NIEZNAJOMY
Jechałam z
Anthonym samochodem do jego klubu „Laguna”. Chyba po raz setny zapytałam go, co
José miał na myśli, mówiąc, żeby przestrzegał zasad.
– Nie odpuścisz, co? – warknął chłopak, przejeżdżając na pomarańczowym
świetle.
– Wiesz, że nie – odpowiedziałam, siląc się na uprzejmy ton głosu. Oboje
byliśmy zdenerwowani, choć ja starałam się ukryć moje rozdrażnienie. Anthony
był głównie zły o to, że ciągle nawiązywałam do słów blondyna, a ja, że
przyjaciel znowu miał przede mną sekrety.
– Chodziło o to, żeby rozmawiać – wyrzucił z siebie, wydając z siebie
zduszone stęknięcie. Zmarszczyłam czoło, zastanawiając się, co szatyn miał na
myśli. Przyjaciel najwidoczniej zauważył, że niewiele dały mi jego wyjaśnienia,
dlatego pokusił się o rozwinięcie swojego komentarza. – Ja tam w to nie wierzę,
ale José upiera się przy tym, że Rząd kontroluje nasze myśli.
– Wszystkie? – zapytałam gwałtownie, wyraźnie przestraszona tym, co
usłyszałam.
– Nie. Twierdzi, że póki co, tylko telepatia obejmuje ten zakres – odrzekł
Anthony, zajeżdżając na tył klubu, gdzie posiadał swoje miejsce parkingowe.
Zgasił silnik i odwrócił się do mnie. Widząc moje oszołomienie na twarzy,
spowodowane jego sprostowaniem, naskoczył na mnie.
– No i właśnie dlatego nie chciałem ci mówić! Bo ja i tak w to nie
wierzę! – zaczął gestykulować rękami, omal mnie nimi nie uderzając.
– Weź się uspokój i przestań mnie traktować jak małego bachora, którego
musisz niańczyć! – ja również uniosłam głos, poddenerwowana tym, że cały czas
Anthony obchodzi się ze mną jak z niewidomą dziewczynką, którą musi się
nieustannie opiekować.
Chłopak wyszedł z samochodu, trzaskając silnie drzwiami, tak że
usłyszałam trzeszczenie w zawiasach. Po chwili zniknął z mojego pola widzenia,
lawirując pomiędzy dwoma dużymi autami dostawczymi.
Tym razem nie zgadzałam się z przyjacielem. Fakt, że Rząd kontroluje
nasze wypowiedzi przyjęłam na początku z szokiem, lecz po głębszej analizie,
uznałam, że chyba od jakiegoś czasu nieświadomie czułam, że tak właśnie jest.
Dlaczego rozmawiałam niemal cały czas na głos z szatynem? Przez dziecinną chęć
sprzeciwu? Wątpliwe…
Spojrzałam na zegarek – było w pół do siódmej. Pomyślałam, że muszę się
pośpieszyć, skoro mam pomóc dzisiaj Anthony’emu, dlatego ja również
postanowiłam udać się do „Laguny”.
Wygramoliłam się z samochodu, zahaczając butem o próg. Tylko tego mi
brakowało, żebym się jeszcze przewróciła… Na szczęście jakoś złapałam
równowagę, dziękując w duchu za pobliskie drzewo, którego się przytrzymałam.
Jak tylko zamknęłam drzwi od strony pasażera, auto samo się zatrzasnęło, nie
potrzebny był nawet mój przyjaciel z kluczem.
Podbiegłam do tylnych drzwi dyskoteki i weszłam do środka.
Jako że Miyoshi, jedna z kelnerek pracujących w klubie, wzięła nagle
wolne na kilka dni, postanowiłam ją w tym czasie zastąpić. Trochę obawiałam się
tego czy będę w stanie podawać drinki klientom bez rozlania ich na stole albo
czy nauczę się przyrządzać wszystkie trunki, ale zdecydowałam się pomóc
Anthony’emu i poznać „Lagunę” z innej strony. Dotychczas przychodziłam do niej
jako gość, teraz zawitałam tam jako pracownik.
Przywitałam się po kolei z ochroniarzami, kelnerkami i barmankami. Znałam
większość z nich, gdyż szatyn rzadko zatrudniał nowych pracowników. Zazwyczaj
było tak, że jak ktoś już zawitał w „Lagunie”, zostawał tam na stałe.
Sanaa, która była managerką w klubie, zrobiła mi krótkie szkolenie z
drinków, jakie posiadamy w menu. Oprowadziła mnie po lokalu, zaprowadzając na
zaplecze, gdzie nigdy nie byłam, a w którym kelnerki i barmanki trzymały
alkohole, przekąski lub soki, jako rezerwy. Po pół godziny byłam w stanie
rozpocząć pracę bez większych obaw. Na dzień dzisiejszy miałam tylko roznosić
drinki, sprzątać ze stolików i przyjmować zamówienia.
Moją pierwszą klientką okazała się być Halszka. Byłam bardzo zaskoczona,
widząc jak dziewczyna wchodzi do klubu. Podbiegłam do niej, mocno ściskając.
– Hej, tak się cieszę, że cię
widzę. Co się stało, że wzięłaś tak nagle urlop? Byłaś chora? – zapytałam
ją od razu, kiedy usiadła na wielkim stołku, naprzeciwko baru. Wyglądała
inaczej niż tydzień temu – zwykle zadbane włosy pozostawały teraz w nieładzie.
Miałam wrażenie, że blondynka pierwszy raz od dawna nie przejmowała się w ogóle
swoim wyglądem. Nałożyła może jedynie trochę pudru na twarz.
– Opowiem ci wszystko, po to tu
właśnie przyszłam. Wiedziałam, że tu będziesz, bo słyszałam, że odeszłaś z
laboratorium. Nie sądziłam tylko, że zaczniesz tu pracę… – odpowiedziała,
lekko zmartwionym głosem.
– Będę pomagać Anthony’emu tylko
przez kilka dni – przesłałam jej telepatycznie odpowiedź. Pomyślałam, że
skoro czeka nas rozmowa, to najwyższy czas, aby wyjawić jej swoje plany ślubne
oraz poprosić ją, żeby była moją druhną. Jakiś czas temu postanowiłam bowiem,
że to blondynka musi zostać moją świadkową. Póki co schowałam rękę z
pierścionkiem zaręczynowym pod blat, ale nie mogłam ją przecież ukrywać w
nieskończoność.
– Dobrze, to pogadamy później,
jeśli będzie trzeba to zostanę nawet do końca. Nie chcę ci przeszkadzać, a
zaczyna się robić tłoczno – rzeczywiście, klub pomału zaczynał się
zagęszczać. Niedługo, będę musiała przejść się po nim i pozbierać puste
kieliszki. – Dasz mi tylko szklankę wody?
– zapytała Halszka, wyjmując portfel z kieszeni.
– Jasne, ale ty nie płacisz. Ja
stawiam – uśmiechnęłam się do koleżanki, przelewając wodę mineralną do
szklanki. – Proszę. Zaraz wracam –
podałam jej napój, przepraszając na moment. Mój pierwszy kurs między stolikami
poszedł gładko – trzy osoby chciały coś domówić i tylko jeden facet próbował
zagaić rozmowę, mówiąc, że mam ładne nogi (rzeczywiście mógł je zobaczyć, gdyż
miałam na sobie spódnicę przed kolanko – strój obowiązujący wszystkie
kelnerki), a którego łatwo zignorowałam.
Powróciłam do Halszki po niespełna kwadransie. Siedziała zgarbiona na
krzesełku, wyraźnie czymś zatroskana. Podeszłam do dziewczyny, pytając ją czy
nie woli porozmawiać teraz, ona jednak zaprzeczyła, stwierdzając, że raczej długo
nam zejdzie plotkowanie, a ona nie ma nic do roboty, także posiedzi tutaj.
Co jakiś czas musiałam lawirować między stolikami. Niestety, wraz z
wypiciem trunków, mężczyźni zaczynali się robić coraz bardziej nachalni. Jeden
z nich spróbował mnie pomacać po tyłku, ale zwinnie mu się wyślizgnęłam, inny –
potrzymał chwilę za rękę, którą mu raptownie wyrwałam. Zdumiewające, jak
alkohol ośmiela ludzi...
Przy stoliku, wysuniętym najbliżej parkietu, zasiadła grupka młodych
mężczyzn, która dopiero, co weszła. Najwidoczniej mieli zrobioną wcześniej
rezerwację. Zataczali się lekko, wesoło śmiejąc, gdy wchodzili do swojej loży.
Widać, że pili już wcześniej. Podeszłam do nich, pytając czy coś przynieść.
Spojrzeli na mnie wszyscy jednocześnie. Rudzielec, siedzący z lewej
strony stwierdził, że poprosi mnie na tacy.
– Przepraszam, ale nie ma tego w
menu – wyjaśniłam grzecznie, z przyklejonym uśmiechem do twarzy,
przeklinając chłopaka w duchu za prostactwo.
Blondyn w okularach poprosił drinka, a inny mężczyzna sok. Stałam przy
nich dłuższy czas, gdyż nie mogli się zdecydować, co zamówić. Pozostali chłopcy
debatowali nad kupnem całej wódki, lub piciem drinków. Jedynie przystojny
brunet, otoczony kolegami, a siedzący naprzeciwko mnie, nie brał udziału w
dyskusji. Zapytany przez znajomych co chce, stwierdził, że wszystko mu jedno.
Przez cały ten czas, kiedy czekałam, żeby przyjąć zamówienie, nie spuszczał ze
mnie wzroku. Poczułam się głupio, gdyż nigdy nie znajdowałam się w centrum
uwagi. Jestem zwyczajną dziewczyną, jakich miliony w naszym państwie, która po
alkoholu robi się pewnie atrakcyjniejsza niż jest w rzeczywistości.
– No dobra, to całą wódę walimy
– przesłał mi w końcu komunikat rudzielec po pięciu minutach.
– Oczywiście, już zapisuję –
odesłałam mu w odpowiedzi, dopisując do zamówienia kolejną pozycję.
– A ja poproszę sok orzechowy –
przesłał mi wiadomość chłopak, który się we mnie intensywnie wpatrywał.
Spojrzałam na niego ukradkiem, stwierdzając w duchu, że ma magiczne oczy i
pociągający głos. To był pierwszy chłopak, który spodobał mi się w sposób
czysto fizyczny. Dla mnie był nietuzinkowy, choć pewnie inne kobiety
określiłyby go mianem normalnego, dobrze wyglądającego faceta. Ale ja, jeśli
miałabym kiedykolwiek zdefiniować „miłość od pierwszego wejrzenia”, właśnie tak
ona wyglądałaby – natychmiastowe oczarowanie drugą osobą.
– Jasne. A więc wódka, trzy drinki,
jedna cola i jeden sok. Coś jeszcze? – zapytałam. Przybrałam obojętny ton
głosu i wodziłam wzrokiem po mężczyznach, próbując omijać charyzmatycznego
chłopaka naprzeciwko.
– Siebie na tacy – dopowiedział
rudzielec, na co wywróciłam oczami, a następnie odeszłam do baru. Samantha,
kelnerka zajmująca się dzisiaj robieniem trunków, pomogła mi przyrządzić
zamówienie. Kątem oka zerkałam na Halszkę, która siedziała dalej wyobcowana.
Kilu mężczyzn podchodziło do niej, ale szybko ich zbywała.
Pewnie cierpi przez Kamala –
pomyślałam, postanawiając porozmawiać z dziewczyną w czasie mojej przerwy w
gabinecie Anthony’ego.
– Drinki już gotowe –
zakomunikowała mi Samantha, przerywając moje kontemplacje. Przesunęła szklanki
bliżej mnie, żebym mogła łatwo przełożyć je na tacę.
Pomimo głośnej muzyki, którą puszczał DJ, już z oddali słyszałam
rozochoconą grupkę mężczyzn. Tym razem uporałam się z nimi szybko – postawiłam
trunki na stoliku, na co grzecznie podziękowali i odwróciłam się, żeby
przepchać przez tłum ludzi, szalejący na parkiecie. Odeszłam ledwie kawałek, a
już poczułam na ramionach czyjś dotyk, próbujący mnie zatrzymać. Miałam
odfuknąć niegrzecznie, żeby mnie puszczono, ale osobą, która mnie dotykała,
okazał się być czarujący chłopak ze stolika nieopodal.
– Zgubiłaś serwetkę –
usłyszałam wyjaśnienie w głowie, spoglądając w górę na uwodzicielską twarz
młodego mężczyzny, który musiał mnie gonić po tym jak się oddaliłam. Podawał mi
papierową chusteczkę, jakby naprawdę zależało mu na tym, żebym ją wzięła.
– Dziękuję – odrzekłam,
wyraźnie skołowana. – Ale to tylko
serwetka, którą powinnam zostawić na waszym stoliku, także jest twoja.
– Wiem – usłyszałam ponownie
jego kuszący głos. Podniosłam do góry brew, dając mu do zrozumienia, że zaczyna
mówić od rzeczy. Pomału zaczęłam się oddalać w kierunku baru, choć nie chciałam
tracić go z oczu. Na moje szczęście chłopak uparcie kroczył przy mnie, chyba on
też nie chciał pozwolić mi odejść. – Wybacz.
Chciałem mieć tylko wymówkę, żeby się z tobą stelepatować.
– Dlaczego? – nie wiem czemu,
ale serce dudniło mi głośno, a ja zaczęłam się denerwować. Wyprzedził mnie,
stając do mnie przodem. Musiałam zadrzeć głowę, żeby spojrzeć mu w oczy – był
chyba tylko trochę niższy od Anthony’ego, miał około metra osiemdziesięciu
wzrostu.
– Chciałem się przedstawić. Jestem Pierre, a
ty?
Dawny Francuz – pomyślałam
mimochodem, czerwieniejąc się jak zauroczona piętnastolatka. Chyba nawet tak
się zachowywałam, choć zazwyczaj nie jestem aż tak nieśmiała.
W moim świecie nie ma już podziału na republiki, stany, królestwa, gdyż
wszyscy żyjemy w jednym, olbrzymim kraju – Ciszy. Jednak w przeszłości było
inaczej, było wiele państw takich jak Francja, Stany Zjednoczone, Niemcy czy
Anglia. Było zatem wiele narodowości. Pierre to imię francuskie, stąd
wydedukowałam, że chłopak był dawnym Francuzem. Nie powinnam tak go nazywać,
powinnam myśleć o nim jako o Ciszaninie, ale jakoś nie mogłam się przemóc.
Francja pasowała do niego, lecz Cisza nie.
Spojrzałam w górę nad bar. Zobaczyłam zaciemnione szyby – zdawałam sobie
sprawę, że za oknami rozpościera się sporych rozmiarów gabinet Anthony’ego. Nie
mogłam go zobaczyć, pokój ten był wyciszony i zaciemniony z zewnątrz (żeby mój
przyjaciel mógł pracować w tak głośnym miejscu), ale wiedziałam, że tam jest.
Uświadomiłam sobie, że nie powinnam pozwolić sobie na flirt z Pierrem, skoro
mam narzeczonego, który właśnie może na mnie patrzeć. Szyby w gabinecie były
bowiem panoramiczne, żeby Anthony mógł widzieć, co się dzieje w niemal całej
dyskotece.
– Ariana. Teraz skoro mnie już
znasz, żegnam – próbowałam go ominąć, ale zagrodził mi drogę.
– Chcę cię poznać, a nie tylko
zapoznać – sprecyzował. Było mi przykro, że muszę go odprawić, jednak
wiedziałam, że nie mogę mu dawać jakichkolwiek nadziei.
– Nie wiedzę powodu, po co – tym
razem pozwolił mi się wyprzedzić, po chwili jednak znowu usłyszałam jego głos w
głowie.
– Kto wie, może w przyszłości
będziesz żałować, że miałaś możliwość zdobyć sympatię, a nie skorzystałaś? – jakby
wiedział o czym myślałam, wypowiedział dokładnie moje obawy.
– Nie jestem zainteresowana – odpowiedziałam
pewnie, choć ciało mówiło co innego – zatrzymałam się, obracając w jego
kierunku. Chyba Pierre poczuł moje wahanie. Podszedł do mnie powoli, próbując
mnie przekonać do zmiany decyzji.
– Założę się, że jak dasz mi
szansę, nie pożałujesz – jego oczy oczarowywały mnie, świeciły takim
szczęściem, że nie umiałam mu odmówić. Zatopiłam się w jego spojrzeniu, myśląc,
że jeszcze nigdy nie wiedziałam tak ponętnej twarzy.
Postanowiłam być z nim szczera.
– Polegniesz – oznajmiłam mu i
dla potwierdzenia słów podniosłam rękę, pokazując swoją dłoń i goszczący na
niej pierścień zaręczynowy. Chwilę milczał, a ja wykorzystałam okazję,
odwróciwszy się na pięcie szybko przemierzyłam pozostały dystans do baru. Po
minucie usłyszałam w głowie jego głos.
– Tego się nie spodziewałam, ale
cóż, wyzwanie przyjęte – zakomunikował, na co mimowolnie się uśmiechnęłam.
Bezczelny typ – pomyślałam,
podchodząc do Halszki. Nie było mi dane jednak z nią porozmawiać, bo zaczepiła
mnie Sanaa, która stwierdziła, że muszę iść natychmiast do Anthony’ego. Podobno
chłopak od jakieś godziny jest nieswój, zdemolował nawet swoje biuro.
Pobiegłam szybko na górę. Przemierzałam po dwa stopnie naraz, żeby tylko
jak najszybciej dotrzeć na miejsce i dowiedzieć się, co się stało. Drzwi do
gabinetu były otwarte – na wstępie zauważyłam kilka podartych kartek i
potłuczoną lampkę, leżącą na ziemi. Weszłam do środka, zamykając za sobą drzwi.
Teraz mogłam rozmawiać swobodnie z przyjacielem na głos, bo pokój był wyciszony
i nikt nie mógł nas usłyszeć.
– Co się stało? – zapytałam, widząc jak Anthony przegląda notatki, które
trzyma w ręku, a następnie je drze i wyrzuca przed siebie, nawet nie celując do
kosza.
– Kto to był? – zignorował moje pytanie, obejmując mnie przelotnym
spojrzeniem, by następnie powrócić do przerwanej czynności i ponownie przewertować
kartki.
– Kto? – zapytałam, podchodząc do niego. Podejrzewałam, że miał na myśli
Pierre’a, ale udałam, że nie mam pojęcia, o kim mówi.
– Ten koleś, stojący teraz przy barze – odpowiedział spokojnie Anthony,
odwracając się do mnie tyłem, żeby spojrzeć przez olbrzymie okno na klub.
Podeszłam do niego, od razu zauważając rozmawiającego Pierre’a z Halszką. A
jednak miałam rację – przyjaciel obserwował moją pogawędkę z dawnym Francuzem.
Moje serce mimowolnie zaczęło uderzać szybciej, a ja poczułam się, jakbym coś
przeskrobała i właśnie została złapana na gorącym uczynku.
– Nie wiem – odpowiedziałam, wzruszając ramionami. Przyjaciel spojrzał na
mnie z dezaprobatą znad stosu notatek – wiedział, że go oszukuję. Sapnęłam z
rozdrażnieniem. Tak bardzo pragnęłam lepiej panować nad swoimi emocjami i
głosem, a nie zdradzać się tak łatwo, że kłamię… – To jest nasz klient, Pierre,
ale nie znam go. Dlaczego pytasz?
– To nie znasz go, ale wiesz jak ma na imię? – brew Anthony’ego
podjechała do góry i zniknęła za grzywką. Był zirytowany moim łganiem. –
Zalecał się do ciebie? – zapytał niewinnie, jak gdyby nagabywał mnie o pogodę,
a nie domagał się wyjaśnień. Jego pytanie mnie rozbawiło.
– No wiesz, oni wszyscy się jakby zalecają – zdradziłam, próbując wymigać
się od odpowiedzi. Przegryzłam wargę, patrząc jak ożywiona Halszka gestykuluje
koło chłopaka. Pierre musiał się z nią stelepatować. Zastanowiłam się czy
podrywa ją w ten sam sposób, co i mnie.
Zajęta wgapianiem się w szybę nie zauważyłam, że Anthony mi się
przygląda. Zreflektowałam się o tym dopiero po chwili, dlatego pospiesznie
odeszłam od okna i usiadłam na rozkładanej kanapie, znajdującej się w rogu
gabinetu. Nie chciałam, żeby przyjaciel pomyślał, że byłam zazdrosna o Halszkę.
Nad sofą wisiał nasz wielki portret rodzinny, zrobiony sprzed pięciu
laty. W zasadzie krewnymi nigdy nie byliśmy, dopiero teraz ja i Anthony
skoligacimy nasze rodziny poprzez małżeństwo, ale ja właśnie tak zawsze
traktowałam sąsiadów mieszkających obok – jak swoich najbliższych krewnych.
Na fotografii pięcioletni Victor szczerzył zęby w szerokim uśmiechu,
siedząc na jednym kolanie wujka Jadrana, koło którego zasiadała dumnie jego
małżonka. Ciocia Claire z kolei spoczywała koło mojej mamy. Kobiety przytulały
się do siebie, wyglądając na naprawdę zżyte ze sobą – co było oczywiście
prawdą, od podstawówki były najlepszymi przyjaciółkami. Z tego, co pamiętam
miały jeszcze jedną bliską koleżankę, która zmarła ponad dwadzieścia lat temu.
Podobno była z tym związana jakaś przykra historia, ale nikt nie chciał mi jej
zdradzić. Mama trzymała za rękę tatę, który siedział dumnie w fotelu obok
kanapy. Ja z Anthonym obejmowaliśmy się, stojąc za rodzicami. Moja głowa opierała
się o ramię chłopaka, który delikatnie się uśmiechał.
Wielokrotnie chciałam zobaczyć jak wyszło to zdjęcie, dopiero teraz mając
okazję przyjrzeć mu się naprawdę z bliska. Było wykonane w odcieniach szarości,
czym dodatkowo nadawało powagi sytuacji.
Przyjaciel usiadł na obrotowym krześle, zatrzymując tym samym moje
galopujące myśli. Wyglądał na przybitego. Złapał się za czoło, opierając
łokciem o blat swojego sporego biurka.
– Nie będziesz u mnie pracowała, jako kelnerka – wyjawił mi swoje
życzenie po chwili.
– Słucham? – zapytałam, myśląc, że się przesłyszałam.
– Będziesz moją żoną. Nie możesz u mnie pracować jak zwykła kelnerka. Co
pracownicy powiedzą, jak zauważą, że klienci cię obmacują, a ja nic z tym nie
robię? – zadał mi pytanie, na które nie potrafiłam udzielić odpowiedzi.
Rzeczywiście, miał poniekąd słuszność, kelnerki na pewno będą plotkować na ten
temat. Niemniej jednak Anthony nigdy nie przejmował się tym, co inni o nim
mówią.
– Tylko o to chodzi? Co ludzie powiedzą? – trudno było mi uwierzyć w to,
że chłopak nagle zaczął brać pod uwagę opinie swoich pracowników. – Nigdy się
tym nie przejmowałeś – dodałam cicho, spuszczając wzrok.
– Ale teraz już muszę – odrzekł. Oparł się wygodnie na krześle, które
zatrzeszczało pod jego ciężarem. – Będziesz mi pomagać, jeśli zechcesz, a jak
nie to możesz tylko dotrzymywać nam towarzystwa. Dopisałem cię do księgi
wieczystej, jako współwłaściciela, zapisałem już nawet twój numer chipa.
Otworzyłam szeroko oczy ze zdziwienia. Nie pisnął nawet słowem na temat
tego, że zamierza zrobić ze mnie jednego z dwojga pełnomocnych posiadaczy
klubu. Nawet nie zapytał o zdanie…
To było dla mnie za dużo. Odkąd pamiętam moja rodzina podejmowała za mnie
wszystkie decyzje.
Położyłam się na kanapie, przykrywając kocem, który leżał zwinięty
uprzednio w rulonik. Pragnęłam zagrzebać się w pokoju i pozostać w nim do
czasu, gdy moi krewni uświadomią sobie, że nie muszą kierować już moim losem.
Widzę i jestem już pełnoletnia, nie mogę wiecznie na kimś polegać…
– Nawet nie mam siły tego komentować – objaśniłam ciszę, która zapanowała
w gabinecie. – To dlatego jesteś zły? – zagadnęłam go, pragnąc by mi się
zwierzył i poprawił mu się humor.
Chłopak westchnął ponownie. Wstał powoli z krzesła, by po kilku sekundach
dołączyć do mnie, kładąc się na sofie.
– Przesuń się – rzucił osowiale, na co zrobiłam mu miejsce koło siebie.
Przytuliłam się do niego, zarzucając na niego koc.
– Co się stało? – mruknęłam, wdychając przy tym zapach jego perfum.
Anthony spojrzał na mnie w dół. Zauważyłam, że czymś się zadręcza, ale nie
miałam pojęcia, co wywołało jego ponury nastrój.
– Dowiedziałem się, że Leticia mnie zdradziła – wyszeptał swoją tajemnicę,
po czym ukrył twarz w moich włosach. Leżałam koło niego dłuższą chwilę, będąc w
kompletnym szoku. Nie bardzo wiedziałam, co mu odpowiedzieć, dlatego milczałam.
Pomyślałam, że dodam mu otuchy samym faktem, że jestem koło niego, a nie swoją
paplaniną. On będzie wiedział, że może na mnie polegać.
– Szybka jest – wydukałam zgorszonym głosem po kilkunastu minutach.
Najwidoczniej szesnastolatka nie bardzo przejęła się rozstaniem… – A ja byłam
pewna, że zaboli ją zerwanie! – wyraziłam swoje oburzenie na głos.
– Nie rozumiesz – zaprzeczył Anthony. – Ona zrobiła mi celowo na złość.
Chciała, żebym dowiedział się od znajomych, że przespała się z moim kumplem.
– Ach tak – odrzekłam, myśląc sobie, że z Leticii wyrośnie niezłe ziółko.
– Ale to chyba już nie jest zdrada, skoro pierwszy z nią zerwałeś – próbowałam
go jakoś pocieszyć, chyba z marnym skutkiem. Anthony spojrzał na mnie bykiem,
dając mi do zrozumienia, że dla niego to niewielka różnica. Chciałam coś
jeszcze powiedzieć, ale rozległo się ciche pukanie. Poderwałam się z sofy,
mówiąc, że otworzę i pobiegłam w podskokach, żeby sprawdzić, kto przyszedł. To
była Halszka, która chciała się dowiedzieć czy nic się nie stało.
– Nie, wszystko dobrze –
odpowiedział Anthony, który zdążył wstać już z sofy i podnieść z podłogi leżącą
lampkę. Ulokował ją na swoim miejscu, na biurku.
– W zasadzie to chciałyśmy
porozmawiać, mogłybyśmy pogadać chwilę tutaj? – zapytałam przyjaciela,
robiąc słodką minkę, którą zawsze używałam jako tajnej broni, gdy chciałam go o
coś poprosić. Tym razem było to udostępnienie gabinetu. Zrobiłam maślane oczka,
na co Anthony się roześmiał i cmoknął mnie w policzek.
– Jasne – usłyszałyśmy obie w
odpowiedzi na zadane pytanie. Chyba wiedział, że od dziecka próbuję nim
manipulować w ten sposób.
– Nie, no co ty, ty musisz pracować
– zaczęła Halszka, ale przyjaciel przerwał jej machnięciem ręki.
– Ariana nie będzie pracować jako
kelnerka, skoro jest współwłaścicielem klubu. Rozmawiajcie, ja i tak muszę iść
na dół – puścił mi oczko, przesyłając w myślach na odchodnym: „powadzenia”. Łypnęłam na niego wzburzona
– byłam zła, że wyjawił tak wiele. Zrobił to specjalnie, wiedział, że Halszka
będzie teraz dopytywać, a ja będę zmuszona wyjawić jej całą prawdę. Nie myliłam się, gdy zostałyśmy same w pomieszczeniu,
dziewczyna momentalnie zaczęła zasypywać mnie pytaniami. Przerwałam jej
raptownie monolog, wysyłając jedno zdanie:
– Wychodzę za mąż za Anthony’ego!
– spróbowałam brzmieć radośnie, ale chyba wyszło dokładnie na odwrót, gdyż
Halszka oniemiała. Próbowałam udawać szczęśliwą przyszłą pannę młodą.
Podniosłam rękę do góry, machając palcami, tak by mogła zobaczyć pierścionek
zaręczynowy. Dziewczyna kilka razy zamykała i otwierała usta, jakby chciała coś
powiedzieć, ale nic nie mogło przejść jej przez gardło.
– Jak to się stało? Przecież
mówiłaś… – wykrztusiła w końcu, łapiąc moją rękę i oglądając wielki
pierścień z diamentem.
– Wiem, ale rodzice zdecydowali za
nas. Wysłali prośbę do Rządu i zapomnieli nas o tym poinformować – odrzekłam
sarkastycznie. Miałam za złe mamie i tacie to, że nie zdradzili nam wcześniej
swoich planów i nie umiałam tego ukryć. Mój głos był przesiąknięty jadem. – Dlatego musiałam odejść z pracy –
wolałam pominąć informację, że sama chciałam z niej zrezygnować, gdyż zmieniłam
zdanie o laboratorium. – Mam w związku ze
ślubem małe pytanie. Czy będziesz moją druhną? – poprosiłam ją, licząc na
to, że zgodzi się bez wahania.
Halszka rzuciła mi się na szyję, ściskając mocno.
– Pewnie – odpowiedziała ze łzami
w oczach. Myśl, że zawsze mogłam liczyć na koleżankę, wywołała przyjemne ciepło
w moim sercu. – I nie martw się, myślę,
że będziecie razem szczęśliwi. Pasujecie do siebie – próbowała pocieszyć
mnie Halszka, na co wydałam pomruk niezadowolenia.
– Taa. A teraz ty opowiadaj, czemu
cię nie było? – zapytałam przejętym głosem. Prawie zapomniałam, że
dziewczyna przebywa oficjalnie na dwutygodniowym urlopie. – Z dziadkiem wszystko w porządku?
Blondynka momentalnie zmarkotniała. Zbliżyła się do panoramicznego okna,
z którego roztaczał się widok na niemal cały klub. Sceneria z góry robiła
wrażenie, reflektory i lasery błyszczały miarowo, zmieniając się w takt
puszczanej muzyki.
– Tak, staruszek ma się dobrze.
Tylko… Tego samego dnia, kiedy odwieźliście mnie do domu, pojechałam do Kamala.
Chciałam z nim zerwać – zaczęła tłumaczyć swoją nieobecność.
– Jak zareagował? – zagadnęłam
dziewczynę, widząc, że nie jest chętna, aby rozwinąć wypowiedź. Widziałam z
boku, że po twarzy Halszki spłynęła pojedyncza łza, którą szybko wytarła ręką.
– Pobił mnie tak mocno, że trafiłam
na ponad tydzień do szpitala.
– Co? – zapytałam zszokowana,
podchodząc do niej. Obróciłam ją twarzą do siebie, oglądając czy została jej
jakaś „pamiątka” z tego wydarzenia.
– Jakiś chłopak przy barze
zauważył, że zamaskowałam pozostałości sińców. Wydawało mi się, że nikt ich nie
zobaczy, także byłam w lekkim szoku – dziewczyna uśmiechnęła się ponuro.
Mówiła o Pierze, byłam tego stuprocentowo pewna. Nieświadomie poczułam
ulgę, że dawny Francuz nie podrywał mojej koleżanki.
Skąd on poznał, że Halszka
majstrowała przy twarzy, skoro nawet ja, która dobrze ją zna, tego nie
dostrzegła? – zadumałam się na moment, myśląc o chłopaku. Po chwili
opamiętałam się, że przejmuję się bardziej jakimś nieznajomym, a nie
dziewczyną, stojącą koło mnie, która właśnie zdradziła mi, że została pobita….
– Złożyłaś na niego donos – wysunęłam
wniosek, zostawiając na potem analizę zachowania Pierre’a.
– Nie, no co ty. Kamal by mnie
chyba zabił, jakbym poszła z tym na policję – wyznała drżącym głosem.
Zobaczyłam strach w jej oczach. Objęłam mocno dziewczynę, która nagle zaczęła
łkać i zaklinać, żebym nikomu nie zdradziła jej sekretu. Trudno było mi obiecać
milczenie w takiej sprawie, ja najchętniej posłałabym Kamala za kratki.
– Proszę, jeśli musisz, to powiedz
Anthony’emu, ale tylko jemu, błagam – jęczała dalej Halszka.
– Dobrze, obiecuję –
przyrzekłam po jakimś czasie, nie mogąc znieść jej przerażenia. Pogłaskałam ją uspokajająco po plecach.
Drzwi uchyliły się, a mój przyjaciel wstawił głowę, pytając czy może
wejść. Musiał go zdziwić widok zapłakanej blondynki, której próbowałam dodać
otuchy, ale nic nie przesłał mi na ten temat. Poinstruował nas za to, że
będziemy niedługo jechać do domu, dlatego zaproponowałam koleżance, żeby
przenocowała dziś u mnie. Początkowo nie chciała się zgodzić, ale po moich
namowach, ostatecznie uległa.
Zeszłyśmy obie na dół do baru, przy którym ponownie stał Pierre. Wyglądał
jakby na kogoś czekał.
– To wy się znacie? – zapytał
mnie i Halszkę, kiedy pojawiłyśmy się w polu jego widzenia, patrząc
podejrzliwie raz na mnie, a raz na dziewczynę.
– A co w tym dziwnego? –
odpowiedziałam pytaniem na pytanie, wchodząc do magazynu po swoje rzeczy.
– Nic – usłyszałam męski głos
Pierre’a w swojej głowie, kiedy zniknął mi z oczu. Wyszukałam swoją kurtkę na
wieszaku i założyłam ją. Co prawda do samochodu nie czekała mnie długa droga,
wystarczyło przejść jedynie parking, ale wolałam dmuchać na zimne. Na zewnątrz
było dosyć chłodno, a ja miałam na sobie krótką spódniczkę. Lepiej się ubrać
niż zmarznąć, a potem zachorować.
Kiedy wróciłam do Halszki, moja koleżanka musiała telepatować się z
brunetem, bo wykrzywiała śmiesznie usta, jakby chciała coś powiedzieć.
Pierre spojrzał na mnie, niemal pożerając mnie swoimi oczami. Z bliska
wyglądał jeszcze bardziej pociągająco – na moje oko miał niewiele ponad
dwadzieścia lat. Młody mężczyzna posiadał kilkudniowy zarost, który dodawał mu
tylko uroku. Miał bardzo męskie rysy twarzy.
– Kiedy się zobaczymy? –
zapytał tylko mnie w myślach, na co się speszyłam. Nie wiedziałam, jak
zareagować. Czy skłamać, że nie chcę go już nigdy więcej widzieć, czy
bezczelnie się z nim umówić…
Wzrok Pierre’a powędrował gdzieś w górę, za mną. Spojrzałam za siebie,
czując, że serce podchodzi mi niemal do gardła. Anthony powiódł rozdrażnionym
wzrokiem w kierunku dawnego Francuza, a następnie spojrzał mimochodem na mnie.
Nie podobał mi się wyrzut, z jakim na mnie patrzył, tak jakbym zrobiła coś nie
tak. Czy po zaręczynach nie można już rozmawiać z żadnym facetem?
Mój przyjaciel stanął pomiędzy Halszką, a mną i objął mnie w pasie. Chyba
chciał zaznaczyć, że inny mężczyzna nie ma tu czego szukać. Trwało to chwilę
zanim Anthony się rozluźnił, jednak kiedy się odezwał zrobił to już w miarę
pogodnym głosem.
– Czy mogę zapytać, kim jesteś i co
tu robisz? – zapytał z udawaną grzecznością.
– Pierre, miło mi. Zostałem bardzo
miło obsłużony przez tą kelnerkę, dlatego przyszedłem jej podziękować – wyjaśnił
równie uprzejmie brunet. Skłamał gładko, ciskając równocześnie w mojego
przyjaciela nienawistne spojrzenie.
– Ona nie jest tu kelnerką, a
współwłaścicielką klubu, także miałeś szczęście – odparł pogardliwym tonem
Anthony. Miałam ważenie, że chłopcy zaraz zaczną sobie skakać do gardeł.
– Aaa, a więc mam przyjemność z
właścicielem, teraz rozumiem, kim jest szanowny narzeczony – przesłał
wszystkim Pierre, tylko mnie informując dodatkowo: – Powiedziałbym, że zaręczyłaś się z nim dla kasy, ale był chyba inny
powód – spojrzałam na niego zniesmaczona. Byłam w szoku, że miał czelność
wypowiedzieć do mnie takie słowa, choć nawet mnie nie znał. Prawdą było, że
miał rację, nie byłam zakochana w przyjacielu, ale czy to było aż tak widoczne?
Dawny Francuz musiał wyczuć, że mi się podoba, nie widzę innego wytłumaczenia.
Jego wzrok utkwiony był we mnie zbyt sugestywnie, żebym mogła zignorować jego
zaczepkę.
– Nic o mnie nie wiesz i niech tak
pozostanie – odesłałam mu w odpowiedzi, chwytając Anthony’ego za rękę i
mówiąc do Halszki: – Idziemy.
Odeszłam tylko kawałek, nawet nie odwracając się do tyłu, a już poczułam
w sercu przeszywający ból, kiedy uświadomiłam sobie, że nigdy więcej nie
zobaczę nieznajomego mi Pierre’a.
Trzy opcje do wyboru:
A)
Ariana już wkrótce zobaczy Pierre’a;
B)
Ariana zobaczy Pierre’a, ale minie kilkanaście
rozdziałów;
C)
Ariana nigdy więcej nie zobaczy Pierre’a;
Nie lubię za bardzo jak jest namieszane w historii, w której opisany jest jakiś romans i irytuje mnie wówczas zachowanie bohaterów, więc wybieram opcję C (choć czuję, że inni czytelnicy będą tej opcji unikać i znów poczytamy sobie o dawnym Francuzie:P )
OdpowiedzUsuńRozdział niezwykle ciekawy. Muszę przyznać, iż jest moim ulubionym ze wszystkich dotąd przeczytanych :D
Wyłapałam tylko takie jedno coś:
,,(...),który się na mnie intensywnie patrzył" - moim zdaniem powinno być ,,który się we mnie intensywnie wpatrywał". Tak lepiej brzmi, wg mnie :)
Zaskoczyło mnie, że Anthony dodał Arianę jako współwłaściciela i to, że zdemolował swoje biuro z powodu Pierre'a (swoją drogą niezwykle irytujący klient z tego Francuza) później jednak okazało się, że Leticia go zdradziła i ,,przemeblowanie" biura nabrało większego sensu :P
Niezmiernie mnie ciekawi czy Ariana urządzi Anthony'emu jakąś mocniejszą rozmowę z powodu mianowania jej współwłaścicielem skoro chłopak nie porozmawiał z nią wcześniej, co wyraźnie ją zdenerwowało.
Wątek Halszki również ciekawy :) mam nadzieję, że będzie z nią więcej sytuacji w historii :) I niech zgłosi Kamala na policję! Kibicuję jej w podjęciu takiej decyzji. Chłopak ją pobił i to porządnie, więc niech dostanie za swoje. Można by jeszcze nasłać panów w celach ,,dyplomatycznych" do niego ;P (oglądałam ostatnio za dużo filmów o mafii XD)
I wiem, że nie uzyskam żadnych odpowiedzi co do potoku fabuły, więc jedynie co mi pozostało to czekać (nie)cierpliwie do następnego :P
Rozdział naprawdę był cudowny :D
Pozdrawiam i weny!!!
anielskie-dusze.blogspot.com
Dziękuję ja, oraz moja siostra :)
UsuńTwoją sugestię już zmieniam.
Myślę, że nie wprowadziłabyś Żabojada bez powodu. Pewnie się jeszcze spotkają, ale za jakiś czas, ładnych kilka rozdziałów. Od razu, to by było za dużo za wcześnie.
OdpowiedzUsuńAntoś też widzę pokazał jaki jest humorzasty.
Czemu jak Kemal to od razu damski bokser? Mój kolega ma tak na imię, całkiem przyjemny typ, ale jak się przedstawia to też każdy się tak na niego patrzy jak na potencjalnego terrorystę albo właśnie damskiego boksera.
Pozdrawiam i czekam na kolejny, ale jakbym się nie pojawiał z 5-10 rozdziałów to się nie martw. Jeśli dycham, to powrócę xD
Nie ma sprawy, cieszę się z każdego komentarza (a w przypadku tego opowiadania - ja i moja siostra), także dziękuję :)
UsuńJa tam się cieszę, że Ariana spotkała Pierre'a i następnego dnia zobaczy go ponownie :) Nie umiem tego jakoś logicznie wytłumacczyć ale polubiłam postać Francuza. Wydaje się taki... tajemniczy i zmysłowy :)
OdpowiedzUsuńTak naprawdę sama nie wiem kogo wolę - czy Anthony'ego czy Pierre'a, choć tego drugiego dopiero poznaję już czuję, że będzie to jedna z moich ulubionych postaci.
Rozdział świetny, jak zwykle.
Pozdrawiam
Dziękujemy :)
Usuń