FOTOGRAFIE
-
Czy Alan jest u mojej babci? – tylko tyle udało jej się na chwilę obecną
wydukać. Mikołaj podszedł do ferrari i ostentacyjnie się o niego oparł.
-
Ano jest. Nie wspomniałem o tym?
-
Jakoś uszło to twojej uwadze – bąknęła uszczypliwie. Nie wiedziała skąd to
przekonanie, ale nawet gdyby nie widziała na własne oczy, że samochód należał
do Alana i tak by go do niego przypisała. Jaki inny samochód lepiej do niego
pasowałby? Niemal zaśmiała się na wyobrażenie blondyna w Nysie.
-
Wiesz może do kogo należy reszta samochodów? – zapytała po chwili namysłu.
-
Nie – odparł szybko. Jak na jej gust - zbyt szybko.
Nagle,
myśl wrócenia bez zapowiedzi do domu wydała jej się zła. Przecież mogła
poczekać na Kaspra czterdzieści pięć minut i teraz nie musiałaby wchodzić do
domu sama, jako, że Mikołaj zapewne z nią nie wejdzie.
-
Może jednak miałbyś ochotę… - zaczęła. Wiedziała, że łapie się ostatniej deski
ratunku, ale nic nie mogła na to poradzić. Mikołaj zacmokał pod nosem. Znała
jego odpowiedź jeszcze zanim ją ogłosił.
-
Nie ma mowy. To goście twojej babki. Ja tu poczekam a ty sama zajrzyj do
środka. Wtedy przekonasz się kto tam jest.
Wygrzebała
z torebki klucze do domu. Rzuciła szorstkie, pożegnalne „cześć” w stronę
chłopaka i podeszła do frontowych drzwi. Wcale nie miała zamiaru denerwować się,
jednak wizja jakiś piętnastu bądź więcej nieznajomych paraliżowała ją.
Nie
miała pojęcia gdzie znajdowali się goście wraz z domownikami, jednakże po
otwarciu drzwi wywnioskowała, iż było to niedaleko. Przeszła przez korytarz,
prowadzona głosami i dotarła do salonu. Gdy tylko pojawiła się przed progiem,
wszystkie głosy w środku nagle zamilkły. Alan, który stał najbliżej wejścia do
salonu i którego to dzięki temu mogła jako pierwszego zobaczyć, odwrócił się
powoli. Nie wyglądał na zaskoczonego faktem, że się pojawiła, dlatego nie
umknęła jej uwadze myśl, iż Mikołaj musiał go wcześniej powiadomić, że
przybędą. Jednak był on jedynym, który wiedział i była o tym przekonana.
-
Dagmara? – z salonu wyskoczyła Arleta. Jej oczy przybrały rozmiar dwóch spodków
latających. – Co ty tu robisz?
I vice - versa – pomyślała Dagmara,
starając sobie przypomnieć czy Arleta mówiła jej dokąd to się zwolniła. Czyż
blondynka wyraźnie nie powiedziała, że miała iść do domu? W pojęcie domu
powinien wchodzić jej własny dom, a nie dom Genowefy.
-
Nie chodzę na w-f – mruknęła tak cicho, że była pewna, iż nikt jej nie
usłyszał.
Z
salonu podeszła do niej babcia. Ona także była zdziwiona wczesną obecnością
wnuczki, ale starała się nie dać tego po sobie poznać. Uśmiechnęła się od ucha
do ucha, wyciągając ręce do dziewczyny.
-
Chodź, skoro już tu jesteś, muszę cię przedstawić.
Dagmara
poczuła jakiś nieopisany skurcz w okolicy podbrzusza. Z początku wzięła go za
pikujący w jej żołądku strach, jednak zaraz zdefiniowała go inaczej. Była to
niechęć. Miała ochotę odepchnąć ręce babci i urażona udać się do drugiej części
domu, na górę, do swojego pokoju. Mimo, że posłusznie weszła za babcią do
salonu wciąż w jej głowie rozbrzmiewały słowa Genowefy: skoro już tu jesteś… Babcia wcale jej tu nie chciała, specjalnie
zaaranżowała spotkanie o tej porze, żeby szatynka nie była obecna, kazała zwolnić
się z lekcji Alanowi i Arlecie, aby zdążyli, a ona nie. Ona była tu nie tylko
niechciana, ale niepożądana i to nie tylko przez Genowefę. Po niektórych
widziała to bardziej, po niektórych mniej.
Rozejrzała
się po twarzach nieznajomych. Rozpoznała jeszcze tylko dwójkę znajomych osób -
Sandrę i Kaspra (jeżeli chodzi o Sandrę to nawet niechęć zdawała się być
niedomówieniem, ona nią gardziła). Kasper z kolei zrobił jej miejsce koło
siebie na sofie. W salonie było plus minus dwadzieścia osób. I te dwadzieścia
par oczu było utkwione właśnie w nią.
-
To moja wnuczka, Dagmara – przemówiła słodkim głosem Genowefa.
Wydawało
jej się, że te słowa nie powinny zrobić najmniejszego wrażenia po obecnych, a
jednak pomyliła się. Wszystkie kobiety obecne w salonie zaczęły szeptać między
sobą. Jedna babuleńka gdzieś przy kaloryferze zaczęła chichotać, jakaś dystyngowana
dama po jej lewej uśmiechać się a jeszcze inna starsza kobieta jej pomachała.
Dagmara dopiero teraz odnotowała, że wśród zebranych byli tylko dwaj
przedstawiciele płci przeciwnej i byli to kolejno Kasper i Alan. Szacowała, że
nie licząc jej, Sandry, Arlety i chłopaków wszystkie kobiety musiały mieć już
dawno po sześćdziesiątce. Każda z nich musiała mieć też i samochód, który
akurat znajdował się na zewnątrz.
-
Miło mi panie poznać – bąknęła szatynka, zmieszana całą sytuacją.
-
Po tylu latach nareszcie się spotykamy – odezwała się kobieta, której Dagmara
już wcześniej nadała miano „dystyngowanej damy”. Wyglądała na najmłodszą z nowo
poznanego towarzystwa. Podobnie jak i jej babci, skóra kobiety wyglądała jakby
była czymś natłuszczona, być może kremem bądź jakimś olejkiem. Kiedy kobieta
podeszła bliżej niej, szatynka poczuła miłą woń. – Bo widzisz, większość z nas
widziała cię po twoich narodzinach.
Na
jej usta aż cisnęło się: No i co z tego?!
Na całe szczęście zdołała powstrzymać się mając na uwadze jeden istotny fakt,
którego istnienia nie mogła zbagatelizować. Otóż, według tego, co opowiadała
jej mama, ona urodziła się w Warszawie i przez pierwszych siedem lat życia z
Warszawy nie wyjeżdżała.
-
Większość? Odwiedziłyście mnie z babcią w szpitalu w Warszawie? – jej
niedowierzanie przeplatało się z ciekawością. Genowefa jęknęła kiwając głową,
co zrobiła chyba tylko dlatego, bo wnuczka znowu powróciła do nazywania jej
babcią a nie ciocią.
Kobiety zaśmiały się, znów szepcząc
coś do siebie. Wychwyciła jakieś zdanie: „Gienia jej kiedyś powie”, jednak to
zdanie równie dobrze mogło brzmieć: „I tak się tego nie dowie”. Wersje były
zbyt prawdopodobne, by miała stwierdzić, która z nich jest tą „prawdziwszą”.
-
Alan, zaprowadź Dagmarę do jej pokoju, dobrze? – zabrzmiał nagle głos jej
babci, wytrącając dziewczynę z jej rozmyślań. O ile to, co powiedziała Genowefa,
zaskoczyło ją, o tyle odpowiedź Alana przyjęła ze spokojem:
-
Możesz równie dobrze rozkazać to samo innym.
-
Sama się odprowadzę – rzekła Dagmara i robiąc dobrą minę do złej gry, wzruszyła
ramionami. Tylko ona sama wiedziała, jak bardzo zrobiło jej się przykro, ale
nie była pewna gdzie się brał ku temu początek. Wiedziała natomiast, że będzie
umiała sama trafić do pokoju.
-
Nigdy nie śmiałabym rozkazywać gościom w moim domu – niemal wyśpiewała
Genowefa, mrużąc lekko powieki w stronę chłopaka. – Tylko dlatego cię o to
proszę – dokończyła po krótkiej pauzie.
-
Nie, naprawdę sama trafię – nic nie mogła poradzić, że lekko zarumieniła się,
ale zrobiło jej się wstyd, że babcia potraktowała ją przed tymi obcymi ludźmi
jakby nadal była niemowlakiem, którego podobno kiedyś widziały.
-
Chodź – Alan wyglądał i zachowywał się wręcz przeciwnie do niej – był
ucieleśnieniem spokoju. Na jego twarzy nie pojawił się żaden oznak złości,
zniecierpliwienia czy zażenowania. Poczekał aż wyszła, bo puścił ją przodem, i
chyba jeszcze spojrzał na jej babcię, ale tego już nie mogła zobaczyć, bo
szybko podążyła wzdłuż korytarza. Wyszła na dziedziniec przez drzwi od kuchni,
minęła fontannę, ale zamiast zachować zimną krew, zaczęła biec do części sypialnianej
rezydencji.
Ja już nie chcę tu mieszkać! –
wrzasnęła w myślach, wbiegając do budynku. Zatrzasnęła za sobą mocno drzwi,
żałując, że nikt tego nie usłyszy. Może ktoś wreszcie zorientowałby się, że w
tym domu gości lepiej traktowano od niej.
Pobiegła
w górę po schodach wprost do swojego pokoju. Miała nadzieję, że Alan tu za nią
nie przyjdzie, że nie będzie wiedział, gdzie przebywa. Że zgubiła go na
korytarzu albo zawiedzie go orientacja, a jednak… usłyszała ciche skrzypnięcie
i ktoś, kto do tej pory znajdował się za drzwiami, zajrzał do środka.
-
Może na drugi raz pomyślałbyś o zapukaniu przed wejściem do mojego pokoju? –
syknęła Dagmara. Jej wzrok oddawał wszystkie negatywne emocje, z którymi
musiała się w tej chwili borykać.
-
Nie tylko pomyślę, ale i cię uprzedzę – Alan zdawał się wiedzieć jakie miała
samopoczucie, ale to nie powstrzymało go od sarkazmu.
-
Dlaczego tu przyszedłeś?! – głos Dagmary z kolei przypominał ujadanie
wściekłego psa. – Dobrze wiesz, że wolałabym żebyś stąd wyszedł i to najlepiej
zaraz – dodała, rzucając się na łóżko.
Tak
długo nic nie odpowiadał, że naprawdę pomyślała, iż posłuchał ją i się wyniósł.
Kiedy odrobinę uspokoiła się, przekręciła głowę w bok. Niestety, rzeczywistość
okazała się ją prześladować. Stał nad jej meblami, oglądając jeden po drugim
jej zdjęcia, które uprzednio leżały poukładane na jednej z półek.
-
Nie powinieneś tego oglądać – warknęła. Gdyby nie czuła się tak paskudnie po tym
jak ją potraktowano w salonie, od razu podbiegłaby do niego i wyrwałaby mu
fotografie z ręki.
-
Dlaczego? – zapytał dosyć grzecznie jak na niego, nawet nie odrywając się od
czynności oglądania jej zdjęć. Właśnie przeleciała jej przez głowę myśl, że chyba
nie posegregowała zdjęć na takie, które nadają się do oglądania tylko dla niej,
i takie, które mogą oglądać jej znajomi czy babcia.
-
Bo ci nie pozwoliłam – pisnęła, zeskakując z łóżka.
Był
na to przygotowany. Wziął wszystkie zdjęcia w jedną rękę i podniósł je do góry.
-
Nie sądzisz, że skoro kładziesz zdjęcia gdzie popadnie, to ktoś może mieć
ochotę je obejrzeć? – nie potrafiła sprecyzować dlaczego, ale zabrzmiało jej to
jak obelga. Jakby właśnie zrugał ją za to, że nie pilnuje dostatecznie uważnie
swoich rzeczy osobistych.
-
Nie obchodzi mnie co myślisz, mogę robić co chcę – mruknęła, choć lekko
pobladła na samą myśl, że babcia mogłaby zobaczyć zdjęcie jak pije w Sylwestra
szampana czy jak usnęła w akademiku na łóżku jej byłego i jak na razie jedynego
chłopaka. Te zdjęcia nadawały się do jej użytku, tylko jej.
-
Żądam ich zwrotu – powiedziała formalnie, wyciągając dłoń w jego stronę. Nie
miała zamiaru bawić się w odbieranie mu zdjęć bo był zarówno silniejszy jak i
wyższy.
-
Jak obejrzę wszystkie, zapewniam, że oddam – odparł, celowo odwracając się do
niej tyłem. – Miałaś jasne włosy jak byłaś mała – wyjawił spostrzeżenie na poły
do niej, na poły do siebie. – Swoją drogą ciekawe życie prowadziłaś. Co
zdjęcie, to impreza. Co zdjęcie, to jesteś pijana.
Wmówiła
sobie, że celowo ją podjudzał, dlatego zagryzła mocno zęby i z powrotem udała
się na swoje łóżko. Tym razem usiadła, żeby mieć lepszy widok na to, co robił.
-
Nieprawda. Niewiele imprezowałam – miała dodać, że jej życie dopiero się rozkręcało,
że dopiero miała zacząć spotykać się z koleżankami w pubach, z mnóstwem
chłopców na randkach, kiedy wiadomość o chorobie matki usunęła jej grunt pod
nogami. Przez całą pierwszą klasę liceum, czyli przez prawie rok choroby
odcięła się od świata. Powinna dodać, że dopiero tutaj, w Kielcach będzie
próbować poukładać życie na nowo, jednak te słowa ugrzęzły jej w gardle. Na
chwilę obecną nienawidziła Kielc, nienawidziła wszystkiego, co wiązało się z tą
rezydencją.
-
Jesteś zła – stwierdził pewnym głosem Alan. – Zła na nich.
-
Zła na was – poprawiła go, jednak on tylko się uśmiechnął.
Musiał
dojść do wniosku, że zdjęcia znajdują się w bezpiecznej odległości od niej, bo
usiadł na krześle przysuniętym do jej toaletki i dokończył przeglądanie. Kiedy
dotarł do ostatniego z nich, podniósł brew, ale nic się nie odezwał ani nijak
go nie skomentował, tylko po paru sekundach odłożył je wszystkie na półkę, na
miejsce skąd je wziął.
-
Nie masz tutaj innych zdjęć? – zapytał, ale tylko pokręciła głową, do siebie w
duchu dodając, że na szczęście resztę zostawiła w domu w Warszawie. – Powinnaś
być zła – niespodziewanie powrócił do ich poprzedniej rozmowy. – W sumie nie
powinienem ci tego mówić, ale oni wszyscy cię okłamują.
-
I akurat tobie jedynemu powinnam uwierzyć? – zapytała, niemal śmiejąc mu się w
twarz.
-
Jeśli chcesz mogę milczeć – zaczął zdawkowym tonem głosu. – Babka ci kiedyś
powie…
Nie
mogła wprost stwierdzić czy zrobił to celowo, bo słyszał szepty na dole i po
prostu powtórzył słowa po kimś, czy zrobił to tylko przez przypadek, ale tym
zdaniem za bardzo ją zainteresował, by miała go puścić bez wyjaśnień.
-
Poczekaj – już podszedł do drzwi, ale posłusznie odwrócił się. – Dlaczego to
powiedziałeś? Słyszałeś te słowa w salonie?
-
Może. A może po prostu wiem, że jest coś, o czym jeszcze musisz się dowiedzieć.
-
Co? - jego wyraz twarzy był nie do zidentyfikowania, a tak bardzo pragnęła by móc
po nim cokolwiek poznać. Nie odpowiedział na jej pytanie. Spojrzał w kierunku
drzwi, jakby jakimś sposobem sprawdzał czy nikt nie podsłuchuje.
-
Powiedz, ale szczerze – zaczął, znowu podchodząc w głąb komnaty, do niej. Nie
szeptał, ale nie mówił też tak głośno jak przedtem. – Czy nie zauważyłaś, że
oni coś przed tobą ukrywają? Że nie mówią prawdy?
Owszem, niejednokrotnie – skwitowała w
duchu, przypominając sobie jak to już w drodze z dworca do willi pomyślała, iż
Kasper miał swoją tajemnicę, której nie chciał wyjawić. Potem, wiele razy,
przekonywała się, że nie była tutaj traktowana jak prawdziwy członek rodziny. Z
jednej strony byli mili, ale kłamali jej o różnych sprawach w żywe oczy, tego
była pewna. Nawet teraz przypomniała sobie, jak to na jej słowa, że firanki się
ruszają, Kasper stwierdził, że to przez przeciąg.
-
Tak, zauważyłam. Jednak to nie odnosi się tylko do nich – wahała się czy
powinna ciągnąć dalej czy pozwolić mu wyjść w tej chwili.
Alan
oparł się o poręcz łóżka, na którym siedziała. Po raz pierwszy tak długo
rozmawiali i po raz pierwszy od dłuższego czasu miała okazję dokładniej mu się
przyjrzeć. Wszystko, co mogła o nim powiedzieć zamykało się w zdaniu, że był
bardzo przystojny i wątpiła, by znalazła się choć jedna dziewczyna na świecie,
która mogłaby temu zaprzeczyć. To był ten typ chłopaka, który mimo określonego
wyglądu i tak pociągał. Właściwie to nawet chciała być tą jedną dziewczyną,
chciała aby okazał się mieć jakąś wadę, skazę na ciele bądź umyśle. Chciała
znaleźć w nim coś, co pomogłoby jej go skreślić. Niestety, jedynym jego minusem
były słowa sączące się z jego ust. Dopóki nic nie mówił wciąż stał daleko wyżej
ponad przeciętność.
-
Tak? Czyżbyś miała na myśli mnie? – zapytał łagodnie, ale nie dała się zwieść.
Pod tą jego niepozornością ukrywało się coś, czemu nie mogła ufać, niczym w
przysłowiu, że wilk kryje się w owczej skórze.
-
Nie będę ukrywała, że tak. Chociażby fakt, iż ty i Arleta niedawno
dowiedzieliście się, że jesteście spokrewnieni.
-
Kto tak powiedział? – sądząc po jego niewymuszonym uśmiechu, widocznie naprawdę
wszyscy ją okłamywali.
-
Najpierw Kasper, potem Arleta to potwierdziła.
-
Ale ty im obojgu nie wierzysz – rzekł z przekonaniem po czym wyprostował się.
Sprawiał wrażenie zgoła bardziej zadowolonego z faktu, iż ona nie ufa
przyjaciołom, aniżeli zawiedzionego. – Wierzysz w magię? – zapytał po krótkiej
chwili namysłu.
Nie
spodziewała się takiego pytania, dlatego też nie od razu udzieliła odpowiedzi.
Nie chciała go wyśmiać czy urazić, bo sądząc po dzisiejszej lekcji historii on
najwyraźniej wierzył.
-
Wierzę, że istnieją zjawiska paranormalne na tym świecie, ale magia… nie, magii
wśród nich nie ma.
Znów
nic nie odpowiedział, tylko podszedł do mebli, gdzie leżały jej zdjęcia. Przez
chwilę patrzył na nie w milczeniu, wziął je do ręki i wrócił do niej, rzucając
je na jej łóżko. Jako, że nie dodał nic więcej, spojrzała w dół, na pierwsze
zdjęcie, które leżało najbliżej niej. Na fotografii spała w najlepsze jako
dziecko w łóżeczku. Miała co najwyżej cztery latka i wszystko na zdjęciu
zgadzało się; kołyska, ona, zabawki; wszystko było na swoim miejscu tak jak to
pamiętała, gdyby nie jej włosy, które nagle zmieniły kolor.
-
Są ciemne – szepnęła, chociaż dobrze wiedziała, że jako dziecko była blondynką.
Dopiero gdy zaczęła rosnąć, jej włosy przybrały kolor brązu.
-
Tak, są ciemne. W takim razie masz już teraz tylko dwa wyjścia – zaczął w
końcu, powoli wycofując się w stronę drzwi. – Możesz myśleć, że użyłem markera
w chwili, gdy nie patrzyłaś, co i tak jest niemożliwą teorią. Ewentualnie
podmieniłem zdjęcia, które widziałem pierwszy raz w życiu, bądź… uwierzyć.
Jak
tylko zamknął za sobą drzwi pośpiesznie dotknęła zdjęcia ręką, po czym zaraz
przejrzała i inne. Jęknęła, kiedy dostrzegła, że na wszystkich zdjęciach
uśmiechała się do niej ta sama, jednakowo ciemnowłosa dziewczynka.
Bardzo fajny rozdział :)
OdpowiedzUsuńNie spodziewałam się w domu Genowefy ani Sandry ani Arlety - nic dziwnego, że Dagmara była zła, sama też bym była. I te babki - co one tam robią? To naprawdę jakiś zlot? :P
Za to Alan jest świetny, tylko on chce ujawnić prawdę Dagmarze, ale może ma w tym swój interes, jest taki tajemniczy, że trudno mi go póki co rozszyfrować.
Opowiadanie bardzo ciekawe, czekam na kolejny rozdział :)
Siema c:
OdpowiedzUsuńTo ja z fantastyka-raja-kalpana.blogspot.com
Przybyłam, przeczytałam, skomentowałam!!! Na razi prolog c: muszę nadrobić resztę (noc jest długa haha)
Bardzo mi się spodobało :) (ale całą opinie masz pod prologiem ;) ) dodam jeszcze, że fajny był wiersz w prologu c: i dobry pomysł z tym pamiętnikiem, który czytał młodzieniec. Seryjnie myslalam, że to opo będzie o jakiejś dziewczynie, której zostało kilka miesięcy życia i się zakocha o wgl... A POTEM TAKIE ZASKOCZENIE!!! SUPER!!!
PMDIW życzę (Pozdrowionka Miłego Dzionka I Wenki)
Nocna Łowczyni
Alan ♥
OdpowiedzUsuńBardzo lubię tą postać, ale zdziwiło mnie to jak bardzo jest chętny do rozgłaszania prawdy.
A jeśli chodzi o babkę, to nie dziwię się, że Dagmarze zrobiło się przykro.
historia-strazniczki.blogspot.com
"Miała ochotę odepchnąć ręce babci i urażona udać się do drugiej części domu, na górę, do swojego pokoju. Mimo, że posłusznie weszła za babcią do salonu" - Po tym fragmencie, jak i po innych podobnych zdaniach doskonale widać hipokryzje... (nie to nawet nie jest hipokryzja), zakłamanie Dagmary i jej nieokazywanie emocji, oraz niepokazywanie prawdziwej twarzy. Ona ciągle odgrywa role tej porządnej, postępującej zawsze jak należy. To trochę tak jakby zawsze i wszędzie chciała świecić przykładem. Mało tego ona poklaskuje takiemu zakłamaniu i w myślach nakazuje je innym. Ją razi w oczy, gdy ktoś mówi co myśli, gdy jest szczery, bo.. nie wiem skąd jej się to wzięło, ale być może została tak wychowana by nie okazywać emocji i swoich myśli, a zawsze zachowywać się tak jak oczekiwaliby tego od niej inni? (Właśnie mi się przypomniało, że nigdy nie lubiłem takich swojego rodzaju dwulicowych i nieszczerych ludzi i teraz już wiem skąd się wzięła ta moja niechęć do Dagmary - nie denerwuje mnie jej zachowanie, a jej myśli w połączeniu z tym zachowaniem - ta dziewczyna jedno myśli, a drugie robi).
OdpowiedzUsuńMam też wrażenie, że Dagmara ma poczucie jakby byłą jakaś ważna, albo najważniejsza. Czuje się zła, że babcia nie wyszła jej na przywitanie gdy pierwszy raz zjawiła się w domu, teraz jest zła, że nie została zaproszona na zlot. Jedynaczka, to w końcu oczko w głowie rodziców, a więc też uważa się za pępek świata (może nie zachowuje się tak, ale z jej myśli doskonale to wynika).
Czyli miałem racje, że Dagmara tylko udaje taką grzeczną i ułożoną (zdjęcia z imprez mówią wszystko w końcu można pić, a nie trzeba się od razu upijać). Swoją drogą ciekawe czy nigdy nie wpadła i czy przed rodzicami też zgrywała takiego aniołka... Coraz mniej ją lubię. Za to do Alana czuję coraz większą sympatię.
Wow - motyw ze zdjęciami i zmienionym kolorem włosów mega. Kupiłaś mnie już chyba na zawsze.
PS. O czym jest twoje drugie opowiadanie. Nie chciałbym czytać streszczenia by nie psuć sobie większości niewiadomych niespodzianek. Chodzi mi tylko o poznanie tematyki i ogólnie treści.
Już wiesz o czym jest drugie opowiadanie, także nie będę o tym pisać.
UsuńNapiszę za to, że Dagmara dużo przeszła i to, że jest dojrzała będzie wyjaśnione :)