piątek, 10 kwietnia 2015

Nemezis: Rozdział 6

SEBASTIAN


Dyrektor cię podejrzewa – syknął złowieszczy głosik w głowie Leny. Podążała korytarzem spóźniona na język polski, na którym miała odbyć się próba.
Moja egzekucja. Wszyscy w szkole zapewne przeczytali już anonim. Nawet nauczyciele musieli o nim słyszeć… Po co ja idę na ten głupi polski?
Rzeczywiście, szanse, jakoby wieść o występku Leny nie rozniosła się wśród nauczycieli, była znikoma. O to Sebastian już się zatroszczył. Wcale nie zdziwiłaby się, gdyby jeden z donosów został „przypadkiem” wsunięty za drzwi do pokoju nauczycielskiego. A nawet jeśli nie zrobił tego Lewis, jakiś inny „życzliwy” uczeń mógł go dostarczyć.
Stanąwszy przed salą, zapukała w drzwi i nawet pomimo ewidentnego braku odpowiedzi, zdecydowała się wejść do środka.
W klasie panował harmider. Grupa nastolatków wraz z nauczycielką języka polskiego skupiła się na tyłach pomieszczenia, żywo omawiając pomysły. Ławki, które niegdyś stały w trzech rzędach na środku sali, zostały złączone i przesunięte pod tablicę. Uczniowie rozstawili krzesła na końcu sali tak, aby mieli na czym usiąść, imitując widownię.
Lena nieśmiało podeszła do grupy, obawiając się, że zaraz wszyscy ucichną i otoczą ją niczym stado głodnych wilków. Na szczęście nic takiego się nie wydarzyło, a polonistka przywitała ją z widoczną ulgą:
– Nareszcie jesteś! – krzyknęła na jej widok.
Najbardziej interesowało ją to, czy Sebastian był obecny w klasie. Przez parę błogich sekund myślała bowiem, że go nie ma i stchórzył przed sztuką, ale w końcu wszedł do klasy, niosąc kartki w ręku, po czym wręczył je polonistce.
– Wziąłem wszystkie – powiedział do niej, na co kobieta pokiwała głową.
– Świetnie – skwitowała.
Nauczycielka zaczęła rozdawać scenariusz tym, którzy go zapomnieli. Lena wyłożyła swój z torebki, wyobrażając sobie, jak cudownie by było, gdyby do szkoły dotarła informacja o podłożeniu bomby. Ewakuacja uniemożliwiłaby próbę i odsunęła ten nieszczęsny dzień w czasie.
Czarci głos w jej głowie szybko podchwycił pomysł. Mogła wyjść z klasy pod pretekstem udania się do toalety, wysłać wiadomość ze starego telefonu (nosiła ze sobą dwa, od kiedy jeden wpadł do zupy i nie działał już poprawnie) i czekać, kiedy syreny alarmowe w budynku zostaną włączone. Już świerzbiły ją palce, by napisać sms-a z treścią: bomba znajduje się w szkole, ale zaniechała pomysłu, gdy polonistka przywołała ją ręką, mówiąc, aby ustawiła się koło Łukasza, jej brata ze sztuki.
– Wy na razie czekacie, zaczyna narrator, potem wchodzą Sebastian, Mateusz i Adam.
Eryk wyszedł na środek grupy, a nastolatkowie z nauczycielką rozsiedli się na krzesłach. Jedynymi stojącymi zostały osoby, które miały lada moment zaprezentować swe umiejętności aktorskie. Mimo iż Lena nigdy nie odczuwała dyskomfortu przed wystąpieniami publicznymi, myśl, że Sebastian stoi naprzeciw niej i zaraz będzie bacznie wypatrywał jej potknięć, napawała ją lękiem.
Chociaż w oryginalnej sztuce Szekspira nie występuje narrator, na potrzebę przedstawiania, Eryk dostał rolę przedmówcy. Miał on rozpocząć występ patetycznym głosem, obwieszczając wydarzenia, które będą miały miejsce.
– Panie i panowie! – zaczął, wydzierając się na cały głos. Chłopak nadawał się bez zarzutu do powierzonej mu roli, nie czując ani krzty skrępowania z powodu lustrującej go klasy. Jego głos potoczył się majestatycznie po pomieszczeniu. Tekst opanował przykładnie – ani razu nie spojrzał na trzymaną w ręku kartkę:
– Nocy tej dzisiejszej, wiosennej marcowej, przyszliście tu zobaczyć Szekspira przemowę. Los bohaterów, na papier przelany, zaczyna się bowiem od morskiej przeprawy. Nie szczędząc postaci, omyłka zdecyduje i tychże koleje wielce pokrzyżuje. Kobieta w postać mężczyzny się przebierze i na dworze księcia Orsina wszystkich tym nabierze. Patrzcie uważnie, państwo mili, tak właśnie wygląda szekspirowski Wieczór Trzech Króli.
Nauczycielka zaklaskała, Eryk lekko dygnął i usunął się na bok, podczas gdy na środek weszło trzech kolejnych chłopców, w tym Sebastian. Lena nie pojmowała zachwytu kobiety nad Erykiem – w końcu jego rola zajmowała jakieś cztery linijki, podczas gdy role pierwszorzędne (w tym jej) liczyły z kilkadziesiąt zdań.
Zaczął Mateusz ze słowami:
– Idziemy polować?
Książę, to jest Sebastian, zapytał:
– Na co?
– Na jelenia – odparł chłopak. Adam stojący obok Mateusza zaśmiał się na głos, ale wystarczył jeden rzut oka na zdegustowaną, purpurową twarz nauczycielki, aby się powściągnąć. Założył ręce do tyłu, po czym spojrzał w sufit.
Sebastian kontynuował.
– Najpiękniejszego od dawna już gonię. Kiedym Olivię zobaczył po raz pierwszy, czar mnie jej spojrzeń zmienił na jelenia – Lena musiała przyznać, że znał tekst i na jej może jeszcze większe nieszczęście, nie przypominał już kogoś z gimnazjum, kto z przymusu klepał wiersz. Jego lekceważenie i zniechęcenie, które tak niesamowicie dobrze pamiętała, wydawały się ulotnić. Zgrzytając zębami stwierdziła, że koniec końców, on też pasował do roli.
Do rozmowy dołączył Valentino, czyli Paweł Czajko. Grał on dworzanina księcia.
– Jakież nowiny przynosisz mi od niej? – zapytał Sebastian z udawanym przejęciem w głosie.
Lena przestała słuchać. Jej serce zaczęło dudnić, gdy zorientowała się, że zaraz przyjdzie kolej na nią. Niebawem chłopcy zejdą na bok, a ona, Tomek i dwóch innych kolegów, którzy mieli być majtkami na statku, wyjdą na środek sali. Tylko ona i Tomek mieli prowadzić dyskusję, Hubert i Michał nic nie robili, jedynie czasem potakiwali.
– Wśród kwiatów słodszych miłości dumanie – zakończył wypowiedź Sebastian.
Nauczycielka wstała z miejsca.
– Idealnie – obwieściła, nie kryjąc zadowolenia z wyboru, który dokonała podczas obsadzania ról.
Lena zerknęła nerwowo na zegarek. Czemu, u licha, wskazówki nie ruszały się? Ilekroć chciała, aby czas szybko płynął, on zdawał się stać w miejscu, grając jej na nosie. Najszczęśliwsze momenty ze szkoły pamiętała jako sekundy, te znienawidzone chwile ciągnęły się w nieskończoność. Czas zawsze działał na jej niekorzyść, zawsze na odwrót od tego, czego pragnęła.
Jej wzrok spotkał się ze wzrokiem Sebastiana. Szybko odwróciła głowę, udając, że wcale na niego nie patrzyła, choć prawda była taka, że spłoszyła się tym, jak na nią spoglądał. Był ciekawy. Oczywiście, że musiał być zaintrygowany, czy zrobi z siebie pokazową idiotkę. To zrozumiałe, skoro tak jej nienawidził. Odetchnęła głęboko parę razy, poproszona na środek przez polonistkę. Niedoczekanie jego! Będzie lepsza niż on, będzie lepsza od każdego!
Kobieta kiwnęła głową, aby zaczęli. Lena zerknęła na kartkę, ale tylko po to, aby upewnić się, że mówi jako pierwsza.
– Co to za kraj jest? – wypaliła pośpiesznie.
– Za szybko – upomniała ją nauczycielka. – Co to za kraj jest? – pouczyła ją wolno, jak na gust Leny zbyt wolno. Wywróciła oczami, ale podjęła raz jeszcze.
– Co to za kraj jest? – powtórzyła flegmatycznie, jakby rozdzielała każde słowo, na co kobieta pokiwała głową, zadowolona, że uczennica ją posłuchała.
– To Illiria, pani – odrzekł Tomek, kapitan zatopionego okrętu.
– Co mi z Illirii? – kontynuowała Lena zrezygnowanym głosem. – Mój brat jest w Elizjum. A przecież – kto wie – może nie utonął? Co o tym myślisz?
Kapitan mruknął obojętnym tonem:
– Cud nas uratował.
– Stop! – zażądała polonistka któryś raz z kolei, wstając z miejsca. – Tomasz, przecież ty dopiero co uratowałeś się z tonącego okrętu, a mówisz, jakbyś żałował, że nie zginąłeś!
– Przepraszam – mruknął chłopak bez cienia skruchy. – Niestety, ja w ogóle nie umiem grać – dodał na swoją obronę, ale nauczycielka miała w poważaniu jego tłumaczenie, pokazując groźnie zęby.
– To się nauczysz – zawarczała. – Powtórz po mnie: cud nas uratował – jej głos był niczym miód pitny. Parę osób siedzących z tyłu zachichotało.
Lena powiedziała jeszcze kilka linijek (już bez zastrzeżeń polonistki), po czym usiadła na krześle podobnie jak inni, którzy na razie nie występowali. Nastąpiła wymiana aktorów; miejsce Leny zajął Krystian (sir Tobiasz Czkawka), a koło niego Żaneta, szekspirowska Maria.
Krystian był dobrym mówcą, bo oratorem w życiu był fantastycznym. Rolę wiecznie podchmielonego sir Tobiasza przyswoił sobie aż zanadto dobrze. Nauczycielka pozwoliła chłopakowi na luźną interpretację postaci, przez co towarzystwo siedzące na krzesłach wyraźnie rozweseliło się. Dając pokaz swoim umiejętnościom, najpierw potknął się o plecak, o mały włos nie upadając na twarz, a potem zaśmiał się z byle czego.
Żaneta mruknęła.
– Mój panie Tobiaszu, musisz koniecznie przywdziać szaty skromności i przyzwoitości.
Krystian potoczył nieprzytomnym wzrokiem po pomieszczeniu:
– Przywdziać szaty? Ani myślę innych szat przywdziewać, jak te, które na mnie teraz widzisz; szaty te są dość dobre, aby w nich kufle wychylać; buty te także dobre na to, a jeśli nie są, to niech się za własne uszy powieszą.
Żaneta odparła:
– Te hulanki i te pijatyki zabiją cię, panie Tobiaszu… – przerwała na moment, zerkając na tekst; jako jedyna jak na razie nie znała roli na pamięć. – Wczoraj właśnie mówiła o tym moja pani; napomknęła też… o niedowarzonym szlachcicu, którego tu… jednego wieczora sprowadziłeś… niby jako jej konkurenta.
– Kogo masz na myśli? Czy pana Andrzeja Chudogębę?
Lena odwróciła się, szukając wzrokiem Marty. Siedziała w głębi sali, wpatrzona w Krystiana jak w obrazek. Nie dostała wielkiej roli w sztuce – była damą na dworze Olivii i na pewno nie zdąży już dzisiaj wystąpić. Jako że nie odwzajemniła spojrzenia, szatynka wróciła do oglądania przedstawienia.
– Zgadłeś, panie Tobiaszu.
– Nie znajdziesz w całej Illirii barczystszego szlachcica.
Dziewczyna znów wyłączyła się. Co prawda spoglądała na tekst, odnotowując, jak wersy kolejno zostają wypowiedziane, jak Żaneta z Krystianem wygłaszają swoje role (choć Żaneta bardziej czytała niż recytowała), ale wcale nie wysilała się, by ich słuchać. Po kilku chwilach doszedł do rozmawiających wyżej wspomniany Andrzej Chudogęba, czyli Maciek, ale Lena wciąż była nieobecna myślami.
Naprzemiennie rozmyślała o Marcie i o Sebastianie, a także o wszystkich uczniach, którzy podejrzewali ją o pozbycie się klucza. Zmuszona będzie w końcu, acz bardzo niechętnie, porozmawiać z Martą. Wytłumaczyć się albo obronić. Jeszcze nie zdecydowała. Z kolei z Sebastianem nawet nie chciała prowadzić dyskusji. Dałaby mu tylko satysfakcję, pokazując, że to, co dziś zrobił, miało na nią wpływ. A przecież nie miało… Anonim to nic takiego, tylko zlepek wierutnych oszczerstw… Co innego, gdy okazuje się prawdą, jak w jej przypadku.
– Lena – szepnęła do niej Karolina, koleżanka siedząca na krześle obok, o marchewkowych włosach i piegowatej twarzy, kiedy nauczycielka wezwała kolejne osoby na środek sali i Paweł Czajko ruszył do przodu, a ona nie.
Dziewczyna wstała tak szybko, jakby startowała do biegu.
Polonistka wydęła wargi, ale nie podjęła rozmowy na temat opóźnienia uczennicy. Mlasnęła tylko, zwracając się bezpośrednio do Leny:
– Będziesz musiała przebrać się pomiędzy scenami, bo teraz już wchodzisz w męskim ubraniu. Valentino jako jedyny wie, że nie jesteś Cesariem, tylko Violą.
– Dobrze – zgodziła się, choć oczyma wyobraźni już widziała siebie w przyklejonych wąsach i niekorzystnie upiętych włosach, co da Sebastianowi możliwość wyszydzenia jej wyglądu.
– Jeśli książę nadal te same łaski dla ciebie zachowa, Cesario – zaczął Paweł, kiedy polonistka machnęła ręką, aby zaczął – śpieszny twój awans niewątpliwy. Ledwo trzy dni temu, jak cię poznał, a już dla niego obcym nie jesteś.
Lena głośno westchnęła. Pierwsza scena, którą najchętniej wymazałaby ze scenariusza.
– Złe masz wyobrażenie albo o jego charakterze, albo o mojej gorliwości, jeśli wątpisz o trwałości jego łaskawych dla mnie względów. Czy książę zmienny jest w swoich uczuciach?
– O nie, możesz mi wierzyć.
– Dzięki ci, panie. Lecz nadchodzi książę.
Zgodnie ze słowami Leny, Sebastian, Adam i dwóch Mateuszów dołączyli do zgromadzenia. Sebastian przemówił:
– Gdzie jest Cesario? Czy ktoś z was go widział?
Lena wystąpiła do przodu.
– Jestem gotowy, książę, na twój rozkaz – starała się nie myśleć wiele nad tym, co mówiła, ale głos zdecydował za nią i zabrzmiał zbyt zuchwale, czego nie omieszkała wytknąć jej polonistka.
– Odejdźcie, proszę, na stronę – zażądał Lewis do zebranych, po tym, jak Lena powtórzyła po nauczycielce „poprawną” tonację. Zostali tylko we dwoje.
W międzyczasie do klasy wpadła nauczycielka chemii, przywołując polonistkę ręką. Kobieta podniosła się, mrucząc, aby kontynuowali sami, po czym podeszła do drzwi i wyszła z koleżanką na korytarz.
Lena przygryzła wargę, obawiając się, iż wejście chemiczki miało coś wspólnego z jej osobą i porannym anonimem. Spojrzała z wrogością na Sebastiana – źródłem jej nieszczęść – ani myśląc grać dalej, ale on zaczął:
– Czymże ja zawinił, że z taką antypatią się do mnie odnosisz? – zapytał. Od razu poznała, że słowa wymyślił, bo nie pamiętała ich ze scenariusza. Z początku miała ochotę nic nie odpowiedzieć, ale riposta sama zaświtała w jej głowie:
– Bo pan bufonem jesteś – rzekła całkowicie poważnie. – Nie szanujesz pan innych, myśląc, żeś lepszy, żeś księciem całego świata jest.
Niektórzy uczniowie popatrzyli to na Lenę, to na Sebastiana i na kartki ze scenariuszem, jakby zastanawiali się, gdzie podział się prawidłowy tekst. Inni zaczęli rozmawiać między sobą, oczywiście nie na temat sztuki, i po chwili zrobiło się już całkiem głośno.
– Jestem księciem Illirii – oświadczył Sebastian, na co Lena szybko przytaknęła z sarkazmem.
– Tak, wymyślonym księciem wymyślonej wyspy – parsknęła, ale on zaprzeczył.
– To starożytna kraina, nie jest wymyślona. Musisz więcej poczytać, jeśli chcesz być mądra – w tym momencie pokazał się w nim dawny Sebastian. Nie musiał używać siły, jeśli chciał zniszczyć Lenę. Wystarczył jeden gest, jedno słowo, jedno spojrzenie, by poczuła się jak nic nieznacząca wesz. Ona tak nie umiała, w każdym razie nie w taki sposób. Jej słowa nie były trucizną. Jego jedno zdanie potrafiło ugodzić ją mocniej, niż sto podobnych wymierzonych w jej stronę.
– Przynajmniej ja lubię czytać – warknęła nieprzyjemnie. – I nie widzę problemu w nauczeniu się tekstu na pamięć. A ty, jak? Podoba ci się rola? – zapytała bezczelnie uśmiechając się ze swojej intrygi, w którą to wplątała Sebastiana.
– Mogło być gorzej – odparł, wyginając kąciki ust ku górze. Podszedł do niej, by coś dodać, bo hałas w klasie wzmógł się dwukrotnie. Już nikt ich nie słuchał. – Ale swoją drogą, mogłabyś przestać z tymi gierkami, bo zaczynają mnie złościć.
– Przestać? – zatrzepotała rzęsami niczym niewiniątko, jakby nie rozumiała, co mówił. – Przecież to dopiero początek – pomyślała, że anonim był dobrym rewanżem za wyrzucenie klucza, dlatego będzie musiała wznieść się na wyżyny kreatywności. Nagle zapomniała o wyrzutach sumienia, o dyrektorze i konsekwencjach przewinienia.
Pokręcił głową z niedowierzaniem i jeszcze na dodatek podniósł rękę do czoła i popukał się w nie, aby pokazać jej, za jaką wariatkę ją uważa.
Zadzwonił dzwonek na przerwę. Lena z Sebastianem stali wciąż naprzeciw siebie, ciskając jedno drugiemu nieprzyjazne spojrzenia. Nauczycielka weszła do klasy w wyśmienitym nastroju, niemal śpiewając, aby douczyli się tekstu i doprowadzili salę do porządku.
Dziewczęta chwyciły krzesła, chłopcy ławki i pomieszczenie na powrót przypominało klasę. Lena podeszła do Marty, ale nic nie powiedziała, tylko bez słów obie skierowały się w stronę drzwi. Marta o nic nie pytała przez wszystkie lekcje, toteż Lena póki co nie czuła się w obowiązku rozpoczynać rozmowy. W końcu tylko winni się tłumaczą…
Rozeszli się do domów około godziny czternastej trzydzieści.
Lena wsiadła do tramwaju z burzą myśli, jak zaszkodzić znienawidzonemu wrogowi. Czekała ją około dwudziestominutowa podróż na ulicę Jedności Narodowej, przy której mieszkała jej babcia. Dziewczyna często u niej nocowała, gdy następnego dnia ojciec nie mógł zawieźć jej z Sobótki do Wrocławia.
Jeszcze jedna osoba zmierzała w stronę domu rozmyślając. Był to Sebastian, ale on, w przeciwieństwie do Tannenberg, szedł piechotą, koncentrując się na problemach rodzinnych, w które uwikłany został na początku tego tygodnia.
Matka powiedziała mu, że ojciec ma kochankę. Dodała, że albo kobieta wyniesie się z życia ojca, albo ona zażąda rozwodu. Spakowała walizki, zostawiła ojcu list, po czym wyprowadziła się do hotelu twierdząc, że każdy dzień bez decyzji będzie kosztował ojca majątek, bo ona bierze ze sobą karty kredytowe.
Następnego dnia, kiedy ojciec (nic nie wiedząc o odkryciu matki) wrócił z podróży służbowej, przeczytał list. Niestety, nawet nie zaczął tłumaczyć się przed synem i nie zadzwonił do zdradzonej żony, błagając o przebaczenie, jak zrobiłby każdy inny, skruszony mężczyzna. On z furią zaczął dochodzić, jak zablokować żonie karty oraz uniemożliwić dostęp do gotówki.
Sebastian nigdy nie miał dobrego kontaktu z ojcem. Gdy był dzieckiem, imponowało mu, jak ojciec powoli budował swoje imperium, jak mawiał, że pierwszy milion trzeba ukraść, aby potem pławić się w luksusie. I on, mały gówniarz, próbował mu we wszystkim dorównać, aby ojciec był z niego dumny.
Mimo iż nie usłyszał od niego ani jednego motywującego słowa, starał się jak mógł, by ojciec zobaczył jego wysiłki. Na nic. Dopiero rok temu przestał próbować. Stało się to po tym, jak zaczepił go jakiś mężczyzna, gdy Sebastian szedł do szkoły. Nieznajomy mężczyzna zaczął opowiadać mu, jak jego ojciec oszukuje ludzi, wymagając od nich jazdy ciężarówkami ponad ich godziny pracy, po czym im najzwyczajniej nie płaci.
Chłopak, nie wierząc w to, co prawił mężczyzna, zbył go, ale będąc w rodzinnej rezydencji, poruszył temat, dopytując ojca o szczegóły. Zamiast usłyszeć zwykłe wyjaśnienie, został za to zbluzgany, a kiedy wyciągnął sprawę sprzed laty, pytając, co zaszło pomiędzy nim a Tannenbergiem, ojciec wymierzył mu cios w brzuch, nakazując, aby nigdy więcej nie pytał o jego sprawy.
Sebastian na tym jednak nie poprzestał. Pewnego dnia włamał się do gabinetu ojca, przeczytał papiery dotyczące jego firmy, a dokumenty świadczące o przewinieniach skrupulatnie skserował. Z nich dowiedział się między innymi o łapówkach, które ojciec płacił spółkom, o urzędasach, którzy je przyjmowali i o malwersacjach finansowych. Zaznajomił się ze sprawą z 2009 roku, w której ojciec wystąpił do ubezpieczyciela o odszkodowanie za kradzież ciężarówki z towarem o wartości kilku milionów złotych. Kradzież, po wnikliwej analizie, została sfingowana, gdyż tir w rzeczywistości został ukryty w pobliskim dawnym hangarze, a towar (w tym wypadku samochody warte niebotyczną sumę pieniędzy) wywieziony i sprzedany na wschodzie.
Interesy ojca. Jego dziecko – firma. Zbudowane na kłamstwach, łzach i pomówieniach imperium – pomyślał Sebastian gorzko, zastanawiając się, czy nie byłoby lepiej, gdyby jego matka naprawdę złożyła papiery rozwodowe. Przynajmniej odcięłaby pępowinę. I choć wiedział, że to przekreśliłoby jego relację z ojcem na zawsze, w razie potrzeby obiecał sobie zeznawać przeciw niemu.
Oczywiście, nie mógłby celowo posłać ojca do więzienia, w końcu mężczyzna dał mu życie, żywił i wychowywał go pod swoim dachem, ale Sebastian po cichu odliczał już dni, kiedy w końcu będzie pełnoletni. Nie marzył bowiem o tym, o czym większość nastolatków, kiedy przekroczą próg dorosłości; nie chciał legalnie napić się alkoholu czy kupować papierosów. Alkohol pił już wielokrotnie ze starszymi kolegami, a palenie papierosów jakoś nigdy nie sprawiało mu przyjemności. Za pieniądze, które zaoszczędził, pragnął wynająć sobie mieszkanie we Wrocławiu i wreszcie zamieszkać sam.

17 komentarzy:

  1. Super tematyka, bardzo mi się spodobało i zostanę stałym czytelnikiem :) I te relacje Sebastiana z ojcem...nie czytałam od początku, ale na pewno znajdę chwilę i cofnę się do poprzednich rozdziałów :) Pozdrawiam i zapraszam do odwiedzenia mojej historii :)
    historia-piorem-pisana.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Zostałaś nominowana do LBA :)
    http://fantastyka-raja-kalpana.blogspot.com/2015/04/lba.html?m=1
    PMDIW życzę
    Nocna Łowczyni

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie wiem czemu, ale od głównej bohaterki wolę Sebastiana, on jest po prostu bardziej no nie wiem, racjonalną osobę. Ona cały czas ma tą swoją obsesję i nie potrafi nad tym zapanować, a on? Jak było w końcówce rozdziału (super, że tekst był z jego perspektywy, bardzo fajnie się to czytało) on nie jest wcale taki zły, skoro przeciwstawił się ojcu.

    historia-strazniczki.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz 100% racji, czasem mnie również wkurza główna bohaterka, ale tak ma być, ona jeszcze nie wie tego co my :)

      Usuń
  4. Jak Ty to robisz, że główni męscy bohaterowie są tacy świetni? I każdy przy tym inny. Zazdroszczę Ci, bardzo podoba mi się jak piszesz.
    Lena moglaby już wybaczyć Sebastianowi, bo i mnie zaczyna denerwować. Zachowuje się jak mściwa nastolatka a nie licealistka... A z tego co dało się zaobserwować po tym rozdziale Sebastian sam nie chce mieć dużo do czynienia ze swoim ojcem, czyli chłopak zmienił się, wydoroślał. Kiedy i Lena to zauważy? :)
    Czekam na nexta :)

    OdpowiedzUsuń
  5. czemu tak długo nie ma nowego rozdziału ciekawość mnie zżera co będzie dalej nooo������������������������������

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety rozdziału jeszcze nie napisałam, jestem w trakcie jego tworzenia. Mam nadzieję, że nie będziecie musieli długo czekać.
      Cieszę się, że opowiadanie Cię wciągnęło :)

      Usuń
    2. to opowiadanie jest super i vodziennie sprawdzam czy nie ma nexta i codzienie niee ma i jest smuteczek :((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((

      Usuń
    3. Miło mi, że aż tak spodobało Ci się Nemezis. Brak czasu powoduje, iż bardzo wolno tworzę rozdziały, choć na pewno zostanie ukończone - wszystkie zaczęte opowiadania kończę.
      W międzyczasie może zechcesz przeczytać Lamiae? Jest inna historia ale może również przypadnie Ci do gustu :)

      Usuń
  6. hahahahahaaaa widzę, że nie tylko ja dopytuję o nowe rozdziały :P
    No mnie też zżera ciekawość, też chcę nowy rozdział!
    Czemu Nemezis nie pojawia się ta często jak Lamiae?
    To opowiadanie również kocham, jest niesamowite, choć denerwuje mnie Lena niemiłosiernie... Oby się wkrótce uspokoiła i dała spokój Sebkowi, on nie jest wcale taki zły :) Ja tam bym na niego poleciała hihi. Boskie opowiadania stworzyłaś, szkoda że nie masz więcej czasu i nie dodajesz posty jeszcze częściej!

    Wierna fanka z mirriel

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lamiae jest już ukończone, dlatego mam co dodawać, przed wstawieniem tylko czytam i dodaję drobną korektę.
      Nemezis jest w mojej głowie, kiedy napiszę rozdział, od razu podzielę się nim z Wami :)

      Usuń
  7. Skomentuje rozdział 5 i 6 tutaj, bo czytałem z tel i już nie potrafię trafnie określić na czym kończył się rozdział 5 a zaczynał 6, więc komentarze połączę i opublikuje tutaj.
    Przede wszystkim pokazałaś to czego ja nie lubię u młodzieży, ale niestety tak jest i muszę ci pogratulować autentyczności. Mam wrażenie, że młodzież z roku na rok jest coraz mniej rozgarnięta i coraz bardziej dziecinna. Tutaj, w tym opowiadaniu - oni są prawie dorośli, albo już dorośli, a zachowują się jak dzieci w 4-6 klasie podstawówki. Ja rozumiem, że każdy czasem jest dziecinny i lubi popłynąć, ale tutaj jak i w życiu to już jest nagminne (wszyscy wzięli anonim na poważnie, bardzo więc to rozsądni ludzie są, dyrektor zajmuje się takimi głupotami jak zaginiony klucz, itd, takich kwiatków w ich zachowaniu jest mnóstwo). I jak tak na to patrzę i zaczynam brać na serio (bo w wielu szkołach o ile nie w każdej znajdą się takie dzieciaki jak te przedstawione tu przez ciebie) to zaczynam się obawiać o własną emeryturę, gdy oni pójdą do pracy, albo gdy ci młodsi pójdą (o ile ci młodsi pójdą do jakieś pracy). Zechciałoby mi się tutaj wytknąć wychowanie tej młodzieży, ale każde czasy mają plusy i minusy (czasy komuny gdy dzieci były same w domach, biegały po osiedlach i podwórkach, umiały same sobie nie tylko przygotować kanapkę, ale i odgrzać obiad, oraz czasy późniejsze, te pomiędzy komuną, a tym co teraz, gdy dziecko w podstawówce nie potrafi obrać ziemniaka, ani samodzielnie odgrzać obiadu, bo jeszcze by się bidulek poparzył). Chce dać do zrozumienia, że z nadopiekuńczości jednych rodziców i pochłoniętych pracą drugich, oraz szumu medialnego wokół wszystkiego i wszystkich powstają idioci, a nie ludzie, którzy w wieku 16-19 lat powinni być już dojrzali, pracowici, nie mieć w głowie głupot tylko jakąś przyszłość, zajęcie, pasje... (dla tych dzieciaków pasją jest zrobienie zdjęcia koleżance zamkniętej w szatni - super pomysł, naprawdę, ale na poziomie przedszkolaka, ewentualnie 1-5 klasisty, a nie dorosłego/prawie dorosłego licealisty).

    Co zaś tyczy się samego opowiadania:
    - Lenę popieram, ma prawo walczyć o swoje, a Sebie przyda się kopniak w cztery litery i to na tyle mocny by spadł z piedestału (wiem, że powtarzam to co rozdział, ale tutaj zdania nie zmienię).
    - Sprawy dorosłych to sprawy dorosłych, a sprawy dzieci to sprawy dzieci. Żyjemy w Polsce i nie oszukujmy się, że płacąc legalnie podatki i nagradzając nieustannie pracowników wybuduje się imperium i Seba naprawdę nie powinien się do tego mieszać, powinien się cieszyć, że ojciec mu zapewnił co mu zapewnił, a że mówił że pierwszy milion trzeba ukraść (dodałbym tylko, że jeszcze można odziedziczyć) pozbawił syna złudzeń. Ja wiem że w tej gadce jego ojca wychodzi na jaw jaką ma moralność starszy Lewis, ale tak naprawdę wątpię by mówiąc te słowa chciał synowi mówić by kradł cukierki i samochody, bardziej chciał mu przekazać, że trzeba być sprytnym i nieuchwytnym, chciał by i jego syn nie klepał w przyszłości biedy i nie wierzył w bajki jak to ciężką pracą bez znajomości i machlojek można wzbić się na sam szczyt (bo to udaje się nielicznym uczciwym, a potem i tak stają się nieuczciwi, albo szybko spadają z piedestału).
    - Nie ocenię źle Lewisa nawet za to, że uderzył syna, bo on zrobił wszystko dla niego, chciał by mieli pieniądze, a ten mu robi wyrzuty jakby sam kiedyś w życiu choćby na parę gaci zarobił. Gówniarz nie znał życia, wszystko miał przez rodziców podane na tacy, a zaczął robić wymówki temu co go utrzymywał na nie oszukujmy się doskonałym poziomie. Sebastian powinien więc docenić starania ojca, choć nie musiał go popierać i iść w jego ślady jeśli to się kłóci z jego sumieniem, bo nie można robić nic wbrew sobie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Kolejna sprawa, to ja się nad Sebkiem nie ulituje. Jego ojca nie przedstawiłaś jako tyrana (też bym żonie zablokował karty na jego miejscu, bo to głupota marnotrawić rodzinny majątek z zemsty - taki pies ogrodnika z tej kobiety). Oczywiście nie popieram zdrady w małżeństwie, ale tutaj zarówno pan Lewis jak i pani Lewis zachowując się jak dzieci, zamiast dać sobie po strzale, wykrzyczeć co ma się do wykrzyczenia i się po prostu rozwieść skoro nie chcą już z sobą być - oni jednak woleli sobie urządzić zabawę w podchody i wierzę, że Sebek na tym cierpi, bo być może to trwało lata, ale to nie usprawiedliwia jego sukinsyństwa względem słabszych. Jest wiele dzieciaków które wychowywały się z ojcami tyranami, matkami alkoholiczkami, sadystycznymi ojczymami i na dodatek bez grosza przy duszy, i naprawdę wiele z takich dzieci wyszło na ludzi i nie znęcało się nad słabszymi. Poparłbym Sebę, gdyby walczył o swoje, gdyby dokopał komuś równemu za coś, a nie wybrał sobie ofiarę i niszczył człowieka psychicznie (tego nie usprawiedliwi nawet najgorszy dom).
      - Co do Leny powtórzę, że ma prawo się bronić i odpłacić za krzywdy których zaznała i niech się dziewczyna nie martwi, bo jak to mówią "niewinny dopóki nie udowodnią winy". Niech idzie w zaparte i jeszcze wszystko zrzuci na tego rozpuszczonego smarkacza, który ma się za Bóg wie kogo, wszystkim chce rządzić i na wszystko mieć wpływ, nawet na to do czego się palcem nie przyłożył (chciał decydować o losie firmy ojca choć nie postawił nawet jednej cegiełki by tę firmę stworzyć, chce rządzić przedstawieniem, choć nie chciał brać w nim udziału, na dodatek nie on stworzył scenariusz - gówniarz po prostu nie zna swojego miejsca w szeregu).
      Nie kryje, że nigdy nie lubiłem ludzi pokroju Seby, którzy robią z siebie ofiary, sami siebie usprawiedliwiają i uważają za jedynych sprawiedliwych a tak naprawdę niczego w życiu nie przeżyli, o nic nie musieli walczyć, a jeszcze sami się nad sobą litują jak to oni ciężko nie mają.
      Przyszedł mi do głowy szatański pomysł - czy kochanką starszego Lewisa jest matka Leny?
      By nie było też, że ja popieram we wszystkim tego starszego Lewisa, bo co to to nie. Co innego gdyby zdradził te brudne sekreciki dorosłemu Sebastianowi i dał mu wybór czy chce przejąć po nim taki nielegalny interes, a co innego gdy zasiewał w dziecku nienawiść do słabszych, biedniejszych i zakompleksionych (nie wiem jednak czy to robił, bo twój tekst o tym nic nie mówi). Z drugiej strony jednak Lewis robił wszystko by jego rodzina miała, a w życiu tak już jest, że na służbie społecznej i fundacji charytatywnej brzucha żonie i dziecku się nie napełni dlatego w biznesie czasem trzeba zagrać ostro bo... w życiu tak jest że trzeba się martwić o swoich, a nie o obcych, bo ci obcy też będą martwili się o swoich a nie o obcego. Oczywiście nie popieram niewypłacania pensji ludziom za ich pracę, ale już oszustwa podatkowe, te na skarb państwa czy okradanie złodziejskich firm ubezpieczeniowych (kto okradnie złodzieja nie jest złodziejem, a nowoczesnym Robin Hoodem). Tak jak mówię to Polska - gdyby każdy płacił legalnie podatki to co najwyżej politycy i urzędnicy szybciej zmienialiby samochody, a bezrobotni dostawali większe i wyższe socjale za lenistwo, nieróbstwo i pasożytnictwo, natomiast dla tych uczciwie pracujących nic by się nie zmieniło, no oprócz tego, że by zbiednieli, służba zdrowia nadal by kulała, a policja marnowała czas na pilnowaniu dopalaczy, zamiast łapaniu złodzieja (przykład z życia, gdy mojej znajomej ukradli psa, to policja ją wyśmiała, że ma jechać za psem, jak oni mają stać i pilnować ćpunów, co niszczą sobie życie z własnej woli i na własne życzenie) - niestety takie mamy państwo i takie są realia.

      Usuń
    2. O starszym Lewisie będę pisać później, póki co zadaję sobie sprawę, że tak widzicie sytuację rodzinną Sebastiana, ale własnie tak miało być :)
      Z czasem wyrobisz sobie opinię o wszystkich jeszcze dokładniej.
      Zapraszam na 7 rozdział, już jest :)

      Usuń
  8. Zauważyłam w czym tkwi problem Sebastiana. Temu chłopakowi nikt nie przekazał żadnych wartości, bo nauczyciele polegli, bo widzieli jak znęcał się nad Leną i jak nastawiał przeciw niej innych i nie zareagowali, co mnie szczególnie nie dziwi, bo nauczyciele w takiej sytuacji zazwyczaj odwracają wzrok. Jednak w domu Sebie też nie przekazano żadnych wyższych wartości, tylko walczyć, gryźć i bić się do upadłego o "damski chuj", o nic, tak naprawdę jego rodzice walczą już o nic i walczyli o nic. Nauczyli więc małego Sebe nie tylko tego, że wygrywa silniejszy, ale ten bardziej podły, bogatszy, mający więcej w garści i Seba to przeniósł do szkoły. Coś jednak zmieniło jego postępowanie i sposób myślenia, bo to widać po jego zachowaniu i zastanawiam się co to takiego było.

    sie-nie-zdarza.blogspot.com
    prawdziwa-legenda.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń