SPOTKANIE NA GOŁOBORZU
Byli pierwszymi,
którzy zjawili się na Gołoborzu. Niestety nie wlecieli na miotłach, jak
początkowo sądziła Dagmara, tylko zwyczajnie weszli na górę piechotą,
zostawiając samochód Kaspra na polanie koło lasu. Nie było stromo. Dagmara wiele zwiedziła w swoim
życiu dlatego wejście na taką małą górę normalnie nie sprawiłoby jej
trudności. Jednak, po przejściach w tunelach, wciąż była obolała a i wciąż
nie widziała zranień, bo babcia nie zgodziła się zwrócić jej ran, twierdząc, że jutro
w szkole musiałaby się z nich tłumaczyć. Problemy z wejściem miała także
Arleta, która co chwila pojękiwała.
- Na drugi raz nie będziesz się
postarzała – zakpił z niej Kasper. Szatynka zwolniła, by złapać cierpiącą za
ramię i pomóc przy wchodzeniu na skały.
- Tak, zapamiętam – bąknęła
blondynka słabo. Usiadła na jednym z większych kamieni, łapiąc się za plecy.
Dagmara rozejrzała się. Stała na
zboczu Łysej Góry, na rumowisku skalnym a nad nią rozpościerało się wyjątkowo
piękne niebo, na którym zachodzące słońce znikało pod horyzont. Drzewa skupione
blisko siebie dawały im swoisty azyl, w pobliżu nie widziała ani jednego
człowieka. Było przed szesnastą i nic nie wskazywało na to, że za kwadrans
przybędzie tu kilkadziesiąt osób.
Z chwilą, gdy tylko to pomyślała,
zobaczyła jakieś dwie staruchy za plecami Arlety. Z początku nie wiedziała, kim
owe kobiety były. Jedna z nich miała czarne jak smoła włosy, druga ciemny
blond. Wyższa, musiała być młodsza, bo posiadała wszystkie części swojego ciała.
Niższa, miała próchnicę chyba w każdym czarnym zębie a część z nich się
kołysało, kiedy „dziewczyna” uśmiechała się. Na twarzy staruchy zaobserwowała
wielkie blizny, ciągnące się na kilka centymetrów i skupiające uwagę
obserwatora. Nawet ubranie, to jest sukienka z postrzępionym dołem,
prezentowała się fatalnie, umazana jakąś czarną breją, nie mówiąc o
paznokciach, spod których wystawał bród. Dziewczyna śmierdziała, jakby nie myła
się ze dwa tygodnie.
- Sandra, wyglądasz upiornie –
skwitował Kasper. Nie podobała mu się owa stylizacja, mogła to poznać po samym
jego wyrazie twarzy.
- Tak miało być – warknęła niższa.
Głos nie przypominał barwy należącej do czarnowłosej – był skrzeczący i niski.
Po chwili Sandra zrozumiała, że nie
przedstawiła koleżanki obok, toteż pokazując na staruszkę po jej prawej rzekła:
- To Laura – nikt raczej jej nie
znał, bo wszyscy zaczęli po kolei podawać jej ręce i przedstawiać się. – Jest w
twoim wieku Arleto.
Laura uśmiechnęła się nikło. Każdy z
zebranych wiedział, co oznaczał ten fakt. Za niecałe trzy tygodnie miał nastać
Nowy Rok i kolejne pary będą musiały zmierzyć się ze swoim przeznaczeniem.
- Skąd się przeniosłaś? – zapytał
Kasper.
Dagmara nie zrozumiała. Myślała, że
dziewczyna jest nowa, ale im dłużej o tym myślała, tym bardziej było to
niemożliwe. Przecież pretendentki na czarownice zawsze muszą poznać prawdę nie
później niż ich siedemnaste urodziny. Laura była przed osiemnastką, co
znaczyło, że była nowa, ale tylko w tym mieście.
- Z Łomży, od ciotki Jadwigi –
odpowiedziała.
Nikt nie poruszył tematu dlaczego i
kto zdecydował się zmienić miejsce zamieszkania. Czy to jej rodzice, czy może
ona i czy podobała jej się ta decyzja? Widocznie takich tematów się nie
poruszało, więc i szatynka milczała jak zaklęta.
- Coś długo nikogo nie ma – wyraziła
swe wątpliwości na głos Arleta.
- Nie ma? – prychnęła Sandra. –
Przecież wszyscy już są, na miejscu widziałam nawet Alana i Mikołaja – to
mówiąc wskazała palcem wyżej, gdzie nad lasem unosił się gęsty dym. Na niebie,
o dziwo, dymu już Dagmara nie widziała, więc pomyślała, że pewnie ktoś umyślnie
tak to skonstruował. Dym mógłby przywołać niechciane osoby, chociażby straż,
pragnącą ugasić pożar dlatego był widoczny tylko dla tych, którzy znajdowali
się w promilu kilometra od biesiady.
Ruszyli naprzód a dym był ich
drogowskazem. Sama wędrówka nie była niczym specjalnym, ale Dagmarę i tak
ogarnęło podekscytowanie. Kroczyła do całkiem nieznanego jej świata i ze
zdziwieniem odkryła, że ten świat coraz bardziej ją pociągał. Chciała
dowiedzieć się więcej, zobaczyć więcej, poznać wszystkie ważne osoby i zobaczyć
swojego przeznaczonego. Tak, to jego chciała zobaczyć najbardziej. Nie Alana,
tym razem to nie Alan skupiał jej atencję, tylko chłopak, który był jej
przeznaczony.
Gdy znaleźli się w odległości paru
metrów od imprezy, dopiero wtedy szatynka usłyszała jakikolwiek hałas. Nie był
on jednak taki, jakiego się spodziewała. Myślała, że będą śmiechy, fajerwerki,
czary, a słyszała tylko przytłumione głosy. Idąc dalej w górę, myślała o
ewentualnym rozczarowaniu. Co będzie, jeżeli ten świat nie spodoba jej się? Czy
będzie mogła z niego zrezygnować?
Lasy, które zasłaniały polanę, na
której odbywało się spotkanie zaczęły się przerzedzać, aż ostatecznie ich
zabrakło. Odsłoniły wielką, hektarową polanę, na której samym środku żarzyło
się wielkie ognisko. Nagle, uderzył w nich blokowany poza polaną hałas. Gwar,
jaki Dagmara usłyszała równał się tłumowi ludzi śpiewającemu na koncercie czy
na meczu Legii Warszawy. Na polanie było około stu osób a ona doznała uczucia
deja vu. Zobaczyła staruszki.
Kobiety tańczyły wokół ognia, śmiejąc się i żartując między sobą. Każda była
brzydka, każda posiadała jakiś uszczerbek na zdrowiu i ciele. Zrzeszotnienie
kości, pryszcze, powyginane palce, czarne zęby, kulawe i te z protezami. Bez
kawałków ciała i z powyrywanymi włosami, z brodawkami, świądem, pieprzami i
myszkami. Znalazłaby się tu każda choroba świata, naprawdę każda.
Na samym początku pomyślała, że już
to gdzieś widziała, że już uczestniczyła w podobnym wydarzeniu i że jej mózg
odtworzył tamtą sytuację widząc podobną. Ale to, że uczestniczyła w tej
sytuacji nie zdawało się być prawdą. Ona śniła o tym, dokładnie pamiętała, że
śniła o tym wydarzeniu w swoim pokoju, trzymając pamiętnik Wiktorii w ręku.
- Wszystko okej? – zaniepokoił się
Kasper. Już szedł do niej, ale pokiwała głową i na dodatek machnęła ręką, jakby
nic jej nie dolegało.
Podeszli bliżej ognia, gdzie
zobaczyli Mikołaja siedzącego na ławce. Alan stał nieco dalej i z kimś
rozmawiał. Dagmara spróbowała jakoś poprawić wygląd, ale przecież była
siedemdziesięcioletnią babcią, na nic by jej to nie pomogło. Arleta podeszła do
Alana a Sandra bąknęła coś do Kaspra, na co Laura głośno zaśmiała się. Dagmara
została sama, więc z wolna podeszła do Mikołaja.
- Tylko się nie przestrasz –
przywitała go, przysiadając obok niego na ławeczce. Wyciągnęła ręce w stronę
ognia, by się ogrzać.
- Ojej, jaka babuleńka – powiedział
wesoło Mikołaj i przygarnął ją do siebie ramieniem. Podobnie jak i Kasper, miał
na sobie pelerynę, więc przykrył ją nią od tyłu, przez co zrobiło się jeszcze
cieplej.
- Zawsze się zastanawiałem, dlaczego
one nie rzucą zaklęcia, żeby było ciepło – zaśmiał się Mikołaj.
Szatynka potoczyła wzrokiem po
czarownicach. Niektóre były tak obleśne i odrażające, że nie sposób było na nie
patrzeć. Na gust Dagmary, część z tych czarownic i kilku poprzebieranych
diabłów było już mocno zakropionych alkoholem. Kobiety nie umiały iść prosto,
potykając się i wywracając.
- To nie alkohol – oświecił ją
Mikołaj, gdy wyjawiła mu swe myśli. Uśmiechnął się niczym belzebub z krwi i
kości. – To trawka. Przynieść ci? – zapytał, ale Dagmara zaprzeczyła.
- Trochę za młoda na to jestem, nie
sądzisz?
- Ty? Za młoda? – wytrzeszczył oczy.
– Nie chcę być niegrzeczny, ale widziałaś się w lustrze?
Uśmiechnęła się, ale dalej nie
popierała palenia czegokolwiek. Niestety tak długo nalegał, że zgodziła się na
jeden kieliszek alkoholu.
Na moment znów została sama, kiedy
poszedł po trunek. Miała teraz możliwość rozejrzenia się za tym jedynym. Krążyła wzrokiem od jednej
osoby do drugiej, w jego poszukiwaniu. Ku jej smutkowi, nie znalazła nikogo,
kto wpadłby jej w oko, nawet jedna interesująca postać.
Mężczyzn było znacznie mniej.
Musieli uznać, że impreza ze staruszkami nie jest zbyt podniecająca i woleli
zostać w domach.
Zawadziła spojrzeniem o Alana, który
dyskutował z jakimś niskim blondynem. Ubrany był w garnitur. W podobnym
zestawie widziała go już raz, tuż po jej przyjeździe do Kielc. Zdaje się, że
potem mówił, iż tego dnia był na ważnym spotkaniu. Ważne spotkanie musiało więc
mieć miejsce i dzisiaj.
Mikołaj przyniósł zręcznie alkohol,
przedzierając się między tańczącymi ludźmi. Musiała przyznać, że tańczące na
„parkiecie” osiemdziesięciolatki wyglądały niesamowicie. Żałowała, że prawdziwi
staruszkowie nie mają tyle wigoru i energii, co ci tutaj i że brak było lokali
czy pubów dla seniorów, w których mogliby się oni poruszać.
Przechodząc obok Alana, myślała, że
Mikołaj zerknie w jego kierunku i odwrotnie. Jednak, żaden nie zainteresował
się drugim.
- Pokłóciliście się? – zapytała
szatynka, gdy postawił koło niej całą butelkę alkoholu, sok i cztery kubki.
- Co? Nie – zaprzeczył. – Nie, tyle,
że Alan nie ma teraz głowy do picia, a ja mam wielką ochotę pić do nieprzytomności.
Do dwóch kubków nalał soku, a do
dwóch pozostałych alkohol. Nic mu nie powiedziała, nijak nie zaprotestowała, bo
nie chciała wyjść na słabeusza, ale w rzeczywistości niewiele wcześniej piła.
- To za to spotkanie na Gołoborzu –
wzniósł toast Mikołaj. Nie poprawiła go, ale to nie było Gołoborze, tylko
zwykła polana.
- Za spotkanie – zimitowali
stuknięcie się kubkami, po czym oboje wypili do dna alkohol, popijając go
sokiem pomarańczowym z drugiego kubka. – Chciałam cię o coś zapytać – zaczęła,
już ośmielona procentami, które bardzo szybko uderzyły jej do głowy.
- Nom?
- Masz dziewczynę, która jest tobie
przypisana? – oczekiwała, że powie, że tak, że jest gdzieś tutaj, ale on nie
może jej dzisiaj rozpoznać. Nie spodziewała się odpowiedzi, której jej
udzielił.
- Tak, była taka dziewczyna. Już nie
żyje.
- Co? Dlaczego? Przecież nie miała
jeszcze osiemnastu lat – nie mogła mieć osiemnastu, skoro Mikołaj, Alan i
Arleta będą świętować osiemnastki dopiero po Nowym Roku. Ona musiała być jego
rówieśniczką.
- Zgadza się, nie miała osiemnastu –
rzadko słyszała Mikołaja w tak podłym nastroju, więc wyrzuciła sobie, że w ogóle poruszyła ten temat. – Karina, bo tak
miała na imię, zmarła już ponad rok temu, choć dopiero niedawno się o tym
dowiedziałem. Napijmy się.
Nalał znów alkohol, wzniósł toast za
Karinę, dziewczynę, której nie poznał, a była jego ideałem i wypił do dna.
Dagmara zrobiła to samo, musiała w końcu wypić za jej cześć, ale ona musiała
zaraz przepić alkohol sokiem.
- To było morderstwo – wyjawił jej.
– Perfidne, ukartowane morderstwo.
- Wiesz kto to zrobił? – czuła w
nogach mrowienie, jak szybko rozchodził się po jej ciele alkohol.
- A jak! – Mikołaj zapatrzył się w
ognisko. – To mój chrzestny Paweł ją zabił, sam się nawet do tego przyznał…
Mojego chrzestnego możesz kojarzyć, bo czasem wpada do szkoły do swojej
narzeczonej, naszej wychowawczyni Natalii – ostatnie słowa niemal wypluł.
Dagmara wciągnęła głośno powietrze
do ust. Nie kojarzyła tego mężczyzny, ale nic dziwnego, że pani Natalia była
nielubiana, skoro zadawała się z zabójcą.
Już nie było jej zimno – alkohol i
smutne informacje, które powiedział Mikołaj spowodowały, że to na nich skupiała
teraz całą uwagę. Po kolejnej kolejce i kolejnym toaście, który brzmiał: „za
każdy nowy dzień”, Mikołaj kontynuował:
- Skurczybyk ją zatruł. Wiesz,
najpierw upewnił się, że jej stan zdrowia nie wpływa na mnie. Niektóre pary są
połączone w ten dziwny sposób, rzadko, ale czasem się zdarza, że jak
dziewczynie coś zrobisz, to i facet to czuje. Kiedy wiedział, że mi nie
zaszkodzi, podał jej jakąś śmiertelną truciznę, nie pytaj jak to zrobił, bo nie
wiem, ona mieszkała w Sandomierzu, nie w Kielcach.
- Ale chyba nawet nie powinien tego
zrobić, prawda? – pamiętała, że Alan kiedyś wspomniał o owym mężczyźnie. Jest
jednym z członków Rady.
- Oczywiście, że nie, ale myśli, że
wszystko mu wolno. Mamy taki kodeks, co prawda nie jest spisany, ale istnieją
dla naszego Zgromadzenia punkty, których nie można przekroczyć. Jeden członek
nie może pozbawić drugiego możliwości zyskania mocy, jakkolwiek głupio to
brzmi.
Tak, dla niej brzmiało to głupio, bo
w jej języku to było nic innego jak: nie pozbawiaj brata swego możliwości
zabicia przypisanej mu kobiety. Moc ta powinna należeć do niego, tylko do
niego.
- Rada o tym wie?
- Jeszcze nie – pokiwał przecząco
Mikołaj. – Na razie to nie wystarczy, żeby go wyrzucić z naszego społeczeństwa,
dlatego ja i Alan czekamy. To smutne, ale musi się dopuścić jeszcze jednego
przewinienia przeciwko Zgromadzeniu – Mikołaj sięgnął za pazuchę. – Jak teraz
to czytam, wszystko wydaje się takie proste, wcześniej nie rozumiałem… – podał
jej do ręki kartkę. Kiedy ją rozłożyła, od razu poznała co to było.
- Wyrocznia odnośnie Kariny – rzekła
cicho, ale jej nie usłyszał. Polewał kolejną kolejkę.
1.
Chwyć tę stronę w swoją dłoń,
Lecz
przed Nimi słowa broń.
Bo owa godzina, co teraz zabiła,
Niepokój
w Tobie słuszny zrodziła.
2.
Bacz wpierw to narząd wzroku,
Jest
różny, co dzień i po zmroku.
Potem
szukaj barwy włosa,
Na
pochodzenie patrz z ukosa.
3.
Miarkuj dobrze czas z czynami,
To
dobroć nad niewiastami.
I zważ
też na smutne dzieje,
Boleścią
niejedno serce szaleje.
4.
Pewność oczywistą mieli,
I o
czasie powiedzieli.
Znalazł
się jeden, co testuje,
Przechytrzyć
wszystkich spróbuje.
5. Co
to będzie? Jakie zakończenie?
Czy
zdrowie, czy wieczne uśpienie?
Któż
ośmieli się chociaż próbować,
Jednego
ze swoich braci pochować.
6.
Pierwszym znakiem biegnij w dół,
Brzuch,
co pali wnętrzności na pół,
Wyżej
gardło, co ogniem piecze,
Śmierć
żniwo niewinne siecze.
7. Bo
Ten to na własną rękę działa,
Czerwona
kropla czarę przelała.
Dłonie
mężczyzny krwią zalegają,
Raz
umazane, na zawsze zostają.
- Wszystko się zgadza? – zapytała,
machając świstkiem papieru, który zabrał jej, jakby z obawy, że go uszkodzi.
Wzruszył ramionami.
- Raczej tak, choć nie znałem jej.
Trzecia zwrotka na pewno się zgadza – przesunął palcem po kartce. – Rozmawiałem
z jej znajomymi. Była dobra i wrażliwa i wychowała się w domu dziecka. No i
zginęła tak jak jest napisane w zwrotce szóstej.
Przytaknęła głową. Mikołaj jeszcze
raz wypił za zdrowie Kariny, ona tym razem upiła połowę.
- Mogę? – usłyszała za sobą, gdy
popijała alkohol sokiem. Była to Sandra, wskazująca na kubek Dagmary z wódką w
środku.
Szatynka pokiwała głową. I tak już
nie była w stanie pić, bo bała się, że się opije, a jeszcze przed chwilą
pokazywała w duchu palcami na kobiety, szydząc z tego, iż się wywracały.
- Sory, ale ja tego na trzeźwo nie
przeżyję – Sandra wypiła alkohol jednym duszkiem i nawet nie poprosiła o sok do
przepicia.
Mikołaj uśmiechnął się od ucha do
ucha.
- Oto jak to się robi – zaśpiewał.
Dagmara wstała z ławki, ustępując
miejsca Sandrze i Laurze, która z kolei stała koło czarnowłosej.
- Pozwiedzam trochę – rzuciła
chłopakowi na odchodne. Normalnie, nie było tu nic do zwiedzania, ale jakoś
stroniła od Sandry, która to od samego początku dawała jej do zrozumienia, że
jest niechciana w Kielcach.
W głowie jej huczało już nie tylko
od roześmianego towarzystwa, ale i alkoholu, który wypiła. Idąc prosto miała
wrażenie, że wcale prosto nie idzie, obraz przed nią lekko podskakiwał. Mimo
wszystko była w dobrym humorze i naprawdę było jej teraz obojętne, że
spacerowała sama. Właśnie minęła grupkę osób, żartujących z pogody w Polsce,
która to miała się zmienić na przestrzeni dwóch, trzech lat.
- Zobaczycie, w 2012 roku w grudniu
nie będzie śniegu za to w kwietniu 2013-go tak – wywróżyła jakaś kobieta ze
ślinotokiem i czerwoną spojówką.
- W 2014 w styczniu będzie dodatnia
temperatura – dodała druga starucha, która cierpiała na chorobę Parkinsona.
Poszła dalej w głąb, gdzie trzech
chłopców przyrządzało sobie karkówkę na grillu. Jeden z nich miał rogi, inny
widły a trzeci był umalowany cały na czerwono, jakby wykąpał się w karmazynowej
farbie.
I kiedy tak chodziła, od jednej
grupki do drugiej, przyglądając się każdemu z osobna i zastanawiając kim owe
osoby były, nagle zatrzymała się. Jej nogi jakby wrosły w ziemię, bez
możliwości drgnięcia w którąkolwiek stronę. Jakby tutaj zapuściła korzenie,
zmuszona patrzeć tylko na wprost siebie.
Wtedy właśnie zobaczyła jego.
Jak mogłaś przerwać w takim momencie?! Chcę następną część:D Ciekawe kim będzie przeznaczony Dagmary.
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział, rzeczywiście śniła o pomarszczonych czarownicach kiedy pierwszy raz usnęła z pamiętnikiem Wiktorii. Wiem, bo zwróciłam na to uwagę i tak zastanawiałam się czy ma to jakiś większy sens. Jak widać - ma. U Ciebie wszystko jest dokładnie przemyślane:)
Kim będzie dowiesz się w kolejnym rozdziale :)
UsuńStylizacja Sandry niezwykle udana ;-)
OdpowiedzUsuń"Takich tematów się nie poruszało" - chyba dużo jest tam tematów tabu. Co chwile coś ukrywają i co chwilka o czymś niewolno rozmawiać.
Ja się mężczyznom nie dziwie. Też bym nie chciał zobaczyć przeznaczonej mi kobiety w wydaniu starej wiedźmy xD
Nie ma jak wypić i zapalić i to za śmierć kogoś - za tych co odeszli i za tych co nie mogą - widocznie nie na darmo się tak mawia.
Paweł i Natalia - zakochana para z piekła rodem.
To zdanie o zabijaniu w wersji Mikołaja i Dagmary było zupełnie różne, a jednak mówiło to samo. W życiu chyba często tak jest, że coś można osłodzić, albo zaprawić goryczą w zależności od dobranych słów.
Sandra to ma power do picia. Ciekawe skąd u niej taka wprawa.
On! Pojawił się tajemniczy on! A ty przerwałaś... buuuuuuuuuu. Wrrrrr. Dalej, dalej, ja już chcę kolejny rozdział.
Na przyszłość postaram się nie mieć takich zaległości i przeczytać w miarę szybko od opublikowania.
Musiałam przerwać, wybacz :)
UsuńWcale nie musiałaś - lubisz katować czytelników :)
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy rozdział 20, choć to końcówka sprawia, że serce zaczyna szybciej bić i chcesz już poznać przeznaczonego Dagmary a tu nie możesz bo nie ma kolejnego rozdziału.
Jeśli Nemezis w tym tygodniu, to Lamiae kiedy?
Lamiae w przyszłym w takim razie :)
UsuńNo nie, w takim momencie...?
OdpowiedzUsuńRozdział ciekawy, naprawdę polubiłam Mikołaja. :)
Mam nadzieję, że po wypiciu kilku kubeczków, Dagmara nie powie nic głupiego swojemu wybrańcowi. XD
Czekam na następny rozdział!
Rozdział dodam niebawem :)
Usuń