poniedziałek, 21 grudnia 2015

Lamiae: Rozdział 32

 WSPOMNIENIA


Nie istnieje? – rozum zdawał się zaprzeczać logice jego słów. Jak to? Przecież widziała go na własne oczy, czyżby pomyliła nazwiska? Czyżby znalazła nie tę osobę, co trzeba?
- Tak – potwierdził jej mężczyzna. – Ktoś spreparował jego dane.
W tym momencie sprawiał wrażenie poczytalnego, kogoś, kto dokładnie wiedział, co mówi. Ale ona wciąż negowała jego słowa, wszystko, czego się od niego dowiedziała, było dla niej mało wiarygodne.
- Czemu? – mimo że Dagmara sądziła, iż kłamał, chciała poznać więcej.
- Żebyś myślała, że istnieje – podpowiedział jej głosem dobrodusznego wujka, który nielegalnie podpowiada dziecku przy odrabianiu jego pracy domowej. – Żebyś w niego uwierzyła.
Wciągnęła ze świstem powietrze przez zęby.
- Uwierzyłam – powiedziała gorzko. Dalej zachodziła w głowę, czy to było możliwe, a jeżeli już, to dlaczego ktoś pokusił się o sfałszowanie, jacy ludzie byli do tego zdolni?
- Może Alan opowie ci więcej – mruknął Paweł, w chwili, gdy Dagmara usłyszała dobrze znajomy głos:
- Nie przesadziłeś z atmosferą? – zadrwił chłopak. Nie widziała w tej ciemności nic, ale musiał wejść do środka. Nie minęło parę sekund jak świeca naprzeciw szatynki trzasnęła i buchnęła z niej iskierka, która ją zaświeciła. Płomyk wystrzelił żwawo do góry.
Nareszcie mogła coś zobaczyć. Widziała twarz domniemanego nauczyciela chemii, jak i w oddali bladą twarz Alana. Nieznacznie się przybliżył. Miała ochotę zapytać go jak ją tu znalazł i dlaczego był sam, ale postanowiła na razie tego nie robić. Mimo niedorzeczności sytuacji, cieszyła się, że to był on. Że to nie Kasper, że nie Mikołaj, który zapewne ma najlepsze kontakty z Pawłem z całej tej trójki. Niejakie poczucie bezpieczeństwa mógł gwarantować jej właśnie chrześniak mężczyzny, nie blondyn, a jednak, gdy tylko zorientowała się, że wszedł do piwnicy, od razu wniósł do jej serca nadzieję, że razem stąd wyjdą.
Paweł mlasnął, widać było, że wolał mrok.
- Może zaczniesz od tego jak wymyśliłeś Daniela Lubomirskiego? – zaproponował, ale Alan ani myślał przychylić się do jego prośby.
- Przywiozłeś ją w najbardziej oczywiste dla siebie miejsce – zaczął blondyn, podchodząc jeszcze bliżej. Jego twarz koncentrowała się tylko na Pawle. – Ale tylko mi pozwoliłeś tu wejść. Zdajesz sobie sprawę, że cały budynek jest otoczony?
- Podejrzewam – przyznał mężczyzna. Odwrócił się do Dagmary, ignorując Alana. – W przeciwieństwie do mojego nieokrzesanego gościa, pozwolę sobie wyjaśnić ci całą sytuację. Otóż, ten oto młodzieniec przyprowadził całą watahę, aby mnie zgładzić. Problemem było rzucone przeze mnie zaklęcie, stworzenie bariery, która uniemożliwiła im dostanie się do środka. Ilu was jest? Pięcioro, dziesięcioro, czy może jeszcze więcej? – zapytał na koniec chłopaka, spoglądając na niego z ukosa.
Alan pozostawił pytanie bez odpowiedzi, dzieląc kolejny dystans pomiędzy nimi. Dagmara zorientowała się, że wciąż miała otwarte usta po tym, kiedy Paweł wspomniał, że to blondyn spreparował dane Lubomirskiego. Ba! To on go stworzył! Wciąż nie mieściło jej się to w głowie, jednak było to możliwe. Alan miał nieograniczony dostęp do komputera, który zawierał spis członków. Znał wszystkie zabezpieczenia i hasła.
Blondyn patrzył bezpośrednio na mężczyznę. Paweł także na niego spojrzał i przez chwilę pomyślała, że może oni są w zmowie, że może to wszystko jest ukartowane, w końcu podobno tylko Alan przeszedł barierę do budynku, reszta, która przybyła wraz z nim, nie.
- Czemu jej jeszcze nie zabiłeś? – słowa Alana wywołały u niej czkawkę z przerażenia. Jej czarny scenariusz właśnie do niej wrócił. Jego słowa nie były wyrzutem zrobionym mężczyźnie, ale nie brzmiały też obiecująco. Głos Alana był twardy jak stal i zimny niczym lód.
- Chciałem się przekonać czy to prawda, teraz już wiem – odrzekł Paweł, wyjątkowo radośnie. Na jego ustach pojawił się promienny uśmiech. – Poza tym, muszę się przekonać jak to zrobiłeś, że wszyscy, nawet Rada, ci uwierzyli – mężczyzna podszedł do niej szybko i zanim się zorientowała wyjął coś zza pazuchy, machając jej tym przed nosem. Wyglądało to jak jakieś zielsko, niemal zezowała, by się temu przyjrzeć.
- Zatkaj nos! – polecił jej stanowczo blondyn, ale ona już zaczerpnęła powietrza, już poczuła woń, którą trzymał w dłoni Paweł. Malutkie płatki przyczepione do łodygi zatańczyły jej przed oczami.
Dorm… – zaczął mężczyzna, ale dalsze wypowiedzenie czaru nie zostało mu dane. Usłyszała jak coś wielkiego gruchnęło z impetem o posadzkę i próbowała się zmusić, by zobaczyć, co to było, ale po raz kolejny tego dnia odpływała.
- Otwórz oczy, Dagmaro otwórz oczy – usłyszała cichy, proszący głos Alana. Poczuła jak ją złapał i coś mamrotał i choć chciała spełnić jego prośbę, piwnica się rozmazywała, a jego dotyk zelżał, by w końcu opuścić ją na dobre. To wszystko przypominało sen. Wyjątkowo wymuszony i anormalny pół-spoczynek.

***

Była wyższa niż zawsze. Była o wiele za wysoka, ale myślała tylko o tym, co powiedział jej pan Antoni. Leżąc na łóżku w agonii, zwierzył się z czegoś, co było nie do pomyślenia. Rodzina, która ukrywa przed czarownicą jej wiek, dziewczyna, która nie ma jeszcze pojęcia jak bardzo jest potężna, bo jej magia została zablokowana. Wszystko się zgadzało. Dlatego nie mógł jej znaleźć, dlatego pomimo poszukiwań, nie była nawet brana pod uwagę.
Sceneria uległa zmianie. Dookoła niej pojawiła się mgiełka, która zamieniła jej dotychczasowe położenie. Był wieczór. Poznała to miejsce, bo przecież było ono tuż obok Ronda Waszyngtona w Warszawie. Szła powoli wpatrując się w jeden, konkretny punkt, w osobę przed nią. Czy tak miała ona wyglądać? Czy tak się zachowywać? Czy to może być ta przeznaczona? Dziewczyna przed nią nie miała pojęcia, iż jest obserwowana. Wracała do domu, do ciężko chorej mamy, jej myśli koncentrowały się tylko na tym.
Obraz się zmienił, znów otoczyła ją mgła, pozostawiając w dużym, majestatycznym pokoju, w którym centralnym punktem był okrągły stół, a przy nim jedenastu mężczyzn. Zdecydowana większość miała już dawno siwe brody, jednak żaden z nich nie wyglądał na znudzonego rozmową.
- Jesteś pewien, że przypisana jest ci Arleta Degler? – zapytał jakiś mężczyzna o krzepkim głosie. Jego głos był władczy, ale przecież był tu najważniejszy.
- Tak – odparła dobrze znajomym jej głosem. – Tak, jestem tego pewien.
- Ale dziewczyna nie przejawia specjalnych umiejętności – negował równie ważny jegomość z czarnym tupecikiem, zastępującym włosy.
- Czyżby? – Alan znowu zabrał głos. – Nie zauważyłem. Pomijając całe linijki z przepowiedni, które ewidentnie mówią o niej, zawsze spada na cztery łapy, nawet kiedy się o to nie stara. Ta cecha bardzo mi odpowiada.
- Śmiem od siebie dodać, że ma rację – wtrącił mężczyzna o spiczastym nosie, na którym spoczywały prostokątne okulary. – Przepowiednia brzmi – chrząknął znacząco, sięgając do notatek, które leżały przed jego stanowiskiem na stole. – Poczynając od drugiej zwrotki, cytuję jasny kolor, niebieskie tęczówki to pomocne wskazówki. Dzieje poznać, przeszłość sprawić, czas najwyższy moc naprawić. Dziewczyna ma niejasną przeszłość. Mówi się, że ktoś z jej rodziny, prawdopodobnie niejaka Elyria Sędzimir rzuciła klątwę zgodnie, z którą jej potomkinie nie będą umiały kontrolować swojej magii. Nie mogła pozbyć się zupełnie magii, to było niemożliwe, dlatego zdecydowała się ją odkiełznać. Chciała w ten sposób przerwać linię czarów w jej rodzinie, piętnowana od małego za bycie odmienną. Coś jednak w tej jej klątwie poszło nie tak, bo nie wszystkie czarownice w rodzinie nie panowały nad sobą, już nie wspominając, iż wszystkie wiedziały, że były czarownicami. Pierwszy raz czarownica, która nijak nie umiała zapanować nad umiejętnościami, imienia i nazwiska nie znamy, zniszczyła całą wieś na Kujawach. Oczywiście wszystko starannie zatuszowano. Potem, niejaka Celesta Osina, zrobiła to samo parę dekad później, Arleta Degler również nieświadomie zawaliła budynek, kiedy była rozeźlona. Wydaje mi się, że rodzina owej młodej czarownicy jest niezwykle interesująca. Na dodatek dziewczyna wychodzi cało z każdej opresji. Mając sześć lat miała wypadek. Jadąc na rowerze została potrącona, ale choć wypadek był poważny, nic jej się nie stało, podczas gdy kierujący autem doznał wstrząśnienia mózgu. Jako dziesięciolatka spadła z najwyższego drzewa w sadzie, również bez uszczerbku na ciele. Jako panienka została zaatakowana przez gwałciciela, ale jakimś sposobem, nawet jej nie dotknął. Podobno wystarczyło, że coś mu powiedziała i ten się wystraszył i uciekł – przerwał na moment, jakby kontemplował nad domniemanym zdaniem. – Tak, trzecia zwrotka natomiast – powrócił do notatek – mówi, że chodzić będzie z czarną, przyjaciółką tą nie marną. Tą na zawsze, tą do końca, mrok od zawsze lgnie do Słońca. Tu oczywiście cały tekst jest o Sandrze Winawer. Reszta zwrotek odnosi się bezpośrednio do Alana.
- A więc mamy czarownicę przypisaną do Alana – zaśpiewał mężczyzna naprzeciw niej. – Zastanawiałeś się jak ją zgładzisz? Będziesz udawał chłopaka, kolegę, czy przeciwnika? Wygląda na to, że co byś nie zrobił, dziewczyna przeżyje – zaśmiał się szyderczo, patrząc na rozmówcę z góry.
- Będę jej najbliższym z przyjaciół – odparła, mimo, że wcale nie miała ochoty tego mówić. Jej głos był drwiący, był to tak dobrze znany głos Alana. Lekko szelmowski, odrobinę figlarny, czasem nieugięty i szorstki.
Obraz się zamazał i Dagmara zobaczyła następny.
Była w pokoju Alana, na najwyższym piętrze w jego hotelu, tak zwanym penthousie. Wybrała jakiś numer telefonu, po czym przyłożyła słuchawkę do ucha, słysząc pojedyncze, krótkie sygnały.
- Co tam? – usłyszała po drugiej stronie lekko zniekształcony, ale głos Mikołaja.
- Jesteście już na miejscu? – zapytała, tym samym znajomym jej głosem, który należał do blondyna.
- Nie, co ty. Jeszcze jakaś godzina – odpowiedział jej. Wyraźnie słyszała szum pociągu przemieszczającego się po torach w kierunku Kielc.
- Siedzicie z nią w przedziale? – zapytała. Mikołaj miał działać zgodnie z planem, dlatego po drugiej stronie, dało się usłyszeć dumny głos:
- Ma się rozumieć.
- Genowefa kogoś podstawiła?
- Podejrzewam, że trójkę. Raczej się nie przedstawiają – mruknął, robiąc dłuższą pauzę. – A ty gdzie jesteś? Myślałem, że masz zebranie. Możesz tak sobie wychodzić?
Alan w jej ciele, bądź ona w ciele Alana wzruszyli lekko ramionami:
- Nie mogę, ale i tak nie chciało mi się na nim siedzieć.
- Serio? Nic ci za to nie zrobią? – głos Mikołaja nie krył zdumienia.
- Sami mnie wyrzucili, po tym, jak twój chrzestny wpadł w połowie, wrzeszcząc, że czekał na parterze, bo ja nie doniosłem mu o zmianie pięter.
- Ale numer.
- Musiałem się nieźle z tego tłumaczyć i jako wyszukaną karę wyprosili mnie na zewnątrz – Alan parsknął z niesmakiem.
Mikołaj, wręcz przeciwnie, wyraźnie się rozweselił:
- Tak, jakby to była dla ciebie kara…
Alan przeszedł się po pokoju, szukając kluczy do samochodu.
- Dzięki niej przynajmniej mogę was odebrać.
- Niezły pomysł. Ale upewniłeś się, że ktoś przyjedzie na stację?
Alan znalazł kluczyki w gablocie:
- Po Dagmarę? Tak, Kasper ma się tym zająć – odparł, chowając je w kieszeni.
- W takim razie w porządku. Poczekamy tylko trochę i pojedziemy się napić.
Alan miał inne zdanie, ale zanim je wygłosił, usiadł wygodnie w fotelu:
- My tak, Dawid nie. Jak go rano widziałem był zbyt pijany żeby pamiętać, po co jechał do Warszawy.
Mikołaj upierał się przy swoim:
- Eee, już wytrzeźwiał. Może na nowo ładować.
Alan, wstrzymał się z odpowiedzią tylko ułamek sekundy. Każdy wiedział, że Dawid był alkoholikiem i choć sam się do tego przyznawał, nie czuł potrzeby leczenia.
- Dobra, to czekajcie na mnie przed dworcem. Kasper też ma tam zaparkować.
- Oby, bo jak nie to nie uśmiecha mi się eskortowanie.
- Będzie pamiętał, na pewno. Tylko pomóżcie jej z walizką. Jak zobaczysz Kaspra, możecie do mnie przyjść, on zajmie się resztą.
- Nie sądzisz, że to lekka przesada? – Mikołaj nie mógł powiedzieć więcej, w końcu jechał z Dagmarą w jedynym przedziale, ale Alan zrozumiał wątpliwość, wkradającą się w głos przyjaciela.
- Może – odparł smętnie. – Choć dopiero teraz, po zebraniu, uspokoiłem się. Wiem, że Rada na spotkaniu nie poruszyła tematu jej przyjazdu, co oznacza, że jeszcze nie widzą w niej przeciwnika. Na razie jest bezpieczna.
- Jasne. Dobra, muszę kończyć, bo Dawid właśnie znalazł sposób poderwania ślicznej szatynki, a ona nie wygląda na chętną.
- To zamień się z nim miejscami. I tak cię nie pozna, a on śmierdzi na kilometr.
- Heh, na razie.
Obraz się ściemnił. Mimo mgiełki, która ją otoczyła, światło przygasło, bo siedziała za przyciemnionymi szybami. Była w samochodzie, obserwując samą siebie, jak nieufnie wychodzi z dworca autobusowego, obok Kaspra i jego wiernego kota, Krawata. I nagle spostrzegła ten samochód, jakby jakaś siła kazała jej spojrzeć na niego.
Zamknęła oczy, obraz zmienił się po raz szósty. Pociągnęła za klamkę, wchodząc do środka rezydencji.
- No i po sprawie. Już idziemy – powiedziała Arleta, kiedy na nią spojrzała, odnotowując obecność Alana w rezydencji. Dagmara dobrze pamiętała tamten moment, bo prawdziwa ona skrywała się za ścianą i lada chwila jej wszędobylstwo weźmie górę i wyjrzy, napotykając wzrok Alana.
Tylko on zauważył jej ruch i głowę, która wyrosła zza transparentnej ściany. To było bardzo dziwne oglądać siebie, w nie w swoim ciele. Chłopak odwzajemnił jej zainteresowane spojrzenie, rozmyślając nad tym jak będzie wyglądał ten nadchodzący rok. Teraz, kiedy była na wyciągnięcie ręki, będzie musiał się o nią nieustannie troszczyć.
Znów zmiana otoczenia i znów mgiełka. Była w klasie na pierwszej wspólnej lekcji – historii. Kinga Aksamit czytała swoje notatki na temat „Młota na czarownice”, a Alan dyskutował z Mikołajem:
- I Genowefa to wszystko aprobuje? – zapytał Mikołaj z niedowierzaniem.
- Nie ma wyjścia, tylko ty i ja znamy prawdę, nie chce, aby Dagmara dowiedziała się nawet o istnieniu magii, a to dopiero początek.
- I co zamierzasz? – zapytał Mikołaj, podnosząc wzrok na czytającą uczennicę, udając, że pilnie słucha tego, co dziewczyna miała do przeczytania.
Alan ściszył głos:
- Spróbuję jej to jakoś wyjawić. Nie podoba mi się, że babka chce na siłę utrzymać w niej zwykłego człowieka, którym nie jest.
- Ale przecież powiedziała ci, że jeden twój błąd zniszczy wszystko – przypomniał mu Mikołaj, na co Alan przyznał:
- Tak, muszę zatem być ostrożny – powiedział, ale jakby zniecierpliwiony, dodał szeptem: – Czy ta prezentacja się kiedyś kończy?
- Mnie się podoba – wyjawił swą opinię Mikołaj, który słynął z podzielnej uwagi.
Alan skrzywił się.
- Też by mi się podobała, gdyby została napisana przez osobę, która ją czyta, a nie zakupiona w Internecie.
Świat się zatrząsł. Alan kłócił się z Genowefą przez telefon, ale to, co uchwyciła to zdenerwowany głos Alana, który był daleko od szacunku dla jej babci:
- Znajdź sobie inne zajęcie zamiast wypytywać mnie, o czym z nią rozmawiałem. Na twoim miejscu na przykład usunąłbym jej zdjęcia jako słodkiej, małej blondyneczki, jeżeli nie chcesz by Rada połączyła fakty. To, że ty i te twoje czarownice zmieniłyście jej kolor włosów, nie znaczy, że nie ma na to dowodów. Właśnie znalazłem plik zdjęć w jej pokoju, na których Dagmara jest w prawdziwym, jasnym kolorze włosów. Ciekawe ile takich zdjęć ma jeszcze w Warszawie?
Scena zatrzęsła się dając za wygraną kolejnej, w której rozmawiała z Kasprem u Alana w bloku. Głos chłopaka był wzburzony, a i Alan nie był tak powściągliwy jak zazwyczaj:
- Możesz przestać to wciąż na nowo roztrząsać? – zażądała władczo, ale brunet zaprzeczył głową. – Ona nie żyje, pogódź się z tym.
- Nigdy – dalej trząsł głową Kasper, ciskając w stronę Alana zabójczy wzrok. – To, co wtedy przeżyłem zrozumiesz tylko wtedy, jeśli nie uda ci się uratować Arlety przez Radą.
- Arleta będzie żyła – blondyn rzekł stanowczo.
Obraz znowu się zmienił. Od tych nieustannych zmian było jej niedobrze, od kolejnych informacji, które poznawała ją mdliło, choć Alan z wizji nie sprawiał wrażenie, jakby cierpiał z tych samych dolegliwości. On nawet ich nie odczuwał.
- Pójdę pierwsza – usłyszała swój damski głos. Mieli zaraz zejść do tunelu pod szkołą.
Alan złapał jej dłoń, powstrzymując ją przed spełnieniem tej deklaracji.
- Naprawdę sądziłaś, że pozwolę ci iść pierwszej? – zapytał. Wydawał się być ubawiony samym pomysłem. Pociągnął ją mocno, zbliżając ją do siebie. – Jeszcze za mało mnie znasz – dodał, przyglądając się jej twarzy. Widział więcej, niż wtedy sądziła, spostrzegł nawet jej wykwitające rumieńce.
- To twoja wina – wydęła lekko usta, po czym odsunęła się od chłopaka. – Gdybyś mówił mi tylko prawdę, na pewno znałabym cię lepiej.
- Kiedy to ty wolisz wierzyć, że cię okłamuję. Tak czy inaczej, kiedyś to się zmieni – tego był pewien. Kiedyś będzie musiało się to zmienić.
- Co najwyżej bym spadła – bąknęła pod nosem, jakże dalece myślami od tego, o czym rozmyślał on.
- Spadła, potłukła – rozwinął. – Mogłabyś nam coś zwichnąć, złamać, naderwać, skręcić. Wolę nie ryzykować – tylko jedno z nich wiedziało jak mocno byli ze sobą związani i że nie żartował. Ujma na jej ciele, odbijała w niego rykoszetem. - Wiesz, jesteś inna niż się spodziewałem – rzekł na koniec, całkiem szczerze.
- To znaczy jaka?
Nie odpowiedział od razu. Przypomniał sobie moment, kiedy zobaczył ją po raz pierwszy i jak bardzo się zdziwił. Nie była blondynką, jak spodziewał się ją zobaczyć, sądząc po przepowiedni. Nie była też nieśmiała, raczej ciekawa świata, obarczona wspomnieniami z poprzedniego „życia”, które prowadziła w Warszawie.
- Nie w moim guście – blefował, ale tego wtedy nie wiedziała.
Obraz zamigotał i przeniósł ją znów do pokoju Alana. Chłopak stał w jednym miejscu, trzymając się ręką za czoło. Z wolna podszedł do okna, spostrzegając na parkingu samochody, które znaczyły jedno – cała Rada była u niego w bloku, a przecież Mikołaj właśnie powiedział mu, że do bloku weszły również Dagmara z Arletą. Ból w głowie był wynikiem ich rychłego spotkania – obie dziewczęta na całą Radę reagowały bólem w skroniach. Ból w głowie Dagmary równał się jego bólowi.
Pośpiesznie podszedł więc do swojego biurka i machnął ręką. Na wolnej kartce pojawiły się znaki.
Sceneria po raz kolejny uległa zmianie, ale tym razem nieznacznie. Wciąż znajdowała się w ciele chłopaka, w jego pokoju. Znów prowadził on konwersację z Kasprem, tyle że przez telefon, co uchodziło za bardzo rzadko spotykane. W końcu chłopcy poróżnili się po śmierci Wiktorii i nie dzwonili do siebie na zwykłe męskie pogaduszki.
- Gdzie Genowefa? – zapytał Alan Kaspra.
- W tej chwili jest nieosiągalna – odparł chłopak, nieprzyjemnie.
- A gdzie jest Dagmara? – pytał dalej, na co Kasper, mlasnął.
- Pewnie u siebie w pokoju, a gdzie ma być?
Alan zaprzeczył głową:
- Mógłbyś się upewnić, a nie zgadywać? – czuł wszystko, każdy moment, kiedy dziewczyna była w niebezpieczeństwie, czuł, że brakowało jej powietrza, bo i on nie mógł oddychać, że omal nie zginęła z braku tlenu. Potem miał wrażenie jakby coś go przygniotło, a teraz raz po raz odczuwał jak małe kolce przedzierały się przez jego skórę, choć ani jedna nie była widoczna. Dagmara przypuszczała, co działo się z Alanem – w tamtym czasie była w tunelu, gdzie przedzierając się przez ciernie, została raniona przez kolejne, ostre kolce.
Obraz się rozmazał i w mgiełce pojawiły się trzy sylwetki. Trzech młodzieńców stało w garażu samochodowym. Co dziwne nie była już w ciele Alana, Alan stał na jej lewo, a Mikołaj na prawo ubrany był w powłóczystą pelerynę.
- Każdy wie, co ma robić? – zapytała jakimś nieznanym głosem.
- Raczej tak – odparł Alan, co było osobliwe, bo przecież to blondyn zawsze wydawał rozkazy, a nie potulnie się ich słuchał.
- Dobra, dla przypomnienia – odwróciła się w stronę blondyna. – Ty Dawid udajesz mnie, jedziesz ferrari i najlepiej nie odzywaj się do nikogo, by czegoś nie chlapnąć. Z kolei Mikołaj…
- Obecny – zażartował chłopak na prawo.
- Właściwie możesz ze wszystkimi rozmawiać, tylko nie pij za dużo.
- A ja mogę pić? – zapytał błagalnym głosem „Alan”. Sądząc po rozmowie, chłopak tylko był w jego ciele, tak naprawdę był to rudzielec z pociągu, Dawid, którego Dagmara widziała pijanego pierwszego dnia, kiedy przybyła do Kielc.
- Powstrzymaj się chociaż raz – żachnął prawdziwy Alan. Dagmara chciała zobaczyć jak wyglądał, bo skoro podstawił kogoś za siebie, on także musiał być w czyimś ciele. I nagle ją oświeciło – Daniel Lubomirski. Przecież tego dnia się z nim spotkała. Przechodząc obok samochodów na parkingu, Alan przejrzał się w szybie od samochodu swojego Bentleya. Wyglądał dokładnie tak jak go zapamiętała z rozmowy w lesie. Przystojny, o męskich rysach, w marynarce, koszuli i spodniach. Ale przecież teraz wiedziała, że ten chłopak był w rzeczywistości wytworem Alana, był tak naprawdę nim. – A i jeszcze jedno… – dodał przed wejściem do samochodu. – Nie mamy wiele czasu, nie zapominajcie, że na polanie za około trzy godziny będzie piekło.
Dagmara potrząsnęła głową. Tego dnia, po rozmowie, jakiś mężczyzna ze Zgromadzenia, chciał wyrządzić jej krzywdę. Alan mu przeszkodził. Prawdziwy Alan, tego była pewna. Po rozmowie z nią w wąwozie musiał więc wrócić do swojego ciała.
Obraz się zmienił. Mikołaj leżał rozciągnięty na sofie, zagryzając solone paluszki.
- Dagmara niepotrzebnie dodała ci roboty – zagaił do Alana, który z kolei siedział przed komputerem. Coś stukał w klawisze, ale na razie nie docierało do niej co. – Skąd wziąłeś imię Daniel? – zapytał, zerkając na chłopaka z ukosa.
- Mam tak na drugie imię – odparł blondyn.
- Kto daje dziecku imiona Alan Daniel? – prychnął Mikołaj, ale jedno spojrzenie chłopaka spowodowało, że wzruszył potulnie ramionami.
- Jak widać moi rodzice…  powrócił do komputera, wpatrując się w uzupełnione pole z imieniem. Dopiero teraz dotarło do niej, że właśnie w tym momencie preparował dane „przeznaczonego dla niej chłopaka”. – A nazwisko? Jakie mam wpisać? – oparł się o fotel, patrząc na zakładkę, którą tworzył.
- Wpisz szlacheckie – poradził mu Mikołaj. Wepchnął do ust paluszki, jakby zaraz miały mu zostać zabrane. – Braniecki czy Potocki. Laski lecą na takie nazwiska – dodał, mlaskając. – Byle kończyło się na ski, cki czy icz.
- W takim razie Lubomirski – podniósł brew do góry, wpisując klawiszami nazwisko chłopaka. Potem uzupełnił wiek i ulicę, na której rodzice Alana kiedyś kupili mieszkanie. To na niej miał zamieszkiwać przeznaczony Dagmarze chłopak.
Obraz po raz ostatni rozmył się. Alan był już sam w mieszkaniu. Wyłączył komputer. Chciał podejść do okna, sprawdzić, czy Dagmara już stała na przystanku po tym, jak przyjechała z nim po szkole, by odkryć tożsamość jej przeznaczonego chłopaka. Nie zdążył jednak tego zrobić. Poczuł jak coś go uderza i stracił przytomność. Na całe szczęście Mikołaj, po wezwaniu karetki dla Dagmary, pomoże i jemu. Pomocą dla Alana, uratuje życie również Dagmarze.

10 komentarzy:

  1. O widzę, że jestem pierwsza:-D. No to powiem tak...takiego rozwoju akcji się nie spodziewałam. Czyli to Alan jest przeznaczony Dagmarze. W sumie to cieszę się z tego. Zawsze lubiłam Alana...Ale kto w takim razie jest przeznaczony Arlecie? Może Mikołaj? W każdym razie będę jak zwykle niecierpliwie oczekiwać kolejnego rozdziału. Twój blog jest zdecydowanie jednym z moich ulubionych. Piszesz naprawdę świetnie i podsycasz ciekawość z każdym rozdziałem.
    Jak zwykle pozdrawiam Cię ciepło i życzę Wesołych Świąt Bożego Narodzenia!
    Arya V.

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetne od samego początku i coraz ciekawsze to niesamowite jak ty masz wyobraźnię chciałabym przynajmniej mi jej 1/4. Szkoda ze to nie możliwe. :'(
    Z zapartym tchem czekam na następny rozdział z nadzieją na nowe, ciekawsze wydarzenia.
    Jeszcze życzenia świąteczne
    -szczęścia
    -miłości
    -radości
    -dużej weny i
    Góry prezentów

    OdpowiedzUsuń
  3. O matko, o matko, o matko...
    Trochę się pogubiłam, ale pomysł ogółem genialny! Alan na początku jakiś podejrzany mi się wydawał, a potem uwierzyłam, że to Arleta jest mu przeznaczona.
    Awesome!
    Tylko... Kim w takim wypadku jest Arleta? :o
    Nie pozostaje mi nic innego, jak czekać na kolejny rozdział ;d.
    A więc życzę Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku!

    Pozdrawiam,
    Merc.

    http://runicalblade-trilogy.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Arleta jest czarownicą, która nie znalazła jeszcze swojego przeznaczonego :)
      Dziękuję i nawzajem - Wesołych Świąt!

      Usuń
  4. Cudownie było sobie przypomnieć te wszystkie poprzednie wydarzenia, takie retrospekcje. Muszę przyznać, że niektóre z tych wydarzeń już zapomniałem, ale ulokowały się w mojej pamięci w taki sposób, że gdy tylko zostały wspomniane, to od razu sobie je przypominałem. Pytanie tylko teraz mam jedno - co teraz będzie dalej, dlatego już się nie produkuję, tylko pędzę do kolejnego rozdziału.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja również lubię retrospekcje, ale to chyba już wiesz :P

      Usuń
  5. Uwielbiam retrospekcje!
    Świetnie to napisałaś, w duchu liczyłam, że jednak Alan jest przeznaczony Dagmarze i w końcu "spełniło" sie to :D
    Rozdziały są coraz lepsze.

    OdpowiedzUsuń