TESTOWANIE
- Nic? – zapytał Paweł, przekrzywiając głowę, niczym
gad, czyhający na swą ofiarę.
Dagmara zacisnęła zęby, nie chciała jęknąć, a jednak
ręka piekła ją niemiłosiernym bólem. Kasper spróbował się wyrwać, ale niestety
jego wysiłek okazał się zbyteczny. Złapało go trzech mężczyzn, szarpiąc i
uderzając, by więcej nie próbował uciec.
Mikołaj jako jedyny wiedział, o czym myślał jego
chrzestny. Patrzył to na Dagmarę, to na Alana, ale mimo że trzymał w ręku topór
nie mógł (albo nie chciał) go użyć. Paweł zrobił kolejną ranę na ręku szatynki,
tym razem głębszą oraz dłuższą, sięgającą pół ramienia. Syknęła cicho,
odwracając wzrok od mężczyzny, by nie widział jej cierpienia. Ukradkiem powiodła
spojrzeniem w kierunku Alana – jego ran nie dało się zobaczyć gołym okiem, ale
Dagmara była przekonana, że odczuwał je tak samo mocno, jak ona.
- Nie byłoby łatwiej żebyś powiedział wprost to, co
chcesz? – zapytał Mikołaj. Szatynka przeniosła na niego spojrzenie. Chłopak
miał rozdziawione usta i oburzone spojrzenie. W którymś momencie, tylko nie
była pewna w którym, musiał pomyśleć, że Paweł przekroczył granicę.
- Nie, ja tak mogę godzinami – odparł i choć przez
moment wyglądał na zdziwionego reakcją rozgniewanego chrześniaka, zaraz się
rozpogodził. – Może tylko zmienię broń – zaśmiał się, po czym za nim rozległy
się jak echo chichoty członków Zgromadzenia.
Paweł złapał bezlitośnie Dagmarę za ramię. Szarpnął mocno jej rękę, przez co krzyknęła. Miała wrażenie, jakby ją złamał
w kilku miejscach. Poczuła rwący ból w okolicy śródręcza, a kiedy po
wypowiedzeniu przez niego zaklęcia, coś stało się jeszcze z jej nogą, mimowolnie
upadła na posadzkę. Jakby na dodatek złego, zaraz usłyszała szyderczy głos mężczyzny:
- Co Alan tak słabiutko stoisz na nogach? – zakpił
Paweł, przez co każdy skupił uwagę na blondynie.
Miała mocno zaciśnięte oczy, ale zmusiła się, by je
otworzyć. Alan faktycznie chwiał się w przód i tył, walcząc z równowagą.
Wiedziała, że musi odciągnąć uwagę zebranych od chłopaka, inaczej każdy odkryje
prawdę, ale bardzo bolały ją kończyny i nie wiedziała, co miała zrobić. Z
opresji wyratował ją Mikołaj.
Chłopak zainterweniował. Podszedł do przodu, co
zaniepokoiło mężczyzn, którzy zaraz go otoczyli, by nie podszedł bezpośrednio
do Pawła.
- Zostawcie mnie! – ryknął na tych, którzy złapali go
za ramiona, odciągając na siłę do tyłu. Z jakiegoś powodu posłuchali go, co
dało mu możliwość parcia dalej, coraz bliżej ojca chrzestnego. – Przestań, już
wystarczy – syknął.
Dagmara była mu wdzięczna. Wiedziała jednak, że jak tylko ta
sytuacja się rozniesie, jak tylko członkowie przedstawią innym to, co się tu
wydarzyło, Mikołaj będzie stracony. W oczach nie tylko innych członków, ale i
całej Rady. Będzie musiał odpowiedzieć za swoje zachowanie.
- Niestety… – zaczął Paweł jakby trochę smutno. – Nie
ty tu rządzisz – szepnął w jego stronę, po czym machnął ręką i na jego znak
kilkanaście zaklęć z różnych części sali, gdzie stali pozostali członkowie,
poszybowało w stronę chłopaka, godząc go w pierś. Chłopak osunął się na kolana
ze zdziwieniem malującym się na twarzy, łapiąc w pół. Zaczął gardłowo oddychać,
ale prócz Dagmary i związanych przyjaciół nikt nie zwrócił na to szczególnej
uwagi. Nawet Paweł zdawał się zapomnieć o problemie, jak tylko go unicestwił,
każąc mężczyznom zanieść chrześniaka pod ścianę, co też uczynili.
- To, na czym skończyliśmy… – mruknął, zacierając
ręce z uciechą. Kolejny raz podszedł do dziewczyny. Szatynka wiedziała, że tym razem nie
skończy się na zadrapaniu czy złamaniu. Chciał ją ranić głębiej, mocniej.
Wyciągnął w jej stronę rękę, szepcząc niewyraźnie
słowa, które brzmiały jak łacina. Podejrzewała, że zaraz Paweł odbierze jej
chęć do życia, że jego zaklęcie spowoduje ból, którego jej ciało nie będzie już
w stanie znieść, ale choć z trwogą na nie czekała, żadne zaklęcie jej nie
ugodziło.
Spojrzała w górę, ale nikt nie patrzył na nią, nie
patrzyli nawet na Alana, tylko na siebie wzajemnie, z niezrozumieniem w
obliczach. Paweł był jak spetryfikowany.
Jakiś mężczyzna zamachnął ręką w stronę Sandry,
zapewne chcąc wyrządzić jej krzywdę, ale nawet włos jej z głowy nie spadł, gdyż
jego zaklęcie poleciało zygzakiem, bombardując najbliższą ścianę. Zaczęło się
testowanie, kto mógł, a kto nie mógł czarować.
To w Arletę poleciało inne zaklęcie, ale nie
trafiło, lądując na jakimś średniowiecznym kole, które łamało człowieka; to w
Kaspra pędziło kolejne, także chybione, które wleciało wprost na członków
Zgromadzenia, przewracając ich jak marionetki. Zaklęcia były wszędzie, ale
większość działała jak bumerang, wracając do swoich twórców. Nawet Paweł uciekł
przed czerwonym, rozżarzonym płomieniem, a kiedy w Dagmarę trafiła petarda,
wszyscy mężczyźni dookoła niej się rozproszyli. Petarda wybuchła, ale nic jej
nie zrobiła, oprócz tego, że połaskotała kostki, gdy dziewczyna spróbowała dźwignąć się na
nogi.
Dagmara wykorzystała ten moment konsternacji i paniki
wśród mężczyzn na dotarciu do Kaspra i Arlety. Wyjęła im kneble z ust, dzięki
czemu oboje mogli już się uwolnić, wypowiadając zaklęcia oswabadzające.
Przekręcając głowę w bok spostrzegła, że Mikołaj
podszedł po cichu do Alana, próbując i jego oswobodzić. Na całe szczęście w ręku trzymał dalej topór, bo blondyn nie tylko miał zakneblowane usta, ale i był
opleciony łańcuchami, które najprawdopodobniej blokowały wypowiadanie
przez niego czarów.
Jakiś mężczyzna za Arletą stał wyraźnie niezadowolony
z obrotu spraw, a kiedy tylko spostrzegł, co uczyniła Dagmara, podbiegł do
niej, robiąc zamach dłonią. Tym razem jednak to Kasper go powstrzymał,
szepcząc słowa, które spowodowały, że koło drewniane, które dawniej łamało
kości ofiary, o wielkości dwóch metrów, wpadło z impetem na mężczyznę.
Mężczyzna próbował odskoczyć od niego, ale nie zdążył, znikając gdzieś w jego
środku. Dagmara uchwyciła jeszcze jego niedowierzanie, dlaczego ktokolwiek
ośmielił się podnieść na niego rękę, a potem usłyszała już tylko jego głos:
- UWOLNIŁ SIĘ! – ryknął gdzieś ze środka koła, ale
gdy tylko na Kasprze skupiły się oczy wszystkich zebranych członków chłopak
zaśmiał się z politowaniem:
- Ofermy, spróbujcie we mnie trafić!
Dagmara w tym zgiełku podbiegła do przodu. Trochę
było jej trudno przez ciągnącą się w tyle nogę, która została uszkodzona przez
Pawła, ale chciała pomóc Mikołajowi uwolnić Alana. Zanim pokonała choć połowę
dzielącego ich dystansu, poczuła jednak czyjeś ręce na swojej kibici i zaraz
ktoś podniósł ją do góry.
- Zginiesz, zginiesz obiecuję – mówił do niej Marek.
Wiedząc, że nic jej nie zrobi przy pomocy zaklęć chciał zabić ją bronią
zawieszoną na ścianie; widziała, że poruszał się w tamtym kierunku. Jednak nim
zdążył podejść z nią wyrywającą się i wrzeszczącą, zobaczyła Mikołaja, który
wyrósł jak spod ziemi. Chłopak spokojnie wymamrotał jakieś zdanie, a chwilę
potem Marek stracił równowagę. Chwiał się tak jeszcze moment niczym chorągiewka
na wietrze, by w końcu upaść do przodu, z nią przerzuconą przez ramię. Dagmarę
uratował przez zderzeniem z ziemią Mikołaj.
- Co z Alanem? – zapytała go szeptem.
- Uwolniłem go – powiedział jej, prawie nie
poruszając przy tym ustami. – Pobiegł za Pawłem, skurczybyk już uciekł. Chodź –
pociągnął ją, by poszła za nim, ale choć chwilę się opierała, gdy wychodzili z
lochów do wieży ostatniej obrony, do miejsca, z którego przyszli, nie miała
obaw, że coś może stać się jej przyjaciołom. Każdy z nich był już uwolniony i
ktoś, najprawdopodobniej Kasper, zarzucił już wielką sieć na mężczyzn, przez co
wyglądali jak ryby podczas połowu, szarpiąc się i pląsając w środku, machając
rękami, by się z niej wydostać.
- Chodź – ponaglił ją Mikołaj, na co zostawiła za
sobą w tyle lochy, poruszając się do góry, do pokoju Pawła. To tam musiał
pobiec mężczyzna z myślą, że stamtąd łatwo się wydostanie i zaszyje przed
światem. Nie wiedział tylko, że jego pokój był potrzaskiem, że nie mógł wyjść
na zewnątrz, bo ciecz wyżarła dziurę w holu, a wyjścia z jego domu pilnowały
czarownice.
W którymś momencie zauważyła, że ciało ją mniej boli – to Mikołaj musiał zneutralizować jej ból.
- Dziękuję – rzuciła i mimo że chłopak nie
odpowiedział, wiedziała, że to jego sprawka. Uśmiechnął się niewinnie, jakby
nic wielkiego nie zrobił. A jednak, dla niej, nie znającej kunsztu magii i
tego, jak wiele może ona zdziałać, było to coś. Ale nie mogła o tym myśleć,
usłyszeli bowiem śmiech – zimny i wyzuty z jakichkolwiek emocji. Zaraz za nim,
potoczył się głos Alana:
- Śmieszy cię to? – zapytał mężczyznę, kiedy ona z
Mikołajem weszli do pokoju. Paweł spojrzał na nich, udzielając wolno
odpowiedzi:
- Oczywiście – bąknął z pokrętnym uśmiechem na
ustach. Wyglądał jak pomyleniec, z rozwianymi włosami oraz oczami, które nie
wiedziały gdzie się podziać. Raz były na biurku, raz na meblach, raz na
drzwiach, potem na nich. Spoczywały wszędzie, choć tak naprawdę nie były obecne
nigdzie. W ręku trzymał miecz, który musiał wziąć ze ściany, co dziwne, drugi
miecz trzymał w dłoni Alan. Dwa miecze, które wisiały skrzyżowane ze sobą,
które symbolizowały walkę, ale i waleczność. – I tak Rada dowie się prawdy, nie
unikniesz tego – dodał, wystawiając do połowy język, pokazując palcem na
Dagmarę. Podrapał się, podchodząc do drzwi.
- Nie ruszaj się – ostrzegł go Alan. Dopiero teraz
zauważyła, że stał on bardzo blisko Pawła. Był o wiele za blisko niż powinien,
a podchodził do niego jeszcze bardziej.
- Taaak? A co mi zrobisz? Ty mi nic nie możesz zrobić – znów zaśmiał się Paweł i szybko podskoczył do blondyna, machając na oślep mieczem. Alan odparł atak, ale mężczyzna
nie przestał przeć naprzód. Spróbował wbić sztych miecza w chłopaka, jednak jego próba
okazała się mizerna, usłyszeli szczęk ostrzy, jakby przycinających się razem,
od takiego dźwięku włosy jeżyły się na głowie.
Paweł atakował z furią, Alan wręcz przeciwnie, jakby
zdziwiony tym, co wyprawiał jego przeciwnik i skąd nabrał takich fikuśnych ruchów. Niedbale odbijał kolejne razy, zupełnie się przy tym nie męcząc. Nie
wyglądał, jakby był okaleczony, a przecież Dagmara, mimo pomocy Mikołaja, czuła
wyraźnie i ręce i nogę, toteż Alan też musiał je czuć. Paweł ziajał, dyszał i
próbował to z jednej strony podejść blondyna, to z drugiej. Wreszcie, widząc,
że nic nie skutkuje, oddalił się, sapiąc:
- Widzę, że umiejętności masz niemałe – skwitował,
ocierając strużki potu z czoła.
- Tobie natomiast szermierka jest obca – odparł mu
Alan, podjudzając mężczyznę jeszcze bardziej.
Znów skoczył do przodu na chłopaka. Dagmara spojrzała
na Mikołaja błagalnym wzrokiem, ale on pokiwał głową, nic nie mógł zrobić. Ten
pojedynek był nieunikniony.
Rozległ się raz jeszcze dźwięk żelastwa, ale tym razem
wynik był przesądzony. Paweł spróbował zmylić przeciwnika, w który bok uderzyć, ale Alan sprytnie skrzyżował bronie, jak wisiały niedawno na ścianie. Machnął swoim mieczem kilkakrotnie, przez co trzon
wyleciał z dłoni Pawła, lądując pod gablotką z książkami.
Mężczyzna zaszczękał zębami ze złości. W furii wyciągnął jeszcze sztylet zza pazuchy, rzucając się z nim na
Alana.
Dagmara miała krzyknąć, żeby blondyn uważał, on jednak przewidział ruch przeciwnika; ustawił miecz pionowo, by oddzielić się od mężczyzny, ale Paweł ani
myślał zwolnić, czy zawrócić. Znalazł się szybko przy Alanie, wbiegając na
wystające ostrze.
- Co ty… – zaczął Mikołaj, ale nie dokończył, bo było
za późno.
Głownia zniknęła w ciele mężczyzny, rozbryzgując
krwią dookoła rany. Paweł spojrzał bezpośrednio na Alana, z kącików ust zaczęła
mu się sączyć krew.
- NIC – powtórzył, nawiązując do tego, że nic mu sam nie
zrobi. Jego wzrok momentalnie stał się mętny, daleki i obcy.
Mikołaj podbiegł do chrzestnego, łapiąc go, gdy
ugięły się pod nim nogi. Alan, puścił rękojeść, także łapiąc bezwiedne już ciało.
Szatynka spojrzała na ręce Pawła; w prawej znajdował się
sztylet – ten sam, którym zrobił rany na jej rękach. Potem powiodła wzrokiem na
jego twarz i na oczy, które były puste. Powinna go nienawidzić, w końcu porwał
ją, okaleczył i chciał jej śmierci, a jednak nie mogła się do tego zmusić.
Wiedziała, że miał on narzeczoną, że pani od WOS-u będzie na niego czekać,
zanim dowie się strasznej nowiny o jego śmierci. Bo już leżał, martwy na
posadzce, w ramionach chrześniaka, który z kolei bardzo dziwnie się zachowywał.
Trochę śmiał się, trochę zawodził, jakby miał rozdwojenie jaźni.
- Wiedział, co robi – powiedział cicho przyjacielowi
blondyn. – Sam zdecydował się to skończyć.
To była prawda. Rzucił się z nożem na Alana, kiedy
ten trzymał miecz. To było już nierówne zestawienie, ale mógł to skończyć, jak
należało, poddać się dobrowolnie. Dagmara nie była pewna, czy nazwać to, co zrobił
samobójstwem, czy prędzej paniką i bojaźnią, że ktoś zdecyduje się odebrać jego
własne życie za niego.
- Zostaw go tutaj – poradził Mikołajowi Alan,
wstając. – Musimy porozmawiać z członkami, mamy niewiele czasu.
Niewiele? –
pomyślała dziewczyna, ale postanowiła się nie odzywać. Nie był to dobry moment
na wyjaśnianie półsłówek.
- Rozjuszonymi członkami – mruknął smętnie Mikołaj.
Mimo że zawsze wydawało się dziewczynie, że miał on o wiele ciemniejszą karnację
niż Alan, teraz był jakby od niego bledszy. – Co my im powiemy?
- Zostaw to mnie – rzekł blondyn z pewnością siebie,
nareszcie zwracając się w stronę Dagmary, która stała lekko z boku,
przypatrując się temu wszystkiemu w milczeniu. – Nic ci nie jest?
Zaprzeczyła głową, by zrozumiał, że nic jej się nie
stało. Co prawda bolały ją jeszcze trochę ręce po ciętych ranach i noga;
Mikołaj nie mógł usunąć całego bólu, jednak w porównaniu z tym, co tu miało
miejsce, jej ubytki wydawały się błahe.
Chłopcy ponownie skierowali się w stronę lochów. Ona
ociągała się najdłużej, chciała wziąć torebkę i pamiętnik Wiktorii. Torebkę
znalazła bez problemu, ale choć pamiętała, że dziennik zostawiła na biurku,
nigdzie nie mogła go znaleźć.
- Chodź – pośpieszył ją Alan, na co niemal
podskoczyła. Wydawało jej się, że już dawno zszedł na dół i że została w
pomieszczeniu sama.
- Nie ma pamiętnika Wiktorii – wyjawiła mu
zaniepokojona. – Był na biurku, teraz go nie ma.
Alan zatoczył wzrokiem po pokoju:
- Nie mamy czasu go szukać.
Dwukrotna wzmianka o braku czasu spowodowała, że
stanęła, krzyżując ręce na piersiach.
- Nie wyjdę bez niego – oświadczyła wyraźnie, ale
Alan złapał ją za rękę, ciągnąc do przejścia w gablocie z książkami.
- Właśnie, że wyjdziesz – powiedział jej stanowczo. –
Spróbuję go później znaleźć.
Ostatni raz spojrzała na pomieszczenie, nie omieszkując
przyjrzeć się martwemu mężczyźnie. Może była naiwna i lekkomyślna, dać się tak
łatwo zwieść obcemu, że pracował w szkole, jednak na swój sposób mężczyzna
był profesorem. Co prawda jego kunszt nie polegał na chemii, ale na zadawaniu
cierpienia w sposób jak najbardziej bolesny, choć było w nim też coś, co wielce
podziwiała. Mężczyzna był szalenie mądry i świetnie rozwiązywał łamigłówki,
nawet te najtrudniejsze. Za to winna była mu wdzięczność. Dzięki Pawłowi bowiem
dowiedziała się całej prawdy, nie tylko o swojej rodzinie, ale i o osobie,
która była jej przeznaczona. Ale z takimi informacjami będzie musiała nauczyć
się dopiero żyć.
Alan pociągnął jej rękę i tak ze splecionymi dłońmi
zaczęli schodzić w dół.
Widzę, że rozdział tym razem krótszy.
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa, co sprawiło, że zaklęcia zaczęły źle działać...
Nie jestem w stanie za wiele powiedzieć o tym rozdziale. Zdaje mi się, że następny będzie bardzo ważny.
Pozdrawiam,
Merc.
http://runicalblade-trilogy.blogspot.com/
Witam, to prawda następny rozdział będzie wiele wyjaśniał. Będzie to bowiem (oprócz Epilogu) ostatni już rozdział :)
UsuńWstałam dzisiaj specjalnie wcześniej, żeby tylko przeczytać nowy rozdział. Nie zwiodłam się. Rozdział jak zawsze ciekawy, ale tak jak w komentarzu powyżej wydaje mi się, że dopiero następny rozdział będzie niezwykle ważny.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie i życzę dużo, dużo weny,
Arya V.
Dziękuję za opinię. Jak odpisałam powyżej, macie rację bo zbliżamy się już do końca tego opowiadania :)
UsuńŚwietne !!!
OdpowiedzUsuńJuż nie umiem doczekać na next ;)
Pozdrawiam i życzę dużo weny :)
Dziękuję, następny rozdział najprawdopodobniej pojawi się za dwa tygodnie :)
UsuńZaczynałem lubić Pawełka, a ty go uśmierciłaś. To nie tak, że go popierałem, ale doceniam w nim to co Dagmara. Był facet szalenie mądry i specyficzną dziedzinę wybrał sobie nauki, na dodatek opanował ten sadyzm do perfekcji.
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać, że zarówno Alan jak i Mikołaj zaimponowali mi w tym rozdziale.
Ciągle się uskarżam na brak Krawata.
No i pamiętnik. Gdzie jest pamiętnik? Czyżby miał się zagubić już tak na zawsze i nie dowiemy się jak się kończył? Nie, to chyba niemożliwe.
No i w ten oto sposób jestem na bieżąco i nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. Tak poza tym ile ich przewidujesz? Chcę się przygotować mniej więcej na zakończenie.
Co z pamiętnikiem, dowiesz się niedługo :)
UsuńLamiae ma 37 rozdziałów + Epilog, także jesteśmy już prawie na finiszu.