URODZINY ARLETY
- Patrzę na tą istotę i siebie nie poznaję – rzekła
Arleta Degler, spoglądając na swoje odbicie w lustrze.
Dagmara stała koło niej, z przykrością odnotowując, że
jej również ciężko było rozpoznać przyjaciółkę. Miała przedłużone włosy, tak, że
sięgały jej talii, a i odcień nie był tak jasny jak jej naturalny, tylko o ton
ciemniejszy. Miała rumiane policzki i grzywkę, niemal zasłaniającą jej oczy,
schowane za długimi rzęsami i spiczastym noskiem. Była wysoka, nawet wyższa od
Dagmary i miała sportowe ubranie założone na siebie.
- Myślisz, że to wystarczy? – zapytała blondynka, na
co szatynka skwitowała, poruszając lekko ramionami:
- Musi.
Był dzień urodzin Arlety, 24 maja. Dziewczyny
znajdowały się w rezydencji, gdzie w jednym z pokoi leżały rzeczy porozrzucane
przez blondynkę. Jej walizki zostały poniekąd rozpakowane, resztę dziewczyna
obiecała posprzątać jak tylko przeżyje ten dzień.
Kasper przewiózł bagaże dziewczyny już parę dni temu,
a ją samą dostarczył do rezydencji wczoraj, by ze względu na bezpieczeństwo
blondynki nie trzeba było robić tego dzisiaj. Arleta miała kategoryczny zakaz
wyjścia z domu, zakaz robienia czegokolwiek, co mogłoby ją pozbawić życia.
Zmieniła nawet wygląd, by ukryć prawdziwą tożsamość, na wypadek, gdyby ktoś ją
zobaczył, a jej rodzice dostali nagły, przymusowy urlop, który opiewał dwa
tygodnie smażenia się w słońcu na Malediwach. Oczywiście, w rzeczywistości
urlop ten wymusiła na rodzicach Arlety Genowefa, wmawiając im za pomocą czarów,
że od zawsze pragnęli podróżować po wyspach, przez co do czasu rozwiązania
sytuacji (czyli do urodzin Dagmary) będą musieli przebywać poza granicami
Polski. Malediwy, Mauritius, Seszele, Bora Bora… Ile wysp mieli w planach
zwiedzać, wiedziała chyba tylko Genowefa, plus agenci turystyczni, którzy za
astronomiczne kwoty rezerwowali ów wyjazd.
Arleta jednak wydawała się być zadowolona, w końcu
tylko w taki sposób jej rodzice mogli być całkowicie bezpieczni i nie musieli
przechodzić przez piekło, dowiadując się o fikcyjnej śmierci blondynki, która
została zaplanowana przez Alana. Wciąż pozostawała im na głowie Rada,
formalności związane z wypisaniem Arlety ze szkoły i samo upozorowanie jej
śmierci. Dla każdego ze środowisk był przygotowany inny scenariusz:
Rodzice Arlety zrobią sobie przerwę w pracy, wierząc
w to, że Arleta będzie mieszkać u Genowefy;
Szkoła, znajomi i koleżanki z klasy będą uważać, że
blondynka wyjechała, przeprowadzając się wraz z rodzicami do innego państwa;
Rada, Zgromadzenie, jako nieliczni mają znać
„prawdziwą” wersję śmierci dziewczyny.
Co prawda tak będzie im się tylko wydawało, Arleta
zostanie przy życiu, ale by Alan potwierdził swoją wiarygodność i utwierdził
pozycję w Radzie musi zostać upozorowana śmierć blondynki, co z kolei nie będzie
łatwe. Sztuczna wersja dziewczyny, ta, która ma udawać ją martwą przed
członkami, znajdowała się w kuchni na dole rezydencji. Zapachy, które kiedyś
Dagmara z niej rozpoznawała, to nic innego jak opary wydobywające się z
tworzenia poszczególnych części ciała dziewczyny.
Mimo iż zapachy pod koniec dawały się we znaki
wszystkim domownikom, efekt, który dziś rano zaprezentowała Genowefa, przerósł
najśmielsze oczekiwania. Według Dagmary, sztuczna wersja Arlety, wyglądała jak
jej sobowtórka, niczym jej najwierniejsza kopia czy bliźniaczka z tym, że
sobowtórka była cała zakrwawiona w okolicy potylicy, jakby ktoś ją uderzył
kijem od tyłu. Jej włosy były czerwone od nadmiaru upuszczonej krwi. Domownicy,
jednogłośnie okrzyknęli, że „wyglądała idealnie” i że Rada da się nabrać.
Sceptyczna była natomiast Genowefa, wziąwszy ze sobą martwego uzurpatora,
bełkotała, że musi jeszcze podrasować jej zaskoczony wyraz twarzy.
O godzinie czternastej, tuż po obiedzie, Dagmara
wzięła pamiętnik Wiktorii do ręki, rzucając się na łóżko z zamiarem
przeczytania go. Arleta rozwiązywała krzyżówki na dole z Kasprem, a babcia
znajdowała się w kuchni ze sztuczną wersją blondynki. Do rezydencji zawitały
nawet Sandra z Laurą i choć czarnowłosa powiedziała, że chciała oddać Dagmarze
książkę, którą wcześniej od niej pożyczyła, dziewczyna wiedziała, iż była to
tylko wymówka. Sandra chciała sprawdzić czy jej przyjaciółka żyła i ciężko było
ją o to winić. Niecały rok temu sama znajdowała się w podobnej sytuacji.
Dagmara odszukała wpis w pamiętniku, zauważając, że
był spisany mniej estetycznie niż wszystkie poprzednie. Zdziwiona charakterem
pisma wgłębiła się w lekturę.
Miałam sen.
Sen to nie
jawa, ale zapadł mi w pamięć tak mocno, że nawet teraz nie umiem oddzielić go
od rzeczywistości. Utkwił w mej pamięci jak niejedno wspomnienie z życia nie
potrafiło. Ja w nim uczestniczyłam, byłam bohaterką, która doskonale wiedziała,
iż stawka toczy się o jej przeżycie.
Byłam w ciemnym
miejscu, ciemniejszym niż stanie pod gołym niebem, gdy księżyc znajduje się w
nowiu. Ziemia się rozstąpiła i chciała mnie pochłonąć. Uciekałam, błagałam, by
mnie nie brała do siebie, ale była bezlitosna. Byłam w czeluściach, spętana
przez ziemię, która nie chciała wypuścić mnie ze swoich ramion. Dławiłam się
ziemią, brakiem tlenu… Krzyczałam, ale nikt mnie nie słyszał.
A potem…
Zobaczyłam siebie w trumnie, całą ubraną na biało. Spałam, choć moja klatka
piersiowa się nie poruszała. Byłam blada, żadna część ciała nie drgała. Serce
nie biło… Nie, ja nie spałam, ja byłam martwa...
Wiem, że nie
przeżyję tego pojedynku. Cokolwiek bym nie zrobiła, oni zawsze będą o krok
przede mną. Gdziekolwiek ucieknę, zawsze mnie znajdą. Gdziekolwiek się schowam,
odszukają mnie.
Dlatego nie
będę uciekać. Jeżeli jedynym sposobem, aby dali spokój mi czy Kasprowi, jest
zabicie Wiktorii Orante, muszę im go umożliwić. Jeżeli chcą mej śmierci, muszą
ją dostać. Śmierć jest jedynym rozwiązaniem, jedynym dla nich słusznym. Nie ma
innego wyjścia. To zawsze o to im chodzi… Zawsze.
Dagmara w osłupieniu patrzyła na koniec wpisu. Czy
Wiktoria celowo wyszła w swoje urodziny, by zmierzyć czoło oprawcom? Nie
chciała uciekać, dokładnie dała temu wyraz w ostatnim wpisie, nie chciała uciekać
do końca życia, bać się, że kiedyś sobie o niej przypomną i się zemszczą.
O godzinie czternastej piętnaście do rezydencji przyszedł
Alan. Arleta wcale nie miała ochoty z nim porozmawiać, a i on na wstępie
zaznaczył, że przyszedł zobaczyć się z Dagmarą. Dziewczyna z kolei nic o tym
nie wiedząc dalej odpoczywała w pokoju, leżąc na łóżku z pamiętnikiem w ręku i
komórką na stoliku nocnym, wpatrując się we wpis, kiedy nagle dostała wiadomość
o treści: UWAGA, PUKAM. Zaraz potem naprawdę rozległo się ciche, pojedyncze
stuknięcie w drzwi, ale Dagmara była tak zdziwiona, że zapomniała zaprosić
gościa do środka. Dopiero przy drugim podejściu, krzyknęła proszę, podnosząc
się do pozycji siedzącej.
Alan pojawił się we drzwiach, jak zwykle nienagannie
ubrany.
- Uprzedziłeś o wejściu – zanotowała dziewczyna,
podnosząc komórkę do góry, pamiętając jak pierwszym razem nie zapukał, na co
bardzo się zdenerwowała. Chłopak przymknął drzwi, po czym podchodząc do jej
łóżka spokojnie odpowiedział:
- Tak jak sobie tego życzyłaś.
Między nimi dało się wyczuć napięcie. Nie rozmawiali
ze sobą dłużej niż wymienienie paru słów od czasu zajścia w domu Pawła i choć Dagmara
podziękowała mu za to, że znalazł dla niej pamiętnik Wiktorii, jakoś nie było
sposobności na rozmowę. Zawsze kręciła się koło niej Arleta, która choć
udawała, że nie ma żalu do Alana, robiła to tylko na pozór, w rzeczywistości
nie mogła wybaczyć mu oszustwa.
Blondyn usiadł koło niej na łóżku, bezczelnie się w
nią wpatrując. Zmieszała się, przesuwając niemal na krawędź.
- Nie ma Genowefy – zauważył Alan, ale Dagmara wybiła
go z błędu.
- Jest, tylko na dole, upiększa fałszywą Arletę –
westchnęła cichutko, nieśmiało na niego zerkając. – Wiesz, co masz robić?
- Tak – odparł pewnym głosem. – Pewnie, że wiem –
przyjrzała mu się, zastanawiając, czy to nie było oczywiste? Jak mogła
wcześniej nie widzieć tego, że to on był jej przeznaczony? Od pierwszego
spojrzenia, od pierwszej wizyty, od pierwszej rozmowy, po pierwszy pocałunek.
Alan, to zawsze był on. Nikt nie interesował ją bardziej, nikt bardziej nie
intrygował, nie zwodził i nikt bardziej nie złościł. Wzbudzał wszystkie emocje,
był wszystkim, czego szukała w chłopaku. I ta zazdrość… Teraz, patrząc z
perspektywy czasu, mając go tak blisko siebie, mogła śmiało stwierdzić, że
zazdrościła Arlecie takiego Alana.
- Nie co dzień człowiek dowiaduje się, że uciekł mu
rok życia – powiedział po chwili milczenia, jak gdyby przypuszczał, o czym
myślała.
- To prawda – przyznała, przygryzając wargę. – Ale
jak widać, na nic się to zdało. Ty odkryłeś prawdę, Paweł… Jaka jest pewność,
że inni się nie dowiedzą? Albo że Paweł komuś tego nie przekazał?
- Nikt z Rady tego nie wie – wyjawił jej Alan,
opierając się wygodnie o wielką poduszkę, na której zawsze spała. – Gdyby tak
nie było, już bym o tym wiedział.
- Skąd? – zaperzyła się. – Przecież by ci nie
powiedzieli…
- Mam nową wtyczkę w Radzie – wyjawił jej z
półuśmiechem i choć przymknął oczy, jakby chciał się przespać, mówił dalej: –
Nie chwalił się? Po śmierci Pawła ktoś musiał awansować, wszystko zostało w
rodzinie.
Na moment zapadła cisza. Awansować. Powiedział to w
sposób, jakby to naprawdę był zaszczyt.
- Mikołaj? – zapytała w końcu, choć nietrudno było
zgadnąć, że to o niego chodziło.
- Paweł był jego chrzestnym – dodał Alan, lekko
otwierając oczy. – Wszystkich udało mi się przekonać, że to najrozsądniejszy
wybór.
Wolała nie pytać jak to zrobił, że wmówił sędziwym
mężczyznom, że chrześniak Pawła to idealny kandydat do Rady. Czyżby użył tego
swojego wdzięku, o którym mówiła ostatnio Genowefa?
- Dlaczego dałeś mi pamiętnik Wiktorii? – zapytała o
coś, co już dawno prosiło o jej uwagę. Według słów Kaspra, to Alan dostał
dziennik dziewczyny, który potem pewnego dnia, przekazał szatynce.
- A co ja miałbym z nim zrobić? – zaśmiał się. Nie
udawał, że to nie on, od razu przyznał się do występku. Wszedł do jej pokoju w
czasie jej nieobecności i podrzucił jej pamiętnik. – Nie chcę czytać o romansie
Kaspra i Wiktorii, takie tematy mnie nie interesują.
Dagmara uśmiechnęła się:
- Tam nie ma nic o romansie, ale cieszę się, że to
zrobiłeś.
Alan skinął głową. Szatynka przekręciła głowę w jego
stronę, ze zdziwieniem odnotowując, że nie gniewała się na niego. On także ją
oszukał, też nie wyjawił jej prawdy, nie mówiąc już, w jaki sposób zwiódł
Arletę. Mimo wszystko nie czuła do niego żalu. Czuła urazę do wszystkich kobiet
– do koleżanek babci i do samej Genowefy, ale do niego jednego nie.
- Muszę iść – szepnął, akurat kiedy na niego
spojrzała. Miał zaciśnięte wargi i skupione spojrzenie, jego myśli powędrowały
daleko, do planu, który miał lada moment wcielić w życie. – Pokaz czas
najwyższy zacząć – nachylił się, muskając jej policzek ustami, po czym zszedł z
łóżka, wyciągając rękę w stronę klamki, kiedy znalazł się przy drzwiach.
- Uważaj na siebie – poleciła, patrząc z obawą jak
Alan z wolna opuszcza komnatę. Skierował się na dół, do kuchni, gdzie Genowefa
kończyła upiększać duplikat Arlety.
Miał on go zaraz zabrać do opuszczonego domku na
skraju lasu, upozorować morderstwo i wezwać Radę, przechwalając się głośno, nad
tym jak udało mu się tego dokonać.
Dagmara także zeszła na dół, do drugiej części
rezydencji akurat w momencie, gdy Alan odjeżdżał z podjazdu. Wszyscy, oprócz
Arlety, stali w oknie, w milczeniu go obserwując. Obok blondyna, w Ferrari, na
miejscu pasażera siedziała fałszywa Arleta.
- Oby się udało – szepnęła Dagmara, na co Kasper
poklepał ją po ramieniu.
- Uda się, to cwany chłopak – po raz pierwszy
słyszała, żeby chwalił blondyna.
Genowefa rozkazała młodzieży odsunąć się od firanki,
co też uczynili. Nie wyjawiając im nic więcej zajęła się pilnowaniem Arlety,
bezczelnie koło niej siadając i wdając z nią w rozmowę. Dagmara spostrzegła, że
poczęła zachowywać się nieswojo, wyraźnie widziała to w obliczu babci.
Dziewczyna mogłaby przysiąc, że odjeżdżając z podjazdu, Alan był już przez Radę
obserwowany i to wzbudziło czujność Genowefy.
Pytanie brzmiało, czy on to przewidział.
CDN.
Świetny rozdział! Co będzie dalej? To pytanie będzie mnie męczyć aż do kontynuacji Lamiae, o której wspominałaś.
OdpowiedzUsuńJak zwykle pozdrawiam ciepło i serdecznie,
Arya V.
Co będzie dalej, to na razie pozostaje w mojej głowie, bo nie jest spisane na papier :) Dziękuję za komentarz.
UsuńWait, what? CDN? *.* Hype! \o/
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać kontynuacji :D. Nie pasował mi fakt, że nie było takiego happy endu, jakiego oczekiwałam, ale może jednak będzie :3.
Pozdrawiam i z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy,
Merc.
http://runicalblade-trilogy.blogspot.com/
CDN, bo mam pełno pomysłów na kontynuację, ale muszę mieć czas to wszystko ułożyć :P
UsuńPięknie dziękuję, że dotrwałaś do końca tej części.
Bardzo fajne opowiadanie, jedno z lepszych, które czytałam. Obyś wkrótce napisała ciąg dalszy, bo umieram z ciekawości, co będzie dalej!
OdpowiedzUsuńKiedy wszystko sobie ułożę - zacznę pisać, obiecuję :)
UsuńChyba cię nie zdziwi, jeśli powiem, że ja oczekuję kontynuacji, zwłaszcza, że zakończyłaś w taki sposób, że nie można jednoznacznie stwierdzić, czy ten plan ze sztucznym trupem się powiódł.
OdpowiedzUsuńOczywiście, będzie kontynuacja, tylko sama jeszcze dokładnie nie wiem kiedy :)
UsuńNo to teraz pora na komentarz ode mnie (jak to już wcześniej obiecałam). Dziś skończyłam je czytać i cieszę się na wiadomość o kontynuacji. Czytając to opowiadanie bądź je zaczynając szybko się w nie wkręciłam. Wprost mnie nim oczarowałaś. Urzekło mnie w nim chyba wszystko: zaczynając na stylu poprzez prowadzenie akcji czy też tym, że bardzo przyjemnie mi się to czytało. A od samego czytania nie mogłam się oderwać jakbym była uzależniona - po prostu musiałam się dowiedzieć jak dalej potoczą losy Dagmary i całej ich zwariowanej paczki (że tak ich nazwę ;) ).
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać, że od samego początku Alan mnie zaintrygował, ale nigdy nie przypuszczałabym, że to on jest przypisany Dagmarze. Nawet przez myśl mi to nie przeszło, ale od razu chciałam, żeby między nimi coś zaiskrzyło ( może będzie coś więcej w kontynuacji ;) ? ) Cóż taka jest chyba moja natura - romantyczki :D
Jest mi trochę szkoda Arlety że została tak oszukana, ale może najwyraźniej to tak właśnie miało być.
Ciekawi mnie też Krawat, który wydaje mi się mimo wszystko interesującą postacią. Tak mimo, iż to jest kot. Tylko kot, a może aż wyjątkowo uzdolniony kot.
To tyle jak na razie, ale być może jeszcze jakieś przemyślenia wpadną mi do głowy :D
Trzymam za Ciebie kciuki w trakcie pisania. Już nie mogę się doczekać publikacji, choć jestem pewna, że będę jeszcze bardziej wyczekiwać każdego rozdziału, gdyż gdy zaczęłam czytać Lamiae było ono już skończone. Więc kończąc jeden rozdział od razu przechodziłam do kolejnego- od razu dowiadywałam się kolejnych informacji. A teraz będę musiała na nie nieco zaczekać, lecz mimo to uważam, że warto :*
Pozdrawiam
Joan ;)
Ślicznie dziękuję za tak miły komentarz :)
UsuńCześć. Przede wszystkim ja cię bardzo przepraszam, że nie pozostawiłam komentarza gdzieś po drodze, ale to opowiadanie czytałam głównie na tablecie, a on nie jest najwygodniejszym urządzeniem jeśli chodzi o pisanie na nim. Na dodatek często gubi zasięg, bo jest głupi.
OdpowiedzUsuńNie wiem czy uznasz to za komplement, ale twoje opowiadanie było jednym z niewielu jeśli chodzi o fantastykę, które byłam w stanie przeczytać. Ja zawsze unikałam tematu HP i tym podobnych, czyli nastolatków-czarnoksiężników. U ciebie jednak to było tak zwyczajne, tak przedstawione, że nie czułam się jakbym czytała opowiadanie dla małolatów, a niestety samego Harrego za takie coś uważam, jako powieść czy film dla 10-15 latków. Gdzieś mi widocznie życie za bardzo odebrało złudzeń, że nigdy nie umiałam tamtego klimatu poczuć, a twój poczułam. Może dlatego, że tej magii było mniej, że luzie byli zwykli, nie było latających pojazdów, a w tle działa się prawdziwa tragedia, choćby to jak Dagę okłamywali wszyscy, także najbliżsi, jak na początku czuła się taka wyobcowana, niechciana. Urzekła mnie też postać Krawata i Kaspera. Świetne też było nawiązanie początku, prologu do tego punktu kulminacyjnego. Przemyciłaś też postać Pawła. Jedno na co bym mogła narzekać to na postać Arlety, bo była mało wyrazista, taka bardzo papierowa. Nie lubiłam Alana, ale nie z to jaką był postacią, ale za to jakim był człowiekiem, jako postać był taki jaki być powinien. Od początku za to zapałałam sympatią do Genowefy i do Mikołaja. Fabuła też była ciekawa, nieoczekiwany zwrot akcji mnie zaskoczył. Cóż... nie powiem by to opowiadanie było jednym z moich tych bardzo ulubionych, bo ja do fantastyki to podchodzę tak jak podchodzę, że czasami mogę po nią sięgnąć, ale nie jest to mój ulubiony gatunek. Mimo tego jednak opowiadanie mi się podobało, byłam ciekawa dalszych losów Dagi, w żaden sposób się z tym opowiadaniem nie męczyłam, bo choć tematyka nie do końca w moim guście, to postacie mi to wynagrodziły. Tak więc... sprawdzę jeszcze twoją Elizę i Ciszę, ale to jutro, bo mam jeszcze kilka dni wolnego, więc akurat będzie czasu by usiąść na spokojnie z kubkiem mocnej kawy i poczytać.
Pozdrawiam :)
Witaj,
UsuńDziękuję serdecznie za komentarz :)
Przy okazji, bo miałam już dawno temu do Ciebie pisać i widzisz jak to zeszło..., czy publikujesz nowe rozdziały Takiej Miłości? Bo byłam kiedyś na Twoim blogu i było ich tylko niecałe trzydzieści bodajże, a ja przeczytałam ich znacznie więcej. Czy mogę gdzieś indziej dokończyć historię?
One będą na blogu, te kolejne rozdziały, tylko gdy zakończę Klarcie, a zostało mi kilka rozdziałów. Jak opublikuję te, których nie czytałaś, to powiadomię.
Usuń