LIST W BUTELCE
Następne dni w szkole nie należały do przyjemnych. Ilekroć bowiem Lena spoglądała na miejsce w ławce obok siebie, które należało do Marty, rozmyślała nad powodem zniknięcia przyjaciółki. Nie mogła pojąć, dlaczego dziewczyna nie wyjawiła jej swoich problemów, bo w to, że nagle się napiętrzyły, nie była zdolna uwierzyć. Musiały stopniowo się nawarstwiać, aż w końcu przerosły blondynkę, więc postanowiła od nich uciec. Oczywiście miejsce Krystiana również pozostawało puste, co upewniało tylko szatynkę, że nastolatkowie znajdują się gdzieś razem.
Po upływie dwudziestu czterech godzin od zaginięcia blondynki
do akcji wkroczyła policja. Jakimś sposobem udało im się ustalić, że Marta i
Krystian byli widziani w rejonie Starego Miasta. Niedaleko parku Juliusza
Słowackiego, został z kolei znaleziony telefon dziewczyny – wyłączony, bez
karty SIM. Policja była w trakcie ustalania, co wydarzyło się potem, ale
najprawdopodobniej wsiedli oni do autobusu, na co wskazywał monitoring z
pobliskiego supermarketu.
Lekcje dłużyły się bezlitośnie. Dopóki Marta miała przy
sobie komórkę, szatynka wyczekiwała. Łudziła się, że dostanie jakieś
powiadomienie, dlatego co trzy minuty zerkała na telefon, sprawdzając potencjalną
wiadomość. Kiedy jednak Lena dowiedziała się, że komórka blondynki została
znaleziona w koszu na śmieci, jej nadzieja prysnęła szybciej niż bańka mydlana.
Kontakt z Martą stał się czymś nieosiągalnym.
Dzisiaj po zajęciach, Lena została zaproszona do mieszkania
rodziców Marty. Długo zastanawiała się czy powinna przystać na tę propozycję, gdyż
obawiała się konfrontacji z rozżalonymi i zaniepokojonymi dorosłymi. Z drugiej
strony była to jej jedyna szansa by móc wypytać panią Teresę oraz pana Sławomira
o ostatnie dni w domu przed zniknięciem blondynki. Zapytałaby o zachowanie
dziewczyny, o tym co mówiła i kto ją odwiedzał. Może i na to samo liczyli
rodzice Marty, proponując wizytę Lenie – chcieli pozyskać dodatkowe informacje.
Widząc więc w spotkaniu obopólną korzyść, dziewczyna
zgodziła się zawitać po zajęciach w mieszkaniu. Szła tam z nastawieniem aby
wypytać jak najwięcej, sama udzielając szczątkowych informacji. Takim sposobem
i wilk byłby syty, a i owca cała. Nie przewidziała tylko, że nie była jedynym
zaproszonym gościem.
Diana siedziała w rogu salonu, na wielkiej, skórzanej
kanapie o kolorze ciemnego bzu. Miała dumną i nieprzystępną minę, a naprzeciw
niej w fotelu zatopiła się pani Teresa. Na krzesłach dookoła stołu rozgościły
się natomiast trzy dziewczęta, w wieku od trzynastu do piętnastu lat. Lena od
początku domyśliła się, że młodymi niewiastami były kuzynki Marty – kiedyś
widziała je plotkujące na temat jakiegoś serialu o wampirach.
Z ojcem Marty, panem Sławomirem, w samym korytarzu, stał
Sebastian. Oni jako jedyni byli żywo wciągnięci w dyskusję z policjantem, który
ich rozdzielał i odpowiadał na kolejno bombardujące pytania. To ich jako
pierwszych ujrzała Lena, gdy nieśmiało zajrzała do środka po uprzednim
zaanonsowaniu dzwonkiem.
- Co się dzieje? – zapytała na wejściu, ale nikt jej nie
odpowiedział.
Zamiast tego doleciały ją strzępki rozmowy
funkcjonariusza z mężczyznami.
- Takie są fakty, monitoring na to wskazuje – policjant
pociągnął nosem, na co jego równo przycięty wąs poruszył się niespokojnie.
- Nie wierzę! – to ojciec Marty zaciągnął się gniewem.
Był to mężczyzna niebanalnej urody. Blondyn, z dłuższymi
włosami, brązowymi, dużymi oczami i ciemną karnacją. Nie wyglądał na swoje ponad
pięćdziesiąt lat, ale Marta niejednokrotnie powtarzała, że jej ojciec dbał o
siebie bardziej niż matka. Nigdy w życiu nie palił, nie pił, nie stosował
żadnych używek, chodził na siłownię trzy razy w tygodniu, w dwa pozostałe na
krav mage. Odżywiał się zgodnie z zaleceniami dietetyka i prowadził mało
stresujący tryb życia. Każdy tylko marzył aby być w tak dobrej kondycji
fizycznej przekraczając pół wieku.
Policjant mlasnął. Jego wąs znowu się poruszył.
- Przykro mi, ale w związku z powyższym muszę przeszukać
pokój Marty.
Nikt nie oponował. Nawet suczka państwa Chmielewskich, biały
maltańczyk o wdzięcznym imieniu Stokrotka, stała gdzieś z boku, nie skacząc na mężczyznę
jak to zwykle miała w zwyczaju witać gości. Musiała wyczuwać, że coś się stało,
chowając się za panem Sławomirem, przez co Lena jej nawet nie zauważyła.
- Co się dzieje? – powtórzyła pytanie Lena, kiedy
funkcjonariusz zniknął jej z oczu.
Tylko Sebastian zwrócił się w jej stronę. Pan Sławomir
był nieobecny myślami, pani Teresa pobiegła za policjantem do pokoju córki,
jakby bała się, co mężczyzna może tam znaleźć, a Diana i dziewczęta milczały.
- Podobno policja dotarła do monitoringu z autobusu.
Marta z Krystianem wysiedli na Moście Milenijnym – Sebastian skrócił
dziewczynie wypowiedź funkcjonariusza.
Chciała go zapytać, co w związku z tym? Jej uprzedzenie
do chłopaka jednak spowodowało, że kiwnęła tylko głową i podeszła do Diany. Młoda
kobieta nie była dzisiaj tak rozmowna jak ostatnio, ale zapytana o szczegóły,
zaczęła swój wywód:
- No bo wiesz, teraz pojawiają się pytania, po co
wysiadali na moście. Policja nam tego nie powie wprost, póki nie będzie ciał,
ale moim zdaniem to nie przypadek.
- O czym ty mówisz? – szatynka pogubiła się w tych
wyjaśnieniach.
- O samobójstwie – powiedziała to tonem, jakby los nastolatków
był już przesądzony. – Wysiedli na Moście Milenijnym… to oczywiste, że
planowali z niego skoczyć – Lena wzdrygnęła się, bo sama kiedyś to rozważała,
trafiając na most z komórką Sebastiana w ręku.
- Dość – to pan Sławomir przerwał dyskusję stanowczym
głosem. – To tylko przypuszczenia, na pewno okaże się, że chcieli gdzieś
wyjechać. Odpocząć od szkoły, od nas…
Nie mówił wszystkiego. Jeżeli Lena była czegoś mocno
pewna, to tego, że rodzice Marty pokłócili się z córką tuż przed jej
zniknięciem i kłótnia ta miała bezpośredni wpływ na decyzję o ucieczce.
Tannenberg zdawała sobie sprawę jednak, że przy tych wszystkich gapiach nie
mogła wprost zapytać o przyczynę konfliktu, dlatego z wolna podeszła do pokoju
Marty, który szturmowany był przez mężczyznę z wąsem pod czujnym okiem pani
Teresy.
Pomieszczenie nie zmieniło się odkąd je pamiętała. Na
prawo od wejścia stała olbrzymia, dwumetrowa szafa przesuwna, wysoka pod sam
sufit. Łóżko proporcjonalnie wielkie do szafy, znajdowało się na samym środku
pokoju, a nad nim zainstalowany był kinkiet ze szklanym kloszem o nietypowym i
nowoczesnym wzorze. W głębi pokoju stała komoda na ubrania, a obok okna wisiało
prostokątne lustro z grubą ramą. Naprzeciwko szafy znajdowało się biurko z
krzesłem i lampka.
Policjant zaglądał do rzeczy osobistych Marty. Aktualnie
przeszukiwał szufladę z bielizną, robiąc tam lekki nieporządek, który był nie
do zaakceptowania przez panią Teresę, o czym świadczyła jej zdegustowana mina.
Kiedy tylko przeszedł więc do kolejnego mebla, kobieta rzuciła się do
porządkowania.
Lena stanęła w drzwiach, onieśmielona zaczynać rozmowę. Nie
chciała z obsesją oferować swojej pomocy, w końcu Marta nie była jej siostrą,
tylko przyjaciółką, ale nie miałaby nic przeciwko, gdyby taka propozycja padła
ze strony kobiety. Poproszona o pomoc w szukaniu jakiś wskazówek, chętnie by
przystała, bo zazwyczaj była świetnym tropiącym. Nawet już miała powiedzieć na
głos, że na miejscu policjanta zaczęłaby od biurka, gdy pani Teresa westchnęła
gorzko:
- To nie ma sensu. A może ktoś ją uprowadził? Może ten
chłopak, Krystian. Marta na przykład chciała z nim zerwać, więc zmusił ją aby z
nim wyszła.
- Krystian nie jest porywaczem – gorąco zaprzeczyła
Lena, dając kobiecie i policjantowi znać o swojej obecności i obserwacji ich
poczynań. – On jest jednym z nielicznych porządnych chłopaków jakich znam… –
dodała, oburzona pomysłem jakoby Krystian był winien nieobecności blondynki w
domu.
- Chcesz coś zasugerować? – policjant poruszył wąsem,
odwracając się w stronę nastolatki.
- Nie, ja tylko… – zaczęła się gubić w tłumaczeniu. – To
na pewno nie jego sprawka. – W głowie kłębiły jej się myśli, że porwanie to
ostatnie, co powinno być brane pod uwagę w relacjach nastolatków. – Marta
musiała dobrowolnie… – od razu zrozumiała, że popełniła błąd. Pani Teresa
odwróciła się do niej, z odcieniem ciemnej purpury na twarzy. Jej szczęka
zacisnęła się mocno, a knykcie zbielały od zaciskania pięści.
- Chcesz powiedzieć, że przeze mnie córka zaginęła?! –
na jej obliczu malowała się furia. Nigdy nie widziała matki Marty w podobnym
stanie, nawet wtedy, gdy blondynka oświadczyła kobiecie, że chce ograniczyć
treningi jeździeckie. To była czysta wściekłość, jej oczy wręcz płonęły,
ciskając w Lenę piorunami. – Chcesz mu powiedzieć, że to moja sprawka, a nie tego
gówniarza, tak?! No powiedz panu funkcjonariuszowi, że Marta zaszła w ciążę z
tym gnojem! I że tak, kazałam jej ją usunąć!
Szok, spowodowany tą nagłą informacją spowodował, iż szatynce
zakręciło się w głowie. Musiała przez kilka minut stać z otwartymi ustami,
podczas gdy pani Teresa zaniosła się płaczem, mówiąc policjantowi, że ona nie
chciała i nie przypuszczała, że Marta z Krystianem w taki sposób rozwiążą
sytuację. Przez „taki sposób” rozumiała ona skok z Mostu Milenijnego, czyli
popełnienie samobójstwa, o którym wspomniała wcześniej także Diana.
Ciężko było stwierdzić, kto wiedział o ciąży. Czy pani
Teresa, myśląc, że Lena chce zdradzić tajemnicę policjantowi, unosząc się
złością, powiedziała o jedno zdanie za dużo? Czy może już każdy w salonie znał
prawdę, dlatego tak łatwo przyjęli wiadomość o skoku? Czy Sebastian znał
prawdę? A jeśli tak, to co takiego skasował z Krystiana komórki?
Wycofała się z pokoju. Wyszła z bloku, z nikim się nie
żegnając, z oczami pełnymi łez. W tamtym momencie poczuła niesprawiedliwość
tego świata i głęboki żal do samej siebie. Nastawiona tylko na zemstę, nie
zauważyła pączkującego związku, który rozkwitł w namiętny romans, a następnie zaowocował.
Ta relacja zrodziła się tuż obok niej, a jednak jak bardzo daleko, skoro jej
nawet nie dostrzegła. Tak jakby zaślepiona nienawiścią zobojętniała na miłość.
Poczuła więc odrazę do Sebastiana, w końcu jej zemsta była uwarunkowana jego pobytem
w szkole. I w końcu, pomyślała o rodzicach Marty i Krystiana. Państwo Chmielewscy,
zamiast wspierać córkę, podjudzali ją do aborcji, o czym zapewne blondynka
chciała porozmawiać z Leną na przeddzień zaginięcia. Matka Krystiana prawdopodobnie
o niczym nie wiedziała.
Szatynka żałowała. Mocno żałowała, że nie angażowała się
bardziej w życie przyjaciółki. Może gdyby porozmawiały, Lena coś by doradziła,
odwiodła od skoku…
Przed niecałymi dwoma latami Tannenberg była obiektem
kpin ze strony rówieśników. Nastolatkowie bywają najokrutniejsi dla siebie
nawzajem. Zapewne presja otoczenia, obawa przed reakcjami kolegów z klasy zmusiły
Martę i Krystiana do podjęcia tak nieodwracalnej decyzji jak targnięcie się na
swoje życie. Łatwo byłoby ich skrytykować, stwierdzić, że nie ma nic gorszego
niż samobójstwo. Lena jednak dalece była od potępiania. Z biegiem czasu dopiero
dostrzegła, że poziom umysłowy dzisiejszych nastolatków nie przewyższał wcale
poziomu umysłowego rośliny doniczkowej. W gimnazjum sama była ofiarą, a jeszcze
w liceum, biegnąc za trendami narzuconymi przez uczniów, czyli dokuczaniu
innym, popisała się rozumem na miarę kaktusa. Niedaleko padało jabłko od
jabłoni. To rówieśnicy ją wychowali, ich zazdrość i nienawiść względem siebie
doprowadziły więc do jej postępowań względem Sebastiana. Była wytworem
stworzonym przez psychologię tłumu.
Pojechała autobusem na Most Milenijny. Chciała zobaczyć,
czy w pobliżu nie znajdowały się kamery, które zarejestrowałyby ewentualny
skok. Niestety, przypuszczała, że nawet gdyby kamery istniały, w ich posiadaniu
zapewne znajdowała się już policja, ale jakaś część niej łudziła się, że
funkcjonariusze coś przeoczyli, że czegoś nie zauważyli i dlatego pojawiła się
teoria o samobójstwie. Miała wielką nadzieję, że ona znajdzie puzzel, którego brakowało
do tej układanki i okaże się, że to jeden wielki żart, który wymyślił Krystian.
Wysiadła
na przystanku Hala Orbita, bo pamiętała, że na
ulicy Wejherowskiej znajdował się trzygwiazdkowy hotel Orbita. Obiekt
usytuowany był na obrzeżach Parku Zachodniego. Dysponował sauną,
odkrytym
basenem, oraz restauracją, w której organizowane były przyjęcia
okolicznościowe
tak samo jak spotkania biznesowe. Lena postanowiła tam pójść i zapytać
czy
Marta z Krystianem nie zaglądali do hotelu przed kilkoma dniami. Może
chcieli
zjeść? Może wynajęli pokój? A może chcieli zapytać recepcjonistkę jak
schować
się przed całym światem?
- Witam – Lena przywitała się z młodą kobietą, której
praca polegała na przyjęciu gościa oraz załatwieniu formalności związanych z
jego pobytem, więc młoda blondynka uśmiechnęła się pogodnie, widząc w Tannenberg
kolejnego, potencjalnego klienta.
- W czym mogę pomóc? – zapytała, pokazując szatynce rząd
równych, białych zębów.
Lena rozejrzała się dookoła. Teraz, gdy już tu była,
prawdopodobieństwo, że Marta z Krystianem także weszli do hotelu, wydało się
znikome.
- Więc jest taka sprawa… – zaczęła z wolna. Przygryzła
wargę, próbując wymyślić, jak zaczepić rozmowę. – Czy pani pracuje tu sama? – zreflektowała
się, że zapewne dziewczyna ma zastępstwo, bo nie dałaby radę obsługiwać
recepcję dwadzieścia cztery godziny na dobę, a ona potrzebuje wypytać obie
recepcjonistki odnośnie przyjaciół.
- Nie, ale nie
rozumiem – odparła kobieta, ściągając podejrzliwie brwi niemalże do jednej
linii. Szatynka odniosła wrażenie, że młoda recepcjonistka położyła nawet dłoń
na przycisku, który miał wezwać ochroniarza.
- Proszę się nie martwić – Tannenberg podniosła z kolei
ręce, jakby chciała tym pokazać, że jest niewinna i że chce jedynie
porozmawiać. – Kilka dni temu zaginęli moi przyjaciele – wyjaśniła, dodając
pośpiesznie. – Myślałam, że może tu nocowali i chciałabym poprosić…
- Raczej nie mogę podać takiej informacji – blondynka
zrobiła minę, jakby naprawdę było jej przykro. Nagle jej twarz przeszył cień
zrozumienia. – Ale czy to nie chodzi o Gierko i Chmielewską? Policja u nas już była.
Jako, że padły nazwiska Krystiana i Marty, Lena nie
mogła udawać, że nie, to nie o nich pyta. Przytaknęła, na co recepcjonistka już
pewniej, dodała:
- Pokazywali mi ich zdjęcia, ale nie poznałam ich. Naprawdę,
ani ja ani Kasia, która też tu pracuje, nie kojarzymy takich osób. Choćbym
chciała, to nie pomogę.
Szatynka oddaliła się od hotelu ze smutkiem w sercu i
burzą myśli w głowie. Przeszła obok lasu, pod mostem, na brzeg Odry, łudząc
się, że może tam znajdzie poszlakę do dalszych poszukiwań.
Przypomniała sobie, jak razem z Martą i kilkoma osobami
z klasy, urządzili sobie tu kiedyś popijawę w marcu z okazji urodzin Karola,
klasowego błazna. Zostali nad brzegiem tak długo, że rozchodzili się do domów, gdy
zaczynało już świtać. Śmiech rozradowanej przyjaciółki dźwięczał Lenie w
uszach, kiedy stanęła na niewielkiej skarpie, która oddzielała ją od wartko
płynącej wody. Z rozrzewnieniem wspomniała chwilę, gdy bawiąc się z klasą z
okazji zbliżającej się Wielkanocy, prezenty dla Karola pochowali nad brzegiem,
nawiązując do zabawy angielskiej szukania czekoladowych jajek schowanych w
ogrodzie. Jako że chłopak miał sam szukać prezentów, Lena z blondynką, wybrały
idealne miejsce, do którego wsadziły dwa małe pudełka ze słodyczami.
Dokładnie pamiętała gdzie znajdowały się ich prezenty.
Umieszczone zostały bowiem w dziupli najbliższego drzewa, przez co okrzyknięte
były najdłuższymi nieznalezionymi słodyczami. Inne osoby z klasy, powkładali
prezenty pod piach lub ukryli je w trawie. One dwie znalazły kryjówkę idealną.
Lena przełknęła głośno ślinę. Kryjówka idealna, czy to
więc możliwe, aby Marta zostawiła tam dla niej wiadomość?
Dziewczyna w mgnieniu oka znalazła się obok wysokiej, lekko
chylącej się brzozy. Wyciągnęła drżącą dłoń w kierunku starej dziupli, modląc
się aby coś było w jej środku. Macając we wnętrzu na oślep, wyczuła jednak
jedynie butelkę, którą ktoś kiedyś opróżnił i wrzucił do drzewa aby nie
zaśmiecać plaży.
Hipokryta –
pomyślała gorzko Tannenberg, stwierdzając, że butelka odbiera możliwość zamieszkania
dziupli zwierzętom.
Wyjęła ją z zamiarem wyrzucenia do kosza, nim jednak to
zrobiła, spostrzegła w środku zielonej butelki złożoną w rulonik kartkę.
Ogarnęła ją ekscytacja, bo wiedziała, że kartka nie
znalazła się przez przypadek w środku pustej butelki. Ulubionym bowiem filmem
Marty był „List w butelce” z 1999 z Kevinem Costnerem w męskiej roli głównej.
Podeszła do muru, o który bez problemu rozbiła szkło.
Uważając, żeby się nie skaleczyć, ostrożnie wyjęła kartkę, po czym rozłożyła
papier, na którym pośpiesznym pismem ktoś zapisał kilka zdań. W tym piśmie,
Lena rozpoznała charakter pisma Marty, ale zanim je przeczytała, zamknęła na
chwilę oczy.
- Oby to nie było pożegnanie, oby to nie było pożegnanie
– powiedziała do siebie, czując wzbierającą burzę emocji, które kumulowały się
w niej cały dzisiejszy dzień. Gardło nagle jej wyschło, ręce zaczęły pocić i
przez te parę sekund nie była w stanie zmusić się by spojrzeć na notatkę.
Obawiała się tych kilku zdań w którym Marta przeprosiłaby ją za samobójstwo,
tłumacząc się, że nikt nie rozumiał jej i Krystiana i że skok było jedynym
wyjściem z sytuacji.
Odetchnęła głęboko parę razy, czując, że serce niemal
chce wyskoczyć z jej piersi. Otworzyła oczy i spojrzała w dół na słowa spisane
w pośpiechu. Marta nigdy tak nie pisała, jej charakter był zawsze przejrzysty,
nawet czasem na lekcjach pisała ołówkiem, by potem, w domu przepisywać notatki
długopisem do zeszytu, gdy nie nadążała za dyktującym nauczycielem. Zawsze
używała kolorowych mazaków i podkreślała tematy zajęć niczym w podstawówce.
Lena nigdy tego nie rozumiała, ale wiedziała do kogo zwrócić się, gdy
potrzebowała markera. Blondynka nosiła dwa piórniki, na które Lena mówiła „sklep
papierniczy w opakowaniu”.
Tym razem słowa nie były kolorowe. Spisane zostały
zwykłym, czarnym długopisem, o którym Lena od razu pomyślała „żałobny”. Słowa
jednak nie zawierały nic o samobójstwie, co więcej, zaskoczyły dziewczynę.
Leno!
Jeżeli to czytasz, oznacza to, że znalazłaś list. Bardzo
się cieszę, bo mogę cokolwiek Ci wyjaśnić.
Proszę, nie mów o tym nikomu, ale nie jestem i nigdy nie
byłam w ciąży. Musimy jednak uciekać, a to jest najlepszy pomysł, jaki
przyszedł mi do głowy. Nie szukaj mnie, nie szukaj nas i przede wszystkim nie
dociekaj dlaczego. Przepraszam, że już się nie zobaczymy i przepraszam, że nie
mogę napisać więcej.
M
Witaj Autorko!!!. Hmm!. Ciekawe. Czyżby Sebastian wiedział o planowanej ucieczce?. Może sam im jeszcze pomagał?. Zabrał kartę sim z telefonu Krystiana, telefon Marty także został znaleziony w koszu i bez karty sim. Coś mi się wydaje, że rodzice Mary nie zgadzali się na związek Marty z Krystianem. Marta powiedziała, że jest w ciąży i pokłóciła się z mamą. Czekam na następną część i rozwiązanie tej zagadki. Fajne opowiadanie. Pozdrawiam Autorkę. Wiktor
OdpowiedzUsuńTego, czy Sebastian wiedział o ucieczce - dowiesz się niebawem. Dziękuję za wyrażenie opinii :)
UsuńOd razu mówię, że ten komentarz będzie bardzo krótki(niestety). Rozdział świetny i bardzo pomysłowy. Nic dodać nic ująć. Pozdrawiam Cię serdecznie i życzę Ci Szczęśliwego Nowego Roku.
OdpowiedzUsuńArya V.
Nie przejmuj się - jestem wdzięczna za każdy komentarz, dotyczący moich opowiadań, także ten krótki :)
UsuńDziękuję i nawzajem - udanej zabawy Sylwestrowej!
A więc jestem na bieżąco. Dziwne uczucie, ale przyjemne. Postaram się teraz czytać od razu jak dodasz, by już nie mieć takich zaległości, no i ciągle czytam twoje drugie opowiadanie, ale wyjątkowo mozolnie mi idzie, ale to pewnie przez to, że czytam je z pracy.
OdpowiedzUsuńGdy padła informacja o ciąży, to najpierw liczyłam na to, że oni się nie zabili, że upozorują coś, wyjadą i stworzą razem rodzinkę - romantyczka ja. Potem jednak jak ta ciąża okazała się być wymówką, to zastanawiam się w co oni się wszyscy wpakowali i ciągle wydaje mi się, że ma to coś wspólnego z Sebastianem.
Uwielbiam matkę Marty. Ja wiem, że to taki z założenia czarny charakterek, ale babsztyl jest tak wredny i podły, że aż zabawny xD
Cieszę się, że jesteś na bieżąco i dziękuję za pozostawienie komentarza :)
UsuńJa "dopiero" w 2016 roku zjawię się ponownie u Ciebie.
Pozdrawiam :)
Przyszło mi do głowy, że Marta chciała sprawdzić matkę, to jak kobieta zareaguje i czy w chwili stanięcia przed faktem dokonanym, przed domniemanym wnukiem, ona zmieni podejście do Krystiana. Okazało się, że nie, więc młodzież uciekła - tak to widzę, ale czuję, że tu chodzi też o grubszą sprawę. Obawiam się, że Krystian się w coś wpakował, bo chciał zarobić i dorównać Marcie, albo jakoś jej i jej rodzinie zaimponować.
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać też, że często tak jest, że oceniamy ludzi po pochodzeniu. Mnie np do dziś teściowie nie akceptują i sam łapię się na tym, że jestem mało tolerancyjny i bardzo uprzedzony, bo życie nauczyło mnie, że dzieci często powielają to co było obecne w ich domu i chyba sam byłbym przeciwny by moja córka wiązała się z takim Krystianem, właśnie ze względu na decyzję jaką podjęła jej matka i przede wszystkim na ojczyma, bo bieda mnie nigdy nie odstraszała, a z reguły tylko ludzie. Natomiast też bym nie chciał by mój syn związał się z Martą, właśnie przez jej matkę. Jakbym miał usiąść z tą kobietą do jednego stołu, to... chyba bym połknął garść tabletek na uspokojenie, by jej głowy w talerz nie wsadzić. Tak więc dzieci poniekąd są takimi nosicielami wirusa, który zwie się - pochodzenie.
Czuje też, że dojdzie do tego, że Lena była tak zapatrzona w siebie i tę zemstę, że wcale nie zauważyła problemów jakie powstawały tuż obok niej i dotykały jej najbliższych przyjaciół.
Z ostatnim zdaniem masz całkowita rację - reszta wyjaśni się z czasem, nie będę nic zdradzać. Dzięki za komentarz :)
UsuńUwaga, śmiecę:
OdpowiedzUsuńNominowałam cię, zadałam pytania, czekam na odpowiedzi, no chyba, że się w to nie bawisz, to wtedy zrozumiem.
http://takamilosc.blogspot.com/2016/01/10.html
Dziękuję za nominację :) Niestety, rzeczywiście nie bawię się w te gry, także wybacz, ale raczej nie będę odpowiadała :)
UsuńBardzo się cieszę, że Marta i Krystian jednak NIE zginęli a ona nie zaszła w ciążę. To by było zbyt banalne.
OdpowiedzUsuńMatka Marty jest podła :/
Dziękuję :)
Usuń