POWRÓT
DO DOMU
Około
godziny dziewiętnastej siedziałam w samochodzie Pierre’a pod „Laguną”. Chłopak
wracał na komisariat, który położony był niecały kilometr od dyskoteki, dlatego
poprosiłam go, żeby zabrał mnie ze sobą. Podwiózł mnie praktycznie pod same
drzwi klubu.
– Co teraz? Znajdziecie
ją, prawda? – zapytałam smutno, przenosząc wzrok na
towarzystwo, stojące przed wejściem głównym. Mężczyźni śmiali się beztrosko na
głos, zapewne upojeni alkoholem, nie martwiąc się o jutro.
– Tak. Jeśli jeszcze
żyje… – odesłał mi chłopak. Dawny Francuz wyglądał tak,
jakby wcale nie zależało mu na losie niewinnej dziewczyny. Może taka była
właśnie prawda – był policjantem, więc często spotykał się ze zniknięciami
osób. Porwanie Halszki mogło go zatem w ogóle nie przejąć.
– Jak możesz tak mówić?
–
wyrzuciłam ze zdziwieniem. Zabolała mnie jego obojętność, bo ciągle bardzo
liczyłam na jego pomoc. Nie chciałam mu jednak pokazać tego, jak bolesne były
jego słowa, dlatego szybko wyszłam z samochodu bruneta, przesyłając zwięzłe
„dziękuję” na pożegnanie.
Jeśli wszyscy będą tak
do tego podchodzić, to jak oni ją znajdą? – zadałam sobie
pytanie, wchodząc prędko do „Laguny”. Musiałam znaleźć Anthony’ego i powiedzieć
mu, żebyśmy wracali do rezydencji. Chciałam natychmiast zrobić ogłoszenia o zaginięciu
dziewczyny i wywiesić je jeszcze tej nocy w mieście.
Wbiegłam
szybko po schodach, na pierwsze piętro, gdzie znajdował się gabinet chłopaka.
Nie przejęłam się zaskoczonymi minami kelnerek przy barze, pragnąc jak
najszybciej zobaczyć się z przyjacielem.
Wparowałam
do pokoju, nawet nie pukając. Niestety, w środku nikogo nie było.
Stelepatowałam się więc z Anthonym, zadając mu krótkie pytanie.
–
Gdzie jesteś?
Odpowiedział
po kilku sekundach, lecz jego głos był dziwnie oschły.
–
Z Sanaą i Michelle.
Wyszłam
na korytarz, sfrustrowana za to, że go nie było, że rozmawia z Sanaą, a nawet
za to, że chłopak nie zamknął swojego gabinetu i każdy mógł wejść do pomieszczenia.
Skierowałam się na dół, poszukując wzrokiem przyjaciela. Do oczu napłynęły mi
łzy bezsilności.
Tak
długo starałam się być silna i pokazywać, że jestem pewna, że Halszce nic się
nie stało. Niestety prawda była inna. Bałam się o nią, bo wiedziałam, że Kamal
jeśli tylko zechce potrafi być bardzo groźny. Udowodnił mi to niedawno. Według
mnie był on również niezrównoważony psychicznie, co tylko pogarszało sytuację.
Zachowywał się jak uzależniony od narkotyków, co mogło być prawdą, bo przecież
sam je sprzedawał.
– Gdzie dokładniej? Nie
widzę cię – otarłam ręką pojedynczą łzę, która stoczyła się po
policzku.
–
W magazynie – odesłał znowu tym samym szorstkim tonem.
Zastanowiłam się, co takiego zrobiłam, że Anthony traktuje mnie tak wyniośle.
Czyżby pogniewał się o to, że nie udzieliłam mu odpowiedzi wczoraj?
Skierowałam
się w stronę schowka, który znajdował się za barem. W sobotę tłumy w klubie są
ogromne, więc co chwila ktoś przepychał mnie lub szturchał. Nie byłam bardzo
postawna, żeby poradzić sobie z tak podekscytowanymi ludźmi, dlatego droga do
magazynu zajęła mi wyjątkowo dużo czasu.
–
O której wracasz? Bo ja muszę jechać do
domu już teraz żeby... – zaczęłam nie mogąc się doczekać, by Anthony zebrał
się już do wyjścia. Chciałam jak najszybciej zacząć działać i wydrukować
ogłoszenia o porwaniu czy też zaginięciu koleżanki. Mój przyjaciel przerwał mi
szybko, raczej nie kwapiąc się do powrotu.
– Mam sporo pracy,
wracaj z Pierrem – stwierdził kąśliwie. Stanęłam w
miejscu, dosłownie centymetr od drzwi. Nie śmiałam nacisnąć klamki, żeby wejść
do schowka i stanąć oko w oko z przyjacielem.
– Co on ma do tego? –
zadałam kolejne pytanie, dumając nad tym, kto doniósł Anthony’emu, że byłam z dawnym
Francuzem. Odpowiedzi nie musiałam długo szukać w głowie. Zapewne tą osobą była
moja ulubiona pracownica, Sanaa...
– Nie z nim tu
przyjechałaś? – głos chłopaka był przesiąknięty jadem.
Najwidoczniej był zazdrosny o to, że zobaczyłam się ponownie z brunetem. Ale
przecież nie zrobiłam tego celowo…
– Daj spokój, nie mam
czasu na głupią zazdrość. Spotkałam go, bo… – ponownie nie
dał mi dokończyć, przesyłając kolejną niemiłą wiadomość.
– Nie chcę tego
słuchać. I pamiętaj, że czekam na odpowiedź – uciął rozmowę.
Byłam skołowana, nie wiedziałam czy powinnam iść na parking i tam poczekać na
chłopaka, czy też wracać sama. Zawróciłam do wyjścia, rozmyślając, co robić
dalej. Przystanęłam przy Iwanie, jednym z ochroniarzy, pracujących w klubie,
który stał na bramce.
– Dziękuję za pomoc
– przesłałam sarkastycznie do szatyna na koniec, pociągając przy tym nosem.
Musiałam wyglądać bardzo żałośnie, gdyż nawet Iwan zapytał czy jestem chora.
Potwierdziłam, gdyż nie wiedziałam, co innego powinnam mu powiedzieć. Nie wyjawię
mu przecież tego, czego dowiedziałam się o Halszce, jeszcze nie dziś, nie
teraz. Wyjaśniłam zatem, że musiałam się przeziębić, bo od kilku godzin źle się
czuję. Kłamstwo tylko połowiczne.
Wyszłam
z klubu. Pomyślałam, że zazdrość jest okropnym uczuciem, bo nie sprzyja
racjonalnemu myśleniu. Szkoda, że mój przyjaciel tego nie dostrzegł i dał się
ponieść negatywnym emocjom.
Ruszyłam
wzdłuż drogi, oglądając się co chwila do tyłu, z nadzieją, że ujrzę samochód
Anthony’ego. Co prawda minęło mnie kilka aut, usłyszałam nawet klakson przy
trzecim MES-ie (jacyś mężczyźni w środku chcieli mnie pewnie zaczepić), ale za
kierownicą żadnego z nich nie siedział szatyn.
Szłam kilka minut, zauważając, że nie mam na
sobie żadnych odblasków, a w okolicy nie ma żadnych świateł ulicznych.
Gdy zrobi się ciemno ciężko
będzie mnie dostrzec. To
niebezpieczne – przemknęło mi przez myśl. Dodatkowo ci faceci... – wzdrygnęłam się, na myśl tego, że byłam
łatwym celem porwania, a nawet gwałtu. Mimochodem do głowy wpadła mi niechciana
myśl, że może Halszkę właśnie to spotkało, została zgwałcona, lecz szybko się
jej pozbyłam. Nie mogłam wyobrażać sobie najgorszego, musiałam skupić się na
prawdzie. A jedyną pewną rzeczą było to, że blondynka została porwana przez
Kamala. Znałam bowiem ją na tyle, żeby być pewną, iż nigdzie z byłym chłopakiem
nie uciekła.
Bezpieczniej
w lesie może nie było, ale i tak postanowiłam do niego wejść. Oczywiście, nie
zrobiłam tego z gracją, tylko zahaczyłam stopą o jakiś wystający z ziemi konar
i upadłam niemal twarzą w ziemię. Na szczęście przed zderzeniem uratowały mnie
własne ręce, które wyciągnęłam, żeby obronić się przed kontaktem z glebą.
Usiadłam
na zimnym podłożu, rozcierając zbolałe dłonie. Chciałabym wyznać, że byłam
wtedy silna, wstałam i poszłam dalej. Tak się jednak nie stało. Rozpłakałam się
jak czteroletnia dziewczynka, która właśnie się potknęła i upadła z impetem na
ziemię. Dokładnie tak było. Ale nie roniłam łez, dlatego, że bolało mnie ciało.
Ja rozpaczałam nad losem swojej koleżanki, Halszki. Wiedziałam, że była z
Kamalem i cokolwiek jej robił, na pewno sprawiał jej ból psychiczny i fizyczny.
Kiedy
tak lamentowałam, skulona pod krzakami w lesie, usłyszałam głos Anthony’ego w
głowie. Nie odeszłam na tyle, żeby nie mógł mnie złapać telepatycznie, ale mimo
to nie spodziewałam się jego wtargnięcia do mojego umysłu.
– Gdzie ty jesteś? –
zapytał.
Zastanawiałam
się długo czy powinnam mu odpowiedzieć, ale chyba wstydziłam się własnej słabości.
Nie chciałam, żeby mnie widział w takim stanie, zapłakaną i brudną. Po raz
pierwszy poczułam, że chcę mu się w jakimś sensie podobać, a nie wzbudzać
litość. Poza tym godność nie pozwoliłaby mi prosić go teraz, żeby mnie odwiózł.
Wzięłam się zatem w garść, wygrzebałam z ziemi i ruszyłam naprzód do domu,
ignorując jego pytanie.
– Wiem, że mnie
słyszysz – przesłał mi kolejną wiadomość. W jego głosie
usłyszałam tym razem irytację. – Czekam przy
samochodzie – zadeklarował, ale ja dalej uparcie milczałam i szłam przed
siebie. Wiedziałam, że zachowuję się dziecinnie, ale postanowiłam poradzić
sobie tym razem sama. Nie chciałam już jego pomocy, skoro wcześniej mi jej
odmówił. Gdyby rodzice byli w domu, poprosiłabym tatę, żeby po mnie przyjechał,
ale oni wyjechali ponad tydzień temu w interesach. Do wujka czy ciotki nie
zwróciłabym się o pomoc, wiedząc, że wygadają wszystko synowi.
Postanowiłam
iść przed siebie, miarkując, że dom muszę mieć naprzeciwko. Brnęłam zatem do
przodu, szacując, że za jakiś kilometr powinnam znaleźć się na miejscu. Było to
męczące zajęcie, gdyż gleba była miejscami rozmokła, a ja co jakiś czas zapadałam
się w tą błotnistą breję.
Po
dziesięciu minutach żmudnego chodu zerwał się wiatr. Poczułam nieprzyjemny
chłód, który dostał się pod moją cienką kurtkę. Drzewa wyglądały coraz groźniej,
kiwały się na boki, ruszane przez większe podmuchy powietrza.
Ta
sceneria przypomniała mi mój koszmar, który powtarzał się wielokrotnie od
trzech lat. Ten sam, nawiązujący do mojego zgubienia się w tym właśnie lesie,
kiedy byłam jeszcze piętnastolatką. Pamiętam, że chciałam udowodnić wtedy sobie,
że potrafię trafić sama na parking. Nie widziałam nic, ale tyle razy
wychodziłam przecież tylnymi drzwiami z „Laguny”. Nie pamiętam tego momentu
dokładnie, ale wydaje mi się, że coś mnie wtedy przestraszyło, przez co weszłam
nierozważnie do lasu. Byłam niewidoma, zlękniona i pewna, że ktoś mnie śledzi.
Starałam się przed nim uciec. We śnie jest podobnie, wymykam się komuś, a on
mnie goni. Nigdy nie widzę twarzy napastnika. Budzę się, kiedy przyciska mnie
do ziemi, a ja z nim walczę.
Poczułam
ciarki na ciele, odwróciwszy się mimochodem żeby się upewnić czy na pewno
jestem sama. Zapadający zmrok nie dodawał mi odwagi, wręcz przeciwnie,
pomyślałam, że muszę szybko wrócić do rezydencji. Nie mogłam pozwolić, żeby
pokonał mnie własny strach. Ostatnie, czego chciałam, to wzywać pomoc lub
zostać znalezioną przez ratowników, jak wtedy...
Nie liczyłam, jak długo szłam, ale
byłam pewna, że przeszłam więcej niż dwa kilometry, jakie dzieliły mnie od
klubu do domu gdybym miała iść ulicą. Bolały mnie nogi, którymi już powłóczyłam
i było mi okropnie zimno. Było też całkowicie ciemno, a ja zaczynałam wpadać w
panikę, że się zgubiłam.
Anthony
jeszcze kilkakrotnie prosił, żebym się odezwała, przepraszał mnie i mówił, że
się o mnie martwi, ale obiecałam sobie, że choćbym miała spędzić noc w lesie,
nie zwrócę się do niego z prośbą o ratunek. Obrażona duma nie pozwoliła mi na
przyznanie się do porażki.
Przystanęłam
przy jakimś starym drzewie, dotykając kory. Żałowałam, że nie nauczyłam się
określać kierunków świata przez obserwację drzew w lesie. Byłoby mi teraz o
wiele łatwiej.
Zacisnęłam
pięści, czując nieprzyjemne skurcze w brzuchu.
–
Czemu mnie to znowu spotyka? – zapytałam siebie na głos, próbując wyłowić
wzrokiem jakiś prześwit z daleka. Niestety, wszystko było ciemne i rozmazane. Nie
cofnęłabym się stąd już nawet do Laguny.
Podskoczyłam
ze strachu, widząc dwa punkty, które się nagle ruszyły. Stałam jak
spetryfikowana, bojąc się wykonać choćby najmniejszy ruch. Coś zbliżało się do
mnie, a ja z sekundy na sekundę utwierdzałam się w przekonaniu, że wiem kim był
osobnik z naprzeciwka. Był już bardzo blisko mnie, kiedy ruszyłam naprzód i powiedziałam
z ulgą:
–
Cześć, Płomyk – kucnęłam przy kocie, dotykając jego głowy. Tym razem dał mi się
pogłaskać i nawet przymrużył oczy, sugerując, że mój dotyk sprawił mu
przyjemność. – Zaprowadzisz nas do domu? – zapytałam. Kot zaczął łasić mi się
do nogi, niczym jakiś pies. Wiedziałam, że zwierzę mi nie odpowie. Poczułam się
jednak raźniej, myśląc, że może Płomyk zna drogę do willi. Tyle razy przecież
włóczył się po tym lesie i zawsze trafiał do nas z powrotem.
Zwierzę
zamachnęło ogonem i ruszyło przed siebie, obierając trochę inny kierunek, niż
mój. Nie pozostało mi nic innego, jak zaufać kociemu instynktowi.
Trzy
opcje do wyboru:
A) Płomyk
zaprowadzi Arianę do domu;
B) Ariana
poprosi Anthony’ego o pomoc;
C) Ariana
sama odnajdzie drogę do willi.
Ciekawe opcję, zainspirowały mnie, albowiem ja widzę to tak: Ariana pójdzie za kotem, po drodze odezwie się jeszcze Anthony i zapyta gdzie jest, a ona odpowie, że niedaleko domu. A na kolejne pytanie, gdzie dokładniej, powie, że postanowiła iść lasem, ponieważ ta droga jest szybsza, i że Płomyk ją odnalazł i ją prowadzi, bo wiele razy już się włóczył i przychodził do domu. A Anthony się zdenerwuje i pójdzie po nią.
OdpowiedzUsuńW sumie to chyba jako takie połączenie opcji A i B, które wybieram :P
Ariana postąpiła nierozważnie i zachowywała się irytująco, ale te wszystkie odczucia, jakie czuła i emocje prowadzą właśnie do takich decyzji. Więc Ariana jako człowiek po prostu, postąpiła naturalnie i mnie osobiście to nie irytowało. Wydawało się naturalne. A i opisy przy tym pozwalały czytelnikowi zrozumieć jej poczynania :)
Mi się rozdział bardzo podobał.
I nadal twierdzę, że Pierre jest zamieszany w porwanie Halszki, ba, a nawet morderstwo, więc dlatego tak się zachowuje.
Anthony gdyby tylko miał okazję to zabiłby Pierre'a gołymi rękoma. Ta nienawiść jest tak wyczuwalna... Nie dziwię się, że się tak denerwuje. I jestem pewna, że to nie tyle zazdrość co po prostu zmartwienie. Boi się o Arianę i nie chce, aby ten zły, brzydki, niedobry, podejrzany Pierróg xD (musiałam, wybaczcie :D) się koło niej kręcił. I fakt, że nasz pierożek pracuje w policji nie jest żadnym pocieszeniem, a nawet wręcz przeciwnie.
Mam nadzieję, że uda się jej porozklejać te ogłoszenia i nie będzie słyszała słów typu: Policja się tym zajmuje, siedź i czekaj, sama nic nie zrobisz. Wkurzyłabym się bardzo na jej miejscu, słysząc to :/
Czekam na kolejny z wielką niecierpliwością, bo czuje, że będzie się działo :D Tak samo jak u Elizy :D
PS: Sorki za SPAM, ale chciałam Cię poinformować, że na moim drugim blogu (sekretna-dusza.blogspot.com) zaczęłam pisać nową wersję Tajemnic Anioła. Informuję Cię, jako, że czytałaś poprzednią wersję :). Jeśli będziesz chciała zobaczyć i masz czas to zapraszam :). Nie namawiam do czytania! Tylko informuję ;)
I SPAM-uję ;_; wybacz.
Pozdrawiam, weny i inspiracji
anielskie-dusze.blogspot.com
sekretna-dusza.blogspot.com
Dziękuję w imieniu siostry za komentarz :)
UsuńOczywiście na blog wpadnę, ale chciałam tylko zapytać - historia jest zbudowana podobnie, ale dopracowałaś ją, tak?
Ja również pozdrawiam :)
Tak jest podobna, ale całość dzieję się w świecie fantasy, coś takiego jak Wiedźmin. Zmieniłam jej charakter trochę, głównej bohaterki i pousuwałam głupoty i bezsensowności, słowem - tak, jest dopracowana :)
UsuńDzięki za wyjaśnienia :) Byłam z ciekawości tylko na chwilkę, ale jeszcze tam zajrzę.
UsuńKońcówka była wyśmienita, Płomyk pojawił się akurat w sam raz :):)
OdpowiedzUsuńNie dziwię się Anthonyemu, że zezłościł się że Ariana przyjechała z Pierrem, ale dziwię mu się, że nie dał jej dojść do słowa. Powinien wykazać się większą dojrzałością...
Cass
To prawda :) Dziękujemy.
UsuńTen rozdział przypomniał mi jak moja żona (urocze, ale momentami bardzo nerwowe i działające w emocjach stworzenie) wybiegła z samochodu, gdy staliśmy na rondzie. Dosłownie "nie wkurwiaj mnie, bo wysiądę" - niby uprzedzenie, ale nie czekała ani na moją poprawę, ani namilczenie, tylko ledwie powiedziała to powyższe, wysiadła i trzasnęła za sobą drzwiami. Myślę, że każdy z nas w życiu zrobił choć raz coś równie głupiego, wiedział, że przy tym zachowuje się dziecinnie, ale... no jak już zaczął, to głupio się było cofnąć, przeprosić, przyznać do błędu, a zaczynamy takie coś zwykle w emocjach, gdy nie szacujemy jak takie zachowanie z boku wygląda.
OdpowiedzUsuńDokładnie :) Dziękuję w imieniu siostry.
Usuń