OCALENIE
Na
początku nie wydarzyło się zupełnie nic. Komórka nie dała żadnego sygnału który
powiadomiłaby nastolatków czy alarm został gdziekolwiek przesłany, i jeśli tak,
to czy znajdzie się osoba, która wezwie posiłki na ratunek. Lena z Sebastianem
stali więc w „kostnicy”, wpatrując się w telefon jakby oczekiwali na to, kiedy
przemówi.
Dopiero po chwili uporczywego milczenia, komórka
zawibrowała. Najpierw lekko, potem intensywnie i mimo iż Lena fizycznie nie
trzymała telefonu w dłoni, dokładnie mogła zaobserwować to zjawisko. Odetchnęła
z ulgą – ewidentnie był to dobry znak.
- Czyli działa pod ziemią – wywnioskował chłopak,
trzymając ostrożnie komórkę.
Całe szczęście
– pomyślała brunetka, kwitując w myślach, że w pomieszczeniu, w którym się
znaleźli nie było okien, co dodatkowo utrudniało lokalizację. Może kostnica
była w rzeczy samej miejscem przechowywania ciał zmarłych.
Kolejnym dobrym znakiem była dioda w telefonie, która
zaczęła migać tuż po tym, gdy komórka przestała wibrować. Tak jakby jeden znak
został zastąpiony przez inny.
Lewis włożył telefon do kieszeni spodni, po czym
podszedł do drzwi, próbując się wydostać. Lena instynktownie znalazła się przy
nim, niestety, tak jak się spodziewali, zostali zamknięci od zewnątrz.
- Masz jakąś spinkę? – zapytał Sebastian dziewczynę.
Już miała zrugać go, fukając, że nie nosi przy sobie oczywiście
takich rzeczy, gdy uświadomiła sobie, że właściwie dzisiaj rano wyjątkowo
potrzebowała wsuwki do podpięcia grzywki. Podała mu ją więc, ciskając złośliwy
komentarz w jego stronę.
- Co? Byłeś zamykany na klucz w domu, że posiadłeś
umiejętność otwierania zamków?
- Blisko – odparł bez cienia zawahania.
Była pewna, że chłopak i tak nie przechytrzy zatrzask,
dlatego sama zaczęła rozglądać się za innym wyjściem z pomieszczenia. Pamiętała,
że w filmach porwani zawsze wydostawali się przez szyby wentylacyjne, dlatego
uważnie prześledziła ściany oraz sufit. Musiał być przecież jakiś upływ
powietrza i ona zamierzała go wykorzystać.
Obserwując bacznie ściany jednocześnie zastanawiała się
jak to było możliwe, że omal nie zginęła w piwnicy ze swoim największym
wrogiem. Przecież Lewis był ostatnią osobą na tej planecie, którą pragnęłaby
ujrzeć tuż przed śmiercią.
To, co dzisiaj zrobiła razem z Sebastianem było bardzo
lekkomyślne i nie do końca przemyślane. Wejście do pubu, gdzie przebywali
motocykliści pod wpływem środków odurzających, równało się z wejściem do
paszczy lwa. Marta i Krystian na pewno nie życzyliby sobie, aby dwójka ich
najlepszych znajomych dała się związać i uwięzić w „kostnicy” przez ludzi nie
działających zgodnie z prawem.
Czy było chociaż warto? Owszem, Lena z Sebastianem
pozyskali dziś trochę informacji, ale czy dla owych wieści warto byłoby zginąć?
Pewnie nie, choć z drugiej strony, Marta była prawdziwą i najlepszą przyjaciółką
brunetki. Ba, była jedyną, jeśli nie licząc jej bratowej, Patrycji. Myśl, że
Lena mogła już nigdy więcej nie spotkać ani Marty, ani Krystiana, była
porażająca. To ta myśl napędziła ją przecież do wejścia do speluny.
Lena usłyszała tupot nóg na górze, intensywny i żwawy.
Coś z pewnością musiało pobudzić mężczyzn do ruchu.
- Coś tam się dzieje – zauważyła Tannenberg, ze
zdziwieniem przyjmując fakt, iż chłopak jest bliski otworzenia zamku.
- Mamy niewiele czasu, zanim tu po nas przyjdą –
mruknął.
- Naprawdę myślisz, że o nas nie zapomną? – miała
nadzieję, że jeżeli zjawi się policja, poruszeni motocykliści rozpierzchną się,
nie przejmując zakładnikami w piwnicy.
- Na pewno nas tu nie zostawią – Lewis był innego zdania
niż dziewczyna.
Nie chciała się sprzeczać, aby go nie rozpraszać, więc
milczała. Może miał rację, że motocykliści za nic w świecie nie zostawiliby
swoich zakładników, wiedząc, że porwani mogliby im zaszkodzić jak tylko znajdą
się na wolności. A może właśnie nie; zbyt zajęci troszczeniem się o siebie, nie
zadawaliby sobie trudu schodzeniem po nastolatków. Trudno było oszacować kto
był bliżej prawdy – czy Lena czy Sebastian, choć wizja dziewczyny była chociaż
optymistyczna.
Tak czy inaczej, hałas wzmagał coraz bardziej na sile,
dlatego już po chwili Tannenberg zaczęła pośpieszać chłopaka, nerwowo podnosząc
głowę i wpatrując uciążliwie wzrok w sufit. Na górze rozległy się ryki; tak
jakby mężczyźni zaczęli się przekrzykiwać między sobą, udowadniając kto w tym
stadzie jest samcem alfa.
- Udało się – zakomunikował Lenie Sebastian, uchylając
odrobinę drzwi.
Wychylił się na zewnątrz, sprawdzając czy nikogo nie
było na korytarzu. Na całe szczęście, szerokie na dwa metry przejście, było
zupełnie puste. Wyszli więc oboje, kłócąc się cicho o to, gdzie powinni teraz
się udać. Brunetka postawiła na lewo, Lewis wolał prawo, więc ktoś musiał
ustąpić, jeżeli nie chcieli się rozdzielać. Ich spór rozstrzygnął jednak jakiś
szczupły motocyklista, którego cień sylwetki ujrzeli w oddali. Oboje
jednomyślnie rzucili się biegiem w przeciwnym kierunku do mężczyzny, wpadając w
zakręt z takim impetem jakby gonił ich sam diabeł.
Na korytarzu było cicho; w ogóle jakby znaleźli się w
innej części podziemi. Lena zaczęła nawet podejrzewać, że motocykliści nie bez
powodu wybrali spelunę na miejsce prowadzenia interesów; pomieszczenie w którym
rozmawiali z brodaczem oraz „kostnica” były zaledwie częścią rozległego systemu
bunkrowego, który został wykopany pod lokalami użytkowymi pewnie jeszcze za
czasów II wojny światowej. Pytanie tylko gdzie kończył się ten labirynt…
- Musimy jakoś wrócić – szepnęła lękliwie dziewczyna. Co
prawda nie miała klaustrofobii, jednak myśl, że oddalali się od wyjścia
napawała ją czarnymi myślami. Obawiała się, że jeżeli ktokolwiek zjawi się im
na ratunek, nie znajdując ich dwójki w miejscu wysłania sygnału alarmowego,
to znaczy w „kostnicy”, zostaną potraktowani jako zwyczajni żartownisie
testujący sprzęt telefoniczny.
- Znajdziemy inne wyjście, nie wydaje mi się aby powrót
był bezpieczny – było ciemno, więc w ogarniającym ją mroku dostrzegła jedynie
jego jasne oczy.
- Jak zwykle jesteś najmądrzejszy – warknęła, oburzona
jego opinią. Zrobiła kilka kroków w tył. – Skąd wiesz, że tam w ogóle jest
jakieś wyjście? – nie chciała być posądzona o panikę, ale nie mogli błądzić po
korytarzach w poszukiwaniu szczęścia bazując na przypuszczeniach Sebastiana.
- Nie wiem – odparł. On z kolei nie ruszał się z
miejsca. – Warto zobaczyć, przecież nie mamy też pewności, że ktokolwiek nam
pomoże.
- Ja wracam – ucięła dyskusję.
Sebastian pokręcił głową.
- Nie ma szansy, nie bądź głupia.
- Nie jestem – gdyby nie to, że nie zależało jej by
motocykliści ich znaleźli na pewno uniosłaby już głos. – Może tam ich już nawet
nie ma…
- Myślisz, że w razie problemów uciekną przez główne
wejście do speluny? Nie, na pewno rozpierzchną się tutaj... Zresztą nie mam
czasu na gadanie z tobą – podszedł do niej szybko i złapał ją za ramię.
- Odwal się – syknęła, gdy pociągnął ją za sobą w głąb
korytarza. Próbowała wyrwać mu rękę, ale jego uścisk był zbyt mocny. Przyczepił
się jak kleszcz, więc długo nad tym nie myśląc, z całej siły ugryzła go w dłoń.
Puścił ją, z wściekłością spoglądając na piekącą rękę i
na dziewczynę.
- Ty to naprawdę jesteś głupia – skwitował jej
zachowanie zgrzytając zębami. – Chcesz śmierci, to biegnij tam do nich…
Przełknęła głośno ślinę, ale zapewne tego nie usłyszał.
Chyba nawet nie chodziło jej o to, aby tam wracać. Przede wszystkim chciała mu
się postawić. Chciała mu pokazać, że nie może nią poniewierać tak jak kiedyś.
Myślała, że za nią pójdzie. Wątpiła, że pozwoli, aby
sama podążyła do motocyklistów, mimo tego, że wyraźnie dał jej znać, co sądził
na ten temat. Myliła się. Przeszło jej na myśl, że o to mu właśnie chodziło, że
chciał zostawić ją samą, bo jakoś znał wyjście z tego bunkru, a nie chciał aby
i ona wydostała się razem z nim. Chciał z niej zakpić ten jeden, ostatni raz,
przed tym, jak wpadnie prosto w ręce mężczyzn. Jej duma była jednak ważniejsza.
Rozdzielili się i żadne z nich nie obejrzało się w stronę drugiego.
Nagle poczuła się bardzo samotna. Dotarło do niej, że
właśnie rozdzieliła się z mężczyzną – nawet jeśli był nim Sebastian Lewis, jej
szanse przeżycia zmniejszyły się właśnie o połowę.
Dasz sobie radę
– pomyślała, dodając sobie otuchy, choć gdzieś w środku drżała jak osika.
Musiała być bardzo uważna. Poczuła się trochę jak
zwiadowca, który idzie do obozu przeciwnika niemalże na misję samobójczą. Oczy
i uszy szeroko otwarte. Broń w pogotowiu.
Broń… Niestety jej bronią był jedynie nóż, ten sam,
którym Sebastian rozciął liny przed kilkunastoma minutami. Wszystkie pozostałe
akcesoria, które brunetka posiadała wchodząc do speluny, leżały na dnie torby,
którą z kolei odebrali jej motocykliści. Komórka, którą miała przy sobie
oczywiście nie działała pod ziemią i na dodatek nie mogła służyć jej jako
latarka z obawy, że ktoś zobaczy światło.
Na korytarzu, na którym wcześniej nastolatkowie ujrzeli
mężczyznę, nikogo nie było. Lena czuła jak jej serce waliło mocno, tak jakby
chciało od wewnątrz rozłupać klatkę piersiową. Adrenalina zmieszana ze strachem
wyostrzyła jej zmysły – przystawała na każdy dziwny dźwięk, a tych osobliwych
hałasów było coraz więcej. W miarę przybliżania się do „kostnicy”, dźwięki
wzmagały na sile; rozpoznała nawet wystrzały z broni palnej.
Zawahała się czy
jednak nie zmienić kierunku, kurczowo zaciskając nóż w dłoni. Gdzieś tuż za nią
usłyszała trzask – odwróciła się, ale nawet nie zdążyła uciec. Ktoś właśnie
złapał ją od tyłu i zdecydowanie nie był to Sebastian, bo śmierdział jak
rozkładający się nieboszczyk.
- Widziałem cię na górze – syknął jej do ucha.
Musiał spostrzec nóż, bo zdecydowanym ruchem wygiął jej
rękę, wyrywając broń swoimi długimi palcami.
- Aua – syknęła z bólu, a w oczach pojawiły się łzy z
bezsilności. Jak bardzo marzyła o tym, żeby znać sztuki walki, jednak nigdy
wcześniej nie przejawiała zainteresowana walką wręcz.
- Idziesz ze mną
– powiedział podniecony samym pomysłem zabrania jej. Zachowywał się jakby on
był pająkiem, a ona biedną muchą, która nie zauważając jego sieci, sama w nią
wpadła.
Spróbowała go ugryźć, tak jak to wcześniej zacisnęła
zęby na ręku Sebastiana, ale mężczyzna był szybszy; zaśmiał się szyderczo
pokazując jej jak niewiele może mu zaszkodzić.
- Jesteś za słaba – szepnął lodowatym głosem. – Ja za to
jestem... – nie dokończył i to nie dlatego, że nie mógł wymyślić odpowiedniego
słowa. Zaciął się, bo nagle dostał konwulsji, a z kącików ust zaczęła toczyć
się piana.
Dopiero kiedy oswobodził uścisk, odsunęła się od niego,
bo nie chciała aby na nią upadł. Chwiał się w przód i w tył niczym dziecko z
chorobą sierocą. Wtedy też zauważyła, że nie był sam. Za mężczyzną stał
Sebastian i trzymał w ręku coś, co przypominało strzykawkę.
- Gnidą – dokończył za mężczyznę chłopak, akurat w
momencie gdy motocyklista zgiął się w pół z bólu.
- Wstrzyknąłeś mu to? – zapiszczała Lena, reasumując
fakty.
- Oczywiście – odparł Lewis, wzruszając ramionami, w
ogóle nie martwiąc się stanem zdrowia swojej ofiary.
Mężczyzna upadł na posadzkę, oddychając gardłowo.
Wydawał z siebie nieartykułowane dźwięki tak długo, jak długo pozostawał
przytomny, czyli jakieś dwie minuty.
- Co ty mu podałeś? – zapytała podejrzliwie. Nie chciała
być niewdzięczna, skoro Sebastian uratował ją przed spotkaniem z motocyklistami
należały mu się podziękowania, jednak nieprzytomny, zwinięty mężczyzna,
skutecznie ją od podziękowań odwodził.
- Nie jestem przekonany – znowu wzruszył ramionami. –
Niedaleko od miejsca, w którym się rozdzieliliśmy natknąłem się na schowek z
różnymi zastrzykami.
- I pomyślałeś, że z jedną tu wrócisz? – jej ciekawość
mieszała się z szokiem.
- No nie do końca… Wziąłem wszystkie – uśmiechnął się
sarkastycznie, wyjmując z kieszeni zastrzyki oraz małe fiolki.
Dalej nie widziała sensu, po co miałby po nią wracać.
Chyba Sebastian zrozumiał jej sceptycyzm, bo chrząknął cicho, dodając:
- Schowek był w ślepym zaułku, musiałem się cofnąć do
rozwidlenia i wtedy usłyszałem waszą dwójkę.
Teraz wszystko było jasne. Zrozumiała, że nie wrócił, by
bohatersko ją uratować. O tym zadecydował przypadek. Oczywiście, chłopak mógł
stwierdzić, że Lena nie była sama bezpieczna, a on, jako prawdziwy mężczyzna
nie powinien był puszczać jej samopas. Zreflektowawszy się, chciał naprawić
błąd i jej szukał. Jednakże, to był Sebastian. W jego mniemaniu nie popełniał
błędów. Tak więc to, że wrócił, było koniecznością cofnięcia się, nie ratunku.
W sumie Tannenberg wcale to nie dziwiło. Lewis słynął z myślenia tylko o sobie.
Kiedyś zwykła o nim mawiać „egoista najwyższych lotów”. Do dziś dzień nic się w
tej kwestii nie zmieniło.
Nagle chłopak zmarszczył brwi, tłumacząc Lenie, że
komórka zaczęła wibrować w jego spodniach. Natychmiast wyjął telefon z
kieszeni. Obydwoje nachylili się nad urządzeniem, które wciąż wibrowało oraz
dodatkowo świeciło na czerwono.
- Co jest? – myślał na głos chłopak, wpisując klucz
zabezpieczający na ekranie.
Odblokowana komórka ukazała im wiadomość tekstową. Dalej
znajdowali się w podziemiach, dlatego wiedzieli, że nie mógł to być zwyczajny
sms. Lena z podekscytowania omal nie wyrwała telefonu z ręki chłopaka, aby
samemu przekonać się, czy to mogła być prawda. Bo w to, co przeczytał, ciężko
było uwierzyć.
- Pomoc na Ciebie już czeka.
Wszystko potoczyło się błyskawicznie. Ktoś z nich zaczął
pierwszy biec. Chyba była to ona, zaraz potem dołączył Sebastian, którego
długie nogi pozwoliły szybko dogonić brunetkę. Biegli, nie przejmując się
niczym oraz nikim. Nie rozglądali na boki; biegli wprost do „kostnicy”.
Gdzieś w głębi serca, Lena była dumna ze swojej
intuicji, która kazała jej wracać do speluny. Niewzruszona decyzją Sebastiana
do pójścia naprzód, sama zadecydowała; co więcej postanowiła dobrze, a on źle.
Uśmiechnęła się, właśnie z tego faktu. Dzisiaj ona była górą.
Lena z Sebastianem wbiegli do pomieszczenia w tym samym
czasie, bez żadnych przeszkód. W „kostnicy” przywitali ich panowie w
uniformach; nie byli to policjanci, wyglądali bardziej jak profesjonalna firma
ochroniarska bądź pracownicy BOR-u. Było ich około tuzina i każdy miał tak samo
zacięty wyraz twarzy.
Jeden z mężczyzn, z długim wąsem, rozmawiał przez
telefon, jak litanię powtarzając swojemu rozmówcy, że motocykliści otworzyli
pierwsi ogień. Jakiś inny mężczyzna podskoczył do nastolatków, domyślając się,
że to oni wezwali na ratunek, wypytując o szczegóły zdarzenia. Gdzieś pomiędzy
zdaniami nastolatkowie dowiedzieli się od mężczyzny, że wszyscy czekają na
policję, bo „sprawa wymknęła się spod kontroli i ponieśli kilka strat”.
Stratą były ofiary, ofiarami byli ludzie. Lena od razu
poczuła wyrzuty sumienia – czyżby przez nią oraz przez Sebastiana jakiś ojciec
nie wrócił już do domu, do swojej żony oraz dzieci? Czy ta potyczka mogła
kosztować kogoś życie? Oby nie, choć przecież słyszała wystrzały.
W kostnicy nie widziała krwi. Nie dojrzała też
zakładników, ani wspomnianych ofiar. To wszystko było na zewnątrz, co Lena odkryła
dopiero gdy weszła po schodach wraz z Sebastianem na parter. To tam zobaczyli też
Jakuba Lewisa, który zażądał, aby policja przesłuchała młodzież u niego w domu,
aby „dzieci” nie musiały dłużej przebywać w „takim miejscu”. Jakiś policjant
wyższy rangą przystał na ten pomysł bez wahania. Może dostał łapówkę, biorąc
pod uwagę fakt, jak starszy Lewis mocno parał się przekupywaniem ludzi.
Mimo że Lena nalegała, by pozwolili jej złożyć zeznania
jednak w spelunie, decyzja zapadła i dziewczyna została niemalże siłą
wepchnięta do jakiegoś rodzinnego samochodu marki Porsche, należącego do Jakuba
Lewisa.
Nie wiedziała czy mężczyzna wiedział komu oferował
podróż. Lena przypuszczała, że nie, że Jakub Lewis wziął ją za zwykłą koleżankę
syna. Szczerze wątpiła nawet czy Sebastian powiedział rodzicom, że chodził z
nią do jednej klasy. Biorąc pod uwagę zniesmaczoną minę chłopaka, pewnie po
prostu przemilczał ten fakt.
- Jak się dowiedziałeś? – zapytał Sebastian ojca,
jeszcze na parkingu.
Dziewczyna wolała się nie odzywać; obawiała się, że z
chwilą gdy otworzy usta, natychmiast zostanie zdemaskowana jej tożsamość,
dlatego cicho siedziała na tylnym siedzeniu, uporczywie wlepiając wzrok w okno,
kiedy ojciec Sebastiana przekręcił kluczyk w stacyjce.
- Tylko ty i kilka osób z otoczenia dostało telefony
przed premierą – odparł mężczyzna oficjalnie. – Firma ochroniarska zawiadomiła
mnie z chwilą, gdy dostali sygnał alarmowy, ale nie mogłem wcześniej przyjechać
– jego słowa w niczym nie przypominały stroskanego rodzica, który tłumaczyłby
się, dlaczego nie przyjechał na czas. Były ostre niczym brzytwa, niczego się
nie wstydził. Nie żałował.
- Jasne – prychnął pod nosem chłopak. Jego zuchwały ton
wymierzony w kierunku ojca, zaskoczył brunetkę. – Pewnie po prostu nie
uwierzyłeś.
Jakub Lewis wciągnął głośno powietrze.
- Tak… To też – odparł lodowato, dodając gazu.
Przymrużyła powieki – jechała w jednym aucie z Lewisami
do ich domu. Przez sam ten fakt rozważała wyskoczenie z samochodu w trakcie
jazdy albo ucieczkę podczas postoju spowodowanego światłem czerwonym na sygnalizatorze.
Jednakże, zamiast wprowadzić plan w życie, podczas
pierwszego krótkiego postoju, uświadomiła sobie istotną dla zaginięcia Marty i
Krystiana sprawę. To było niczym olśnienie, szybki przebłysk w głowie.
Chłopak poznał się z motocyklistami w klubie, gdzie, jak
Lena dobrze pamiętała, doszło do rękoczynów poniekąd z jej inicjatywy.
Sebastian, po bójce, wylądował nieprzytomny w szpitalu, podczas gdy Krystian
doznał złamania nosa. Korekta czy też repozycja nosa została zrobiona w ramach
ubezpieczenia NFZ, jednak garb, który pozostał chłopakowi jako pamiątka po
felernym wydarzeniu, nie był refundowany.
Lena poczuła nagły wzrost ekscytacji. Czy miała rację wnioskując,
że bezpośrednią przyczyną pierwszego spotkania Krystiana z motocyklistami w spelunie
był wypadek w klubie? Chłopak zapewne udał się do mężczyzn z obopólną intratną
propozycją – liczył na pieniądze od mężczyzn na usunięcie garba w zamian za
milczenie na policji, kto go zaatakował.
Niewiadomym oczywiście było, dlaczego to Krystian,
zgodnie z tym co powiedział brodacz, miał niespłacony dług względem
motocyklistów, jak również to, po co uciekał z kraju z Martą. Czyżby przez
pieniądze? Dlaczego nastolatkowie upozorowali własne samobójstwa i zostawili w
kraju komórki, oraz, co najważniejsze, dlaczego Krystian nie dał znać
Sebastianowi, że wszystko z nimi w porządku?
- Czyli... – po chwili milczenia odezwał się starszy
Lewis. – Telefon działa bez zarzutu?
Lena wywróciła oczami; nie widziała reakcji Sebastiana,
bo siedział z przodu, ale usłyszała jego prychnięcie.
- Tak, możesz puszczać go w świat, został dobrze
wytestowany… – znowu nastąpiła pauza na kilka minut.
Tannenberg czuła się niezręcznie. Z jednej strony
chciała podzielić się odkrytymi informacjami z chłopakiem, z drugiej, krępowała
się mówić cokolwiek w obecności surowego, bezwzględnego rodzica.
- Aż dziwne, że to nie ty zaaranżowałeś porwanie, żeby
przetestować swoje dzieło – dodał jeszcze Sebastian, tuż przed tym, kiedy
wyszedł z samochodu na posesję trzaskając teatralnie drzwiami.
Dopiero wtedy zrozumiała, że dotarli na miejsce i że w ogóle
nie zauważyła kiedy to nastąpiło. Co najważniejsze, jej nie powinno tu być. Już
oczami wyobraźni zobaczyła minę swojego ojca, któremu ktoś kiedyś donosi, że
jego chluba i pociecha, jedyna rodzona córka, spotkała się z Jakubem Lewisem,
jego eks-wspólnikiem. Jeszcze gdyby to był przypadek, ot zwyczajnie zobaczyła
go na ulicy, zmierzyła chłodnym spojrzeniem... – mężczyzna właśnie otworzył
jej kulturalnie drzwi, pokazując ręką, aby udała się za Sebastianem.
Chcąc nie chcąc, wysiadła z Porshe na brukowaną kostkę
przed domem. Była tak zamyślona w aucie, że nawet nie spostrzegła rozmachu, z
którym zbudowano budynek. Musiał głowić się tu niejeden projektant, bo jej
oczom ukazała się nowoczesna willa energooszczędna na bazie dwóch brył. Cały
obiekt posiadał chyba ze czterysta metrów kwadratowych i był przeszkolony – do
takiego stopnia, że nawet stąd widziała Sebastiana w środku domu.
Rezydencja okupiona
łzami i pieniędzmi mojego ojca – pomyślała mimowolnie, dochodząc do
wniosku, że być może uda jej się znaleźć korzyści z tej nieplanowanej wizyty i
wykorzystać wejście do gniazda żmij, to jest do domu Lewisów. Jak to bowiem
mawiano: „przyjaciół trzymaj blisko, ale wrogów jeszcze bliżej". Fakt, że
Jakub Lewis nie wiedział kim była, da jej możliwość bliższego poznania jego
interesów.
Bez wahania weszła więc do domu z głową pełną pomysłów
jak pociągnąć mężczyznę za język. Nie miała wiele czasu – zaraz miał przyjechać
policjant, który podczas przesłuchania poprosi ją o dowód tożsamości i zapisze
jej dane osobowe. Przy odrobinie szczęścia, Jakub nie będzie obecny przy
odczytaniu nazwiska, choć musiała nastawić się na gorszą opcję, zgodnie z którą
będzie siedział z nastolatkami w salonie.
Oczywiście, mogła udawać – w końcu na pewno istniała
jeszcze w Polsce dziewczyna legitymująca się jako Lena Tannenberg, ale kłamstwo
zwykle miało krótkie nogi, a Jakubowi,
mimo wielu obraźliwych przydomków, które cisnęły się na usta Leny, na
pewno nie można było przypisać braku inteligencji.
Wykorzystała okazję, gdy ojciec z synem zaczęli
rozmawiać o tym, co zdarzyło się w spelunie, aby ulotnić się z salonu, gdzie
została przyprowadzona. Oczywiście wymyśliła ku temu ważki pretekst – musiała
skorzystać z toalety. Ojciec Sebastiana nawet udzielił jej wskazówki: „za
fontanną w lewo”, co oczywiście przyjęła jako żart, dopóty nie zobaczyła ściekającej
wody po bezbarwnym szkle, na samym środku holu.
Nawet przystanęła, aby przyjrzeć się bliżej temu
zjawisku, jednak tabliczka, którą ujrzała tuż za fontanną na dębowych drzwiach,
skutecznie pochłonęła jej uwagę.
G A B I
N E T
Lena, jak w transie podeszła do pokoju. Nie miała
żadnych skrupułów aby zajrzeć do środka – upewniwszy się wcześniej, że nikt jej
nie widział, wściubiła nosa do środka.
Pomieszczenie w niczym nie przypominało centrum
dowodzenia złem. Wyglądało naprawdę niewinnie. Dwudziestometrowy pokój urządzony
był w minimalistycznym stylu; na jednej ze ścian znajdowały się segregatory w
białej szafie, na drugiej ze ścian wisiała tablica interaktywna, przy trzeciej
stało wielkie biurko wraz z czarnym fotelem.
Dziewczyna podeszła do blatu, gdyż, jak się spodziewała,
bezpośrednio pod nim, stała jeszcze niewielka szafka; niestety, okazała się być
zamknięta na klucz. W tym momencie żałowała, że nie przyglądała się temu, jak
Sebastian otworzył drzwi w „kostnicy”. Potrzebował do tego jedynie wsówki.
Nagle usłyszała hałas, szczęk otwieranych drzwi. Nie
miała za bardzo gdzie się schować, zdążyła jedynie wyprostować się i dać susa w
stronę okna, jednak jej intryga i tak została zdemaskowana:
- Tak jak mówiłem panie policjancie – usłyszała głos starszego
Lewisa. – Niedaleko pada jabłko od jabłoni. Wiedziałem, że skądś kojarzę tę
twarz – dodał, patrząc na Lenę z góry.
Dokładnie znała to spojrzenie – wiele razy została
podobnym uraczona przez latorośl mężczyzny, jeszcze w gimnazjum.
Był to wzrok pewnego siebie mężczyzny; osoby, która
wiedziała, czego chciała i co gorsze, zawsze to dostawała bez względu na cenę i
poniesione straty. Teraz Jakub Lewis chciał zarówno jej, jak i policjantowi udowodnić,
że dziewczyna dopuściła się przestępstwa, poprzez samo wejście do jego
królestwa rozpusty, kopertówek i podwójnej moralności.
Dlaczego? Otóż wiedział już, kim była...
Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia, co napisać o tym rozdziale. Jest wspaniały. Na początku myślałam, że serio coś im się stanie, ale na szczęście wyszli z tego cali i zdrowi. Sebastian widzę przypadkowy bohater... ja i tak myślę, że wrócił po nią i to nie był przypadek. No ale cóż, pewnie niemożliwe.
OdpowiedzUsuńOho, znowu kłopoty. Pewnie, przecież ostatnio było tak milutko.
ps. dalej głosuję za Alicją (jestem na 99 procent pewna, że to jej imię było u mnie nr 1, choć nie zaglądałam do tamtego posta. Mylę się?) i mam nadzieję, że to jej historię zaprezentujesz niedługo:)
zapraszam na rozdział > http://make-me-heart-attack.blogspot.com/
L x
Dziękuję za komentarz.
UsuńTo prawda, głosowałaś na Alicję. Zobaczymy, która historia będzie najlepsza :)
Witaj!!!. Wesołych Świąt. Coś myślę, że Sebastian pomoże Lenie w wyjściu z tej nieciekawej sytuacji. Przecież ma dane ściągnięte z ojca laptopa. O tym się przekonamy jak zakończysz to opowiadanie. Pozdrawiam Wiktor
OdpowiedzUsuńJuż niedługo przekonasz się czy miałeś rację. Dziękuję :)
UsuńNie mogę doczekać się już zakończenia! Mam nadzieję, że Sebastian pomoże Lenie, a ona przekona się, że chłopak się zmienił. Uwielbiam ten blog i mimo, że rzadko komentuję, jestem zawsze na bieżąco :)
OdpowiedzUsuńNa początku przepraszam za dłuższy brak komentarzy z mojej strony. Powiem szczerze, po prostu nie miałam czasu i dopiero teraz nadrabiam zaległości w czytaniu blogów. Teraz postaram się jakoś lepiej wygospodarować swój cas
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału to jak zwykle wyszedł ci świetnie. Nic dodać nic ująć.
Pozdrawiam serdecznie i życzę dużo weny,
Arya V.
Dziękuję za komentarz :)
UsuńDziękuję. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPrzybywam doczytać do końca ;-)
OdpowiedzUsuńPodobał mi się ten opis ucieczki. No i tak w temacie tej kradzieży strzykawek i fiolek, to wyszło na przykładzie Sebastiana, że czasami dobrze mieć lepkie rączki xD
Nie no, nie wierzę, że chodziło o garb na nosie. Może jakieś kobiecie by to przeszkadzało, ale facetowi, takiemu chłopakowi jak Krystian, nienarcystycznemu? Nie, nie wierzę w to. Naprawdę taki powód byłby iście głupi.
Lewis, ten starszy Lewis bardzo mnie fascynuje...
Lecę zaraz dalej.
Dziękuję za komentarz :)
UsuńChyba w poprzednim komentarzu wyprzedziłem czas, ale takie są skutki, gdy czyta się najpierw, a potem komentuje...
OdpowiedzUsuńZaintrygowało mnie po co Krystian poszedł do tych harleyowców. Nie sądzę, by chodziło o poprawę urody. Już bardziej o pieniądze, które by przeznaczył np na zaległą ratę kredytu lub na bieżące rachunki, bo np ojczym zabrał matce wypłatę i ją przepił. Nos byłby tutaj tylko wymówką, albo mógł ich też zaszantażować, dowiedzieć się czym się zajmują i... Nie wiem czy dobrze kombinuję i już wiem, że się tego nie dowiem, bo opowiadanie urwało się tak ni w dupkę ni w oczko. Czekam więc na kontynuację!
Dziękuję. Tu również przewiduję kontynuację, ale tak samo jak z Lamiae - jeszcze nie wiem, kiedy zacznę pisać ciąg dalszy :)
Usuń