ZAKAMARKI REZYDENCJI
Dagmara wyjrzała
z pokoju na korytarz, nasłuchując uważnie czy nikt nie idzie. Kasper musiał być
w swoim pokoju a i babcia wciąż była nieobecna, toteż przy zejściu ze schodów
na parter, nie napotkała żadnych trudności.
Problem pojawił się, gdy stanęła w
holu, nieporadnie rozglądając się gdzie iść teraz. Chciała dostać się do owego
miejsca, o którym to pisała Wiktoria, wierząc, iż jeśli do niego dotrze, to
miejsce da jej szansę na poznanie świata, do którego wkroczyła z chwilą gdy
zamieszkała w rezydencji. Niestety, według Wiktorii nie było to proste zadanie;
miały je komplikować rzekome tunele pod włościami babci. Rudowłosa niestety nie
udzieliła wielu pomocnych wskazówek skoro sama została zaprowadzona na
wyznaczone miejsce.
Dagmara wstąpiła do kuchni, przez
chwilę rozważając, czy zostawić Kasprowi pisemną wiadomość gdzie zamierza się
udać. Jednak im dłużej o tym myślała, tym więcej napotkała wątpliwości co
miałaby napisać. Przecież sama nie była pewna czy będzie w stanie znaleźć
wejście do tunelu. Tak naprawdę, to mogło okazać się, iż wcale tuneli nie było,
jakoś ciężko sobie wyobrazić dziesiątki tuneli i do tego jeszcze pomieszczenie
sto metrów pod ziemią.
Uśmiechnęła się z irracjonalnego
pomysłu znalezienia komnaty, która miałaby udzielić odpowiedzi na wszystkie jej
pytania. Ale choć w duchu się z siebie podśmiewywała, postanowiła spróbować. Od
razu wyeliminowała pomysł, jakoby komnata była na górze. Wierząc Wiktorii,
która jednoznacznie sugerowała dół, Dagmara poczęła szukać jakiegoś schowku
bądź piwnicy.
Jako, że rezydencja składała się z
dwóch obiektów budowlanych obrała taktykę przeczesania jednego budynku po czym
przeszła do następnego. Będąc jeszcze w pokoju, parę razy przeczytała tę część
wypowiedzi pisemnej, w której rudowłosa napomyka o tajemniczym pomieszczeniu.
Najbardziej skupiła się na części dotyczącej wejścia, które to miało zacząć się
gdy ktoś ujrzy Wenus.
Tylko
jak ujrzy? – pomyślała trzeźwo, bezowocnie przeszukując podejrzane miejsca. Właśnie weszła na klatkę
schodową, gdzie babcia wygospodarowała miejsce na konfitury, dżemy i nalewki
domowej roboty. Nawet zdjęła parę słoików z półek, łudząc się, iż chowały one
tajne przejście. Niestety, trudno podejrzewać ścianę o ukrywanie czegokolwiek,
skoro to tylko przegroda dzieląca pomieszczenia.
Wycofała się z jednej części
rezydencji, spoglądając na dziedziniec prowadzący do kolejnej. Coś ją tchnęło,
może to właśnie pod nim mieściły się tunele?
Wyszła na zewnątrz, z
zainteresowaniem przyglądając się brukowanej kostce wyłożonej na całej długości
dziedzińca pomiędzy budynkami. Obeszła również wokoło fontannę, która tryskała
żywo wodą z postumentu, na którym stała dumnie goła kobieta.
Kobieta… Dagmara podeszła bliżej.
Czy to możliwe, aby owa kobieta symbolizowała Wenus? Czy to możliwe, aby to
było wejście do sekretnych tuneli?
Raz jeszcze obeszła fontannę
dookoła. Nic nie wskazywało na to, by wejście zaraz miało otworzyć się; dotykając
różnych części fontanny też nic nie zdziałała. Zrezygnowana, udała się do
pierwszej części rezydencji, która znajdowała się z przodu domu.
Ku jej rozpaczy, tam, podobnie jak i
na dziedzińcu, nie znalazła żadnej poszlaki; ani jednej wskazówki jaka mogłaby
jej pomóc rozwikłać ukryte wejście. Wyszła z rezydencji podłamana na duchu.
Choć zakładała, iż wejście mogło wcale nie istnieć, wiedza o tym fakcie
spowodowała, że poczuła się lekko oszukana i zawiedziona.
Usiadła na werandzie na krótką
chwilę. Nie miała ze sobą żadnych ciepłych ubrań – wyszła jak stała, dlatego już
po dwóch minutach poczuła jak zaczyna jej się robić zimno.
Spojrzała w bok na wielką altanę.
Przez moment jej myśli skierowały się na nią, zastanawiając nad celem, któremu służyła.
Nie widziała przecież żeby z altany ktokolwiek, kiedykolwiek korzystał. Powędrowała
w jej kierunku żwirowym szlakiem.
Jak to już kiedyś stwierdziła,
obiekt był osobliwy z tym jego niedokończonym dachem i wielkim kominem
rozciągniętym od dołu aż na parę metrów wzwyż. Obok niego leżało co prawda
trochę drewna, jednak jego ilość mogła posłużyć jedynie do rozpałki, z całą
pewnością nie starczyłoby go na ognisko. Podeszła bliżej, balansując pomiędzy
dotykaniem każdej z osobna części komina a odejściem z powrotem do rezydencji…
I wtem, coś przyciągnęło jej wzrok. Na ścianie równoległej z kominem widniał
malutki symbol. Dagmara wspięła się na palce, przybliżając jak najbliżej znaku.
Składał się on z dwóch części – okręgu i przytwierdzonego do niego plusa.
Jej serce załomotało z emocji.
To
symbol Wenus – pomyślała, przeczesując dalej komin w poszukiwaniu
sekretnego wejścia. Szybko przywołała w pamięci dokładne słowa opisujące go: Samego wejścia chronią dziesiątki tuneli,
każdy łudząco podobny do tego poprzedniego. Pierwszy z nich zaczyna się
ujrzawszy Wenus, to po nim można poznać początek, Mars przeciwnie zaś wskazuje
ich kres. Niestety nic, oprócz
samego symbolu nie wskazywało na wejście do tunelu. Jeszcze raz dała szansę
znakowi wpatrując się w niego natarczywie, jakby oczekiwała, że zaraz przemówi
i zdradzi jej jak dostać się do środka. O ile istniał tunel, musiał być uparty,
nie dając jej żadnych wskazówek, co uczynić.
Dotknęła ręką miejsce, w którym
został narysowany znak. Obrysowała go opuszkiem palca, czekając czy coś się
wydarzy. Cisza, której stanęła twarzą w twarz była nie do zniesienia. Ostatkiem
jej granic wytrzymałości przyjrzała się kominowi, a ściślej ujmując jego
czerwonej cegle, na której to ze zdziwieniem odkryła analogiczny znak, co na
ścianie. Dopiero po chwili dotarło do niej, że znak znajdował się dokładnie
naprzeciw symbolu ze ściany. Tyle, że ten znak nie był namalowany farbą, kredą,
czy został wyryty w ścianie. Przylegał do cegły a składał się z okręgu, który
to był guzikiem oraz wypukłego plusa, który również mógł posłużyć za przycisk.
Nie wiedziała, czego dotknąć,
dlatego przycisnęła zarówno koło jak i plus naraz. Usłyszała jakiś szelest,
potem jeszcze jakiś chrobot i na tym ustało. Nic więcej się nie poruszyło, już
nic się nie wydarzyło.
Nie była zawiedziona, poczuła nawet
odrobinę ulgi. Ale nie takiej, którą się czuje, bo ominęło ją coś strasznego,
coś, czego nie znała; ulgę, że zrobiła wszystko co mogła. Zrobiła wszystko co
było w jej mocy, by odnaleźć sekret. To, iż okazał się nieprawdą nie mogło ją
zaskoczyć, skoro nie do końca wierzyła w jego rzetelność. Miejsce, które
miałoby odpowiedzieć na wszystkie jej pytania… Takiego miejsca nie było.
Odwróciła się na pięcie, śpiesząc do
rezydencji. Było jej zimno, ale kiedy tylko przekroczyła róg altany, ziemia
zadrżała. Najpierw raz i mało intensywnie. Potem drgania się wzmogły na tyle,
iż upadła, przewracając się na śnieg. Miała wrażenie, iż nagle nastąpiło
trzęsienie ziemi, jednak kiedy tylko przekręciła się na bok dostrzegła
nieruchomą rezydencję. To nie świat się trząsł, tylko grunt wokół altany.
Na czworakach przeszła do przodu,
choć trzęsienie bardzo jej w tym przeszkadzało. Przeszło jej nawet przez myśl,
iż lada moment runie na nią dach, że nie wytrzyma tej siły, jednak altana
wydawała się być odporna na wstrząsy. Komin zaczął się przesuwać, choć wpierw
sądziła, że to tylko jej błędnik ją myli, kompletnie zatracając równowagę.
Komin odchodził w bok, coraz bardziej stykając się z prostopadłą do siebie
ścianą. Odsłonił jakąś wnękę. Zawahała się.
Teraz, kiedy już miała przed sobą
możliwość wejścia, zaczęła zastanawiać się nad słusznością swojego pomysłu
wkroczenia w nieznane. Rozważyła nawet pomysł powrotu do rezydencji, kiedy
nagle drgania przeszły w jeszcze większą siłę, wsysając ją do środka wnęki.
Odruchowo zaczęła się przed tym bronić, łapiąc za kawałek uschniętej trawy
wewnątrz altany.
Krzyknęła, ale oczywiście nikt jej
nie usłyszał. Jakaś siła wpychała ją do środka, siła, która nie chciała
odpuścić. Zamknęła oczy, czując jak ziemia dalej walczy. Policzyła do trzech,
zwalniając uścisk. Poddała się tej sile.
Poczuła powiew powietrza, sensacje w
żołądku i smak swojej krwi w ustach. A potem nie czuła już nic.
Obudziła się na zimnej posadzce.
Bolało ją w środku i miała mdłości spowodowane upadkiem z wysoka. Krwawiła jej
też odrobinę warga, po tym jak ją sobie przygryzła. Wstała z trudem, nie
dowierzając, że wciąż żyje. Wierząc pamiętnikowi Wiktorii, właśnie spadła ze
stu metrów.
Spojrzała w górę. Nie widziała
żadnego światła. Wyraźnie widziała za to rozpościerający się ciasny, ciemny
tunel przed nią choć to przeczyło prawom logiki.
Długi korytarz, który
najprawdopodobniej łączył się z innymi był jedyną możliwą opcją do wybrania
dlatego długo nie zastanawiając się, wkroczyła do niego. Musiała przyznać, iż
nie było to wygodne. Jej głowa niemal stykała się z sufitem, a kiedy potykając
się dotykała ścian, wyczuła na dłoniach stęchłą wilgoć. Po paru minutach
bezmyślnego błądzenia, tak jak się tego spodziewała, nastąpiło rozwidlenie.
Mogła wybrać drogę. Obrała tunel na jej lewo, gdyż był on jeszcze ciaśniejszy od
poprzedniego. Nikt o zdrowych zmysłach by go nie wybrał. A ona miała cel,
musiała znaleźć dębowe drzwi bez klamki i modlić się by jakimś cudem otworzyły się.
Cudowny
plan – zganiła siebie w myślach, dopiero teraz powątpiewając, że cokolwiek zdoła
jej się tu zdziałać. Miała przy sobie telefon, dlatego od samego początku
postanowiła pisać notatkę w komórce, gdzie skręcała, tak, by w razie problemów
mogła w każdej chwili wrócić z powrotem. Telefon posługiwał jej też za latarkę,
rozświetlając drogę. Przez moment włączyła sobie nawet muzykę, by zagłuszyć tę
wszechogarniającą ciszę, jednak zauważyła, iż komórka za szybko rozładowywała
się, dlatego zrezygnowała z tej funkcji, pozostając przy samej latarce i
tworzonej przez nią mapce.
Przeszła do trzeciego tunelu,
nareszcie bardziej przestronnego, gdzie mogła się wyprostować. Odetchnęła z
ulgą, robiąc o tym uwagę w telefonie:
- Na wprost, obszerny T – zapisała
skrótowo.
W momencie, kiedy chowała komórkę,
jej uwagę przyciągnął hałas. Dobiegał on skądś za nią, przez co jej serce
zadudniło zatrwożone. Słyszała piski, nie jeden, ale kilkanaście pisków
jednocześnie, piski, które kiedyś już słyszała, bo jej koleżanka z byłej szkoły
posiadała owe zwierzęta. Wiedziała, że to szczury wydają takie piski, szczury,
które oczekiwały bólu, które uciekały, by tego bólu nie doznać.
Rzuciła się do ucieczki, biegnąc
przez tunel by czym prędzej skręcić i uniknąć konfrontacji z chmarą gryzoni.
Wiedziała, że szczury bywały niebezpieczne, nie tylko ze względu na przenoszone
przez nie choroby. Gdyby napotkały jakąś przeszkodę w jej postaci mogłyby ją po
prostu zaatakować.
Dobiegła do rozwidlenia drogi, gdy
je ujrzała. Biegły piszcząc z tunelu, gdzie jeszcze chwilę temu była ona.
Przed nią rozpościerały się cztery
tunele. Długo nie zastanawiając się skręciła w ten najbardziej na prawo.
Niestety chwilę później zauważyła, iż parę szczurów również obrało jej tunel.
Nie miała już tchu, musiała na chwilę zatrzymać się. Zwolniła, szczury zaczęły
ją doganiać. Spojrzała w tył, parę z nich wbiło się w nią, jakby nie oczekując,
że się zatrzyma. Może i któryś ją ugryzł, bo poczuła pieczenie w kostce ale
większość gryzoni pobiegło dalej, w ogóle nie zwracając na nią uwagi. To ją
zmartwiło. Szczury uchodziły za mądre zwierzęta, które wykrywały
niebezpieczeństwo szybciej niż człowiek. Czego zatem się obawiały?
Ruszyła dalej przed siebie
oddychając z trudnością. Miała wrażenie, że przez to, iż zagłębiała się coraz
dalej, powietrze zrobiło się gęstsze. Wyciągnęła komórkę zapisując drogę.
Ten tunel nie był długi a u jego
końca znalazła kolejny, tak ciasny i niski, jakby ktoś skonstruował go specjalnie
dla karłów. Nie miała wyboru; jeśli nie chciała wracać musiała i do niego
wejść. Wkładając telefon schyliła się, tak, iż szła niemal cały czas kucając.
Znów coś usłyszała, ale tym razem nie były to piski. Był to szum wody. Po
chwili poczuła zimny strumień, kiedy wdarł się do tunelu zalewając jej
trzewiki. Obejrzała się w tył, miarkując czy nie lepiej się stąd wycofać do
owego rozwidlenia, które to widziała uciekając przed szczurami. Ale nie zdążyła
nawet poczynić jakichkolwiek prób, gdy przybyło jeszcze więcej wody, która
zapełniła już połowę niskiego tunelu. Na szczęście zdążyła uratować telefon
przed zalaniem wyciągając rękę ku górze. Znowu ogarnął ją strach. Jeśli wody
będzie coraz więcej przybywać, wkrótce zapełni cały tunel a jej braknie
powietrza. Przyśpieszyła o ile tylko pozwalała jej na to kondycja, podświadomie
czując, iż najgorszy scenariusz zaraz się ziści. Brnęła do przodu, nasłuchując
czy woda ma gdzieś ujście. Niestety, nic takiego nie słyszała.
Przez dwie minuty stan wody nie
podnosił się, dlatego uwierzyła, iż zaraz się stąd wydostanie. W końcu
dotychczas każdy tunel miał gdzieś swój koniec.
I nagle poczuła lodowatą falę wody,
która uderzyła w nią, zalewając trzy czwarte tunelu. Stan wody osiągnął
krytyczny punkt. Gorączkowo zaczęła wypatrywać rozwidlenia. Woda sięgała jej
już do szyi. Trzeźwo myśląc zaobserwowała, iż woda dokądś zmierza, gdyż
wyraźnie czuła nurt. Poddała się trochę tej wodzie, próbując tylko trzymać
głowę wysoko w górze oraz prawą rękę, która chroniła komórkę przed wodą.
Nie
chcę tu zginąć – pomyślała w akcie desperacji, gdy woda zaczęła powoli
dotykać jej ust. Dlaczego Wiktoria o tym
nie ostrzegała? – zadawała sobie pytania, choć wiedziała, iż były one
bezpodstawne. Wiktoria bowiem była tu w towarzystwie jej babci, która zapewne
wiedziała jak uniknąć pułapek i wiedziała jak dostać się do poszukiwanego
pokoju bezpośrednio, bez uprzedniego błądzenia.
Nie miała już siły trzymać w górze
komórki. Nie mogła też nikogo powiadomić, że zaraz umrze, bo telefon nie miał
tutaj zasięgu. Mogła co najwyżej spróbować napisać smsa do taty, tak, by
ludzie, którzy ją tu znajdą zobaczyli jej wpis. Ale czy ktokolwiek byłby w
stanie ją znaleźć?
Zrobiła głęboki wdech, gdy woda
dotknęła sufitu. Przez parę sekund płynęła wraz z nurtem, ale szybko straciła
wiarę, iż uda jej się przetrwać. I kiedy już krztusiła się z braku tlenu,
zobaczyła koniec. Nie było to światło, raczej lekko jaśniejszy obszar jakieś
dwadzieścia metrów od niej. To na pewno był koniec tunelu, bo woda zaraz
zaczęła opadać. Wciągnęła zatem łapczywie powietrze, nigdy w życiu nie łaknąc
go tak jak teraz.
Nurt wody przyśpieszył, niczym na
zjeżdżalni w basenie. Właściwie, to wszystko potoczyło się niczym na
zjeżdżalni. Dagmara dotarła do końca tunelu. Wraz z wodą wpadła do największego
jak dotąd rozwidlenia, przypominającego mały zbiornik wodny. Na szczęście woda,
która tu się znajdowała, zneutralizowała upadek, tak, iż prawie go nie odczuła.
Wstała; tym razem woda sięgała jej
do dekoltu, ale nie podnosiła się. To gdzie znajdowała się obecnie przypominało
jej okrągły basen. Wciąż lekko nieprzytomna wdrapała się na mur, który oddzielał
wodę od wejść do kolejnych tuneli.
Spojrzała w kurczowo zaciśniętą
dłoń, gdzie spoczywała zalana wodą komórka. Wyświetlacz nie działał, podobnie
jak klawisze. Złapała się za głowę, zastanawiając jak ma teraz wrócić. Nie
dość, że nie da rady wspiąć się po ścianie, by dostać się do malutkiego tunelu,
to jeszcze nie byłaby pewna, czy umiałaby całą drogę odtworzyć z pamięci.
To wszystko nie miałoby zresztą
sensu. Powrót nie miał sensu. Tunele musiały zostać zaprojektowane tak, aby
uniemożliwić śmiałkowi powrót.
W tym momencie zdała sobie sprawę
jak wielki błąd uczyniła, szukając wejścia. Jaka była głupia sądząc, że pozna
sekret na własną rękę. Bo jeżeli magia rzeczywiście istniała, to czyż magia nie
będzie bronić się przed intruzami?
Mimo, że rozdział był bez dialogów wcale nie był nudny. Wręcz przeciwnie. Ciekawy i trzymający w napięciu. Jestem pewna, że Dagmara przeżyje a moja główka wypaczona miłością bohatetów z powieści podsuwa mi, iż osobąją ją ratującą będzie... Alan? ;>
OdpowiedzUsuńCudownie, jak zawsze zresztą, się czytało c:
Każdy kolejny wpis zaczyna coraz bardziej intrygować, wciągać w swój/Twój świat :3
Nie mogę się doczekać następnego ;)
Ile planujesz rozdziałów?
Pozdrawiam i weny c:
fantastyka-raja-kalpana.blogspot.com
Rozdziałów będzie dużo, minimum 30, bliżej 40. Mam nadzieję, że wytrwasz do końca, będzie coraz ciekawiej :)
UsuńDziękuję :)
OdpowiedzUsuńDagmara bywa czasami bardzo głupia :) Ciekawa jestem czy coś znajdzie gdy już wydostanie się z tych tuneli, bo zakładam, że główną bohaterkę nie uśmiercisz :P
OdpowiedzUsuńNigdy nic nie wiadomo :)
UsuńAle krótki! Chyba najkrótszy rozdział tego opowiadania, prawda? - No dobra, już nie marudzę, tylko zabieram się za czytanie xD
OdpowiedzUsuń"Ne miała na sobie" - "Nie"
upadek ze 100 metrów - to musiało boleć (współczuje jej).
Ja bym tam nie łaził po takich tunelach w obawie, że się zgubię, w końcu co da takie zapisywanie, gdy się ściany poprzesuwają, przecież tam niektóre rzeczy zmieniają swoje stałe miejsca. Ciekawe czy tam jest w ogóle zasięg. Jeszcze szczury - o Boże, jak ja nie lubię tych zwierzaków, brzydzę się ich, ale biec należy za szczurami, bo one zawsze znajdą wyjście, choćby z tonącego statku, a przynajmniej tak słyszałem.
Podziwiam odwagę tej dziewczyny - samotna podróż po takich labiryntach, w asyście strumienia wody i gromady szczurów.
No i miałem racje, zasięgu brak. Jeszcze marnowała czas na pisanie gdzie skręca, a telefon się popsujał, no biedna dziewczynka. A tak poważnie to jest nierozsądna, nieodpowiedzialna i głupia... jej postępowanie, narażanie się było zwyczajnie głupie. Takiej to chyba nikt i nic do rozumu nie przemówi, no normalnie pozostaje ją tylko przez kolano przełożyć (to tak żartobliwie było pisane, choć bym jej nie współczuł jakby coś takiego ją spotkało).
Faktycznie jakiś taki krótki mi wyszedł ten rozdział, dzięki za literówkę - już poprawiłam :)
Usuń