiączki, była nie do
przeskoczenia. Nie mogłam oszukiwać samej siebie. Musiałam i chciałam się stąd
wydostać.
Szansa
na ucieczkę nadarzyła się sama. Po prostu poszłam do łazienki, którą
znaleźliśmy na rynku. Jako że była ona w podziemiach, nawet nie sądziłam, że tak
łatwo będzie mi z niej zbiec. W toalecie bowiem było niewielkie okno na inną
stronę miasta, którego nawet się nie spodziewałam. Kosma na pewno też nie,
skoro pozwolił mi iść samej.
Nawet
nie musiałam się przed nikim tłumaczyć, bo nikogo więcej nie było w łazience –
weszłam na stołek, na którym zwykle siedziała Pani od pobierania opłat i
otworzyłam okno, które wychodziło wprost na chodnik. Wyśliznęłam się z trudem,
bo było ono dla mnie odrobinę za małe. Najpierw przeszła moja głowa, potem
biust, z talią też nie miałam problemu, jedynie biodra stawiły opór. Musiałam
wygiąć się pod dziwnym kątem, choć wydaje mi się, że zrobiłam to tak szybko, że
Kosma nawet nie podejrzewał jeszcze mojej ucieczki.
Na
zewnątrz rzuciłam się do przodu, uważając, by nie wpaść na swojego porywacza.
Szczęście się do mnie uśmiechnęło; pod osłoną nocy było mi znacznie łatwiej
chować się za budynkami czy drzewami i dopiero po paru minutach usłyszałam jego
nawoływanie. Ale byłam już trzy ulice dalej, mogłam śmiało biec naprzód, nawet
nie musiałam oglądać się za siebie. Przecież nie wiedział, którą ulicą biegłam,
sama nawet ich nie kojarzyłam, pędziłam na oślep.
Po
pewnym czasie opadłam z sił. Na chwilę stanęłam więc w bramie, oddychając
ciężko. Oddychałam jakbym po raz pierwszy zaczerpnęła powietrza po wynurzeniu z
wody, głęboko krztusząc się kiedy chciałam złapać go za dużo. Wiedziałam, że
pierwsze co zrobi Kosma, to odnajdzie samochód i będzie dzięki temu
przeczesywał szybko kolejne ulice, dlatego musiałam zboczyć z alejek.
Zatrzymałam
się dopiero przed cmentarzem. Było to idealne miejsce na przeczekanie do rana
kilku godzin. Brama była jakimś cudem otwarta. Nie mogłam uwierzyć w swoje
szczęście.
Weszłam
do środka, licząc na to, że Kosma nie będzie mnie tu szukać. Usiadłam na murku
tuż za wejściem. Nie chciałam wgłębiać się dalej, bałam się tych czekających
przede mną godzin.
Mój
mózg nie był mi doradcą. Przed oczami miałam jakieś sceny z horrorów,
podskakiwałam na każdy, nawet najmniejszy podmuch wiatru. Zrywałam się z
miejsca słysząc ptaki i nawet zaczęłam się modlić kiedy wydawało mi się, że nad
jednym z pomników ujrzałam zjawę. Serce biło mi szybciej niż podczas biegu.
Zastanawiałam
się co robił Kosma. Czy dalej mnie szukał czy może dał za wygraną? I czy
naprawdę sądził, że nocą będzie mi tu trudniej uciec?
Z
jakiegoś powodu było mi smutno. Chyba zaczęłam się do niego przyzwyczajać i
wiedziałam, że wkrótce odczuję głęboko jego nieobecność. Nie chciałam go
oskarżyć o porwanie, a jednak jak już wrócę do Polski komuś musiałam o tym opowiedzieć.
Nie mogłam pozwolić aby sytuacja wydarzyła się ponownie. No i jeszcze był
Tomek. A raczej jego wypadek, w który mógł być uwikłany mój porywacz.
Moje
rozmyślenia przerwała grupka osób, która weszła na cmentarz. Było to kilku
młodych mężczyzn, którym chyba zajęłam ich ulubione miejsce, bo podeszli do
mnie, wskazując coś rękami.
–
Ja nie rozumiem – wyjąkałam przerażona.
Chłopcy
się roześmieli. Właśnie pojęli, że byłam z innego kraju.
–
Does anyone speak English? – zapytałam po angielsku, ale nikt mnie nie
zrozumiał. A może tylko nie chcieli rozumieć. Dalej się śmiali po czym jeden z
nich mnie złapał.
–
Puszczaj! – krzyknęłam zaskoczona tym nagłym zuchwalstwem ze strony mężczyzny.
Próbowałam się wyrwać i chyba nawet go kopnęłam, bo jęknął, choć nawet nie
poluźnił uścisku.
Chyba
chciał mi dać nauczkę, bo poczułam jego rękę na piersi, ale odepchnęłam ją
mocno. Reszta chłopców się śmiała, jeden pokazywał jakieś wulgarne znaki
rękami, jeszcze jeden ciągle oblizywał usta.
Nigdy
w życiu nie bałam się tak mocno. Nawet porwanie mnie przez Kosmę nie wzbudziło
we mnie tyle strachu i stresu. Zaczęłam płakać i krzyczeć naprzemiennie,
odpychając ręce, które były już wszędzie. Chyba nawet nie chcieli mnie
zgwałcić, po prostu chcieli się tak ze mną „pobawić”, ale za bardzo się bałam
bym miała się uspokoić.
Młody
mężczyzna, który mnie trzymał, zatkał mi usta żebym nie wrzeszczała. Byłam w
takim stanie, że nawet nie widziałam już nic przed sobą. Świat był zamazany,
ciągle szlochałam.
I
wtedy do moich uszu doleciał huk. To był strzał pistoletu, który nie tylko
mnie, ale i grupkę wokół, zaskoczył. Jako że byłam w samym środku pomiędzy
młodymi mężczyznami nie widziałam wszystkiego, nie widziałam kto mnie uratował.
Powiedział coś do nich w obcym języku i zaczęli się ode mnie oddalać. Na końcu
odszedł ten, który mnie trzymał.
Kosma.
Oczywiście, że to był on. Naprzeciw mnie został tylko Kosma z pistoletem w
ręku.
–
Jaka ty głupia jesteś – zrugał mnie, podchodząc dalej z bronią w dłoni.
Wiedziałam,
że nic mi nie zrobi, a jednak cofnęłam się z przerażeniem i potykając się
wpadłam na rośliny za mną.
Nawet
mnie nie złapał, pozwolił bym upadła. Był zły. Jeszcze nigdy nie widziałam go w
takim stanie, nawet podczas mojej pierwszej próby ucieczki. Jego oczy były
czarne z furii.
–
Ja… – zacięłam się. Przecież nawet nie żałowałam, musiałam mu uciec i prawie mi
się to udało. Leżałam w krzakach, niezdarnie próbując się podnieść. Dalej
płakałam i dalej to było ze strachu.
Wyciągnął
pistolet w moją stronę, ale wycelował w bramę i strzelił kilka razy.
Podskakiwałam przy każdym strzale zamykając oczy. A może jednak chce mnie tu
zostawić z raną postrzałową? Może chce mi dać nauczkę?
Zanim
otworzyłam powieki, już mnie przytulał. I sam też płakał. Szeptał mi do ucha,
że zabiłby się gdybym od niego uciekła i nie znalazłby mnie.
Ta
sytuacja była tak groteskowa, że nawet się rozczuliłam. Wyglądał na szczerze
przejętego, a ja przecież nie chciałam mu robić przykrości. Ja tylko musiałam
wrócić do Tomka. Pogłaskałam go po włosach, zastanawiając się czy Kosma jest
normalnym człowiekiem. Momentami myślałam, że tak, ale czasem miałam wrażenie,
że jest szalony. Kiedy patrzył na mnie tak jak teraz zawsze się go bałam.
Po
kilku minutach oboje się uspokoiliśmy. Zadecydował, że musimy wyjść ze
cmentarza i trzymając mnie w żelaznym uścisku poprowadził wprost do samochodu,
który był zaparkowany przed bramą. Wsadził mnie brutalnie na siedzenie
pasażera.
–
Nie waż się uciekać, bo strzelę – zagroził.
Nawet
nie przyszło mi to teraz do głowy. Kosma był zbyt blisko i miał pistolet, o
którego istnieniu nie wiedziałam. Jeżeli planowałabym jeszcze jakąś ucieczkę,
musiałabym ją zgoła inaczej przygotować.
Przez
dziesięć minut pozwolił mi jeszcze oglądać świat. Jak na złość, teraz akurat
zobaczyłam tabliczkę z napisem, który coś mi mówił. Na wprost można było jechać
na Polus Center i Oradeę, z kolei na lewo Iulius Mall oraz București.
Bukareszt? –
pomyślałam, nareszcie dopasowując brakujący puzzel do układanki. Czyli jednak
Rumunia – skwitowałam, dobrze pamiętając, że Bukareszt
był stolicą Rumunii, a Budapeszt Węgier.
Jedyną
niewiadomą wciąż pozostawało miejsce, do którego dzieliło mnie pół godziny
drogi samochodem.
W następnej części zobaczymy
perspektywę jednego bohatera, którego?
A)
Kamili
B)
Leona
C)
Tomka
D) Kosmy
W szoku jestem, że nikt nie skomentował tej BOSKIEJ części. Mam tylko pytanie: czemu tak krótko?
OdpowiedzUsuńPróba ucieczki - wspaniała! Dokładnie tak wyobrażam sobie Kosmę, jako trochę obłąkanego, zagubionego człowieka, ale niezdolnego skrzywdzić Elizki.
I teraz mam poważny problem, bo nie mam pojęcia czy wybrać opcję A lub D. Z jednej strony marzę o tym, żeby poznać punkt widzenia Kosmy, ale z drugiej jestem jednak niesamowicie ciekawa co się dzieje u Kamili (czy usłyszała Elizkę kiedy ta powiedziała jej o porwaniu?) Opcję C od razu wykluczyłam, bo niewiele pewnie byśmy się z niej dowiedzieli - skoro Tomek był w śpiączce.
Czy można poprosić D, a w następnej może części A? Bo jeśli muszę wybrać tylko jednego bohatera, to poproszę Kosmę - muszę dowiedzieć się co siedzi w jego głowie :)
Czekam z niecierpliwością na kolejną część!
Cass
Zobaczymy, może uda mi się tak zrobić, ale nie daję żadnej gwarancji. To w końcu opowiadanie Elizy :)
UsuńDziękuje za komentarz.
Aż się dziwię, że jej nie chlasnął. Biedny się tyle naorganizował, nastarał, a ta okropna Elizka nawet tego docenić nie umie. Oczywiście w tym przypadku ironizuję.
OdpowiedzUsuńNie liczyłbym na jej miejscu na to, że ktoś zatrzyma samochód tylko dlatego, że kobieta ma przewiązane oczy. Ja sam bym pomyślał, że facet szykuje dla niej jakąś niespodziankę i to przez to zasłonił jej oczyska.
Ślicznie dziękuję za opinię :)
Usuń