JAKUB LEWIS
- Proszę wybaczyć, ja nie mogę poczęstować jabłkiem, skoro
go nie posiadam – zripostowała Lena, patrząc wyzywająco na mężczyznę. – Ale
jestem pewna, że gdyby tylko pan funkcjonariusz zechciał się rozejrzeć po tym
pomieszczeniu, znalazłby i ciekawsze owoce do zebrania na posterunek…
Jakub Lewis zmarszczył się. Pojedyncza żyłka wykwitła na
jego czole – musiał pomyśleć, że faktycznie znajdowali się w niekoniecznie
dogodnym dla niego miejscu i gdyby tylko policjant zalecił się do rady dziewczyny,
on, jako przedsiębiorca, miałby za dużo do stracenia. W końcu wyprowadził funkcjonariusza
na zewnątrz, nie omieszkując wyprosić także Lenę.
Wyszła, po trochu zła za swoją niedołężną próbę zdobycia
informacji na temat machlojek Lewisa, po części na to, że mężczyzna tak szybko
domyślił się prawdy i zobaczył w niej Tannenberga z krwi i kości. Nie pomyślała
o oczywistym, czyli o przestępstwie, którego się dopuściła, a także o
ewentualnej karze.
- Co robiłaś w gabinecie pana Jakuba? – zapytał podejrzliwie
policjant, gdy wracali do salonu. – Wiesz, że za takie coś grozi grzywna?
- Zabłądziłam – odparła niewinnie dziewczyna, ale Jakub
Lewis był innego zdania:
- Już mówiłem, że myszkowała; to umie najlepiej.
Już miała zaprzeczyć dodając obelgę pod adresem
mężczyzny, gdy dotarł do niej kolejny głos Lewisa z tym, że tym razem młodszej
wersji ojca.
- Zdziwiłbym się gdyby było inaczej – Lena spojrzała
najpierw na Sebastiana, potem na jego wrogo nastawionego rodzica, a potem znów
na Sebastiana. Oczywiście, że mogła się tego spodziewać. Chłopak jak zwykle
będzie chciał się popisać ojcu, więc jak zwykle odbije się to na niej. Poczuła
się jak w samym środku potężnego tornado. Ona sama przeciw ich dwoje. To nie
może skończyć się dobrze.
- Wiem co chcecie osiągnąć – powiedziała jakby zdziwiona
swoim odkryciem. – Chcecie ze mnie zrobić jakiegoś złodzieja, od początku to
planowałeś? – zarzuciła Sebastianowi mimo że w głębi ducha sama nawet nie
podejrzewała chłopaka o tak zacną intrygę. – Zdradziłeś mu moją tożsamość
żebyście razem śmiali się jak mnie zakują w kajdanki…
W duchu zaczęła mocno histeryzować choć policjant nawet
do niej nie poszedł aby ją obezwładnić. W głowie dziewczyny, niczym w
kalejdoskopie, pojawiły się obrazy z jej życia, które doprowadziły ją do tego
momentu. Wyobraziła sobie, że Lewisowie uknuli z motocyklistami czarny
scenariusz – że cały ten alarm, kostnica, to wszystko było fikcją.
A może to był sen? Może ocknie się na początku tego roku
szkolnego z ulgą stwierdzając, że to tylko koszmar, bo Sebastian nie pojawił
się w jej życiu po raz drugi, a Marta z Krystianem nigdzie nie wyjechali.
Alicja w krainie czarów... Była taką Alicją, która
wkroczyła w świat dziwów z chwilą gdy wyrzuciła kluczyk od boksu szatni. Wszystko
co działo się potem było przecież tak mało realne.
Jedyne co mogła zrobić, to uciec. Tak po prostu;
brunetka odwróciła się na pięcie i już jej nie było. Wybiegła przez fontowe
drzwi pomimo krzyków policjanta. Nawet myślała, że mężczyzna zaraz zacznie
strzelać, bo na pewno posiadał przy siebie broń, ale tak się nie stało. Nie
upadła postrzelona na ziemię. Nie skonała w kałuży swojej krwi. Żyła, bo czuła
ból – z nadmiaru wysiłku dostała kolki, więc musiała na chwilę zatrzymać się
pod drzewem, uspokajając dudniące serce.
Kiedy tak stała, oddychając łapczywie świeżym
powietrzem, dotarło do niej dlaczego tak nagle uciekła z domu Lewisów. Nie bała
się przecież konfrontacji z policjantem – nie jeden raz w tym roku szkolnym
złamała prawo, więc sztukę robienia z siebie ofiary przed funkcjonariuszem prawa
miała opanowaną do perfekcji. Nie obawiała się też Jakuba Lewisa – jego opinia
nie liczyła się dla Leny w żadnym stopniu, toteż wcale nie obchodziło ją jak
mężczyzna będzie ją postrzegał. Powodem jej ucieczki z rezydencji był
Sebastian.
Gdzieś w głębi niej, daleko na dnie serca tliła się do
dziś dzień niewielka nadzieja na rozejm. Uczucie to było oczywiście stłamszone
przez jej ego, zdeptane przez chorą ambicję zemsty i przekonanie, że ludzie
typu Sebastiana nigdy się nie zrewolucjonizują. Że są niczym krowy, które nie
zmieniają zdania i poglądów. Była to bowiem niewielka iskierka, ale jednak
była.
Działając razem na rzecz przyjaciół, Lena sądziła, że
zyskała sojusznika. Niestety okazało się inaczej i ten zawód był tak ogromny, że
nie była w stanie znieść towarzystwa chłopaka. Dlatego wybiegła; to dziecinne,
ale po prostu nie chciała przebywać w jednym pomieszczeniu z Sebastianem. Poczuła
się jak na początku roku szkolnego – kiedy zobaczywszy go w jej klasie, poczęła
go unikać. Dzisiaj zrobiła więc to samo.
Nie wróciła od razu do mieszkania babci. Błąkała się po
ulicach i po parkach, po których jeszcze w zeszłe wakacje spacerowała beztrosko
wraz z Martą i jej psem. Pomyśleć, że to działo się tylko kilka miesięcy temu.
Jak jeden dzień potrafi wszystko zmienić. Dzień, w którym zobaczyła Sebastiana…
Nic nie trzymało ją w szkole. Tak naprawdę mogła z nowym
rokiem szkolnym przenieść się do innego liceum – wszystkie palcówki przyjęłyby
ją z otwartymi ramionami. Tylko po co? Aby dalej uciekać? Czy życie polegało
tylko na ciągłym chowaniu głowy w piasek, czy może trzeba stawiać czoła
problemom? Marta z Krystianem uciekli… Ona nie chciała robić podobnie. Nie
chciała też przysparzać kłopotu rodzinie, którą kochała nad życie. Nie chciała
aby matka z ojcem martwili się o nią. Bywają większe dramaty niż te, w które
ona została uwikłana.
Kiedy weszła do babci do mieszkania, kobieta już na nią
czekała, uprzedzona telefonicznie o przyjściu wnuczki. Jak zwykle rumiane policzki
staruszki stały się dwoma piłeczkami pinpongowymi gdy tylko kobieta się
uśmiechnęła.
- Głodna jesteś kochanie? – zapytała, ale Lena
zaprzeczyła, kręcąc głową.
- Nie, babciu, jadłam – kłamała, ale nie miała apetytu,
a to był jedyny sposób, aby kobieta nie drążyła dalej tematu.
Szybko odpuściła. Staruszka kiwnęła głową, znowu
uraczając wnuczkę uśmiechem.
- Ktoś na ciebie czeka w pokoju – szepnęła, jakby przekazywała
tajną informację rządową, która wymagała dyskrecji. – Jakiś chłopiec – dodała,
cała w skowronkach.
Lena przygryzła wargę. Nie spodziewała się nikogo; mało
osób wiedziało, że w tygodniu pomieszkiwała u babci na ulicy Jedności Narodowej.
Odpowiedź kto to był, była więc oczywista. To Krystian musiał przekazać Sebastianowi
adres, który z kolei on wyciągnął od Marty.
Babcia dostrzegła zawahanie na twarzy wnuczki, bo
popchnęła ręką dziewczynę w stronę pokoju. Faktycznie, Lena już wymyślała, jak
ulotnić się z mieszkania, gdy kobieta wzięła sprawę w swoje ręce.
- Idź, czeka od ponad godziny, ale nie chciał, żebym po
ciebie dzwoniła – mruknęła staruszka, na co dziewczyna wywróciła oczami.
Oczywiście, że nie chciał; gdyby babcia powiedziała
wnuczce, że chłopak jest w mieszkaniu i czeka na nią, w ogóle by tu nie
przyszła, tylko pojechała wprost do Sobótki.
- Nie powinnaś była wpuszczać obcą osobę do mieszkania –
zreflektowała się Lena, choć na reprymendy było za późno.
Babcia zrobiła przepraszającą minę, ale i tak nakazała dziewczynie otworzenie drzwi.
Miałaś nie uciekać
– pomyślała do siebie Lena, w momencie naciśnięcia klamki. Już nie była pewna
siebie; gdy w głowie odtwarzała scenariusz, co powie Sebastianowi na temat jego
dwulicowości miała w sobie coś z ducha rycerskiego i ułańskiej fantazji. W
rzeczywistości stała się szarą myszką.
Sebastian siedział na jej kanapie i bawił się telefonem,
którego dobrze pamiętała z „kostnicy”. Był przebrany; po tym jak wyglądał wywnioskowała,
że musiała długo błąkać się po mieście. Nie dość, że czekał tu ponad godzinę,
to jeszcze zapewne zdążył się wykąpać. Oszacowała swój spacer na dwie, a może
trzy godziny.
Przeniósł na nią wzrok, gdy weszła. Babcia zamknęła
drzwi do pokoju, więc chcąc nie chcąc, nie miała już drogi ucieczki, jeśli nie
licząc skoku przez okno z szóstego piętra…
- Co tu robisz? – zapytała niemiło.
Nagle, przy jego schludnym ubiorze poczuła się brudna i
śmierdząca. Chciała go wyprosić, chociaż tylko po to, aby i ona mogła się umyć.
Podeszła do swojego biurka, lustrując co zostawiła na
blacie i czy mógł to przeczytać. Na szczęście, znajdowały się tam jedynie
zeszyty i książki ze szkoły. Jak to dobrze, że nie umiała rysować i nie
szkicowała kreskówek jak to zabija chłopaka mieczem. Kolejny dowód aby pokazać
policjantowi, że jest szalona.
- Chciałem porozmawiać – odparł, wzruszając ramionami.
Schował telefon do kieszeni, po czym wstał.
W którymś momencie telewizor dobiegający z salonu został
pogłośniony na chyba największą możliwą skalę; tak jakby babcia za wszelką cenę
chciała dać młodzieży prywatność. Lena pomyślała, że nie sądziła, iż ma tak
nowoczesną babcię.
- Ojciec umorzył twoje wejście do gabinetu – wyjaśnił
Lenie Sebastian, na co ze zdumienia aż na niego spojrzała. Wydawało jej się to
niemożliwym – starszy Lewis sam, z nieprzymuszonej woli jej pomógł? To tak
jakby wyznał jej, że właściwie Jakub zamierza lada dzień wstąpić do klasztoru… –
Powiedział, że byłaś w szoku, dlatego tam weszłaś i dlatego też uciekłaś z jego
domu.
- Dlaczego to zrobił? – zapytała nieufnie. Czyżby
kolejna pułapka? Może chciał aby była mu dłużna?
- Powiedzmy, że… – zawahał się Sebastian, uważnie cedząc
słowa. – Zrobił to pod lekkim przymusem.
- Lekkim? – wychwyciła. Dalej nie rozumiała po co
przyszedł – czyżby czekał na moment, w którym to Lena jemu dziękuje za wspaniałomyślność i pomoc?
- To nie ja wyjawiłem ojcu twoje nazwisko – podjął
chłopak, dalej ciągnąc rozmowę, która wyraźnie się nie kleiła. – Policjant już je
znał i zaczął mówić, że potrzebuje pannę Tannenberg i mnie do złożenia zeznań.
- Nie obchodzi mnie to – warknęła. W sumie nie wiedziała
dlaczego wciąż była taka zła; przecież fakt, że jej nie zawiódł powinien być
lepszy do zaakceptowania niż jego zdrada, którą sobie wmówiła.
Chłopak patrzył na nią z wyrzutem.
- Co? – zapytała widząc jego minę. – Powiedziałeś co
chciałeś, możesz już wyjść… – machnęła ręką w stronę drzwi, ale Sebastian
nigdzie się nie ruszył. Skrzywił się odrobinę.
- Jesteś niesprawiedliwa – rzekł.
- Że co, proszę? – zapytała, przedrzeźniając go. – Ja
jestem niesprawiedliwa. A ty co, niewiniątko? Wybacz, że nie padam na kolana z
zachwytu co zrobiłeś – jej słowa przesiąknięte były sarkazmem.
Sebastian był daleki do uniesienia się gniewem, choć ona
coraz bardziej się gotowała. Chyba to, że był spokojny było gorsze niż gdyby
krzyczał.
- Owszem, pomogłeś mi, ale jeden dzień nie wymaże lat
krzywdy! – wypluła niemalże z jadem. Zaczęła trząść się z gniewu; chciała
zarówno go uderzyć jak i się popłakać.
- Nie liczyłem na to – mówił głośniej, żeby zagłuszyć
odgłosy z telewizora, ale dalej nie krzyczał. – Ale przyznam, że liczyłem na
większą pomoc z twojej strony. Nie widzisz tego, że się staram? Staram się
załagodzić jakoś ten konflikt…
- Załagodzić? Tego się nie da zrobić! Nie rozumiesz? W
każdym twoim dziwnym słowie szukam drugiego dna.
Gdyby wzrok mógł zabijać, prawdopodobnie Sebastian już
leżałby martwy. Lena przymrużała wściekle powieki, dając upust swojej
negatywnej energii.
- Ja też sobie odpuściłam, ale dalej nie mogę… Dalej nie
mogę z tobą normalnie rozmawiać i ten twój ojciec… – wzdrygnęła się z
obrzydzenia, gdy przypomniała sobie dzisiejszą wizytę w domu Lewisów. – To co
robiłeś, nie tylko w gimnazjum, ale i teraz…
- Co robiłem? – przerwał jej, podchodząc do niej. – Co
robiłem, bo chyba wiesz lepiej niż ja.
Zastanowiła się chwilę, cofając w stronę okna. Nie
chciała aby był blisko.
- Pierwsza lekcja matematyki, zdradziłeś nauczycielce
datę.
- No i? – spojrzał na nią z niezrozumieniem. – Chyba nie
chcesz mi powiedzieć, że uknułem to celowo, po pierwszym dniu już wiedząc jaki
masz numer w dzienniku i już wiedząc, że ta babka wzywa do tablicy numery
związane z datą?
- To możliwe – obruszyła się, już myśląc nad kolejnymi
przykładami. Ten faktycznie był nie do udowodnienia – mógł być przypadkiem. –
Ale na pewno uderzyłeś mnie piłką w tym samym dniu na WF-ie.
- To była gra – odparł, marszcząc czoło. – To nie moja
wina, że nie odpadłaś wcześniej, mieliście słabszą drużynę… Pewnie zaraz mi
powiesz, że w tym samym dniu zamknąłem cię w szatni, bo też słyszałem takie
domysły…
- Nie, to mogła być faktycznie Zuza – odparowała. – Ale
na pewno zgłosiłeś mnie do sztuki.
- Ty zgłosiłaś mnie najpierw – podniósł ręce w geście
obrony.
- Wrzuciłeś petardy hukowe do szatni damskiej.
Sebastian uśmiechnął się.
- Poprawka, nie ja, a Karol Murlikowski, choć przyznaję,
że wiedziałem o tym.
Lena zmieszała się. Na każdy jej zarzut miał
przygotowaną odpowiedź.
- Wypracowanie. Napisałeś wypracowanie z pozytywizmu o
mnie – tego nie mógł negować. Uśmiechnęła się zwycięsko, na co chłopak
przytaknął:
- Masz rację, ale zrobiłem to, bo byłem wściekły na te
twoje ataki. Zapominasz, że do tamtego momentu zdążyłaś zamknąć na klucz w boksie
moje rzeczy, potem wyrzuciłaś ten klucz, była też bójka w dyskotece i ukradłaś
mi komórkę, z której napisałaś wiadomość o bombie. Więc tak, napisałem
wypracowanie o zbrodni.
- No dobra, a co z trucizną? – zapytała, zakładając ręce
na krzyż. – Przecież omal nie umarłam, co z przykrością mi wytknąłeś przy
pierwszym spotkaniu. Na dodatek to mnie oskarżyłeś o usiłowanie morderstwa…
- Przecież to wyjaśniliśmy – jęknął. – Oskarżyłem cię,
bo nie wiedziałem, że wszystko ukartowała Monika. To ona dała ci proszek niby
na rozwolnienie dla mnie, podczas gdy mi powiedziała, żebym nie pił przypadkiem
niczego co mi podasz w dniu sztuki, bo to będzie trucizna. Nie do końca
wierzyłem w to co mówi, ale kiedy podałaś mi kubek, trochę się zdziwiłem i go
odstawiłem. Sama go wypiłaś.
- Nie przeszkodziłeś mi.
- Nie, bo jak mówiłem, nie wierzyłem Monice.
- Ale sam nie wypiłeś.
Nic nie odpowiedział. Patrzył chwilę w jej oczy, po czym
westchnął zrezygnowany.
- To się chyba nigdy nie skończy.
- Chyba nie – zaczęła z pozoru obojętnie. – Wiesz czemu?
Bo nawet jeśli przeszedłeś jakąś cudowną przemianę, to ja wciąż widzę w tobie
tego chłopaka z gimnazjum, który ucina mi włosy i wymyśla wiersz o nich. Przez
ciebie nienawidziłam samą siebie! Wstydziłam się swoich okularów, swojej
rodziny…
- Ty nie chcesz o tym zapomnieć – powiedział Sebastian,
uśmiechając się gorzko. – Gdyby moje przeprosiny cokolwiek znaczyły, wierz mi,
przeprosiłbym cię, ale ty jednak wolisz to roztrząsać, wolisz żyć w przeszłości
niż ruszyć naprzód. Wolisz widzieć we mnie wroga, kogoś kto zawsze będzie ci
szkodził.
Tak, miał rację. Sama też powoli dochodziła do tego
wniosku. Jej umysł był tak mocno zatruty zepsutym Sebastianem, że nie mogła
zobaczyć w nim dobra. Lojalność, próba odkupienia win i wizerunku, mimo że to
wszystko stało przed nią, było jakby we mgle – rozmazane. Nie chciała tego
dojrzeć. Znów poczuła się brudna, ale tym razem nie doskwierał jej brud na
ciele, była zanieczyszczona wewnętrz. To czyniło też z niej złego człowieka.
- A, zapomniałbym – już miał wychodzić, gdy nagle
zawrócił. – W skrzynce znalazłem wiadomość od Krystiana – mruknął, wyciągając z
kieszeni jakąś kartkę papieru. Podszedł do Leny, wręczając jej do ręki pożółkłą
stronicę wyrwaną z jakiegoś zeszytu. – To adres do skrzynki w Norwegii. Podobno
mają tam zaglądać raz na tydzień. Możesz więc napisać do Marty list.
Pokiwała głową.
- Dzięki – szepnęła, czując że się rumieni. Nie
przywykła mu dziękować.
Po raz któryś tego dnia na nią spojrzał. Niczego nie
oczekiwał, tego była pewna. Musiał zastanawiać się czy kiedyś ich relacja
znormalnieje, czy Lena nauczy się traktować go jak zwykłego kolegę z klasy i
czy on będzie traktował ją jak koleżankę. Chyba doszedł do wniosku, że długa
droga przed nimi, bo odchrząknął lekko i z uśmiechem dodał:
- Nie nienawidź mnie, proszę. Możesz w to nie wierzyć,
ale uwielbiam akceptację.
Podniosła brwi ze zdziwieniem, na co dodał pewniej.
- Naprawdę, zawsze chodziło tylko o akceptację –
zakończył, po czym zrobił coś, czego zupełnie się nie spodziewała. Cmoknął ją w
policzek, po czym czmychnął z pomieszczenia na wypadek, gdyby mu się za to
oberwało.
Lena otworzyła usta z osłupienia, po czym dotknęła ręką
piekący policzek. Po raz pierwszy odczuła coś więcej niż tylko gniew
spowodowany zachowaniem Lewisa. Było to rozchodzące się ciepło; nadzieja, która
znowu odżyła na to, że ona z Sebastianem dojdą kiedyś do pojednania.
Dziewczyna spojrzała na adres, który wręczył jej chłopak
– z pewnością napisze do Marty list.
Witaj!!!. Bardzo fajna część. Jednak Sebastian dąży do pogodzenia. Ciekawe czy Lena mu wybaczy i zostaną przyjaciółmi. Pozdrawiam Wiktor
OdpowiedzUsuńDziękuję za komentarz, Epilog już w czwartek. Zapraszam :)
UsuńOstatnio czas mi się tak skraca, że niemal nie mam czasu na czytanie, ale postanowiłam sobie, że muszę w końcu dokończyć to opowiadanie i poznać zakończenie, bo inaczej nie wytrzymam...
OdpowiedzUsuńDługo czekałam na rozmowę Leny z Sebastianem, ale w końcu się jej doczekałam ;-)
Rozmowa wyjaśniła co nieco między Leną a Sebkiem, no i brawa dla babcinki xD. Szkoda tylko trochę, że tak do końca jeszcze nie wiadomo co się dzieje z Martą i Krystianem, dlaczego tak naprawdę uciekli i jak im się wiedzie.
Lecę do epilogu, póki jeszcze mam chwilkę czasu.
Dziękuję :)
UsuńNo i na podstawie rozmowy Leny z Sebastianem, wyszło to czego się spodziewałem. Nawet jeśli ona umie wybaczyć, to nie potrafi zapomnieć i nie dziwi mnie to ani trochę. Natomiast on oczekuje, że ponownie wkraczając w jej życie miał czystą kartę, ale tak nie ma nigdy, bo przeszłość nie znika, ona ciągnie się za nami.
OdpowiedzUsuńTak właśnie jest. Dziękuję za opinię :)
UsuńCudowna końcówka, taka ciepła!
OdpowiedzUsuńPolubiłam Sebastiana w tym opowiadaniu dużo bardziej niż Lenę, co samo w sobie jest dziwne. W liceum zachował się o wiele bardziej dojrzale niż dziewczyna, mimo, że kiedyś jej dokuczał.
Dziękuję za komentarz :)
Usuń