niedziela, 12 lutego 2017

Cichy Świat: Rozdział 18

POWRÓT DO DOMU 
         
Około godziny dziewiętnastej siedziałam w samochodzie Pierre’a pod „Laguną”. Chłopak wracał na komisariat, który położony był niecały kilometr od dyskoteki, dlatego poprosiłam go, żeby zabrał mnie ze sobą. Podwiózł mnie praktycznie pod same drzwi klubu.
– Co teraz? Znajdziecie ją, prawda? – zapytałam smutno, przenosząc wzrok na towarzystwo, stojące przed wejściem głównym. Mężczyźni śmiali się beztrosko na głos, zapewne upojeni alkoholem, nie martwiąc się o jutro.
– Tak. Jeśli jeszcze żyje… – odesłał mi chłopak. Dawny Francuz wyglądał tak, jakby wcale nie zależało mu na losie niewinnej dziewczyny. Może taka była właśnie prawda – był policjantem, więc często spotykał się ze zniknięciami osób. Porwanie Halszki mogło go zatem w ogóle nie przejąć.
– Jak możesz tak mówić? – wyrzuciłam ze zdziwieniem. Zabolała mnie jego obojętność, bo ciągle bardzo liczyłam na jego pomoc. Nie chciałam mu jednak pokazać tego, jak bolesne były jego słowa, dlatego szybko wyszłam z samochodu bruneta, przesyłając zwięzłe „dziękuję” na pożegnanie. 
Jeśli wszyscy będą tak do tego podchodzić, to jak oni ją znajdą? – zadałam sobie pytanie, wchodząc prędko do „Laguny”. Musiałam znaleźć Anthony’ego i powiedzieć mu, żebyśmy wracali do rezydencji. Chciałam natychmiast zrobić ogłoszenia o zaginięciu dziewczyny i wywiesić je jeszcze tej nocy w mieście.
Wbiegłam szybko po schodach, na pierwsze piętro, gdzie znajdował się gabinet chłopaka. Nie przejęłam się zaskoczonymi minami kelnerek przy barze, pragnąc jak najszybciej zobaczyć się z przyjacielem.
Wparowałam do pokoju, nawet nie pukając. Niestety, w środku nikogo nie było. Stelepatowałam się więc z Anthonym, zadając mu krótkie pytanie.
            – Gdzie jesteś?
Odpowiedział po kilku sekundach, lecz jego głos był dziwnie oschły.
            – Z Sanaą i Michelle.
Wyszłam na korytarz, sfrustrowana za to, że go nie było, że rozmawia z Sanaą, a nawet za to, że chłopak nie zamknął swojego gabinetu i każdy mógł wejść do pomieszczenia. Skierowałam się na dół, poszukując wzrokiem przyjaciela. Do oczu napłynęły mi łzy bezsilności.
Tak długo starałam się być silna i pokazywać, że jestem pewna, że Halszce nic się nie stało. Niestety prawda była inna. Bałam się o nią, bo wiedziałam, że Kamal jeśli tylko zechce potrafi być bardzo groźny. Udowodnił mi to niedawno. Według mnie był on również niezrównoważony psychicznie, co tylko pogarszało sytuację. Zachowywał się jak uzależniony od narkotyków, co mogło być prawdą, bo przecież sam je sprzedawał.
– Gdzie dokładniej? Nie widzę cię – otarłam ręką pojedynczą łzę, która stoczyła się po policzku.
            – W magazynie – odesłał znowu tym samym szorstkim tonem. Zastanowiłam się, co takiego zrobiłam, że Anthony traktuje mnie tak wyniośle. Czyżby pogniewał się o to, że nie udzieliłam mu odpowiedzi wczoraj?
Skierowałam się w stronę schowka, który znajdował się za barem. W sobotę tłumy w klubie są ogromne, więc co chwila ktoś przepychał mnie lub szturchał. Nie byłam bardzo postawna, żeby poradzić sobie z tak podekscytowanymi ludźmi, dlatego droga do magazynu zajęła mi wyjątkowo dużo czasu.
O której wracasz? Bo ja muszę jechać do domu już teraz żeby... – zaczęłam nie mogąc się doczekać, by Anthony zebrał się już do wyjścia. Chciałam jak najszybciej zacząć działać i wydrukować ogłoszenia o porwaniu czy też zaginięciu koleżanki. Mój przyjaciel przerwał mi szybko, raczej nie kwapiąc się do powrotu.
– Mam sporo pracy, wracaj z Pierrem – stwierdził kąśliwie. Stanęłam w miejscu, dosłownie centymetr od drzwi. Nie śmiałam nacisnąć klamki, żeby wejść do schowka i stanąć oko w oko z przyjacielem.
– Co on ma do tego? – zadałam kolejne pytanie, dumając nad tym, kto doniósł Anthony’emu, że byłam z dawnym Francuzem. Odpowiedzi nie musiałam długo szukać w głowie. Zapewne tą osobą była moja ulubiona pracownica, Sanaa...
– Nie z nim tu przyjechałaś? – głos chłopaka był przesiąknięty jadem. Najwidoczniej był zazdrosny o to, że zobaczyłam się ponownie z brunetem. Ale przecież nie zrobiłam tego celowo…
– Daj spokój, nie mam czasu na głupią zazdrość. Spotkałam go, bo… – ponownie nie dał mi dokończyć, przesyłając kolejną niemiłą wiadomość.
– Nie chcę tego słuchać. I pamiętaj, że czekam na odpowiedź – uciął rozmowę. Byłam skołowana, nie wiedziałam czy powinnam iść na parking i tam poczekać na chłopaka, czy też wracać sama. Zawróciłam do wyjścia, rozmyślając, co robić dalej. Przystanęłam przy Iwanie, jednym z ochroniarzy, pracujących w klubie, który stał na bramce.
– Dziękuję za pomoc – przesłałam sarkastycznie do szatyna na koniec, pociągając przy tym nosem. Musiałam wyglądać bardzo żałośnie, gdyż nawet Iwan zapytał czy jestem chora. Potwierdziłam, gdyż nie wiedziałam, co innego powinnam mu powiedzieć. Nie wyjawię mu przecież tego, czego dowiedziałam się o Halszce, jeszcze nie dziś, nie teraz. Wyjaśniłam zatem, że musiałam się przeziębić, bo od kilku godzin źle się czuję. Kłamstwo tylko połowiczne.
Wyszłam z klubu. Pomyślałam, że zazdrość jest okropnym uczuciem, bo nie sprzyja racjonalnemu myśleniu. Szkoda, że mój przyjaciel tego nie dostrzegł i dał się ponieść negatywnym emocjom.
Ruszyłam wzdłuż drogi, oglądając się co chwila do tyłu, z nadzieją, że ujrzę samochód Anthony’ego. Co prawda minęło mnie kilka aut, usłyszałam nawet klakson przy trzecim MES-ie (jacyś mężczyźni w środku chcieli mnie pewnie zaczepić), ale za kierownicą żadnego z nich nie siedział szatyn.
 Szłam kilka minut, zauważając, że nie mam na sobie żadnych odblasków, a w okolicy nie ma żadnych świateł ulicznych.
Gdy zrobi się ciemno ciężko będzie mnie dostrzec. To niebezpieczne – przemknęło mi przez myśl. Dodatkowo ci faceci... – wzdrygnęłam się, na myśl tego, że byłam łatwym celem porwania, a nawet gwałtu. Mimochodem do głowy wpadła mi niechciana myśl, że może Halszkę właśnie to spotkało, została zgwałcona, lecz szybko się jej pozbyłam. Nie mogłam wyobrażać sobie najgorszego, musiałam skupić się na prawdzie. A jedyną pewną rzeczą było to, że blondynka została porwana przez Kamala. Znałam bowiem ją na tyle, żeby być pewną, iż nigdzie z byłym chłopakiem nie uciekła.
Bezpieczniej w lesie może nie było, ale i tak postanowiłam do niego wejść. Oczywiście, nie zrobiłam tego z gracją, tylko zahaczyłam stopą o jakiś wystający z ziemi konar i upadłam niemal twarzą w ziemię. Na szczęście przed zderzeniem uratowały mnie własne ręce, które wyciągnęłam, żeby obronić się przed kontaktem z glebą.
Usiadłam na zimnym podłożu, rozcierając zbolałe dłonie. Chciałabym wyznać, że byłam wtedy silna, wstałam i poszłam dalej. Tak się jednak nie stało. Rozpłakałam się jak czteroletnia dziewczynka, która właśnie się potknęła i upadła z impetem na ziemię. Dokładnie tak było. Ale nie roniłam łez, dlatego, że bolało mnie ciało. Ja rozpaczałam nad losem swojej koleżanki, Halszki. Wiedziałam, że była z Kamalem i cokolwiek jej robił, na pewno sprawiał jej ból psychiczny i fizyczny.
Kiedy tak lamentowałam, skulona pod krzakami w lesie, usłyszałam głos Anthony’ego w głowie. Nie odeszłam na tyle, żeby nie mógł mnie złapać telepatycznie, ale mimo to nie spodziewałam się jego wtargnięcia do mojego umysłu.
– Gdzie ty jesteś? – zapytał.
Zastanawiałam się długo czy powinnam mu odpowiedzieć, ale chyba wstydziłam się własnej słabości. Nie chciałam, żeby mnie widział w takim stanie, zapłakaną i brudną. Po raz pierwszy poczułam, że chcę mu się w jakimś sensie podobać, a nie wzbudzać litość. Poza tym godność nie pozwoliłaby mi prosić go teraz, żeby mnie odwiózł. Wzięłam się zatem w garść, wygrzebałam z ziemi i ruszyłam naprzód do domu, ignorując jego pytanie.
– Wiem, że mnie słyszysz – przesłał mi kolejną wiadomość. W jego głosie usłyszałam tym razem irytację. – Czekam przy samochodzie – zadeklarował, ale ja dalej uparcie milczałam i szłam przed siebie. Wiedziałam, że zachowuję się dziecinnie, ale postanowiłam poradzić sobie tym razem sama. Nie chciałam już jego pomocy, skoro wcześniej mi jej odmówił. Gdyby rodzice byli w domu, poprosiłabym tatę, żeby po mnie przyjechał, ale oni wyjechali ponad tydzień temu w interesach. Do wujka czy ciotki nie zwróciłabym się o pomoc, wiedząc, że wygadają wszystko synowi.
Postanowiłam iść przed siebie, miarkując, że dom muszę mieć naprzeciwko. Brnęłam zatem do przodu, szacując, że za jakiś kilometr powinnam znaleźć się na miejscu. Było to męczące zajęcie, gdyż gleba była miejscami rozmokła, a ja co jakiś czas zapadałam się w tą błotnistą breję.  
Po dziesięciu minutach żmudnego chodu zerwał się wiatr. Poczułam nieprzyjemny chłód, który dostał się pod moją cienką kurtkę. Drzewa wyglądały coraz groźniej, kiwały się na boki, ruszane przez większe podmuchy powietrza.
Ta sceneria przypomniała mi mój koszmar, który powtarzał się wielokrotnie od trzech lat. Ten sam, nawiązujący do mojego zgubienia się w tym właśnie lesie, kiedy byłam jeszcze piętnastolatką. Pamiętam, że chciałam udowodnić wtedy sobie, że potrafię trafić sama na parking. Nie widziałam nic, ale tyle razy wychodziłam przecież tylnymi drzwiami z „Laguny”. Nie pamiętam tego momentu dokładnie, ale wydaje mi się, że coś mnie wtedy przestraszyło, przez co weszłam nierozważnie do lasu. Byłam niewidoma, zlękniona i pewna, że ktoś mnie śledzi. Starałam się przed nim uciec. We śnie jest podobnie, wymykam się komuś, a on mnie goni. Nigdy nie widzę twarzy napastnika. Budzę się, kiedy przyciska mnie do ziemi, a ja z nim walczę.
Poczułam ciarki na ciele, odwróciwszy się mimochodem żeby się upewnić czy na pewno jestem sama. Zapadający zmrok nie dodawał mi odwagi, wręcz przeciwnie, pomyślałam, że muszę szybko wrócić do rezydencji. Nie mogłam pozwolić, żeby pokonał mnie własny strach. Ostatnie, czego chciałam, to wzywać pomoc lub zostać znalezioną przez ratowników, jak wtedy...
            Nie liczyłam, jak długo szłam, ale byłam pewna, że przeszłam więcej niż dwa kilometry, jakie dzieliły mnie od klubu do domu gdybym miała iść ulicą. Bolały mnie nogi, którymi już powłóczyłam i było mi okropnie zimno. Było też całkowicie ciemno, a ja zaczynałam wpadać w panikę, że się zgubiłam.
Anthony jeszcze kilkakrotnie prosił, żebym się odezwała, przepraszał mnie i mówił, że się o mnie martwi, ale obiecałam sobie, że choćbym miała spędzić noc w lesie, nie zwrócę się do niego z prośbą o ratunek. Obrażona duma nie pozwoliła mi na przyznanie się do porażki.
Przystanęłam przy jakimś starym drzewie, dotykając kory. Żałowałam, że nie nauczyłam się określać kierunków świata przez obserwację drzew w lesie. Byłoby mi teraz o wiele łatwiej.
Zacisnęłam pięści, czując nieprzyjemne skurcze w brzuchu.
– Czemu mnie to znowu spotyka? – zapytałam siebie na głos, próbując wyłowić wzrokiem jakiś prześwit z daleka. Niestety, wszystko było ciemne i rozmazane. Nie cofnęłabym się stąd już nawet do Laguny.
Podskoczyłam ze strachu, widząc dwa punkty, które się nagle ruszyły. Stałam jak spetryfikowana, bojąc się wykonać choćby najmniejszy ruch. Coś zbliżało się do mnie, a ja z sekundy na sekundę utwierdzałam się w przekonaniu, że wiem kim był osobnik z naprzeciwka. Był już bardzo blisko mnie, kiedy ruszyłam naprzód i powiedziałam z ulgą:
– Cześć, Płomyk – kucnęłam przy kocie, dotykając jego głowy. Tym razem dał mi się pogłaskać i nawet przymrużył oczy, sugerując, że mój dotyk sprawił mu przyjemność. – Zaprowadzisz nas do domu? – zapytałam. Kot zaczął łasić mi się do nogi, niczym jakiś pies. Wiedziałam, że zwierzę mi nie odpowie. Poczułam się jednak raźniej, myśląc, że może Płomyk zna drogę do willi. Tyle razy przecież włóczył się po tym lesie i zawsze trafiał do nas z powrotem.
Zwierzę zamachnęło ogonem i ruszyło przed siebie, obierając trochę inny kierunek, niż mój. Nie pozostało mi nic innego, jak zaufać kociemu instynktowi.


Trzy opcje do wyboru:
A)    Płomyk zaprowadzi Arianę do domu;
B)    Ariana poprosi Anthony’ego o pomoc;
C)    Ariana sama odnajdzie drogę do willi.

8 komentarzy:

  1. Ciekawe opcję, zainspirowały mnie, albowiem ja widzę to tak: Ariana pójdzie za kotem, po drodze odezwie się jeszcze Anthony i zapyta gdzie jest, a ona odpowie, że niedaleko domu. A na kolejne pytanie, gdzie dokładniej, powie, że postanowiła iść lasem, ponieważ ta droga jest szybsza, i że Płomyk ją odnalazł i ją prowadzi, bo wiele razy już się włóczył i przychodził do domu. A Anthony się zdenerwuje i pójdzie po nią.
    W sumie to chyba jako takie połączenie opcji A i B, które wybieram :P

    Ariana postąpiła nierozważnie i zachowywała się irytująco, ale te wszystkie odczucia, jakie czuła i emocje prowadzą właśnie do takich decyzji. Więc Ariana jako człowiek po prostu, postąpiła naturalnie i mnie osobiście to nie irytowało. Wydawało się naturalne. A i opisy przy tym pozwalały czytelnikowi zrozumieć jej poczynania :)
    Mi się rozdział bardzo podobał.
    I nadal twierdzę, że Pierre jest zamieszany w porwanie Halszki, ba, a nawet morderstwo, więc dlatego tak się zachowuje.
    Anthony gdyby tylko miał okazję to zabiłby Pierre'a gołymi rękoma. Ta nienawiść jest tak wyczuwalna... Nie dziwię się, że się tak denerwuje. I jestem pewna, że to nie tyle zazdrość co po prostu zmartwienie. Boi się o Arianę i nie chce, aby ten zły, brzydki, niedobry, podejrzany Pierróg xD (musiałam, wybaczcie :D) się koło niej kręcił. I fakt, że nasz pierożek pracuje w policji nie jest żadnym pocieszeniem, a nawet wręcz przeciwnie.
    Mam nadzieję, że uda się jej porozklejać te ogłoszenia i nie będzie słyszała słów typu: Policja się tym zajmuje, siedź i czekaj, sama nic nie zrobisz. Wkurzyłabym się bardzo na jej miejscu, słysząc to :/
    Czekam na kolejny z wielką niecierpliwością, bo czuje, że będzie się działo :D Tak samo jak u Elizy :D

    PS: Sorki za SPAM, ale chciałam Cię poinformować, że na moim drugim blogu (sekretna-dusza.blogspot.com) zaczęłam pisać nową wersję Tajemnic Anioła. Informuję Cię, jako, że czytałaś poprzednią wersję :). Jeśli będziesz chciała zobaczyć i masz czas to zapraszam :). Nie namawiam do czytania! Tylko informuję ;)
    I SPAM-uję ;_; wybacz.

    Pozdrawiam, weny i inspiracji
    anielskie-dusze.blogspot.com
    sekretna-dusza.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję w imieniu siostry za komentarz :)
      Oczywiście na blog wpadnę, ale chciałam tylko zapytać - historia jest zbudowana podobnie, ale dopracowałaś ją, tak?
      Ja również pozdrawiam :)

      Usuń
    2. Tak jest podobna, ale całość dzieję się w świecie fantasy, coś takiego jak Wiedźmin. Zmieniłam jej charakter trochę, głównej bohaterki i pousuwałam głupoty i bezsensowności, słowem - tak, jest dopracowana :)

      Usuń
    3. Dzięki za wyjaśnienia :) Byłam z ciekawości tylko na chwilkę, ale jeszcze tam zajrzę.

      Usuń
  2. Końcówka była wyśmienita, Płomyk pojawił się akurat w sam raz :):)
    Nie dziwię się Anthonyemu, że zezłościł się że Ariana przyjechała z Pierrem, ale dziwię mu się, że nie dał jej dojść do słowa. Powinien wykazać się większą dojrzałością...

    Cass

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten rozdział przypomniał mi jak moja żona (urocze, ale momentami bardzo nerwowe i działające w emocjach stworzenie) wybiegła z samochodu, gdy staliśmy na rondzie. Dosłownie "nie wkurwiaj mnie, bo wysiądę" - niby uprzedzenie, ale nie czekała ani na moją poprawę, ani namilczenie, tylko ledwie powiedziała to powyższe, wysiadła i trzasnęła za sobą drzwiami. Myślę, że każdy z nas w życiu zrobił choć raz coś równie głupiego, wiedział, że przy tym zachowuje się dziecinnie, ale... no jak już zaczął, to głupio się było cofnąć, przeprosić, przyznać do błędu, a zaczynamy takie coś zwykle w emocjach, gdy nie szacujemy jak takie zachowanie z boku wygląda.

    OdpowiedzUsuń