WIEŻA OSTATECZNEJ OBRONY
Nie musieli ponawiać. Mikołaj schylił się po topór, który leżał tuż pod
jego nogami, pokazując dziewczynom, by biegły przodem. Dagmara zawahała się,
ale tylko chwilę. Ta chwila była momentem, w którym ujrzała, co goniło Sandrę z
Kasprem.
Najpierw, niemal po nogach stąpało im paru mężczyzn.
Ale o dziwo, nie rzucali oni żadnych zaklęć. Gdzieś za nimi połyskiwała
niebieska ciecz, przed którą oni wszyscy uciekali. Ta ciecz zdawała się wyżerać
posadzkę szybciej niż szarańcza uprawy.
Rzuciła się do ucieczki, podobnie jak i inni, ciesząc
się, że to Mikołaj miał teraz w ręku ciężki topór, który na pewno zawadzałby
jej bardziej niż pomagał podczas biegu. Popędzili na schody, na górę, potem na
kolejne schody, jeszcze wyżej. Mikołaj biegł najszybciej i jako pierwszy otworzył
drzwi na jego prawo wołając przeciągle:
- Tędy!
Drugi raz nie musiał powtarzać. Kolejno do
pomieszczenia wbiegli Mikołaj, Arleta, Dagmara, Kasper i Sandra.
Kiedy tylko dziewczęta znalazły się w środku, chłopcy
zatrzasnęli drzwi, chroniąc je całymi ciałami, by nikt więcej nie wszedł. A
paru członków próbowało, używali nawet jakichś czarów, ale w końcu ustąpili,
kiedy ciecz ich dogoniła. Na korytarzu rozległy się krzyki i część z tych,
którzy zdołali się uratować, pobiegła dalej. Reszta biedaków została w tyle,
zdana na pastwę losu.
- Co to było? – jęknęła Dagmara, ocierając pot z
czoła.
- Jesteśmy tu bezpieczni? – zapytała z kolei Sandra,
z trudem łapiąc oddech.
- To było zaklęcie silnie żrące i tak, jesteśmy tu
bezpieczni – odparł Mikołaj, pokazując na podłogę. – Ten kryształ wypolerowany
na parkiecie naturalizuje każde zaklęcie. To jedyne pomieszczenie, w którym
jesteśmy całkowicie bezpieczni.
- Co to za pokój? – zapytała Arleta, ale nie
usłyszała odpowiedzi. Każdy, nawet po krótkim zbadaniu pomieszczenia wzrokiem,
wiedział, że należał on do Pawła. Nie po wyglądzie, po tym, co zawierał.
Na jednej ze ścian wisiały dwa miecze, skrzyżowane ze
sobą ukośnie. Książki, które czytał nie były romansami, melodramatami czy
biografami. Wszystkie skupiały się wokół okultyzmu, jak go rozpoznać, jak z nim
walczyć i wreszcie, jak go pokonać. Były też książki z najróżniejszymi
truciznami, a barek, do którego zajrzał Kasper, zawierał trunki, do których, w
części z nich, według słów Mikołaja, Paweł zastosował mieszanki trujących ziół
czy jagód.
- I co, częstował tym swoich gości? – zakpiła Sandra,
ale Mikołaj wyprowadził ją z błędu.
- Nie, trzymał to na wszelki wypadek. Na wypadek
gościa, z którym nie do końca się zgadzał. Lub na wypadek nazbyt pazernego.
Dagmara złapała się za czoło. Byli tu uwięzieni, ale
i bezpieczni, a Alan, jako jedyny, wciąż był narażony na niebezpieczeństwo ze
strony Pawła, członków oraz szalejącej, wyżerającej cieczy na korytarzu.
- Co wam się stało? – zapytał Mikołaj Kaspra,
spoglądając z ciekawością na biel, pokrywającą ciało i ubranie chłopaka. Nawet
włosy przybrały dziwny odcień szarości. Sandra z kolei przypominała Murzynka
Bambo.
Dagmarę zainteresowało nagle biurko Pawła, na którym
stała jej torebka. Już zapomniała, że coś musiało się z nią stać, po tym, kiedy
ją porwał.
- Kasper wymyślił, że rzuci na nas zaklęcie
kamuflujące – prychnęła Sandra, wywracając oczami. – Trochę jednak mu nie
wyszło.
Mikołaj zaśmiał się, po czym podszedł do książek,
jakby chciał przeczytać ich tytuły. Szatynka w tym czasie zobaczyła, że
pamiętnik Wiktorii, który znajdował się w jej torebce, był wyłożony osobno.
Paweł na pewno musiał go przeczytać, ale na szczęście zobaczył tylko jeden
wpis.
Dziewczyna otwarła dzienniczek. Tak jak się
spodziewała nowa część tekstu została pokazana. Wahała się, czy go przeczytać,
czy powinna tracić czas na czytanie kilkunastu linijek, kiedy powinna działać.
Szkopuł w tym, że nie wiedziała co robić, a jakaś naiwna część niej łudziła się, że
Wiktoria da jej wskazówkę, pokaże, co ma dalej robić.
Rodzimy się,
żyjemy, umieramy. Wszystko, co robimy, prowadzi nas do jednego – śmierci.
Czasem przychodzi późno, ukradkiem i po cichu. Czasem jest gwałtowna,
niechciana i zbyt pośpieszna. Tak wiele jest jej obliczy.
Miałam raz
znajomego o imieniu Stanisław. Staś… Był ode mnie dużo starszy, ale wyjątkowo
rozumieliśmy się. Może ja byłam zbyt dojrzała na swój wiek, a może to on,
niezwykle dziecinny, dogadywał się ze mną.
W siedemnaste
urodziny coś złego stało się ze Stasiem. Miał mniej czasu, mniej się uśmiechał.
Rok później zaginął. Część osób mawiało, że wyjechał w góry, że chciał odpocząć
od tego świata, którym rządzą pieniądze, pycha i zakłamanie. Tylko, że nikomu
nie dał o tym znać. To było do niego niepodobne, choć policja nam nie wierzyła.
Po
przeprowadzonym śledztwie ustalono, że nigdy nie wyjechał z Wrocławia. Jego
ciało znaleziono w Odrze, kiedy ja byłam już w Kielcach. Poznano go po kurtce,
w której wyszedł z domu owego dnia zaginięcia, tylko po tym.
Jaki miał motyw?
Czy chciał się zabić? A może pojechał się przejść, pospacerować po moście
Milenijnym? Może spotkał grupę pijanych chłopców? Może chcieli go okraść, a on
nie chciał im oddać portfela? Tak wiele opcji… Tak wiele niewiadomych…
A może… W
siedemnaste urodziny zjawiła się u niego Rada, aby powołać go do Zgromadzenia.
Może w osiemnaste urodziny przeznaczonej mu dziewczyny musiał ją zabić? I
wreszcie, może… trapiony wyrzutami sumienia, skoczył z mostu Milenijnego, by
przerwać tę udrękę?
Nie znam
odpowiedzi i prawdopodobnie nigdy jej już nie poznam.
Śmierć. Każdy
znajdzie się w jej objęciach. Problem polega na tym, że nie jest sprawiedliwa.
Każdego osądza według innego wzoru. Staś nie powinien był zaginąć. Powinien był
stawić czoło światu. Ale są tacy, którzy powinni pożegnać się z życiem, którzy
powinni zamienić się wtedy z nim miejscem. Nie mnie dane jest wyznaczać, ale
gdybym miała od kogoś zacząć szukać takiej osoby, zaczęłabym od Zgromadzenia.
Wiele mają na sumieniach, choć często są tak zepsuci, że nie zdają sobie z tego
sprawy. Smutny to fakt. A jeszcze smutniejszy jest taki, że oni żyją tu i
teraz. Kiedy funkcjonują w społeczeństwie są ważni, ale z chwilą, gdy ich
powieki zamykają się na zawsze, szybko zostają zapomniani. Śmierć zawsze
chętniej przyjmie tych, których nie ma, kto opłakiwać.
- Dobra, nie wiem, która to jest – warknął
nieprzyjemnie Mikołaj, na co każdy spojrzał na niego zdumiony. – Szukam „Legend
Arturiańskich”, ale nie mogę ich znaleźć – wyjaśnił, wzruszając ramionami.
- W jakim celu? – zapytała Sandra, przymrużając oczy.
Wyglądała teraz jak drapieżna, czarna kocica. Przybliżyła się do niego, bacznie
obserwując biblioteczkę, koło której stał.
- Widziałem kiedyś jak Paweł włożył „Legendy” i otworzył
tym przejście do lochów – powiedział, drapiąc się w głowę. – Dobrze by było,
gdybyśmy się tam dostali.
- Lochy? – podchwyciła Dagmara szybko. – Chodzi ci o
pomieszczenie z narzędziami tortur?
- Tak – odparł, trochę zdziwiony tym, skąd wiedziała o
narzędziach. – Według mnie w tamtym miejscu są obecnie Alan z Pawłem.
- Też tak uważam – przytaknęła, spoglądając na
czarnowłosą.
Sandra miała zamknięte oczy. Jej usta poruszały się
lekko, jak gdyby recytowała do siebie jakiś wierszyk. Trwało to jednak tylko
chwilę, podniosła rękę, wskazując na gablotkę, by w końcu podnieść również
powieki.
- Nie działa – mruknęła poirytowana. – Nie mogę
zidentyfikować.
- Wiem, też próbowałem – dodał Mikołaj ze strapionym
wyrazem twarzy.
Dagmara patrzyła to na Sandrę, to na chłopaka.
- Co nie działa? – zapytała.
Odpowiedziała jej Arleta:
- Paweł musiał zablokować tę książkę, może nawet
zmienić jej wygląd, żebyśmy nie mogli jej zlokalizować za pomocą magii.
Kasper odetchnął głęboko:
- To klops – oświadczył wszem i wobec, na co Sandra
spojrzała na niego, jakby chciała go zamordować.
- Tylko tyle masz do skomentowania? – żachnęła.
Dagmara wiedziała, że czarnowłosa nie przepadała za Alanem, w ogóle nie
przepadała za wieloma osobami, jednak ze względu na Arletę, w miarę możliwości
próbowała pomóc.
- A co jeszcze mogę zrobić? – odszczeknął jej jadowicie.
– Myślisz, że nie wolałbym, aby był tu z nami?
- Poczekajcie – zaczęła Dagmara, zanim tych dwoje
wszczęłoby na dobre kłótnię. Jakaś myśl kiełkowała w jej głowie i chciała się
nią podzielić. – Jeżeli Paweł zmienił książkę, to nie mógł jej bardzo zmodyfikować?
Mylę się? A nawet jeśli, to czy nie jesteśmy w stanie wymyślić co mogła
zawierać? Legendy Arturiańskie to chyba proste, co go najbardziej w nich
fascynuje. Osoba, czarnoksiężnik, który mając moce szatańskie, wybrał czynienie
dobra.
- Merlin – rzekł Mikołaj z uśmiechem, puszczając do
niej oczko. – Jesteś genialna – znów obrócił się w stronę biblioteczki, ale tym
razem jakaś książka wysunęła się o parę centymetrów, potem jeszcze bardziej, by
w końcu wylądować w ręku chłopaka. – Druidzi – przeczytał tytuł i aby nie
tracić dłużej czasu, umieścił ją z powrotem na półce, wpychając do samego
końca. Dagmara usłyszała jak uruchomiła ona mechanizm, w pokoju zrobił się
hałas, biblioteczka otwarła się niczym książka w samej połowie, ukazując schody
wiodące w dół. Chłopcy chcieli zejść jako pierwsi, ale Sandra prychnęła mówiąc,
że panuje uprawnienie i ona idzie zaraz po Mikołaju, który miał prowadzić,
maszerując z toporem w ręku. Kasper musiał zadowolić się pozycją trzecią, po
nim szła Dagmara. Najmniejsza z nich, Arleta, zamykała pochód, obserwując czy
nikt nie skradał się od tyłu.
- Co to za miejsce? – zapytała szatynka, kiedy
zauważyła, że po jakichś dziesięciu minutach przeszli do owalnej wieży, gdzie
było duszno i ciemno. Ani jeden promień światła nie wpadał do pomieszczenia,
blasku dostarczała im jedynie latarka w komórce Mikołaja.
- Różnie ją nazywają – odpowiedział jej głos z
początku, należący do chłopaka. – Wieża ostatniej szansy, lub ostatecznej
obrony. Stosunkowo bezpieczne miejsce. Gdybym nie wiedział, że takie istnieje,
nie znaleźlibyśmy wieży. Z zewnątrz jej nie widać, bo Paweł naniósł na nią czar
ograniczonej widoczności.
Im głębiej szli, tym bardziej wyczuwała, że koniec
był blisko. Czy mogła wyczuwać obecność blondyna?
Wiedziała, że tam był, że z chwilą, gdy Marek wszedł
do lochów i nie zobaczył jej schowanej za Madejowym łożem, przygotowywał on już
tortury, którymi miał być poddawany Alan. Potem, do pomieszczenia wszedł i
Paweł, to on odkrył intruza i wychodząc, kazał mu poczekać, by sprawdzić, czy
się nie mylił. Marek miał ją złapać i umieścić z powrotem w lochach, gdzie
miała ona poczekać na pojawienie się Alana. Plan Pawła został jednak
pokrzyżowany. Nie dość, że uciekła ona Markowi, to i do środka dostali się
Sandra, Arleta, Kasper i Mikołaj.
Paweł musiał jednak zdążyć zmusić Alana, by podążył
on do lochów i tak, ona i blondyn wyminęli się, w różnych momentach znajdując
się w komnacie z torturami. Różnica między nimi polegała tylko na tym, że ona
nie została poddana torturom.
Mikołaj zszedł po drabinie w dół, pomagając Sandrze.
Potem zszedł Kasper, ale na dole zrobiło się tak ciasno, że Mikołaj z Sandrą
wyszli z wieży, przechodząc do lochów. Kasper pomógł pozostałym dziewczętom
przy zejściu z drabiny i podobnie jak wcześniejsza dwójka przeszli dalej. Na
końcu krótkiego pasażu były drzwi, ale Sandry i Mikołaja nigdzie nie było.
Musieli oni już wejść do środka, mimo iż umówieni byli, by wejść razem.
- Chodźcie – ponaglił Dagmarę oraz Arletę, Kasper,
otwierając drzwi. Weszły zaraz za nim, jednak z chwilą, gdy przekroczyły próg,
poczuły, że coś wessało je jeszcze bardziej, odciągając od możliwości ucieczki.
Jakby niewidoczny sztorm powiał w ich stronę, odwlekając od drzwi.
Szatynka omiotła wzrokiem pomieszczenie, które nie
przypominało już tego samego, które zostawiła w pośpiechu z niego uciekając.
Było pełne ludzi. Znalazła wzrokiem Alana, który, mimo że stał, wciąż był
przywiązany łańcuchami, krępującymi mu ruchy. Splecione razem ogniwa świeciły,
co dawało niemal stuprocentową pewność, że były zaklęte czarem. Pilnował go
zadowolony z siebie Paweł, nawet nie próbując powstrzymywać uśmiechu
samozadowolenia, który gościł na jego pociągłej twarzy. Zobaczyła też i Sandrę,
oplątaną od stóp do głów sznurami z zakneblowanymi ustami; siną na twarzy jakby
się dusiła. Mikołaj natomiast, jako jedyny nie został związany – stał w
bezruchu, pilnowany przez jakiś dwóch, rosłych osiłków.
Kasper, Arleta i ona właśnie znaleźli się w centrum
uwagi. Najgorszym z tego wszystkiego był fakt, że w lochach było kilku, może
koło dziesięciu członków Zgromadzenia, o których obecności nie wiedzieli. Stali
oni, pilnując dwóch wyjść, gdyby nagle kogoś nadeszła ochota by uciec.
- Nareszcie – powiedział Paweł wesoło, rozkładając
ramiona, jakby chciał się z nimi przywitać. – Właśnie na was czekaliśmy.
- Doprawdy? – zapytał Kasper z kpiną. Dopiero teraz
Dagmara przypomniała sobie, że chłopak miał przed paru lat dobry kontakt
zarówno z ówczesną Radą, jak i Zgromadzeniem.
- O tak – przemówił mężczyzna, pokazując palcem na
Arletę i Kaspra. – Tylko nie róbcie problemu, bo zginiecie.
Wyżej wspomnianą dwójkę oplotły takie same sznury,
które krępowały ciało Sandry. Arleta wrzasnęła z bólu, gdy jakiś zacisnął się
za mocno na jej szyi. Paweł zacmokał, kiwając z gniewem na nią palcem:
- Za każdym razem, gdy będziesz chciała wypowiedzieć
zaklęcie, tym gorzej dla ciebie – zrugał ją, ale jakimś sztucznym od nadmiaru
troski głosem.
- Czego chcesz? – zapytała Dagmara, zaciskając
pięści. Zdawało jej się, że gorzej być nie może. Każdy z jej znajomych był w
mniejszym lub większym stopniu uwięziony; Kasper, Sandra i Arleta zostali na
dodatek zakneblowani i tylko ona pozostała wolna.
- A teraz… – Paweł zaciągnął się jakby niewidzialnym
papierosem. – Chciałbym abyście popatrzyli na coś niewiarygodnego.
Jak się okazało nie bez powodu była wolna. Mężczyzna
przeszedł do tyłu, do ściany z bronią białą. Marek podał mu sztylet, który
uniósł majestatycznie ku górze, jakby pokazywał zebranym kielich zaginionego
Graala. W rzeczywistości była to zwyczajna broń o cienko zakończonej głowni; nic
specjalnego Dagmara w nim nie dostrzegła. Jednak Paweł, dalej trzymał wysoko
sztylet. Podszedł z nim do niej. Wyciągnął ręce ku niej, jakby to teraz jej
chciał go z bliska pokazać.
Dagmara automatycznie cofnęła się, wpadając na jakiegoś
mężczyznę, który z kolei zaśmiał się, popychając ją w stronę Pawła.
- Chyba trochę się wystraszyła – zaśmiał się ten sam
członek Zgromadzenia.
- Daj mi swoją rękę – zażądał Paweł. Sztylet trzymał
już nie ponad głowami, a dokładnie wycelowany w jej pierś, więc nie miała gdzie
uciec. Rozejrzała się po pomieszczeniu, ale nic nie oferowało ewentualnej
pomocy.
Wydawało jej się, że będzie drżała, ale widocznie
nawet na to nie miało siły jej ciało. Wystraszone tego, co miało się wydarzyć,
zapomniało nawet jak się pocić z przerażenia. Ujął jej rękę w swoją i szybko
przeciął jej skórę robiąc szramę od nadgarstka do palców.
Zaczęło szczypać, ale to jej egoistyczna strona
została zraniona. Przecież po drugiej stronie pomieszczenia Alan poczuł taką
samą ranę, jednak on musiał grać dobrą minę do złej gry. Jego rany nikt nie
widział, ale o to właśnie chodziło Pawłowi. O to, kto najdłużej wytrzyma tę grę
nerwów. Ona czy Alan, o to, kto zdradzi ich tajemnicę, a może wreszcie, kto
pierwszy ją na ich twarzach zauważy.
Ponownie niesamowite zakończenie :D. Jest ciekawie i to bardzo.
OdpowiedzUsuńTa ciecz... Skojarzyła mi się z jedną z pułapek w Kapitolu w Kosogłosie cz. 2. Czyżby to było Twoją inspiracją? :)
Pozdrawiam i czekam na dalszy ciąg,
Merc.
http://runicalblade-trilogy.blogspot.com/
Nie, nie czytałam tej książki :) Dziękuję za komentarz.
UsuńRozdział świetny jak zwykle. Ależ te Paweł to pokomplikował. A mam takie małe pytanie kto nie zna tajemnicy Alana i Dagmary?(Sorry, że tak pytam, może napisałaś, a ja nie doczytałam- zdarz mi się to czasem).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny.
Arya V.
P.S. Czy jest jakaś większa szansa, że w przyszłym tygodniu pojawi się lamiae?
Jest na to bardzo duża szansa, bo Nemezis powoli mi idzie.
UsuńDziękuję i pozdrawiam :)
Czekam na WIĘCEJ !!! :D
OdpowiedzUsuńZapraszam zatem za tydzień :)
UsuńJa tam się cieszę, że w takiej sytuacji, ta paczka, z czego każda jednostka jest inna i zdaje się nie pasować do reszty (właściwie nikt nie pasuje do nikogo), to jednak umie się zjednoczyć i razem kombinować, stawiać czoła niebezpieczeństwu i nawet jeśli ktoś kogoś niespecjalnie lubi, to idzie go bonić. Gdyby tylko nasz naród umiał się tak jednoczyć (pomarudzę trozkę).
OdpowiedzUsuńNo i chyba szykują się torturki. Szczęśliwy ja, bo otrzymałem co chciałem.
Kasper umie czarować? Dlaczego? Nie zabrali mu mocy? On ma w ogóle jakąś moc? Wcześniej tego zupełnie nie zauważyłem.
Gdzie Krawat? Dawno tego czterołapa nie było, a ja już się za nim stęskniłem.
Krawat w rezydencji na posterunku :)
UsuńKasper utracił większość mocy, przez śmierć Wiktorii, ale dalej coś tam potrafi wyczarować.