wtorek, 16 lutego 2016

Lamiae: Rozdział 36

TESTOWANIE


- Nic? – zapytał Paweł, przekrzywiając głowę, niczym gad, czyhający  na swą ofiarę.
Dagmara zacisnęła zęby, nie chciała jęknąć, a jednak ręka piekła ją niemiłosiernym bólem. Kasper spróbował się wyrwać, ale niestety jego wysiłek okazał się zbyteczny. Złapało go trzech mężczyzn, szarpiąc i uderzając, by więcej nie próbował uciec. 
Mikołaj jako jedyny wiedział, o czym myślał jego chrzestny. Patrzył to na Dagmarę, to na Alana, ale mimo że trzymał w ręku topór nie mógł (albo nie chciał) go użyć. Paweł zrobił kolejną ranę na ręku szatynki, tym razem głębszą oraz dłuższą, sięgającą pół ramienia. Syknęła cicho, odwracając wzrok od mężczyzny, by nie widział jej cierpienia. Ukradkiem powiodła spojrzeniem w kierunku Alana – jego ran nie dało się zobaczyć gołym okiem, ale Dagmara była przekonana, że odczuwał je tak samo mocno, jak ona.
- Nie byłoby łatwiej żebyś powiedział wprost to, co chcesz? – zapytał Mikołaj. Szatynka przeniosła na niego spojrzenie. Chłopak miał rozdziawione usta i oburzone spojrzenie. W którymś momencie, tylko nie była pewna w którym, musiał pomyśleć, że Paweł przekroczył granicę.
- Nie, ja tak mogę godzinami – odparł i choć przez moment wyglądał na zdziwionego reakcją rozgniewanego chrześniaka, zaraz się rozpogodził. – Może tylko zmienię broń – zaśmiał się, po czym za nim rozległy się jak echo chichoty członków Zgromadzenia.
Paweł złapał bezlitośnie Dagmarę za ramię. Szarpnął mocno jej rękę, przez co krzyknęła. Miała wrażenie, jakby ją złamał w kilku miejscach. Poczuła rwący ból w okolicy śródręcza, a kiedy po wypowiedzeniu przez niego zaklęcia, coś stało się jeszcze z jej nogą, mimowolnie upadła na posadzkę. Jakby na dodatek złego, zaraz usłyszała szyderczy głos mężczyzny:
- Co Alan tak słabiutko stoisz na nogach? – zakpił Paweł, przez co każdy skupił uwagę na blondynie.
Miała mocno zaciśnięte oczy, ale zmusiła się, by je otworzyć. Alan faktycznie chwiał się w przód i tył, walcząc z równowagą. Wiedziała, że musi odciągnąć uwagę zebranych od chłopaka, inaczej każdy odkryje prawdę, ale bardzo bolały ją kończyny i nie wiedziała, co miała zrobić. Z opresji wyratował ją Mikołaj.
Chłopak zainterweniował. Podszedł do przodu, co zaniepokoiło mężczyzn, którzy zaraz go otoczyli, by nie podszedł bezpośrednio do Pawła.
- Zostawcie mnie! – ryknął na tych, którzy złapali go za ramiona, odciągając na siłę do tyłu. Z jakiegoś powodu posłuchali go, co dało mu możliwość parcia dalej, coraz bliżej ojca chrzestnego. – Przestań, już wystarczy – syknął.
Dagmara była mu wdzięczna. Wiedziała jednak, że jak tylko ta sytuacja się rozniesie, jak tylko członkowie przedstawią innym to, co się tu wydarzyło, Mikołaj będzie stracony. W oczach nie tylko innych członków, ale i całej Rady. Będzie musiał odpowiedzieć za swoje zachowanie.
- Niestety… – zaczął Paweł jakby trochę smutno. – Nie ty tu rządzisz – szepnął w jego stronę, po czym machnął ręką i na jego znak kilkanaście zaklęć z różnych części sali, gdzie stali pozostali członkowie, poszybowało w stronę chłopaka, godząc go w pierś. Chłopak osunął się na kolana ze zdziwieniem malującym się na twarzy, łapiąc w pół. Zaczął gardłowo oddychać, ale prócz Dagmary i związanych przyjaciół nikt nie zwrócił na to szczególnej uwagi. Nawet Paweł zdawał się zapomnieć o problemie, jak tylko go unicestwił, każąc mężczyznom zanieść chrześniaka pod ścianę, co też uczynili.
- To, na czym skończyliśmy… – mruknął, zacierając ręce z uciechą. Kolejny raz podszedł  do dziewczyny. Szatynka wiedziała, że tym razem nie skończy się na zadrapaniu czy złamaniu. Chciał ją ranić głębiej, mocniej.
Wyciągnął w jej stronę rękę, szepcząc niewyraźnie słowa, które brzmiały jak łacina. Podejrzewała, że zaraz Paweł odbierze jej chęć do życia, że jego zaklęcie spowoduje ból, którego jej ciało nie będzie już w stanie znieść, ale choć z trwogą na nie czekała, żadne zaklęcie jej nie ugodziło.
Spojrzała w górę, ale nikt nie patrzył na nią, nie patrzyli nawet na Alana, tylko na siebie wzajemnie, z niezrozumieniem w obliczach. Paweł był jak spetryfikowany.
Jakiś mężczyzna zamachnął ręką w stronę Sandry, zapewne chcąc wyrządzić jej krzywdę, ale nawet włos jej z głowy nie spadł, gdyż jego zaklęcie poleciało zygzakiem, bombardując najbliższą ścianę. Zaczęło się testowanie, kto mógł, a kto nie mógł czarować.
To w Arletę poleciało inne zaklęcie, ale nie trafiło, lądując na jakimś średniowiecznym kole, które łamało człowieka; to w Kaspra pędziło kolejne, także chybione, które wleciało wprost na członków Zgromadzenia, przewracając ich jak marionetki. Zaklęcia były wszędzie, ale większość działała jak bumerang, wracając do swoich twórców. Nawet Paweł uciekł przed czerwonym, rozżarzonym płomieniem, a kiedy w Dagmarę trafiła petarda, wszyscy mężczyźni dookoła niej się rozproszyli. Petarda wybuchła, ale nic jej nie zrobiła, oprócz tego, że połaskotała kostki, gdy dziewczyna spróbowała dźwignąć się na nogi.
Dagmara wykorzystała ten moment konsternacji i paniki wśród mężczyzn na dotarciu do Kaspra i Arlety. Wyjęła im kneble z ust, dzięki czemu oboje mogli już się uwolnić, wypowiadając zaklęcia oswabadzające.
Przekręcając głowę w bok spostrzegła, że Mikołaj podszedł po cichu do Alana, próbując i jego oswobodzić. Na całe szczęście w ręku trzymał dalej topór, bo blondyn nie tylko miał zakneblowane usta, ale i był opleciony łańcuchami, które najprawdopodobniej blokowały wypowiadanie przez niego czarów.
Jakiś mężczyzna za Arletą stał wyraźnie niezadowolony z obrotu spraw, a kiedy tylko spostrzegł, co uczyniła Dagmara, podbiegł do niej, robiąc zamach dłonią. Tym razem jednak to Kasper go powstrzymał, szepcząc słowa, które spowodowały, że koło drewniane, które dawniej łamało kości ofiary, o wielkości dwóch metrów, wpadło z impetem na mężczyznę. Mężczyzna próbował odskoczyć od niego, ale nie zdążył, znikając gdzieś w jego środku. Dagmara uchwyciła jeszcze jego niedowierzanie, dlaczego ktokolwiek ośmielił się podnieść na niego rękę, a potem usłyszała już tylko jego głos:
- UWOLNIŁ SIĘ! – ryknął gdzieś ze środka koła, ale gdy tylko na Kasprze skupiły się oczy wszystkich zebranych członków chłopak zaśmiał się z politowaniem:
- Ofermy, spróbujcie we mnie trafić!
Dagmara w tym zgiełku podbiegła do przodu. Trochę było jej trudno przez ciągnącą się w tyle nogę, która została uszkodzona przez Pawła, ale chciała pomóc Mikołajowi uwolnić Alana. Zanim pokonała choć połowę dzielącego ich dystansu, poczuła jednak czyjeś ręce na swojej kibici i zaraz ktoś podniósł ją do góry.
- Zginiesz, zginiesz obiecuję – mówił do niej Marek. Wiedząc, że nic jej nie zrobi przy pomocy zaklęć chciał zabić ją bronią zawieszoną na ścianie; widziała, że poruszał się w tamtym kierunku. Jednak nim zdążył podejść z nią wyrywającą się i wrzeszczącą, zobaczyła Mikołaja, który wyrósł jak spod ziemi. Chłopak spokojnie wymamrotał jakieś zdanie, a chwilę potem Marek stracił równowagę. Chwiał się tak jeszcze moment niczym chorągiewka na wietrze, by w końcu upaść do przodu, z nią przerzuconą przez ramię. Dagmarę uratował przez zderzeniem z ziemią Mikołaj.
- Co z Alanem? – zapytała go szeptem.
- Uwolniłem go – powiedział jej, prawie nie poruszając przy tym ustami. – Pobiegł za Pawłem, skurczybyk już uciekł. Chodź – pociągnął ją, by poszła za nim, ale choć chwilę się opierała, gdy wychodzili z lochów do wieży ostatniej obrony, do miejsca, z którego przyszli, nie miała obaw, że coś może stać się jej przyjaciołom. Każdy z nich był już uwolniony i ktoś, najprawdopodobniej Kasper, zarzucił już wielką sieć na mężczyzn, przez co wyglądali jak ryby podczas połowu, szarpiąc się i pląsając w środku, machając rękami, by się z niej wydostać.
- Chodź – ponaglił ją Mikołaj, na co zostawiła za sobą w tyle lochy, poruszając się do góry, do pokoju Pawła. To tam musiał pobiec mężczyzna z myślą, że stamtąd łatwo się wydostanie i zaszyje przed światem. Nie wiedział tylko, że jego pokój był potrzaskiem, że nie mógł wyjść na zewnątrz, bo ciecz wyżarła dziurę w holu, a wyjścia z jego domu pilnowały czarownice.
W którymś momencie zauważyła, że ciało ją mniej boli  to Mikołaj musiał zneutralizować jej ból.
- Dziękuję – rzuciła i mimo że chłopak nie odpowiedział, wiedziała, że to jego sprawka. Uśmiechnął się niewinnie, jakby nic wielkiego nie zrobił. A jednak, dla niej, nie znającej kunsztu magii i tego, jak wiele może ona zdziałać, było to coś. Ale nie mogła o tym myśleć, usłyszeli bowiem śmiech – zimny i wyzuty z jakichkolwiek emocji. Zaraz za nim, potoczył się głos Alana:
- Śmieszy cię to? – zapytał mężczyznę, kiedy ona z Mikołajem weszli do pokoju. Paweł spojrzał na nich, udzielając wolno odpowiedzi:
- Oczywiście – bąknął z pokrętnym uśmiechem na ustach. Wyglądał jak pomyleniec, z rozwianymi włosami oraz oczami, które nie wiedziały gdzie się podziać. Raz były na biurku, raz na meblach, raz na drzwiach, potem na nich. Spoczywały wszędzie, choć tak naprawdę nie były obecne nigdzie. W ręku trzymał miecz, który musiał wziąć ze ściany, co dziwne, drugi miecz trzymał w dłoni Alan. Dwa miecze, które wisiały skrzyżowane ze sobą, które symbolizowały walkę, ale i waleczność. – I tak Rada dowie się prawdy, nie unikniesz tego – dodał, wystawiając do połowy język, pokazując palcem na Dagmarę. Podrapał się, podchodząc do drzwi.
- Nie ruszaj się – ostrzegł go Alan. Dopiero teraz zauważyła, że stał on bardzo blisko Pawła. Był o wiele za blisko niż powinien, a podchodził do niego jeszcze bardziej.
- Taaak? A co mi zrobisz? Ty mi nic nie możesz zrobić – znów zaśmiał się Paweł i szybko podskoczył do blondyna, machając na oślep mieczem. Alan odparł atak, ale mężczyzna nie przestał przeć naprzód. Spróbował wbić sztych miecza w chłopaka, jednak jego próba okazała się mizerna, usłyszeli szczęk ostrzy, jakby przycinających się razem, od takiego dźwięku włosy jeżyły się na głowie.
Paweł atakował z furią, Alan wręcz przeciwnie, jakby zdziwiony tym, co wyprawiał jego przeciwnik i skąd nabrał takich fikuśnych ruchów. Niedbale odbijał kolejne razy, zupełnie się przy tym nie męcząc. Nie wyglądał, jakby był okaleczony, a przecież Dagmara, mimo pomocy Mikołaja, czuła wyraźnie i ręce i nogę, toteż Alan też musiał je czuć. Paweł ziajał, dyszał i próbował to z jednej strony podejść blondyna, to z drugiej. Wreszcie, widząc, że nic nie skutkuje, oddalił się, sapiąc:
- Widzę, że umiejętności masz niemałe – skwitował, ocierając strużki potu z czoła.
- Tobie natomiast szermierka jest obca – odparł mu Alan, podjudzając mężczyznę jeszcze bardziej.
Znów skoczył do przodu na chłopaka. Dagmara spojrzała na Mikołaja błagalnym wzrokiem, ale on pokiwał głową, nic nie mógł zrobić. Ten pojedynek był nieunikniony.
Rozległ się raz jeszcze dźwięk żelastwa, ale tym razem wynik był przesądzony. Paweł spróbował zmylić przeciwnika, w który bok uderzyć, ale Alan sprytnie skrzyżował bronie, jak wisiały niedawno na ścianie. Machnął swoim mieczem kilkakrotnie, przez co trzon wyleciał z dłoni Pawła, lądując pod gablotką z książkami.
Mężczyzna zaszczękał zębami ze złości. W furii wyciągnął jeszcze sztylet zza pazuchy, rzucając się z nim na Alana.
Dagmara miała krzyknąć, żeby blondyn uważał, on jednak przewidział ruch przeciwnika; ustawił miecz pionowo, by oddzielić się od mężczyzny, ale Paweł ani myślał zwolnić, czy zawrócić. Znalazł się szybko przy Alanie, wbiegając na wystające ostrze.
- Co ty… – zaczął Mikołaj, ale nie dokończył, bo było za późno.
Głownia zniknęła w ciele mężczyzny, rozbryzgując krwią dookoła rany. Paweł spojrzał bezpośrednio na Alana, z kącików ust zaczęła mu się sączyć krew.
- NIC – powtórzył, nawiązując do tego, że nic mu sam nie zrobi. Jego wzrok momentalnie stał się mętny, daleki i obcy.
Mikołaj podbiegł do chrzestnego, łapiąc go, gdy ugięły się pod nim nogi. Alan, puścił rękojeść, także łapiąc bezwiedne już ciało.
Szatynka spojrzała na ręce Pawła; w prawej znajdował się sztylet – ten sam, którym zrobił rany na jej rękach. Potem powiodła wzrokiem na jego twarz i na oczy, które były puste. Powinna go nienawidzić, w końcu porwał ją, okaleczył i chciał jej śmierci, a jednak nie mogła się do tego zmusić. Wiedziała, że miał on narzeczoną, że pani od WOS-u będzie na niego czekać, zanim dowie się strasznej nowiny o jego śmierci. Bo już leżał, martwy na posadzce, w ramionach chrześniaka, który z kolei bardzo dziwnie się zachowywał. Trochę śmiał się, trochę zawodził, jakby miał rozdwojenie jaźni.
- Wiedział, co robi – powiedział cicho przyjacielowi blondyn. – Sam zdecydował się to skończyć.
To była prawda. Rzucił się z nożem na Alana, kiedy ten trzymał miecz. To było już nierówne zestawienie, ale mógł to skończyć, jak należało, poddać się dobrowolnie. Dagmara nie była pewna, czy nazwać to, co zrobił samobójstwem, czy prędzej paniką i bojaźnią, że ktoś zdecyduje się odebrać jego własne życie za niego.
- Zostaw go tutaj – poradził Mikołajowi Alan, wstając. – Musimy porozmawiać z członkami, mamy niewiele czasu.
Niewiele? – pomyślała dziewczyna, ale postanowiła się nie odzywać. Nie był to dobry moment na wyjaśnianie półsłówek.
- Rozjuszonymi członkami – mruknął smętnie Mikołaj. Mimo że zawsze wydawało się dziewczynie, że miał on o wiele ciemniejszą karnację niż Alan, teraz był jakby od niego bledszy. – Co my im powiemy?
- Zostaw to mnie – rzekł blondyn z pewnością siebie, nareszcie zwracając się w stronę Dagmary, która stała lekko z boku, przypatrując się temu wszystkiemu w milczeniu. – Nic ci nie jest?
Zaprzeczyła głową, by zrozumiał, że nic jej się nie stało. Co prawda bolały ją jeszcze trochę ręce po ciętych ranach i noga; Mikołaj nie mógł usunąć całego bólu, jednak w porównaniu z tym, co tu miało miejsce, jej ubytki wydawały się błahe.
Chłopcy ponownie skierowali się w stronę lochów. Ona ociągała się najdłużej, chciała wziąć torebkę i pamiętnik Wiktorii. Torebkę znalazła bez problemu, ale choć pamiętała, że dziennik zostawiła na biurku, nigdzie nie mogła go znaleźć.
- Chodź – pośpieszył ją Alan, na co niemal podskoczyła. Wydawało jej się, że już dawno zszedł na dół i że została w pomieszczeniu sama.
- Nie ma pamiętnika Wiktorii – wyjawiła mu zaniepokojona. – Był na biurku, teraz go nie ma.
Alan zatoczył wzrokiem po pokoju:
- Nie mamy czasu go szukać.
Dwukrotna wzmianka o braku czasu spowodowała, że stanęła, krzyżując ręce na piersiach.
- Nie wyjdę bez niego – oświadczyła wyraźnie, ale Alan złapał ją za rękę, ciągnąc do przejścia w gablocie z książkami.
- Właśnie, że wyjdziesz – powiedział jej stanowczo. – Spróbuję go później znaleźć. 
Ostatni raz spojrzała na pomieszczenie, nie omieszkując przyjrzeć się martwemu mężczyźnie. Może była naiwna i lekkomyślna, dać się tak łatwo zwieść obcemu, że pracował w szkole, jednak na swój sposób mężczyzna był profesorem. Co prawda jego kunszt nie polegał na chemii, ale na zadawaniu cierpienia w sposób jak najbardziej bolesny, choć było w nim też coś, co wielce podziwiała. Mężczyzna był szalenie mądry i świetnie rozwiązywał łamigłówki, nawet te najtrudniejsze. Za to winna była mu wdzięczność. Dzięki Pawłowi bowiem dowiedziała się całej prawdy, nie tylko o swojej rodzinie, ale i o osobie, która była jej przeznaczona. Ale z takimi informacjami będzie musiała nauczyć się dopiero żyć.
Alan pociągnął jej rękę i tak ze splecionymi dłońmi zaczęli schodzić w dół.

8 komentarzy:

  1. Widzę, że rozdział tym razem krótszy.
    Jestem ciekawa, co sprawiło, że zaklęcia zaczęły źle działać...
    Nie jestem w stanie za wiele powiedzieć o tym rozdziale. Zdaje mi się, że następny będzie bardzo ważny.

    Pozdrawiam,
    Merc.

    http://runicalblade-trilogy.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam, to prawda następny rozdział będzie wiele wyjaśniał. Będzie to bowiem (oprócz Epilogu) ostatni już rozdział :)

      Usuń
  2. Wstałam dzisiaj specjalnie wcześniej, żeby tylko przeczytać nowy rozdział. Nie zwiodłam się. Rozdział jak zawsze ciekawy, ale tak jak w komentarzu powyżej wydaje mi się, że dopiero następny rozdział będzie niezwykle ważny.
    Pozdrawiam serdecznie i życzę dużo, dużo weny,
    Arya V.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za opinię. Jak odpisałam powyżej, macie rację bo zbliżamy się już do końca tego opowiadania :)

      Usuń
  3. Świetne !!!
    Już nie umiem doczekać na next ;)
    Pozdrawiam i życzę dużo weny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, następny rozdział najprawdopodobniej pojawi się za dwa tygodnie :)

      Usuń
  4. Zaczynałem lubić Pawełka, a ty go uśmierciłaś. To nie tak, że go popierałem, ale doceniam w nim to co Dagmara. Był facet szalenie mądry i specyficzną dziedzinę wybrał sobie nauki, na dodatek opanował ten sadyzm do perfekcji.
    Muszę przyznać, że zarówno Alan jak i Mikołaj zaimponowali mi w tym rozdziale.
    Ciągle się uskarżam na brak Krawata.
    No i pamiętnik. Gdzie jest pamiętnik? Czyżby miał się zagubić już tak na zawsze i nie dowiemy się jak się kończył? Nie, to chyba niemożliwe.

    No i w ten oto sposób jestem na bieżąco i nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. Tak poza tym ile ich przewidujesz? Chcę się przygotować mniej więcej na zakończenie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co z pamiętnikiem, dowiesz się niedługo :)
      Lamiae ma 37 rozdziałów + Epilog, także jesteśmy już prawie na finiszu.

      Usuń