JEDEN ROK
Dziewczyna
o imieniu Dagmara spojrzała kolejno na osoby, z którymi dzieliła przedział,
szukając odpowiedniego przymiotnika dla określenia tych ludzi.
Ekscentryczni
– pomyślała, ale
zaraz się zreflektowała, uznając „ekscentryczni” za ewidentne niedomówienie. Szaleni
prędzej…
Naprzeciw
niej siedziała matka z dzieckiem. Kobieta nie interesowała się niczym innym jak
tylko rozwiązywaniem łamigłówek sudoku, co chwila gryząc ołówek w zębach. Jej
dziecko natomiast siedziało w pociągu w kapturze założonym na głowie przez bite
dwie i pół godziny... Nie wspominając o fakcie, że trudno było określić jego
płeć, ten młody człowiek nie zachowywał się jak pięcio-sześciolatek. Sposób
jego wyrażania opinii bądź odpowiedzi na znikome pytania matki przypominał
dorosłego, co dało Dagmarze do myślenia kto w „rodzinie” siedzącej naprzeciwko
niej sprawował rolę rodzica, a kto dziecka.
Obok
matki spoczywała młoda para Cyganów, którzy łaskotali siebie nawzajem
najwidoczniej w celu uporania się z nudą, która to doskwierała pasażerom.
Dziewczyna, uczesana w luźny kucyk, od czasu do czasu biła w twarz chłopaka, a
on się wtedy uśmiechał, ukazując wszystkim obecnym w przedziale swoje cztery
przednie, złote zęby. Zachowywali się tak głośno, że Dagmara z trudem
powstrzymywała się, żeby i ona nie wybuchnęła śmiechem i choć dwóch chłopców
siedzących koło niej nie miało żadnych oporów przed rechotaniem ze wspomnianej
pary, ona starała się powściągać swoje emocje. Chłopcy siedzący koło niej
śmiali się na jej gust za całą resztę w przedziale, w zbyt ostentacyjny sposób
żartując między sobą, że Cygan stracił każdy z zębów od razów swojej
dziewczyny. Dagmara z niesmakiem wyczuła, że od rudzielca siedzącego
bezpośrednio koło niej roznosił się nieprzyjemny odór alkoholu. A i drugi z
nich musiał być pod wpływem czegoś silniejszego, gdyż z ust nie schodził mu
bananowy uśmiech.
Ostatnią
osobą, która podobnie jak i ona sprawiała wrażenie zdegustowanej zachowaniem
nastolatków, była starsza kobieta. I jakkolwiek normalna by się na pierwszy
rzut oka wydawała, jak tylko zdjęła sweter Dagmara zmieniła zdanie. Na dłoni
kobiety widniał jakiś symbol, coś w kształcie tatuażu jakby należała do jakiejś
sekty. Niestety dziewczyna była od kobiety zbyt oddalona by miała okazję przyjrzeć
się tatuażom z bliska. Sam znak nie był niczym dziwnym w dzisiejszych czasach,
ale morderczy wzrok kobiety, kiedy Dagmara go spostrzegła, owszem.
Chłopcy
koło niej po raz kolejny z rzędu wyśmiali parę Cyganów, którzy poczynili
starania by wydostać się z przedziału. Poczynili starania; nie żeby im się to
od razu udało... Dziewczyna zakwiczała wesoło, kiedy jej partner złapał ją za
brzuch. Ratując się przed jego rękoma usiadła na swoim miejscu a następnie
wrzasnęła dziko i rzuciła się w kierunku ucieczki.
Pociąg
zaczął stopniowo zwalniać, dając głośno temu oznaki. Wył, stukając i ścierając
kołami po szynach, by ostatecznie zastygnąć w bezruchu. Dagmara przykleiła się
jak najbardziej do okna żeby tylko móc dojrzeć jak nazywa się stacja. Kiedy
odwróciła głowę, po parze Cyganów nie było już śladu, więc wywnioskowała, że
musieli wysiąść tutaj, w Szydłowcu. Wraz z ich odejściem w przedziale
momentalnie zrobiło się cicho, niemal głucho.
Nie
dane było jej jednak długo błogosławić ten wymarzony spokój, bo do uszu bowiem
doleciała jej jakaś znana melodia piosenki i po chwili zorientowała się, że do
jednego z pasażerów, mianowicie chłopaka, który siedział przy kobiecie z
tatuażem, ktoś zadzwonił.
–
Co tam? – po przedziale rozległ się dźwięczny, młody, męski głos.
Dagmara
oparła się o zimną szybę. Mimo że był koniec wakacji było jeszcze bardzo ciepło
a otwarte okno w przedziale niewiele pomagało.
–
Nie, co ty. Jeszcze jakaś godzina – odparł chłopak na pytanie, które musiało
brzmieć: Ile
jeszcze będą jechać, bądź czy już dotarli dokąd
zmierzali. Dagmara też miała wysiadać za niecałą godzinę, więc
prawdopodobnie chłopcy jechali, tak jak ona, do Kielc.
–
Ma się rozumieć.
Wagon
drgnął lekko, wyraźnie to wyczuła. Nie lubiła podróżować pociągiem, choć, co
może wydawać się paradoksalne, uwielbiała tramwaje czy metro. Odetchnęła
głęboko, ze smutkiem uświadamiając sobie, że tam dokąd zmierza będzie ją czekać
wyłącznie komunikacja miejska w postaci żółto-czerwonych autobusów.
–
Podejrzewam, że trójkę. Nie przedstawili się – nastąpiła kolejna chwila
przerwy. – A ty gdzie jesteś? Myślałem, że masz zebranie. Możesz tak sobie
wychodzić?
Dagmara
była na tyle znudzona, że nawet chętnie posłuchałaby dlaczego ktoś urwał się z
jakiegoś zebrania.
–
Serio? Nic ci za to nie zrobią?
Istniała
szansa, że chłopak zaraz opowie rudzielcowi przebieg rozmowy, ale niestety była
ona płonna, bo drugi z nastolatków zaczął przysypiać.
–
Ale numer.
Nie
miała pojęcia co powiedział rozmówca chłopaka, ale musiało to być coś zabawnego
sądząc po wesołym tonie jego głosu.
–
Tak jakby to była dla ciebie kara...
Gdyby
nie szum w przedziale zapewne bardziej próbowałaby podsłuchać rozmowę. Nigdy
nie uskarżała się na słuch, wręcz przeciwnie, ten zmysł miała doskonały.
–
Niezły pomysł. Ale upewniłeś się, że ktoś przyjedzie na stację?
Też
była ciekawa czy Genowefa o niej nie zapomni i pojawi się po nią. Słowa
chłopaka przypomniały jej o czekającym ją najbliższym spotkaniu z babcią i
wprowadzeniu się do niej na cały rok, dlatego jedzenie, które zjadła przed wyjazdem,
zrobiło niebezpieczne fikołki w brzuchu. Bała się przeprowadzki, zmiany
towarzystwa i szkoły.
–
W takim razie w porządku. Poczekamy tylko trochę i pojedziemy się napić.
Spojrzała
ukradkiem na chwiejącego się rudzielca obok niej i pomyślała, że temu tutaj
chyba było dość. Nieświadomie oddaliła się od niego gdyby przyszło mu do głowy
zwymiotować.
–
Eee, już wytrzeźwiał. Może na nowo ładować.
Rzuciła
wytrzeszczone spojrzenie w kierunku rozmawiającego chłopaka – w jej mniemaniu
rudzielec był tak daleki od trzeźwości jak ona do wyskoczenia z pędzącego
pociągu.
–
Oby, bo jak nie to nie uśmiecha mi się eskortowanie.
Tym
razem spojrzała niepewnie na pijanego chłopca, bo jego głowa zachwiała się
niebezpiecznie i z wolna zjechała na jej ramię. Poruszyła lekko barkiem żeby
się obudził, ale on ani myślał jej pomóc.
–
Nie sądzisz, że to lekka przesada?
Osoba
po drugiej stronie słuchawki nie wysilała się z szybką odpowiedzią.
–
Jasne. Dobra, muszę kończyć, bo Dawid właśnie znalazł sposób poderwania ślicznej
szatynki, a ona nie wygląda na chętną.
Zrozumiała
niemal natychmiast, że ostatnie zdanie odnosiło się do niej. Jeszcze raz
poruszyła ramieniem, tylko że tym razem o wiele mocniej.
–
Heh, na razie – zakończył rozmowę chłopak, po czym wcisnął komórkę do kieszeni
w spodniach i wstał z siedzenia śpiesząc jej na ratunek.
–
Ciężki… – jęknął gdy po paru podjętych próbach, w końcu udało mu się przesunąć
kolegę na miejsce obok kobiety z tatuażem, a sam władował się obok Dagmary.
–
Dzięki – bąknęła zadowolona, że rudzielec znalazł się z dala od niej. Pomimo
wcześniejszych obaw, drugi z chłopców w ogóle nie sprawiał wrażenia pijanego.
Była
prawie pewna, że chłopak miał przemożoną ochotę porozmawiać z nią, jednak z
jakiejś przyczyny tego nie zrobił, dlatego odwróciła się znów do szyby i
spędziła w takiej pozycji jakieś pięćdziesiąt minut. Gdy zobaczyła napis Kielce
Piaski zaczęła się szykować do wyjścia. Na całe szczęście chłopak, który
siedział koło niej i rozmawiał wcześniej przez telefon, okazał się na tyle
pomocny, że zdjął jej ciężką walizkę z półki znajdującej się nad siedzeniem.
Inaczej sama nie dałaby rady tego dokonać – trzy godziny temu bagaż wniósł do
pociągu jej tata. Walizka, prawie tak wielka jak ona sama, mieściła wszystkie
najpotrzebniejsze jej do życia rzeczy na nadchodzący rok. Rzeczy, które były
mniej potrzebne, zostały wysłane w pudle kurierem dziś rano.
–
Pomóc ci ją wynieść z pociągu? – zaproponował chłopak, na co z ulgą przystała.
Dopiero teraz odnotowała, że zarówno on jak i jego kolega, w przeciwieństwie do
niej, nie mieli przy sobie żadnych bagaży. Chłopak kopnął niby to przypadkiem
rudzielca, na co ten wzdrygnął się i obudził.
–
Już jesteśmy? – zapytał nieprzytomnie.
Ich
trójka wygramoliła się razem z pociągu. Uczynny chłopak wreszcie postawił walizkę
na betonie. Kiedy to zrobił myślała, że od razu oddali się z kolegą, jednak on
poradził jej, żeby nie czekała tutaj, tylko na dworcu.
Nie
była do końca pewna czy powinna ruszać się z miejsca, ale jako że peron coraz
bardziej pustoszał, a babci wciąż nie było, zgodziła się. Przeszli parę metrów
pod tunelem, po czym wspięli się po schodach na halę dworcową. Chłopcy cały
czas jej towarzyszyli, co trochę ją zaniepokoiło, ale postanowiła na razie nie
zaprzątać sobie tym głowy. W końcu zaraz miała pojawić się jej babcia.
Młodzieńcy
również kogoś szukali. Rudzielec obleciał szybko wzrokiem halę, a drugi
obejrzał się w kierunku wyjścia na zewnątrz.
–
No to… miło było poznać – powiedział pogodnie, po czym puszczając jej oczko
dodał: – Jestem pewien, że jeszcze się spotkamy – głos chłopaka był tak
stanowczy, że niemal mu uwierzyła. Prawie uwierzyła. Bo może Kielce nie były
Warszawą, ale do najmniejszych na świecie miast nie należały, więc szansa
jakoby miała spotkać się jeszcze kiedykolwiek z tą dwójką przypadkowo poznanych
osób, wydawała się zbyt niska by traktować ją poważnie. Rudzielec jej
zasalutował, po czym oboje skierowali się ku wyjściu i więcej ich już nie
widziała.
Została
sama. Pasażerowie wciąż przewijali się po hali, ale ona była zbyt pochłonięta
znalezieniem Genowefy (swojej babci), żeby dostrzec przemykającego gdzieś obok
czarnego kota. Wyglądał jakby celowo plątał się tuż nieopodal jej nóg łudząc
się, że może jak go zobaczy, to zechce przygarnąć. Po chwili jednak
zrezygnowany czmychnął do wyjścia. To tam zobaczył go wchodzący brunet, z
ciemnymi jak smoła oczami. Uśmiechnął się na powitanie.
–
Wreszcie – powiedział cicho, tak by nikt w pobliżu tego nie słyszał. –
Myślałem, że już nigdy tu nie dotrzecie.
Kot
miauknął żałośnie jakby chciał się poskarżyć ile to trwało, jakby chciał
wyjaśnić, że pociąg był opóźniony i chłopak chyba zrozumiał, bo pogłaskał
uspokajająco zwierzaka po grzbiecie.
–
Gdzie ona jest? – zapytał, choć sam bez żadnej pomocy zaczął się rozglądać.
Jego spojrzenie powędrowało do grubej nastolatki z warkoczami niczym u
pięcioletniego dziecka. Kot wyglądał jakby w tej chwili żałował, że nie może
wywrócić oczami. Podreptał naprzód, by ostatecznie stanąć obok Dagmary.
Chłopak
podrapał się po głowie. Inaczej wyobrażał sobie dziewczynę. W końcu Genowefa
pokazała mu zdjęcie swojej wnuczki i mimo że było to zdjęcie sprzed trzynastu
lat jakoś trudno mu było zaakceptować myśl, że jego wyobrażenie okazało się
mylne.
–
Hej – zaczął, podchodząc do dziewczyny z wyciągniętą już na powitanie ręką. –
Jestem Kasper, ciotka prosiła abym cię odebrał.
Dagmara
przypatrzyła się najpierw nieznajomemu, potem łaszącemu się tuż koło jego stóp
czarnemu zwierzakowi i przymrużyła nieufnie powieki. Kot zrobił kolejną rundkę
wokół nóg Kaspra.
–
Miau – powiedział po swojemu, przymilając się tym razem już do dziewczyny.
Teraz to jej nogi stały się obiektem jego uwielbień.
–
No tak, zapomniałbym – dodał pośpiesznie brunet. – Ten futrzak to Krawat.
Dziewczyna
znów rzuciła wzrokiem na dół. Takiego kota jeszcze nie widziała. Był czarny z
wyjątkiem dwóch przednich łapek, które były koloru białego. To wyglądało
osobliwie, jak gdyby kot miał założone rękawiczki. Ale to nie koniec. Pod jego
główką widniała również biała plamka, która do złudzenia przypominała krawat. I
jeszcze jakby tego było mało jego wąsy też były całkiem białe, co na ciemnym
tle umaszczenia zwierzaka prezentowało się cudacznie.
Kot dżentelmen – pomyślała Dagmara do siebie.
–
Dlaczego nie ma tu babci? – zapytała po chwili, z trudem odrywając wzrok od kota
i jednocześnie próbując nie zabrzmieć zbyt szorstko. Zwierzę zamachało dumnie
ogonem.
–
Musiała pojechać do szkoły, załatwić sprawy związane z twoim przeniesieniem –
wszystko co mówił trzymało się razem, nie miała podstaw by sądzić, że kłamie.
–
Pozwolisz, że do niej zadzwonię? – zapytała grzecznie, jednak nie pomogło to na
tyle by Kasper nie zrobił zdegustowanej miny.
–
Jak tam sobie chcesz – wzruszył ramionami. – Ale uprzedzam, że i tak się do
niej nie dodzwonisz, bo ciotkę bardzo ciężko uchwycić przez telefon.
Dziewczyna
zastanowiła się czy miała kuzyna o imieniu Kasper, ale nikt nie wpadł jej do
głowy. Musiał on być więc jej kuzynem o którym nigdy nie słyszała (w końcu
inaczej nie mówiłby dwukrotnie do jej babci ciocia), bądź zwykłym oszustem.
Chłopak musiał pomyśleć o tym samym, bo zaraz pośpieszył z wyjaśnieniami.
–
Wszyscy mówią do niej ciocia.
Nie
miała pojęcia, kim byli ci wszyscy ani czy
mówił prawdę, ale zważywszy na fakt, że zawsze była łatwowierna, w końcu i tak
by z nim pojechała. To była tylko kwestia czasu.
–
Cóż, to gdzie masz samochód?
Kasper
uśmiechnął się w podziękowaniu za odrobinę zaufania, jakim go obdarzyła.
–
Chodź, pokażemy ci – rzekł, na co pomyślała, że brunet był dosyć specyficzny.
Mówił jakby kot był również osobą, jakby rozumiał. W zasadzie sam zwierzak mu w
tym wtórował – maszerował tuż obok niego, zadzierając wysoko łeb. Chodził tak
wyprostowany, że szczerze wątpiła czy widziała kiedykolwiek równie sztywne
zwierzę – no chyba, że zdechłe. Kot dokładnie wiedział, w którą stronę kierować
się do samochodu, nie odstępując Kaspra ani na krok.
Kiedy
wyszła na zewnątrz jej uwagę skupiło czarne ferrari. Piękny, luksusowy
samochód, na którego nabytek niewiele osób mogło sobie pozwolić. Wszystkie
szyby w samochodzie były przyciemnione, nawet te na przodzie, dlatego rozważyła
czy to było w ogóle legalne w Polsce.
–
Co robisz? – dobiegł do niej głos zniecierpliwionego Kaspra, więc podbiegła do
niego w podskokach. Wolała nie tłumaczyć swojego ociągania się widokiem
ferrari, tym bardziej, że kilkanaście okazów już w życiu widziała. To faceci
mają bzika na punkcie luksusowych marek aut, nie kobiety.
Pomogła
mu z walizką, upychając ją do bagażnika. Samochód sam prezentował się lepiej,
niż się spodziewała. Nie przyjechał po nią jakimś tam polonezem, tylko raczej
nowym mercedesem. Nie pytała czym się zajmował zgryźliwie wyobrażając sobie, że
był dilerem, skoro stać go było na drogie auto. Dilerów nie pyta się przecież,
jakim rodzajem narkotyku handlują…
Krawat
wskoczył na tylne siedzenie, po czym zwinął się w kłębek i zaczął mruczeć
donośnie. Ona też zajęła swoje miejsce, tyle, że z przodu.
–
Powiesz mi skąd znasz moją babcię? – zapytała po chwili, gdy chłopak
przygotował się do jazdy i przekręcił kluczyk w stacyjce uruchamiając pojazd.
Instynktownie
spojrzała w prawe lusterko szukając wzrokiem ferrari, ale zamiast niego po
stokroć bardziej zainteresowała ją postać opierająca się o ten właśnie
samochód. Odwróciła się do tyłu, spoglądając na nią przez tylną szybę
samochodu. Był to blondyn, idealnie kontrastujący z ciemną karoserią; miał
czarne spodnie od garnituru i białą koszulę, na której wisiał poluzowany
krawat. Ten widok zupełnie ją zdekoncentrował, po raz pierwszy w życiu ktoś
wywarł na niej tak wielkie wrażenie. Mimo że jeszcze go widziała, już czuła w
sercu żal, że zaraz odjedzie i już nigdy więcej nie spotka tego młodzieńca.
–
Nie wiesz? – Kasper wydawał się być zaskoczony. – Myślałem, że ci powiedziała.
Mieszkamy razem.
Odpowiedź
chłopaka spowodowała, że kiedy ruszył z piskiem opon nawet nie krzyknęła, wciąż
w zbyt wielkim szoku aby zareagować. Czyżby to był kochanek jej babci? Chłopak
mógł wyglądać młodo, ale przecież nie miał powyżej dwudziestu lat, a Genowefa
miała około siedemdziesiątki. Trapiona nagromadzonymi pytaniami w swojej głowie,
postanowiła w końcu przerwać ciszę, która zapanowała po tym niezwykłym
wyznaniu. Spoglądając w lusterko nie widziała już nic oprócz śmigających
samochodów koło nich na trasie.
–
Ty… no wiesz… – nie chciała zabrzmieć wścibsko, ale przez to nie mogła wykrztusić
z siebie odpowiednich słów. – Pomagasz jej w domu? – bąknęła wymijająco.
–
W jakim sensie pomagam?
–
Nie wiem – jego skrytość zaczęła ją peszyć. – Jesteś kucharzem, sprzątaczką,
wszystkim razem? Czy raczej zabawką erotyczną starszej pani? – wiedziała, że
była niegrzeczna, ale nie zamierzała za to przepraszać. Spojrzała na niego
wyzywająco, na co chłopak zaczął się śmiać pod nosem.
–
Myśl co chcesz, chociaż sam ująłbym siebie w terminie pasożyta.
–
Jesteś jej utrzymankiem – skwitowała całkiem poważnie, ale znów zaczął się
śmiać.
–
Zabawna jesteś, masz rację. Jestem jej utrzymankiem. Nic nie robię, a mam dach
nad głową i potrzebne schronienie – przy tym zdaniu na moment umilkł i
westchnął, wpatrując się w jezdnię przed sobą. – Twoja babcia gwarantuje mi co
dzień jedzenie, mam z kim porozmawiać. W zamian daję jej tylko swoje
towarzystwo – dokończył po minucie przerwy.
–
Chodzisz do pracy? – nie wytrzymała spoglądając niepewnie na samochód. Do tego
by stwierdzić, że dawno przekroczył limit dozwolonej prędkości nie trzeba było
mieć prawa jazdy.
–
Nie, na razie jeszcze nie – odparł zerkając na chwilę w bok, oceniając jej
minę, która wyrażała niepocieszenie. – Dwa lata temu zdałem maturę i dopiero
czegoś szukam. Może znajdę po wakacjach.
–
Aha – mruknęła. – A rodzina? Twoi bliscy ci nie pomagają?
–
Za dużo chcesz wiedzieć naraz – powiedział, marszcząc czoło. Zamknęła
natychmiast usta, bo już miała w planach zadać kolejne pytanie. Świadoma tego,
że jeszcze go nie znała i że przedwcześnie nie powinna wydawać opinii, oddaliła
od siebie myśl, że brunet, który prowadził w tej chwili samochód i siedział za
kółkiem mercedesa, miał swoją tajemnicę i nie było to dilerowanie, tylko coś
zgoła innego.
–
Nie lubię ciszy – wyznała mu zgodnie z prawdą. – Dlatego jeśli ty nie chcesz
mnie o nic pytać, nie oczekuj tego samego ode mnie. Poza tym, jeżeli mnie
porwałeś to właśnie tworzę pomiędzy nami więź, jaką naukowcy nazywają syndromem
sztokholmskim.
–
Nie porwałem cię i zaraz sama się o tym przekonasz.
–
To świetnie – parsknęła, oglądając się przez ramię aby zobaczyć co porabiał
Krawat. Kot przestał mruczeć i spał zupełnie jakby odsypiał podróż w pociągu.
Niedorzeczne… Przecież Krawat pojawił się dopiero na dworcu wraz z Kasprem. –
To kot mojej babci? – zapytała powracając spojrzeniem na krajobraz przed sobą.
Co prawda teren nie był jeszcze w pełni górzysty, ale gdzieniegdzie mogła
zobaczyć coś na kształt kopców, które w stolicy nie miały prawa bytu, jeśli nie
licząc tych sztucznych.
–
Tak – przyznał, dodatkowo przytakując głową. – Podobno przybłąkał się do jej
domu jakiś czas temu. Wiesz, jeżeli ciąży ci cisza, to może opowiesz mi co
porabiałaś w Warszawie?
Wiedziała,
że zrobił to tylko po to aby się czymś zajęła, ale i tak była mu za to
wdzięczna. W zasadzie może nie chciał sam jej wypytywać, aby nie trafić na
drażliwe tematy, takie jak śmierć jej matki czy to, że nigdy nie odwiedzała
wcześniej babci. Przez samą tą myśl poczuła do niego większą sympatię.
–
Więc… całe życie byłam raczej aktywną osobą – zaczęła, przypominając sobie
momenty z dzieciństwa, kiedy chodziła na taniec, na jazdę konną, na dodatkowe
zajęcia angielskiego i francuskiego. To, że przez cały ubiegły rok działała w
harcerstwie i miała wykupioną zniżkę na basen, choć i tak nigdy nie nauczyła
się idealnie pływać. – Dopiero kiedy moja mama zachorowała, wszystko się
zmieniło. To pewnie dlatego tata chciał abym się tu przeprowadziła na rok.
–
Myślałem, że to przez pracę, bo dostał etat za granicą – przerwał, zerkając na
jej reakcję. Jego zdanie upewniło ją co do twierdzenia, że on i babcia
rozmawiali o jej przyjeździe i o jej rodzicach już wcześniej.
–
Gdyby bardzo chciał, mógłby mnie wziąć ze sobą – wyjawiła swoje myśli. – Umiem
angielski, dałabym sobie radę w szkole za granicą. A nawet jeśli nie chciał,
mama i tak puściła mnie rok wcześniej do szkoły, przerwa w nauce nic by mi nie
zrobiła. Moim zdaniem chodziło mu o to abym przez rok spróbowała życia gdzie
indziej. Babcia, z tego co mi opowiadała mama, zawsze była energiczną osobą. Ja
ją nie bardzo pamiętam, ale podobno roznosi pozytywną energię. Tata liczy, że
przesiąknę tą energię i wrócę nią naładowana.
–
Mówił ci o tym?
–
Nie, skąd – zaperzyła się. – Od śmierci mamy rzadko rozmawialiśmy. Tyle że ja
go znam. Gdyby na to nie liczył, wybrałby mi inne miejsce do mieszkania.
–
Co jest złego w Kielcach? Przecież to niedaleko Warszawy – Kasper po raz
pierwszy wyglądał na zaintrygowanego. Patrzył na nią trochę dłużej niż powinien
i już miała upomnieć go, żeby wrócił myślami do jezdni, gdy skręcił dosyć ostro
w bok wjeżdżając na polny szlak. Podskoczyła do góry od dziury w którą wpadł
samochód, natarczywie łapiąc się trzymającego ją pasa bezpieczeństwa.
–
Nic, ale ja nie znam Kielc. Mama z babcią pokłóciły się tutaj tuż po moich
narodzinach, przez co nigdy tu razem nie przyjeżdżałyśmy – mimo że miała ochotę
powiedzieć mu więcej, nie znała go na tyle aby wyjawić wszystkie sekrety
rodzinne, tym bardziej, że wyglądało na to, że on jeszcze o tym nie wiedział. I
tak musiał pomyśleć, że była gadułą, co nie do końca było prawdą.
Pojazd
w końcu się zatrzymał, więc przeniosła wzrok na otoczenie. Omal nie zemdlała,
kiedy nareszcie zorientowała się, że znajdowali się ni mniej, ni więcej, tylko
w lesie.
Krawat to mój ulubiony bohater :-) Przypomina mi trochę Salema z "Sabrina nastoletnia czarownica". Jeszcze nie umiem połączyć sobie informacji z prologu z pierwszym rozdziałem, więc postacie są dla mnie jedną, wielką niewiadomą.
OdpowiedzUsuńJestem bardzo ciekawa jak rozwinie się akcja, a tak poza tym podoba mi się jak wszystko opisujesz, wychodzi to bardzo naturalnie, chwilami mam wrażenie jakbym czytała książkę
A i dziękuję za miłe słowa, rzadko spotyka się osoby, które tak dokładnie wszystko komentują, tym bardziej jeśli chodzi o zwykłe opowiadania, a nie fanfiction na które jest moda.
PS. Kolejny rozdział niezłomnej dodam dzisiaj i tak, mam świadomość, że trochę zaniedbałam wątek Marcusa :-)
niezlomna.blogspot.com
Krawat to również mój ulubiony bohater! :)
OdpowiedzUsuńProlog oczarował mnie - pamiętnik Wiktorii jest napisany świetnie, Ten fragment kiedy Wiktoria pyta przyjaciela, co by zrobił gdyby całe życie wywróciło mu się do góry nogami - piękny. Podał on nietypową odpowiedź, sama lepszej nie wymyśliłabym :)
Ciekawi mnie kim jest blondyn w ferrari i czy ma on coś wspólnego z prologiem - czy to ten sam elegancki młodzieniec?
Podoba mi się postać Kaspra, mam nadzieję, że okaże się, iż nie porwał Dagmary i zagości w opowiadaniu na dłużej.
Czekam na kolejny rozdział.
Zapowiada się całkiem ciekawie, miło się czyta Twoje opowiadanie :).
OdpowiedzUsuńTakie mam wrażenie, że ci opisani faceci: jeden przy aucie, tych dwóch z
pociągu, no i ten co ją zabrał, że oni wszyscy są z tego zakonu.
Może się nie mylę, kto wie?
Poza tym - Krawat jest genialny! xD.
Nie jestem zbyt dobra w pisaniu komentarzy :). Błędów nie widziałam,
wszystko zapewne ładnie, powoli się rozkręci, więc... Czekam z
niecierpliwością na kontynuację :).
Pozdrawiam,
Death.
"Nie jestem zbyt dobra w pisaniu komentarzy"
UsuńWydaje mi się, że idzie ci całkiem nieźle ;p A tak na poważnie, to wystarczy ciepłe słówko, dwa i chociaż wiem dla kogo piszę!
Nadal nie potrafię rozgryźć tej historii, a to chyba dobrze, nie? Lubię to małe zaskoczenie czające się za zakrętem, następnym rozdziałem. Nudzi mnie przewidywalność, więc masz ode mnie duży plus, za nietypowość Twojego opowiadania. Nadal nie wiem kim jest Wiktoria, ale... Reszta bohaterów jest niesamowita!
OdpowiedzUsuńCzytam dalej...
Pozdrawiam,
Aerthis
Dziękuję pięknie za miłe słowa :)
UsuńDokładnie, Krawat przypomina tego kocura z "Sabriny" - jest niesamowity :) Zresztą, jeśli to opowiadanie o czarownicach - to i czarny kot (jeszcze dżentelmen) musi być! Ciekawe czy okaże się zamienionym młodzieńcem hihi.
OdpowiedzUsuńBlondyn z ferrari mnie pociąga, mam nadzieję, że zamieścisz o nim coś więcej gdyż jest bardzo intrygujący.
Rozumiem niepokój Dagmary - ja również czułabym się nieswojo z obcym chłopakiem w samochodzie.
Cass
Ja co prawda choć szczególnym miłośnikiem kotów nie jestem, to Krawat z całą pewnością mnie kupił. Nie wiem skąd, ale przyszło mi na myśl, iż tym kotem naprawdę jest postać ludzka i pasowała mi do młodzieńca z prologu (tak na marginesie wybacz, że nie skomentowałem prologu, postaram się wszystkie moje myśli zawrzeć tutaj).
OdpowiedzUsuńZnalazłem błąd:
"Odpowiedź chłopaka spowodowała, że kiedy ruszył z piskiem opon nawet nie krzyknęła, wciąż w zbyt wielkim szoku, aby zareagować." - brakuje "była", powinno być "wciąż była w zbyt wielkim...".
Na początku też raziły mnie powtórzenia typu "rudzielec" "Kasper", zawsze można użyć jakiegoś zamiennika.
Co do Dagmary to wątpię bym ją polubił, bo wydaje się patrzeć na wszystkich z góry jakby czuła się kimś lepszym. Dziwne, że drogi samochód od razu skojarzył jej się z dilowaniem, przecież równie dobrze chłopak mógłby mieć bogatych rodziców, albo dorobić 1-4 lata za granicą. Moim zdaniem nic nie wskazywało na to, że może on być dilerem.
Co do blondyna z drogiego Ferrari, to czuje, ze on przyjechał po tych dwóch z pociągu. Teraz jak tak myślę o tym pociągu, to sądzę, że tym kotem może być ta starsza pani z tatuażem, ale czy wtedy nadano by jej imię "Krawat"? Szczerze wątpię.
Rozdział nudnawy, bo tak właściwie nic w nim się nie dzieje, ale rozumiem, że to dopiero początek i zapewne dalej się rozkręca. Tutaj wygrała końcówka, ten las, aż nie mogę się doczekać gdy już przeczytam po co on ją tam wywiózł.
Teraz przejdę do prologu:
Nie jestem fanem poezji, więc nie do końca zrozumiałem przesłanie wierszyka ;)
Bardzo podobał mi się wpis z pamiętnika i zastanawiam się jak ten wątek połączysz z Dagmarą, bo zgaduje, że to ona jest główną bohaterką.
Wprowadziłaś mroczny klimat - świeczniki, Rada, winda, zgromadzenia, zebrania - taka typowa konspira, tylko jeszcze nie wiem czego mam się po niej spodziewać. Czy są to wysłannicy z nieba, czy wręcz przeciwnie - z czeluści piekielnych (czytaj: są dobrzy czy źli?).
Pozdrawiam i uprzedzam, że będę tak czytał po 1-3 rozdziały dziennie, aż w końcu będę na bieżąco.
PS. Bardzo denerwuje mnie czcionka w komentarzach. ja czasami czytam komentarze innych bo lubię sobie podyskutować, ale to zazwyczaj pod ostatnim rozdziałem (tym bieżącym).
UsuńW wolnej chwili i gdy najdzie cię ochota zapraszam do mnie:
OdpowiedzUsuń"Jabłka i śniegi" (powieść osadzona na początku XX wieku, romans i kryminał w jednym)
http://j-i-s.blogspot.com
"Otchłań szarości" (Współczesna opowieść o tym jak łatwo zniszczyć sobie i innym życie)
http://otchlan-szarosci.blogspot.com
"Sierociniec przy cmentarzu" (Fantasta, której akcja rozpoczyna się w 2007 roku)
http://w-sierocincu.blogspot.com
Zanim zapoznasz się z którąkolwiek z moich twórczości dodam iż jest ona pełna kontrowersji - romanse, zdrady, rękoczyny, narkotyki, przemoc i wulgaryzmy - tego wszystkiego możesz się spodziewać, dlatego jeśli cię takie coś mocno razi po oczach, to lepiej nie czytaj ;-)
A teraz lecę przeczytać jeszcze jeden rozdział u ciebie. Resztę pewnie nadrobię do niedzieli (tej następnej).
Już poprawiłam, dzięki za wskazanie błędu i obszerny komentarz :) Odpowiedzi na pytania poznasz wraz z rozwojem akcji.
UsuńZaraz zmienię czcionkę, mam nadzieję, że będzie lepiej :)
Dzisiaj wpadnę na bloga.