niedziela, 2 kwietnia 2017

Cichy Świat: Rozdział 21

PREZENT ŚLUBNY

W sobotę, na dzień przed oficjalnymi zaręczynami i wydanym z tej okazji przyjęciem, przymierzałam suknię ślubną. Do naszej rezydencji przybyła znana w Ciszy projektantka, mademoiselle Marinette i jej krawcowa, która spełniała polecenia swojej pracodawczyni bez mrugnięcia okiem. Znajdowałam się na środku swojego pokoju, przed wiekowym, stojącym lustrem, które dostałam na osiemnaste urodziny od rodziców. Uwielbiałam starocie – uważałam, że jest w nich zaklęta magia, a każdy z przedmiotów posiada własną historię.
Suknia była już prawie gotowa. Była jedyna w swoim rodzaju – romantyczna z ręcznie zrobioną koronką do pasa. Posiadała również doczepiany tren, który ciągnął się na długość dwóch metrów.
            – Piękna – powiedział Victor, który siedział koło swojej mamy na łóżku w moim pokoju. Opierał swoją czuprynę na ramieniu ciotki, tak, że nie sposób było odróżnić, gdzie kończyły się jego włosy, a zaczynały jego matki. Na głowach mieli taki sam jasny kolor.
W sypialni była cała moja rodzina, oprócz Anthony’ego, który został w swojej rezydencji, żeby tradycji stało się zadość i przyszły pan młody nie widział swojej narzeczonej ubranej w kreację przed ślubem. Podobno miało to sprzyjać nieszczęściu.
– To prawda, córcia. Wyglądasz cudownie – zawtórował mu tata, na co uśmiechnęłam się z zadowoleniem. Musiałam przyznać im rację – nawet ja podobałam się sobie, a to była rzadkość, gdyż zazwyczaj byłam bardzo krytyczna względem siebie. Miałam upięty niedbale kok na głowie i przypięty welon, który przysłaniał mi twarz. Anthony będzie musiał go podnieść, żeby mnie pocałować. Na samą myśl, że mój przyjaciel obdarzy mnie całusem przy wszystkich gościach, zaczęłam się rumienić.
– Dobrze, idziemy, bo Ariana zaczyna się krępować – przesłał komunikat wujek Jadran, opacznie rozumiejąc moje zachowanie.
– Nie, nie przeszkadzacie mi, naprawdę... – zaczęłam, wymachując rękami, jakbym chciała zatrzymać przedstawicieli płci męskiej, którzy gęsiego zaczęli wychodzić na zewnątrz. Po chwili już ich nie było, zostawiając mnie z mamą, ciotką Claire, projektantką i krawcową. Zaczerwieniłam się na twarzy jeszcze bardziej, czując się bardzo głupio, że swoim zachowaniem wypłoszyłam mężczyzn.
– Tu chyba trzeba jeszcze doszyć jeden guzik – stwierdziła twórczyni sukni, obchodząc mnie dookoła i pokazując, że brakuje zapięcia na plecach. Poczułam jej zimne palce na swoim ciele, kiedy szarpnęła sukienkę, jakby chciała coś rozerwać.
Spojrzałam za okno, patrząc na zielony ogród przed naszą willą. Fontanna tryskała w powietrze, wyrzucając z siebie czystą wodę, a Zbyszek, nasz ogrodnik, przycinał pięknie zieleniące się bukszpany, nadając im wymyślny kształt. Zobaczyłam szaro-brązowego słowika, który usiadł na pobliskim drzewie. Byłam pewna, że ptaszek śpiewa donośnie, lecz nie mogłam go usłyszeć – okna były zamknięte, a dom był istną fortecą przed jakimikolwiek odgłosami z zewnątrz.
– Dobrze, skończyłyśmy. Możesz zdjąć już suknię – przesłała mi projektantka. Kobieta podparła się ręką pod brodę i spojrzała uważnie na tył sukni. Najwidoczniej nie była jeszcze całkowicie zadowolona z rezultatów, bo pokiwała szybko głową, wprowadzając swoją burzę loków w niezły nieład i zwróciła się do mojej mamy oraz ciotki z prośbą. Na dole mam jeszcze kilka projektów, rzuciłybyście Panie na to okiem? Zastanawiam się czy nie lepiej byłoby gdybyśmy zamiast guzików wstawiły tam pętelki...
Nie rozumiałam, po co zmieniać cokolwiek w mojej kreacji, skoro już teraz była śliczna, no ale ja nie skupiałam się na detalach, jak inne kobiety.
– Rzeczywiście, może to jest jakiś pomysł... Chodźmy je zobaczyć – stwierdziła moja przyszła teściowa, ruszając za krawcową i projektantką na dół.
– Zaczekasz tu na mnie, Ariano? Zaraz przyjdę pomóc ci się rozebrać – poprosiła mnie mama wahając się czy iść z kobietami, czy zostać ze mną.
– Spokojnie, idź. Dam sobie radę sama – wywróciłam oczami, widząc jej niezdecydowanie.
– Na pewno? – moja rodzicielka stanęła przy drzwiach. Włożyłam ręce pod welon i odpięłam zapięcie, utwierdzające moje włosy do tkaniny.
– Tak, widzisz? – zapytałam ją, ukazując zdjęty już welon. Następnie zajęłam się swoim kokiem i wysunęłam z niego wsuwki, pozwalając by włosy opadły mi falami na ramiona. – Idź i przypilnuj, żeby moja suknia była jeszcze piękniejsza niż jest teraz – mama nie potrzebowała dalszej zachęty. Kiwnęła głową i oddaliła się prędko, podążając do salonu na dół. Mimo że byłam pewna, iż suknia jest idealna – pozwoliłam kobietom ją jeszcze dopracować. Prawdę mówiąc, nie spodziewałam się, że wyjdzie aż tak ładna. Przymierzając ją dzisiaj po raz pierwszy bardzo się zdziwiłam, że pasuje na mnie niemal perfekcyjnie. Mama z ciotką wykonały kawał dobrej roboty, wybierając odpowiadający mojej sylwetce krój sukni ślubnej.
Położyłam welon na łóżku, dumając nad tym, kogo poprosić, aby został moją druhną, na wypadek, gdyby Halszka się nie znalazła. Podeszłam ponownie do starego lustra, które mój ojciec przesunął na środek pokoju, by zrobić prowizoryczną przymierzalnię. Było mi przykro, że blondynka nie może mnie teraz zobaczyć. Wiedziałam, że byłaby tutaj, gdyby nie okoliczności. Spuściłam bezwiednie głowę, myśląc, że prywatny detektyw niewiele pomógł. Sądziłam, że odkryje coś, co przeoczyła nawet policja i wskaże im nowy trop. Póki co, były to płonne marzenia – Halszka zapadła się jak kamień w wodę.
Usłyszałam wymowne chrząknięcie, dlatego spojrzałam w lustro z przestrachem, będąc pewna, że zaraz ujrzę w odbiciu Anthony’ego. Jakie było moje zdumienie, gdy zobaczyłam w nim... Pierre’a. Opierał się nonszalancko o framugę drzwi i przyglądał, co robię. Przez moment mogłam zobaczyć na jego twarzy rozdrażnienie, ale szybko przybrał obojętny wyraz twarzy. Zastanowiłam się, jak długo tam stał i mnie obserwował, zanim dał o sobie znać. Odwróciłam się do niego przodem, czekając na wyjaśnienia, co tu robi.
– Twoja mama mnie wpuściła. Chyba przychodzę nie w porę, ale prosiłaś, żebym dał znać, jak się czegoś dowiem – wytłumaczył się. Przeszedł przez próg i zamknął za sobą drzwi, czym wywołał u mnie jeszcze większe zdziwienie.
– Znaleźliście Halszkę? – zapytałam z głośno dudniącym sercem, podchodząc naprzód. Biło ono nierówno, obawiając się najgorszego.
Byle tylko nie była martwa... – błagałam w duchu. Suknia zaszeleściła pode mną, kiedy zrobiłam kolejny krok. Stanęłam obok swojego drewnianego łóżka, który został wykonany w poprzednim stuleciu. 
W jednym z kominów fabrycznych znaleziono dzisiaj rano szczątki jakiejś kobiety. Biegli ustalają czy to chip Halszki, ale jest to raczej pewne – zakomunikował Pierre z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
Spuściłam wzrok, nie mogąc dać wiary jego słowom.
W kominie? Nie, to niemożliwe. Czemu akurat tam? Przecież fabryki znajdują się daleko za miastem. To na pewno nie ona – pomyślałam, przystopowując swoje galopujące w zawrotnym tempie myśli.
Nie uwierzę, dopóki nie będzie to pewne pokręciłam głową w amoku. – Czuję, że ona żyje. Pewnie ktoś sfabrykował jej śmierć i… – moje funkcje telepatyczne nie pozwoliły mi na dodanie czegoś jeszcze. Byłam zbyt zestresowana, żeby skupić się na rozmowie.
Złapałam się poręczy łoża, żeby nie stracić równowagi. Wysokie szpilki na nogach, które założyłam ponad godzinę temu, zaczęły mnie teraz mocno uwierać. Poczułam nagłą falę gorąca, jakbym miała za chwilę zemdleć.
Pierre podszedł do mnie i delikatnie odgarnął moje włosy na plecy.
Może usiądziesz? – jego głos był cichy, wręcz kojący, jakby chciał wynagrodzić to, że wyprowadził mnie z równowagi.
– Nie – odesłałam, powoli się wyprostowując. Kąciki moich ust uniosły się odrobinę. – Nic mi nie jest – stwierdziłam. Zrugałam siebie w myślach za zwątpienie w to, że Halszka żyje. Nie przestanę jej szukać, aż nie będzie ewidentnego dowodu na to, że ktoś ją zabił. Cały czas muszę trzymać się nadziei, że znajdziemy ją całą.
 Brunet stał bardzo blisko mnie. Dopiero teraz poczułam skrępowanie tym, że znalazłam się z nim sama w pokoju. Chłopak potoczył wzrokiem po sypialni, zatrzymując się na moment przy obrazie, który został namalowany przez znajomego wujka Jadrana. Przedstawiał on mnie, Anthony’ego oraz trójkę innych dzieciaków bawiących się na zewnątrz przed rezydencją. Dwie pięcioletnie dziewczynki, które wyglądały niemal identycznie budowały zamek w piaskownicy, a ja siedziałam na metalowej huśtawce, którą popychał Anthony. Brat dziewczynek leżał rozłożony na drzewie, śmiejąc się beztrosko. Wspomnienie to mam w swojej głowie ilekroć myślę o swoim dzieciństwie przed wypadkiem, który zdarzył się pół roku później.
– Więc. A jednak... – Pierre odwrócił się, ostatecznie na mnie skupiając swoją uwagę. Jego twarz okazywała spokój, ale oczy biły jakimś dziwnym blaskiem. Pokazał na mnie ręką, podziwiając mój strój. – Jesteś pewna tego, co robisz? – zapytał kurtuazyjnie.
Jestem – odesłałam natychmiast z niezachwianą pewnością siebie. Z chwilą, gdy usłyszał moją odpowiedź, dostrzegłam jakby ból w jego oczach, ale zniknął tak szybko, jak się pojawił. Nie byłam nawet pewna, czy mi się nie przywidziało. Odetchnęłam mocno, czując, że jestem mu winna wyjaśnienia. – Chyba powinnam cię przeprosić, jeśli dałam ci nieświadomie jakąś nadzieję – nie byłam przekonana, których słów powinnam użyć, żeby pozwoliły mi dokładnie usprawiedliwić swoje postępowanie. Postawiłam jednak na prawdomówność. – Będę z tobą szczera. Przyznaję, jest w tobie coś, co mnie przyciąga. Ale Anthony ma rację. Nigdy nie zrozumiesz naszej relacji. Jakbym zrezygnowała z niego, to tak jakbym wyrzekła się samej siebie. Znam go całe życie, razem się wychowywaliśmy, kształtowaliśmy swoje opinie. Byłabym kimś zupełnie innym bez niego, nie tą samą Arianą, a inną. Mógłbyś mnie nawet nie lubić… – dopowiedziałam na koniec. Kiedy przesłałam już mu swoje myśli, doznałam uczucia ulgi, jakby było mi lżej na duszy.
– Żałuję, że nie poznałem cię wcześniej – odesłał mi Pierre, przekrzywiając odrobinę głowę, żeby móc zerknąć mi w oczy. Słysząc te słowa, zrobiło mi się przykro. Rozważyłam czy był na mnie zły, ale sądząc po jego minie, wydawał się być raczej pogodzony z losem. – Ale cóż, życie toczy się dalej – kontynuował, krzywiąc się przy tym, jakby wcale nie chciał mi się zwierzać. Doszłam do wniosku, że może tak było w istocie – pewnie trudno było mu ze mną gawędzić, kiedy stałam przed nim w przepięknej białej sukni. – Czy mogę już teraz dać ci podarunek z okazji zaślubin? – chłopak nagle się rozpogodził, jakby dopiero co przypomniał sobie o upominku.
– Jeszcze pytasz? Pewnie – odpowiedziałam nieśmiało, wdzięczna za to, że dawny Francuz nie zrobił mi wymówek, że niepotrzebnie z nim flirtowałam. Wystarczyło, że ja sama biłam się w piersi, że tak się z nim obeszłam. Mogłam na samym początku powiedzieć definitywnie, że nie jestem nim zainteresowana. Nawet jeśli byłoby to kłamstwo. Tymczasem ja go zachęciłam, kokietowałam, żeby wyciągnąć od niego informacje, a ostatecznie i tak go odepchnęłam, kończąc na ślubnym kobiercu z Anthonym.
Pamiętaj, że musisz go przyjąć, bo jest to mój prezent na wesele. Innego już ci nie dam – zapowiedział Pierre, uśmiechając się tajemniczo. Założył ręce z tyłu, jak gdyby właśnie tam coś dla mnie trzymał. 
Dobrze, rozumiem – odesłałam, nawet nie przypuszczając, co chłopak zamierza mi dać.
Zamknij oczy – poprosił, zanim usłyszał moją całą odpowiedź. Zmarszczyłam brwi, robiąc pytającą minę. – No już – zachęcił mnie, bym spełniłam jego życzenie. Roześmiałam się cicho, widząc jego podekscytowanie i przymknęłam powieki. Nie wiem czemu, ale od razu poczułam strach – jakbym nie była pewna, jak Pierre się zachowa.
Wyczułam delikatny zapach perfum kadzidlanych – musiały już dawno zwietrzeć, ale nadal można było je rozpoznać. Chwilę potem jego usta przywarły do moich.
Dopiero wtedy zrozumiałam, że to był jego prezent ślubny – pocałunek. Moje serce ze strachu przyspieszyło bicie, bałam się, że zaraz ktoś wejdzie i nakryje nas w jednoznacznej sytuacji. Przypomniałam sobie jednak słowa bruneta, który zapowiedział, że to będzie jedyny jego dar z okazji zaślubin i muszę go przyjąć. Postanowiłam zatem posłuchać jego rady, choć wiedziałam, że było to bardzo głupie.   
Pierre miał miękkie wargi, lecz bardzo chłodne, ale w niczym mi to nie przeszkadzało. Ja sama byłam rozpalona; wiedziałam, że postępuję źle, ktoś zaraz może nas nakryć, a trwałam w tym czułym pocałunku, niechętna by go skończyć. Na szczęście, chłopak zachował na tyle rozumu, że nie dał mi się cieszyć za długo swoim prezentem. Odchylił głowę do tyłu, przytrzymując mnie za ramiona. Widziałam, że tylko siłą woli powstrzymuje się, żeby znów się do mnie nie zbliżyć. Zamknął oczy, próbując się uspokoić, podczas gdy ja znieruchomiałam. Oddychałam nerwowo, niezdolna zrobić lub powiedzieć cokolwiek. Nie wiedziałam czy powinnam go zrugać, przeprosić, czy może też uderzyć za zuchwalstwo...
Wreszcie na mnie spojrzał. Odrzucił ręką włosy z czoła, zaczesując je do tyłu.
– Nie martw się, nie będę ci się więcej naprzykrzał. Jutro złożę w komisariacie prośbę o przeniesienie do innego miasta – uniosłam głowę, napotykając jego magnetyczne oczy. Zaciskał szczękę, jak gdyby wysłanie tych kilku zdań kosztowało go wiele wysiłku. Chciałam mu powiedzieć, że nie musi się przenosić, ale tego nie zrobiłam. Ja też wiedziałam, że będzie to najrozsądniejsze wyjście z tej sytuacji. – Obyś była z nim szczęśliwa, bo inaczej będziemy oboje tego żałować – dodał, wycofując się do tyłu. Patrzyłam jak odchodzi, nie mogąc nic zrobić.
Czy właśnie dlatego, że wiedziałam, że poczuł on do mnie coś zbliżonego do miłości, nie potrafiłam odmówić mu odrobiny przyjemności, sama będąc nim oczarowana? Przez moment przyszło mi do głowy, że może ja również się w nim zakochałam, ale to było z pewnością za mocne słowo. Lubiłam go, bardzo mi się podobał, intrygował mnie, ale nie potrafiłam mu zaufać nawet w jednej dziesiątej tak, jak ufałam Anthony’emu. Nie wiem, czym było to spowodowane. Może tym, że pracował dla Rządu i spełniał ich rozkazy?
Wyglądasz nieziemsko – usłyszałam jeszcze komplement w swojej głowie, zanim finalnie opuścił mój pokój. Puścił mi oczko i wyszedł na zewnątrz. Uśmiech rozpromienił moją twarz, gdy zdałam sobie sprawę, że mimo wszystko chłopak dał mi najlepszy prezent ślubny, jaki mógł tylko wymyślić.


Opcje do wyboru:
A)    Ariana zatai przez Anthonym informację, że Pierre ją pocałował;
B)    Ariana powie Anthony’emu, że Pierre ją pocałował;
C)    Anthony sam dowie się, że Pierre pocałował Arianę.

10 komentarzy:

  1. Jestem za B.
    Pozdrawiam,
    Mary

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie widzę żadnego logicznego powodu, dla którego Ariana miałaby wyznać Anthony'emu tę straszną tajemnicę, więc raczej zdecyduję się na opcję A. Chyba, że będą ją zżerać wyrzuty sumienia przez to, że czerpała z tego pocałunku jakby radość, i powie mu chcąc być z nim szczerą. Obawiam się jednak, że w tej sytuacji przeniesienie Pierre'a do innego miasta nie pomogłoby mu uciec przed Anthonym xD
    Rozdział mi się podobał :) i, aż muszę zapytać, czy Twoja siostra bądź jej dzieci oglądają "Miracuolus Biedronka i Czarny Kot"? Projektantka Marinette sprawiła, że zaczęłam się nad tym zastanawiać xD
    Nie wiem w sumie jak mam określić zachowanie Pierre'a. Z jednej strony dał jej, czego nie pochwalam, pocałunek jako prezent ślubny i można wywnioskować, że był to pierwszy i ostatni raz z jego strony. Ale moim zdaniem był nieco zuchwały i egoistyczny, całując ją, podczas gdy doskonale wiedział, że jest zaręczona i za chwilę się żeni. Była w sukni ślubnej!!! Ciekawe, czy poczuł się przez to jakby to on stał z nią na ślubnym kobiercu. Egoistyczny przez to, że pomyślał o sobie, o swoim pragnieniu "posiadania" jej i bezsilności w powstrzymaniu się przed pocałunkiem. Nie pomyślał, tak sądzę, o Arianie, jak ona się poczuje, czy nie zmąci jej w głowie i nie przyczyni się do zerwania narzeczeństwa. I jak w ogóle skutki będzie miał jego czyn, dla niej samej, lub otoczenia, jeśli ktoś się dowie.
    Słusznie zrobiła i podziwiam ją za to, że powiedziała, że przeprasza, że dała mu nadzieję na coś. Jednakże utwierdziła go, że kłamała, mówiąc to, gdy nie odepchnęła go broniąc się przed pocałunkiem, a tym bardziej nie będąc niezadowoloną, a nawet w pewnym stopniu ucieszoną.
    Widać też, że jej mama się bardzo cieszy, że w końcu nie strzela fochów" (przepraszam za dobór słów c: ) i zdecydowała się na małżeństwo z wyznaczonym przez nią i jej męża, narzeczonym. Zastanawiam się tylko, czy pomyślała, czy robi to z miłości (oczywiście, że tak :P), czy dla świętego spokoju. Wiem, że w Ciszy panują takie, a nie inne zasady, ale mogłaby jej o tym pomyśleć. Ojciec ojcem - wiadomo jacy mogą być, ale matka chyba bardziej powinna myśleć o takich sprawach jak uczucia bądź dobro córki.
    Podsumowując rozdział był ciekawy z interesującym obrotem akcji, więc czekam na kolejny, tak jak i na Elizkę. Ciekawe jak tam się potoczą sprawy z Tomkiem i Kosmą i jej porwaniem oraz wypadkiem Tomka (nie mogę się doczekać tego combo xD).

    Pozdrawiam, weny i inspiracji :)
    anielskie-dusze.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, moja siostra nie ma ani męża, ani dzieci więc na pewno tego nie ogląda :)
      Dziękuję za komentarz w imieniu siostry.
      Elizę właśnie dodałam :)

      Usuń
  3. Ja wolę B - chciałabym, żeby Ariana była szczera z Anthonym i powiedziała mu o pocałunku!.
    Nie rozumiem jednak dlaczego dziewczyna go nie odepchnęła i nie kazała spadać, aczkolwiek plus ma u mnie za to, że wybrała Antka :)
    Rozdział jak zawsze kapitalny.
    Pozdrawiam,
    Cass

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie dziwię się, że wybrała to co znane, czyli przyjaźń i dogadywanie się, zamiast nagłej namiętności i przyciągania, które z czasem pewnie przyjełobu rozmiary zakochania, ale nic nie gwarantowaloby jej, że przeobraziloby się to potem w miłość, a już zwłaszcza, że byłaby to miłość dobra. Mogłaby być zła, zaborcza, zakłamana.
    Natomiast co do ślubnego prezentu i jej "nie mogłam odmówić" czy "to najlepszy prezent", to na miejscu przyszłego męża takiej panienki, lałbym i patrzył czy rownno puchnie. To zdrada. Pocałunek innego to zdrada i nic mnie nie przekona, że jest inaczej, bo jeszcze nie było ślubu i bo to tylko prezent oraz ze to tylko pocałunek a nie seks. Jak dla mnie jak kobieta potrafiła innego pocałować, to też dla innego potrafilaby nawet dupę do anala wypiąć.
    Tym wulgarnym akcentem na dzisiaj kończę, jutro przeczytam ostatni rozdział. Przepraszam dz za błędy, ale ostatni komentarz pisałem z tel i ze słownikiem, nie zawsze patrząc na to jak pozmienial wyrazy. Mam nadzieję ze cos z tego rozczytacie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozczytamy i dziękujemy :)
      Rzeczywiście - to jest zdrada i ja też tego nie pochwalam.

      Usuń