poniedziałek, 27 kwietnia 2015

Lamiae: Rozdział 10

WIZJE I WPISY



Tego dnia nie poszła na zajęcia. Wróciła sama do rezydencji autobusem o numerze 4. Kiedy dotarła do domu, nikogo nie było w środku, ani Kaspra, ani Arlety, Sandry, czy (choć tego ani trochę się nie spodziewała) jej babci. Nawet Krawata nie mogła nigdzie znaleźć.
            Zjadła drugie śniadanie w ciszy. Nie miała ochoty włączać telewizji czy radia, od razu pomknęła do swojego pokoju.
            Znajdując się na górze, postanowiła skupić myśli na czymkolwiek, byle tylko nie myśleć o Alanie i o tym, co odkryła. Nawet, jeżeli miałaby się spakować i wyjechać do Warszawy, to byłoby lepsze, niż zatracenie się w rozmyślaniach. Prawdę mówiąc bała się tego odkrycia i gdyby mogła wymazałaby go zupełnie. Na jej szczęście coś pomogło jej oddalić myśli od dzisiejszego ranka.
            Na jej toaletce leżało dosyć grube pudełko w twardej okładce. Dziewczyna wzięła je do ręki, choć nie z zamiarem otworzenia, tylko przekonania się czy jest może podpisane, by dowiedzieć się, do kogo należało.
            Dagmara obejrzała pudełko z każdej strony, powoli akceptując myśl, iż i tak będzie zmuszona zajrzeć do jego środka, jeśli będzie chciała odkryć jego właścicielkę bądź właściciela. Było nieskazitelne. Tekturowe pudełko, z narysowanym bukietem kwiatów na pierwszym planie, umieszczone w wiklinowym koszyku. Kwiaty te, róże i nie tylko, były w różnych kolorach, ale wszystkie podchodziły pod odcień czerwieni. Pudełko skrywało coś w środku i aby do tego czegoś się dostać, trzeba było pociągnąć za złotą kokardkę.   Dagmara rozwiązała pudełko, uważając przy tym, aby nic nie uszkodzić. Jej oczom ukazał się kwadratowy zeszyt w twardej okładce z tymi samymi kwiatami w koszyku, co na pudełku. Nie musiała nawet zerkać do środka, miała podejrzenia sądzić, iż właśnie natknęła się na czyjś pamiętnik, jako, iż w prawym, dolnym rogu widniał po angielsku napis: journal.
            Ktoś, kto zostawił pamiętnik, musiał to zrobić umyślnie. Z jej niewielkiej listy podejrzanych usunęła Kaspra, czyli jedynego, który obecnie z nią mieszkał i który miał największą sposobność to zrobić. Może właśnie dlatego chłopak był czysty – gdyby chciał jej podrzucić pamiętnik, dlaczego miałby to uczynić właśnie teraz, nie wcześniej?
            Z niepewną miną uchyliła okładkę i jej oczom ukazały się starannie wypisane czarnym atramentem słowa:

            Wiktoria Orante,
            Dzienniczek mojego życia i mojej śmierci.

            Wybałuszyła oczy, na skutek tego co zobaczyła. Wiktoria… to przecież nie mógł być przypadek, tym bardziej, że napis pod imieniem i nazwiskiem nie pozostawiał cienia złudzenia.
            Postanowienie jakoby nie zajrzy dalej do pamiętnika, rozprysło szybciej, niż bańka mydlana.

Pamiętniki piszą tylko Ci, których wspomnienia warte są podzielenia.
Właściwie, nie są one niczym specjalnym, ale posiadają w sobie tę znaną wszystkim magię, co sprawia, że nie sposób się od nich uwolnić i odłożyć z powrotem na półkę. Odsłonienie kawałka duszy innej żywej istoty. Poznanie jego najskrytszych sekretów i pragnień. W istocie, zagrabiona wiedza jest tym, co nas przyciąga.
Jednakże, głupcami są Ci, którzy sądzą, iż odkryli coś, o czym nie powinni wiedzieć. Każda osoba prowadząca dzienniczek własnego życia liczy się z tym, że zostanie on kiedyś, kiedykolwiek, ale w końcu przeczytany.

            Dagmara odetchnęła głęboko, siadając na krześle. Lektura, w zasięgu której się znalazła, dawała jej potrzebny odpoczynek od świata zewnętrznego i dała możliwość przeniesienia się w ten już nieistniejący, choć kiedyś, jeszcze nie tak dawno temu, tak realistyczny i żywy.

Ta historia zaczyna się jak każda inna. Opowiada o zwykłych ludziach, którzy wyszli naprzeciw niezwykłym rzeczom. O normalnych zachowaniach, ale paranormalnych zdolnościach. Tego dnia zapytałam przyjaciela, co by zrobił, gdyby nagle całe życie wywróciło mu się do góry nogami. Odpowiedział, że chodziłby po chmurach a trawę uznawałby za tak nieosiągalną jak słońce. Że spałby na księżycu i całymi dniami oddawał się ulubionemu zajęciu segregowania gwiazd. Część zostawiłby na ich miejscu, jako, że są zbyt jasne i dalekie, by je złapać. Połowę zaś zrabowałby do wielkiego worka. Zapytałam, po co? A on na to, żeby pokazać je ludziom, do których należą. Bo ta połowa nieszczęśników nie zdaje sobie sprawy z tego, jaką moc w sobie noszą. Że ich światło to te gwiazdy. Istnieją, co prawda, ale oddalone, nieodkryte i nigdy niewykorzystane, powoli się wypalą.
Rozmowa z nim dała mi więcej, niż miesiące przygotowań.

            Dagmara zinterpretowała ten kawałek tekstu. To Kasper musiał być przyjacielem Wiktorii, nikt inny. Wydawało jej się, jakby właśnie stał przy niej i dokładnie zacytował słowa z pamiętnika. Poczuła się jak bohaterka opowiadania, jakby to o niej, a nie o Wiktorii była mowa. Bo to jej życie wywróciło się do góry nogami…

Mam na imię Wiktoria i urodziłam się 31 grudnia 1990 roku. Jednakże, moje życie zaczęło się wiele lat później z chwilą, kiedy dowiedziałam się, iż umrę 31 grudnia, 2008 roku. Tego samego dnia zaczęłam pisać swój osobisty życiorys w formie pamiętnika.
Prowadzę go z myślą o mojej śmierci, bo rzeczywiście owa śmierć będzie miała miejsce za parę miesięcy. Wtedy i tylko wtedy przetrwa ten wpis. Gdyby bowiem okazało się, iż dzień moich narodzin nie stanie się dniem żałoby, strony w pamiętniku pierwsze zajarzą się ogniem. Ale ja wiem, że tak się nie stanie.
Na razie jednak, pragnę utrwalić momenty godne podzielenia się. Mam z tym niejakie trudności, gdyż ciężko jest obrać hierarchię w opisywaniu rzeczy ważnych i tych mniej. Tym bardziej, jeśli ktoś ma udane życie. A ja, musicie mi wierzyć, posiadam tylko szczęśliwe wspomnienia. Obawiam się, że złe doświadczenie dopiero na mnie czeka, lubieżnie odliczając już sekundy do daty, kiedy mnie pochłonie. 

            Zadrżała, czytając ostatnie zdanie. Te trzy akapity wniosły coś nowego. Teraz miała pewność, że Wiktoria była świadoma zbliżającej się śmierci.
            Dagmara zamyśliła się. Czy i z nią nie stanie się tak samo? W Warszawie nie znała wcale osób, które zginęły młodo. Odkąd przeniosła się do Kielc, miała wrażenie, że na każdym kroku spotykała się z terminem śmierci i morderstw.
            Sięgnęła po kolejną kartkę, by zobaczyć, co kryła w sobie strona druga. Niestety ku jej rozczarowaniu i rozpaczy kartka była zupełnie pusta. W zasadzie, nie tylko ona. Kiedy Dagmara przewertowała cały pamiętnik okazało się, iż był niewypełniony. Tylko ten jeden wpis, który przeczytała na początku widniał dalej, pozostawiając wielki niedosyt w jej sercu.
            Coś tu nie pasuje – pomyślała szatynka do siebie, jeszcze raz wertując zeszyt, jakby w oczekiwaniu, że coś przeoczyła i tym razem jej oczom ukaże się treść. Po paru minutach jednak dała za wygraną. Jęknęła głośno, kładąc się na łóżko, z pamiętnikiem w rękach.
            Patrzyła się na niego tak długo, iż w końcu poczuła znużenie. Podświadomie jeszcze pomyślała, że może skoro świat nie jest taki zwyczajny i przewidywalny jak przypuszczała, zgotuje jej jeszcze jedną niespodziankę i pokaże resztę wpisów.
            Miała dziwny sen, choć w żadnym stopniu nie mógł być on powiązany z pamiętnikiem znajdującym się w jej objęciach.
            Kobiety tańczyły wokół ognia, śmiejąc się i żartując między sobą. Każda była brzydka, każda posiadała jakiś uszczerbek na zdrowiu i ciele. Zrzeszotnienie kości, pryszcze, powyginane palce, czarne zęby, kulawe i te z protezami. Bez kawałków ciała i z powyrywanymi włosami, z brodawkami, świądem, pieprzami i myszkami. Znalazłaby się tu każda choroba świata, naprawdę każda…
            Była w piwnicy, całkiem sama. Bała się, bo ktoś miał przyjść. Ktoś chciał jej zrobić krzywdę, ukarać ją, choć nie zrobiła niczego złego. Usłyszała szuranie butów, był już blisko…
            Świat rozmazywał się, wirował i trząsł. Miała wrażenie jakby zarówno rozciągał się jak i kurczył tylko po to, żeby specjalnie przyprawić ją o mdłości. Wirowało jej w głowie. Obrazy zmieniały swe kształty i kolory jak w kalejdoskopie. Źle się czuła i najchętniej zrobiłaby cokolwiek, aby świat stanął tylko w jednym miejscu. Słyszała jakieś głosy. Głosy, które potem zamieniły się tylko w jeden, ale głowa pulsująca bólem oddalała ją skutecznie od dociekania, kto był jego właścicielem…
            Była nad urwiskiem i spoglądała w dół. Wiedziała, że nie wyglądała jak ona, z bardzo jasnymi, blond włosami, prostymi jak druty, jakby przed sekundą wyszła od fryzjera. Miała bardzo jasne, niebieskie oczy a tak bardzo chciała przypominać dawną siebie…
            I znów głowa pulsowała jej tępym, przeszywającym bólem. Wciąż chwiała się na nogach, kurczowo łapiąc się czegoś przed sobą. Jej problemy nagle przestały mieć znaczenie. Świat zmienił się zaledwie w ciągu paru sekund. Wszystko, co kiedyś skupiało jej uwagę, teraz ograniczało się do trzech słów. To już koniec…
            I raz jeszcze. Siedziała w kuchni w rezydencji po ciemku; nieruchomo i bezwiednie patrząc przed siebie. Ktoś jeszcze był tu obecny, ale każdy obecny był tak samo pozbawiony ochoty do życia. Pozbawiony siły walki. Nawet Krawat zostawił niedopite mleko, siadając na łapkach, jakby czekał na rozkazy. Ale nikt nie mógł mu je dać…
            - Wstawaj mała – dobiegł do niej głos Kaspra, który spowodował, iż otwarła pośpiesznie oczy jak zbieg, którego ścigają i który nie spodziewał się, że to właśnie teraz go dopadli.
            Kiedy dotarły do niej bodźce z zewnątrz wywnioskowała, że musiała usnąć. Kasper stał nad nią, przypatrując się z ożywieniem zeszytowi, który trzymała w dłoni.
            - Jest po północy, więc miałem cię już nie budzić, ale zasnęłaś w ubraniu – zaczął się tłumaczyć, choć jego wzrok wciąż był utkwiony tylko w jeden punkt.  
            Policzyła, że musiała przespać jakieś dziesięć godzin, ale bardziej przejął ją fakt, iż Kasper musiał przecież kiedyś widzieć pamiętnik Wiktorii. On i dziewczyna przyjaźnili się w drugiej klasie, na pewno wiedział, iż prowadziła dziennik. Dagmara znalazła się w kropce, pragnąc tak samo mocno mu go pokazać i zapytać o wpis w środku, co i schować go w szufladzie, tak by go nigdy nie znalazł.
            Co on sobie o mnie pomyśli? – poczęła zastanawiać się, próbując jednocześnie drugą dłonią zakryć zeszyt. Nawet jakby powiedziała mu prawdę, iż znalazła pamiętnik, a nie ukradła go, to nie tłumaczyło faktu, dlaczego leżała z owym pamiętnikiem w ramionach.
Kasper wyprostował się.
            - Widzę, że też prowadzisz pamiętnik – rzekł z ewidentnym smutkiem wymalowanym na twarzy. – Wiktoria prowadziła podobny, tylko chyba miał inną okładkę.
            Zrobiło jej się tak głupio, że chyba aż poczerwieniała na twarzy. Kasper musiał jednak tego nie dojrzeć, bo już po chwili dodał pewniej:
            - Nie chcę zabrzmieć jak uczulony na brud tatuś, ale na drugi raz idź się umyć i dopiero wskakuj do łóżka. Poza tym, już drugi raz wróciłaś sama do domu, musimy rano o tym porozmawiać – podszedł do drzwi, już wyciągając rękę w stronę klamki, kiedy coś mu się jeszcze przypomniało. – A i udało mi się skontaktować z ciocią. Wraca rano – zakończył, po czym dziarskim krokiem wyszedł zamykając za sobą drzwi.
            Dagmara wydała z siebie odgłos żałości. Nie dość, że milczała, kiedy właśnie powinna była mówić, to jeszcze na dodatek już niedługo wracała jej babcia.
            Sama nie mogła odkryć, dlaczego ta wiadomość ją zdenerwowała, może dlatego, iż została jej doręczona przez Kaspra? Że to ona powinna zostać przez babcię uprzedzona? A może po prostu nie miała najmniejszej ochoty widzieć się z Genowefą po tym jak ta wyjechała nawet jej o tym nie napomykając?
            Była tak zła, że cisnęła pamiętnik w róg łóżka, jak najdalej od swoich rąk. Pech chciał jednak, iż zeszyt upadł na podłogę, otwierając się na zapisanej stronie.
            Poirytowana do granic możliwości za swoją niezdarność, podniosła pamiętnik. Mimowolnie rzuciła okiem na tekst, ale zanim zaczęła cieszyć się z tego co zobaczyła, dla pewności przetarła oczy.
            Słowa, które uchwyciła wzrokiem, na pewno wcześniej nie czytała. Przewróciła z roztargnieniem stronę wcześniej, ale z miejsca, gdzie wcześniej znalazła pierwszy wpis, tekst nie zniknął, wciąż figurował zaczynając się od tego samego zdania. To było trochę tak, jakby po jej śnie odkrył się kolejny kawałek treści.
            Wpis z drugiego dnia brzmiał:

            Wczoraj wszystko stało się jasne. Jestem, kim jestem, ale urodziłam się, by być, kim stanę się w przeciągu paru miesięcy. Nie przeraża mnie ten fakt, sygnały, które odczuwałam były już nie do zniesienia. Niepewność, czy to ja jestem inna czy wszyscy pozostali drążyła we mnie od chwili, gdy po raz pierwszy wzięłam do ręki porcelanowego, białego łabędzia, a on ożył w dłoni.
Postawiona jeszcze wczoraj przeze mnie teza jakoby świat się zmienił, dzisiaj zatarła się w nicość. To nie świat się zmienił, to ja odkryłam jego cząstkę. Tak jak istnieją dwie przeciwne siły – miłość i nienawiść, dwa przeciwstawne pojęcia – dobro i zło, istnieją także przymiotniki ludzki i nieludzki. Ludzkie to wszystko to, co pochodzi od społeczeństwa, co mężczyźni i kobiety wymyślali od wieków; czego stali się stworzycielami. Nieludzkie zaś, to nadnaturalne, co dawno temu inny Stworzyciel wykreował. To nie tylko Ziemia. Są to moce, o których Ci ludzcy nie słyszeli i co przed nimi jest chronione od tych samych wieków.
Jako, że my żyjemy w tym, co ludzkie, nie jesteśmy na razie w stanie pojąć wszystkiego. Ale gdybym miała się nad tym głębiej zastanowić, nie wyobrażam sobie żyć całe siedemnaście lat w wiedzy i czekać, kiedy drzemiące we mnie moce wreszcie się obudzą.
Genowefa ma rację. Genowefa to najmądrzejsza osoba, jaką znam. Tłumaczy ona, iż dziewczyna, która swoje życie przeżyje jak chce i umie najlepiej, doceni to, co jeszcze na nią czeka. Dziewczyna, która od narodzin wiedziałaby, kim w przyszłości będzie, czułaby się całe życie wyróżniona, ważniejsza od pozostałych.
Oni tak mają. Przyjaciel tak ma. I choć to cudowna osoba, oddana bratnia dusza i wartościowy człowiek, nie mogę bagatelizować, że czuje się lepszy od innych. Kiedy przejeżdża na czerwonym świetle, nie chodzi do szkoły, gdy poucza mnie, iż wie o czymś, o czym ja się dopiero dowiem.
Widziałam się z nim, a on widział się z kolegami. Podobno zawarli umowę, że jeden drugiemu pomoże. Tyle, że… sama nie wiem. Jeden wciąż beztrosko spogląda na czekające go lata, a drugi jakby odwrotnie, wszystko sobie poukładał, tyle, że nas w swoim planie nie uwzględnił. Są tacy młodzi. To dlatego nie ufam im tak jak mój przyjaciel. Chciałabym, ale nie umiem. W tym ostatecznym dniu, nie widzę ich twarzy przy mojej. Ich ramion przy moich. Ich boków przy moim boku.
Będzie tylko przyjaciel i ja. Zostaniemy tylko my dwoje naprzeciw Ich dwunastki. Tylko my dwoje naprzeciw członkom Rady.

10 komentarzy:

  1. O ja... o.o
    Mrocznie. Bardzo mrocznie.
    Zapytam tylko o jedno. Anioł? Wiktoria stała się aniołem? I to samo czeka Dagmare?
    Chociaż do mojego toku myślenia nie zbyt pasuje fakt, że chcą chronić życie Arlety. Jakby to miało związek z tym, że coś magicznego stanie się z Dagmarą 24.05 ...
    Chwila. Właśnie na coś wpadłam ;3
    Alan, Kaspar, Sandra są hm... jakby ochroniarzami czy kimś w tym rodzaju dla Arlety bądź Dagmary. Chronią albo Arlete albo obydwie. Jestem na 10000000% pewna, że magiczne moce, o których dowie się Dagmara mają związek z nadchodzącą śmiercią(?) Arlety. Albo to Dagmara musi umrzeć, chociaż sądząc po ich rozmowie zpoprzedniego rozdziału to raczej na Arlete czeka śmierć. I jeszcze ta, przerażająca mnie ;_; Genowefa... Czyżby była jakimś...hm...mentorem? Czy kimś z owej rady?
    Opowiadanie robi się coraz bardziej tajemnicze i intrygujące. Bardzo chciałabym poznać już treść następnego rozdziału c:
    ,,Będzie tylko przyjaciel i ja. Zostaniemy tylko my dwoje naprzeciw ich dwunastki. Tylko my dwoje na przeciw członkom Rady."
    To jest najbardziej intrygujące ze zdań Wiktorii z pamiętnika. Mam 90% pewności, żetym pzyjacielm jest Kaspara. A może się mylę?
    Kurka... moje myśli są haotyczne przez co nie wiem jak i w jakiej kolejności zadawać pytania i podzielić się z Tobą moimi przemyśleniami XD
    Mam nadzieję, że coś zrozumiałaś z mojego komentarza ;P
    I liczę na jakieś drobne pODPOWIEDZI ;)
    Świetna robota a opisy jak zawsze cudne ;*

    fantastyka-raja-kalpana.blogspot.com

    PMDIW życzę

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiktoria nie jest aniołem hehe :) Dagmara powoli będzie rozwiązywała łamigówkę, więc nie chcę za dużo zdradzić. Napiszę tylko, że masz rację, przyjacielem z wpisów jest Kasper.
      Dziękuję za obszerny komentarz.

      Usuń
  2. Witaj!

    O mój dobry Boże! To opowiadanie jest genialne. Za każdym razem kiedy je czytam, czuję się jakbym czytała bestseller świetnego pisarza. Naprawdę masz ogroooomny talent. :)
    Tkwiąc w lekturze Twojego opowiadania często czuję się jak jakaś bardzo uprzywilejowana osoba mogąca czytać książki jeszcze przed ich oficjalną premierą! :D
    Ten rozdział to nic dodać, nic ująć.
    Jednak jestem lekko smutna. Bowiem po wcześniejszym rozdziale weszłam w zakładkę „Lamiae” w Opowiadaniach. Trochę sobie „zaspoilerowałam”. Nie chciałam tego, przez to wiem rzeczy, których nie powinnam :o
    Ale to nie sprawia, że kocham twoje opowiadanie mniej. Jestem jego fanką i Twoją również!
    Nie mogę się doczekać nowego rozdziału.... <3
    Jakbyś miała czas to wpadnij też do mnie. Pojawił się nowy rozdział, pod którym umieściłam pytanie, na które chciałabym by wreszcie ktoś mi odpowiedział. Ono strasznie mnie nurtuje! :p

    Weny, weny i jeszcze raz weny!
    Pozdrawiam,
    Aerthis

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Blog już odwiedziłam :)
      Strasznie dziękuję za tak miłe słowa, po takich komentarzach aż chce się pisać dalej, to tak motywuje!
      Nie smuć się, wiesz bardzo niewiele, mimo "spojlerowania" jeszcze sporo przed Tobą :) Lamiae ma przewidzianych dużo rozdziałów, a pomysłów w mojej głowie jest jeszcze więcej.

      Usuń
  3. Śledzę Twojego bloga od niedawna, trafiłam tu z mirriel i jestem zachwycona. Wiedziałam, że nie napiszesz shita (po Supa Vires a zwłaszcza Cor Cordium wiem, że to niemożliwe) ale Lamiae i Nemezis (a nawet miniaturka, która jest przesłodka) przerosły moje oczekiwania.
    Aerthis pisze, że czuje się jakby czytała bestsellera - ja mam tak samo, ale czemu się dziwię? Jesteś bardzo cenioną autorką ff w środowisku potterowskim. Twoje Damione to najlepsze opowiadania jakie czytałam :D
    Lamiae pochłonęłam jednym tchem, każda końcówka zasmuca mnie gdyż pragnę dowiedzieć się więcej :( Wiem, że musisz mieć czas na jego napisanie ale i tak wchodzę tu codziennie bo mam nadzieję, że dodałaś rozdział. Uwielbiam postaci, które stworzyłaś - Alana, Dagmarę, Arletę, Kaspra, Mikołaja, a nawet Krawata, Genowefę i zmarłą Wiktorię kocham, wszyscy są świetni!
    Kiedy następny rozdział? Oby szybko bo nie wytrzymam :P Gdybym miała książkę, to już byłaby przeczytana. Widzisz co zrobiłaś? 10 rozdziałów Lamiae wystarczyło, żebym się uzależniła od Twojego bloga!
    Lecę do Nemezis, napisać kilka słów :)

    Wierna fanka z mirriel

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Strasznie dziękuję za przemiłe słowa :) Nie wiedziałam, że ktoś stąd jeszcze pamięta moje początki :)

      Usuń
  4. kiedy kolejne nemezis?????????????????????��

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tworzy się, niestety ostatnio mam mało czasu, dlatego tak wolno :(

      Usuń
  5. Uwielbiam motyw snu. Kasper rzeczywiście wydaje się być takim szefem, jest też najbliżej Genowefy i mam wrażenie, że kobieta najbardziej mu ufa i najbardziej go szanuje. Nie wiem czemu, ale obawiałbym się Kaspra na miejscu Wiktorii, jak i teraz na miejscu Dagmary. W końcu nie na darmo mówi się "Boże chroń mnie przez mymi przyjaciółmi, od nieprzyjaciół sam się ochronie" (czy jakoś tak to się mówi). ci wspomniani chłopcy to Alan i nie pamiętam jak się zwał ten uśmiechnięty, ten co trącał Dagmarę na lekcji (wybacz mój umysł o tej godzinie już widocznie samoczynnie się wyłącza, bez mojego pozwolenia, nawet prośby o owe pozwolenie nie składa). Oni by nie pasowali bo są tylko rok od Dagi starsi... musi być ktoś jeszcze, takie ja odnoszę wrażenie. Myślę, że w śnie Daga była Arletą, że to ona ma zginąć, a o Dadze i Sandrze była mowa w wierszyku, że jedna będzie siłą (nie, tam nie było tego słowa, ale było do tego zbliżone).
    Jeśli Wika pisała inny pamiętnik (bo przecież Kasper by ten właściwy poznał) to znaczy, że ktoś albo przepisał pamiętnik, w co wątpię, albo zmienił jego okładkę, a zmienianie zdjęć to domena Alana, a więc to Alan podrzucił pamiętnik (powiedz mi czy mam racje).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację co do pamiętnika, ale tego dowiecie się za kilka rozdziałów :)

      Usuń