GORĄCZKA SOBOTNIEJ NOCY
Lena obudziła się we wtorek z głową pełną
nowych pomysłów, jak zaszkodzić Sebastianowi. Nieobecna myślami nawet nie
podziękowała babci za śniadanie, które ta zrobiła jej na wynos; dziewczyna złapała
nieprzytomnie torebkę z wałówką, po czym wybiegła spóźniona na tramwaj.
Mieszkanie
babci traktowała jak drugi dom. Miała w nim własny pokój z rzeczami osobistymi,
którego co prawda sama nie urządziła, ale pomagała w jego odnowie po śmierci
sparaliżowanego, przykutego do łóżka dziadka. To mieszkanie miało być kiedyś
jej, ale póki należało do babci, Lena nie wtrącała się w jego wygląd. Ważne, że
miała gdzie spać i miała możliwość pouczenia się przy biurku.
Sebastian
jest sprytny – z takim oto stwierdzeniem dziewczyna wsiadła do
tramwaju. Nie przykuwa do siebie uwagi, podczas gdy mnie na celowniku ma cała
szkoła.
Wszystkie
działania, których podjęła się Lena, były może i dobrze zaplanowane, ale źle
przeprowadzone. Wyrzucenie klucza było spontaniczne i, o ironio, było to jej
największe zwycięstwo. Gdyby nie anonim, występek mógł ujść jej na sucho, choć prawdę
powiedziawszy, nikt nie mógł oskarżyć jej wprost, bo zwyczajnie nikt nie
miał dowodu. Aby nastąpiło przestępstwo, musiał być dowód. Bez dowodu nie ma
podejrzanego, a bez podejrzanego – wykroczenia.
Okazja do
występku nadarzyła się dopiero na wychowaniu fizycznym. Nauczycielka WF-u
wyznaczyła Lenę, aby przyniosła piłkę. Jako że wszystkie znajdujące się w
schowku były niewystarczająco napompowane, została poproszona o pójście do
woźnego po pomoc.
Oczywiście,
mogła pójść prosto do pana Stanisława i wręczyć mu sflaczałą piłkę, aby ją
napompował bądź dał inną. Mogła to zrobić i zapewne tak by się stało, gdyby nie
fakt, iż kiedy przechodziła obok szatni chłopców, w jej głowie zaświtał
szarlatański pomysł.
Upewniwszy
się, że nikt jej nie widzi, wkroczyła po cichu do szatni. Bez problemu znalazła
plecak Sebastiana (nie zmienił go od czasów gimnazjum) i jego ubrania, złożone
w kostkę na ławce. Nie myśląc wiele nad tym, co robi, złapała zwiniętą bluzkę
wraz ze spodniami, otworzyła okno i jednym zamachem wyrzuciła je na zewnątrz.
Dla lepszego efektu, złapała też bokserki innego chłopaka, skarpety kolejnego i
koszulę i dżinsy kogoś jeszcze, po czym wypchnęła wszystko razem przez okno.
Następnie wybiegła z szatni, śpiesząc do woźnego.
Na jej
szczęście nikt jej nie widział, a pan Stanisław dawał reprymendę jakiemuś
uczniowi, przez co nie mogła wejść do jego małego pokoiku. Dopiero kiedy
skończył swój wykład, Lena wkroczyła do małej siedziby woźnego.
– Można? –
zapytała. Z powodu psikusa, który dopiero co zrobiła, cała była podekscytowana,
przez co ton jej głosu był zuchwały i nieujarzmiony. Mężczyzna skrzywił się,
wnioskując najwidoczniej, że wczorajsza rozmowa z dyrektorem nie dała żadnego
rezultatu. Jej ostatnie kontakty z woźnym zdecydowanie nie rokowały przyjaźni.
– Czego tu?
– fuknął nieprzyjemnie.
Teraz to
Lena skrzywiła się, uznając, że przesadził z okazywaniem negatywnych uczuć
względem niej. Nawet jeśli to przez nią musiał spiłować kłódkę i założyć nową
(woła o przypomnienie fakt, że stuprocentowej pewności wciąż nie miał), to i
tak winien był okazywać jej szacunek, jaki ona prezentowała w stosunku do
mężczyzny. Albo przynajmniej powinien udawać, jeżeli widział w niej tylko
kolejnego przeklętego łobuza, którego kiedyś karano za przewinienia chłostą, a
teraz wzywano jedynie na dywanik do dyrektora.
Cała
zadrżała na myśl o batach.
–
Potrzebujemy napompowanej piłki do gry – odparła, wyobrażając sobie siebie
klęczącą na grochu, z woźnym tuż za nią, wymierzającym jej ciosy pasem.
Potrząsnęła
głową, aby odegnać natrętne myśli.
– Daj to –
rozkazał pan Stanisław, wskazując palcem na zwiotczałą piłkę.
Nie musiał
powtarzać dwa razy – Lena podała mężczyźnie piłkę. Wtem do jej uszu dotarły stłumione
głosy:
– Ale
śmiesznie…
– Ciekawe,
kto to zrobił…
– A to ci
będzie niespodzianka…
To trzej
uczniowie przechodzili korytarzem, chichocząc w najlepsze.
Lena nie
byłaby sobą, gdyby nie podsłuchała, z miejsca łącząc fakty. Już został
zauważony jej dowcip. „Dowcip”, a może lepiej – „kawał”. Nawet nie umiała tego
precyzyjnie nazwać. Żart. Przecież to nie było nic złego, ot, zwykły
wygłup.
Ostatnio
wszystko kręciło się wokół jej osoby, dlatego mimowolnie uczulała się na każdą
rozmowę, słyszała każdą obelgę czy zachwyt nad jej uczynkiem. Mimo iż większość
osób potępiało wyrzucenie klucza, była też grupka takich, które widziały w jej
uczynku coś więcej. Rebelię, bunt przeciw władzy, nauczycielom i dorosłym.
– Za dużo filmów
oglądacie – skwitowała Lena pewnego razu, gdy zapytana wprost, czy zostanie
dowódcą tych, którzy nienawidzą szkoły, parsknęła rówieśnikom w twarze. – Nie
zrozumcie mnie źle, ale jeżeli, podkreślam: jeżeli chciałabym komuś zaszkodzić,
to na pewno działałabym w pojedynkę. Nie potrzebna byłaby mi wataha pomagierów.
Ci znaleźli
się sami, wnioskując, że jeżeli zamknięcie szatni uszło komuś na sucho, to
wszystkie inne wybryki też powinny obejść się bez konsekwencji.
Dowcip Leny
z wyrzuceniem ubrań spodobał się każdemu uczniowi, nawet tym, którzy musieli
potem te ubrania zbierać. Wszyscy śmiali się z żartu – każdy oprócz… no
właśnie, Sebastian miał minę, jakby grzebał własnego psa. I to ten widok dał
jej najwięcej satysfakcji i motywację do dalszego działania.
Gdy wyszła
przed szkołę, jej oczom ukazała się karykatura człowieka zawieszona wokoło
latarni. Znalezisko przypominało trochę strach na wróble, jednak ten strach był
robiony z myślą o kimś. Dokładnie poznała rude włosy nauczycielki od fizyki,
która była postrachem wszystkich uczniów. O metodach nauczycielskich kobiety
słyszeli już chyba wszyscy we Wrocławiu, o tym, jak zadawała z jednych zajęć na
drugie po trzydzieści prac domowych, a za nie przygotowanie jednego potrafiła
wpisać ze dwie oceny negatywne.
– Ale będzie
zła – powiedziała do Leny Marta, przechodząc obok zawieszonej kukły. – Może to
i zabawne, ale już wyobrażam sobie jej zemstę.
Dziewczyna
zmarszczyła czoło. Faktycznie, na pewno takowa nastąpi.
Marta już
dawno przestała pytać koleżankę, czy stoi za wszystkim, co działo się w szkole,
z jednego, bardzo prostego powodu. Po prostu było to niewykonalne. Lena była
tylko człowiekiem, a żarty, które zaczęły pojawiać się w szkole były tak
częste, że zapewne tylko pan Stasiu ogarniał je wszystkie. Za kawał w szatni
chłopców dziewczęta odpokutowały petardami hukowymi w swojej szatni, co zapewne
wymyślił Sebastian. W związku z tym na kolejnym WF-ie jedna z dziewcząt, która
zwolniła się przed wychowaniem fizycznym do domu, wyniosła (za niewielką namową
Leny) z szatni chłopców plecaki i powrzucała je do różnych koszy na śmieci na każdym
z pięter w szkole.
Jakaż była
przednia zabawa, oglądać skonsternowanych chłopców, szukających swoich
tobołków. Kilkoro z nich niemal pobiło się o jeden plecak, uważając, że należał
właśnie do niego. A Sebastian… Tak, jego plecak wpadł akurat do kosza z
niedopitym jogurtem…
– Masz
ochotę pójść? – zapytała Marta na koniec zajęć, ale Lena była tak zajęta
myślami i odtwarzaniem sukcesów, że nie dosłyszała pierwszej części zdania.
– Co?
– Na
dyskotekę – mruknęła przyjaciółka. – Mówiłam, że mam wolne mieszkanie z soboty
na niedzielę, więc może wybrałybyśmy się na dyskotekę?
– Przecież
ty nienawidzisz klubów – przypomniała jej Lena, ale Marta westchnęła.
– Tak,
niestety wpadnie do mnie starsza kuzynka – zaczęła, lamentując. – Zerwała z
chłopakiem i prosi mnie, żebym z nią poszła. Razem będzie raźniej – zrobiła
błagalne oczy w stronę Leny, na co dziewczyna uśmiechnęła się.
– Pewnie, że
z tobą pójdę. Czego nie robi się w imię przyjaźni – dodała, obejmując Martę, po
czym obie ruszyły w stronę przystanku.
Sobota nadeszła
bardzo szybko. Stojąc u Marty w mieszkaniu przed wielkim lustrem, z kredką w
jednej dłoni i tuszem w drugiej, z zamiarem pomalowania oczu, Lena wciąż
analizowała swoje szkolne poczynania.
Wizja
szkodzenia Sebastianowi stała się jej małą obsesją. Do takiego stopnia o tym
rozmyślała i traktowała poważnie, że zaczęła oglądać filmy i wypożyczać książki
z biblioteki o podobnej tematyce. Jej ulubioną lekturą stał się „Inny Elliot”,
napisany przez Gardnera Grahama. Co prawda nie przeczytała jeszcze całości, ale
przez to, że utożsamiała się z głównym bohaterem – prześladowanym Eliotem,
książka bardzo przypadła jej do gustu.
Jeżeli
wcześniej myślała, że jej myśli wciąż sprowadzały się do osoby Sebastiana, tak
teraz egzystował w niej cały czas. Był jak pasożyt w jej ciele, zatruwał nie
tylko umysł, ale całe ciało.
– Ja miałam
idealne życie – dobiegł do niej jęk Diany, kuzynki Marty, która znowu użalała
się nad sobą. Przyklejała sobie sztuczne rzęsy do oczu, ale i tak nie
przeszkodziło to jej w mówieniu. – Kończyłam studia, miałam idealnego chłopaka,
nawet planowaliśmy ślub…
Lena
westchnęła przygnębiona. To właśnie będzie czekało ją i Martę przez cały
wieczór. Słuchanie…
– Jak on
mógł mnie zdradzić?
Może nie
zniósł tego twojego gadania? – pomyślała zjadliwie Lena.
Diana
przypominała z wyglądu Natalię, jej dawną koleżankę z gimnazjum;
różowo-jaskrawą piękność. Miała takie same szlachetne rysy twarzy, których
zawsze zazdrościła jej Lena, idealne paznokcie, a nie łamliwe i rozdwajające
się jak jej. Mimo wszystko Natalię dało się lubić, Dianę niekoniecznie.
– Znajdziesz
lepszego kandydata na męża, zobaczysz – pocieszyła ją Marta, która umalowana
cieniem przez Dianę wyglądała jak mała prostytutka. To dlatego Lena wolała
zrobić make-up sama.
– Oby
dzisiaj – mlasnęła z nadzieją. – Nie musi być bogaty, ja mam pieniądze…
Lena
wywróciła oczami. Nie mogła znieść dziewczyn pokroju Diany. Bo ona niby
rozpaczała po stracie chłopaka, ale zamiast próbować ratować związek, w odwecie
rzuci się w ramiona innego. Skoro kochała chłopaka, to czy nie powinni oboje
zmienić się dla dobra związku? Spróbować od nowa? Wyjaśnili sobie tę zdradę?
Dlaczego do niej doszło? Zawsze musiał być powód. Jeżeli zakochana w sobie para
planuje małżeństwo, to zdrada jednej ze stron nie może być perfidnie
zaplanowanym skokiem w bok, tylko jednorazową pomyłką. Nawet ślubowanie przed
ołtarzem nie zwalnia z walki o związek, a zdrada może niestety pojawić się w
zaniedbanej relacji.
Chyba że
koleś był po prostu gnojkiem i już. Tacy też istnieją, dokładnie tacy pokroju
Sebastiana.
– Jestem
gotowa – oświadczyła Lena po czterdziestu minutach, w ciągu których pokręciła
włosy i zrobiła makijaż.
Dziewczęta
też kończyły, choć przygotowania najwięcej czasu zajęły Dianie. Przebierała się
kilkanaście razy, sprawdzając, co najlepiej pasuje do czego. W końcu stanęło na
granatowej, dopasowanej sukience, czarnych rajstopach i niskich kozakach. Marta
z Leną postawiły na spodnie i eleganckie bluzki.
–
Pamiętajcie, nie rozdzielamy się i pilnujemy nawzajem – powiedziała Lena, w szczególności
zwracając się w stronę Diany.
– Nie jestem
dzieckiem – odpyskowała „kobieta”. – To wy macie pilnować się mnie, to ja
jestem najstarsza.
Co z tego,
jak najgłupsza… – dodała do siebie Lena.
Pojechały
taksówką, bo Diana nie chciała wsiąść do autobusu. Uważała, że w autobusach i
tramwajach jeździ motłoch, a ona do niego nie należy i nie będzie zniżać się do
poziomu tych ludzi. Lena musiała ugryźć się w język, by nie powiedzieć, że ona
i Marta zaliczały się w takim razie do motłochu, więc samo przebywanie w ich
obecności było obrazą jej wysokości…
Jako że ona
z Martą nie miały jeszcze osiemnastu lat, bo brakowało im kilku miesięcy,
znajomości Diany wśród ochroniarzy okazały się bardzo użyteczne. Zaświergotała
coś, mrugając oczkiem i ochroniarz wpuścił je do środka poza kolejką.
– Ale tłok –
stęknęła Marta na wejściu, rozglądając się po wielkiej sali, w której tańczyli
ludzie.
Pomieszczanie
miało dwie kondygnacje. Na górze była część barowa, gdzie można było się napić,
oraz loże, w większości już zarezerwowane. Na dole stał DJ na niewielkim
podeście wraz z już pijanym towarzystwem, do którego szybko chciała dołączyć
Diana.
– Ja stawiam
– powiedziała, popychając dziewczęta po schodach na górę, w stronę baru.
Muzyka była
bardzo głośna. Zbyt głośna jak na gust Leny, bo nawet nie usłyszała, jak ktoś
podszedł do niej od tyłu i rzekł:
– Wreszcie
jesteście – dopiero obejrzawszy się zobaczyła Krystiana, wcześniej myląc go z
jakimś napalonym mężczyzną.
– Co ty tu
robisz? – zapytała, ale widząc zdziwienie w oczach kolegi z klasy, spojrzała na
Martę.
– Nie
chciałam ci mówić, bo na pewno byś się nie zgodziła – zawołała głośno
dziewczyna, przyglądając się przyjaciółce, jakby bała się jej reakcji.
Lena
przymrużyła oczy. Marta z Krystianem stali obok siebie. Coś było nie tak.
Za nimi Diana stała już niemal przy blacie, machając zapalczywie rękami, bo
próbowała dopchnąć się do barmana, aby kupić alkohol. Ale nie o nią chodziło,
tylko o coś innego.
– CO JEST?!
– warknęła, choć Marta nie musiała nic mówić, bo Lena sama zrozumiała, że
Krystian nie przyszedł sam.
Dalej, w
tłumie stał on – Sebastian.
– Wychodzę –
bąknęła słabo Lena i choć raczej nie usłyszeli jej przekazu, gdy odwróciła się
na pięcie, zrozumieli, że chciała uciec. Krystian szybko zagrodził jej drogę.
– Nie bądź dziecinna
– powiedział głośno. – Ile masz lat, żeby tak zwiewać? Masz jakiś problem z
Sebastianem, to go załatw albo się do niego nie odzywaj. Tylko proszę, nie psuj
wieczoru mi i Marcie.
Wiedziała,
do czego pił. Jeżeli ona wyjdzie z dyskoteki, Marta wyjdzie zaraz za nią, a
jemu to nie było na rękę. I tylko dlatego, że wiedziała, że jej przyjaciółka
bardzo lubiła chłopaka, zdecydowała się zostać.
Przecież
wcale nie muszę się do niego odzywać – pomyślała, choć wciąż miała za złe
Marcie to, jak ją wrobiła. Nie dość, że sfiksowana na punkcie byłego chłopaka
Diana, to jeszcze Sebastian – jej wróg numer jeden.
Diana
wróciła z alkoholem. Lena sądziła, że przyniesie drinki, ale nie, dziewczyna
zamówiła cały litr czystej wódki, a do tego dwa soki pomarańczowe.
– Lożę mamy
tam – wskazała gestem na pusty stolik z napisem „rezerwacja”, z przyległymi do
niego wściekle czerwonymi kanapami.
– Nie
wiedziałam, że rezerwowałaś lożę – wypomniała Marta kuzynce, ale Diana
spojrzała na nią ze zdumieniem.
– Oj, nie
czepiaj się, ważne, że jest gdzie usiąść i napić się – odparła, prowadząc
towarzystwo do stolika.
Lena nie
wiedziała, gdzie podziać wzrok. Jej spojrzenie spoczywało to na Marcie, to na
Krystianie, czasem na Dianie, by potem zawisnąć na barze i w końcu powrócić do Marty.
Jak tylko mogła, unikała Sebastiana (pech chciał, że usiadł naprzeciw niej). On
raczej też na nią nie patrzył, słyszała, że wdał się w dyskusję z Dianą, co ta
przyjęła bardzo entuzjastycznie.
Chociaż na
to się przydała – pomyślała Lena, sama rozmawiając z Martą i Krystianem.
– To co,
powiecie wreszcie, kto wyrzucił ubrania chłopaków przez okno? – zaśmiał się
Krystian, na co Marta wzruszyła ramionami.
– Nie
powiemy, dopóki wy nie zdradzicie, kto wrzucił do naszej szatni petardy – Lena
zdziwiła się. Widocznie nawet Marta wierzyła w damską solidarność, bo przecież
nie wiedziała, kto był zarówno pomysłodawcą, jak i realizatorem owych dokonań.
– No to
chociaż kosze – prosił Krystian. – Czyj był pomysł z koszami? To musicie
wiedzieć.
Lena nie
odzywała się. Bo i jak mogła, skoro to wszystko było jej inicjatywą? Jak mogła
powiedzieć koledze z klasy, że czara goryczy przelała się i z nienawiści do
siedzącego naprzeciw niej chłopaka, postanowiła uprzykrzyć mu życie, tak jak on
codziennie robił piekło z jej uczęszczania do gimnazjum? Krystian mógłby nie
zrozumieć. Za bardzo lubił Sebastiana, znając go z zupełnie innej strony, niż
Lena, żeby zmieściło mu się to w głowie. Ktoś, kto nie przeżyje terroru w
szkole, nigdy w pełni nie zrozumie dyskryminowanego. Dlatego dziewczyna
milczała i dlatego pewnie nigdy nie zdecyduje się opowiedzieć całej swojej
historii gorzko przeżywanego dzieciństwa.
– Lena
przecież wie, kto to zrobił – doszedł do niej głos Sebastiana. Nie wiedziała,
że przysłuchiwał się ich rozmowie, dlatego zdziwiona spojrzała na niego.
Świdrował ją
bystrym spojrzeniem. Bez wątpienia zdawał sobie sprawę, że to ona stała za
wydarzeniami w szkole, ale jego opinia jej w ogóle nie obchodziła. Nie
obchodziło jej też, dlaczego wprost jej nie oskarżył, tylko robił podchody. Aby
jeszcze bardziej zniszczyć jej psychikę? A może chciał, by za jego przyczyną
przyznała się do winy?
– Mylisz się
– odparła, mrużąc oczy. – Nie wiem, jak pokręcona musi być osoba, która robi
takie rzeczy.
Nie mówiła o
sobie, tylko o nim i to też zrozumiał. Chyba zabolały go jej słowa, ale nie dał
jej tego po sobie poznać.
Zacięty
wyraz twarzy dziewczyny dopowiedział, jak mocno go nienawidzi i że on nigdy nie
zdoła tego zmienić. Że krzywdy, które jej uczynił, werżnęły się w nią jak ostre
pazury i mimo że powierzchowne rany zagoiły się już dawno, blizny wciąż zostały
na jej skórze.
Przez moment
wydawało jej się, że nawet chciał ją przeprosić, ale znajomi dookoła nich tego
nie dostrzegli i Diana błyskawicznie rozporządziła, aby wznieść toast za spotkanie.
Krystian
rozlał alkohol do kieliszków, a Marta nalała sok do szklanek.
Lena nigdy
dużo nie piła. Nie przepadała za smakiem alkoholu, ale dziś miała ochotę uczcić
swoje zwycięstwo. Ten miesiąc należał w końcu do niej.
Każdy wypił
do dna i po chwili milczenia odezwał się znów Sebastian.
– Spadam do
domu – zaczął, ale Diana zaświergotała:
– Ależ skąd!
Idziesz ze mną zatańczyć! – złapała go bezceremonialnie za rękę, a do dziewcząt
i Krystiana zawołała tylko: – Zaraz się wymienimy, pilnujcie stolika!
Zeszli po
schodach i choć Lena spróbowała znaleźć ich wśród tłumu tańczących, nie mogła
ich zidentyfikować. Po chwili stwierdziła, że ich dwójka jest tak przeciętna,
że niczym nie wyróżniają się na tle tych pijanych ludzi i wymieniła ze dwa
zdania z Martą i Krystianem. Potem zdaniem Leny zrobiło się nudnawo, bo z
rozmowy na temat szkoły przeszli na zainteresowania. Jak się okazało, dzielili
wspólne zamiłowanie do jazdy konnej, a Tannenberg nie widziała w tym nic
fascynującego. Marta jeździła od małego, bo jej rodzice poznali się na zawodach
jeździeckich, Krystian natomiast pracował co wakacje w stadninie koni koło
Wrocławia, dzięki czemu mógł czasem pojeździć.
Lena
wiedziała, że rodzice chłopaka byli biedni. Ojciec Krystiana w młodości uległ
wypadkowi i od tamtego czasu poruszał się na wózku inwalidzkim. Matka z kolei
pracowała na dwa etaty – od rana do południa sprzątała w hotelu, by
popołudniami dorabiać w hipermarkecie na kasie. Chłopak miał trójkę rodzeństwa,
z czego dwójka wyjechała do Anglii do pracy i tam osiedlili się na stałe. Tej
dwójce podobno powodziło się najlepiej i przysyłali z zagranicy trochę
pieniędzy ciężko przędącej rodzinie.
Krystian też
dorabiał i co najważniejsze, nie wstydził się swojego pochodzenia. Po szkole
rozdawał ulotki na ulicy, czasem zastępował barmanów w pubach i pracował jako
konsultant w Call Center. Lenie imponowało to, jaki był zaradny, bo w
przeciwieństwie do Sebastiana, który dostał od ojca wszystko, Krystian
zapracował na wszystko sam; usamodzielnił się, aby finansowo odciążyć rodziców.
We wrześniu, zamiast kupować niebotycznie drogie, nowe podręczniki, on zawsze
znajdował osoby, które chciały pozbyć się starych książek i nawet parę razy
załatwił też i Lenie używane komplety.
– Więc jak
będziesz chciał, zawsze możemy pojeździć razem – zaproponowała Marta nieśmiało.
Krystian
uśmiechnął się.
– Pewnie,
jeżeli nie wyjadę na zbieranie owoców do Niemiec, to umówimy się w wakacje.
Wypili ze
trzy kolejki sami, nie mogąc doczekać się Diany z Sebastianem. Kiedy Lena
odchodziła od stolika, mówiąc, że idzie do łazienki (tak naprawdę chciała
przede wszystkim dać znajomym chwilę sam na sam), zakręciło jej się w głowie. Alkohol
uderzył w nią mocno, poczuła mrowienie w nogach. Nie była przyzwyczajona do
picia, wystarczyły w sumie cztery kieliszki, aby czuła się nietrzeźwa.
– Iść z
tobą? – zapytała Marta, ale Lena machnęła ręką.
– Skąd! To
tu blisko – wskazała ręką za siebie, po czym oddaliła się. Niestety, łazienka
„tu blisko” była nieczynna, dlatego musiała zejść na dół.
Chwiejnym
krokiem ruszyła po schodach, świat balansował wesoło wraz z nią. Ci ludzie
dookoła niej już nie wydawali się pijani, tylko zwyczajnie wielce zadowoleni z
życia. Ona też była szczęśliwa. Miała kochającą rodzinę i przyjaciół, którzy
nie mieli pojęcia o jej podwójnym życiu. Tak właśnie się czuła. Z jednej strony
istniała dawna ona, Lena Tannenberg z Sobótki, cicha i zastraszona mała
dziewczynka, z drugiej rodziła się nowa Lena, ta odważna z Wrocławia, która
lubi walczyć o swoje i swojego broni nade wszystko.
Zanim
dotarła do łazienki, tuż przed drzwiami napotkała Dianę, w otoczeniu jakichś
trzech typków, i Sebastiana, który miał niemrawą minę. Trzymał się trochę z
boku, obserwując flirty dziewczyny.
– O, Lena! –
zawołała na nią Diana zauważywszy jej osobę, zanim ta zdążyła się schować.
Chcąc nie
chcąc, szatynka podeszła do dziewczyny. Jak na jej gust, mężczyźni otaczający
Dianę byli zdrowo po trzydziestce. Wszyscy byli bardzo wysocy i choć do dzisiaj
wydawało jej się, że to Sebastian był słusznych rozmiarów, wśród tych
„koszykarzy” wyglądał niczym podlotek. Jeden z mężczyzn był całkiem przystojny,
z niewielkim, ciemnym zarostem i czarnymi oczami. Wszyscy z nich mieli na sobie
kurtki motocyklowe i ten sam dziki błysk w oku.
Typki spod
ciemnej gwiazdy – pomyślała Lena, akurat w momencie, gdy przystojniak
zwrócił się bezpośrednio do niej:
– Ale jesteś
ładna. Zatańczysz? – powiedział, bez manier żując gumę tak, że ją widziała.
– Nie, ona
jest ze mną – to Sebastian odpowiedział, zanim zdążyła grzecznie poinformować
mężczyznę, że nie ma ochoty tańczyć.
Chłopak
podszedł do niej, złapał za rękę, choć Lena i tak mu ją wyrwała, po czym
spojrzał na Dianę, która rozdziawiła usta po tym nagłym obrocie spraw.
– Idziesz z
nami na górę? – zapytał dziewczynę, ale ona prychnęła wściekle:
– Tak,
pójdę, ale tylko, żeby się napić.
Lena ruszyła
przodem sama. Sebastian próbował dotrzymać jej kroku, ale ona skutecznie go
blokowała, rozpychając się najpierw między tłumem, potem na schodach.
– Po co to
zrobiłeś?! – nie wytrzymawszy zatrzymała się, krzycząc.
Chłopak
także zatrzymał się, tylko stopień niżej, przez co ich twarze były niemal na
tej samej wysokości.
– Żeby
przypadkiem nie przyszło ci do głowy z nim tańczyć. Oni są jacyś dziwni.
– Sama umiem
o siebie zadbać! – krzyknęła ponownie, po czym znów ruszyła, bo typki z Dianą
byli już za nimi. Miała nadzieję, że nie słyszeli ich rozmowy, ale raczej było
na to zbyt głośno.
– O tak, na
pewno – najeżył się. – Nigdy nie byłaś w tym najlepsza.
– A co
ciebie to obchodzi, do cholery?! – wrzasnęła za siebie. – Odwal się!
Był jak pies
ogrodnika, sam nie zjadł i drugiemu nie dał. Niby chciał jej destrukcji, ale
tylko on mógł ją unicestwić. Działał na jej szkodę regularnie, ale gdy pojawiło
się realne zagrożenie, zainterweniował. Wcale nie rozumiała jego pobudek, bo te
jej przynajmniej były jasne – chciała go zniszczyć, rozdeptać i zmiażdżyć.
Widok Marty
i Krystiana trochę ją uspokoił. Siedzieli blisko siebie i chyba trzymali się za
ręce pod stołem, do czasu, aż się do nich przysiadła.
– Diana
chyba znalazła kandydatów na męża – powiedziała zgryźliwie, widząc, jak
mężczyźni ucieszyli się na widok stolika z rezerwacją i butelki wódki, stojącej
na samym środku blatu.
Tak, w końcu nowy rozdział! Już nie mogłam się doczekać, haha :D
OdpowiedzUsuńDobrze napisany rozdział, podoba mi się, że Lena stała się teraz taka odważna i próbuje na swój sposób dopiec Sebastianowi, tym samym nie chcąc, by ktoś ją zauważył.
W jakiś sposób intryguje mnie postać Sebastiana i jego interwencja w klubie. O co tutaj chodzi? :)
Ja też nie mogłam się doczekać aby w końcu zaspokoić Waszą ciekawość i napisać ten rozdział. Przepraszam, że trwało to tak długo. Rozdział 8 postaram się napisać szybciej :)
UsuńTak, Lena bardzo zmieniła się i każdy może już to zauważyć.
Podobała mi się interwencja Sebastiana, nie wiem czemu, ale wszędzie doszukuję się miłosnych powiązań i myślę, że ten chłopak nie tylko żałuje tego co kiedyś jej zrobił, ale również, teraz w innym czasie i miejscu, poczuł do niej coś więcej.
OdpowiedzUsuńMoże się powtarzam, ale ta chęć zemsty Leny, jest niezdrowa i trochę przesłania jej rzeczywistość, chociaż pewnie też byłabym wściekła na kogoś, kto mi podpadł w przeszłości.
historia-strazniczki.blogspot.com
Myślę, że dużo zależy od charakteru :) Lena postanowiła się w końcu zemścić.
UsuńŚwietny rozdział :* wy-stardoll.blogspot.com
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
Usuńnext next next pls ❤❤❤❤❤❤❤❤
OdpowiedzUsuńObiecuję, że postaram się napisać rozdział 8 jak najszybciej. Cieszę się, że się podoba:)
UsuńNominowałam Cię do LBA c:
OdpowiedzUsuńhttp://fantastyka-raja-kalpana.blogspot.com/p/nomy-do-lba.html?m=0
"Nieobecna myślami nawet nie podziękowała babci za śniadanie, które ta jej zrobiła na wynos, łapiąc nieprzytomnie torebkę z wałówką, po czym wybiegła spóźniona na tramwaj." - To zdanie mi jakoś nie brzmi.
OdpowiedzUsuńJezu, jakie ta Lena ma niegrzeczne i perwersyjne myśli. Powiedziałbym, że głodnemu chleb na myśli ;-)
Lena zapoczątkowała w szkole falę dowcipów i pojawienie się kilkoro żartownisiów. Zastanawiałem się dlaczego tak się stało i doszedłem do wniosku, że Seba w gim uderzał tylko w nią, a jej żarty w LO uderzają we wszystkich po troszku, albo w kilka osób jednocześnie. Poza tym w gim każdy wiedział, że to Seba dręczy biedną Lenkę i mu przyklaskiwali, wszyscy się z niej śmiali, a tutaj... tutaj trwa jakaś dziwna zabawa w podchody nie godna wieku tej młodzieży (są prawie dorośli, albo i dorośli, a zachowują się jak dzieci z początków podstawówki). Kukłę jednak rozumiem - tej wiedźmie akurat się należało. Zastanawiam się czy kiedyś opiszesz tutaj takiego prawdziwego nauczyciela z powołania, bo póki co to wszyscy zdaje się pomylili zawód. Nie wiem co dzieciaka może nauczyć 30 prac domowych i brak czasu na przyjemności, na dodatek jedynka za brak wykonania zadania (ważna jest wiedza, to czy umie wykonać się dane zadanie, a nie czy się je ma w zeszycie, bo równie dobrze można je przepisać). Chociaż ja bardzo nie lubię polskiego szkolnictwa (choć nie mam pewności czy gdzieś jest lepsze) - uważam po prostu, że od nauczania są nauczyciele, to im się za to płaci i niektórym się zwyczajnie pensja nie należy (na lekcji dwa zadania, do domu ponad dziesięć), rodzice, którzy są zmuszeni pomagać dziecku w pracach domowych, w ogóle prace domowe to absurd, czy też wynajmowanie korepetytora by dziecko w ogóle przeszło do następnej klasy (co innego by poprawiło wyniki). Ja zawsze uważałem, że nie możliwe jest by 3/4 klasy miało jedynki niemal z każdego sprawdzianu na jednym przedmiocie - to świadczy nie o nieuctwie tych dzieciaków, a o braku zdolności belfra do nauczania. Choć nauczyciele też mają utrudnione zadanie - niedojrzała, rozpuszczona, albo pozostawiona sama sobie młodzież, oraz dzieci, klasy powyżej 20 osób każda, 45 minut lekcji, z czego 5 odchodzi na sprawdzenie obecności, a czasami kolejne 10 na uciszenie błaznów klasowych.
Lubię Krystiana - ma chłopak poukładane w głowie, choć życie go nie rozpieszczało. Z drugiej strony jednak patrząc może to i lepiej, bo dzięki temu jest zaradny, pracowity, zna wartość pieniądza i gdy w przyszłości założy rodzinę na pewno będzie chciał podołać i ją utrzymać, zapewnić jej jakiś byt (może nie jakieś duże bogactwo, ale choćby przeciętność). Ja zawsze jak widzę taką młodzież to mam wizję tak zwanych "wpadek" i o ile Krystiana widziałbym w roli młodego ojca, o tyle Sebastiana. Lenkę czy tę kuzynkę Marty nie widziałbym w roli rodziców. Oczywiście nie wiem czy tak daleko pociągniesz to opowiadanie by pokazać nam dorosłość bohaterów - taką już po szkolę, albo po kilku latach od jej ukończenia.
Co do tematu zdrady, to chyba jestem bardzo staroświecki w poglądach - ślub, czy też związek (nie mowa o chodzeniu za rączkę od tygodnia, a o takim poważnym długotrwałym związku ze wspólnymi planami, wspólnym seksem) zobowiązuje do wierności i skoku w bok moim zdaniem się nie wybacza. Z resztą w ogóle zdrady się nie wybacza, nawet kumpelskiej, czy zdrady przyjaciela, a co dopiero wybaczyć skok w bok kobiecie/mężczyźnie której/którego było się pewnym/pewną... Jak dla mnie nie ma takiej opcji i na zdradę nie ma usprawiedliwienia, choć z tego co wiem z doświadczenia to większość mężczyzn będących w długotrwałych związkach, a nawet małżeństwach zdradza notorycznie (może nie często, ale w miarę regularnie) uważając, że mężczyzna nie jest monogamiczny (naprawdę spotkałem się aż nader często z taką teorią).
UsuńNagle przyszło mi na myśl, że może Seba się zmienił i to nie tylko dlatego, że bronił Lenkę, ale przede wszystkim dlatego, że zadawał się z Krystianem i nie poniżał go, nie przeszkadzało mu, że chłopak był biedniejszy i pochodził z takiej rodziny jakiej pochodził. We wspomnieniach Leny o Sebie z gimnazjum wynikało, że dla chłopaka najważniejsze były modne ubrania i drogie gadżety, którymi mógłby się chwalić i imponować rówieśnikom, a teraz... teraz w jego zachowaniu nie ma ni cienia tamtych zachowań. Zastanawiam się co wywołało u niego taką "resocjalizację".
Bardzo miło, że Lewis obronił Lenkę, że się za nią wstawił, ale jeden dobry uczynek nie wymażę tylu cierpień ile jej dostarczył, a był tego cały ogrom. Poza tym on nadal nie przyznał się przed Leną, a pewnie też nawet nie przyznał się przed samym sobą, że żałuje.
Pozdrawiam i czekam na kolejny ;-)
Super, dziękuję za obszerny komentarz. Lewis na pewno zmienił się, ale jak bardzo tego dowiecie się w swoim czasie.
UsuńJa również lubię Krystiana :)
Co do nauczycieli, no cóż, niewielu jest niestety nauczycieli z powołaniem... Ale może wkrótce taki się pojawi.
Jestem oczarowana Twoim opowiadaniem Nemezis - właśnie skończyłam je czytać. Piszesz cudownie, czuję, jakbym czytała jakąś wydaną ksuążkę. Masz fantastyczne opisy wewnętrznych zmagań bohaterki - Lena naprawdę dobrze robi wypowiadając wojnę Sebastianowi! Oby tylko nie okazało się, że stanie się taka sama jak on. Zresztą mi się wydaje, że Sebastian mimo wszystko się zmieni, albo już się zmienił.
OdpowiedzUsuńNaprawdę bardzo profesjonalnie piszesz i jeśli tylko będziesz miała czas możesz zajrzeć do mnie na opowiadanie fantasy i wprawnym okiem ocenić jak piszę ;)
Pozdrawiam i czekam na następny rozdział
Igrająca ze Śmiercią
igraniezesmiercia.blogspot.com
Dziękuję za ciepłe słowa.
UsuńByłam na Twoim blogu, piszesz bardzo dobrze, opowiadanie bardzo mi się podoba. Opisałam zresztą moje odczucia w komentarzu :)
Nadrobiłam wszystkie rozdziały Nemezis i po prostu się zakochałam :D
OdpowiedzUsuńJuż nie moge się doczekać kolejnego rozdziału ;D
Coraz bardziej jestem ciekawa do czego posunie się jeszcze Lena ;D
Z początku Sebastian mnie irytował, ale to jak powiedział " ona jest ze mną " to no zrobiło się ciekawie ! :D
Weny ! :*
http://coraciemnosci.blogspot.com/
Bardzo się cieszę, dziękuję za komentarz.
UsuńGdy tylko znajdę chwilkę zajrzę do Ciebie :)
Przeczytałam nie tylko rozdział, ale też komentarze poniżej. Podziwiam tych co mieli aż tyle do powiedzenia, choć o twoim opowiadaniu trudno nie mieć czegoś do powiedzenia, bo nie dość, że doskonale napisane, poprawnie i po polsku, to jeszcze historia na tyle ciekawa, że chce się ją chłonąć i co najważniejsze oryginalna, a nie powielająca schematy, które na blogach są już znane. Podoba mi się też, że osadziłaś ją w Polsce, przez co jest mi bliższa i lepiej mi jest sobie wyobrażać życie uczniów takiej szkoły. Fajnie też, że nie popłynęłaś, a przedstawiłaś takie typowa Polskie realia, portfele i zapracowania. Co jednak ważniejsze historia dotyczy takiego tematu, który wzbudza emocje, więc ciężko jest milczeć, gdy się coś takiego czyta i gdyby twoje opowiadanie było wydane w postaci książki, to zapewne już po kilku rozdziałach chciałabym się podzielić z kimś swoimi odczuciami i sobie o niej podyskutować, a to chyba dobrze.
OdpowiedzUsuńZaimponował mi Krystian, lubię go i całkiem możliwe, że to on ma taki pozytywny i zbawienny wpływ na Sebastiana.
sie-nie-zdarza.blogspot.com
prawdziwa-legenda.blogspot.com
Krystian jest też jedną z moich ulubionych postaci :)
Usuń