112
Ktoś musiał zadzwonić na pogotowie, bo na moment
ocknęła się w karetce. Słyszała sygnał, po tym poznała, że leżała w ambulansie.
Tam było jej trochę lepiej, ale tylko odrobinę. Miała mdłości, doskonale
pamiętała, że powstrzymywała się aby nie ubrudzić karetki pogotowia swoimi
wymiocinami.
Znowu straciła kontakt z rzeczywistością, przed samym
szpitalem. Ostatnie co była w stanie sobie przypomnieć to ostry ból głowy i
pikujący ból w brzuchu. A potem to już tylko to krztuszenie, wymiotowanie, raz
jedno, raz drugie i wszystko naraz. W przebłyskach pamiętała ból niewyobrażalny
a do świadomości docierały głosy pielęgniarek.
Obudziła się w łóżku; leżała w jednoosobowym pokoju,
miała wbitą kaniulę dożylną w rękę i była podłączona do kroplówki.
Zasłony nie były zaciągnięte, przez co widziała
wdzierającą się na siłę poświatę księżyca. Na krześle obok, w mroku,
przysypiała kobieta. Włosy opadały na jej młodą twarz, na której malowała się
troska.
- Patrycja? – wychrypiała Lena. Nawet nie
przypuszczała, że będzie miała problemy z mówieniem. Miała sucho w ustach i
kręciło jej się w głowie.
Kobieta natychmiast otworzyła oczy i wyprostowała się.
Jej twarz przeszyła widoczna oznaka ulgi.
- Obudziłaś się – stwierdziła oczywisty fakt. Wstała z
krzesła i podeszła do łóżka, po czym delikatnie złapała za dłoń szwagierkę. –
Robert i Marcin będą zachwyceni.
- Gdzie oni są? – zapytała cicho.
- Na zewnątrz – odparła Patrycja. – Rozmawiają –
dodała, próbując się uśmiechnąć, ale niestety zamiast tego wyszedł jakiś
koślawy grymas. Normalnie Lena pociągnęłaby ją za język, ale była zbyt
osłabiona, żeby błagać kobietę o więcej informacji.
- Co się stało?
Patrycja otworzyła usta, po czym je zamknęła. Chyba
chciała zapytać ją o to samo.
- Miałaś zrobione płukanie żołądka – wyjaśniła jej
pokrótce.
To zdanie wiele dziewczynie wyjaśniło. Wciąż wydawało
jej się jakby w jej żołądku znajdowała się rura. Co prawda rury już
nie było, ale po niej pozostało uczucie uwierania.
Zamilkła. Poczęła rozmyślać nad usterkami w planie jej i Moniki. Czyżby Sebastian dowiedział się o ich zamiarze i wprowadził w życie swój projekt? Proszek, który wsypała do wody chłopaka i proszek, który znalazł się w jej kubku, nie był tym samym. Oczywiście ona nie była chemikiem, ale na pewno nie wypiła środku na przeczyszczenie. Musiało to być coś innego. Odpowiedź znalazła się od razu.
- Lenka – zaczęła Patrycja przyglądając się jej z obawą. – Czy ty chciałaś się zatruć? – bardzo ciężko było jej to wypowiedzieć, widziała ile wysiłku ją to kosztowało.
Zamilkła. Poczęła rozmyślać nad usterkami w planie jej i Moniki. Czyżby Sebastian dowiedział się o ich zamiarze i wprowadził w życie swój projekt? Proszek, który wsypała do wody chłopaka i proszek, który znalazł się w jej kubku, nie był tym samym. Oczywiście ona nie była chemikiem, ale na pewno nie wypiła środku na przeczyszczenie. Musiało to być coś innego. Odpowiedź znalazła się od razu.
- Lenka – zaczęła Patrycja przyglądając się jej z obawą. – Czy ty chciałaś się zatruć? – bardzo ciężko było jej to wypowiedzieć, widziała ile wysiłku ją to kosztowało.
- Pewnie, że nie – bąknęła Tannenberg zgorszona nawet
takim pomysłem.
Po raz drugi Patrycja odczuła ulgę, ale podjęła dalej
temat.
- To wytłumaczysz mi dlaczego…
- Nie wiem dlaczego – wtrąciła Lena słabo. Wzruszyła
ramionami. – Sama chciałabym się dowiedzieć.
Patrycja westchnęła. Było jeszcze coś. Przez moment
nie odrywała wzroku od szwagierki, szukając odpowiednich słów aby
wypowiedziane, nie zabrzmiały jak oskarżenie. W końcu zmusiła się do ich
wykrztuszenia.
- Czy ty może chciałaś zaszkodzić Sebastianowi?
Dziewczyna wzbiła oczy do sufitu. Zaczęło się.
- Lena – głos Patrycji nawoływał do odpowiedzi.
Brzmiał dokładnie jak upominający głos matki z tym, że kobieta jej matką nie
była.
Przytaknęła głową. Patrycja zatkała usta ręką,
wyduszając krótkie:
- A więc to prawda…
Lena zaśmiała się. Przypłaciła to bólem brzucha, ale
widok przerażonej młodej kobiety był tego wart. Uważała, że ona zwariowała.
- Owszem, chciałam mu zaszkodzić, ale proszek, który
wypił był na rozwolnienie. Czy Sebastian miał biegunkę? Błagam dowiedz się, czy
dostał biegunki podczas występu…
Patrycja dalej siedziała z dłonią przy ustach. Nie
dowierzała własnym uszom i nie poznawała swojej szwagierki. Lena leżała w
szpitalu po płukaniu żołądka, omal nie umarła, a jedyne co ją obchodziło to to,
czy Sebastian miał biegunkę. Istne szaleństwo.
- Lewis jest całkowicie zdrowy – przemówiła po chwili
ostro. - Nic więcej nie mogę powiedzieć, bo miałam cię nie denerwować, ale
wierz mi, w przeciwieństwie do ciebie, nie cierpi na żadną dolegliwość. Wiem,
bo go widziałam.
- Był w szpitalu? – zapytała za zdziwieniem Lena, ale
Patrycja zaprzeczyła głową.
- Przykro mi, nic ze mnie nie wyciągniesz – założyła ramiona
na krzyż.
Lena zrobiła nieszczęśliwą minę. Nie dość, że
skompromitowała się na oczach całej szkoły, to jeszcze Sebastian nie przypłacił
zdrowia jej poświęceniem. Skoro jednak nie spędził większość czasu w toalecie,
wyglądało na to, że proszek nie zadziałał. Może Monika miała jakąś
przeterminowaną fiolkę? A może dała za małą dawkę? A może po prostu miało to
dać efekt placebo, bo brunetka chciała tylko wypróbować lojalność Leny przed
prawdziwym planem? Nawet jeżeli, to pytanie w takim razie brzmiało: co u licha
stało się z jej kubkiem?
Drzwi od pokoju uchyliły się i do środka zajrzało
dwóch mężczyzn. Ojciec i brat zapewne sądzili, że spała, bo nie starali się
specjalnie zamknąć wejścia dzięki czemu zauważyła mężczyznę ubranego w mundur
policyjny, kręcącego się tuż obok jej pokoju.
- Co tu robi policja? – zapytała trzeźwo, zwracając
całą uwagę rodziny w swoim kierunku.
Ojciec zreflektował się; niezwłocznie zamknął
pomieszczenie, a Marcin, podobnie jak żona, skwitował jej obecny stan słowami:
- Obudziłaś się.
- Nie da się ukryć – warknęła Lena, po czym dodała
zgrzytając ze złości. – Ale wy ukrywacie dlaczego jest tu policja.
- Jeden funkcjonariusz – poprawił ją Robert – jej
ojciec, machając ręką jak gdyby to było normalne, że pacjenci w szpitalu mogli
liczyć na całodobową ochronę.
Jej ojciec próbował odwrócić jej uwagę i wspomniał, że
nie powiedzieli babci o jej stanie by się nie denerwowała. Robert Tannenberg
zawsze próbował przechytrzyć przeznaczenie, ale nigdy mu się to nie udawało.
Dziewczyna nie dała się zwieść.
- Czy ten policjant mnie pilnuje? Jestem w
niebezpieczeństwie? – pytała Lena, świdrując oczami od Patrycji, po Marcinie i
kończąc na ojcu. – Ktoś chciał mnie zabić i podał mi truciznę? – może
naoglądała się zbyt wiele telewizji, a może była jeszcze pod wpływem jakiś
leków, że przyszło jej to do głowy. Przez nerwy omal zapomniała o bólu brzucha.
Marcin zmarszczył brwi, Patrycja przygryzła wargę.
Jedynie Robert ośmielił się powiedzieć córce prawdę.
- Nie. Sebastian Lewis oskarżył cię o usiłowanie
morderstwa poprzez podanie mu trucizny podczas przedstawienia, stąd ten
policjant.
- CO? Sukinsyn! – zapomniała, że leżała i nie powinna
się ruszać, ale z wrażenia usiadła na łóżku. Wszyscy troje pośpieszyli do niej,
aby z powrotem ułożyć ją do pozycji leżącej, ale ich odepchnęła. – Zostawcie
mnie! – krzyknęła na nich, machając na oślep rękami.
Zostawili ją choć tylko dlatego, bo bali się, że zrobi
sobie krzywdę. Ojciec oddalił się na skraj łóżka szpitalnego, kręcąc głową z
osłupienia:
- Nie powinienem był tego mówić – wyrzucił sobie.
Podrapał się po reszcie siwych włosów, które mu
zostały. Najprawdopodobniej do siebie dodał jeszcze, że to jego wina, bo przez
niedokończone sprawy między nim, a Jakubem Lewisem, właśnie ucierpiała jego
córeczka. On zawsze martwił się o wszystko i wszystkich, zresztą pewnie dlatego
nie wyszły mu interesy z ojcem Sebastiana. Jakub był bezwzględnym tyranem nie
szanującym nikogo, nawet własnej rodziny, podczas gdy jej ojciec był uczuciowym,
kochającym i wartościowym mężczyzną. Musiała go uspokoić.
- Tato – zaczęła Lena już łagodnie. – Zobacz, nic mi
nie jest – wyszczerzyła ząbki, aby przekonać do zdrowia Roberta. – Trochę się
zezłościłam, ale bardzo się cieszę, że wspomniałeś dlaczego znalazła się tu
policja, bo będę wiedziała co mam im powiedzieć – mimo że w środku niej
wrzało, na zewnątrz musiała pokazać, że czuła się dobrze. Przecież nie chciała
aby wysłali ją do psychiatry. Niestety wizyta u psychologa była nieunikniona,
ale z dwojga złego, psycholog był tym lepszym rozwiązaniem. – A teraz bardzo
was proszę o opuszczenie pomieszczenia i zawołanie pana policjanta. Na pewno ma
ciekawsze rzeczy do robienia niż czekanie na obudzenie pacjentki…
Nie zaprotestowali, ale też nie przyjęli z entuzjazmem
jej prośby. Chyba bali się tego, co zezna, gotowa nabluzgać przy policjancie na
Sebastiana, co nie postawi jej w dobrym świetle. Ale ona już przygotowała
przemowę. Będzie ona zupełnym odwróceniem jej myśli, bo rzeczywiście
najchętniej wrobiłaby Sebastiana w jej zatrucie. Niestety, skoro Sebastian
współpracował z Moniką (jak inaczej wytłumaczyć fakt, że wiedział o „zatruciu”
– jego eks zapewne mu o tym powiedziała, aby się podlizać, ewentualnie razem to
wymyślili), Lena musiała przyjąć najgorszy wariant. Ich będzie dwoje, ona
jedna. Ich słowa przeciwko jej słowu. Jej tłumaczenie nie mogło więc obciążać
ich, bo w przeciwieństwie do nich, jej nie było stać na prawnika. W sądzie
nigdy by nie wygrała.
Kiedy jej rodzina wychodziła z pokoju wszyscy mieli
wymalowane zmartwienie na twarzach. Od Marcina dowiedziała się jeszcze tylko,
że mama już wraca z Niemiec, więc z jednej strony pocieszyła ją ta informacja,
z drugiej naszły ją wyrzuty sumienia, tym co spowodowała. W ogóle
jak mogło jej przyjść do głowy aby wejść w sojusz z byłą dziewczyną Sebastiana?
Monika podeszła ją niczym dziecko. Najpierw zdobyła jej zaufanie, żeby potem
łatwo wbić jej sztylet w plecy.
Zdrada Moniki mimo wszystko mało bolała, w porównaniu z
tym, co zrobił Sebastian. Dokuczanie to jedno, ale chłopak wszedł na nowy
stopień okrucieństwa – próbował ją zabić. Owszem, ona także czasem rozmyślała o
tym, co by było gdyby Lewis umarł, jednak myślenie, a podawanie trucizny nie
ciążyło grzechem w jednakowym stopniu.
Parę godzin temu Lena wlała truciznę (którą wzięła za
środek na przeczyszczenie) do kubka. Ten fakt był niepodważalny, skoro
Sebastian nie spędził przedstawienia w toalecie, musiała przyjąć, iż proszek
był od początku trucizną. Podała kubek Lewisowi, który on wziął do ręki, ale go
celowo nie wypił. Lena przecież odeszła na moment porozmawiać z Martą i kiedy
wróciła zauważyła jak Sebastian sączył wodę. Chłopak jednak, wiedząc, że dostał
truciznę, zamienił kubki podczas gdy Tannenberg dyskutowała z przyjaciółką.
Odłożył wodę, którą dostał od Leny z powrotem na stolik i sięgnął po następny
kubek. Pociągnął łyk wody i to właśnie zobaczyła dziewczyna. Ze szczęścia sama
również sięgnęła po kubek. Nie przyszło jej do głowy, że ten najbliżej niej,
został przed chwilą odłożony przez Sebastiana. Wypiła jego truciznę.
Z policjantem poszło jej bardzo gładko. Popłakała się
przy zeznaniach, twierdząc, że chciała popełnić samobójstwo, bo pewien chłopak
dręczy ją w szkole. Mówiła o tym, że Sebastian oczernia ją przed znajomymi i
nauczycielami, przez to, że kiedyś, w przeszłości, jego ojciec pokłócił się z
jej tatą.
Musiała przyznać, że wypadła bardzo przekonująco.
Nietrudno było jej mówić o samobójstwie, bo w gimnazjum niejednokrotnie je rozważała. Dzieci, które są nierozumiane i odtrącone, potrafią targnąć się na
własne życie przez presję otoczenia, nienawiść i ciągłe upokorzenie jakiego
doznają w szkole.
Każdy łaknie akceptacji, a jeżeli ktoś mówi, że
akceptacja nie jest mu do życia potrzebna, zwyczajnie kłamie. Lena na pewno jej
łaknęła i nie udawała, że jest inaczej.
Pojawienie się Sebastiana po raz drugi w jej życiu i
zmącenie spokoju dnia codziennego, kosztowało ją wiele nerwów. Kosztowałby ją
jeszcze życie, gdyby nie szybka interwencja szkoły, szpitala i lekarzy, którzy
wykonali jej płukanie żołądka. Do czego był on w stanie się jeszcze
posunąć?
Najwyższy czas aby z tym skończyć. Leżąc w szpitalu,
na łóżku, podjęła bardzo ważną, kluczową decyzję w życiu. Ktoś mógłby
pomyśleć, że Lena chciała się wycofać, jednak wycofanie było wielkim
niedomówieniem. Pragnęła raz na zawsze unicestwić Sebastiana, chciała załatwić
mu zakaz zbliżania do niej.
W szpitalu była na obserwacji kilka dni. Wyszła do
domu w niedzielę, a już w poniedziałek uparła się aby pójść do szkoły. Mama
wróciła w międzyczasie z Niemiec. Przywitanie jej z córką wyglądało groteskowo
– kobieta płakała i przytulała Lenę jednocześnie, przez łzy mówiąc, iż nie
miała pojęcia o problemach dziewczyny. Ta z kolei, z niewyraźną miną, próbowała
odkleić matkę od siebie. Tylko ona jedna wiedziała, że wcale nie chciała się
zabić, ale musiała odstawić szopkę dla policjanta, utrzymując jedną wersję także
dla rodziny.
Ojciec zawiózł ją z rana na zajęcia. Matematyka,
religia, wos, chemia i w-f. Tyle czekało ją na dzisiaj. Na całe szczęście brak
języka polskiego uniemożliwiał jej rozmowę z polonistką na temat tego, co stało
się na przedstawieniu. Dzięki niebiosom nie musiała się z tego tłumaczyć, miała
jeszcze jeden dzień na opracowanie wyjaśnień nauczycielce.
Od Marty dowiedziała się, że po tym, kiedy Lena
utraciła przytomność, sztuka została przerwana. Bez głównej bohaterki przedstawienie
nie miało dalszego sensu. Oczywiście ktoś mógł czytać jej kwestie, ale
polonistka od razu obwieściła koniec, nawet nikomu nie proponując zastąpienie
Tannenberg. Właściwie to chyba dobrze świadczyło o Pani Raczek; nie postawiła
sztuki ponad życie uczennicy. Dziewczyna obiecała sobie, że nigdy nie zapomni
tego nauczycielce i w ramach wdzięczności już zawsze będzie przygotowana do jej
zajęć.
Niestety życie okazało się trudniejsze od jej mrzonek.
Jeszcze przed szkołą kilka osób zaczepiło ją, niby chcąc się dowiedzieć jak się
czuje. Po krótkim dobrze, od razu bombardowały ją pytania: co
się stało, byłaś w szpitalu, kto to zrobił itp.
Była tak przytłoczona pytaniami, że nawet nie miała
ochoty wyjść z boksu, kiedy już do niego weszła. Usiadła na ławce, wzięła do
ręki komórkę i udawała, że coś w niej szuka. Uczniowie z klasy mijali ją i
pytali czy nie idzie na górę pod salę od matematyki, ale wszystkim odpowiadała
to samo: zaraz. Nawet Marcie zachciało się rozmowy, przez co
musiała przyrzec, że lada moment dołączy do przyjaciółki, tylko coś
wcześniej załatwi.
Dzwonek obwieścił początek zajęć, więc dopiero wtedy
zdecydowała się opuścić boks. Kiedy uczniowie znajdą się w klasach będzie
bezpieczna. Zero niepotrzebnych pytań, zero niewygodnych odpowiedzi.
Była zamyślona, przez co go nie zauważyła. Minęła go
patrząc pod swoje nogi, gdy dotarł do niej głos Sebastiana:
- Jednak żyjesz – wysyczał.
Dawno nie słyszała tego złowrogiego tonu. Zupełnie
jakby go uśpił na kilkanaście miesięcy i przypomniał sobie o jego obecności
dopiero teraz.
Cofnęła się do boksu, bo właśnie tam wszedł. Otóż to,
on był tym czymś co miała do załatwienia. Spojrzała na niego
jak na gnidę. Tym przecież był; nareszcie przestał udawać, że chciał ją
przeprosić i pragnął pojednania. On po prostu życzył jej śmierci.
- Jak widzisz żyję – odparła, ale zanim cokolwiek
dodała, on syknął znowu:
- Złego diabli nie biorą.
Nie wytrzymała; wybuchła śmiechem. Czy on naprawdę
będzie robił z siebie ofiarę?
- To ja jestem zła? – zapytała z ironią. Uśmiech wciąż
błąkał jej się po twarzy. Absurdalność jego wypowiedzi osiągnęła apogeum.
- Tak, ty – odrzekł stanowczo. – Nienawidzisz mnie?
Dobra, możesz mnie nienawidzić. Gardzisz mną? Dobra, gardź. Tylko nie tłumacz
swoich kretyńskich zachowań moimi błędami z przeszłości. Nie wybielaj siebie,
zrzucając wszystko na mnie.
- Ja siebie nie wybielam – warknęła, wyprowadzona z
równowagi. Tyle myśli kłębiło jej się teraz w głowie, że nie sposób je było
wszystkie uporządkować i wypowiedzieć. Z emocji zaczęła się trząść. – Ja nie
muszę. Ja ciebie chciałam zabić, czy może odwrotnie?! Ja siebie wybielam?
Przecież to ty nasłałeś na mnie policjanta?! Kto tu jest dwulicowy?! –
wiedziała, że w tej potyczce była na straconej pozycji. Mimo że miała rację,
głos i ciało ją zawodziły, trzęsąc się niczym osika.
- Jesteś nienormalna – wypluł Sebastian. On z kolei
był oazą spokoju. Szkoda tylko, że słowa sączące się z jego ust były takim
samym jadem, trucizną, którą dostała podczas przedstawienia. – Chora
psychicznie. Ubzdurałaś sobie, że jesteś niewinna…
- Jestem niewinna! – wrzasnęła na niego. Raz na zawsze
powinien dowiedzieć się, że to on był gnojkiem, a ona dawno temu przez przypadek
stanęła na drodze jego chorej ambicji zaimponowania ojcu. – Po cholerę przenosiłeś się do mojej szkoły?! Życie było zbyt nudne, więc chciałeś trochę pikanterii?!
- Nawet nie wiedziałem, że chodzisz do tej szkoły! –
także podniósł głos, choć nie krzyczał w połowie tak bardzo jak Lena. Chyba
chciał usprawiedliwić swoją obecność w jej klasie, ale dziewczyna miała w
poważaniu jego puste słowa.
- Jassssne! – teraz to ona wysyczała złowieszczo. –
Ciężko mi to nazwać szczęśliwym zbiegiem okoliczności...
- Szczęśliwy na pewno nie był – przyznał, zaraz
dodając z obrzydzeniem. – Znowu wylądowałem w klasie z kompletną wariatką…
Na taki tekst zareagowała odruchowo. Lena podbiegła do
Sebastiana i chciała go uderzyć, ale złapał jej rękę pół centymetra od swojej
twarzy.
- I co teraz zrobisz? – wyśmienicie bawił się jej
upokorzeniem. Ścisnął mocno jej dłoń, tak, że myślała, iż odpadną jej palce.
- Nienawidzę cię! – wrzasnęła, próbując go kopnąć i
się wyszarpnąć. Zaczęła się wydzierać wniebogłosy, że jest palantem, że ją to
boli, żeby ją puścił, ale dalej nic sobie nie robił z jej krzyków. Jej oczy
zaszły łzami i dopiero wtedy cofnął rękę.
- Wy kobiety inaczej nie umiecie rozwiązywać problemów
– skwitował, kręcąc głową z politowaniem.
Jej wrzaski przywołały do boksu pana Stanisława,
woźnego z czerwoną twarzą. Zaalarmowany podbiegł do Leny i widząc, że dostała
ataku histerii, opacznie zrozumiał zaistniałą sytuację.
- Coś ci zrobił? – zapytał dziewczynę mężczyzna, na co
Lena śmiało przytaknęła głową.
Sebastian otworzył usta, prychając z niedowierzania:
- No tak, przeszkodził mi pan w gwałcie – rzekł z
przekąsem w stronę woźnego.
Pan Stanisław pogroził chłopakowi palcem aby nie ważył
się stąd ruszać, bo on już dzwoni na policję. I chyba rzeczywiście to zrobił,
bo Lena, siedząc w małym gabinecie woźnego, słyszała strzępki rozmowy pomiędzy
nim, a osobą, która odebrała pod numerem 112. Mówił, że dziewczyna jest w szoku,
że chyba była molestowana i że parę dni temu tę biedaczkę ktoś chciał zatruć…
Że nie ma łatwego życia w tej szkole.
Tannenberg ukryła głowę w dłoniach i zapłakała. Słowa
Sebastiana, mimo że powiedziane z sarkazmem odbiły się w jej głowie czkawką.
Faktycznie, jego zachowanie z gimnazjum zainicjowało jej destrukcyjne
postępowanie. Destrukcyjne, bo niestety dręcząc Sebastiana nie poczuła się
przez to lepiej. Może chwilowo tak, przez kilka dni naprawdę czuła się
wyswobodzona z objęć tyrana, była Ateną, wojowniczką, która walczyła o
sprawiedliwość. Niestety, to trwało chwilę.
Ostatnie wydarzenia spowodowały, że miała dość. Będąc
w szpitalu jedyne czego sobie życzyła, to doprowadzić do sytuacji, w której
Sebastian dostałby zakaz przebywania w tym samym obiekcie co ona. Marzyło jej
się dyscyplinarne wyrzucenie chłopaka ze szkoły i okazja trafiła się sama.
Wystarczyło tylko powiedzieć, że Lewis przesadził, że jego ręka znalazła się
nie tam gdzie powinna, zamiast nadgarstka skłamałaby, że powędrowałaby na
pośladek, pod spódnicę… Jej wyobraźnia dodałaby resztę historii, a pan Stanisław
podtrzymałby tę wersję, skoro sam ją zapoczątkował.
Prawda była natomiast taka, że rzeczywiście wybielała
siebie. Na swój błąd znajdowała cztery błędy chłopaka, które niwelowały,
zacierały ten jej. Nawet ona widziała w tym obłudę; hipokryzję, którą do
dzisiaj łatwo tłumaczyła swoimi porażkami i przykrymi wspomnieniami z
gimnazjum.
Zamiast prezentować dojrzały sposób rozwiązywania
konfliktów, ona wybrała ten łatwy, ten który już znała, bo został wypróbowany w
Sobótce na niej. Zemsta.
Sebastian Lewis. Mogłaby napisać całą rozprawkę o
chłopaku, a i tak nie zgłębiłaby jego psychiki. Raz wyglądał jakby pragnął
pojednania, zaraz potem usiłował ją zabić i zwalić winę na nią. Czy chciała być
drugim Sebastianem? Chciała być gorszą wersją jego? Czy swoje zachowanie mogła
usprawiedliwić jego? Oczywiście, że nie.
Nienawidziła go. Och jak mocno go nienawidziła i jak
bardzo chciała aby został wyrzucony ze szkoły. Wstała z krzesła; jej serce
kołatało jakby próbowało uwolnić się z jej ziemskiego ciała.
- Co się dzieje? – zapytał woźny odkładając na chwilę
słuchawkę, przez którą rozmawiał już z panią policjant.
- On mnie nie molestował – mruknęła, wzruszając
ramionami. Ze spokojem obserwowała jak w ciągu kilku sekund twarz mężczyzny
stała się jeszcze bardziej czerwona niż zwykle. – Fałszywy alarm, nic mi nie
jest – dodała, po czym nie prosząc o pozwolenie sama wyszła z małego gabinetu.
Nie poszła już na lekcje; choć miała dużo zaległości w
szkole przez ostatnie dni, od razu wyszła przed budynek szkolny. Był kwiecień,
więc w boksie zostawiła jedynie cienką kurtkę, ale nie chciała zobaczyć się z
Sebastianem, toteż po nią nie wróciła. Przypuszczała, że zalecił się do
polecenia pana Stasia, pewnie siedział i zachodził w głowę, co też tym razem
Lena wymyśli. Pewnie obmyślał już strategię, jego kontratak.
Niemal uśmiechnęła się na samą myśl, na pewno nie
spodziewa się takiego ruchu z jej strony. Nawet trochę żałowała, że nie będzie
miała przyjemności obwieszczenia mu: niespodzianka, skończyłam…
Podziwiam Lenę i jej zdolności aktorskie. Ale to idealny przykład powiedzenia "Kto mieczem wojuje, od miecza ginie". Sebastian sprytnie to rozegrał, chociaż absolutnie tego nie pochwalam, bardzo dobrze rozegrane.
OdpowiedzUsuńChyba w każdej szkole jest taki typowy pan Stasiu. Byłam wczoraj w odwiedzinach w moim starym gimnazjum i z nim też zamieniłam kilka słów. Uczenie się na przerwach pod jego kanciapą na zawsze chyba weszło mi w pamięć:))
Krótko i zwięźle, bo pomimo soboty, ja muszę już brać się za książki.
Czekam na kolejny rozdział <3
L x
Dziękuję za komentarz :)
UsuńWitaj!!!. Fajna część. Dzięki za część. Lena jest strasznie zawzięta na Sebastiana. Nie zastanowiła się, że była dziewczyna Sebastiana chciała go otruć przy pomocy lub rękami Leny. Jednak dobrze, że jeszcze bardziej się nie pogrążyła wrabiając go w gwałt. Lubię to Twoje opowiadanie. Pozdrawiam Wiktor
OdpowiedzUsuńSuper, cieszę się, że Ci się podoba :)
UsuńLena z początku obrała dziwną strategię, ale muszę przyznać, że genialną. Zrobienie z siebie ofiary i tym zdobycie nakazu zbliżania się, a być może także odszkodowania... no cóż, może to nie było do końca uczciwe, ale była to swojego rodzaju sprawiedliwość i zemsta na oprawcy sprzed lat. Swoją drogą, to chyba mam strasznie zaburzone poczucie moralności, skoro ją popieram, ale no... nic na to nie poradzę. Nie popierałem jej pomysłu z użyciem środka przeczyszczającego, ale...po tym co Sebastian jej robił w gimnazjum zasługuję na sporą karę, bo każde winy trzeba odpokutować.
OdpowiedzUsuńPrzez moment przyszło mi też do głowy, że może on się bał iż ona go podtruje i położył ten kubeczek gdziekolwiek, zamienił na inny i nie ma pojęcia o tym planie dziewczyn, które chciały się na nim zemścić.
Ja tam nie widzę winy Leny w tym, że Seba ją w gimnazjum dręczył, więc nie przekonały mnie jego słowa. Jej jedyną winą było to, że nie umiała lub nie miała siły na to by się bronić.
Szczerze żałowałem, że nie oskarżyła go o próbę gwałtu. Zasłużył sobie! Po tym co jej mówił i jak ją mocno ściskał. Nawet nie przeprosił ani razu za to jak się nad nią znęcał. Tępak i skurwiel. Po tatusiu w genach chyba to sukinsyństwo odziedziczył.
Mam teraz tylko nadzieję, że Lena nie zrezygnowała, i że nie chce się poddać. Obawiam się też o to, że ona może chcieć sobie coś zrobić, bo to zakończenie, to takie jakby jej pożegnanie.
Pozdrawiam
j-i-s.blogspot.com
Nic nie zdradzę :) Odpowiedź znajdziesz w następnym rozdziale.
UsuńTo jest super czekam na dalszą część :D
OdpowiedzUsuńFajnie, że czytasz i zostawiłaś komentarz, nawet krótki :)
UsuńA to cholera z tego Sebastiana! Uknuł ze swoją była żmiją taką intrygę, zbrodnie prawdziwą i chcieli Lenę na tamten świat wysłać. Czemu ona na to pozwala, czemu odpuszcza? Niech narobi szumu i wygra tę wojnę, albo odpuści, oleje go, ignoruje. Ja jakbym dorwała takiego w swoje ręce to bym mu wymierzyła kopniaka między nogi i to najlepiej z takiego czubka by mu się wbił fiut po samo gardło. Przepraszam za wulgarność, ale nienawidzę takich typów jak Sebastian co naprawdę są słabi, bo znęcają się nad słabszymi i tak naprawdę robią to bez powodu, bo co on na tym zyskał? Ani dóbr materialnych, ani szacunku do samego siebie. Naprawdę w tym gimnazjum, aż tak mu zależało na poklasku tej całej gimbazy?
OdpowiedzUsuńsie-nie-zdarza.blogspot.com
Pomyślałaś tak, jak chciałam, żebyście pomyśleli :) Nie chcę zdradzać za wiele, ale Sebastian już nie jest taki podły, jak kiedyś, a zdolny do morderstwa nie był nigdy. W następnym rozdziale może o tym coś napiszę.
UsuńPrzeczytałam ponownie opis i zastanawiam się jakie porwanie...
UsuńPozdrawiam i ja ciągle czekam na kolejny rozdział.
Odpisałam u siebie na twój komentarz - informuję, bo nie wiem czy zaznaczyłaś funkcję, która o tym powiadaniami.
Chyba nie zaznaczyłam, także dziękuję za wiadomość :)
UsuńZaginięcie już wkrótce.
Ojej, ojej... to się narobiło. A więc jednak podmienił kubeczki, tak jak myślałam. :)
OdpowiedzUsuńGdy przeczytałam o tym gwałcie, miałam takie nikłe przeczucie, że Lena jednak temu zaprzeczy. Ale żeby się poddała? No nie.
Nienawidzę takich jak Sebastian. Należy mu się odpokutowanie za to, jak traktował ją przez gimnazjum.
Pozdrawiam.
Dziękuję za opinię :)
UsuńBardzo się cieszę, że Lena postanowiła zakończyć tą wojnę... Pamiętam, że gdy czytałam ten rozdział byłam pewna, że Lena potwierdzi, że Sebastian ją napastował. Dobrze, że zaprzeczyła :)
OdpowiedzUsuńChyba ja również miałam pomału dość ich wojny :) Dziękuję.
Usuń