niedziela, 8 lutego 2015

Lamiae: Rozdział 1

JEDEN ROK


Dziewczyna o imieniu Dagmara spojrzała kolejno na osoby, z którymi dzieliła przedział, szukając odpowiedniego przymiotnika dla określenia tych ludzi.
Ekscentryczni – pomyślała, ale zaraz się zreflektowała, uznając „ekscentryczni” za ewidentne niedomówienie. Szaleni prędzej…
Naprzeciw niej siedziała matka z dzieckiem. Kobieta nie interesowała się niczym innym jak tylko rozwiązywaniem łamigłówek sudoku, co chwila gryząc ołówek w zębach. Jej dziecko natomiast siedziało w pociągu w kapturze założonym na głowie przez bite dwie i pół godziny... Nie wspominając o fakcie, że trudno było określić jego płeć, ten młody człowiek nie zachowywał się jak pięcio-sześciolatek. Sposób jego wyrażania opinii bądź odpowiedzi na znikome pytania matki przypominał dorosłego, co dało Dagmarze do myślenia kto w „rodzinie” siedzącej naprzeciwko niej sprawował rolę rodzica, a kto dziecka. 
Obok matki spoczywała młoda para Cyganów, którzy łaskotali siebie nawzajem najwidoczniej w celu uporania się z nudą, która to doskwierała pasażerom. Dziewczyna, uczesana w luźny kucyk, od czasu do czasu biła w twarz chłopaka, a on się wtedy uśmiechał, ukazując wszystkim obecnym w przedziale swoje cztery przednie, złote zęby. Zachowywali się tak głośno, że Dagmara z trudem powstrzymywała się, żeby i ona nie wybuchnęła śmiechem i choć dwóch chłopców siedzących koło niej nie miało żadnych oporów przed rechotaniem ze wspomnianej pary, ona starała się powściągać swoje emocje. Chłopcy siedzący koło niej śmiali się na jej gust za całą resztę w przedziale, w zbyt ostentacyjny sposób żartując między sobą, że Cygan stracił każdy z zębów od razów swojej dziewczyny. Dagmara z niesmakiem wyczuła, że od rudzielca siedzącego bezpośrednio koło niej roznosił się nieprzyjemny odór alkoholu. A i drugi z nich musiał być pod wpływem czegoś silniejszego, gdyż z ust nie schodził mu bananowy uśmiech. 
Ostatnią osobą, która podobnie jak i ona sprawiała wrażenie zdegustowanej zachowaniem nastolatków, była starsza kobieta. I jakkolwiek normalna by się na pierwszy rzut oka wydawała, jak tylko zdjęła sweter Dagmara zmieniła zdanie. Na dłoni kobiety widniał jakiś symbol, coś w kształcie tatuażu jakby należała do jakiejś sekty. Niestety dziewczyna była od kobiety zbyt oddalona by miała okazję przyjrzeć się tatuażom z bliska. Sam znak nie był niczym dziwnym w dzisiejszych czasach, ale morderczy wzrok kobiety, kiedy Dagmara go spostrzegła, owszem.
Chłopcy koło niej po raz kolejny z rzędu wyśmiali parę Cyganów, którzy poczynili starania by wydostać się z przedziału. Poczynili starania; nie żeby im się to od razu udało... Dziewczyna zakwiczała wesoło, kiedy jej partner złapał ją za brzuch. Ratując się przed jego rękoma usiadła na swoim miejscu a następnie wrzasnęła dziko i rzuciła się w kierunku ucieczki. 
Pociąg zaczął stopniowo zwalniać, dając głośno temu oznaki. Wył, stukając i ścierając kołami po szynach, by ostatecznie zastygnąć w bezruchu. Dagmara przykleiła się jak najbardziej do okna żeby tylko móc dojrzeć jak nazywa się stacja. Kiedy odwróciła głowę, po parze Cyganów nie było już śladu, więc wywnioskowała, że musieli wysiąść tutaj, w Szydłowcu. Wraz z ich odejściem w przedziale momentalnie zrobiło się cicho, niemal głucho.
Nie dane było jej jednak długo błogosławić ten wymarzony spokój, bo do uszu bowiem doleciała jej jakaś znana melodia piosenki i po chwili zorientowała się, że do jednego z pasażerów, mianowicie chłopaka, który siedział przy kobiecie z tatuażem, ktoś zadzwonił.
– Co tam? –  po przedziale rozległ się dźwięczny, młody, męski głos.
Dagmara oparła się o zimną szybę. Mimo że był koniec wakacji było jeszcze bardzo ciepło a otwarte okno w przedziale niewiele pomagało.
– Nie, co ty. Jeszcze jakaś godzina – odparł chłopak na pytanie, które musiało brzmieć: Ile jeszcze będą jechać, bądź czy już dotarli dokąd zmierzali. Dagmara też miała wysiadać za niecałą godzinę, więc prawdopodobnie chłopcy jechali, tak jak ona, do Kielc.
– Ma się rozumieć.
Wagon drgnął lekko, wyraźnie to wyczuła. Nie lubiła podróżować pociągiem, choć, co może wydawać się paradoksalne, uwielbiała tramwaje czy metro. Odetchnęła głęboko, ze smutkiem uświadamiając sobie, że tam dokąd zmierza będzie ją czekać wyłącznie komunikacja miejska w postaci żółto-czerwonych autobusów.
– Podejrzewam, że trójkę. Nie przedstawili się – nastąpiła kolejna chwila przerwy. – A ty gdzie jesteś? Myślałem, że masz zebranie. Możesz tak sobie wychodzić?
Dagmara była na tyle znudzona, że nawet chętnie posłuchałaby dlaczego ktoś urwał się z jakiegoś zebrania. 
– Serio? Nic ci za to nie zrobią?
Istniała szansa, że chłopak zaraz opowie rudzielcowi przebieg rozmowy, ale niestety była ona płonna, bo drugi z nastolatków zaczął przysypiać.
– Ale numer.
Nie miała pojęcia co powiedział rozmówca chłopaka, ale musiało to być coś zabawnego sądząc po wesołym tonie jego głosu.
– Tak jakby to była dla ciebie kara...
Gdyby nie szum w przedziale zapewne bardziej próbowałaby podsłuchać rozmowę. Nigdy nie uskarżała się na słuch, wręcz przeciwnie, ten zmysł miała doskonały.
– Niezły pomysł. Ale upewniłeś się, że ktoś przyjedzie na stację?
Też była ciekawa czy Genowefa o niej nie zapomni i pojawi się po nią. Słowa chłopaka przypomniały jej o czekającym ją najbliższym spotkaniu z babcią i wprowadzeniu się do niej na cały rok, dlatego jedzenie, które zjadła przed wyjazdem, zrobiło niebezpieczne fikołki w brzuchu. Bała się przeprowadzki, zmiany towarzystwa i szkoły.
– W takim razie w porządku. Poczekamy tylko trochę i pojedziemy się napić.
Spojrzała ukradkiem na chwiejącego się rudzielca obok niej i pomyślała, że temu tutaj chyba było dość. Nieświadomie oddaliła się od niego gdyby przyszło mu do głowy zwymiotować.
– Eee, już wytrzeźwiał. Może na nowo ładować.
Rzuciła wytrzeszczone spojrzenie w kierunku rozmawiającego chłopaka – w jej mniemaniu rudzielec był tak daleki od trzeźwości jak ona do wyskoczenia z pędzącego pociągu.
– Oby, bo jak nie to nie uśmiecha mi się eskortowanie.
Tym razem spojrzała niepewnie na pijanego chłopca, bo jego głowa zachwiała się niebezpiecznie i z wolna zjechała na jej ramię. Poruszyła lekko barkiem żeby się obudził, ale on ani myślał jej pomóc.
– Nie sądzisz, że to lekka przesada?
Osoba po drugiej stronie słuchawki nie wysilała się z szybką odpowiedzią.
– Jasne. Dobra, muszę kończyć, bo Dawid właśnie znalazł sposób poderwania ślicznej szatynki, a ona nie wygląda na chętną.
Zrozumiała niemal natychmiast, że ostatnie zdanie odnosiło się do niej. Jeszcze raz poruszyła ramieniem, tylko że tym razem o wiele mocniej.
– Heh, na razie – zakończył rozmowę chłopak, po czym wcisnął komórkę do kieszeni w spodniach i wstał z siedzenia śpiesząc jej na ratunek.
– Ciężki… – jęknął gdy po paru podjętych próbach, w końcu udało mu się przesunąć kolegę na miejsce obok kobiety z tatuażem, a sam władował się obok Dagmary.
– Dzięki – bąknęła zadowolona, że rudzielec znalazł się z dala od niej. Pomimo wcześniejszych obaw, drugi z chłopców w ogóle nie sprawiał wrażenia pijanego.
Była prawie pewna, że chłopak miał przemożoną ochotę porozmawiać z nią, jednak z jakiejś przyczyny tego nie zrobił, dlatego odwróciła się znów do szyby i spędziła w takiej pozycji jakieś pięćdziesiąt minut. Gdy zobaczyła napis Kielce Piaski zaczęła się szykować do wyjścia. Na całe szczęście chłopak, który siedział koło niej i rozmawiał wcześniej przez telefon, okazał się na tyle pomocny, że zdjął jej ciężką walizkę z półki znajdującej się nad siedzeniem. Inaczej sama nie dałaby rady tego dokonać – trzy godziny temu bagaż wniósł do pociągu jej tata. Walizka, prawie tak wielka jak ona sama, mieściła wszystkie najpotrzebniejsze jej do życia rzeczy na nadchodzący rok. Rzeczy, które były mniej potrzebne, zostały wysłane w pudle kurierem dziś rano.
– Pomóc ci ją wynieść z pociągu? – zaproponował chłopak, na co z ulgą przystała. Dopiero teraz odnotowała, że zarówno on jak i jego kolega, w przeciwieństwie do niej, nie mieli przy sobie żadnych bagaży. Chłopak kopnął niby to przypadkiem rudzielca, na co ten wzdrygnął się i obudził.
– Już jesteśmy? – zapytał nieprzytomnie.
Ich trójka wygramoliła się razem z pociągu. Uczynny chłopak wreszcie postawił walizkę na betonie. Kiedy to zrobił myślała, że od razu oddali się z kolegą, jednak on poradził jej, żeby nie czekała tutaj, tylko na dworcu.
Nie była do końca pewna czy powinna ruszać się z miejsca, ale jako że peron coraz bardziej pustoszał, a babci wciąż nie było, zgodziła się. Przeszli parę metrów pod tunelem, po czym wspięli się po schodach na halę dworcową. Chłopcy cały czas jej towarzyszyli, co trochę ją zaniepokoiło, ale postanowiła na razie nie zaprzątać sobie tym głowy. W końcu zaraz miała pojawić się jej babcia.
Młodzieńcy również kogoś szukali. Rudzielec obleciał szybko wzrokiem halę, a drugi obejrzał się w kierunku wyjścia na zewnątrz.
– No to… miło było poznać – powiedział pogodnie, po czym puszczając jej oczko dodał: – Jestem pewien, że jeszcze się spotkamy – głos chłopaka był tak stanowczy, że niemal mu uwierzyła. Prawie uwierzyła. Bo może Kielce nie były Warszawą, ale do najmniejszych na świecie miast nie należały, więc szansa jakoby miała spotkać się jeszcze kiedykolwiek z tą dwójką przypadkowo poznanych osób, wydawała się zbyt niska by traktować ją poważnie. Rudzielec jej zasalutował, po czym oboje skierowali się ku wyjściu i więcej ich już nie widziała.
Została sama. Pasażerowie wciąż przewijali się po hali, ale ona była zbyt pochłonięta znalezieniem Genowefy (swojej babci), żeby dostrzec przemykającego gdzieś obok czarnego kota. Wyglądał jakby celowo plątał się tuż nieopodal jej nóg łudząc się, że może jak go zobaczy, to zechce przygarnąć. Po chwili jednak zrezygnowany czmychnął do wyjścia. To tam zobaczył go wchodzący brunet, z ciemnymi jak smoła oczami. Uśmiechnął się na powitanie.
– Wreszcie – powiedział cicho, tak by nikt w pobliżu tego nie słyszał. – Myślałem, że już nigdy tu nie dotrzecie.
Kot miauknął żałośnie jakby chciał się poskarżyć ile to trwało, jakby chciał wyjaśnić, że pociąg był opóźniony i chłopak chyba zrozumiał, bo pogłaskał uspokajająco zwierzaka po grzbiecie.
– Gdzie ona jest? – zapytał, choć sam bez żadnej pomocy zaczął się rozglądać. Jego spojrzenie powędrowało do grubej nastolatki z warkoczami niczym u pięcioletniego dziecka. Kot wyglądał jakby w tej chwili żałował, że nie może wywrócić oczami. Podreptał naprzód, by ostatecznie stanąć obok Dagmary.
Chłopak podrapał się po głowie. Inaczej wyobrażał sobie dziewczynę. W końcu Genowefa pokazała mu zdjęcie swojej wnuczki i mimo że było to zdjęcie sprzed trzynastu lat jakoś trudno mu było zaakceptować myśl, że jego wyobrażenie okazało się mylne.
– Hej – zaczął, podchodząc do dziewczyny z wyciągniętą już na powitanie ręką. – Jestem Kasper, ciotka prosiła abym cię odebrał.
Dagmara przypatrzyła się najpierw nieznajomemu, potem łaszącemu się tuż koło jego stóp czarnemu zwierzakowi i przymrużyła nieufnie powieki. Kot zrobił kolejną rundkę wokół nóg Kaspra.
– Miau – powiedział po swojemu, przymilając się tym razem już do dziewczyny. Teraz to jej nogi stały się obiektem jego uwielbień.
– No tak, zapomniałbym – dodał pośpiesznie brunet. – Ten futrzak to Krawat.
Dziewczyna znów rzuciła wzrokiem na dół. Takiego kota jeszcze nie widziała. Był czarny z wyjątkiem dwóch przednich łapek, które były koloru białego. To wyglądało osobliwie, jak gdyby kot miał założone rękawiczki. Ale to nie koniec. Pod jego główką widniała również biała plamka, która do złudzenia przypominała krawat. I jeszcze jakby tego było mało jego wąsy też były całkiem białe, co na ciemnym tle umaszczenia zwierzaka prezentowało się cudacznie.
Kot dżentelmen – pomyślała Dagmara do siebie.
– Dlaczego nie ma tu babci? – zapytała po chwili, z trudem odrywając wzrok od kota i jednocześnie próbując nie zabrzmieć zbyt szorstko. Zwierzę zamachało dumnie ogonem.
– Musiała pojechać do szkoły, załatwić sprawy związane z twoim przeniesieniem – wszystko co mówił trzymało się razem, nie miała podstaw by sądzić, że kłamie.
– Pozwolisz, że do niej zadzwonię? – zapytała grzecznie, jednak nie pomogło to na tyle by Kasper nie zrobił zdegustowanej miny.
– Jak tam sobie chcesz – wzruszył ramionami. – Ale uprzedzam, że i tak się do niej nie dodzwonisz, bo ciotkę bardzo ciężko uchwycić przez telefon.
Dziewczyna zastanowiła się czy miała kuzyna o imieniu Kasper, ale nikt nie wpadł jej do głowy. Musiał on być więc jej kuzynem o którym nigdy nie słyszała (w końcu inaczej nie mówiłby dwukrotnie do jej babci ciocia), bądź zwykłym oszustem. Chłopak musiał pomyśleć o tym samym, bo zaraz pośpieszył z wyjaśnieniami.
– Wszyscy mówią do niej ciocia.
Nie miała pojęcia, kim byli ci wszyscy ani czy mówił prawdę, ale zważywszy na fakt, że zawsze była łatwowierna, w końcu i tak by z nim pojechała. To była tylko kwestia czasu.
– Cóż, to gdzie masz samochód?
Kasper uśmiechnął się w podziękowaniu za odrobinę zaufania, jakim go obdarzyła.
– Chodź, pokażemy ci – rzekł, na co pomyślała, że brunet był dosyć specyficzny. Mówił jakby kot był również osobą, jakby rozumiał. W zasadzie sam zwierzak mu w tym wtórował – maszerował tuż obok niego, zadzierając wysoko łeb. Chodził tak wyprostowany, że szczerze wątpiła czy widziała kiedykolwiek równie sztywne zwierzę – no chyba, że zdechłe. Kot dokładnie wiedział, w którą stronę kierować się do samochodu, nie odstępując Kaspra ani na krok.
Kiedy wyszła na zewnątrz jej uwagę skupiło czarne ferrari. Piękny, luksusowy samochód, na którego nabytek niewiele osób mogło sobie pozwolić. Wszystkie szyby w samochodzie były przyciemnione, nawet te na przodzie, dlatego rozważyła czy to było w ogóle legalne w Polsce.
– Co robisz? – dobiegł do niej głos zniecierpliwionego Kaspra, więc podbiegła do niego w podskokach. Wolała nie tłumaczyć swojego ociągania się widokiem ferrari, tym bardziej, że kilkanaście okazów już w życiu widziała. To faceci mają bzika na punkcie luksusowych marek aut, nie kobiety.
Pomogła mu z walizką, upychając ją do bagażnika. Samochód sam prezentował się lepiej, niż się spodziewała. Nie przyjechał po nią jakimś tam polonezem, tylko raczej nowym mercedesem. Nie pytała czym się zajmował zgryźliwie wyobrażając sobie, że był dilerem, skoro stać go było na drogie auto. Dilerów nie pyta się przecież, jakim rodzajem narkotyku handlują…
Krawat wskoczył na tylne siedzenie, po czym zwinął się w kłębek i zaczął mruczeć donośnie. Ona też zajęła swoje miejsce, tyle, że z przodu.
– Powiesz mi skąd znasz moją babcię? – zapytała po chwili, gdy chłopak przygotował się do jazdy i przekręcił kluczyk w stacyjce uruchamiając pojazd.
Instynktownie spojrzała w prawe lusterko szukając wzrokiem ferrari, ale zamiast niego po stokroć bardziej zainteresowała ją postać opierająca się o ten właśnie samochód. Odwróciła się do tyłu, spoglądając na nią przez tylną szybę samochodu. Był to blondyn, idealnie kontrastujący z ciemną karoserią; miał czarne spodnie od garnituru i białą koszulę, na której wisiał poluzowany krawat. Ten widok zupełnie ją zdekoncentrował, po raz pierwszy w życiu ktoś wywarł na niej tak wielkie wrażenie. Mimo że jeszcze go widziała, już czuła w sercu żal, że zaraz odjedzie i już nigdy więcej nie spotka tego młodzieńca.
– Nie wiesz? – Kasper wydawał się być zaskoczony. – Myślałem, że ci powiedziała. Mieszkamy razem.
Odpowiedź chłopaka spowodowała, że kiedy ruszył z piskiem opon nawet nie krzyknęła, wciąż w zbyt wielkim szoku aby zareagować. Czyżby to był kochanek jej babci? Chłopak mógł wyglądać młodo, ale przecież nie miał powyżej dwudziestu lat, a Genowefa miała około siedemdziesiątki. Trapiona nagromadzonymi pytaniami w swojej głowie, postanowiła w końcu przerwać ciszę, która zapanowała po tym niezwykłym wyznaniu. Spoglądając w lusterko nie widziała już nic oprócz śmigających samochodów koło nich na trasie.
– Ty… no wiesz… – nie chciała zabrzmieć wścibsko, ale przez to nie mogła wykrztusić z siebie odpowiednich słów. – Pomagasz jej w domu? – bąknęła wymijająco.
– W jakim sensie pomagam? 
– Nie wiem – jego skrytość zaczęła ją peszyć. – Jesteś kucharzem, sprzątaczką, wszystkim razem? Czy raczej zabawką erotyczną starszej pani? – wiedziała, że była niegrzeczna, ale nie zamierzała za to przepraszać. Spojrzała na niego wyzywająco, na co chłopak zaczął się śmiać pod nosem. 
– Myśl co chcesz, chociaż sam ująłbym siebie w terminie pasożyta.
– Jesteś jej utrzymankiem – skwitowała całkiem poważnie, ale znów zaczął się śmiać.
– Zabawna jesteś, masz rację. Jestem jej utrzymankiem. Nic nie robię, a mam dach nad głową i potrzebne schronienie – przy tym zdaniu na moment umilkł i westchnął, wpatrując się w jezdnię przed sobą. – Twoja babcia gwarantuje mi co dzień jedzenie, mam z kim porozmawiać. W zamian daję jej tylko swoje towarzystwo – dokończył po minucie przerwy.
– Chodzisz do pracy? – nie wytrzymała spoglądając niepewnie na samochód. Do tego by stwierdzić, że dawno przekroczył limit dozwolonej prędkości nie trzeba było mieć prawa jazdy.
– Nie, na razie jeszcze nie – odparł zerkając na chwilę w bok, oceniając jej minę, która wyrażała niepocieszenie. – Dwa lata temu zdałem maturę i dopiero czegoś szukam. Może znajdę po wakacjach.
– Aha – mruknęła. – A rodzina? Twoi bliscy ci nie pomagają?
– Za dużo chcesz wiedzieć naraz – powiedział, marszcząc czoło. Zamknęła natychmiast usta, bo już miała w planach zadać kolejne pytanie. Świadoma tego, że jeszcze go nie znała i że przedwcześnie nie powinna wydawać opinii, oddaliła od siebie myśl, że brunet, który prowadził w tej chwili samochód i siedział za kółkiem mercedesa, miał swoją tajemnicę i nie było to dilerowanie, tylko coś zgoła innego.
– Nie lubię ciszy – wyznała mu zgodnie z prawdą. – Dlatego jeśli ty nie chcesz mnie o nic pytać, nie oczekuj tego samego ode mnie. Poza tym, jeżeli mnie porwałeś to właśnie tworzę pomiędzy nami więź, jaką naukowcy nazywają syndromem sztokholmskim.
– Nie porwałem cię i zaraz sama się o tym przekonasz.
– To świetnie – parsknęła, oglądając się przez ramię aby zobaczyć co porabiał Krawat. Kot przestał mruczeć i spał zupełnie jakby odsypiał podróż w pociągu. Niedorzeczne… Przecież Krawat pojawił się dopiero na dworcu wraz z Kasprem. – To kot mojej babci? – zapytała powracając spojrzeniem na krajobraz przed sobą. Co prawda teren nie był jeszcze w pełni górzysty, ale gdzieniegdzie mogła zobaczyć coś na kształt kopców, które w stolicy nie miały prawa bytu, jeśli nie licząc tych sztucznych.
– Tak – przyznał, dodatkowo przytakując głową. – Podobno przybłąkał się do jej domu jakiś czas temu. Wiesz, jeżeli ciąży ci cisza, to może opowiesz mi co porabiałaś w Warszawie?
Wiedziała, że zrobił to tylko po to aby się czymś zajęła, ale i tak była mu za to wdzięczna. W zasadzie może nie chciał sam jej wypytywać, aby nie trafić na drażliwe tematy, takie jak śmierć jej matki czy to, że nigdy nie odwiedzała wcześniej babci. Przez samą tą myśl poczuła do niego większą sympatię.
– Więc… całe życie byłam raczej aktywną osobą – zaczęła, przypominając sobie momenty z dzieciństwa, kiedy chodziła na taniec, na jazdę konną, na dodatkowe zajęcia angielskiego i francuskiego. To, że przez cały ubiegły rok działała w harcerstwie i miała wykupioną zniżkę na basen, choć i tak nigdy nie nauczyła się idealnie pływać. – Dopiero kiedy moja mama zachorowała, wszystko się zmieniło. To pewnie dlatego tata chciał abym się tu przeprowadziła na rok.
– Myślałem, że to przez pracę, bo dostał etat za granicą – przerwał, zerkając na jej reakcję. Jego zdanie upewniło ją co do twierdzenia, że on i babcia rozmawiali o jej przyjeździe i o jej rodzicach już wcześniej.
– Gdyby bardzo chciał, mógłby mnie wziąć ze sobą – wyjawiła swoje myśli. – Umiem angielski, dałabym sobie radę w szkole za granicą. A nawet jeśli nie chciał, mama i tak puściła mnie rok wcześniej do szkoły, przerwa w nauce nic by mi nie zrobiła. Moim zdaniem chodziło mu o to abym przez rok spróbowała życia gdzie indziej. Babcia, z tego co mi opowiadała mama, zawsze była energiczną osobą. Ja ją nie bardzo pamiętam, ale podobno roznosi pozytywną energię. Tata liczy, że przesiąknę tą energię i wrócę nią naładowana.
– Mówił ci o tym?
– Nie, skąd – zaperzyła się. – Od śmierci mamy rzadko rozmawialiśmy. Tyle że ja go znam. Gdyby na to nie liczył, wybrałby mi inne miejsce do mieszkania.
– Co jest złego w Kielcach? Przecież to niedaleko Warszawy – Kasper po raz pierwszy wyglądał na zaintrygowanego. Patrzył na nią trochę dłużej niż powinien i już miała upomnieć go, żeby wrócił myślami do jezdni, gdy skręcił dosyć ostro w bok wjeżdżając na polny szlak. Podskoczyła do góry od dziury w którą wpadł samochód, natarczywie łapiąc się trzymającego ją pasa bezpieczeństwa.
– Nic, ale ja nie znam Kielc. Mama z babcią pokłóciły się tutaj tuż po moich narodzinach, przez co nigdy tu razem nie przyjeżdżałyśmy – mimo że miała ochotę powiedzieć mu więcej, nie znała go na tyle aby wyjawić wszystkie sekrety rodzinne, tym bardziej, że wyglądało na to, że on jeszcze o tym nie wiedział. I tak musiał pomyśleć, że była gadułą, co nie do końca było prawdą.
Pojazd w końcu się zatrzymał, więc przeniosła wzrok na otoczenie. Omal nie zemdlała, kiedy nareszcie zorientowała się, że znajdowali się ni mniej, ni więcej, tylko w lesie.

11 komentarzy:

  1. Krawat to mój ulubiony bohater :-) Przypomina mi trochę Salema z "Sabrina nastoletnia czarownica". Jeszcze nie umiem połączyć sobie informacji z prologu z pierwszym rozdziałem, więc postacie są dla mnie jedną, wielką niewiadomą.
    Jestem bardzo ciekawa jak rozwinie się akcja, a tak poza tym podoba mi się jak wszystko opisujesz, wychodzi to bardzo naturalnie, chwilami mam wrażenie jakbym czytała książkę

    A i dziękuję za miłe słowa, rzadko spotyka się osoby, które tak dokładnie wszystko komentują, tym bardziej jeśli chodzi o zwykłe opowiadania, a nie fanfiction na które jest moda.
    PS. Kolejny rozdział niezłomnej dodam dzisiaj i tak, mam świadomość, że trochę zaniedbałam wątek Marcusa :-)

    niezlomna.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Krawat to również mój ulubiony bohater! :)
    Prolog oczarował mnie - pamiętnik Wiktorii jest napisany świetnie, Ten fragment kiedy Wiktoria pyta przyjaciela, co by zrobił gdyby całe życie wywróciło mu się do góry nogami - piękny. Podał on nietypową odpowiedź, sama lepszej nie wymyśliłabym :)
    Ciekawi mnie kim jest blondyn w ferrari i czy ma on coś wspólnego z prologiem - czy to ten sam elegancki młodzieniec?
    Podoba mi się postać Kaspra, mam nadzieję, że okaże się, iż nie porwał Dagmary i zagości w opowiadaniu na dłużej.
    Czekam na kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zapowiada się całkiem ciekawie, miło się czyta Twoje opowiadanie :).
    Takie mam wrażenie, że ci opisani faceci: jeden przy aucie, tych dwóch z
    pociągu, no i ten co ją zabrał, że oni wszyscy są z tego zakonu.
    Może się nie mylę, kto wie?
    Poza tym - Krawat jest genialny! xD.
    Nie jestem zbyt dobra w pisaniu komentarzy :). Błędów nie widziałam,
    wszystko zapewne ładnie, powoli się rozkręci, więc... Czekam z
    niecierpliwością na kontynuację :).
    Pozdrawiam,
    Death.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Nie jestem zbyt dobra w pisaniu komentarzy"
      Wydaje mi się, że idzie ci całkiem nieźle ;p A tak na poważnie, to wystarczy ciepłe słówko, dwa i chociaż wiem dla kogo piszę!

      Usuń
  4. Nadal nie potrafię rozgryźć tej historii, a to chyba dobrze, nie? Lubię to małe zaskoczenie czające się za zakrętem, następnym rozdziałem. Nudzi mnie przewidywalność, więc masz ode mnie duży plus, za nietypowość Twojego opowiadania. Nadal nie wiem kim jest Wiktoria, ale... Reszta bohaterów jest niesamowita!
    Czytam dalej...

    Pozdrawiam,
    Aerthis

    OdpowiedzUsuń
  5. Dokładnie, Krawat przypomina tego kocura z "Sabriny" - jest niesamowity :) Zresztą, jeśli to opowiadanie o czarownicach - to i czarny kot (jeszcze dżentelmen) musi być! Ciekawe czy okaże się zamienionym młodzieńcem hihi.
    Blondyn z ferrari mnie pociąga, mam nadzieję, że zamieścisz o nim coś więcej gdyż jest bardzo intrygujący.
    Rozumiem niepokój Dagmary - ja również czułabym się nieswojo z obcym chłopakiem w samochodzie.
    Cass

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja co prawda choć szczególnym miłośnikiem kotów nie jestem, to Krawat z całą pewnością mnie kupił. Nie wiem skąd, ale przyszło mi na myśl, iż tym kotem naprawdę jest postać ludzka i pasowała mi do młodzieńca z prologu (tak na marginesie wybacz, że nie skomentowałem prologu, postaram się wszystkie moje myśli zawrzeć tutaj).
    Znalazłem błąd:
    "Odpowiedź chłopaka spowodowała, że kiedy ruszył z piskiem opon nawet nie krzyknęła, wciąż w zbyt wielkim szoku, aby zareagować." - brakuje "była", powinno być "wciąż była w zbyt wielkim...".
    Na początku też raziły mnie powtórzenia typu "rudzielec" "Kasper", zawsze można użyć jakiegoś zamiennika.
    Co do Dagmary to wątpię bym ją polubił, bo wydaje się patrzeć na wszystkich z góry jakby czuła się kimś lepszym. Dziwne, że drogi samochód od razu skojarzył jej się z dilowaniem, przecież równie dobrze chłopak mógłby mieć bogatych rodziców, albo dorobić 1-4 lata za granicą. Moim zdaniem nic nie wskazywało na to, że może on być dilerem.
    Co do blondyna z drogiego Ferrari, to czuje, ze on przyjechał po tych dwóch z pociągu. Teraz jak tak myślę o tym pociągu, to sądzę, że tym kotem może być ta starsza pani z tatuażem, ale czy wtedy nadano by jej imię "Krawat"? Szczerze wątpię.
    Rozdział nudnawy, bo tak właściwie nic w nim się nie dzieje, ale rozumiem, że to dopiero początek i zapewne dalej się rozkręca. Tutaj wygrała końcówka, ten las, aż nie mogę się doczekać gdy już przeczytam po co on ją tam wywiózł.

    Teraz przejdę do prologu:
    Nie jestem fanem poezji, więc nie do końca zrozumiałem przesłanie wierszyka ;)
    Bardzo podobał mi się wpis z pamiętnika i zastanawiam się jak ten wątek połączysz z Dagmarą, bo zgaduje, że to ona jest główną bohaterką.
    Wprowadziłaś mroczny klimat - świeczniki, Rada, winda, zgromadzenia, zebrania - taka typowa konspira, tylko jeszcze nie wiem czego mam się po niej spodziewać. Czy są to wysłannicy z nieba, czy wręcz przeciwnie - z czeluści piekielnych (czytaj: są dobrzy czy źli?).
    Pozdrawiam i uprzedzam, że będę tak czytał po 1-3 rozdziały dziennie, aż w końcu będę na bieżąco.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. PS. Bardzo denerwuje mnie czcionka w komentarzach. ja czasami czytam komentarze innych bo lubię sobie podyskutować, ale to zazwyczaj pod ostatnim rozdziałem (tym bieżącym).

      Usuń
  7. W wolnej chwili i gdy najdzie cię ochota zapraszam do mnie:

    "Jabłka i śniegi" (powieść osadzona na początku XX wieku, romans i kryminał w jednym)
    http://j-i-s.blogspot.com

    "Otchłań szarości" (Współczesna opowieść o tym jak łatwo zniszczyć sobie i innym życie)
    http://otchlan-szarosci.blogspot.com

    "Sierociniec przy cmentarzu" (Fantasta, której akcja rozpoczyna się w 2007 roku)
    http://w-sierocincu.blogspot.com

    Zanim zapoznasz się z którąkolwiek z moich twórczości dodam iż jest ona pełna kontrowersji - romanse, zdrady, rękoczyny, narkotyki, przemoc i wulgaryzmy - tego wszystkiego możesz się spodziewać, dlatego jeśli cię takie coś mocno razi po oczach, to lepiej nie czytaj ;-)

    A teraz lecę przeczytać jeszcze jeden rozdział u ciebie. Resztę pewnie nadrobię do niedzieli (tej następnej).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już poprawiłam, dzięki za wskazanie błędu i obszerny komentarz :) Odpowiedzi na pytania poznasz wraz z rozwojem akcji.
      Zaraz zmienię czcionkę, mam nadzieję, że będzie lepiej :)
      Dzisiaj wpadnę na bloga.

      Usuń