Byłam na pierwszym roku studiów, kiedy poznałam Tomka.
On, przystojny, pachnący miętą i wrzosem, z bujną czupryną na głowie, czekał
przed budynkiem uczelni na Basię, moją przyjaciółkę. Ja, szara myszka, brzydka
i zakompleksiona, miałam iść na randkę z moim potencjalnym chłopakiem, z którym
kręciłam od paru miesięcy.
Byłam tak w niego wpatrzona, że omal nie spadłam ze schodów. Chyba tylko
dlatego zauważył mnie; pośpieszył mi z pomocą, abym nie wpadła na jego motor
stojący tuż pod głównym wejściem.
– Uważaj – syknął mi przyjaźnie do ucha. Puścił oczko, kiedy upewnił się, że
nic mi nie będzie, oswabadzając z objęć. – Dawno nie widziałem takiej niezdary
– uśmiechnął się od ucha do ucha, ale ja, która nigdy nie umiałam śmiać się z
samej siebie, uznałam jego komentarz za zniewagę, więc podniosłam wysoko nos,
prychając.
– Nie prosiłam o pomoc – powiedziałam przez zęby, czym chyba go zdziwiłam.
Prawdą było, że niezdarą nigdy nie byłam i gdyby nie jego obecność, nie
miałabym problemu ze zwykłym zejściem ze schodów.
Basia pożegnała się, całując mnie w policzek, po czym założyła kask na głowę,
który dostała od Tomka. Doprawdy, nie wiem dlaczego mężczyźni wyglądają tak
pociągająco w stroju motocyklowym, podczas gdy kobiety przypominają karykatury
własnych siebie.
Udając, że nie zazdroszczę Basi, pomachałam ręką. Skwasiłam się dopiero, gdy
odjechali, zaledwie w ciągu kilku sekund zniknęli mi kompletnie z oczu.
Basia z kolei
była bardzo atrakcyjna. Posiadała na dodatek w sobie coś, czego ja nigdy nie
miałam – charyzmę. Była przebojowa, temperamentna, urocza. Miała wszystkie
cechy, które oddziaływały na mężczyzn pokroju Tomka.
Z głową w
marzeniach ruszyłam do miejsca swojego przeznaczenia i do Roberta. Mieliśmy
spotkać się w kawiarni, ale ostatecznie zadecydował, że romantyczniej będzie
pogawędzić w parku na ławce. Wcale się z nim nie zgadzałam – prawdziwy
argument, zgodnie, z którym po prostu w parku nie musiał za mnie płacić, nie
sposób było przeoczyć.
Rozmowa nie
kleiła się tak, jak to sobie wyobrażałam. Po pół godziny wyczerpaliśmy
wszystkie możliwe tematy: pogoda, studia, rodzina, praca, polityka… Po godzinie
tej gehenny, podziękowawszy grzecznie, ulotniłam się z parku, biegnąc niemalże
do przystanku autobusowego. Dawno nie miałam tak drętwego partnera do
konwersacji.
Basi randka z
kolei przebiegła wyśmienicie. Następnego dnia z wypiekami na twarzy opowiadała
jak Tomek wręczył jej kwiaty przed restauracją Sushi i jak śmiali się do
rozpuku z kawałów, które sypał, do czasu aż musieli opuścić lokal, bo go
zamykano.
Wcale nie
zależało mi na kwiatach, czy restauracji. Mógł to być równie dobrze ten park,
gdyby tylko mój rozmówca okazał się być choć trochę bardziej intrygujący.
Mężczyźni wszędzie narzekają na kobiety, że wolimy bogatszych, że tych
przystojniejszych, ale prawda jest taka, że nade wszystko uwielbiamy ciekawą,
spójną rozmowę. Nie znam kobiety, która nie lubi rozmawiać ze swoim mężczyzną.
A skoro nawet na początku związku nie ma ona o czym rozmawiać z towarzyszem, to
jak ma ulepić z tego w przyszłości miłość? Taka relacja jest z góry skazana na
niepowodzenie. Robert chyba też to wyczuł.
Z jakiegoś
powodu jednak, nawet Basia, po dwóch miesiącach od pierwszego spotkania Tomka,
zaczęła narzekać na swojego mężczyznę.
– Wiesz, czasem mam wrażenie, że on bardziej by pasował do ciebie – jęknęła,
podczas jakiegoś nudnego wykładu na temat filozofii.
– Dlaczego? – zaciekawiłam się. Był to pierwszy raz, gdy Basia nie mówiła o
Tomku w superlatywach, więc, jak domyślałam się, pozbyła się różowych okularów
i zaczęła trzeźwo analizować swój związek z mężczyzną.
– On jest zbyt troskliwy – zaczęła szepcząc. – Zawsze odwozi mnie pod blok.
– To chyba dobrze – zauważyłam niepewnie.
– Niby tak – wzruszyła lekko ramionami. – Ale ciągle
opowiada o przyszłości, co będzie robił, co my będziemy robili.
Dalej nie rozumiałam, do czego piła. Przecież to
brzmiało jak przepis na idealnego faceta.
– Bo wiesz, ja myślałam, że on będzie trochę inny –
rzekła znów po chwili pauzy.
– Czyli jaki? – zaczęła mnie niecierpliwić rozmowa, bo
chciałam trochę posłuchać wykładu i zapisać przynajmniej ze dwa zdania, ale nie
dawałam jej tego odczuć.
– Bardziej… sama nie wiem. No jak motocyklista. Taki
męski Tarzan. Kiedy trzeba to pocałuje brutalnie, czasem uderzy pięścią w stół.
A on… On jest zbyt ułożony.
Nawet nie wiedziałam, co jej na to poradzić. Nie
mogłam przyznać, że faktycznie pasowałby do mnie. Mimo że szukałam właśnie
kogoś takiego, nie chciałam, aby myślała, że chcę jej go odbić. Co ze mnie
byłaby za przyjaciółka.
– Skoro jeździ motorem, to na pewno drzemie w nim
bestia – uważałam, żeby nie wybuchnąć śmiechem, ale Basia, ku mojemu
zdziwieniu, ochoczo przytaknęła głową.
Tak naprawdę sądziłam, że motor, nie dodawał nikomu
ani odwagi, ani charakteru, ale moje uwagi musiałam zostawić tylko dla siebie.
Wydawało mi się, że czasy, kiedy Harleyowcy mieli długie włosy i mnóstwo
tatuaży na ciele, dawno zniknęły. Teraz, każdy mógł sobie pozwolić na motor czy
skuter i często wiązało się to nie z hobbym, tylko szybkim transportem do
pracy. Co więcej, jednoślady były zwolnione z wnoszenia opłat parkingowych, a
można nimi było się dostać niemal pod same drzwi firmy. Zastanawiając się nad
plusami posiadania skutera, zachodziłam w głowę, czemu jeszcze sama sobie
jednego nie sprawiłam.
Tego dnia rozstałam się z Basią wcześniej, bo
przyjaciółka miała iść na zakupy do hipermarketu, podczas gdy ja, wykorzystując
ładny dzień, postanowiłam przejść się pieszo do mieszkania, które wynajmowałam
razem z siostrą i jej narzeczonym. W błogości maszerowałam przed siebie
próbując dać skórze jak najwięcej witaminy D. Przeszkodził mi w tym klakson
motocyklowy; głośny i przejmujący.
– Co do… – zaczęłam, ale gdy tylko odwróciłam się, urwałam
w pół słowie. Na poboczu ulicy stał Tomek i to na mnie trąbił. – Słucham? –
zapytałam oficjalnie.
– Masz czas przejechać się ze mną? – wypalił prosto z
mostu. Już miałam mu odszczeknąć, że nie mam w zwyczaju umawiać się z facetami
swoich przyjaciółek, ale on podniósł ręce do góry. – Chcę porady. To dla dobra
naszej Basieńki.
Byłabym hipokrytką, gdybym się nie zgodziła. Dla dobra
Basi i swojego spokoju, pokiwałam więc twierdząco głową. Tak naprawdę, poza
chęcią dowiedzenia się, co miał na myśli pod terminem „porada”, miałam
nadzieję, że spotykając się z nim, znajdę w mężczyźnie tak wielkie, oczywiste
wady, że wybiję go sobie z głowy raz na zawsze.
Podał mi kask, ale widząc, że nie wiem, jak zapiąć na
brodzie pasek, pomógł mi go zatrzasnąć. Ciepłe dłonie Tomka dotknęły mojej
skóry, przez co mimowolnie wzdrygnęłam się, czego szczęśliwie nie zauważył.
– Tomek – przedstawił się.
– Eliza – odparłam. Złapał mnie za rękę i potrząsnął
nią.
Usadowił mnie za siebie, nakazując, abym mocno się
trzymała. Posłuchałam go, modląc się w duchu, aby przypadkiem nie zobaczyła nas
tak Basia i choć szanse jakoby miała się tu znaleźć były znikome, wolałam
dmuchać na zimne.
Słysząc głos pracującego silnika, Tomek po chwili
wystartował. To niesamowite jak świat wyglądał z tej perspektywy. Mijające
budynki, drzewa i wiatr. Czułam w nozdrzach zapach nadchodzącego wielkimi
krokami lata, pomieszanego z mocnymi perfumami chłopaka. Wciąż się uśmiechałam
jak głupia, nawet, kiedy usiłowałam tego nie robić.
Nie wiem jak długo jechaliśmy. Przysięgam, że w tamtym
momencie o to nie dbałam. Nawet gdyby wywiózł mnie za granicę, nie miałabym nic
przeciwko. Liczyło się tylko to, jaką wspaniałą przygodą mnie dzisiaj
poczęstował. Tak właśnie widziałam jazdę na motorze – jako przygodę, choć licznik
na pewno przekraczał dozwoloną prędkość.
Zaparkował pod drzewem, w cieniu. Znaleźliśmy się w
dobrze znanym mi miejscu, niemal na samej starówce. Było bardzo pogodnie;
uśmiechałam się na samą myśl, iż dane było mi doczekać tych pięknych,
bezchmurnych dni. Małe wróble ćwierkały wesoło, przeskakując z jednej gałęzi na
drugą.
– Pijesz kawę? – zapytał.
– Pewnie, ale wolę gorącą czekoladę – odparłam
szczerze.
– A może jesteś głodna? – zreflektował się, że cały
dzień siedziałam na uczelni.
– Nie, jadłam obiad – nie kłamałam. Razem z Basią
wyskoczyłyśmy na lunch, podczas przerwy.
– Świetnie, to w takim razie dwie gorące czekolady –
zadecydował.
Poprowadził mnie do kawiarnio–restauracji. Zamówiliśmy
wspomniane czekolady, ale zanim zaczęliśmy rozmawiać na temat Basi, od słowa do
słowa, okazało się, że mamy wspólnego znajomego – Leona (narzeczonego mojej
siostry, a dobrego kumpla Tomka). Kiedy kelnerka przyniosła nam czekoladę,
zapytałam, w jakim celu mnie tu przywiózł i jak mogę mu pomóc.
– Otóż to – zaczął. – Chodzi mi przede wszystkim o
pomoc. Basia ma urodziny za dwa tygodnie i chciałbym jej zrobić przyjęcie
niespodziankę. Co o tym myślisz? Myślisz, że uda nam się to zorganizować w
sekrecie?
Popatrzyłam na niego. Był bardzo podekscytowany samym
pomysłem. Jego piwne oczy błyszczały z samozadowolenia, a kąciki ust wyginały
ku górze. Miał kilkudniowy zarost, co czyniło go jeszcze bardziej pociągającym.
Odchrząknęłam.
– Z tego co mi wiadomo, Basia nie lubi niespodzianek –
było mi przykro w tak okrutny sposób pozbawić go tego samozadowolenia z twarzy.
Niestety, od dwóch lat zdążyłam poznać dobrze przyjaciółkę i nie była osobą,
która ucieszyłaby się z takiego prezentu. Nigdy nie wytrzymywała do końca
filmu, czy książki i zawsze zaczynała od poznania fabuły. Uwielbiała przygotować
się na różne okazje – fakt, że mogłaby być w dresie, gdy nagle zaskoczą ją
znajomi, byłby ciosem poniżej pasa.
– Szkoda – zasmucił się. – Kto nie lubi niespodzianek?
– zdziwił się. – Ja bym piał z zachwytu, gdyby ktoś mi wyprawił urodziny. Sam nie
musiałbym tego robić.
– Basia w ogóle nie świętuje swoich urodzin –
odpowiedziałam myśląc w duchu, że ja także byłabym zadowolona z przyjęcia. –
Wiesz, dla kobiety to kolejny rok w metryce, nie okazja do świętowania –
chciałam ją usprawiedliwić, nawet jeśli ja swoje wyprawiałam co roku. Nie
zapraszałam wiele osób, tylko tych najbliższych znajomych, którzy wiedzieli,
ile wiosen mam już na karku. Nie wstydziłam się swojego wieku, ale też
specjalnie się z nim nie obnosiłam.
– Szkoda – powtórzył, wzdychając głęboko. – Muszę
wymyślić zatem coś innego.
– A może właśnie nie – zaczęłam gorączkowo myśleć. –
Może zrób jej niespodziankę, tylko zdradź parę szczegółów. Na przykład ja
dopilnuję, aby uczesała się, umalowała i ubrała przyzwoicie. Ty ją z kolei
poproś aby dała ci listę osób na których jej zależy. Na pewno połączy fakty,
ale wciąż będzie miała niespodziankę, bo nie powiemy jej, o której godzinie i
gdzie odbędzie się przyjęcie.
– Masz rację – pomimo słów wciąż nie był przekonany do
projektu. Widocznie nie było jednak lepszego, bo w końcu kiwnął głową,
uśmiechając się przyjaźnie. – Tak, to w sumie też będzie niespodzianka.
Zorganizuję menu, zamówię tort, będą potańcówki, DJ, może pokaz sztucznych
ogni.
Wiedziałam, że chciał dobrze. Naprawdę to widziałam po
jego błądzącym wzroku, poszukującym nowych pomysłów. Znając Basię i jej niechęć
do nieznanego, przypuszczałam natomiast, że wolałaby ograniczyć ilość
niespodzianek do minimum. Gdybym to ja miała urządzić jej przyjęcie
niespodziankę, zaprosiłabym więc znajomych, a sama osobiście zrobiła kilka
przekąsek i kupiła tort. Na pewno zrezygnowałabym z dodatkowych atrakcji, które
on tak usilnie starał się wymyślić.
– Dziękuję, że się ze mną spotkałaś – dodał na koniec,
gdy poprosił kelnerkę, aby przyniosła rachunek.
– Nie ma sprawy – wzruszyłam ramionami, jakby to nie
było nic takiego.
Nie wyjawiłam mu swoich obaw odnośnie jego planu
zorganizowania urodzin Basi. Gdy potem o tym myślałam, nie byłam w stanie sprecyzować,
czemu wprost mu nie powiedziałam, że to zły pomysł. Ani go zupełnie nie
zniechęciłam ani nie zasugerowałam innego prezentu. Po prostu chyba nie
chciałam go urazić, a może nie miałam sumienia zbezcześcić jego mizernie
ułożony zamysł.
Istniał jeszcze jeden, zupełnie inny powód, którego
nie chciałam przyznać nawet przed samą sobą. Myśl, że Basia zezłości się na
swojego partnera za event była dla mnie szansą. W ich kłótni widziałam bowiem
możliwość zbliżenia się do mężczyzny, z którym, jak się wkrótce okazało, tak
świetnie się rozumiałam.
Cieszę się, że wygrało to opowiadanie :)
OdpowiedzUsuńWłaśnie na nie głosowałam.
Bardzo miło mi to słyszeć. Pozdrawiam:)
Usuń