poniedziałek, 14 marca 2016

Lamiae: Epilog

URODZINY ARLETY


- Patrzę na tą istotę i siebie nie poznaję – rzekła Arleta Degler, spoglądając na swoje odbicie w lustrze.
Dagmara stała koło niej, z przykrością odnotowując, że jej również ciężko było rozpoznać przyjaciółkę. Miała przedłużone włosy, tak, że sięgały jej talii, a i odcień nie był tak jasny jak jej naturalny, tylko o ton ciemniejszy. Miała rumiane policzki i grzywkę, niemal zasłaniającą jej oczy, schowane za długimi rzęsami i spiczastym noskiem. Była wysoka, nawet wyższa od Dagmary i miała sportowe ubranie założone na siebie.
- Myślisz, że to wystarczy? – zapytała blondynka, na co szatynka skwitowała, poruszając lekko ramionami:
- Musi.
Był dzień urodzin Arlety, 24 maja. Dziewczyny znajdowały się w rezydencji, gdzie w jednym z pokoi leżały rzeczy porozrzucane przez blondynkę. Jej walizki zostały poniekąd rozpakowane, resztę dziewczyna obiecała posprzątać jak tylko przeżyje ten dzień.
Kasper przewiózł bagaże dziewczyny już parę dni temu, a ją samą dostarczył do rezydencji wczoraj, by ze względu na bezpieczeństwo blondynki nie trzeba było robić tego dzisiaj. Arleta miała kategoryczny zakaz wyjścia z domu, zakaz robienia czegokolwiek, co mogłoby ją pozbawić życia. Zmieniła nawet wygląd, by ukryć prawdziwą tożsamość, na wypadek, gdyby ktoś ją zobaczył, a jej rodzice dostali nagły, przymusowy urlop, który opiewał dwa tygodnie smażenia się w słońcu na Malediwach. Oczywiście, w rzeczywistości urlop ten wymusiła na rodzicach Arlety Genowefa, wmawiając im za pomocą czarów, że od zawsze pragnęli podróżować po wyspach, przez co do czasu rozwiązania sytuacji (czyli do urodzin Dagmary) będą musieli przebywać poza granicami Polski. Malediwy, Mauritius, Seszele, Bora Bora… Ile wysp mieli w planach zwiedzać, wiedziała chyba tylko Genowefa, plus agenci turystyczni, którzy za astronomiczne kwoty rezerwowali ów wyjazd.
Arleta jednak wydawała się być zadowolona, w końcu tylko w taki sposób jej rodzice mogli być całkowicie bezpieczni i nie musieli przechodzić przez piekło, dowiadując się o fikcyjnej śmierci blondynki, która została zaplanowana przez Alana. Wciąż pozostawała im na głowie Rada, formalności związane z wypisaniem Arlety ze szkoły i samo upozorowanie jej śmierci. Dla każdego ze środowisk był przygotowany inny scenariusz:
Rodzice Arlety zrobią sobie przerwę w pracy, wierząc w to, że Arleta będzie mieszkać u Genowefy;
Szkoła, znajomi i koleżanki z klasy będą uważać, że blondynka wyjechała, przeprowadzając się wraz z rodzicami do innego państwa;
Rada, Zgromadzenie, jako nieliczni mają znać „prawdziwą” wersję śmierci dziewczyny.
Co prawda tak będzie im się tylko wydawało, Arleta zostanie przy życiu, ale by Alan potwierdził swoją wiarygodność i utwierdził pozycję w Radzie musi zostać upozorowana śmierć blondynki, co z kolei nie będzie łatwe. Sztuczna wersja dziewczyny, ta, która ma udawać ją martwą przed członkami, znajdowała się w kuchni na dole rezydencji. Zapachy, które kiedyś Dagmara z niej rozpoznawała, to nic innego jak opary wydobywające się z tworzenia poszczególnych części ciała dziewczyny.
Mimo iż zapachy pod koniec dawały się we znaki wszystkim domownikom, efekt, który dziś rano zaprezentowała Genowefa, przerósł najśmielsze oczekiwania. Według Dagmary, sztuczna wersja Arlety, wyglądała jak jej sobowtórka, niczym jej najwierniejsza kopia czy bliźniaczka z tym, że sobowtórka była cała zakrwawiona w okolicy potylicy, jakby ktoś ją uderzył kijem od tyłu. Jej włosy były czerwone od nadmiaru upuszczonej krwi. Domownicy, jednogłośnie okrzyknęli, że „wyglądała idealnie” i że Rada da się nabrać. Sceptyczna była natomiast Genowefa, wziąwszy ze sobą martwego uzurpatora, bełkotała, że musi jeszcze podrasować jej zaskoczony wyraz twarzy.
O godzinie czternastej, tuż po obiedzie, Dagmara wzięła pamiętnik Wiktorii do ręki, rzucając się na łóżko z zamiarem przeczytania go. Arleta rozwiązywała krzyżówki na dole z Kasprem, a babcia znajdowała się w kuchni ze sztuczną wersją blondynki. Do rezydencji zawitały nawet Sandra z Laurą i choć czarnowłosa powiedziała, że chciała oddać Dagmarze książkę, którą wcześniej od niej pożyczyła, dziewczyna wiedziała, iż była to tylko wymówka. Sandra chciała sprawdzić czy jej przyjaciółka żyła i ciężko było ją o to winić. Niecały rok temu sama znajdowała się w podobnej sytuacji. 
Dagmara odszukała wpis w pamiętniku, zauważając, że był spisany mniej estetycznie niż wszystkie poprzednie. Zdziwiona charakterem pisma wgłębiła się w lekturę.

Miałam sen.
Sen to nie jawa, ale zapadł mi w pamięć tak mocno, że nawet teraz nie umiem oddzielić go od rzeczywistości. Utkwił w mej pamięci jak niejedno wspomnienie z życia nie potrafiło. Ja w nim uczestniczyłam, byłam bohaterką, która doskonale wiedziała, iż stawka toczy się o jej przeżycie.
Byłam w ciemnym miejscu, ciemniejszym niż stanie pod gołym niebem, gdy księżyc znajduje się w nowiu. Ziemia się rozstąpiła i chciała mnie pochłonąć. Uciekałam, błagałam, by mnie nie brała do siebie, ale była bezlitosna. Byłam w czeluściach, spętana przez ziemię, która nie chciała wypuścić mnie ze swoich ramion. Dławiłam się ziemią, brakiem tlenu… Krzyczałam, ale nikt mnie nie słyszał.
A potem… Zobaczyłam siebie w trumnie, całą ubraną na biało. Spałam, choć moja klatka piersiowa się nie poruszała. Byłam blada, żadna część ciała nie drgała. Serce nie biło… Nie, ja nie spałam, ja byłam martwa...
Wiem, że nie przeżyję tego pojedynku. Cokolwiek bym nie zrobiła, oni zawsze będą o krok przede mną. Gdziekolwiek ucieknę, zawsze mnie znajdą. Gdziekolwiek się schowam, odszukają mnie.
Dlatego nie będę uciekać. Jeżeli jedynym sposobem, aby dali spokój mi czy Kasprowi, jest zabicie Wiktorii Orante, muszę im go umożliwić. Jeżeli chcą mej śmierci, muszą ją dostać. Śmierć jest jedynym rozwiązaniem, jedynym dla nich słusznym. Nie ma innego wyjścia. To zawsze o to im chodzi… Zawsze.

Dagmara w osłupieniu patrzyła na koniec wpisu. Czy Wiktoria celowo wyszła w swoje urodziny, by zmierzyć czoło oprawcom? Nie chciała uciekać, dokładnie dała temu wyraz w ostatnim wpisie, nie chciała uciekać do końca życia, bać się, że kiedyś sobie o niej przypomną i się zemszczą.
O godzinie czternastej piętnaście do rezydencji przyszedł Alan. Arleta wcale nie miała ochoty z nim porozmawiać, a i on na wstępie zaznaczył, że przyszedł zobaczyć się z Dagmarą. Dziewczyna z kolei nic o tym nie wiedząc dalej odpoczywała w pokoju, leżąc na łóżku z pamiętnikiem w ręku i komórką na stoliku nocnym, wpatrując się we wpis, kiedy nagle dostała wiadomość o treści: UWAGA, PUKAM. Zaraz potem naprawdę rozległo się ciche, pojedyncze stuknięcie w drzwi, ale Dagmara była tak zdziwiona, że zapomniała zaprosić gościa do środka. Dopiero przy drugim podejściu, krzyknęła proszę, podnosząc się do pozycji siedzącej.
Alan pojawił się we drzwiach, jak zwykle nienagannie ubrany.
- Uprzedziłeś o wejściu – zanotowała dziewczyna, podnosząc komórkę do góry, pamiętając jak pierwszym razem nie zapukał, na co bardzo się zdenerwowała. Chłopak przymknął drzwi, po czym podchodząc do jej łóżka spokojnie odpowiedział:
- Tak jak sobie tego życzyłaś.
Między nimi dało się wyczuć napięcie. Nie rozmawiali ze sobą dłużej niż wymienienie paru słów od czasu zajścia w domu Pawła i choć Dagmara podziękowała mu za to, że znalazł dla niej pamiętnik Wiktorii, jakoś nie było sposobności na rozmowę. Zawsze kręciła się koło niej Arleta, która choć udawała, że nie ma żalu do Alana, robiła to tylko na pozór, w rzeczywistości nie mogła wybaczyć mu oszustwa.
Blondyn usiadł koło niej na łóżku, bezczelnie się w nią wpatrując. Zmieszała się, przesuwając niemal na krawędź.
- Nie ma Genowefy – zauważył Alan, ale Dagmara wybiła go z błędu.
- Jest, tylko na dole, upiększa fałszywą Arletę – westchnęła cichutko, nieśmiało na niego zerkając. – Wiesz, co masz robić?
- Tak – odparł pewnym głosem. – Pewnie, że wiem – przyjrzała mu się, zastanawiając, czy to nie było oczywiste? Jak mogła wcześniej nie widzieć tego, że to on był jej przeznaczony? Od pierwszego spojrzenia, od pierwszej wizyty, od pierwszej rozmowy, po pierwszy pocałunek. Alan, to zawsze był on. Nikt nie interesował ją bardziej, nikt bardziej nie intrygował, nie zwodził i nikt bardziej nie złościł. Wzbudzał wszystkie emocje, był wszystkim, czego szukała w chłopaku. I ta zazdrość… Teraz, patrząc z perspektywy czasu, mając go tak blisko siebie, mogła śmiało stwierdzić, że zazdrościła Arlecie takiego Alana.
- Nie co dzień człowiek dowiaduje się, że uciekł mu rok życia – powiedział po chwili milczenia, jak gdyby przypuszczał, o czym myślała.
- To prawda – przyznała, przygryzając wargę. – Ale jak widać, na nic się to zdało. Ty odkryłeś prawdę, Paweł… Jaka jest pewność, że inni się nie dowiedzą? Albo że Paweł komuś tego nie przekazał?
- Nikt z Rady tego nie wie – wyjawił jej Alan, opierając się wygodnie o wielką poduszkę, na której zawsze spała. – Gdyby tak nie było, już bym o tym wiedział.
- Skąd? – zaperzyła się. – Przecież by ci nie powiedzieli…
- Mam nową wtyczkę w Radzie – wyjawił jej z półuśmiechem i choć przymknął oczy, jakby chciał się przespać, mówił dalej: – Nie chwalił się? Po śmierci Pawła ktoś musiał awansować, wszystko zostało w rodzinie.
Na moment zapadła cisza. Awansować. Powiedział to w sposób, jakby to naprawdę był zaszczyt.
- Mikołaj? – zapytała w końcu, choć nietrudno było zgadnąć, że to o niego chodziło.
- Paweł był jego chrzestnym – dodał Alan, lekko otwierając oczy. – Wszystkich udało mi się przekonać, że to najrozsądniejszy wybór.
Wolała nie pytać jak to zrobił, że wmówił sędziwym mężczyznom, że chrześniak Pawła to idealny kandydat do Rady. Czyżby użył tego swojego wdzięku, o którym mówiła ostatnio Genowefa?
- Dlaczego dałeś mi pamiętnik Wiktorii? – zapytała o coś, co już dawno prosiło o jej uwagę. Według słów Kaspra, to Alan dostał dziennik dziewczyny, który potem pewnego dnia, przekazał szatynce.
- A co ja miałbym z nim zrobić? – zaśmiał się. Nie udawał, że to nie on, od razu przyznał się do występku. Wszedł do jej pokoju w czasie jej nieobecności i podrzucił jej pamiętnik. – Nie chcę czytać o romansie Kaspra i Wiktorii, takie tematy mnie nie interesują.
Dagmara uśmiechnęła się:
- Tam nie ma nic o romansie, ale cieszę się, że to zrobiłeś.
Alan skinął głową. Szatynka przekręciła głowę w jego stronę, ze zdziwieniem odnotowując, że nie gniewała się na niego. On także ją oszukał, też nie wyjawił jej prawdy, nie mówiąc już, w jaki sposób zwiódł Arletę. Mimo wszystko nie czuła do niego żalu. Czuła urazę do wszystkich kobiet – do koleżanek babci i do samej Genowefy, ale do niego jednego nie.
- Muszę iść – szepnął, akurat kiedy na niego spojrzała. Miał zaciśnięte wargi i skupione spojrzenie, jego myśli powędrowały daleko, do planu, który miał lada moment wcielić w życie. – Pokaz czas najwyższy zacząć – nachylił się, muskając jej policzek ustami, po czym zszedł z łóżka, wyciągając rękę w stronę klamki, kiedy znalazł się przy drzwiach.
- Uważaj na siebie – poleciła, patrząc z obawą jak Alan z wolna opuszcza komnatę. Skierował się na dół, do kuchni, gdzie Genowefa kończyła upiększać duplikat Arlety.
Miał on go zaraz zabrać do opuszczonego domku na skraju lasu, upozorować morderstwo i wezwać Radę, przechwalając się głośno, nad tym jak udało mu się tego dokonać.
Dagmara także zeszła na dół, do drugiej części rezydencji akurat w momencie, gdy Alan odjeżdżał z podjazdu. Wszyscy, oprócz Arlety, stali w oknie, w milczeniu go obserwując. Obok blondyna, w Ferrari, na miejscu pasażera siedziała fałszywa Arleta. 
- Oby się udało – szepnęła Dagmara, na co Kasper poklepał ją po ramieniu.
- Uda się, to cwany chłopak – po raz pierwszy słyszała, żeby chwalił blondyna.
Genowefa rozkazała młodzieży odsunąć się od firanki, co też uczynili. Nie wyjawiając im nic więcej zajęła się pilnowaniem Arlety, bezczelnie koło niej siadając i wdając z nią w rozmowę. Dagmara spostrzegła, że poczęła zachowywać się nieswojo, wyraźnie widziała to w obliczu babci. Dziewczyna mogłaby przysiąc, że odjeżdżając z podjazdu, Alan był już przez Radę obserwowany i to wzbudziło czujność Genowefy.
Pytanie brzmiało, czy on to przewidział.

CDN.

13 komentarzy:

  1. Świetny rozdział! Co będzie dalej? To pytanie będzie mnie męczyć aż do kontynuacji Lamiae, o której wspominałaś.
    Jak zwykle pozdrawiam ciepło i serdecznie,
    Arya V.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co będzie dalej, to na razie pozostaje w mojej głowie, bo nie jest spisane na papier :) Dziękuję za komentarz.

      Usuń
  2. Wait, what? CDN? *.* Hype! \o/
    Nie mogę się doczekać kontynuacji :D. Nie pasował mi fakt, że nie było takiego happy endu, jakiego oczekiwałam, ale może jednak będzie :3.

    Pozdrawiam i z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy,
    Merc.

    http://runicalblade-trilogy.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. CDN, bo mam pełno pomysłów na kontynuację, ale muszę mieć czas to wszystko ułożyć :P
      Pięknie dziękuję, że dotrwałaś do końca tej części.

      Usuń
  3. Bardzo fajne opowiadanie, jedno z lepszych, które czytałam. Obyś wkrótce napisała ciąg dalszy, bo umieram z ciekawości, co będzie dalej!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedy wszystko sobie ułożę - zacznę pisać, obiecuję :)

      Usuń
  4. Chyba cię nie zdziwi, jeśli powiem, że ja oczekuję kontynuacji, zwłaszcza, że zakończyłaś w taki sposób, że nie można jednoznacznie stwierdzić, czy ten plan ze sztucznym trupem się powiódł.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, będzie kontynuacja, tylko sama jeszcze dokładnie nie wiem kiedy :)

      Usuń
  5. No to teraz pora na komentarz ode mnie (jak to już wcześniej obiecałam). Dziś skończyłam je czytać i cieszę się na wiadomość o kontynuacji. Czytając to opowiadanie bądź je zaczynając szybko się w nie wkręciłam. Wprost mnie nim oczarowałaś. Urzekło mnie w nim chyba wszystko: zaczynając na stylu poprzez prowadzenie akcji czy też tym, że bardzo przyjemnie mi się to czytało. A od samego czytania nie mogłam się oderwać jakbym była uzależniona - po prostu musiałam się dowiedzieć jak dalej potoczą losy Dagmary i całej ich zwariowanej paczki (że tak ich nazwę ;) ).
    Muszę przyznać, że od samego początku Alan mnie zaintrygował, ale nigdy nie przypuszczałabym, że to on jest przypisany Dagmarze. Nawet przez myśl mi to nie przeszło, ale od razu chciałam, żeby między nimi coś zaiskrzyło ( może będzie coś więcej w kontynuacji ;) ? ) Cóż taka jest chyba moja natura - romantyczki :D
    Jest mi trochę szkoda Arlety że została tak oszukana, ale może najwyraźniej to tak właśnie miało być.
    Ciekawi mnie też Krawat, który wydaje mi się mimo wszystko interesującą postacią. Tak mimo, iż to jest kot. Tylko kot, a może aż wyjątkowo uzdolniony kot.
    To tyle jak na razie, ale być może jeszcze jakieś przemyślenia wpadną mi do głowy :D
    Trzymam za Ciebie kciuki w trakcie pisania. Już nie mogę się doczekać publikacji, choć jestem pewna, że będę jeszcze bardziej wyczekiwać każdego rozdziału, gdyż gdy zaczęłam czytać Lamiae było ono już skończone. Więc kończąc jeden rozdział od razu przechodziłam do kolejnego- od razu dowiadywałam się kolejnych informacji. A teraz będę musiała na nie nieco zaczekać, lecz mimo to uważam, że warto :*
    Pozdrawiam
    Joan ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Cześć. Przede wszystkim ja cię bardzo przepraszam, że nie pozostawiłam komentarza gdzieś po drodze, ale to opowiadanie czytałam głównie na tablecie, a on nie jest najwygodniejszym urządzeniem jeśli chodzi o pisanie na nim. Na dodatek często gubi zasięg, bo jest głupi.
    Nie wiem czy uznasz to za komplement, ale twoje opowiadanie było jednym z niewielu jeśli chodzi o fantastykę, które byłam w stanie przeczytać. Ja zawsze unikałam tematu HP i tym podobnych, czyli nastolatków-czarnoksiężników. U ciebie jednak to było tak zwyczajne, tak przedstawione, że nie czułam się jakbym czytała opowiadanie dla małolatów, a niestety samego Harrego za takie coś uważam, jako powieść czy film dla 10-15 latków. Gdzieś mi widocznie życie za bardzo odebrało złudzeń, że nigdy nie umiałam tamtego klimatu poczuć, a twój poczułam. Może dlatego, że tej magii było mniej, że luzie byli zwykli, nie było latających pojazdów, a w tle działa się prawdziwa tragedia, choćby to jak Dagę okłamywali wszyscy, także najbliżsi, jak na początku czuła się taka wyobcowana, niechciana. Urzekła mnie też postać Krawata i Kaspera. Świetne też było nawiązanie początku, prologu do tego punktu kulminacyjnego. Przemyciłaś też postać Pawła. Jedno na co bym mogła narzekać to na postać Arlety, bo była mało wyrazista, taka bardzo papierowa. Nie lubiłam Alana, ale nie z to jaką był postacią, ale za to jakim był człowiekiem, jako postać był taki jaki być powinien. Od początku za to zapałałam sympatią do Genowefy i do Mikołaja. Fabuła też była ciekawa, nieoczekiwany zwrot akcji mnie zaskoczył. Cóż... nie powiem by to opowiadanie było jednym z moich tych bardzo ulubionych, bo ja do fantastyki to podchodzę tak jak podchodzę, że czasami mogę po nią sięgnąć, ale nie jest to mój ulubiony gatunek. Mimo tego jednak opowiadanie mi się podobało, byłam ciekawa dalszych losów Dagi, w żaden sposób się z tym opowiadaniem nie męczyłam, bo choć tematyka nie do końca w moim guście, to postacie mi to wynagrodziły. Tak więc... sprawdzę jeszcze twoją Elizę i Ciszę, ale to jutro, bo mam jeszcze kilka dni wolnego, więc akurat będzie czasu by usiąść na spokojnie z kubkiem mocnej kawy i poczytać.

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj,
      Dziękuję serdecznie za komentarz :)
      Przy okazji, bo miałam już dawno temu do Ciebie pisać i widzisz jak to zeszło..., czy publikujesz nowe rozdziały Takiej Miłości? Bo byłam kiedyś na Twoim blogu i było ich tylko niecałe trzydzieści bodajże, a ja przeczytałam ich znacznie więcej. Czy mogę gdzieś indziej dokończyć historię?

      Usuń
    2. One będą na blogu, te kolejne rozdziały, tylko gdy zakończę Klarcie, a zostało mi kilka rozdziałów. Jak opublikuję te, których nie czytałaś, to powiadomię.

      Usuń