sobota, 10 października 2015

Nemezis: Rozdział 11

PRZEDSTAWIENIE


Lena przygryzła wargę. Dyrektor, przywitawszy się z dwójką niesfornych uczniów, zapytał ich pogodnie czy napiją się herbatki. Kiedy jednogłośnie odmówili, stwierdził, że w takim razie napije się sam, po czym wziął się za jej przygotowanie.
Podszedł do czajnika elektrycznego stojącego na stoliku w rogu gabinetu. Musiał mieć już przygotowany wrzątek, bo wlał jego całą zawartość do olbrzymiego kubła, do którego wrzucił potem czarną esencję.
Trochę nie ta kolejność co trzeba – pomyślała Lena obserwując poczynania dyrektora.
Po esencji nadszedł czas na cukier. Dziewczyna doliczyła się pięciu łyżeczek, po czym jak gdyby tego było mało, mężczyzna dodał do herbaty ze dwie łyżeczki miodu ze słoika spoczywającego obok.
Z tak słodkim naparem zasiadł przed biurkiem, pokazując Lenie i Sebastianowi aby również zajęli swe miejsca naprzeciw niego. Nastolatkowie podeszli więc do krzeseł, kiedy dyrektor zaczął mówić:
- Kto się czubi, ten się lubi – rzekł na początek. Upił łyk swojej przesłodzonej herbaty, ale się nie skrzywił. Zamiast tego, przypatrując się bliżej uczniom, dodał ze smutkiem. – Choć w waszym przypadku to chyba nie działa w ten sposób.
Ani Sebastian ani Lena nie odważyli się potwierdzić. Siedzieli nie ruszając się z miejsca, dopóki dyrektor nie zapytał ich wprost:
- Znacie się jeszcze z gimnazjum, prawda?
Lena przytaknęła głową, chłopak także lekko skinął. Dyrektor uśmiechnął się, zapewne gratulując sobie spostrzegawczości.
- Wiecie, nie jestem zwolennikiem gimnazjum, wręcz przeciwnie jestem za ich wycofaniem – oświadczył wzniośle. Wziął do ręki duży kubek, pociągnął z niego kolejny łyk, po czym chwilę rozkoszował się słodkim naparem. – Gimnazjum to najgorszy okres w życiu młodych ludzi. Szukają celu swojego istnienia, zadają najwięcej pytań, a gdy ich nie znajdują, decydują się na niezrozumiałe czyny. Część nastolatków się wycofuje, inna część buntuje. Różnorodność charakterów jest niemal namacalna… Umieścić ich wszystkich razem przez trzy lata w jednym budynku, to trochę tak jakby odpalić lont i czekać na to, kiedy bomba w końcu wybuchnie.
- Ciężko mi ocenić jakimi typami wy byliście – dodał znów po chwili przerwy. Spojrzał na Lenę, bacznie studiując jej twarz, po czym wzrok przeciągnął na Sebastiana, mrużąc oczy jakby chciał dostać mu się do myśli. – Nie jestem aż takim znawcą psychiki ludzkiej. Wiem za to… Tego jestem pewien, że między waszą dwójką dochodziło do spięć już wtedy.
Lena wzdrygnęła się. Nie byłaby sobą, gdyby pozwoliła dyrektorowi myśleć o niej w sposób negatywny, w końcu to nie ona była prowodyrką tamtejszych niesnasek.
- To może zapyta pan kto zaczął? – zaproponowała zjadliwie, ale staruszek pokiwał przecząco głową.
- Nie interesuje mnie kto zaczął, ważne kto to zakończy.
Słowa dyrektora spowodowały, że Lena słyszała je jeszcze na długo po wyjściu z gabinetu. W myślach wciąż je odtwarzała: kto to zakończy?
Ona nie, ona nie może pokazać swej słabości. Przecież gdyby to zrobiła, gdyby zaniechała dalszych przepychanek, zdradziłaby nie tylko swój honor, ale i straciła bezpowrotnie to, co do tej pory udało jej się wypracować. Spokój ducha. Może to brzmiało absurdalnie, ale mimo że wciąż nękały ją myśli o Sebastianie, po raz pierwszy, od wielu lat, przestała bać się konfrontacji z nim. Nie obawiała się już rozmowy z chłopakiem. Nie bała się spotkać z nim twarzą w twarz. Przestała być zastraszoną, zlęknioną dziewczynką z gimnazjum, która wymyślała najróżniejsze choroby aby tylko nie iść następnego dnia na zajęcia.
Jak teraz o tym pomyślała, niemal zaśmiała się z samej siebie – „chorowała” niemal na wszystkie dolegliwości świata. Jej kreatywność już wtedy nie znała granic: schorzenie stawów, kości, gardła, gorączka, migreny, nudności, bóle menstruacyjne, a nawet podejrzenie nowotworu. Lekarze nie wiedzieli co z nią robić, bo rodzice, zmartwieni niedomaganiem córki, zawsze zawozili ją na ostry dyżur.
W tym roku z tego wyrosła. Pomogła jej terapia, którą nazwała „Metodą Patrycji”. Oko za oko, ząb za ząb. Na każdy żart miała mu zrobić dwa inne. Na każdy atak odpowiedzieć ofensywą. Szala zwycięstwa musiała zawsze powiewać po jej stronie. Teraz, nareszcie coś zaczęło jej wychodzić. I co? Miała tak łatwo z tego zrezygnować? Bo co? Bo poprosił ją o to dyrektor? Jaką miała gwarancję, że zaniechawszy ataku, on uczyni to samo?
Dyrektor zamienił z nimi jeszcze ze dwa zdania, po czym poprosił aby nie ubliżali sobie na forum klasy mówiąc, że ni to śmieszne, ni to w dobrym guście. Potem już ostrzejszym tonem dodał, że jeżeli sytuacja się powtórzy, będzie musiał zainterweniować.
O jakiej interwencji była mowa, Lena nie usłyszała, bo pożegnawszy się grzecznie, opuściła pośpiesznie gabinet, aby nie wyjść razem z Sebastianem. Zadzwonił dzwonek na przerwę.
Tłum uczniów wysypał się z klas na korytarz. Właśnie czekała ją fizyka, dlatego podążała w stronę schodów na trzecie piętro. Miała nadzieję, że Marta ją spakowała i wzięła jej rzeczy z sali od języka polskiego, kiedy usłyszała, że ktoś ją zawołał. Obejrzała się za siebie i omal nie dostała zawału z wrażenia – w jej kierunku biegła brunetka, tym razem bez miniówki, ale znów z dużym dekoltem; ta sama, która przyznała się policji do napisania wiadomości o bombie. Jej wybawczyni musiała naprawdę ją znać, w przeciwnym razie nie wiedziałaby jak ma na imię.
- Lena, muszę z tobą porozmawiać – powiedziała na wstępie, dysząc ze zmęczenia. Musiała gonić ją od wyjścia z gabinetu.
Tannenberg zrobiła wielkie oczy, dalej nie przypominała sobie aby kiedykolwiek przedstawiała się brunetce. Z drugiej strony, nie chciała palnąć czegoś w stylu: czy my się znamy?
Na szczęście dziewczyna sama zrozumiała jej dezorientację. Machnęła ręką, jak gdyby nie przyszło jej wcześniej do głowy się przedstawić, po czym rzekła:
- Ty mnie nie znasz, ale ja ciebie owszem. Od dłuższego czasu obserwuję twoje poczynania – palnęła na wstępie. – Masz coś przeciwko abyśmy nie szły dzisiaj na zajęcia? Niedaleko szkoły jest restauracja, zapraszam cię na obiad, tam sobie porozmawiamy.
Tannenberg otworzyła usta ze zdumienia. Dziewczyna nie przestała jej zadziwiać. Zgodziła się, bo cóż innego mogła zrobić? Nie była pewna czy brunetka wiedziała, że to ona w rzeczywistości napisała smsa, ale raczej tak, skoro przyszła porozmawiać. Czy chciała ją wydać przed szkołą? Tego nie mogła stwierdzić na pewno, ale z całą pewnością trzymała ją w garści.
Wzięła tylko swoją torebkę z książkami od Marty, tłumacząc jej pokrótce, że musi pilnie wracać do domu, po czym zeszła po schodach na sam dół, do szatni. Tam czekała już na nią brunetka.
- Monika Maron – powiedziała, po czym wyciągnęła rękę do Leny.
- Lena…
- Lena Tannenberg, tak wiem – odparła za nią, potrząsając wyciągniętą dłonią.
Coś jej podpowiadało, że Monika nie będzie chciała rozmawiać w szkole, dlatego o nic nie pytała. Dopiero kiedy wyszły z budynku na świeże powietrze i skierowały się w stronę przystanku autobusowego, odważyła się zadać pytanie:
- Co to znaczy, że obserwujesz moje poczynania?
- Znaczy to dokładnie, co myślisz. Od czasu anonimu wiem, że to ty starasz się dopiec Sebastianowi. Jedzie!
Autobus nadjechał zza zakrętu, omal nie przejeżdżając babuleńki w długim płaszczu, która w ostatniej chwili weszła na pasy przejścia dla pieszych. To na szczęście dało Lenie chwilę na podjęcie decyzji – czy udawać, że ona przecież Sebastiana lubi, robiąc wielkie oczy, o co może chodzić Monice, czy może wstydliwie przyznać się do zarzutu.
- Ja? – zapytała wymijająco, po czym weszła do pojazdu, a za nią tak samo uczyniła brunetka.
Monika wzruszyła ramionami.
- Nie musisz nic mówić – zaśmiała się głośno. Parę osób w autobusie odwróciło się aby zobaczyć kto wywołał taki hałas, ale ona się tym nie przejęła.
Wysiadły po trzech przystankach i skierowały na Aleję Kromera do restauracji. Monika zamówiła zupę i danie główne, ale Lena postawiła tylko na grillowanego fileta z pomidorem, ser z ziemniakami oraz surówkę. Nie chciała aby dziewczyna za dużo na nią wydała, choć w pamięci wołał o przypomnienie moment, kiedy brunetka wspominała o rodzicach, którzy na stałe mają prawnika. Musiała być więc majętna.
Pomyślała, że wcale nie zdziwiłoby ją gdyby ona z Sebastianem znali się – świat rządzi się przecież według określonych zasad. Bogaci zadają się z bogatymi, biedni nie mają praktycznie żadnych szans wkroczyć do tak zwanej „wyższej sfery”. Mimo że podział klas społecznych zniknął kilkaset lat temu, niestety pozbycie się ich było tylko złudne. Milioner wciąż nie spotyka się przecież z żebrakiem w celach towarzyskich, a biznesmen z bezrobotnym nie piją razem kawy. Mezalians dalej zdarza się niezwykle rzadko. Właśnie dlatego wymyśliła znajomość Moniki z Sebastianem. Bo czy ona była niemożliwa? Lena zaczęła wiercić się na krześle, kiedy coś sobie uświadomiła.
W czasie kiedy czekały na zamówienia, Monika zaczęła rozprawiać o szkole. Ich rozmowa nie odbiegała od standardowej pogawędki dwóch koleżanek – dziewczyna narzekała na nauczycieli, na koleżanki i kolegów z klasy. Lena z kolei myślała jak zadać brunetce dosyć kłopotliwe pytanie. W końcu, kiedy dziewczyna zamilkła, podjęła temat:
- Czy ty może spotykałaś się z Sebastianem? – były dwie opcje – albo ją zaraz wyśmieje, albo przyzna rację. Monika – dokładnie tak miała na imię dziewczyna, z którą Sebastian poznał się na wakacjach, a o ich znajomości Lena dowiedziała się oczywiście z smsów w komórce Lewisa, zanim zdecydowała się ją wyrzucić.
Brunetka uśmiechnęła się zawadiacko.
- A myślałam, że nic o mnie nie wiesz…
Zupa dziewczyny została podana, więc podziękowała ona kelnerowi, po czym wzięła się za konsumpcję, pozostawiając towarzyszkę w niedosycie.
Lenę zżerało w środku z ciekawości. Próbowała sobie czegoś przypomnieć z korespondencji Moniki i Sebastiana. Niestety pamiętała tylko tyle, że chłopak skończył znajomość bo była „zbyt zaborcza, nie dając mu chwili wytchnienia”.
Nareszcie zrozumiała wzburzenie Lewisa, gdy Lena wskazała mu Monikę w otoczeniu policji. Naturalnie pomyślał, że działały wspólnie wyrzucając jego komórkę, dlatego wypalił do Tannenberg czy to są żarty. I mimo iż dziewczęta nie założyły jakiegoś klubu „anty-Sebastianowego” może właśnie na tym zależało Monice.
Brunetka zjadła, wytarła się leżącą na stole serwetką, po czym przystąpiła do opowiadania.
- Słuchaj, chcę żebyśmy połączyły siły – zaczęła. Jej ładna buzia lekko się skrzywiła, a policzki zaczerwieniły. – Nie chcę ci opowiadać jak źle mnie potraktował, podejrzewam, że nawet gorzej niż ciebie. Nie będę się użalała, bo każda z nas ma swoje życie i swoje problemy. Osobiście uważam, że miejsce takich gnid jak Sebastian jest pod ziemią… - wywróciła oczami. – Ale skoro nie może tam się znaleźć, to chociaż niech dostanie za swoje.
Lena kiwnęła głową. Lepiej by tego nie ujęła.
- Dobra, pomogłam ci z komórką, bo strasznie kiepsko to zaplanowałaś…
- To nie było planowane, impuls – poprawiła ją. Tannenberg podniosła ręce do góry, w geście obrony.
- Nieważne – odparła Monika, marszcząc brwi. – To, co zaproponuję, oczywiście musi zostać między nami.
Lena znów przytaknęła – miała dług wdzięczności wobec brunetki, dlatego musiała go spłacić.
- Z tego co się dowiedziałam, pojutrze jest przedstawienie w szkole – mruknęła, nawet nie pytając czy to prawda. Łapczywie złapała za torebkę, grzebiąc w jej środku, jak gdyby czegoś poszukiwała. – Sebastian ponoć gra jedną z głównych ról.
- Księcia – prychnęła Lena, dodając w myślach, że gdyby każdy książę miał charakter Sebastiana, bajki zamieniłyby się w horrory. Dopiero teraz uświadomiła sobie, że rzeczywiście spektakl „Wieczór Trzech Króli” był już za dwa dni.
- Musisz zatem dolać mu to do wody… sama nie wiem może podczas próby generalnej, czy jakoś na chwilę przed przedstawieniem – na stół dyskretnie wyłożyła fiolkę z proszkiem w środku.
Lena podniosła wysoko brwi. Monika kazała jej szybko schować ampułkę, po czym dodała, że to zwykły środek przeczyszczający.
- Sama bym mu to podała, gdybym mogła się do niego zbliżyć. Niestety on dostaje nerwicy i spazmów, jak tylko podchodzę na kilka metrów, więc w moim przypadku to raczej niewykonalne.
- Zrobię to – ucięła szybko Lena, łapiąc małą buteleczkę i pakując do swojej torebki.
- Dasz radę? – Monika zmrużyła podejrzliwie oczy. – Wiesz, nie chcę, żeby to był niewypał, może jednak sama powinnam…
- Powiedziałam. Zrobię to – Lena spojrzała na dziewczynę wyzywająco. Po tylu udanych, przeprowadzonych przez nią działaniach jeszcze śmiała wątpić w jej umiejętności.
Monika wyszczerzyła do niej zęby.
- Oczywiście, że to zrobisz.
Zjadły razem drugie danie nie pozostawiając suchej nitki na Sebastianie. Wspólnie obgadały jego najsłabsze i najmocniejsze strony. Od Moniki dowiedziała się również, że w szkole uczniowie podziwiają jej dokonania, począwszy od zamknięcia szatni, igrania na nosie dyrektorowi, wyrzucenia ubrań chłopaków przez okno i podrzucenia plecaków do koszy na śmieci, aż do ostatniego dowcipu, który skończył się ewakuacją całej szkoły.
- Każdy wie, że to nie ja zrobiłam – bąknęła Monika z żalem. – Chciałam ich przekonać, że to ja, ale w to uwierzyli tylko policjanci. Uczniowie wiedzą, że to Lena Tannenberg jest odpowiedzialna za zniknięcie klucza – zacytowała słowa z anonimu, po czym obie zaśmiały się radośnie. – Tak w ogóle, to co z nim zrobiłaś?
Lena zobaczyła w Monice sojusznika, dlatego postanowiła powiedzieć prawdę.
- Ja po prostu bardzo lubię wyrzucać cudze rzeczy – zażartowała.
Spędziły w restauracji kilka godzin. Po jakimś czasie zaczęły rozmawiać już na wszystkie tematy, oprócz jednego, który kiedyś Lena obiecała sobie poruszyć. Nie zapytała Moniki dlaczego on uważał ją za „zbyt zaborczą”. Nie chciała być wścibska, a to przecież nie miało znaczenia. Ważne, że znalazły wspólny język i wreszcie ktoś chciał jej pomóc w tym szaleństwie, który zaczął się wraz z zamknięciem przez nią szatni.
Wracając do babci wyobraziła sobie jak dzięki środkowi Sebastian rujnuje całe przedstawienie. Stojąc na środku sceny, zaczyna się chwiać i bełkotać. W końcu ucieka niczym Kopciuszek ze sceny, rozbawiając tym samym całą widownię i biegnąc do toalety. To w sumie będzie ciekawy sposób na przekonanie się czy swoją niedyspozycją rozłoży całe miesiące przygotowań, a ona nie będzie musiała się publicznie poniżać i udawać nieziemsko zakochaną Violę.
W szkole myślała tylko o tym, jak podać chłopakowi wodę z rozpuszczonym środkiem. Nie mogła tym razem dopuścić się fuszerki – liczyła na nią Monika, a na jej zadowoleniu zależało w tej chwili Lenie najbardziej.
Podczas próby generalnej zlokalizowała plecak Sebastiana. Wtedy Lena stanęła przed bardzo ważną decyzją – czy podawać środek już teraz, jako że w jednej z kieszeni znalazła wodę czy zaczekać do następnego dnia, na kilka chwil przed rozpoczęciem wystąpienia. Doszła jednak do wniosku, że nie będzie ona usatysfakcjonowana, gdy chłopak dostanie rozwolnienia dzień wcześniej i zwyczajnie nie przyjdzie do szkoły. To musiało zacząć się już podczas trwania przedstawienia.
Mając nadzieję, że następnego dnia Sebastian także przyjdzie z wodą w plecaku, zaniechała wysypania fiolki.
Dzień przed spektaklem była bardzo podekscytowana. W szkole huczało od tego, co wydarzy się jutro i bynajmniej nie chodziło tylko o przedstawienie. Na korytarzu kilka razy usłyszała rozmowy spekulujące o niej i Sebastianie. Wszyscy zastanawiali się do czego posuną się uczniowie klasy drugiej d. Rówieśnicy mówili o niej i o Lewisie jak gdyby byli bożkami, zdolni do niewiarygodnych czynów.
Raz zaśmiała się wniebogłosy stojąc bezpośrednio przy takiej rozmowie. Dwoje pierwszoroczniaków (nie wiedząc z kim rozmawiają) zakładało się o to, czy Lena wjedzie na scenę przy pomocy liny, a Sebastian tą linę przetnie. Oczywiście żaden z dyskutujących nie wiedział, że w Wieczorze Trzech Króli ona nie grała supermanki, tylko zwykłego śmiertelnika, więc w scenariuszu takiej sceny nie ma, ale nieźle bawiła się słuchając ich wydumanych historii.
W mieszkaniu powtórzyła kilka razy swoje kwestie, choć wszystkie doskonale umiała. Dzięki systematyczności opanowała całą rolę Violi. Oczywiście wiedziała, że będzie się stresować, ale przecież przedstawienie będzie trwało tylko chwilę; ze względu na stan Sebastiana będą musieli odwołać sztukę. Niemal podskoczyła ze szczęścia – Monika miała wspaniały pomysł.
Tej nocy nie mogła zasnąć. Jej wyobraźnia działała na zwiększonych obrotach, przedstawiając obrazy, które chciałaby zobaczyć. Zastanawiała się, w którym momencie to się zacznie, czy wtedy kiedy on będzie na scenie, czy może właśnie poza nią; widziała pocącego się Sebastiana proszącego ją o znalezienie zastępstwa, błagającego o poszukanie nauczycielki…
Ten dzień będzie jej triumfem. Z takim oto postanowieniem wstała z łóżka około dziesiątej, umyła się, ubrała, zjadła śniadanie i podążyła do szkoły na dwunastą, w odświętnym stroju, tak jak to nakazała jej nauczycielka. Mimo że strój Violi już czekał na nią w szatni, podobnie jak i na innych występujących, polonistka nakazała wszystkim ubiór galowy.
Lena przybyła jako jedna z pierwszych; Sebastiana jeszcze nie było. Zaraz po niej zaczęli schodzić się koleżanki i koledzy z klasy – pojawiła się Żaneta, po niej nadeszli Bruno i Eryk.
Widząc, że jej plan co do grzebania w plecaku Sebastiana nie wypali (tego dnia za wiele osób zwyczajnie siedziało w szatniach, nie mówiąc o tym, że musiałaby dostać się do męskiej), dziewczyna postanowiła, że przystąpi do planu B, który opracowała jeszcze w mieszkaniu. Od babci wzięła rano kilka kubków jednorazowych (jej babcia miała ich na pęczki z czasów gdy jeszcze organizowała spotkania rodzinne) i idąc do szkoły kupiła dwa litry wody mineralnej.
Za kulisami rozlała wodę do kubeczków i postawiła je wszystkie na stoliku. Musiała przyzwyczaić uczniów, że tam leżała woda i że mogli się nią częstować. Jedyna trudność polegała na podsunięciu dobrego kubeczka Sebastianowi. W obawie czy ktoś niepożądany nie wypije kubeczek przeznaczony dla chłopaka (ten z rozpuszczonym już proszkiem z fiolki od Moniki) schowała go w drewnianej skrzyni obok stolika.
O godzinie piętnastej miała odbyć się sztuka i jako pierwszy, w roli narratora, miał wystąpić Eryk. W pół do trzeciej, Lena zaczęła śledzić Sebastiana, chciała wiedzieć co robił, aby tylko mogła mu jakoś podrzucić kubek z wodą. Niestety, coś co wydawało się z pozoru łatwe, w rzeczywistości było niewykonalne.
Przez to, że Sebastian wiedział, iż ona nim gardzi, nigdy nie wypiłby wody, którą by mu podała. To już pachniało podstępem. Musiała mu ją podsunąć, ale tak, by on nie zorientował się kto mu ją poda.
Okazji ku temu sprzyjających jednak nie było, tym bardziej, że kiedy zaczęła się sztuka, Lena miała na głowie swoje zbliżające się wystąpienie. Przebrała się w strój z epoki szekspirowskiej, nałożyła perukę i nasłuchiwała.
- Najpiękniejszego od dawna już gonię – słyszała głos Sebastiana. Stał na scenie w durnym przebraniu księcia. – Kiedym Olivię zobaczył po raz pierwszy, czar mnie jej spojrzeń zmienił na jelenia. - Jakież nowiny przynosisz mi od niej? – zapytał po chwili Lewis.
Valentino, czyli Paweł Czajka odrzekł:
- Powietrze nawet przez lat siedmiu przeciąg, lic jej odkrytych zobaczyć nie zdoła; jak zakonnica ciągle zakwefiona, łzą będzie słoną swoją skrapiać izbę, drogiego brata opłakując stratę, którego pamięć, w głębokiej żałobie, wieczną i świeżą chce w sercu przechować.
Nadszedł czas na ostatnią wypowiedź Sebastiana, więc nauczycielka nakazała przygotować się kolejnym osobom, w tym Lenie. Kiedy Lewis zszedł ze sceny, ona wyszła na środek.
- Co to za kraj jest? – powiedziała spokojnie jako pierwsza.
- To Illiria, Pani – odrzekł Tomek, który grał kapitana zatoniętego okrętu.
- Co mi z Illirii? – znów podjęła dziewczyna, tym razem żałośnie. – Mój brat jest w Elizjum. A przecież – kto wie – może nie utonął? Co o tym myślisz?
Kapitan wzruszył ramionami.
- Cud nas uratował.
- Czy znasz tę krainę? Kto krajem rządzi? – wolała nie patrzeć na widownię. Nie chciała się rozpraszać, ale jakimś przypadkiem uchwyciła spojrzenie tych wszystkich wpatrujących się w scenę uczniów i nauczycieli. Czy naprawdę byli aż tak zaciekawieni tym co mówiła, czy raczej tym, co zrobi?
- Orsino.
- Pamiętam, ojciec mój często imię to wspominał. Książę pod ów czas, żony jeszcze nie miał.
- I dziś jej nie ma; przynajmniej jej nie miał, miesiąc jest temu, gdym brzeg ten opuścił, biegały wieści w dniu mego odjazdu, że miłość pięknej chciał zyskać Olivii.
- O gdybym mogła pani tej być sługą! – wykrzyknęła Lena. – Gdybym się mogła przed światem utaić, póki zamiary moje nie dojrzeją!
- To rzecz nie łatwa, żadnej bowiem prośby, nawet książęcych słuchać nie chce błagań.
- Proszę, utaj, kto jestem, i bądź mi pomocą, abym przebrana, celów mych dosięgła. Chcę księciu służyć; na dwór mnie poprowadź.
Po spotkaniu Sebastiana z Violą (przez Lenę nazwana jedną z trudniejszych scen, bo zmuszona została powiedzieć: Poselstwu temu jak trudno mi sprostać, gdy sama pragnę żoną jego zostać!) miała chwilę aby „poczęstować” Sebastiana.
Chłopakowi na szczęście chyba chciało się pić, bo sam skierował się w stronę stolika. Za nim jak cień pognała Lena. Dobiegła szybciej do wody, niż on podszedł, ale nie mogła w tamtym momencie otworzyć skrzyni, bo to mogłoby wydać się podejrzane.
- Widzę, że nawet w tym urządzasz wyścigi – zdziwił się z jej niecodziennego zachowania.
- Po prostu chce mi się pić – bąknęła z przekąsem.
Do stolika przyszła Zuzia gratulując Sebastianowi dobrze odegranej roli. Tak mu się podlizywała, że nawet Lenie wydawało się to niesmaczne. Dzięki temu miała jednak czas aby otworzyć skrzynię. Do jednej ręki złapała kubek z rozpuszczonym proszkiem, do drugiej, litrową butelkę mineralną. Potem podeszła do stolika, położyła na nim kubek i udawała, że dolewa do każdego kubka wody.
- Daj, ja to zrobię – powiedział Sebastian, kątem oka obserwując jej poczynania.
Lena nie pozwoliła sobie zabrać butelki. Udając obrażoną, podała mu kubek twierdząc, żeby korzystał z okazji, że jest miła i wypił, bo drugiej takiej szansy nie dostanie. Wiadomo jaki kubek trafił w ręce Sebastiana, ale żeby nie był podejrzliwy, Tannenberg podała również kubek z wodą Zuzi.  
Do ich stolika podeszła Marta. Lena odeszła na chwilę z przyjaciółką, a kiedy już wróciły z radością zaobserwowała jak Sebastian upija łyk z kubka. Ze szczęścia nawet i ona napiła się wody, a gdyby mogła odtańczyłaby lambadę na środku sceny. Rozpierał ją samozachwyt.
Teraz, jeszcze baczniej wypatrywała pierwszych oznak choroby u Sebastiana. Nawet kiedy byli razem na scenie, szukała u niego dziwnych reakcji. Niestety, na próżno.
Lena odchrząknęła. Nadeszła jej kolej – jeszcze jedna „ulubiona” scena.
- Przypuść że jest kobieta, co dla twej miłości tyle w swym biednym cierpi teraz sercu, co w twym, ty, Panie, cierpisz dla Olivii.
Sebastian, w roli Orsina, zmarszczył czoło.
- Nie ma kobiety, której pierś jest zdolna wytrzymać serca tak gwałtowne bicia, jak te, co miłość w moich sprawia piersiach. Kobiety serce za nadto jest małe, aby tak wiele objąć w sobie mogło; miłość moja głodna jest jak morze i zdolna tyle co morze pochłonąć: nie równaj moich uczuć dla Olivii z tym, co kobieta zdolna jest czuć dla mnie.
Lena zachwiała się. Potrząsnęła głową, niedowierzając. Nagle wszystko zaczęło ją boleć. Niemożliwe. Przecież nie pomyliła kubków. To Sebastian miał cierpieć, nie ona.
- Wiem jednak…
- Co wiesz?
- Zbyt dobrze wiem, Panie, jaka miłości kobiecej potęga – złapała łapczywie powietrze, w ciągu paru sekund zaczął boleć ją brzuch. Nagle uwierały ją ubrania, które miała na sobie. - Ich serce, Panie, wierne jest jak nasze – kontynuowała z trudem, ale zdezorientowana twarz Sebastiana dawała jej motywacji. Musiała mówić dalej, przecież to on miał się źle czuć, nie ona. Wszystko na opak. - A wiem, co mówię. Ojciec mój miał córkę… która kochała męża… tak namiętnie… jak… ja bym… może… gdybym był… kobietą… kochał cię… Panie…
             Niewiele pamiętała co stało się dalej. Musiała upaść na podłogę, choć samego momentu zderzenia z posadzką nie kojarzyła. Pamiętała za to ból. Ból rozrywający jej ciało i umysł. Śmierć. Tak właśnie wyobrażała sobie śmierć.

8 komentarzy:

  1. Mam jej współczuć? Nie, nie współczuję jej, bo z takimi środkami, jak ze wszystkim co farmakologiczne nie ma żartów. Mogła mu zrobić krzywdę i ją ta krzywda spotkała. Co by było gdyby on był uczulony na jakiś składnik? Mnie ostatnio język spuchnął od lizaka na kaszel czy ból gardła i nawet mi się ciężej oddychało tak przez godzinkę (żona mi podała tego lizaka i nawet się z niej śmiałem, że chciała mnie otruć, a ona do mnie, że dzieci je jedzą i nic im nie jest). Tej Moni nie polubiłem, coś jest z nią nie tak i czuję, że teraz się od Lenki nie odczepi i w jeszcze większe bagno ją wciągnie.
    Ten podział klas od razu mi się z moim Jiś kojarzył i faktycznie zniknął tylko pozornie, bo ja chyba nadal bym się głupio czuł w towarzystwie powiedzmy premiera, gdyby np mój syn związał się z córką takiego gościa. Chyba na wszelkie sposoby starałbym się mu to wybić z głowy i prosił by znalazł normalną kobietę (to taki żartobliwy przykład, ale jednak...) Te różnice takie świadome i nakreślane kiedyś przez społeczeństwo z jednej strony były dobre (z jednej, a nie każdej), bo te światy były oddzielone grubą krechą, a teraz? Wystarczy spojrzeć właśnie na gimnazja, a czasami nawet już na przedszkola, gdzie dzieci patrzą na markowe ubrania, gadżety, modne zabawki, i na to co robi czyj rodzic, jaki ma zawód i jakim autem jeździ.
    Co do Jiś, to nie martw się Hektor Cyntii nie rozniesie. Tylko zapyta co ona znowu nawyczyniała (a co ona wyczyniała to się dowiesz w rozdziale, ale naprawdę biedne przy niej są te pokojówki) ;-) . Literówki postaram się poprawić możliwie jak najszybciej, czyli pewnie dziś w nocy. W ogóle dzięki, że tak nade mną czuwasz i masz czas je wyłapywać ;-)

    Pozdrawiam
    dariusz-tychon.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma sprawy, jak mam czas to zawsze wypiszę :)
      Dzięki za komentarz.

      Usuń
  2. Czułam, że coś pójdzie nie tak... Zemsta zemstą, ale teraz już trochę nasza kochana Lena przesadziła. Więc pomyliła kubki czy może Sebastian zauważył, że coś jest nie tak i to on zamienił kubeczki?
    Mam nadzieję, że nic poważnego jej nie będzie. Czekam na następny rozdział. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Coś się Lence znowu nie udało. Dlaczego mnie to nie dziwi? Ona ciągle nawala. Nie jest stworzona do takich podchodów, pułapek i psikusów, choć trudno nazwać psikusem chęć otrucia drugiej osoby, nawet jeśli to tylko środek na przeczyszczenie. Oni się trochę za bardzo oboje nakręcili i powstała taka spirala, lawina i zastanawiam się kto najmocniej oberwie tą gigantyczną śnieżką.

    Pozdrawiam i przepraszam, że wpadam po takim czasie, ale od dłuższego czasu, brakuje mi przede wszystkim czasu. Dziś mam jednak chwilę wolną i zamierzam ją wykorzystać na czytanie tego co lubię najbardziej. Lecę do kolejnego rozdziału, bo ciekawi mnie jak to się stało, że Lenka pomyliła kubki, bo pomyliła kubeczki, prawda?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, za komentarz :) Ja nikogo nie poganiam, żeby szybciej czytał i pisał komentarze - wiem, jak trudno wygospodarować odrobinę czasu, także na spokojnie, mnie się nie śpieszy.
      Jeszcze raz dziękuję.

      Usuń
  4. Bardzo podobał mi się ten rozdział, szczególnie końcówka :) Lena sama nawarzyła sobie piwa, spiskując z byłą dziewczyną Sebastiana.
    Trochę żałuję, że sztuka nie dobiegła do końca (miło byłoby przeczytać o tym jak Lena musi dalej udawać zakochaną niewiastę hihi)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No niestety, już się nie przekonasz, czy Lena potrafiłaby dobrze grać :)
      Dziękuję.

      Usuń