PRZEDSTAWIENIE
Lena przygryzła wargę. Dyrektor, przywitawszy się z
dwójką niesfornych uczniów, zapytał ich pogodnie czy napiją się herbatki. Kiedy
jednogłośnie odmówili, stwierdził, że w takim razie napije się sam, po czym
wziął się za jej przygotowanie.
Podszedł do czajnika elektrycznego stojącego na
stoliku w rogu gabinetu. Musiał mieć już przygotowany wrzątek, bo wlał jego
całą zawartość do olbrzymiego kubła, do którego wrzucił potem czarną esencję.
Trochę nie ta kolejność co trzeba – pomyślała Lena obserwując poczynania
dyrektora.
Po esencji nadszedł czas na cukier. Dziewczyna
doliczyła się pięciu łyżeczek, po czym jak gdyby tego było mało, mężczyzna
dodał do herbaty ze dwie łyżeczki miodu ze słoika spoczywającego obok.
Z tak słodkim naparem zasiadł przed biurkiem,
pokazując Lenie i Sebastianowi aby również zajęli swe miejsca naprzeciw niego.
Nastolatkowie podeszli więc do krzeseł, kiedy dyrektor zaczął mówić:
- Kto się czubi, ten się lubi – rzekł na początek.
Upił łyk swojej przesłodzonej herbaty, ale się nie skrzywił. Zamiast tego,
przypatrując się bliżej uczniom, dodał ze smutkiem. – Choć w waszym przypadku
to chyba nie działa w ten sposób.
Ani Sebastian ani Lena nie odważyli się potwierdzić.
Siedzieli nie ruszając się z miejsca, dopóki dyrektor nie zapytał ich wprost:
- Znacie się jeszcze z gimnazjum, prawda?
Lena przytaknęła głową, chłopak także lekko skinął.
Dyrektor uśmiechnął się, zapewne gratulując sobie spostrzegawczości.
- Wiecie, nie jestem zwolennikiem gimnazjum, wręcz
przeciwnie jestem za ich wycofaniem – oświadczył wzniośle. Wziął do ręki duży
kubek, pociągnął z niego kolejny łyk, po czym chwilę rozkoszował się słodkim
naparem. – Gimnazjum to najgorszy okres w życiu młodych ludzi. Szukają celu
swojego istnienia, zadają najwięcej pytań, a gdy ich nie znajdują, decydują się
na niezrozumiałe czyny. Część nastolatków się wycofuje, inna część buntuje.
Różnorodność charakterów jest niemal namacalna… Umieścić ich wszystkich razem
przez trzy lata w jednym budynku, to trochę tak jakby odpalić lont i czekać na
to, kiedy bomba w końcu wybuchnie.
- Ciężko mi ocenić jakimi typami wy byliście – dodał
znów po chwili przerwy. Spojrzał na Lenę, bacznie studiując jej twarz, po czym
wzrok przeciągnął na Sebastiana, mrużąc oczy jakby chciał dostać mu się do
myśli. – Nie jestem aż takim znawcą psychiki ludzkiej. Wiem za to… Tego jestem
pewien, że między waszą dwójką dochodziło do spięć już wtedy.
Lena wzdrygnęła się. Nie byłaby sobą, gdyby pozwoliła
dyrektorowi myśleć o niej w sposób negatywny, w końcu to nie ona była prowodyrką
tamtejszych niesnasek.
- To może zapyta pan kto zaczął? – zaproponowała
zjadliwie, ale staruszek pokiwał przecząco głową.
- Nie interesuje mnie kto zaczął, ważne kto to
zakończy.
Słowa dyrektora spowodowały, że Lena słyszała je
jeszcze na długo po wyjściu z gabinetu. W myślach wciąż je odtwarzała: kto to
zakończy?
Ona nie, ona nie może pokazać swej słabości. Przecież
gdyby to zrobiła, gdyby zaniechała dalszych przepychanek, zdradziłaby nie tylko
swój honor, ale i straciła bezpowrotnie to, co do tej pory udało jej się
wypracować. Spokój ducha. Może to brzmiało absurdalnie, ale mimo że wciąż
nękały ją myśli o Sebastianie, po raz pierwszy, od wielu lat, przestała bać się
konfrontacji z nim. Nie obawiała się już rozmowy z chłopakiem. Nie bała się spotkać
z nim twarzą w twarz. Przestała być zastraszoną, zlęknioną dziewczynką z
gimnazjum, która wymyślała najróżniejsze choroby aby tylko nie iść następnego
dnia na zajęcia.
Jak teraz o tym pomyślała, niemal zaśmiała się z samej
siebie – „chorowała” niemal na wszystkie dolegliwości świata. Jej kreatywność
już wtedy nie znała granic: schorzenie stawów, kości, gardła, gorączka,
migreny, nudności, bóle menstruacyjne, a nawet podejrzenie nowotworu. Lekarze
nie wiedzieli co z nią robić, bo rodzice, zmartwieni niedomaganiem córki,
zawsze zawozili ją na ostry dyżur.
W tym roku z tego wyrosła. Pomogła jej
terapia, którą nazwała „Metodą Patrycji”. Oko za oko, ząb za ząb. Na każdy żart
miała mu zrobić dwa inne. Na każdy atak odpowiedzieć ofensywą. Szala zwycięstwa
musiała zawsze powiewać po jej stronie. Teraz, nareszcie coś zaczęło jej
wychodzić. I co? Miała tak łatwo z tego zrezygnować? Bo co? Bo poprosił ją o to
dyrektor? Jaką miała gwarancję, że zaniechawszy ataku, on uczyni to samo?
Dyrektor zamienił z nimi jeszcze ze dwa zdania, po
czym poprosił aby nie ubliżali sobie na forum klasy mówiąc, że ni to śmieszne,
ni to w dobrym guście. Potem już ostrzejszym tonem dodał, że jeżeli sytuacja
się powtórzy, będzie musiał zainterweniować.
O jakiej interwencji była mowa, Lena nie usłyszała, bo
pożegnawszy się grzecznie, opuściła pośpiesznie gabinet, aby nie wyjść razem z
Sebastianem. Zadzwonił dzwonek na przerwę.
Tłum uczniów wysypał się z klas na korytarz. Właśnie
czekała ją fizyka, dlatego podążała w stronę schodów na trzecie piętro. Miała
nadzieję, że Marta ją spakowała i wzięła jej rzeczy z sali od języka polskiego,
kiedy usłyszała, że ktoś ją zawołał. Obejrzała się za siebie i omal nie dostała
zawału z wrażenia – w jej kierunku biegła brunetka, tym razem bez miniówki, ale
znów z dużym dekoltem; ta sama, która przyznała się policji do napisania
wiadomości o bombie. Jej wybawczyni musiała naprawdę ją znać, w przeciwnym
razie nie wiedziałaby jak ma na imię.
- Lena, muszę z tobą porozmawiać – powiedziała na
wstępie, dysząc ze zmęczenia. Musiała gonić ją od wyjścia z gabinetu.
Tannenberg zrobiła wielkie oczy, dalej nie
przypominała sobie aby kiedykolwiek przedstawiała się brunetce. Z drugiej
strony, nie chciała palnąć czegoś w stylu: czy my się znamy?
Na szczęście dziewczyna sama zrozumiała jej
dezorientację. Machnęła ręką, jak gdyby nie przyszło jej wcześniej do głowy się
przedstawić, po czym rzekła:
- Ty mnie nie znasz, ale ja ciebie owszem. Od
dłuższego czasu obserwuję twoje poczynania – palnęła na wstępie. – Masz coś
przeciwko abyśmy nie szły dzisiaj na zajęcia? Niedaleko szkoły jest
restauracja, zapraszam cię na obiad, tam sobie porozmawiamy.
Tannenberg otworzyła usta ze zdumienia. Dziewczyna nie
przestała jej zadziwiać. Zgodziła się, bo cóż innego mogła zrobić? Nie była
pewna czy brunetka wiedziała, że to ona w rzeczywistości napisała smsa, ale
raczej tak, skoro przyszła porozmawiać. Czy chciała ją wydać przed szkołą? Tego
nie mogła stwierdzić na pewno, ale z całą pewnością trzymała ją w garści.
Wzięła tylko swoją torebkę z książkami od Marty,
tłumacząc jej pokrótce, że musi pilnie wracać do domu, po czym zeszła po
schodach na sam dół, do szatni. Tam czekała już na nią brunetka.
- Monika Maron – powiedziała, po czym wyciągnęła rękę
do Leny.
- Lena…
- Lena Tannenberg, tak wiem – odparła za nią,
potrząsając wyciągniętą dłonią.
Coś jej podpowiadało, że Monika nie będzie chciała
rozmawiać w szkole, dlatego o nic nie pytała. Dopiero kiedy wyszły z budynku na
świeże powietrze i skierowały się w stronę przystanku autobusowego, odważyła
się zadać pytanie:
- Co to znaczy, że obserwujesz moje poczynania?
- Znaczy to dokładnie, co myślisz. Od czasu anonimu
wiem, że to ty starasz się dopiec Sebastianowi. Jedzie!
Autobus nadjechał zza zakrętu, omal nie przejeżdżając
babuleńki w długim płaszczu, która w ostatniej chwili weszła na pasy przejścia
dla pieszych. To na szczęście dało Lenie chwilę na podjęcie decyzji – czy
udawać, że ona przecież Sebastiana lubi, robiąc wielkie oczy, o co może chodzić
Monice, czy może wstydliwie przyznać się do zarzutu.
- Ja? – zapytała wymijająco, po czym weszła do
pojazdu, a za nią tak samo uczyniła brunetka.
Monika wzruszyła ramionami.
- Nie musisz nic mówić – zaśmiała się głośno. Parę osób
w autobusie odwróciło się aby zobaczyć kto wywołał taki hałas, ale ona się tym
nie przejęła.
Wysiadły po trzech przystankach i skierowały na Aleję
Kromera do restauracji. Monika zamówiła zupę i danie główne, ale Lena postawiła
tylko na grillowanego fileta z pomidorem, ser z ziemniakami oraz surówkę. Nie
chciała aby dziewczyna za dużo na nią wydała, choć w pamięci wołał o
przypomnienie moment, kiedy brunetka wspominała o rodzicach, którzy na stałe
mają prawnika. Musiała być więc majętna.
Pomyślała, że wcale nie zdziwiłoby ją gdyby ona z
Sebastianem znali się – świat rządzi się przecież według określonych zasad.
Bogaci zadają się z bogatymi, biedni nie mają praktycznie żadnych szans
wkroczyć do tak zwanej „wyższej sfery”. Mimo że podział klas społecznych zniknął
kilkaset lat temu, niestety pozbycie się ich było tylko złudne. Milioner wciąż
nie spotyka się przecież z żebrakiem w celach towarzyskich, a biznesmen z
bezrobotnym nie piją razem kawy. Mezalians dalej zdarza się niezwykle rzadko.
Właśnie dlatego wymyśliła znajomość Moniki z Sebastianem. Bo czy ona była
niemożliwa? Lena zaczęła wiercić się na krześle, kiedy coś sobie uświadomiła.
W czasie kiedy czekały na zamówienia, Monika zaczęła
rozprawiać o szkole. Ich rozmowa nie odbiegała od standardowej pogawędki dwóch
koleżanek – dziewczyna narzekała na nauczycieli, na koleżanki i kolegów z
klasy. Lena z kolei myślała jak zadać brunetce dosyć kłopotliwe pytanie. W
końcu, kiedy dziewczyna zamilkła, podjęła temat:
- Czy ty może spotykałaś się z Sebastianem? – były
dwie opcje – albo ją zaraz wyśmieje, albo przyzna rację. Monika – dokładnie tak
miała na imię dziewczyna, z którą Sebastian poznał się na wakacjach, a o ich
znajomości Lena dowiedziała się oczywiście z smsów w komórce Lewisa, zanim
zdecydowała się ją wyrzucić.
Brunetka uśmiechnęła się zawadiacko.
- A myślałam, że nic o mnie nie wiesz…
Zupa dziewczyny została podana, więc podziękowała ona
kelnerowi, po czym wzięła się za konsumpcję, pozostawiając towarzyszkę w
niedosycie.
Lenę zżerało w środku z ciekawości. Próbowała sobie
czegoś przypomnieć z korespondencji Moniki i Sebastiana. Niestety pamiętała
tylko tyle, że chłopak skończył znajomość bo była „zbyt zaborcza, nie dając mu
chwili wytchnienia”.
Nareszcie zrozumiała wzburzenie Lewisa, gdy Lena
wskazała mu Monikę w otoczeniu policji. Naturalnie pomyślał, że działały
wspólnie wyrzucając jego komórkę, dlatego wypalił do Tannenberg czy to są
żarty. I mimo iż dziewczęta nie założyły jakiegoś klubu „anty-Sebastianowego”
może właśnie na tym zależało Monice.
Brunetka zjadła, wytarła się leżącą na stole serwetką,
po czym przystąpiła do opowiadania.
- Słuchaj, chcę żebyśmy połączyły siły – zaczęła. Jej
ładna buzia lekko się skrzywiła, a policzki zaczerwieniły. – Nie chcę ci
opowiadać jak źle mnie potraktował, podejrzewam, że nawet gorzej niż ciebie.
Nie będę się użalała, bo każda z nas ma swoje życie i swoje problemy. Osobiście
uważam, że miejsce takich gnid jak Sebastian jest pod ziemią… - wywróciła
oczami. – Ale skoro nie może tam się znaleźć, to chociaż niech dostanie za
swoje.
Lena kiwnęła głową. Lepiej by tego nie ujęła.
- Dobra, pomogłam ci z komórką, bo strasznie kiepsko
to zaplanowałaś…
- To nie było planowane, impuls – poprawiła ją.
Tannenberg podniosła ręce do góry, w geście obrony.
- Nieważne – odparła Monika, marszcząc brwi. – To, co
zaproponuję, oczywiście musi zostać między nami.
Lena znów przytaknęła – miała dług wdzięczności wobec
brunetki, dlatego musiała go spłacić.
- Z tego co się dowiedziałam, pojutrze jest
przedstawienie w szkole – mruknęła, nawet nie pytając czy to prawda. Łapczywie
złapała za torebkę, grzebiąc w jej środku, jak gdyby czegoś poszukiwała. –
Sebastian ponoć gra jedną z głównych ról.
- Księcia – prychnęła Lena, dodając w myślach, że
gdyby każdy książę miał charakter Sebastiana, bajki zamieniłyby się w horrory.
Dopiero teraz uświadomiła sobie, że rzeczywiście spektakl „Wieczór Trzech
Króli” był już za dwa dni.
- Musisz zatem dolać mu to do wody… sama nie wiem może
podczas próby generalnej, czy jakoś na chwilę przed przedstawieniem – na stół dyskretnie wyłożyła fiolkę z proszkiem w środku.
Lena podniosła wysoko brwi. Monika kazała jej szybko
schować ampułkę, po czym dodała, że to zwykły środek przeczyszczający.
- Sama bym mu to podała, gdybym mogła się do niego
zbliżyć. Niestety on dostaje nerwicy i spazmów, jak tylko podchodzę na kilka
metrów, więc w moim przypadku to raczej niewykonalne.
- Zrobię to – ucięła szybko Lena, łapiąc małą
buteleczkę i pakując do swojej torebki.
- Dasz radę? – Monika zmrużyła podejrzliwie oczy. –
Wiesz, nie chcę, żeby to był niewypał, może jednak sama powinnam…
- Powiedziałam. Zrobię to – Lena spojrzała na
dziewczynę wyzywająco. Po tylu udanych, przeprowadzonych przez nią działaniach
jeszcze śmiała wątpić w jej umiejętności.
Monika wyszczerzyła do niej zęby.
- Oczywiście, że to zrobisz.
Zjadły razem drugie danie nie pozostawiając suchej
nitki na Sebastianie. Wspólnie obgadały jego najsłabsze i najmocniejsze strony.
Od Moniki dowiedziała się również, że w szkole uczniowie podziwiają jej
dokonania, począwszy od zamknięcia szatni, igrania na nosie dyrektorowi,
wyrzucenia ubrań chłopaków przez okno i podrzucenia plecaków do koszy na śmieci, aż do ostatniego dowcipu, który skończył się ewakuacją całej szkoły.
- Każdy wie, że to nie ja zrobiłam – bąknęła Monika z
żalem. – Chciałam ich przekonać, że to ja, ale w to uwierzyli tylko policjanci.
Uczniowie wiedzą, że to Lena Tannenberg jest odpowiedzialna za zniknięcie
klucza – zacytowała słowa z anonimu, po czym obie zaśmiały się radośnie. – Tak
w ogóle, to co z nim zrobiłaś?
Lena zobaczyła w Monice sojusznika, dlatego
postanowiła powiedzieć prawdę.
- Ja po prostu bardzo lubię wyrzucać cudze rzeczy –
zażartowała.
Spędziły w restauracji kilka godzin. Po jakimś czasie zaczęły rozmawiać już na wszystkie tematy, oprócz jednego, który kiedyś Lena
obiecała sobie poruszyć. Nie zapytała Moniki dlaczego on uważał ją za „zbyt
zaborczą”. Nie chciała być wścibska, a to przecież nie miało znaczenia. Ważne,
że znalazły wspólny język i wreszcie ktoś chciał jej pomóc w tym szaleństwie,
który zaczął się wraz z zamknięciem przez nią szatni.
Wracając do babci wyobraziła sobie jak dzięki środkowi
Sebastian rujnuje całe przedstawienie. Stojąc na środku sceny, zaczyna się
chwiać i bełkotać. W końcu ucieka niczym Kopciuszek ze sceny, rozbawiając tym
samym całą widownię i biegnąc do toalety. To w sumie będzie ciekawy sposób na
przekonanie się czy swoją niedyspozycją rozłoży całe miesiące przygotowań, a ona
nie będzie musiała się publicznie poniżać i udawać nieziemsko zakochaną Violę.
W szkole myślała tylko o tym, jak podać chłopakowi wodę
z rozpuszczonym środkiem. Nie mogła tym razem dopuścić się fuszerki – liczyła
na nią Monika, a na jej zadowoleniu zależało w tej chwili Lenie najbardziej.
Podczas próby generalnej zlokalizowała plecak Sebastiana.
Wtedy Lena stanęła przed bardzo ważną decyzją – czy podawać środek już teraz,
jako że w jednej z kieszeni znalazła wodę czy zaczekać do następnego dnia, na
kilka chwil przed rozpoczęciem wystąpienia. Doszła jednak do wniosku, że nie
będzie ona usatysfakcjonowana, gdy chłopak dostanie rozwolnienia dzień
wcześniej i zwyczajnie nie przyjdzie do szkoły. To musiało zacząć się już
podczas trwania przedstawienia.
Mając nadzieję, że następnego dnia Sebastian także
przyjdzie z wodą w plecaku, zaniechała wysypania fiolki.
Dzień przed spektaklem była bardzo podekscytowana. W
szkole huczało od tego, co wydarzy się jutro i bynajmniej nie chodziło tylko o
przedstawienie. Na korytarzu kilka razy usłyszała rozmowy spekulujące o niej i Sebastianie. Wszyscy zastanawiali się do czego posuną się uczniowie
klasy „drugiej d”. Rówieśnicy mówili o niej i o Lewisie jak gdyby byli bożkami,
zdolni do niewiarygodnych czynów.
Raz zaśmiała się wniebogłosy stojąc bezpośrednio przy
takiej rozmowie. Dwoje pierwszoroczniaków (nie wiedząc z kim rozmawiają)
zakładało się o to, czy Lena wjedzie na scenę przy pomocy
liny, a Sebastian tą linę przetnie. Oczywiście żaden z dyskutujących nie wiedział, że w „Wieczorze
Trzech Króli” ona nie grała supermanki, tylko zwykłego śmiertelnika, więc w scenariuszu takiej sceny nie ma, ale nieźle bawiła się
słuchając ich wydumanych historii.
W mieszkaniu powtórzyła kilka razy swoje kwestie, choć
wszystkie doskonale umiała. Dzięki systematyczności opanowała całą rolę Violi.
Oczywiście wiedziała, że będzie się stresować, ale przecież przedstawienie
będzie trwało tylko chwilę; ze względu na stan Sebastiana będą musieli odwołać
sztukę. Niemal podskoczyła ze szczęścia – Monika miała wspaniały pomysł.
Tej nocy nie mogła zasnąć. Jej wyobraźnia działała na
zwiększonych obrotach, przedstawiając obrazy, które chciałaby zobaczyć.
Zastanawiała się, w którym momencie to się zacznie, czy wtedy kiedy on będzie na
scenie, czy może właśnie poza nią; widziała pocącego się Sebastiana proszącego
ją o znalezienie zastępstwa, błagającego o poszukanie nauczycielki…
Ten dzień będzie jej triumfem. Z takim oto postanowieniem
wstała z łóżka około dziesiątej, umyła się, ubrała, zjadła śniadanie i podążyła
do szkoły na dwunastą, w odświętnym stroju, tak jak to nakazała jej
nauczycielka. Mimo że strój Violi już czekał na nią w szatni, podobnie jak i
na innych występujących, polonistka nakazała wszystkim ubiór galowy.
Lena przybyła jako jedna z pierwszych; Sebastiana
jeszcze nie było. Zaraz po niej zaczęli schodzić się koleżanki i koledzy z
klasy – pojawiła się Żaneta, po niej nadeszli Bruno i Eryk.
Widząc, że jej plan co do grzebania w plecaku
Sebastiana nie wypali (tego dnia za wiele osób zwyczajnie siedziało w
szatniach, nie mówiąc o tym, że musiałaby dostać się do męskiej), dziewczyna
postanowiła, że przystąpi do planu B, który opracowała jeszcze w mieszkaniu. Od
babci wzięła rano kilka kubków jednorazowych (jej babcia miała ich na pęczki z
czasów gdy jeszcze organizowała spotkania rodzinne) i idąc do szkoły kupiła dwa
litry wody mineralnej.
Za kulisami rozlała wodę do kubeczków i postawiła je
wszystkie na stoliku. Musiała przyzwyczaić uczniów, że tam leżała woda i że
mogli się nią częstować. Jedyna trudność polegała na podsunięciu dobrego
kubeczka Sebastianowi. W obawie czy ktoś niepożądany nie wypije kubeczek
przeznaczony dla chłopaka (ten z rozpuszczonym już proszkiem z fiolki od
Moniki) schowała go w drewnianej skrzyni obok stolika.
O godzinie piętnastej miała odbyć się sztuka i jako
pierwszy, w roli narratora, miał wystąpić Eryk. W pół do trzeciej, Lena zaczęła
śledzić Sebastiana, chciała wiedzieć co robił, aby tylko mogła mu jakoś
podrzucić kubek z wodą. Niestety, coś co wydawało się z pozoru łatwe, w
rzeczywistości było niewykonalne.
Przez to, że Sebastian wiedział, iż ona nim gardzi,
nigdy nie wypiłby wody, którą by mu podała. To już pachniało podstępem. Musiała
mu ją podsunąć, ale tak, by on nie zorientował się kto mu ją poda.
Okazji ku temu sprzyjających jednak nie było, tym
bardziej, że kiedy zaczęła się sztuka, Lena miała na głowie swoje zbliżające
się wystąpienie. Przebrała się w strój z epoki szekspirowskiej, nałożyła perukę
i nasłuchiwała.
- Najpiękniejszego od dawna już gonię – słyszała głos
Sebastiana. Stał na scenie w durnym przebraniu księcia. – Kiedym Olivię
zobaczył po raz pierwszy, czar mnie jej spojrzeń zmienił na jelenia. - Jakież
nowiny przynosisz mi od niej? – zapytał po chwili Lewis.
Valentino, czyli Paweł Czajka odrzekł:
- Powietrze nawet przez lat siedmiu przeciąg, lic jej
odkrytych zobaczyć nie zdoła; jak zakonnica ciągle zakwefiona, łzą będzie słoną
swoją skrapiać izbę, drogiego brata opłakując stratę, którego pamięć, w
głębokiej żałobie, wieczną i świeżą chce w sercu przechować.
Nadszedł czas na ostatnią wypowiedź Sebastiana, więc
nauczycielka nakazała przygotować się kolejnym osobom, w tym Lenie. Kiedy Lewis
zszedł ze sceny, ona wyszła na środek.
- Co to za kraj jest? – powiedziała spokojnie jako
pierwsza.
- To Illiria, Pani – odrzekł Tomek, który grał
kapitana zatoniętego okrętu.
- Co mi z Illirii? – znów podjęła dziewczyna, tym
razem żałośnie. – Mój brat jest w Elizjum. A przecież – kto wie – może nie
utonął? Co o tym myślisz?
Kapitan wzruszył ramionami.
- Cud nas uratował.
- Czy znasz tę krainę? Kto krajem rządzi? – wolała nie
patrzeć na widownię. Nie chciała się rozpraszać, ale jakimś przypadkiem
uchwyciła spojrzenie tych wszystkich wpatrujących się w scenę uczniów i
nauczycieli. Czy naprawdę byli aż tak zaciekawieni tym co mówiła, czy raczej
tym, co zrobi?
- Orsino.
- Pamiętam, ojciec mój często imię to wspominał.
Książę pod ów czas, żony jeszcze nie miał.
- I dziś jej nie ma; przynajmniej jej nie miał,
miesiąc jest temu, gdym brzeg ten opuścił, biegały wieści w dniu mego odjazdu,
że miłość pięknej chciał zyskać Olivii.
- O gdybym mogła pani tej być sługą! – wykrzyknęła
Lena. – Gdybym się mogła przed światem utaić, póki zamiary moje nie dojrzeją!
- To rzecz nie łatwa, żadnej bowiem prośby, nawet
książęcych słuchać nie chce błagań.
- Proszę, utaj, kto jestem, i bądź mi pomocą, abym
przebrana, celów mych dosięgła. Chcę księciu służyć; na dwór mnie poprowadź.
Po spotkaniu Sebastiana z Violą (przez Lenę nazwana
jedną z trudniejszych scen, bo zmuszona została powiedzieć: Poselstwu temu jak
trudno mi sprostać, gdy sama pragnę żoną jego zostać!) miała chwilę aby
„poczęstować” Sebastiana.
Chłopakowi na szczęście chyba chciało się pić, bo sam
skierował się w stronę stolika. Za nim jak cień pognała Lena. Dobiegła szybciej
do wody, niż on podszedł, ale nie mogła w tamtym momencie otworzyć skrzyni, bo
to mogłoby wydać się podejrzane.
- Widzę, że nawet w tym urządzasz wyścigi – zdziwił
się z jej niecodziennego zachowania.
- Po prostu chce mi się pić – bąknęła z przekąsem.
Do stolika przyszła Zuzia gratulując Sebastianowi
dobrze odegranej roli. Tak mu się podlizywała, że nawet Lenie wydawało się to
niesmaczne. Dzięki temu miała jednak czas aby otworzyć skrzynię. Do jednej ręki
złapała kubek z rozpuszczonym proszkiem, do drugiej, litrową butelkę mineralną.
Potem podeszła do stolika, położyła na nim kubek i udawała, że dolewa do
każdego kubka wody.
- Daj, ja to zrobię – powiedział Sebastian, kątem oka
obserwując jej poczynania.
Lena nie pozwoliła sobie zabrać butelki. Udając
obrażoną, podała mu kubek twierdząc, żeby korzystał z okazji, że jest miła i
wypił, bo drugiej takiej szansy nie dostanie. Wiadomo jaki kubek trafił w ręce
Sebastiana, ale żeby nie był podejrzliwy, Tannenberg podała również kubek z
wodą Zuzi.
Do ich stolika podeszła Marta. Lena odeszła na chwilę
z przyjaciółką, a kiedy już wróciły z radością zaobserwowała jak Sebastian
upija łyk z kubka. Ze szczęścia nawet i ona napiła się wody, a gdyby mogła
odtańczyłaby lambadę na środku sceny. Rozpierał ją samozachwyt.
Teraz, jeszcze baczniej wypatrywała pierwszych oznak
choroby u Sebastiana. Nawet kiedy byli razem na scenie, szukała u niego dziwnych
reakcji. Niestety, na próżno.
Lena odchrząknęła. Nadeszła jej kolej – jeszcze jedna
„ulubiona” scena.
- Przypuść że jest kobieta, co dla twej miłości tyle w
swym biednym cierpi teraz sercu, co w twym, ty, Panie, cierpisz dla Olivii.
Sebastian, w roli Orsina, zmarszczył czoło.
- Nie ma kobiety, której pierś jest zdolna wytrzymać
serca tak gwałtowne bicia, jak te, co miłość w moich sprawia piersiach. Kobiety
serce za nadto jest małe, aby tak wiele objąć w sobie mogło; miłość moja głodna
jest jak morze i zdolna tyle co morze pochłonąć: nie równaj moich uczuć dla
Olivii z tym, co kobieta zdolna jest czuć dla mnie.
Lena zachwiała się. Potrząsnęła głową, niedowierzając.
Nagle wszystko zaczęło ją boleć. Niemożliwe. Przecież nie pomyliła kubków. To
Sebastian miał cierpieć, nie ona.
- Wiem jednak…
- Co wiesz?
- Zbyt dobrze wiem, Panie, jaka miłości kobiecej
potęga – złapała łapczywie powietrze, w ciągu paru sekund zaczął boleć ją
brzuch. Nagle uwierały ją ubrania, które miała na sobie. - Ich serce, Panie,
wierne jest jak nasze – kontynuowała z trudem, ale zdezorientowana twarz
Sebastiana dawała jej motywacji. Musiała mówić dalej, przecież to on miał się
źle czuć, nie ona. Wszystko na opak. - A wiem, co mówię. Ojciec mój miał córkę…
która kochała męża… tak namiętnie… jak… ja bym… może… gdybym był… kobietą…
kochał cię… Panie…
Niewiele pamiętała co stało się dalej. Musiała upaść
na podłogę, choć samego momentu zderzenia z posadzką nie kojarzyła. Pamiętała
za to ból. Ból rozrywający jej ciało i umysł. Śmierć. Tak właśnie wyobrażała
sobie śmierć.
Mam jej współczuć? Nie, nie współczuję jej, bo z takimi środkami, jak ze wszystkim co farmakologiczne nie ma żartów. Mogła mu zrobić krzywdę i ją ta krzywda spotkała. Co by było gdyby on był uczulony na jakiś składnik? Mnie ostatnio język spuchnął od lizaka na kaszel czy ból gardła i nawet mi się ciężej oddychało tak przez godzinkę (żona mi podała tego lizaka i nawet się z niej śmiałem, że chciała mnie otruć, a ona do mnie, że dzieci je jedzą i nic im nie jest). Tej Moni nie polubiłem, coś jest z nią nie tak i czuję, że teraz się od Lenki nie odczepi i w jeszcze większe bagno ją wciągnie.
OdpowiedzUsuńTen podział klas od razu mi się z moim Jiś kojarzył i faktycznie zniknął tylko pozornie, bo ja chyba nadal bym się głupio czuł w towarzystwie powiedzmy premiera, gdyby np mój syn związał się z córką takiego gościa. Chyba na wszelkie sposoby starałbym się mu to wybić z głowy i prosił by znalazł normalną kobietę (to taki żartobliwy przykład, ale jednak...) Te różnice takie świadome i nakreślane kiedyś przez społeczeństwo z jednej strony były dobre (z jednej, a nie każdej), bo te światy były oddzielone grubą krechą, a teraz? Wystarczy spojrzeć właśnie na gimnazja, a czasami nawet już na przedszkola, gdzie dzieci patrzą na markowe ubrania, gadżety, modne zabawki, i na to co robi czyj rodzic, jaki ma zawód i jakim autem jeździ.
Co do Jiś, to nie martw się Hektor Cyntii nie rozniesie. Tylko zapyta co ona znowu nawyczyniała (a co ona wyczyniała to się dowiesz w rozdziale, ale naprawdę biedne przy niej są te pokojówki) ;-) . Literówki postaram się poprawić możliwie jak najszybciej, czyli pewnie dziś w nocy. W ogóle dzięki, że tak nade mną czuwasz i masz czas je wyłapywać ;-)
Pozdrawiam
dariusz-tychon.blogspot.com
Nie ma sprawy, jak mam czas to zawsze wypiszę :)
UsuńDzięki za komentarz.
Czułam, że coś pójdzie nie tak... Zemsta zemstą, ale teraz już trochę nasza kochana Lena przesadziła. Więc pomyliła kubki czy może Sebastian zauważył, że coś jest nie tak i to on zamienił kubeczki?
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że nic poważnego jej nie będzie. Czekam na następny rozdział. :)
Tego dowiesz się za tydzień :)
UsuńPozdrawiam
Coś się Lence znowu nie udało. Dlaczego mnie to nie dziwi? Ona ciągle nawala. Nie jest stworzona do takich podchodów, pułapek i psikusów, choć trudno nazwać psikusem chęć otrucia drugiej osoby, nawet jeśli to tylko środek na przeczyszczenie. Oni się trochę za bardzo oboje nakręcili i powstała taka spirala, lawina i zastanawiam się kto najmocniej oberwie tą gigantyczną śnieżką.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i przepraszam, że wpadam po takim czasie, ale od dłuższego czasu, brakuje mi przede wszystkim czasu. Dziś mam jednak chwilę wolną i zamierzam ją wykorzystać na czytanie tego co lubię najbardziej. Lecę do kolejnego rozdziału, bo ciekawi mnie jak to się stało, że Lenka pomyliła kubki, bo pomyliła kubeczki, prawda?
Dziękuję, za komentarz :) Ja nikogo nie poganiam, żeby szybciej czytał i pisał komentarze - wiem, jak trudno wygospodarować odrobinę czasu, także na spokojnie, mnie się nie śpieszy.
UsuńJeszcze raz dziękuję.
Bardzo podobał mi się ten rozdział, szczególnie końcówka :) Lena sama nawarzyła sobie piwa, spiskując z byłą dziewczyną Sebastiana.
OdpowiedzUsuńTrochę żałuję, że sztuka nie dobiegła do końca (miło byłoby przeczytać o tym jak Lena musi dalej udawać zakochaną niewiastę hihi)
No niestety, już się nie przekonasz, czy Lena potrafiłaby dobrze grać :)
UsuńDziękuję.