sobota, 4 lipca 2015

Lamiae: Rozdział 20

SPOTKANIE NA GOŁOBORZU


Byli pierwszymi, którzy zjawili się na Gołoborzu. Niestety nie wlecieli na miotłach, jak początkowo sądziła Dagmara, tylko zwyczajnie weszli na górę piechotą, zostawiając samochód Kaspra na polanie koło lasu. Nie było stromo. Dagmara wiele zwiedziła w swoim życiu dlatego wejście na taką małą górę normalnie nie sprawiłoby jej trudności. Jednak, po przejściach w tunelach, wciąż była obolała a i wciąż nie widziała zranień, bo babcia nie zgodziła się zwrócić jej ran, twierdząc, że jutro w szkole musiałaby się z nich tłumaczyć. Problemy z wejściem miała także Arleta, która co chwila pojękiwała.
            - Na drugi raz nie będziesz się postarzała – zakpił z niej Kasper. Szatynka zwolniła, by złapać cierpiącą za ramię i pomóc przy wchodzeniu na skały.
            - Tak, zapamiętam – bąknęła blondynka słabo. Usiadła na jednym z większych kamieni, łapiąc się za plecy.
            Dagmara rozejrzała się. Stała na zboczu Łysej Góry, na rumowisku skalnym a nad nią rozpościerało się wyjątkowo piękne niebo, na którym zachodzące słońce znikało pod horyzont. Drzewa skupione blisko siebie dawały im swoisty azyl, w pobliżu nie widziała ani jednego człowieka. Było przed szesnastą i nic nie wskazywało na to, że za kwadrans przybędzie tu kilkadziesiąt osób.
            Z chwilą, gdy tylko to pomyślała, zobaczyła jakieś dwie staruchy za plecami Arlety. Z początku nie wiedziała, kim owe kobiety były. Jedna z nich miała czarne jak smoła włosy, druga ciemny blond. Wyższa, musiała być młodsza, bo posiadała wszystkie części swojego ciała. Niższa, miała próchnicę chyba w każdym czarnym zębie a część z nich się kołysało, kiedy „dziewczyna” uśmiechała się. Na twarzy staruchy zaobserwowała wielkie blizny, ciągnące się na kilka centymetrów i skupiające uwagę obserwatora. Nawet ubranie, to jest sukienka z postrzępionym dołem, prezentowała się fatalnie, umazana jakąś czarną breją, nie mówiąc o paznokciach, spod których wystawał bród. Dziewczyna śmierdziała, jakby nie myła się ze dwa tygodnie.
            - Sandra, wyglądasz upiornie – skwitował Kasper. Nie podobała mu się owa stylizacja, mogła to poznać po samym jego wyrazie twarzy.
            - Tak miało być – warknęła niższa. Głos nie przypominał barwy należącej do czarnowłosej – był skrzeczący i niski.
            Po chwili Sandra zrozumiała, że nie przedstawiła koleżanki obok, toteż pokazując na staruszkę po jej prawej rzekła:
            - To Laura – nikt raczej jej nie znał, bo wszyscy zaczęli po kolei podawać jej ręce i przedstawiać się. – Jest w twoim wieku Arleto.
            Laura uśmiechnęła się nikło. Każdy z zebranych wiedział, co oznaczał ten fakt. Za niecałe trzy tygodnie miał nastać Nowy Rok i kolejne pary będą musiały zmierzyć się ze swoim przeznaczeniem.
            - Skąd się przeniosłaś? – zapytał Kasper.
            Dagmara nie zrozumiała. Myślała, że dziewczyna jest nowa, ale im dłużej o tym myślała, tym bardziej było to niemożliwe. Przecież pretendentki na czarownice zawsze muszą poznać prawdę nie później niż ich siedemnaste urodziny. Laura była przed osiemnastką, co znaczyło, że była nowa, ale tylko w tym mieście.
            - Z Łomży, od ciotki Jadwigi – odpowiedziała.
            Nikt nie poruszył tematu dlaczego i kto zdecydował się zmienić miejsce zamieszkania. Czy to jej rodzice, czy może ona i czy podobała jej się ta decyzja? Widocznie takich tematów się nie poruszało, więc i szatynka milczała jak zaklęta.
            - Coś długo nikogo nie ma – wyraziła swe wątpliwości na głos Arleta.
            - Nie ma? – prychnęła Sandra. – Przecież wszyscy już są, na miejscu widziałam nawet Alana i Mikołaja – to mówiąc wskazała palcem wyżej, gdzie nad lasem unosił się gęsty dym. Na niebie, o dziwo, dymu już Dagmara nie widziała, więc pomyślała, że pewnie ktoś umyślnie tak to skonstruował. Dym mógłby przywołać niechciane osoby, chociażby straż, pragnącą ugasić pożar dlatego był widoczny tylko dla tych, którzy znajdowali się w promilu kilometra od biesiady.
            Ruszyli naprzód a dym był ich drogowskazem. Sama wędrówka nie była niczym specjalnym, ale Dagmarę i tak ogarnęło podekscytowanie. Kroczyła do całkiem nieznanego jej świata i ze zdziwieniem odkryła, że ten świat coraz bardziej ją pociągał. Chciała dowiedzieć się więcej, zobaczyć więcej, poznać wszystkie ważne osoby i zobaczyć swojego przeznaczonego. Tak, to jego chciała zobaczyć najbardziej. Nie Alana, tym razem to nie Alan skupiał jej atencję, tylko chłopak, który był jej przeznaczony.
            Gdy znaleźli się w odległości paru metrów od imprezy, dopiero wtedy szatynka usłyszała jakikolwiek hałas. Nie był on jednak taki, jakiego się spodziewała. Myślała, że będą śmiechy, fajerwerki, czary, a słyszała tylko przytłumione głosy. Idąc dalej w górę, myślała o ewentualnym rozczarowaniu. Co będzie, jeżeli ten świat nie spodoba jej się? Czy będzie mogła z niego zrezygnować?
            Lasy, które zasłaniały polanę, na której odbywało się spotkanie zaczęły się przerzedzać, aż ostatecznie ich zabrakło. Odsłoniły wielką, hektarową polanę, na której samym środku żarzyło się wielkie ognisko. Nagle, uderzył w nich blokowany poza polaną hałas. Gwar, jaki Dagmara usłyszała równał się tłumowi ludzi śpiewającemu na koncercie czy na meczu Legii Warszawy. Na polanie było około stu osób a ona doznała uczucia deja vu. Zobaczyła staruszki. Kobiety tańczyły wokół ognia, śmiejąc się i żartując między sobą. Każda była brzydka, każda posiadała jakiś uszczerbek na zdrowiu i ciele. Zrzeszotnienie kości, pryszcze, powyginane palce, czarne zęby, kulawe i te z protezami. Bez kawałków ciała i z powyrywanymi włosami, z brodawkami, świądem, pieprzami i myszkami. Znalazłaby się tu każda choroba świata, naprawdę każda.
            Na samym początku pomyślała, że już to gdzieś widziała, że już uczestniczyła w podobnym wydarzeniu i że jej mózg odtworzył tamtą sytuację widząc podobną. Ale to, że uczestniczyła w tej sytuacji nie zdawało się być prawdą. Ona śniła o tym, dokładnie pamiętała, że śniła o tym wydarzeniu w swoim pokoju, trzymając pamiętnik Wiktorii w ręku.
            - Wszystko okej? – zaniepokoił się Kasper. Już szedł do niej, ale pokiwała głową i na dodatek machnęła ręką, jakby nic jej nie dolegało.
            Podeszli bliżej ognia, gdzie zobaczyli Mikołaja siedzącego na ławce. Alan stał nieco dalej i z kimś rozmawiał. Dagmara spróbowała jakoś poprawić wygląd, ale przecież była siedemdziesięcioletnią babcią, na nic by jej to nie pomogło. Arleta podeszła do Alana a Sandra bąknęła coś do Kaspra, na co Laura głośno zaśmiała się. Dagmara została sama, więc z wolna podeszła do Mikołaja.
            - Tylko się nie przestrasz – przywitała go, przysiadając obok niego na ławeczce. Wyciągnęła ręce w stronę ognia, by się ogrzać.
            - Ojej, jaka babuleńka – powiedział wesoło Mikołaj i przygarnął ją do siebie ramieniem. Podobnie jak i Kasper, miał na sobie pelerynę, więc przykrył ją nią od tyłu, przez co zrobiło się jeszcze cieplej.
            - Zawsze się zastanawiałem, dlaczego one nie rzucą zaklęcia, żeby było ciepło – zaśmiał się Mikołaj.
            Szatynka potoczyła wzrokiem po czarownicach. Niektóre były tak obleśne i odrażające, że nie sposób było na nie patrzeć. Na gust Dagmary, część z tych czarownic i kilku poprzebieranych diabłów było już mocno zakropionych alkoholem. Kobiety nie umiały iść prosto, potykając się i wywracając.
            - To nie alkohol – oświecił ją Mikołaj, gdy wyjawiła mu swe myśli. Uśmiechnął się niczym belzebub z krwi i kości. – To trawka. Przynieść ci? – zapytał, ale Dagmara zaprzeczyła.
            - Trochę za młoda na to jestem, nie sądzisz?
            - Ty? Za młoda? – wytrzeszczył oczy. – Nie chcę być niegrzeczny, ale widziałaś się w lustrze?
            Uśmiechnęła się, ale dalej nie popierała palenia czegokolwiek. Niestety tak długo nalegał, że zgodziła się na jeden kieliszek alkoholu.
            Na moment znów została sama, kiedy poszedł po trunek. Miała teraz możliwość rozejrzenia się za tym jedynym. Krążyła wzrokiem od jednej osoby do drugiej, w jego poszukiwaniu. Ku jej smutkowi, nie znalazła nikogo, kto wpadłby jej w oko, nawet jedna interesująca postać.
            Mężczyzn było znacznie mniej. Musieli uznać, że impreza ze staruszkami nie jest zbyt podniecająca i woleli zostać w domach.
            Zawadziła spojrzeniem o Alana, który dyskutował z jakimś niskim blondynem. Ubrany był w garnitur. W podobnym zestawie widziała go już raz, tuż po jej przyjeździe do Kielc. Zdaje się, że potem mówił, iż tego dnia był na ważnym spotkaniu. Ważne spotkanie musiało więc mieć miejsce i dzisiaj.
            Mikołaj przyniósł zręcznie alkohol, przedzierając się między tańczącymi ludźmi. Musiała przyznać, że tańczące na „parkiecie” osiemdziesięciolatki wyglądały niesamowicie. Żałowała, że prawdziwi staruszkowie nie mają tyle wigoru i energii, co ci tutaj i że brak było lokali czy pubów dla seniorów, w których mogliby się oni poruszać.
            Przechodząc obok Alana, myślała, że Mikołaj zerknie w jego kierunku i odwrotnie. Jednak, żaden nie zainteresował się drugim.
            - Pokłóciliście się? – zapytała szatynka, gdy postawił koło niej całą butelkę alkoholu, sok i cztery kubki.
            - Co? Nie – zaprzeczył. – Nie, tyle, że Alan nie ma teraz głowy do picia, a ja mam wielką ochotę pić do nieprzytomności.
            Do dwóch kubków nalał soku, a do dwóch pozostałych alkohol. Nic mu nie powiedziała, nijak nie zaprotestowała, bo nie chciała wyjść na słabeusza, ale w rzeczywistości niewiele wcześniej piła.
            - To za to spotkanie na Gołoborzu – wzniósł toast Mikołaj. Nie poprawiła go, ale to nie było Gołoborze, tylko zwykła polana.
            - Za spotkanie – zimitowali stuknięcie się kubkami, po czym oboje wypili do dna alkohol, popijając go sokiem pomarańczowym z drugiego kubka. – Chciałam cię o coś zapytać – zaczęła, już ośmielona procentami, które bardzo szybko uderzyły jej do głowy.
            - Nom?
            - Masz dziewczynę, która jest tobie przypisana? – oczekiwała, że powie, że tak, że jest gdzieś tutaj, ale on nie może jej dzisiaj rozpoznać. Nie spodziewała się odpowiedzi, której jej udzielił.
            - Tak, była taka dziewczyna. Już nie żyje.
            - Co? Dlaczego? Przecież nie miała jeszcze osiemnastu lat – nie mogła mieć osiemnastu, skoro Mikołaj, Alan i Arleta będą świętować osiemnastki dopiero po Nowym Roku. Ona musiała być jego rówieśniczką.
            - Zgadza się, nie miała osiemnastu – rzadko słyszała Mikołaja w tak podłym nastroju, więc wyrzuciła sobie, że  w ogóle poruszyła ten temat. – Karina, bo tak miała na imię, zmarła już ponad rok temu, choć dopiero niedawno się o tym dowiedziałem. Napijmy się.
            Nalał znów alkohol, wzniósł toast za Karinę, dziewczynę, której nie poznał, a była jego ideałem i wypił do dna. Dagmara zrobiła to samo, musiała w końcu wypić za jej cześć, ale ona musiała zaraz przepić alkohol sokiem.
            - To było morderstwo – wyjawił jej. – Perfidne, ukartowane morderstwo.
            - Wiesz kto to zrobił? – czuła w nogach mrowienie, jak szybko rozchodził się po jej ciele alkohol.
            - A jak! – Mikołaj zapatrzył się w ognisko. – To mój chrzestny Paweł ją zabił, sam się nawet do tego przyznał… Mojego chrzestnego możesz kojarzyć, bo czasem wpada do szkoły do swojej narzeczonej, naszej wychowawczyni Natalii – ostatnie słowa niemal wypluł.
            Dagmara wciągnęła głośno powietrze do ust. Nie kojarzyła tego mężczyzny, ale nic dziwnego, że pani Natalia była nielubiana, skoro zadawała się z zabójcą.
            Już nie było jej zimno – alkohol i smutne informacje, które powiedział Mikołaj spowodowały, że to na nich skupiała teraz całą uwagę. Po kolejnej kolejce i kolejnym toaście, który brzmiał: „za każdy nowy dzień”, Mikołaj kontynuował:
            - Skurczybyk ją zatruł. Wiesz, najpierw upewnił się, że jej stan zdrowia nie wpływa na mnie. Niektóre pary są połączone w ten dziwny sposób, rzadko, ale czasem się zdarza, że jak dziewczynie coś zrobisz, to i facet to czuje. Kiedy wiedział, że mi nie zaszkodzi, podał jej jakąś śmiertelną truciznę, nie pytaj jak to zrobił, bo nie wiem, ona mieszkała w Sandomierzu, nie w Kielcach.
            - Ale chyba nawet nie powinien tego zrobić, prawda? – pamiętała, że Alan kiedyś wspomniał o owym mężczyźnie. Jest jednym z członków Rady.
            - Oczywiście, że nie, ale myśli, że wszystko mu wolno. Mamy taki kodeks, co prawda nie jest spisany, ale istnieją dla naszego Zgromadzenia punkty, których nie można przekroczyć. Jeden członek nie może pozbawić drugiego możliwości zyskania mocy, jakkolwiek głupio to brzmi.
            Tak, dla niej brzmiało to głupio, bo w jej języku to było nic innego jak: nie pozbawiaj brata swego możliwości zabicia przypisanej mu kobiety. Moc ta powinna należeć do niego, tylko do niego.
            - Rada o tym wie?
            - Jeszcze nie – pokiwał przecząco Mikołaj. – Na razie to nie wystarczy, żeby go wyrzucić z naszego społeczeństwa, dlatego ja i Alan czekamy. To smutne, ale musi się dopuścić jeszcze jednego przewinienia przeciwko Zgromadzeniu – Mikołaj sięgnął za pazuchę. – Jak teraz to czytam, wszystko wydaje się takie proste, wcześniej nie rozumiałem… – podał jej do ręki kartkę. Kiedy ją rozłożyła, od razu poznała co to było.
            - Wyrocznia odnośnie Kariny – rzekła cicho, ale jej nie usłyszał. Polewał kolejną kolejkę.

1. Chwyć tę stronę w swoją dłoń,
Lecz przed Nimi słowa broń.
Bo owa godzina, co teraz zabiła,
Niepokój w Tobie słuszny zrodziła.

2. Bacz wpierw to narząd wzroku,
Jest różny, co dzień i po zmroku.
Potem szukaj barwy włosa,
Na pochodzenie patrz z ukosa.

3. Miarkuj dobrze czas z czynami,
To dobroć nad niewiastami.
I zważ też na smutne dzieje,
Boleścią niejedno serce szaleje.

4. Pewność oczywistą mieli,
I o czasie powiedzieli.
Znalazł się jeden, co testuje,
Przechytrzyć wszystkich spróbuje.

5. Co to będzie? Jakie zakończenie?
Czy zdrowie, czy wieczne uśpienie?
Któż ośmieli się chociaż próbować,
Jednego ze swoich braci pochować.

6. Pierwszym znakiem biegnij w dół,
Brzuch, co pali wnętrzności na pół,
Wyżej gardło, co ogniem piecze,
Śmierć żniwo niewinne siecze.

7. Bo Ten to na własną rękę działa,
Czerwona kropla czarę przelała.
Dłonie mężczyzny krwią zalegają,
Raz umazane, na zawsze zostają.

            - Wszystko się zgadza? – zapytała, machając świstkiem papieru, który zabrał jej, jakby z obawy, że go uszkodzi.
            Wzruszył ramionami.
            - Raczej tak, choć nie znałem jej. Trzecia zwrotka na pewno się zgadza – przesunął palcem po kartce. – Rozmawiałem z jej znajomymi. Była dobra i wrażliwa i wychowała się w domu dziecka. No i zginęła tak jak jest napisane w zwrotce szóstej.
            Przytaknęła głową. Mikołaj jeszcze raz wypił za zdrowie Kariny, ona tym razem upiła połowę.
            - Mogę? – usłyszała za sobą, gdy popijała alkohol sokiem. Była to Sandra, wskazująca na kubek Dagmary z wódką w środku.
            Szatynka pokiwała głową. I tak już nie była w stanie pić, bo bała się, że się opije, a jeszcze przed chwilą pokazywała w duchu palcami na kobiety, szydząc z tego, iż się wywracały.
            - Sory, ale ja tego na trzeźwo nie przeżyję – Sandra wypiła alkohol jednym duszkiem i nawet nie poprosiła o sok do przepicia.
            Mikołaj uśmiechnął się od ucha do ucha.
            - Oto jak to się robi – zaśpiewał.
            Dagmara wstała z ławki, ustępując miejsca Sandrze i Laurze, która z kolei stała koło czarnowłosej.
            - Pozwiedzam trochę – rzuciła chłopakowi na odchodne. Normalnie, nie było tu nic do zwiedzania, ale jakoś stroniła od Sandry, która to od samego początku dawała jej do zrozumienia, że jest niechciana w Kielcach. 
            W głowie jej huczało już nie tylko od roześmianego towarzystwa, ale i alkoholu, który wypiła. Idąc prosto miała wrażenie, że wcale prosto nie idzie, obraz przed nią lekko podskakiwał. Mimo wszystko była w dobrym humorze i naprawdę było jej teraz obojętne, że spacerowała sama. Właśnie minęła grupkę osób, żartujących z pogody w Polsce, która to miała się zmienić na przestrzeni dwóch, trzech lat. 
            - Zobaczycie, w 2012 roku w grudniu nie będzie śniegu za to w kwietniu 2013-go tak – wywróżyła jakaś kobieta ze ślinotokiem i czerwoną spojówką.
            - W 2014 w styczniu będzie dodatnia temperatura – dodała druga starucha, która cierpiała na chorobę Parkinsona.
            Poszła dalej w głąb, gdzie trzech chłopców przyrządzało sobie karkówkę na grillu. Jeden z nich miał rogi, inny widły a trzeci był umalowany cały na czerwono, jakby wykąpał się w karmazynowej farbie.
            I kiedy tak chodziła, od jednej grupki do drugiej, przyglądając się każdemu z osobna i zastanawiając kim owe osoby były, nagle zatrzymała się. Jej nogi jakby wrosły w ziemię, bez możliwości drgnięcia w którąkolwiek stronę. Jakby tutaj zapuściła korzenie, zmuszona patrzeć tylko na wprost siebie.
            Wtedy właśnie zobaczyła jego.

8 komentarzy:

  1. Jak mogłaś przerwać w takim momencie?! Chcę następną część:D Ciekawe kim będzie przeznaczony Dagmary.
    Świetny rozdział, rzeczywiście śniła o pomarszczonych czarownicach kiedy pierwszy raz usnęła z pamiętnikiem Wiktorii. Wiem, bo zwróciłam na to uwagę i tak zastanawiałam się czy ma to jakiś większy sens. Jak widać - ma. U Ciebie wszystko jest dokładnie przemyślane:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Stylizacja Sandry niezwykle udana ;-)
    "Takich tematów się nie poruszało" - chyba dużo jest tam tematów tabu. Co chwile coś ukrywają i co chwilka o czymś niewolno rozmawiać.
    Ja się mężczyznom nie dziwie. Też bym nie chciał zobaczyć przeznaczonej mi kobiety w wydaniu starej wiedźmy xD
    Nie ma jak wypić i zapalić i to za śmierć kogoś - za tych co odeszli i za tych co nie mogą - widocznie nie na darmo się tak mawia.
    Paweł i Natalia - zakochana para z piekła rodem.
    To zdanie o zabijaniu w wersji Mikołaja i Dagmary było zupełnie różne, a jednak mówiło to samo. W życiu chyba często tak jest, że coś można osłodzić, albo zaprawić goryczą w zależności od dobranych słów.
    Sandra to ma power do picia. Ciekawe skąd u niej taka wprawa.
    On! Pojawił się tajemniczy on! A ty przerwałaś... buuuuuuuuuu. Wrrrrr. Dalej, dalej, ja już chcę kolejny rozdział.
    Na przyszłość postaram się nie mieć takich zaległości i przeczytać w miarę szybko od opublikowania.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wcale nie musiałaś - lubisz katować czytelników :)
    Bardzo ciekawy rozdział 20, choć to końcówka sprawia, że serce zaczyna szybciej bić i chcesz już poznać przeznaczonego Dagmary a tu nie możesz bo nie ma kolejnego rozdziału.
    Jeśli Nemezis w tym tygodniu, to Lamiae kiedy?

    OdpowiedzUsuń
  4. No nie, w takim momencie...?
    Rozdział ciekawy, naprawdę polubiłam Mikołaja. :)
    Mam nadzieję, że po wypiciu kilku kubeczków, Dagmara nie powie nic głupiego swojemu wybrańcowi. XD
    Czekam na następny rozdział!

    OdpowiedzUsuń