wtorek, 21 lutego 2017

Cichy Świat: Rozdział 19

PROROCZE SNY

Płomyk miał nienaganny zmysł orientacji w terenie. Trafiłam do rezydencji w przeciągu dziesięciu minut od momentu jego spotkania. Nie wiem czym kot się kierował, że doprowadził mnie do celu – czy był głodny i chciał abym go nakarmiła, czy też był o wiele mądrzejszy, niż sądziłam. Nie mniej jednak, byłam mu za to ogromnie wdzięczna.
Weszłam na werandę, mówiąc do zwierzaka, że zaraz dostanie jeść. Przyłożyłam rękę z chipem do czytnika, zauważając, że pali się światło w salonie. Ktoś musiał być wewnątrz. Nie mogli być to rodzice, którzy wyjechali w interesach, ani nasza pomoc domowa, więc obstawiłam Anthony’ego (nasi sąsiedzi mieli dostęp do naszego domu, a my do ich). Westchnęłam głośno i z ciężkim sercem wkroczyłam do środka z kotem u swojego boku. Nie myliłam się – mój przyjaciel czekał na mnie z założonymi rękami w przedpokoju.
– Zgłupiałaś!? Wiesz jak się o ciebie martwiłem? – wysapał czerwony na twarzy. Ominęłam go spokojnie i podążyłam za Płomykiem do kuchni. Wyłożyłam pięciokilogramową karmę na podłogę, żeby łatwiej mi było nasypać chrupki. Uzupełniłam pełną miskę. Zwierzę dopadło do naczynia, połykając jedzenie tak łapczywie, że nawet je nie przegryzał. Musiał być bardzo głodny.
– Wyglądasz strasznie. Co się znowu stało? – odezwał się ponownie szatyn, lustrując mnie z góry na dół. Nawet nie zauważyłam, kiedy wszedł za mną do kuchni. Jego głos stracił na ostrości, nie był też tak donośny jak jeszcze przed chwilą, kiedy robił mi wymówki. Odwróciłam się do niego przodem, nie wiedząc od czego zacząć. Przegryzłam wargę, walcząc znowu ze zdradzieckimi łzami.
Anthony podszedł szybko do mnie.
– Przerażasz mnie – szepnął połykając nerwowo ślinę. Zauważyłam, że jak na niego był bardzo blady, na co dzień śniadej karnacji, teraz wydawał mi się o wiele jaśniejszy. – Powiedz coś – rozkazał, chwytając mnie za rękę. Dopiero w tym momencie uświadomiłam sobie, jak bardzo wystraszyłam go swoim zniknięciem. Wreszcie pożałowałam swojego uporu, wyrzucając sobie, że nie odzywałam się do przyjaciela.
Przytuliłam się do szatyna, kiedy zaczęłam spazmatycznie płakać. Chłopak na początku znieruchomiał, nie wiedział, jak się zachować, lecz już po chwili zaczął mnie uspokajać i mówić, że wszystko będzie dobrze. Starał się mnie pocieszyć, choć nie miał pojęcia przez co dziś przeszłam. Najpierw zatrważające wieści o Halszce, a potem ponowne zgubienie się w lesie. Nawet nie zauważyłam kiedy przeszliśmy na kanapę, ale już po chwili siedziałam na miękkiej sofie. Próbowałam coś wyjaśnić, ale słowa ugrzęzły mi w gardle, czułam jakbym miała zawiązane struny głosowe. Chyba byłam w takim stanie, że zapomniałam jak się mówi. A z minuty na minutę czułam się coraz gorzej; chyba wpadłam nawet w jakąś histerię. Nie potrafiłam nic powiedzieć, dygotałam konwulsyjnie i zalewałam się łzami. Chociaż Anthony starał się mnie uspokoić, to w jego oczach mogłam dostrzec przerażenie. Pewnie myślał, że oszalałam.
– Halszka… – wychlipałam w końcu, podnosząc wzrok na chłopaka. Anthony poruszył się niespokojnie, jednak nie przestał głaskać mnie uspokajająco po plecach. – Pierre powiedział… że badają… morderstwo – wypowiedziałam zdanie z trudem, co chwila się zacinając.
Szatyn skrzywił się. Nie umiałam określić czy była to reakcja na wzmiankę dawnego Francuza, czy też dlatego, że nie do końca pojął, co powiedziałam.
– Co? – zapytał, rzucając mi zdezorientowane spojrzenie. – Uspokój się – poradził mi Anthony i podał torebkę chusteczek, która znajdowała się na stoliku. Musiałam wyglądać jak chodzące nieszczęście, skoro chciał żebym doprowadziła się do ładu.
– Byłam u dziadka – wyjaśniłam. Wzięłam od niego opakowanie, zastanawiając się, jak opowiedzieć wszystko, czego się dzisiaj dowiedziałam. Niemożliwym było streścić całość. Zajęłoby mi to dużo czasu, a chciałam przecież iść drukować ogłoszenia o zaginięciu dziewczyny. Postanowiłam więc zwęzić swoją opowieść do maksimum. Wydmuchałam pospiesznie nos, by następnie wyrzucić z siebie potok słów. – Halszka zaginęła. Pierre dał mi do zrozumienia, że ona nie żyje. Policjanci znaleźli krew na podłodze, myślą, że to jej – mój głos nawet nie przypominał mowy, tylko jakiś wielki lament.  
Anthony zaniemówił. Na pewno nie spodziewał się, że płaczę z powodu blondynki. Wstał z kanapy i podszedł do okna, wpatrując się w dal. Widziałam jego sylwetkę, która rzucała cień na pobliską ścianę. Był wysportowany, gdyż tak samo jak Victor, lubił sport. Często chodził na siłownię, żeby pobiegać, mówił, że to go odpręża.
Nie odzywał się do mnie przez jakiś czas, pogrążony w myślach. Postanowiłam zatem dać mu o sobie znać, mówiąc dalej.
– Chcę ją szukać na własną rękę, wywieszę plakaty w mieście i… – przyjaciel nie pozwolił mi dokończyć, przystopowując moje zamiary.
– Dziś jest już za ciemno, zrobimy to razem jutro, dobrze? – nawet nie odwrócił się w moim kierunku. Prawdopodobnie był pewien, że nie zaprotestuję. Przeczuwałam, że chłopak nie pozwoliłby wyjść mi dzisiaj w nocy nawet gdybym wyraziła swój sprzeciw, dlatego odpowiedziałam tylko: „dobrze”.
Przesiedziałam w ciszy kilka godzin, aż w końcu, zmęczona po ciężkim dniu, usnęłam.
Śniła mi się podróż historyczna dookoła świata. Wydarzenia nie miały żadnej chronologii, raz byłam w XXI wieku, by następnie obserwować zmiany podczas Rewolucji Francuskiej. Potem opatrywałam rannych w Iraku i widziałam zabójstwo arcyksięcia Franciszka Ferdynanda. Podczas gdy pomagałam młodym Polakom w walkach z okupantami niemieckimi rozdzieliłam się z moimi towarzyszami. Zostałam tylko z dwoma młodymi żołnierzami, podczas gdy reszta moich przyjaciół odeszła. Krzyczałam, żeby wracali, gdyż zaraz spadnie na nich bomba, ale oni szli naprzód. Zaczęłam więc ich gonić, czułam wiatr smagający me ciało i znajomy zapach. Usłyszałam huk i eksplozję, która przewróciła mnie na plecy. Marzyłam, żeby otworzyć oczy, ale byłam tak przestraszona, że dopiero w pokoju, gdy usłyszałam zgrzytanie materaca, odnotowałam, że już nie śpię. Anthony musiał przed chwilą położyć mnie na łóżku. Półprzytomnym głosem zapytałam go:
– Zostaniesz ze mną w rezydencji, jak kiedyś?
Mój przyjaciel pokiwał chyba twierdząco głową, ale musiałam mieć pewność, że szatyn nie pójdzie do swojego domu i nie zostawi mnie samą, dlatego rozchyliłam senne powieki. Zamrugałam kilkakrotnie, dopiero po chwili przyzwyczajając się do ciemności. Chłopak siedział bardzo blisko mnie. Odnotowałam, że był smutny, tak samo jak ja.
– Pamiętasz, jak nade mną czuwałeś póki nie zasnęłam, bo bałam się samotności? – zadałam chłopakowi kolejne pytanie. Jeszcze kilka lat temu wielokrotnie zostawał ze mną w rezydencji, kiedy po incydencie w lesie nabawiłam się paranoi, że jestem obserwowana. Za każdym razem błagałam go, żeby nie odchodził. Nie mogłam znieść osamotnienia w ciemności.
– Pamiętam – odpowiedział, siląc się na mały uśmiech. – Teraz też tak będzie, śpij – polecił. Wymacałam rękę Anthony’ego na pościeli i chwyciłam ją. Kiedy już czułam się w miarę bezpiecznie, zamknęłam posłusznie oczy, by ponownie pogrążyć się we śnie.
Byliśmy całą rodziną na wycieczce. Moja babcia jeszcze żyła i koniecznie pragnęła odwiedzić grób zmarłego przed laty męża. Dziadek został pochowany na starym cmentarzu, którego wcześniej nie widziałam. Poszłam tam tylko ja i ona. Kiedy znalazłam się na miejscu wiecznego spoczynku przeraziłam się wielkością i ilością znajdujących się tam nagrobków. Cmentarzysko było bardzo stare, jak gdyby nie z tego wieku. Wzruszona babcia błądziła koło pomników, nie mogąc sobie przypomnieć, gdzie znajdował się grób dziadka. Po jakimś czasie podeszła jednak do pewnej krypty grobowej i wyciągnęła z niej trumnę. Była mała, za mała by pomieścić w niej dorosłego mężczyznę. Musiało leżeć tam dziecko… Czułam strach, ale babcia uradowała się, jakby to właśnie tej trumienki szukała. Chciałam jej wyjaśnić, że musimy iść dalej, bo dziadka tu nie ma. Babcia jednak nie chciała podążyć za mną. Zostawiłam ją więc samą.  
Przeszłam kolejną alejkę, zauważając, że w oddali widzę kilka innych nagrobków, które znajdują się zaraz za bramą cmentarną w lesie. Bałam się tam iść, nie lubiłam drzew, ale wiedziałam, że to, czego szukam, znajduje się właśnie na ziemi nieuświęconej. Przeskoczyłam zatem mur i podeszłam do pierwszego pomnika. Usiadłam na ziemi, pochylając się i odgarniając liście z płyty, gdzie wyryte zostało imię zmarłego.
– Kamal – przeczytałam na głos, uśmiechając się. Nagle, bez żadnego ostrzeżenia, zaczęłam chichotać, skakać, wiwatować – zachowywałam się jak obłąkaniec. Śmiałam się do rozpuku, aż ktoś złapał mnie za ramię. Spojrzałam w dół na pomarszczoną, pełną robaków dłoń, która mnie trzymała. Ręka zmarłego Kamala wystawała z grobu i mocno mnie ściskała. Wyrwałam się szybko i zaczęłam biec przez gęsty las. Zaczęło padać, a w miarę upływu czasu rozpętała się wichura. Wiedziałam, że nie mogę liczyć na niczyją pomoc. On mnie gonił, był już blisko. Myślałam, że mu ucieknę, ale chwila nieuwagi spowodowała upadek i utratę przytomności. Gdy podniosłam oczy, on już tu był, podchodził do mnie pomału, delektując się faktem, że mnie złapał. Przycisnął mnie do ziemi, a ja wyczułam najgorszy smród, jaki kiedykolwiek wyczułam.
Obudziłam się z krzykiem. Otworzyłam przerażone oczy i rozejrzałam się wokół, upewniając się, że w pokoju nikogo nie ma, a ja miałam kolejny koszmar. Drugi w ciągu jednego dnia, a to nie zdarza mi się często. Złapałam się za czoło, wyczuwając lepki pot.
Starsi Ciszaninie mawiają, że sny zawsze coś pokazują. Niektóre z nich mogą być nawet prorocze. Odkrywają nasze pragnienia bądź ukazują rozterki. Nie chciałam, żeby oba moje dzisiejsze sny spełniły się na jawie. Obydwa były przerażające – podczas pierwszego z nich traciłam przyjaciół i nie trudno było zgadnąć, dlaczego przyśnił mi się taki koszmar. Cały dzień martwiłam się o Halszkę, to jasne, że bałam się, iż ją stracę. Drugi sen nawiązywał jak zwykle do mojego zgubienia się w lesie, kiedy byłam jeszcze niewidoma. Ale to mało prawdopodobne, że rzeczywiście ktoś mnie wtedy śledził. Przecież Kamala wtedy jeszcze nawet nie znałam…
Wygrzebałam się z pościeli, którą musiał przykryć mnie przyjaciel. Ruszyłam do łazienki, żeby przemyć twarz wodą. Puściłam ciepły strumień wody, czując w sercu spory niepokój. Nie chciałam znowu zasypiać i budzić się z krzykiem po kolejnym śnie. Bardzo rzadko miewałam takie dni, aby koszmary nawiedzały mnie jeden po drugim, prawie zawsze drzemałam jak niemowlę, całkowicie wolna od zmartwień. Dzisiaj najwidoczniej wypadał dzień z marami.
– Ciekawe czy Anthony śpi w pokoju gościnnym? – zadałam sobie pytanie, kiedy wytarłam swoją twarz. Przeszłam na palcach niemal cały korytarz, by dojść do schodów, przy których mieścił się pokój, w którym często przebywał szatyn. Uchyliłam drzwi, zaglądając lękliwie do środka. Obawiałam się, że chłopaka nie będzie, a ja zmuszona będę go wołać, żeby wrócił ze swojego domu. Panicznie nie chciałam być teraz sama.  
Na szczęście, nie miałam się czego lękać. Szatyn leżał już w łóżku, ale przeglądał coś jeszcze na komputerze. Przymrużyłam powieki, bo poraziło mnie nagłe światło.
– Mogę dzisiaj spać tutaj, z tobą? – wyjąkałam nieśmiało, wychylając się zza drzwi. Anthony nie odpowiedział mi, tylko wyłączył laptop i odłożył go na stolik nocny. Następnie uchylił kołdrę, sugerując, że nie ma nic przeciwko. Zamknęłam drzwi i podbiegłam do niego, wchodząc na łóżko. Ulżyło mi, gdyż naprawdę tego dnia miałam dość przebywania z samą sobą. Przyjaciel zarzucił na mnie pościel, a ja położyłam głowę na jego torsie.
– Czemu jeszcze nie śpisz? – zapytałam go, wyczuwając przyjemne ciepło, które od niego biło. Był rozgrzany, ale nie powinnam się dziwić, skoro leżał pod kołdrą i nie chodził boso po willi, jak ja. Anthony zgasił światło, a ja ponownie zaczęłam odpływać w senną krainę Morfeusza.
– Tak myślałem, że przyjdziesz – odrzekł, mocno mnie do siebie przytulając.
– Nie odwołasz ślubu, prawda? – zdołałam wyrzec jeszcze mocno zaspanym głosem. Mój przyjaciel odetchnął głęboko, jakby poczuł ogromną ulgę i kamień spadł mu właśnie z serca.
            – Nie – usłyszałam, czując jak całuje mnie mocno w głowę.


Opcje do wyboru:
A)    Anthony pomoże Arianie w zawieszeniu ogłoszeń;
B)    Ariana poprosi Pierre’a o pomoc;
C)    Sny Ariany okażą się prorocze.

5 komentarzy:

  1. A i C brzmią ciekawie, zwłaszcza C. A jest najlogiczniejsza, bo Anthony już zapowiedział, że pomoże jej rozwiesić te ulotki rano :) a opcja C za to, jest taka moja xD, bo moje klimaty.
    Rozdział ogólnie czytałam wczoraj, ale byłam zbyt zmęczona, aby komentować heh
    Rozdział był bardzo przyjemny i miło się go czytało, a sny najbardziej mi się podobały. Może to oznaczać, ten z Kamalem, że to on jest martwy, bo Halszka, broniąc się nieumyślnie spowodowała śmierć Kamala i uciekła, i to właśnie jego krew była na podłodze. Albo też zadała mu obrażenia jakieś, kiedy się broniła, i stąd ta krew, ale nie były one aż tak poważne, i zdołał ją porwać.
    Ten pierwszy, szczerze, nie wiem co może oznaczać. Może faktycznie chodzić o to, że martwi się o Halszkę, ale też i Anthonyego, bo przez wiele lat byli przyjaciółmi, a tu nagle zaręczyny i może też bać się, że straci przyjaciela, zyskując męża.
    Te ich rozmowy były bardzo słodkie, nie to zbyt lukrowe xD były smutne, ale i z uczuciem, o. Zwłaszcza ta pomiędzy snami, kiedy zapytała się go, czy pamięta jak czuwał nad nią, kiedyś i ta, kończąca rozdział, gdy zapytała go, czy nie odwoła ślubu :3
    A Płomyk chyba faktycznie zaprowadził ją do rezydencji, aby dostać papu xD
    Rozdział bardzo, ale to bardzo mi się spodobał :3 czekam na next i na Elizkę, takie ważne rzeczy się u niej dzieją, a tu dłuższa przerwa pomiędzy rozdziałami :0
    Chcę więcej tej czułej i smutnej delikatności w CŚ :3

    Pozdrawiam, weny i inspiracji
    anielskie-dusze.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja bym bardzo chciała, żeby te sny były prorocze.
    Rozdział niesamowicie przygnębiający (sama czułam się źle podczas czytania, gdyż bardzo wczułam się w emocje bohetrów), ale znowu końcówka przebiła wszystko. Anthony nie odwoła ślubu, to najbardziej mnie cieszy :)

    Cass

    OdpowiedzUsuń
  3. "uzupełniłam pełną miskę" nie brzmi mi, to tak jakby pełną miskę napełniała. Chyba powinno być "uzupełniłam miskę do pełna".
    Tytuł mówi, że sny będą prorocze, ale to może być tylko taka zmyłka. Tak mi się przynajmniej wydaje.
    Podobały mi się te sny. Nie, żeby były miłe i chciałbym takie mieć, czy coś, ale świetnie przekazałaś w nich lęk i od początku wizyta na cmentarzu była podszyta niepokojem. Bardziej jednak niż Kemal, to ciekawi mnie ta dziecięca trumienka. Uważam, że może wiązać się z nią jakaś historia albo przeszła, albo przyszła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze kombinujesz :)
      Rzeczywiście, to o wiele lepiej brzmi i po majówce to poprawię. Dziękujemy.

      Usuń