WSPOMNIENIA
- Nie istnieje? – rozum zdawał się zaprzeczać
logice jego słów. Jak to? Przecież widziała go na własne oczy, czyżby pomyliła
nazwiska? Czyżby znalazła nie tę osobę, co trzeba?
- Tak – potwierdził jej mężczyzna. – Ktoś spreparował
jego dane.
W tym momencie sprawiał wrażenie poczytalnego, kogoś,
kto dokładnie wiedział, co mówi. Ale ona wciąż negowała jego słowa, wszystko,
czego się od niego dowiedziała, było dla niej mało wiarygodne.
- Czemu? – mimo że Dagmara sądziła, iż kłamał, chciała poznać
więcej.
- Żebyś myślała, że istnieje – podpowiedział jej
głosem dobrodusznego wujka, który nielegalnie podpowiada dziecku przy
odrabianiu jego pracy domowej. – Żebyś w niego uwierzyła.
Wciągnęła ze świstem powietrze przez zęby.
- Uwierzyłam – powiedziała gorzko. Dalej zachodziła w
głowę, czy to było możliwe, a jeżeli już, to dlaczego ktoś pokusił się o
sfałszowanie, jacy ludzie byli do tego zdolni?
- Może Alan opowie ci więcej – mruknął Paweł, w chwili,
gdy Dagmara usłyszała dobrze znajomy głos:
- Nie przesadziłeś z atmosferą? – zadrwił chłopak. Nie
widziała w tej ciemności nic, ale musiał wejść do środka. Nie minęło parę
sekund jak świeca naprzeciw szatynki trzasnęła i buchnęła z niej iskierka,
która ją zaświeciła. Płomyk wystrzelił żwawo do góry.
Nareszcie mogła coś zobaczyć. Widziała twarz domniemanego
nauczyciela chemii, jak i w oddali bladą twarz Alana. Nieznacznie się
przybliżył. Miała ochotę zapytać go jak ją tu znalazł i dlaczego był sam, ale
postanowiła na razie tego nie robić. Mimo niedorzeczności sytuacji, cieszyła
się, że to był on. Że to nie Kasper, że nie Mikołaj, który zapewne ma najlepsze
kontakty z Pawłem z całej tej trójki. Niejakie poczucie bezpieczeństwa mógł
gwarantować jej właśnie chrześniak mężczyzny, nie blondyn, a jednak, gdy tylko
zorientowała się, że wszedł do piwnicy, od razu wniósł do jej serca nadzieję,
że razem stąd wyjdą.
Paweł mlasnął, widać było, że wolał mrok.
- Może zaczniesz od tego jak wymyśliłeś Daniela
Lubomirskiego? – zaproponował, ale Alan ani myślał przychylić się do jego
prośby.
- Przywiozłeś ją w najbardziej oczywiste dla siebie
miejsce – zaczął blondyn, podchodząc jeszcze bliżej. Jego twarz koncentrowała
się tylko na Pawle. – Ale tylko mi pozwoliłeś tu wejść. Zdajesz sobie sprawę,
że cały budynek jest otoczony?
- Podejrzewam – przyznał mężczyzna. Odwrócił się do
Dagmary, ignorując Alana. – W przeciwieństwie do mojego nieokrzesanego gościa,
pozwolę sobie wyjaśnić ci całą sytuację. Otóż, ten oto młodzieniec przyprowadził
całą watahę, aby mnie zgładzić. Problemem było rzucone przeze mnie zaklęcie,
stworzenie bariery, która uniemożliwiła im dostanie się do środka. Ilu was
jest? Pięcioro, dziesięcioro, czy może jeszcze więcej? – zapytał na koniec
chłopaka, spoglądając na niego z ukosa.
Alan pozostawił pytanie bez odpowiedzi, dzieląc
kolejny dystans pomiędzy nimi. Dagmara zorientowała się, że wciąż miała otwarte
usta po tym, kiedy Paweł wspomniał, że to blondyn spreparował dane
Lubomirskiego. Ba! To on go stworzył! Wciąż nie mieściło jej się to w głowie,
jednak było to możliwe. Alan miał nieograniczony dostęp do komputera, który
zawierał spis członków. Znał wszystkie zabezpieczenia i hasła.
Blondyn patrzył bezpośrednio na mężczyznę. Paweł także
na niego spojrzał i przez chwilę pomyślała, że może oni są w zmowie, że może to
wszystko jest ukartowane, w końcu podobno tylko Alan przeszedł barierę do
budynku, reszta, która przybyła wraz z nim, nie.
- Czemu jej jeszcze nie zabiłeś? – słowa Alana
wywołały u niej czkawkę z przerażenia. Jej czarny scenariusz właśnie do niej
wrócił. Jego słowa nie były wyrzutem zrobionym mężczyźnie, ale nie brzmiały też
obiecująco. Głos Alana był twardy jak stal i zimny niczym lód.
- Chciałem się przekonać czy to prawda, teraz już wiem
– odrzekł Paweł, wyjątkowo radośnie. Na jego ustach pojawił się promienny
uśmiech. – Poza tym, muszę się przekonać jak to zrobiłeś, że wszyscy, nawet
Rada, ci uwierzyli – mężczyzna podszedł do niej szybko i zanim się zorientowała
wyjął coś zza pazuchy, machając jej tym przed nosem. Wyglądało to jak jakieś
zielsko, niemal zezowała, by się temu przyjrzeć.
- Zatkaj nos! – polecił jej stanowczo blondyn, ale ona
już zaczerpnęła powietrza, już poczuła woń, którą trzymał w dłoni Paweł.
Malutkie płatki przyczepione do łodygi zatańczyły jej przed oczami.
- Dorm… – zaczął mężczyzna, ale
dalsze wypowiedzenie czaru nie zostało mu dane. Usłyszała jak coś wielkiego
gruchnęło z impetem o posadzkę i próbowała się zmusić, by zobaczyć, co to było,
ale po raz kolejny tego dnia odpływała.
- Otwórz oczy, Dagmaro otwórz oczy – usłyszała cichy,
proszący głos Alana. Poczuła jak ją złapał i coś mamrotał i choć chciała
spełnić jego prośbę, piwnica się rozmazywała, a jego dotyk zelżał, by w końcu
opuścić ją na dobre. To wszystko przypominało sen. Wyjątkowo wymuszony i
anormalny pół-spoczynek.
***
Była wyższa niż zawsze. Była o wiele za wysoka, ale
myślała tylko o tym, co powiedział jej pan Antoni. Leżąc na łóżku w agonii,
zwierzył się z czegoś, co było nie do pomyślenia. Rodzina, która ukrywa przed
czarownicą jej wiek, dziewczyna, która nie ma jeszcze pojęcia jak bardzo jest
potężna, bo jej magia została zablokowana. Wszystko się zgadzało. Dlatego nie
mógł jej znaleźć, dlatego pomimo poszukiwań, nie była nawet brana pod uwagę.
Sceneria uległa zmianie. Dookoła niej pojawiła się
mgiełka, która zamieniła jej dotychczasowe położenie. Był wieczór. Poznała to
miejsce, bo przecież było ono tuż obok Ronda Waszyngtona w Warszawie. Szła
powoli wpatrując się w jeden, konkretny punkt, w osobę przed nią. Czy tak miała
ona wyglądać? Czy tak się zachowywać? Czy to może być ta przeznaczona?
Dziewczyna przed nią nie miała pojęcia, iż jest obserwowana. Wracała do domu,
do ciężko chorej mamy, jej myśli koncentrowały się tylko na tym.
Obraz się zmienił, znów otoczyła ją mgła,
pozostawiając w dużym, majestatycznym pokoju, w którym centralnym punktem był
okrągły stół, a przy nim jedenastu mężczyzn. Zdecydowana większość miała już
dawno siwe brody, jednak żaden z nich nie wyglądał na znudzonego rozmową.
- Jesteś pewien, że przypisana jest ci Arleta Degler?
– zapytał jakiś mężczyzna o krzepkim głosie. Jego głos był władczy, ale
przecież był tu najważniejszy.
- Tak – odparła dobrze znajomym jej głosem. – Tak,
jestem tego pewien.
- Ale dziewczyna nie przejawia specjalnych
umiejętności – negował równie ważny jegomość z czarnym tupecikiem, zastępującym
włosy.
- Czyżby? – Alan znowu zabrał głos. – Nie zauważyłem.
Pomijając całe linijki z przepowiedni, które ewidentnie mówią o niej, zawsze
spada na cztery łapy, nawet kiedy się o to nie stara. Ta cecha bardzo mi
odpowiada.
- Śmiem od siebie dodać, że ma rację – wtrącił
mężczyzna o spiczastym nosie, na którym spoczywały prostokątne okulary. –
Przepowiednia brzmi – chrząknął znacząco, sięgając do notatek, które leżały
przed jego stanowiskiem na stole. – Poczynając od drugiej zwrotki, cytuję jasny
kolor, niebieskie tęczówki to pomocne wskazówki. Dzieje poznać, przeszłość
sprawić, czas najwyższy moc naprawić. Dziewczyna ma niejasną przeszłość. Mówi
się, że ktoś z jej rodziny, prawdopodobnie niejaka Elyria Sędzimir rzuciła
klątwę zgodnie, z którą jej potomkinie nie będą umiały kontrolować swojej
magii. Nie mogła pozbyć się zupełnie magii, to było niemożliwe, dlatego
zdecydowała się ją odkiełznać. Chciała w ten sposób przerwać linię czarów w jej
rodzinie, piętnowana od małego za bycie odmienną. Coś jednak w tej jej klątwie
poszło nie tak, bo nie wszystkie czarownice w rodzinie nie panowały nad sobą,
już nie wspominając, iż wszystkie wiedziały, że były czarownicami. Pierwszy raz
czarownica, która nijak nie umiała zapanować nad umiejętnościami, imienia i
nazwiska nie znamy, zniszczyła całą wieś na Kujawach. Oczywiście wszystko
starannie zatuszowano. Potem, niejaka Celesta Osina, zrobiła to samo parę dekad
później, Arleta Degler również nieświadomie zawaliła budynek, kiedy była
rozeźlona. Wydaje mi się, że rodzina owej młodej czarownicy jest niezwykle
interesująca. Na dodatek dziewczyna wychodzi cało z każdej opresji. Mając sześć
lat miała wypadek. Jadąc na rowerze została potrącona, ale choć wypadek był
poważny, nic jej się nie stało, podczas gdy kierujący autem doznał
wstrząśnienia mózgu. Jako dziesięciolatka spadła z najwyższego drzewa w sadzie,
również bez uszczerbku na ciele. Jako panienka została zaatakowana przez
gwałciciela, ale jakimś sposobem, nawet jej nie dotknął. Podobno wystarczyło, że
coś mu powiedziała i ten się wystraszył i uciekł – przerwał na moment, jakby
kontemplował nad domniemanym zdaniem. – Tak, trzecia zwrotka natomiast –
powrócił do notatek – mówi, że chodzić będzie z czarną, przyjaciółką tą nie
marną. Tą na zawsze, tą do końca, mrok od zawsze lgnie do Słońca. Tu oczywiście
cały tekst jest o Sandrze Winawer. Reszta zwrotek odnosi się bezpośrednio do
Alana.
- A więc mamy czarownicę przypisaną do Alana –
zaśpiewał mężczyzna naprzeciw niej. – Zastanawiałeś się jak ją zgładzisz? Będziesz
udawał chłopaka, kolegę, czy przeciwnika? Wygląda na to, że co byś nie zrobił,
dziewczyna przeżyje – zaśmiał się szyderczo, patrząc na rozmówcę z góry.
- Będę jej najbliższym z przyjaciół – odparła, mimo,
że wcale nie miała ochoty tego mówić. Jej głos był drwiący, był to tak dobrze
znany głos Alana. Lekko szelmowski, odrobinę figlarny, czasem nieugięty i
szorstki.
Obraz się zamazał i Dagmara zobaczyła następny.
Była w pokoju Alana, na najwyższym piętrze w jego
hotelu, tak zwanym penthousie. Wybrała jakiś numer telefonu, po czym przyłożyła
słuchawkę do ucha, słysząc pojedyncze, krótkie sygnały.
- Co tam? – usłyszała po drugiej stronie lekko
zniekształcony, ale głos Mikołaja.
- Jesteście już na miejscu? – zapytała, tym samym
znajomym jej głosem, który należał do blondyna.
- Nie, co ty. Jeszcze jakaś godzina – odpowiedział
jej. Wyraźnie słyszała szum pociągu przemieszczającego się po torach w kierunku
Kielc.
- Siedzicie z nią w przedziale? – zapytała. Mikołaj
miał działać zgodnie z planem, dlatego po drugiej stronie, dało się usłyszeć
dumny głos:
- Ma się rozumieć.
- Genowefa kogoś podstawiła?
- Podejrzewam, że trójkę. Raczej się nie przedstawiają
– mruknął, robiąc dłuższą pauzę. – A ty gdzie jesteś? Myślałem, że masz
zebranie. Możesz tak sobie wychodzić?
Alan w jej ciele, bądź ona w ciele Alana wzruszyli
lekko ramionami:
- Nie mogę, ale i tak nie chciało mi się na nim
siedzieć.
- Serio? Nic ci za to nie zrobią? – głos Mikołaja nie
krył zdumienia.
- Sami mnie wyrzucili, po tym, jak twój chrzestny
wpadł w połowie, wrzeszcząc, że czekał na parterze, bo ja nie doniosłem mu o
zmianie pięter.
- Ale numer.
- Musiałem się nieźle z tego tłumaczyć i jako
wyszukaną karę wyprosili mnie na zewnątrz – Alan parsknął z niesmakiem.
Mikołaj, wręcz przeciwnie, wyraźnie się rozweselił:
- Tak, jakby to była dla ciebie kara…
Alan przeszedł się po pokoju, szukając kluczy do
samochodu.
- Dzięki niej przynajmniej mogę was odebrać.
- Niezły pomysł. Ale upewniłeś się, że ktoś przyjedzie
na stację?
Alan znalazł kluczyki w gablocie:
- Po Dagmarę? Tak, Kasper ma się tym zająć – odparł,
chowając je w kieszeni.
- W takim razie w porządku. Poczekamy tylko trochę i
pojedziemy się napić.
Alan miał inne zdanie, ale zanim je wygłosił, usiadł
wygodnie w fotelu:
- My tak, Dawid nie. Jak go rano widziałem był zbyt
pijany żeby pamiętać, po co jechał do Warszawy.
Mikołaj upierał się przy swoim:
- Eee, już wytrzeźwiał. Może na nowo ładować.
Alan, wstrzymał się z odpowiedzią tylko ułamek
sekundy. Każdy wiedział, że Dawid był alkoholikiem i choć sam się do tego
przyznawał, nie czuł potrzeby leczenia.
- Dobra, to czekajcie na mnie przed dworcem. Kasper
też ma tam zaparkować.
- Oby, bo jak nie to nie uśmiecha mi się eskortowanie.
- Będzie pamiętał, na pewno. Tylko pomóżcie jej z
walizką. Jak zobaczysz Kaspra, możecie do mnie przyjść, on zajmie się resztą.
- Nie sądzisz, że to lekka przesada? – Mikołaj nie
mógł powiedzieć więcej, w końcu jechał z Dagmarą w jedynym przedziale, ale Alan
zrozumiał wątpliwość, wkradającą się w głos przyjaciela.
- Może – odparł smętnie. – Choć dopiero teraz, po
zebraniu, uspokoiłem się. Wiem, że Rada na spotkaniu nie poruszyła tematu jej
przyjazdu, co oznacza, że jeszcze nie widzą w niej przeciwnika. Na razie jest
bezpieczna.
- Jasne. Dobra, muszę kończyć, bo Dawid właśnie
znalazł sposób poderwania ślicznej szatynki, a ona nie wygląda na chętną.
- To zamień się z nim miejscami. I tak cię nie pozna,
a on śmierdzi na kilometr.
- Heh, na razie.
Obraz się ściemnił. Mimo mgiełki, która ją otoczyła,
światło przygasło, bo siedziała za przyciemnionymi szybami. Była w samochodzie,
obserwując samą siebie, jak nieufnie wychodzi z dworca autobusowego, obok
Kaspra i jego wiernego kota, Krawata. I nagle spostrzegła ten samochód, jakby
jakaś siła kazała jej spojrzeć na niego.
Zamknęła oczy, obraz zmienił się po raz szósty.
Pociągnęła za klamkę, wchodząc do środka rezydencji.
- No i po sprawie. Już idziemy – powiedziała Arleta,
kiedy na nią spojrzała, odnotowując obecność Alana w rezydencji. Dagmara dobrze
pamiętała tamten moment, bo prawdziwa ona skrywała się za ścianą i lada chwila
jej wszędobylstwo weźmie górę i wyjrzy, napotykając wzrok Alana.
Tylko on zauważył jej ruch i głowę, która wyrosła zza
transparentnej ściany. To było bardzo dziwne oglądać siebie, w nie w swoim
ciele. Chłopak odwzajemnił jej zainteresowane spojrzenie, rozmyślając nad tym
jak będzie wyglądał ten nadchodzący rok. Teraz, kiedy była na wyciągnięcie
ręki, będzie musiał się o nią nieustannie troszczyć.
Znów zmiana otoczenia i znów mgiełka. Była w klasie na
pierwszej wspólnej lekcji – historii. Kinga Aksamit czytała swoje notatki na
temat „Młota na czarownice”, a Alan dyskutował z Mikołajem:
- I Genowefa to wszystko aprobuje? – zapytał Mikołaj z
niedowierzaniem.
- Nie ma wyjścia, tylko ty i ja znamy prawdę, nie
chce, aby Dagmara dowiedziała się nawet o istnieniu magii, a to dopiero
początek.
- I co zamierzasz? – zapytał Mikołaj, podnosząc wzrok
na czytającą uczennicę, udając, że pilnie słucha tego, co dziewczyna miała do
przeczytania.
Alan ściszył głos:
- Spróbuję jej to jakoś wyjawić. Nie podoba mi się, że
babka chce na siłę utrzymać w niej zwykłego człowieka, którym nie jest.
- Ale przecież powiedziała ci, że jeden twój błąd
zniszczy wszystko – przypomniał mu Mikołaj, na co Alan przyznał:
- Tak, muszę zatem być ostrożny – powiedział, ale
jakby zniecierpliwiony, dodał szeptem: – Czy ta prezentacja się kiedyś kończy?
- Mnie się podoba – wyjawił swą opinię Mikołaj, który
słynął z podzielnej uwagi.
Alan skrzywił się.
- Też by mi się podobała, gdyby została napisana przez
osobę, która ją czyta, a nie zakupiona w Internecie.
Świat się zatrząsł. Alan kłócił się z Genowefą przez
telefon, ale to, co uchwyciła to zdenerwowany głos Alana, który był daleko od
szacunku dla jej babci:
- Znajdź sobie inne zajęcie zamiast wypytywać mnie, o
czym z nią rozmawiałem. Na twoim miejscu na przykład usunąłbym jej zdjęcia jako
słodkiej, małej blondyneczki, jeżeli nie chcesz by Rada połączyła fakty. To, że
ty i te twoje czarownice zmieniłyście jej kolor włosów, nie znaczy, że nie ma
na to dowodów. Właśnie znalazłem plik zdjęć w jej pokoju, na których Dagmara
jest w prawdziwym, jasnym kolorze włosów. Ciekawe ile takich zdjęć ma jeszcze w
Warszawie?
Scena zatrzęsła się dając za wygraną kolejnej, w
której rozmawiała z Kasprem u Alana w bloku. Głos chłopaka był wzburzony, a
i Alan nie był tak powściągliwy jak zazwyczaj:
- Możesz przestać to wciąż na nowo roztrząsać? –
zażądała władczo, ale brunet zaprzeczył głową. – Ona nie żyje, pogódź się z
tym.
- Nigdy – dalej trząsł głową Kasper, ciskając w stronę
Alana zabójczy wzrok. – To, co wtedy przeżyłem zrozumiesz tylko wtedy, jeśli
nie uda ci się uratować Arlety przez Radą.
- Arleta będzie żyła – blondyn rzekł stanowczo.
Obraz znowu się zmienił. Od tych nieustannych zmian
było jej niedobrze, od kolejnych informacji, które poznawała ją mdliło, choć
Alan z wizji nie sprawiał wrażenie, jakby cierpiał z tych samych dolegliwości.
On nawet ich nie odczuwał.
- Pójdę pierwsza – usłyszała swój damski głos. Mieli
zaraz zejść do tunelu pod szkołą.
Alan złapał jej dłoń, powstrzymując ją przed
spełnieniem tej deklaracji.
- Naprawdę sądziłaś, że pozwolę ci iść pierwszej? –
zapytał. Wydawał się być ubawiony samym pomysłem. Pociągnął ją mocno, zbliżając
ją do siebie. – Jeszcze za mało mnie znasz – dodał, przyglądając się jej
twarzy. Widział więcej, niż wtedy sądziła, spostrzegł nawet jej wykwitające
rumieńce.
- To twoja wina – wydęła lekko usta, po czym odsunęła
się od chłopaka. – Gdybyś mówił mi tylko prawdę, na pewno znałabym cię lepiej.
- Kiedy to ty wolisz wierzyć, że cię okłamuję. Tak czy
inaczej, kiedyś to się zmieni – tego był pewien. Kiedyś będzie musiało się to
zmienić.
- Co najwyżej bym spadła – bąknęła pod nosem, jakże
dalece myślami od tego, o czym rozmyślał on.
- Spadła, potłukła – rozwinął. – Mogłabyś nam coś
zwichnąć, złamać, naderwać, skręcić. Wolę nie ryzykować – tylko jedno z nich wiedziało
jak mocno byli ze sobą związani i że nie żartował. Ujma na jej ciele, odbijała
w niego rykoszetem. - Wiesz, jesteś inna niż się spodziewałem – rzekł na
koniec, całkiem szczerze.
- To znaczy jaka?
Nie odpowiedział od razu. Przypomniał sobie moment,
kiedy zobaczył ją po raz pierwszy i jak bardzo się zdziwił. Nie była blondynką,
jak spodziewał się ją zobaczyć, sądząc po przepowiedni. Nie była też nieśmiała,
raczej ciekawa świata, obarczona wspomnieniami z poprzedniego „życia”, które
prowadziła w Warszawie.
- Nie w moim guście – blefował, ale tego wtedy nie
wiedziała.
Obraz zamigotał i przeniósł ją znów do pokoju Alana.
Chłopak stał w jednym miejscu, trzymając się ręką za czoło. Z wolna podszedł do
okna, spostrzegając na parkingu samochody, które znaczyły jedno – cała Rada
była u niego w bloku, a przecież Mikołaj właśnie powiedział mu, że do bloku
weszły również Dagmara z Arletą. Ból w głowie był wynikiem ich rychłego
spotkania – obie dziewczęta na całą Radę reagowały bólem w skroniach. Ból w
głowie Dagmary równał się jego bólowi.
Pośpiesznie podszedł więc do swojego biurka i machnął
ręką. Na wolnej kartce pojawiły się znaki.
Sceneria po raz kolejny uległa zmianie, ale tym razem
nieznacznie. Wciąż znajdowała się w ciele chłopaka, w jego pokoju. Znów
prowadził on konwersację z Kasprem, tyle że przez telefon, co uchodziło za
bardzo rzadko spotykane. W końcu chłopcy poróżnili się po śmierci Wiktorii i
nie dzwonili do siebie na zwykłe męskie pogaduszki.
- Gdzie Genowefa? – zapytał Alan Kaspra.
- W tej chwili jest nieosiągalna – odparł chłopak,
nieprzyjemnie.
- A gdzie jest Dagmara? – pytał dalej, na co Kasper,
mlasnął.
- Pewnie u siebie w pokoju, a gdzie ma być?
Alan zaprzeczył głową:
- Mógłbyś się upewnić, a nie zgadywać? – czuł
wszystko, każdy moment, kiedy dziewczyna była w niebezpieczeństwie, czuł, że
brakowało jej powietrza, bo i on nie mógł oddychać, że omal nie zginęła z braku
tlenu. Potem miał wrażenie jakby coś go przygniotło, a teraz raz po raz
odczuwał jak małe kolce przedzierały się przez jego skórę, choć ani jedna nie
była widoczna. Dagmara przypuszczała, co działo się z Alanem – w tamtym czasie
była w tunelu, gdzie przedzierając się przez ciernie, została raniona przez
kolejne, ostre kolce.
Obraz się rozmazał i w mgiełce pojawiły się trzy
sylwetki. Trzech młodzieńców stało w garażu samochodowym. Co dziwne nie była
już w ciele Alana, Alan stał na jej lewo, a Mikołaj na prawo ubrany był w
powłóczystą pelerynę.
- Każdy wie, co ma robić? – zapytała jakimś nieznanym
głosem.
- Raczej tak – odparł Alan, co było osobliwe, bo
przecież to blondyn zawsze wydawał rozkazy, a nie potulnie się ich słuchał.
- Dobra, dla przypomnienia – odwróciła się w stronę
blondyna. – Ty Dawid udajesz mnie, jedziesz ferrari i najlepiej nie odzywaj się
do nikogo, by czegoś nie chlapnąć. Z kolei Mikołaj…
- Obecny – zażartował chłopak na prawo.
- Właściwie możesz ze wszystkimi rozmawiać, tylko nie
pij za dużo.
- A ja mogę pić? – zapytał błagalnym głosem „Alan”.
Sądząc po rozmowie, chłopak tylko był w jego ciele, tak naprawdę był to
rudzielec z pociągu, Dawid, którego Dagmara widziała pijanego pierwszego dnia,
kiedy przybyła do Kielc.
- Powstrzymaj się chociaż raz – żachnął prawdziwy
Alan. Dagmara chciała zobaczyć jak wyglądał, bo skoro podstawił kogoś za
siebie, on także musiał być w czyimś ciele. I nagle ją oświeciło – Daniel
Lubomirski. Przecież tego dnia się z nim spotkała. Przechodząc obok samochodów
na parkingu, Alan przejrzał się w szybie od samochodu swojego Bentleya.
Wyglądał dokładnie tak jak go zapamiętała z rozmowy w lesie. Przystojny, o
męskich rysach, w marynarce, koszuli i spodniach. Ale przecież teraz wiedziała,
że ten chłopak był w rzeczywistości wytworem Alana, był tak naprawdę nim. – A i
jeszcze jedno… – dodał przed wejściem do samochodu. – Nie mamy wiele czasu, nie
zapominajcie, że na polanie za około trzy godziny będzie piekło.
Dagmara potrząsnęła głową. Tego dnia, po rozmowie, jakiś
mężczyzna ze Zgromadzenia, chciał wyrządzić jej krzywdę. Alan mu przeszkodził.
Prawdziwy Alan, tego była pewna. Po rozmowie z nią w wąwozie musiał więc wrócić
do swojego ciała.
Obraz się zmienił. Mikołaj leżał rozciągnięty na
sofie, zagryzając solone paluszki.
- Dagmara niepotrzebnie dodała ci roboty – zagaił do
Alana, który z kolei siedział przed komputerem. Coś stukał w klawisze, ale na
razie nie docierało do niej co. – Skąd wziąłeś imię Daniel? – zapytał, zerkając
na chłopaka z ukosa.
- Mam tak na drugie imię – odparł blondyn.
- Kto daje dziecku imiona Alan Daniel? – prychnął
Mikołaj, ale jedno spojrzenie chłopaka spowodowało, że wzruszył potulnie
ramionami.
- Jak widać moi rodzice… – powrócił do komputera,
wpatrując się w uzupełnione pole z imieniem. Dopiero teraz dotarło do niej, że
właśnie w tym momencie preparował dane „przeznaczonego dla niej chłopaka”. – A
nazwisko? Jakie mam wpisać? – oparł się o fotel, patrząc na zakładkę, którą
tworzył.
- Wpisz szlacheckie – poradził mu Mikołaj. Wepchnął do
ust paluszki, jakby zaraz miały mu zostać zabrane. – Braniecki czy Potocki.
Laski lecą na takie nazwiska – dodał, mlaskając. – Byle kończyło się na ski,
cki czy icz.
- W takim razie Lubomirski – podniósł brew do góry,
wpisując klawiszami nazwisko chłopaka. Potem uzupełnił wiek i ulicę, na której
rodzice Alana kiedyś kupili mieszkanie. To na niej miał zamieszkiwać
przeznaczony Dagmarze chłopak.
Obraz po raz ostatni rozmył się. Alan był już sam w
mieszkaniu. Wyłączył komputer. Chciał podejść do okna, sprawdzić, czy Dagmara
już stała na przystanku po tym, jak przyjechała z nim po szkole, by odkryć
tożsamość jej przeznaczonego chłopaka. Nie zdążył jednak tego zrobić. Poczuł
jak coś go uderza i stracił przytomność. Na całe szczęście Mikołaj, po wezwaniu
karetki dla Dagmary, pomoże i jemu. Pomocą dla Alana, uratuje życie również Dagmarze.
O widzę, że jestem pierwsza:-D. No to powiem tak...takiego rozwoju akcji się nie spodziewałam. Czyli to Alan jest przeznaczony Dagmarze. W sumie to cieszę się z tego. Zawsze lubiłam Alana...Ale kto w takim razie jest przeznaczony Arlecie? Może Mikołaj? W każdym razie będę jak zwykle niecierpliwie oczekiwać kolejnego rozdziału. Twój blog jest zdecydowanie jednym z moich ulubionych. Piszesz naprawdę świetnie i podsycasz ciekawość z każdym rozdziałem.
OdpowiedzUsuńJak zwykle pozdrawiam Cię ciepło i życzę Wesołych Świąt Bożego Narodzenia!
Arya V.
Dziękuję i nawzajem - Wesołych Świąt :)
UsuńŚwietne od samego początku i coraz ciekawsze to niesamowite jak ty masz wyobraźnię chciałabym przynajmniej mi jej 1/4. Szkoda ze to nie możliwe. :'(
OdpowiedzUsuńZ zapartym tchem czekam na następny rozdział z nadzieją na nowe, ciekawsze wydarzenia.
Jeszcze życzenia świąteczne
-szczęścia
-miłości
-radości
-dużej weny i
Góry prezentów
Ślicznie dziękuję. Wesołych Świąt :)
UsuńO matko, o matko, o matko...
OdpowiedzUsuńTrochę się pogubiłam, ale pomysł ogółem genialny! Alan na początku jakiś podejrzany mi się wydawał, a potem uwierzyłam, że to Arleta jest mu przeznaczona.
Awesome!
Tylko... Kim w takim wypadku jest Arleta? :o
Nie pozostaje mi nic innego, jak czekać na kolejny rozdział ;d.
A więc życzę Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku!
Pozdrawiam,
Merc.
http://runicalblade-trilogy.blogspot.com/
Arleta jest czarownicą, która nie znalazła jeszcze swojego przeznaczonego :)
UsuńDziękuję i nawzajem - Wesołych Świąt!
Cudownie było sobie przypomnieć te wszystkie poprzednie wydarzenia, takie retrospekcje. Muszę przyznać, że niektóre z tych wydarzeń już zapomniałem, ale ulokowały się w mojej pamięci w taki sposób, że gdy tylko zostały wspomniane, to od razu sobie je przypominałem. Pytanie tylko teraz mam jedno - co teraz będzie dalej, dlatego już się nie produkuję, tylko pędzę do kolejnego rozdziału.
OdpowiedzUsuńJa również lubię retrospekcje, ale to chyba już wiesz :P
UsuńUwielbiam retrospekcje!
OdpowiedzUsuńŚwietnie to napisałaś, w duchu liczyłam, że jednak Alan jest przeznaczony Dagmarze i w końcu "spełniło" sie to :D
Rozdziały są coraz lepsze.
Dziękuję za komentarz :)
Usuń