TAJEMNICZE ZNIKNIĘCIE
Postanowić
zakończyć zemstę było łatwo, ot, zwykła deklaracja przed samą sobą. Ciężej było
tę deklarację podtrzymać; Lena wahała się jak chorągiewka na wietrze, czy
dobrze czyni, czy też nie. Czy Sebastian doceni to, że zawiesiła broń, czy
właśnie ten czyn zmotywuje go do dalszego działania. Obawiała się tej drugiej
możliwości. Po głowie nieustannie krążyło jej przysłowie, że kiedy kota nie ma,
myszy harcują. Skoro ona zaprzestanie walki, Lewis zauważy w tym szansę na
bezkarną nagonkę na jej osobę.
Odegnała posępne myśli biegające po jej głowie.
- Jestem ponad jego zabawy – szepnęła cichutko, jakby przede
wszystkim chciała przekonać siebie co do słuszności tej tezy.
Odciąć się od tego, co miało miejsce w szkole w ostatnich dniach,
zdecydowanie nie było łatwo. Szczególnie, że we wtorek, dzień po jej ambitnym
postanowieniu zaprzestania walki, trafiła na dywanik dyrektora. I to nie sama.
Zbladła, widząc siedzącego Lewisa na krześle, naprzeciw dyrektora szkoły, u
niego w gabinecie.
A tak dobrze wychodziło jej unikanie chłopaka…
- Idealnie – staruszek uśmiechnął się od ucha do ucha, dodając
Lenie odwagi ręką, aby weszła do nich do środka. – Zapraszam.
Dziewczyna odliczyła w myślach do dziecięciu. Ten dyrektor był
chyba obłąkany aby zapraszać znienawidzoną dwójkę razem do pokoju. Na jej
twarzy wymalowało się niezadowolenie, kiedy przeszła obok krzesła, na którym
siedział Sebastian i zobaczyła, że, podobnie jak dyrektor, z wolna sączył
herbatę.
- A teraz – zaczął mężczyzna poczciwym głosem starca. Odczekał
chwilę, aż Lena usiądzie, zaproponował dziewczynie coś do picia, a kiedy
odmówiła dodał: – Dogadacie się między sobą, ustalając jakiś konsensus, jak
zamierzacie koegzystować przez najbliższe półtora roku – nie zważał na
zdegustowanie w obliczach podopiecznych i ciągnął dalej. – Wychodzę na
piętnaście minut z gabinetu, powiedzmy, że wezwało mnie coś pilnego – puścił
oczko nastolatkom. – Porozmawiajcie, ale nie jak dzieci, a dwoje dorosłych, bo
tak chciałbym was traktować.
Wstał z miejsca, ruszając przed siebie w stronę wyjścia. – A i
uprzedzam, w rogu pokoju jest kamera…
Lena instynktownie spojrzała w kąt pomieszczenia, gdzie
zainstalowana została wielka kula. To bez wątpienia był aparat rejestrujący
obraz na taśmie filmowej.
Dyrektor wyszedł z gabinetu wielce zadowolony ze swojego pomysłu.
Stwierdził, że uczniowie, zmuszeni podjąć wspólną decyzję, jak zażegnać
konflikt, na pewno będą woleli przeprosić się za wszystkie niesnaski i wyjaśnić
najcięższe spięcia, ze zwieszonymi głowami obiecując poprawę. Mimo jakichś nieporozumień
dojdą do oczywistych konkluzji, że możliwość uczęszczania do szkoły im. Polonii
Belgijskiej jest najlepszym, co ich w życiu spotkało, więc szkoda byłoby to
zaprzepaścić… Na pewno nie spodziewał się tego, co zastał, kiedy po piętnastu
minutach wrócił do pokoju dyrektorskiego.
Lena i Sebastian byli na swoich miejscach. Dziewczyna siedziała
sztywno; wyprostowana i spięta. Chłopak z kolei podpierał twarz ręką, przy czym
wyglądał jakby nudził się, że jeszcze się tu znajduje.
Staruszek odchrząknął, aby dać znać im o swojej obecności.
Tannenberg wyprostowała się jeszcze bardziej, o ile było to możliwe, a chłopak
nie ruszył się ani o milimetr.
- Zgoda? – zapytał dyrektor z nadzieją.
- Uzgodniliśmy… – zaczęła dziewczyna, wiercąc się na swoim
krześle.
- Tak? – dyrektor pośpieszył ją. Podszedł do stolika z herbatą,
nastawiając wodę na wrzątek. Na zewnątrz sprawiał pozory spokojnego, wewnątrz
był niebotycznie ciekaw przebiegu rozmowy.
Lena odwróciła się w stronę mężczyzny, dumna z rozwiązania jakie
wymyśliła, bo Sebastian zaakceptował je bez szemrania. To był jej pomysł, a on przyjął go bez protestu, co uznała za progres w ich relacjach.
- Ustaliliśmy, że nie będziemy ze sobą rozmawiać – powiedziała to
z uśmiechem na twarzy, ale zaraz mina jej zrzedła, gdy dyrektor złapał się za
czoło. Jego pomarszczona twarz wygięła się okrutnie; miał nadzieję, że się
przesłyszał.
Lena wprowadziła bardzo szybko nową „ustawę” w życie. Traktowała
Sebastiana jak powietrze, a i on odwdzięczał się jej tym samym, co było
cudowne. Nareszcie mogła udawać jakby nie istniał. Albo przynajmniej próbować.
- Moje ty biedactwo! – to Monika wyrosła przed nią, rzucając się
na Lenę, jakby była jej – od wieki niewidzianą – przyjaciółką.
Właśnie szła na matematykę, z Martą pod ręką, a brunetka (znowu w
mini i dekolcie) zagrodziła jej drogę, napierając na nią swym ciałem.
- Wybacz, że nie odwiedziłam cię w szpitalu, ale byłam zajęta.
Wiesz, ja mam mnóstwo nowych planów, które na pewno wyjdą…
- O czym ty opowiadasz? – zapytała Lena, mocno odpychając
brunetkę. Monika miała niewyobrażalny tupet. – Najpierw wymyślasz z Sebastianem
jak mnie podejść, trujecie, a teraz masz czelność się do mnie odzywać? – nie
obchodziło ją to, że Marta stała obok i chyba usłyszała za dużo.
- Ciicho – zrugała Lenę Monika, rozglądając się ukradkiem, czy
nikt nie podsłuchuje. – To nie tak – uspokoiła ją. – Nie wiem co ci naopowiadał
ten gagatek, ale wszystko wytłumaczę – rzekła, nawet pomimo tego że Tannenberg
machnęła ręką.
- Kiedy ja już nie chcę nic słyszeć – odszczeknęła, wyminęła i
pozostawiła w szoku Monikę.
Marta spojrzała na Lenę ze zmartwieniem.
- Co się dzieje? – zapytała. – Mogę jakoś pomóc?
- Nie – dziewczyna zaprzeczyła głową. – Nie, już wszystko w
porządku.
Dni mijały jeden po drugim, przechodząc w tygodnie. Tygodnie
przekształciły się w miesiąc i ani się obejrzała, a zawitał maj. Ale dopiero
pod koniec tego wiosennego miesiąca miało miejsce niesamowite zdarzenie.
Sebastian wstawił się za Leną. Nie była pewna, czy zrobił to
celowo, czy to jego instynkt kazał mu powiedzieć słowa obciążające Zuzę, ale
jedno było pewne – nie musiała sama zatroszczyć się o siebie, tylko ktoś zrobił
to za nią.
Pomiędzy Leną a Zuzą na lekcji WF-u doszło do mocnej wymiany zdań.
Zuza zaatakowała koleżankę z klasy, gdyż, jak stwierdziła, to ją powinna wybrać
jako najmocniejszego zawodnika, zamiast Żanety. Na co Lena wprost powiedziała,
że wcale nie uważa ją za najlepszego gracza w siatkówkę, dlatego więc wybiera
Żanetę.
Zuza, z odcieniem karmazynu na twarzy, żachnęła, że Lena jest
najgorszym, stronniczym kapitanem w historii szkoły i że jest debilką, bo woli
Żanetę zamiast niej. Tannenberg, która nie mogła znieść obelg, odpyskowała, że
to Zuza jest kretynką, bo kłóci się o jakąś tam grę.
Co prawda, gra miała być oceniana tego dnia przez nauczycielkę, a
drużyna przeciwna była ewidentnie słabsza od Leny, dlatego Zuzie zależało aby
dostać się do tej mocniejszej, z Tannenberg jako kapitanem. Oczywiście,
kwestionowanie wyboru zawodników w niczym Zuzie nie pomogło, tylko rozśmieszyło
dziewczęta i sprowadziło uwagę chłopców, którzy rozgrzewali się na boisku.
- Co tam marudzisz? – zapytał Bruno Zuzę.
- Nie twój interes – warknęła do niego, zakładając ramiona na
krzyż. – Ja w takim razie nie gram, bo z tymi ofermami w drużynie sama nie
wygram – dodała Zuza, spoglądając na drużynę, do której miała dołączyć.
- To jest tylko gra – przypomniała jej Lena, choć słyszała jak
koleżanki z klasy (per ofermy) podnoszą wzburzone głosy na Zuzę.
- To się zamień jak jesteś taka mądra – zaszydziła obrażona Zuza,
na co Sebastian wkroczył do akcji.
Podszedł do dziewczyn i rzekł z wolna w kierunku Leny, łamiąc
zasadę, zgodnie z którą nie mógł z nią bezpośrednio rozmawiać:
- Przygarnij Zuzę do swojej drużyny, w przeciwnym razie możesz jutro liczyć na anonim, że jesteś lesbijką, sypiasz z trenerem, czy jesteś
odpowiedzialna za wyrzucenie klucza z boksu…
Zuza wciągnęła ze świstem powietrze, ale nie zaprzeczyła. Do Leny
dopiero po chwili dotarło o czym wspomniał Sebastian. Faktycznie kilka miesięcy
temu w boksach leżała kartka z informacją, iż to ona, Lena Tannenberg pozbyła
się klucza z szatni. Do dzisiaj sądziła, że anonim był sprawką Lewisa, bo on
miał motyw, a Zuza?
- Ty go napisałaś? – zapytała zszokowana koleżankę z klasy, na co
ona obruszyła się.
- Głupia jesteś? On kłamie. Po co miałabym to robić? Zamknij się
ty oszuście, to nie ja.
Sebastian wzruszył ramionami:
- Może dlatego, że Lena zbiła cię piłką, kiedy graliśmy w dwa
ognie? Ale co ja tam wiem? Przecież widziałem jak rozłożyłaś tylko ze trzy
anonimy, reszta pewnie rozłożyła się sama.
Zuza pokiwała głową z politowaniem.
- Wszyscy jesteście głupi. Nie gram – mlasnęła i chciała zejść z
boiska, ale akurat przyszła nauczycielka z piłką, więc była zmuszona zostać i
grać w drużynie przeciwnej.
Tannenberg nie mogła skupić się przez cały mecz. Na szczęście,
zgodnie z przewidywaniami Zuzy, jej drużyna wygrała, tak więc ona nie musiała
nawet się starać.
Przez obietnicę złożoną dyrektorowi, nie mogła wprost zapytać
Sebastiana czy prawdą było to, co powiedział odnośnie Zuzy. Zamiast Lewisa
postanowiła więc dyskretnie podpytać Krystiana, czy wiedział coś na temat
anonimu.
Marty nie było dzisiaj w szkole, przez co Krystian wyglądał na
przygnębionego. Nie odzywał się za wiele i nie sypał dowcipów, jak to zwykle
miał w zwyczaju robić na przerwach. W ogóle, Lena zauważyła, że Krystian i
Marta uwielbiali spędzać ze sobą czas. Gdyby mogli, pewnie wcale by się nie
rozdzielali. Zazdrościła im tak wspaniałej relacji, ale przede wszystkim
cieszyła ich szczęściem.
- Krystian – podeszła do kolegi po skończonym meczu, widząc, że
Sebastian poszedł już do szatni.
- Tak? – chłopak odwrócił się.
- Wiesz może kto napisał anonim o wyrzuceniu przeze mnie klucza?
- Zuza – odparł bez najmniejszego zastanowienia. Już miał nawet
zamiar odejść, gdy Lena znowu zadała mu pytanie.
- Skąd możesz to wiedzieć?
- Sebastian widział kilka miesięcy temu jak je rozkładała –
Krystian był przekonany o prawdomówności Lewisa. – Poza tym jej ojciec ma
drukarnię, bez problemu to sama wydrukowała…
- Dlaczego nikt mi o tym nie powiedział? – skoro zarówno Krystian
(jak Krystian, to i Marta) i Sebastian byli pewni winy Zuzy, powinni byli ją zawiadomić jako następną osobę, skoro to właśnie Lenę oczerniał anonim.
- A uwierzyłabyś? – zapytał Krystian z ciekawością.
Zapanowała cisza. Lena spojrzała na kolegę z początku otwierając
usta aby zapewnić, że tak; że uwierzyłaby. Naturalny instynkt podpowiedział jej
aby się bronić. Po chwili jednak powoli zaprzeczyła głową. Nie, oczywiście, że
by nie uwierzyła. Nie Sebastianowi. Nie po tym co jej zrobił w gimnazjum.
Pomyślałaby prędzej, że Lewis napisał i wydrukował anonim, po czym zrzucił to na
bogu ducha winną Zuzię.
Kiedy skończyła lekcje, zadzwoniła do Marty, ale ona nie odebrała
telefonu. Dopiero kiedy była w mieszkaniu u babci, blondynka oddzwoniła; jej
głos był przygnębiony i smutny.
- Cześć – powiedziała. Po tym jednym krótkim słowie Tannenberg
wiedziała, że coś się stało.
- Źle się czujesz? – zapytała przyjaciółkę z ławki, ale po drugiej
stronie słuchawki nastała głucha cisza. – Marta? – ponagliła dziewczynę,
poważnie już zaniepokojona.
- Mam problemy, ale nie chcę o tym rozmawiać przez telefon –
usłyszała.
To naprawdę coś musiało znaczyć; blondynka nigdy na nic się nie
uskarżała, nigdy nie marudziła na nauczycieli czy na ilość zadanych prac
domowych. Nie miała w zwyczaju obgadywać rodzinę czy znajomych. Zawsze była w
dobrym nastroju, a problemy rozwiązywała sama, nawet nikomu o nich nie
napomykając.
- Jasne, to może wpadnę do ciebie i porozmawiamy? – zaproponowała
Lena. Była gotowa w tej chwili wyjść z mieszkania i pospieszyć do Marty. Już
nawet zerwała się z krzesła, gdy ostudził ją głos przyjaciółki.
- Nie, może jutro w szkole? – zapytała z nadzieją.
Lena przygryzła wargę. Będzie musiała poczekać kilkanaście godzin
zanim dowie się, co dolega dziewczynie. Biorąc pod uwagę fakt, że po raz pierwszy to
ona będzie wysłuchiwać i próbować pomóc przyjaciółce, a nie na odwrót, poczuła
się wielce odpowiedzialna za stan ducha Marty, dlatego wolałaby zacząć podnosić
go już teraz.
- Pewnie – mruknęła mimo wzbierającej chęci niesienia pomocy. Była
jeszcze tylko jedna kwestia, o którą chciała zapytać. – Czy chodzi o
Krystiana? – jej głos przeszedł praktycznie w szept. Ubzdurała sobie, że może
rodzice Marty dowiedzieli się o związku jej i chłopaka i kategorycznie
zabronili się im spotykać.
Blondynka była jedynaczką. Rodzice Marty wychowywali ją na
czempiona, mimo że dziewczyna sama nigdy nie pragnęła stać na piedestale. Ona
po prostu kochała jeździć konno. Uwielbiała zwierzęta i była bardzo wrażliwa na
ich krzywdę. Lena do dzisiaj pamiętała, jak blondynka rozpłakała się na
przerwie, czytając na stronie internetowej jakiejś fundacji o osiołku, który
mocno poraniony przez właściciela potrzebuje pomocy w formie pieniężnej na
leczenie.
Myśl, że matka i ojciec Marty mogliby odizolować dziewczynę od
Krystiana była w mniemaniu Leny odrażająca.
- I tak i nie – odpowiedziała po chwili wymijająco. Słychać było,
że nie chciała kontynuować rozmowy, dlatego Tannenberg nie naciskała. – A ty
dlaczego dzwoniłaś? – przypomniała sobie cel rozmowy.
- To w sumie nic ważnego – machnęła ręką. – Zresztą, jutro opowiem
– dodała, dochodząc do wniosku, że jej problem był zbyt błahy, by teraz w ogóle
o nim dyskutować.
- Do zobaczenia Lenka – głos zadrżał Marcie przy pożegnaniu, po
czym rozłączyła się.
Tannenberg jeszcze przez kilka minut trzymała przy uchu telefon.
Nie wiedzieć czemu, ale miała dziwne przeczucie, że to coś naprawdę poważnego.
Martwiła się. Po raz pierwszy od dłuższego czasu zasypiała nie myśląc o
Sebastianie, a o swojej przyjaciółce.
Najgorsza była niewiedza. Cóż takiego mogło wydarzyć się, że
blondynka popadła w tarapaty? Dlaczego Marty nie było dzisiaj w szkole? Nie
mogła doczekać się zadania tych wszystkich pytań, które ułożyła sobie w głowie.
Niestety, wbrew temu co mówiła blondynka, Lena nie mogła porozmawiać z nią
nazajutrz. Nie mogła tego zrobić, gdyż Marty znowu nie było w szkole. Co
więcej, na terenie budynku nie mogła znaleźć nawet Krystiana i zakochani ani
nie odbierali telefonów, ani nie raczyli odpisać na wiadomości tekstowe
natrętnej koleżanki. Dlatego też, od razu po zajęciach, Lena postanowiła
nawiedzić przyjaciółkę w mieszkaniu, co okazało się również niemożliwym, gdyż
nikt nie otworzył jej drzwi.
Była zła i sfrustrowana, kiedy wyszła na osiedle. Zła, bo Marta
nie powiedziała jej co się dzieje; sfrustrowana, bo nie miała z nią kontaktu
ani pomysłu, gdzie mogła przebywać. Myśl, że poszła do Krystiana była mało
prawdopodobna, dlatego Lena nie jechała na drugi koniec miasta, by się
przekonać czy miała rację.
- Lena? – to mama Marty dojrzała ją z samochodu, przystając obok
Tannenberg. – Idziesz od nas z mieszkania?
- Tak – przyznała dziewczyna, dodając. – Ale nikogo nie zastałam.
- A Marta? – zapytała ją kobieta, jakby było oczywistym, że musi
wiedzieć, gdzie znajduje się jej córka. – Nie wracała z tobą?
Lena zaprzeczyła głową.
- Przecież nie było jej w szkole.
Pani Teresa, matka Marty zmarszczyła czoło. Coś nie pasowało jej
do układanki.
- Marta poszła na wagary?
Dziewczyna zaprzeczyła ponownie.
- Na pewno nie – poczuła się odpowiedzialna za donos na
przyjaciółkę jej matce. – Może jest w mieszkaniu, nie chciała mnie widzieć,
więc nie otworzyła? – nie przypomniała sobie czym mogłaby zasłużyć na taką
ewentualność, ale nie mogła jej zupełnie wykluczyć. Drugi pomysł, zgodnie z
którym coś się Marcie stało, wolała nie wyrażać nawet na głos.
- Wsiadaj – poleciła jej pani Teresa głosem nie znoszącym
sprzeciwu.
Wjechały do garażu podziemnego. Matka Marty zaparkowała samochód
na wyznaczonym jej numerze czternastym, wzięła torebkę do ręki, po czym szybko
wysiadła i zamknęła auto pilotem wbudowanym w kluczyk.
Była zdenerwowana wsiadając do windy, nie mniej niż Lena, której
oberwało się za obgryzanie paznokci jeszcze w samochodzie.
Wiele razy Lena odwiedzała Martę, więc doskonale wiedziała jak
trafić do niej do mieszkania. Mama Marty dużo pracowała, dlatego zwykle kobiety
nie było w domu. Z tego co zrozumiała Tannenberg, blondynka nie mówiła więc
kobiecie, kiedy nie szła do szkoły, bo po prostu matka wychodziła do pracy
wcześniej i nic nie wiedziała o „wagarach”.
Pani Teresa znalazła klucze do mieszkania, po czym troszkę nerwowo
otworzyła drzwi.
- Marta! – krzyknęła już w wejściu.
Nikt nie odpowiedział.
- Zostań tu proszę – rzuciła do Leny kobieta, po czym przeczesała
jak tornado całe mieszkanie, zaczynając od oczywistego miejsca, czyli pokoju
córki, po dwie łazienki („a może zasłabła”), kończąc na balkonach.
Mimo że mieszkanie ze stu dwudziestoma metrami do małych nie
należało, liczba miejsc do schowania wyczerpała się po pięciu minutach
intensywnego przeczesywania apartamentu.
Pani Teresa pokazała się Lenie jednak kwadrans po tym, od czasu
kiedy weszły do mieszkania. Jej twarz była trupio blada, a usta sine.
- Ona zniknęła, nie ma jej – powiedziała słabo, przysiadając w
korytarzu na szafce. Ukryła twarz w dłoniach, a Lena złapała komórkę w rękę i
po raz piąty tego dnia wybrała numer telefonu do Krystiana. Tym
razem miała nadzieję, że odbierze.
Jestem tutaj nową czytelniczką i to będzie mój pierwszy komentarz. Ogólnie uważam, że twoje opowiadanie jest bardzo ciekawe i wciągnęło mnie już od pierwszego rozdziału. Poza tym masz świetny, lekki styl pisania, co bardzo mi się podoba. Na zakończenie ujmę to krótko : Twój blog bardzo mi się podoba i zamierzam zostać tu na dłużej. Niecierpliwie czekam na następny rozdział.
OdpowiedzUsuńAnna
Bardzo mi miło, dziękuję za tak szybki komentarz :)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńTeraz postaram się pisać komentarze zalogowana jako Arya Ventus.
UsuńAnna(Teraz Arya V.)
Dziękuję za informację :)
UsuńWitaj!!!. Ciekawe co stało się z Martą i Krystianem?. Po tej części Lena chyba już widzi, że nie za wszystko odpowiada Sebastian. Fajna część. Dzięki autorko. Pozdrawiam Wiktor
OdpowiedzUsuńNie mogę zdradzić co stało się z Martą i Krystianem, ale mogę napisać, że będziemy odkrywać to z Leną. Dziękuję za opinię :)
UsuńBardzo się cieszę, że tak często dodajesz Nemezis. Jest to moje ulubione opowiadanie :)
OdpowiedzUsuńSzkoda tylko, że wcześniej przeczytałam prolog i od razu wiedziałam, że Marta i Krystian znikną. Może Lena i Sebastian wreszcie się pogodzą.
Dziękuję za pochlebne słowa :) W prologu nie było nic o zniknięciu, musiałaś przeczytać streszczenie ;p
UsuńMoże to było streszczenie...Nie pamiętam. Ale i tak żałuję, że je przeczytałam. :(
UsuńU mnie na blogu nowy rozdział:
aprilczylija.blogspot.com
Czekam na kolejne Nemezis. :)
Ok, dziękuję. Wpadnę w wolnej chwili :)
UsuńCoś mi tu nie gra, a nie wiem za bardzo co. Zastanawiam się kto stoi za tym wszystkim. Może ktoś chce się na kimś zemścić, a może Krystian i Marta uciekli razem, jak tacy zakochani Romeo i Julia. Boże, chyba ze mnie straszna romantyczka wyłazi. Straszna, naprawdę straszna. Przyznaję, że mocno intryguje mnie twoje opowiadanie, a od tego rozdziału, to chyba przestanę spać i będę rozmyślała co, dlaczego i jak. Po prostu nie mam pojęcia co może pojawić się w kolejnym rozdziale i dlatego nie będę mogła usnąć, bo nie będę mogła się tej niespodzianki doczekać.
OdpowiedzUsuńA to że u mnie nie jesteś na bieżąco, to się zupełnie tym nie przejmuj, bo nie to się liczy. Ja twoje opowiadanie fantastyczne też pewnie skończę czytać dopiero w święta, ale do tego czasu postaram się już dać od siebie jakiś komentarz, gdy tylko znajdę moment, w którym obecnie skończyłam.
Jeśli kiedyś jeszcze będziesz miała czas i ochotę, to zawsze możesz wpaść na jakiś mój inny blog i też nie musisz być na bieżąco. Możesz tam zajrzeć, gdy już skończy się ten tasiemiec na jaki cię zaciągnęłam, bo przyznaję, że "Się nie zdarza" to chyba najdłuższa z moich blogowych historii. Teraz zaczęłam niedawno takie krótkie opowiadanko i w krótkich czuję się chyba lepiej. Planuję więc nie więcej niż 30 wpisów tam umieścić.
Pozdrawiam i tak jak mówiłam, czytam na Nemezis, a Lamiae podczytuję w wolnych chwilach w pracy, gdy zdarza mi się nudzić jak mops.
Kolejny rozdział dodam za chwilę. Dziękuję za komentarz :)
UsuńI tak, oczywiście, że wpadnę jak skończę czytać Się nie zdarza bo wolę nie zaczynać drugiego opowiadania, tylko skończyć jedno, skoro mam w nim zaległości :) Ale wpadnę, tego możesz być pewna.
Wracam! Wreszcie znalazłem chwilkę by przeczytać, a przy okazji też nadrobić, bo oczywiście ciekawi mnie co dalej. Ja coś czuję, że to nie Seba stoi za tym wszystkim, że on poniekąd także jest ofiarą tego wszystkiego, ale i tak za to co robił, gdy był takim małym gówniarzem, to mu się należało wylądować w szpitalu, bo ona się tylko mściła, a nie zaczynała, a on zaczynał - moja moralność jak widzisz sięga dna. Ostatnio uznałem, że kara śmierci dla niektórych zwyrodnialców to za mało, i że powinni przechodzić takie same katusze co ich ofiary - sadysta się we mnie obudził xD Oczywiście Seba nie kwalifikuje się do kary śmierci, ale dupę mogłoby mu życie skopać.
OdpowiedzUsuńPytanie teraz takie - gdzie jest Marta i Krystian?
Pozdrawiam:
http://dariusz-tychon.blogspot.com/
W swoim czasie wyjaśnię, co stało się z Martą i Krystianem. Dziękuję za komentarz :)
UsuńNie sądziłam, że Marta i Krystian są aż tak ze sobą blisko by uciekać razem.
OdpowiedzUsuńWedług mnie pasują do siebie, także ja się ciesze, gdyż tym czynem nieświadomie zbliżyli do siebie Lenę i Sebastiana :D
To prawda :) Dziękuję za komentarz.
Usuń