piątek, 29 maja 2015

Lamiae: Rozdział 15

ZAKAMARKI REZYDENCJI


Dagmara wyjrzała z pokoju na korytarz, nasłuchując uważnie czy nikt nie idzie. Kasper musiał być w swoim pokoju a i babcia wciąż była nieobecna, toteż przy zejściu ze schodów na parter, nie napotkała żadnych trudności.
            Problem pojawił się, gdy stanęła w holu, nieporadnie rozglądając się gdzie iść teraz. Chciała dostać się do owego miejsca, o którym to pisała Wiktoria, wierząc, iż jeśli do niego dotrze, to miejsce da jej szansę na poznanie świata, do którego wkroczyła z chwilą gdy zamieszkała w rezydencji. Niestety, według Wiktorii nie było to proste zadanie; miały je komplikować rzekome tunele pod włościami babci. Rudowłosa niestety nie udzieliła wielu pomocnych wskazówek skoro sama została zaprowadzona na wyznaczone miejsce.
            Dagmara wstąpiła do kuchni, przez chwilę rozważając, czy zostawić Kasprowi pisemną wiadomość gdzie zamierza się udać. Jednak im dłużej o tym myślała, tym więcej napotkała wątpliwości co miałaby napisać. Przecież sama nie była pewna czy będzie w stanie znaleźć wejście do tunelu. Tak naprawdę, to mogło okazać się, iż wcale tuneli nie było, jakoś ciężko sobie wyobrazić dziesiątki tuneli i do tego jeszcze pomieszczenie sto metrów pod ziemią.
            Uśmiechnęła się z irracjonalnego pomysłu znalezienia komnaty, która miałaby udzielić odpowiedzi na wszystkie jej pytania. Ale choć w duchu się z siebie podśmiewywała, postanowiła spróbować. Od razu wyeliminowała pomysł, jakoby komnata była na górze. Wierząc Wiktorii, która jednoznacznie sugerowała dół, Dagmara poczęła szukać jakiegoś schowku bądź piwnicy.
            Jako, że rezydencja składała się z dwóch obiektów budowlanych obrała taktykę przeczesania jednego budynku po czym przeszła do następnego. Będąc jeszcze w pokoju, parę razy przeczytała tę część wypowiedzi pisemnej, w której rudowłosa napomyka o tajemniczym pomieszczeniu. Najbardziej skupiła się na części dotyczącej wejścia, które to miało zacząć się gdy ktoś ujrzy Wenus.
            Tylko jak ujrzy? – pomyślała trzeźwo, bezowocnie przeszukując podejrzane miejsca. Właśnie weszła na klatkę schodową, gdzie babcia wygospodarowała miejsce na konfitury, dżemy i nalewki domowej roboty. Nawet zdjęła parę słoików z półek, łudząc się, iż chowały one tajne przejście. Niestety, trudno podejrzewać ścianę o ukrywanie czegokolwiek, skoro to tylko przegroda dzieląca pomieszczenia.
            Wycofała się z jednej części rezydencji, spoglądając na dziedziniec prowadzący do kolejnej. Coś ją tchnęło, może to właśnie pod nim mieściły się tunele?
            Wyszła na zewnątrz, z zainteresowaniem przyglądając się brukowanej kostce wyłożonej na całej długości dziedzińca pomiędzy budynkami. Obeszła również wokoło fontannę, która tryskała żywo wodą z postumentu, na którym stała dumnie goła kobieta.
            Kobieta… Dagmara podeszła bliżej. Czy to możliwe, aby owa kobieta symbolizowała Wenus? Czy to możliwe, aby to było wejście do sekretnych tuneli?
            Raz jeszcze obeszła fontannę dookoła. Nic nie wskazywało na to, by wejście zaraz miało otworzyć się; dotykając różnych części fontanny też nic nie zdziałała. Zrezygnowana, udała się do pierwszej części rezydencji, która znajdowała się z przodu domu. 
            Ku jej rozpaczy, tam, podobnie jak i na dziedzińcu, nie znalazła żadnej poszlaki; ani jednej wskazówki jaka mogłaby jej pomóc rozwikłać ukryte wejście. Wyszła z rezydencji podłamana na duchu. Choć zakładała, iż wejście mogło wcale nie istnieć, wiedza o tym fakcie spowodowała, że poczuła się lekko oszukana i zawiedziona.
            Usiadła na werandzie na krótką chwilę. Nie miała ze sobą żadnych ciepłych ubrań – wyszła jak stała, dlatego już po dwóch minutach poczuła jak zaczyna jej się robić zimno.
            Spojrzała w bok na wielką altanę. Przez moment jej myśli skierowały się na nią, zastanawiając nad celem, któremu służyła. Nie widziała przecież żeby z altany ktokolwiek, kiedykolwiek korzystał. Powędrowała w jej kierunku żwirowym szlakiem.
            Jak to już kiedyś stwierdziła, obiekt był osobliwy z tym jego niedokończonym dachem i wielkim kominem rozciągniętym od dołu aż na parę metrów wzwyż. Obok niego leżało co prawda trochę drewna, jednak jego ilość mogła posłużyć jedynie do rozpałki, z całą pewnością nie starczyłoby go na ognisko. Podeszła bliżej, balansując pomiędzy dotykaniem każdej z osobna części komina a odejściem z powrotem do rezydencji… I wtem, coś przyciągnęło jej wzrok. Na ścianie równoległej z kominem widniał malutki symbol. Dagmara wspięła się na palce, przybliżając jak najbliżej znaku. Składał się on z dwóch części – okręgu i przytwierdzonego do niego plusa.
            Jej serce załomotało z emocji.
            To symbol Wenus – pomyślała, przeczesując dalej komin w poszukiwaniu sekretnego wejścia. Szybko przywołała w pamięci dokładne słowa opisujące go: Samego wejścia chronią dziesiątki tuneli, każdy łudząco podobny do tego poprzedniego. Pierwszy z nich zaczyna się ujrzawszy Wenus, to po nim można poznać początek, Mars przeciwnie zaś wskazuje ich kres.      Niestety nic, oprócz samego symbolu nie wskazywało na wejście do tunelu. Jeszcze raz dała szansę znakowi wpatrując się w niego natarczywie, jakby oczekiwała, że zaraz przemówi i zdradzi jej jak dostać się do środka. O ile istniał tunel, musiał być uparty, nie dając jej żadnych wskazówek, co uczynić.
            Dotknęła ręką miejsce, w którym został narysowany znak. Obrysowała go opuszkiem palca, czekając czy coś się wydarzy. Cisza, której stanęła twarzą w twarz była nie do zniesienia. Ostatkiem jej granic wytrzymałości przyjrzała się kominowi, a ściślej ujmując jego czerwonej cegle, na której to ze zdziwieniem odkryła analogiczny znak, co na ścianie. Dopiero po chwili dotarło do niej, że znak znajdował się dokładnie naprzeciw symbolu ze ściany. Tyle, że ten znak nie był namalowany farbą, kredą, czy został wyryty w ścianie. Przylegał do cegły a składał się z okręgu, który to był guzikiem oraz wypukłego plusa, który również mógł posłużyć za przycisk.
            Nie wiedziała, czego dotknąć, dlatego przycisnęła zarówno koło jak i plus naraz. Usłyszała jakiś szelest, potem jeszcze jakiś chrobot i na tym ustało. Nic więcej się nie poruszyło, już nic się nie wydarzyło.
            Nie była zawiedziona, poczuła nawet odrobinę ulgi. Ale nie takiej, którą się czuje, bo ominęło ją coś strasznego, coś, czego nie znała; ulgę, że zrobiła wszystko co mogła. Zrobiła wszystko co było w jej mocy, by odnaleźć sekret. To, iż okazał się nieprawdą nie mogło ją zaskoczyć, skoro nie do końca wierzyła w jego rzetelność. Miejsce, które miałoby odpowiedzieć na wszystkie jej pytania… Takiego miejsca nie było.
            Odwróciła się na pięcie, śpiesząc do rezydencji. Było jej zimno, ale kiedy tylko przekroczyła róg altany, ziemia zadrżała. Najpierw raz i mało intensywnie. Potem drgania się wzmogły na tyle, iż upadła, przewracając się na śnieg. Miała wrażenie, iż nagle nastąpiło trzęsienie ziemi, jednak kiedy tylko przekręciła się na bok dostrzegła nieruchomą rezydencję. To nie świat się trząsł, tylko grunt wokół altany.
            Na czworakach przeszła do przodu, choć trzęsienie bardzo jej w tym przeszkadzało. Przeszło jej nawet przez myśl, iż lada moment runie na nią dach, że nie wytrzyma tej siły, jednak altana wydawała się być odporna na wstrząsy. Komin zaczął się przesuwać, choć wpierw sądziła, że to tylko jej błędnik ją myli, kompletnie zatracając równowagę. Komin odchodził w bok, coraz bardziej stykając się z prostopadłą do siebie ścianą. Odsłonił jakąś wnękę. Zawahała się.  
            Teraz, kiedy już miała przed sobą możliwość wejścia, zaczęła zastanawiać się nad słusznością swojego pomysłu wkroczenia w nieznane. Rozważyła nawet pomysł powrotu do rezydencji, kiedy nagle drgania przeszły w jeszcze większą siłę, wsysając ją do środka wnęki. Odruchowo zaczęła się przed tym bronić, łapiąc za kawałek uschniętej trawy wewnątrz altany.
            Krzyknęła, ale oczywiście nikt jej nie usłyszał. Jakaś siła wpychała ją do środka, siła, która nie chciała odpuścić. Zamknęła oczy, czując jak ziemia dalej walczy. Policzyła do trzech, zwalniając uścisk. Poddała się tej sile.
            Poczuła powiew powietrza, sensacje w żołądku i smak swojej krwi w ustach. A potem nie czuła już nic.
            Obudziła się na zimnej posadzce. Bolało ją w środku i miała mdłości spowodowane upadkiem z wysoka. Krwawiła jej też odrobinę warga, po tym jak ją sobie przygryzła. Wstała z trudem, nie dowierzając, że wciąż żyje. Wierząc pamiętnikowi Wiktorii, właśnie spadła ze stu metrów.
            Spojrzała w górę. Nie widziała żadnego światła. Wyraźnie widziała za to rozpościerający się ciasny, ciemny tunel przed nią choć to przeczyło prawom logiki.
            Długi korytarz, który najprawdopodobniej łączył się z innymi był jedyną możliwą opcją do wybrania dlatego długo nie zastanawiając się, wkroczyła do niego. Musiała przyznać, iż nie było to wygodne. Jej głowa niemal stykała się z sufitem, a kiedy potykając się dotykała ścian, wyczuła na dłoniach stęchłą wilgoć. Po paru minutach bezmyślnego błądzenia, tak jak się tego spodziewała, nastąpiło rozwidlenie. Mogła wybrać drogę. Obrała tunel na jej lewo, gdyż był on jeszcze ciaśniejszy od poprzedniego. Nikt o zdrowych zmysłach by go nie wybrał. A ona miała cel, musiała znaleźć dębowe drzwi bez klamki i modlić się by jakimś cudem otworzyły się.
            Cudowny plan – zganiła siebie w myślach, dopiero teraz powątpiewając, że cokolwiek zdoła jej się tu zdziałać. Miała przy sobie telefon, dlatego od samego początku postanowiła pisać notatkę w komórce, gdzie skręcała, tak, by w razie problemów mogła w każdej chwili wrócić z powrotem. Telefon posługiwał jej też za latarkę, rozświetlając drogę. Przez moment włączyła sobie nawet muzykę, by zagłuszyć tę wszechogarniającą ciszę, jednak zauważyła, iż komórka za szybko rozładowywała się, dlatego zrezygnowała z tej funkcji, pozostając przy samej latarce i tworzonej przez nią mapce.
            Przeszła do trzeciego tunelu, nareszcie bardziej przestronnego, gdzie mogła się wyprostować. Odetchnęła z ulgą, robiąc o tym uwagę w telefonie:
            - Na wprost, obszerny T – zapisała skrótowo.
            W momencie, kiedy chowała komórkę, jej uwagę przyciągnął hałas. Dobiegał on skądś za nią, przez co jej serce zadudniło zatrwożone. Słyszała piski, nie jeden, ale kilkanaście pisków jednocześnie, piski, które kiedyś już słyszała, bo jej koleżanka z byłej szkoły posiadała owe zwierzęta. Wiedziała, że to szczury wydają takie piski, szczury, które oczekiwały bólu, które uciekały, by tego bólu nie doznać.
            Rzuciła się do ucieczki, biegnąc przez tunel by czym prędzej skręcić i uniknąć konfrontacji z chmarą gryzoni. Wiedziała, że szczury bywały niebezpieczne, nie tylko ze względu na przenoszone przez nie choroby. Gdyby napotkały jakąś przeszkodę w jej postaci mogłyby ją po prostu zaatakować.
            Dobiegła do rozwidlenia drogi, gdy je ujrzała. Biegły piszcząc z tunelu, gdzie jeszcze chwilę temu była ona.
            Przed nią rozpościerały się cztery tunele. Długo nie zastanawiając się skręciła w ten najbardziej na prawo. Niestety chwilę później zauważyła, iż parę szczurów również obrało jej tunel. Nie miała już tchu, musiała na chwilę zatrzymać się. Zwolniła, szczury zaczęły ją doganiać. Spojrzała w tył, parę z nich wbiło się w nią, jakby nie oczekując, że się zatrzyma. Może i któryś ją ugryzł, bo poczuła pieczenie w kostce ale większość gryzoni pobiegło dalej, w ogóle nie zwracając na nią uwagi. To ją zmartwiło. Szczury uchodziły za mądre zwierzęta, które wykrywały niebezpieczeństwo szybciej niż człowiek. Czego zatem się obawiały?
            Ruszyła dalej przed siebie oddychając z trudnością. Miała wrażenie, że przez to, iż zagłębiała się coraz dalej, powietrze zrobiło się gęstsze. Wyciągnęła komórkę zapisując drogę.
            Ten tunel nie był długi a u jego końca znalazła kolejny, tak ciasny i niski, jakby ktoś skonstruował go specjalnie dla karłów. Nie miała wyboru; jeśli nie chciała wracać musiała i do niego wejść. Wkładając telefon schyliła się, tak, iż szła niemal cały czas kucając. Znów coś usłyszała, ale tym razem nie były to piski. Był to szum wody. Po chwili poczuła zimny strumień, kiedy wdarł się do tunelu zalewając jej trzewiki. Obejrzała się w tył, miarkując czy nie lepiej się stąd wycofać do owego rozwidlenia, które to widziała uciekając przed szczurami. Ale nie zdążyła nawet poczynić jakichkolwiek prób, gdy przybyło jeszcze więcej wody, która zapełniła już połowę niskiego tunelu. Na szczęście zdążyła uratować telefon przed zalaniem wyciągając rękę ku górze. Znowu ogarnął ją strach. Jeśli wody będzie coraz więcej przybywać, wkrótce zapełni cały tunel a jej braknie powietrza. Przyśpieszyła o ile tylko pozwalała jej na to kondycja, podświadomie czując, iż najgorszy scenariusz zaraz się ziści. Brnęła do przodu, nasłuchując czy woda ma gdzieś ujście. Niestety, nic takiego nie słyszała.
            Przez dwie minuty stan wody nie podnosił się, dlatego uwierzyła, iż zaraz się stąd wydostanie. W końcu dotychczas każdy tunel miał gdzieś swój koniec.
            I nagle poczuła lodowatą falę wody, która uderzyła w nią, zalewając trzy czwarte tunelu. Stan wody osiągnął krytyczny punkt. Gorączkowo zaczęła wypatrywać rozwidlenia. Woda sięgała jej już do szyi. Trzeźwo myśląc zaobserwowała, iż woda dokądś zmierza, gdyż wyraźnie czuła nurt. Poddała się trochę tej wodzie, próbując tylko trzymać głowę wysoko w górze oraz prawą rękę, która chroniła komórkę przed wodą.
            Nie chcę tu zginąć – pomyślała w akcie desperacji, gdy woda zaczęła powoli dotykać jej ust. Dlaczego Wiktoria o tym nie ostrzegała? – zadawała sobie pytania, choć wiedziała, iż były one bezpodstawne. Wiktoria bowiem była tu w towarzystwie jej babci, która zapewne wiedziała jak uniknąć pułapek i wiedziała jak dostać się do poszukiwanego pokoju bezpośrednio, bez uprzedniego błądzenia.
            Nie miała już siły trzymać w górze komórki. Nie mogła też nikogo powiadomić, że zaraz umrze, bo telefon nie miał tutaj zasięgu. Mogła co najwyżej spróbować napisać smsa do taty, tak, by ludzie, którzy ją tu znajdą zobaczyli jej wpis. Ale czy ktokolwiek byłby w stanie ją znaleźć?
            Zrobiła głęboki wdech, gdy woda dotknęła sufitu. Przez parę sekund płynęła wraz z nurtem, ale szybko straciła wiarę, iż uda jej się przetrwać. I kiedy już krztusiła się z braku tlenu, zobaczyła koniec. Nie było to światło, raczej lekko jaśniejszy obszar jakieś dwadzieścia metrów od niej. To na pewno był koniec tunelu, bo woda zaraz zaczęła opadać. Wciągnęła zatem łapczywie powietrze, nigdy w życiu nie łaknąc go tak jak teraz.
            Nurt wody przyśpieszył, niczym na zjeżdżalni w basenie. Właściwie, to wszystko potoczyło się niczym na zjeżdżalni. Dagmara dotarła do końca tunelu. Wraz z wodą wpadła do największego jak dotąd rozwidlenia, przypominającego mały zbiornik wodny. Na szczęście woda, która tu się znajdowała, zneutralizowała upadek, tak, iż prawie go nie odczuła.
            Wstała; tym razem woda sięgała jej do dekoltu, ale nie podnosiła się. To gdzie znajdowała się obecnie przypominało jej okrągły basen. Wciąż lekko nieprzytomna wdrapała się na mur, który oddzielał wodę od wejść do kolejnych tuneli.
            Spojrzała w kurczowo zaciśniętą dłoń, gdzie spoczywała zalana wodą komórka. Wyświetlacz nie działał, podobnie jak klawisze. Złapała się za głowę, zastanawiając jak ma teraz wrócić. Nie dość, że nie da rady wspiąć się po ścianie, by dostać się do malutkiego tunelu, to jeszcze nie byłaby pewna, czy umiałaby całą drogę odtworzyć z pamięci.
            To wszystko nie miałoby zresztą sensu. Powrót nie miał sensu. Tunele musiały zostać zaprojektowane tak, aby uniemożliwić śmiałkowi powrót.
            W tym momencie zdała sobie sprawę jak wielki błąd uczyniła, szukając wejścia. Jaka była głupia sądząc, że pozna sekret na własną rękę. Bo jeżeli magia rzeczywiście istniała, to czyż magia nie będzie bronić się przed intruzami? 

7 komentarzy:

  1. Mimo, że rozdział był bez dialogów wcale nie był nudny. Wręcz przeciwnie. Ciekawy i trzymający w napięciu. Jestem pewna, że Dagmara przeżyje a moja główka wypaczona miłością bohatetów z powieści podsuwa mi, iż osobąją ją ratującą będzie... Alan? ;>
    Cudownie, jak zawsze zresztą, się czytało c:
    Każdy kolejny wpis zaczyna coraz bardziej intrygować, wciągać w swój/Twój świat :3
    Nie mogę się doczekać następnego ;)
    Ile planujesz rozdziałów?
    Pozdrawiam i weny c:
    fantastyka-raja-kalpana.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozdziałów będzie dużo, minimum 30, bliżej 40. Mam nadzieję, że wytrwasz do końca, będzie coraz ciekawiej :)

      Usuń
  2. Dagmara bywa czasami bardzo głupia :) Ciekawa jestem czy coś znajdzie gdy już wydostanie się z tych tuneli, bo zakładam, że główną bohaterkę nie uśmiercisz :P

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale krótki! Chyba najkrótszy rozdział tego opowiadania, prawda? - No dobra, już nie marudzę, tylko zabieram się za czytanie xD
    "Ne miała na sobie" - "Nie"
    upadek ze 100 metrów - to musiało boleć (współczuje jej).
    Ja bym tam nie łaził po takich tunelach w obawie, że się zgubię, w końcu co da takie zapisywanie, gdy się ściany poprzesuwają, przecież tam niektóre rzeczy zmieniają swoje stałe miejsca. Ciekawe czy tam jest w ogóle zasięg. Jeszcze szczury - o Boże, jak ja nie lubię tych zwierzaków, brzydzę się ich, ale biec należy za szczurami, bo one zawsze znajdą wyjście, choćby z tonącego statku, a przynajmniej tak słyszałem.
    Podziwiam odwagę tej dziewczyny - samotna podróż po takich labiryntach, w asyście strumienia wody i gromady szczurów.
    No i miałem racje, zasięgu brak. Jeszcze marnowała czas na pisanie gdzie skręca, a telefon się popsujał, no biedna dziewczynka. A tak poważnie to jest nierozsądna, nieodpowiedzialna i głupia... jej postępowanie, narażanie się było zwyczajnie głupie. Takiej to chyba nikt i nic do rozumu nie przemówi, no normalnie pozostaje ją tylko przez kolano przełożyć (to tak żartobliwie było pisane, choć bym jej nie współczuł jakby coś takiego ją spotkało).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie jakiś taki krótki mi wyszedł ten rozdział, dzięki za literówkę - już poprawiłam :)

      Usuń