Przyszła
do szkoły jak gdyby nigdy nic. Weszła do budynku śmiałym krokiem, taksując
spojrzeniem rozpościerający się hol.
Na
pierwszy rzut oka można było poznać, że znalazła się wewnątrz budynku szkolnego.
Prostokąt, na planie którego powstały mury szkoły, w minione wakacje został
odmalowany na jasnozielony kolor. Jednak nie na długo. Po pół roku użytkowania,
Lena gdzieniegdzie widziała na ścianach odciski butów, plamy czy ślady brudu.
Zewsząd dobiegały ją głosy rozgadanych uczniów, którzy z plecakami na plecach
bądź torbami przewieszonymi przez ramię, schodzili się do boksów, aby zmienić
obuwie i zostawić zimowe płaszcze na wieszakach.
Musiała
zrobić to samo. Skręciła w lewo, podczas gdy jej żołądek właśnie urządził
pikietę. Poczuła skurcz wewnątrz ciała, dalej brnąc naprzód, aż na końcu
korytarza zobaczyła wejście do szatni.
Obawiała
się tego, co tam zastanie. Umysł płatał jej figle, podsuwając do głowy obrazy,
w których cała klasa czeka na nią w boksie, aby oficjalnie móc ją oskarżyć o
wyrzucenie klucza.
Kiedy
Lena zmierzała do szkoły, przeszło jej przez myśl, aby rzucić się w kierunku
miejsca, w którym powinien leżeć klucz. Jednak w rzeczywistości nie byłoby to
łatwe. Przed nią oraz za nią śpieszyli do budynku inni uczniowie, nie mogła tak
po prostu wejść w zaspę, by poszukać mosiężnego klucza. Poza tym w nocy sypał
śnieg, więc na pewno od razu by go nie dojrzała. A nawet jeśli, to co następnie
miałaby zrobić? Niewyobrażalnym błędem byłoby wkroczenie do szkoły z namacalnym
obiektem zbrodni w ręku…
W
szatni kręciło się wiele osób. Wszystkie boksy były otwarte, nawet ten należący
do jej klasy. Nie ośmieliła się jednak zerknąć na zamek, czy wisiały w nim
zapasowe klucze. Podążyła wprost do Marty, która przywitała ją słowami:
– Hej.
Wiesz, że nie idziemy na fizykę?
Lena
zaprzeczyła, zdejmując czapkę z dużym pomponem. Oprócz nich w boksie stali dwaj
koledzy, ale żaden z nich nie był Sebastianem.
– Dlaczego?
– zapytała, zdejmując płaszcz.
Marta
ziewnęła, w ostatniej chwili przykrywając usta ręką.
– Ponoć
mamy iść na salę gimnastyczną. Dyrektor chce coś powiedzieć.
W
głowie Leny zapaliła się lampka ostrzegawcza.
– Wiadomo
dlaczego? – jej głos był cichy, ale blondynka tego nie odnotowała. Nie
zauważyła też zmiany, jaka nastąpiła w przyjaciółce. Lenie zrobiło się sucho w
gardle i strach powrócił ze zdwojoną siłą. Skuliła się w sobie, marszcząc brwi.
Marta
wzruszyła ramionami.
– Pewnie
jak zawsze chce coś ogłosić.
Obuwie
zmieniła w milczeniu, zastanawiając się, czy nie lepiej byłoby, gdyby nie
poszła na apel. Zawsze mogła powiedzieć koleżance, że źle się czuje i ma
pierwsze symptomy grypy, dlatego na wszelki wypadek zrezygnuje z dzisiejszych
lekcji.
Mówi
się, że sukces ma wielu ojców, a porażka jest sierotą. Gdyby Lena dokonała
czegoś chwalebnego, każdy by z nią o tym rozmawiał, nie mogłaby odpędzić się od
wielbicieli. Niestety to, co zrobiła wczoraj, nie podchodziło nawet w
najmniejszym stopniu pod kategorię uznania. Jeżeli okaże się, że miała świadków
swojego występku i jeżeli jej nazwisko zostanie wyczytane na forum całej
szkoły, umrze ze wstydu albo wróciwszy do domu, schowa się w swoim pokoju i już
nigdy więcej z niego nie wyjdzie. Tak, na pewno tak zrobi.
Dyrektor
był sędziwym staruszkiem, który w tym roku miał przejść na emeryturę, jednak
grono pedagogiczne wraz z Radą Rodziców głośno się temu sprzeciwiło, prosząc,
aby mężczyzna dalej kierował placówką. To za jego rządów szkoła zyskała renomę
jednej z najlepszych szkół ponadgimnazjalnych i wyglądało na to, że dorośli
myśleli, iż jeśli mężczyzna odejdzie ze szkoły, to ich „pociechy” z dnia na
dzień przestaną się uczyć.
Dyrektor
odchrząknął i uderzywszy dwukrotnie ręką w mikrofon, rozejrzał się po sali.
Lena odczuła jego wzrok na całym ciele, jak gdyby świdrował ją na wylot
wiedząc, że to właśnie ona, spośród tych kilkudziesięciu zebranych uczniów,
miała ważki powód, by poczuć się winna.
To
niedorzeczne – pomyślała, ale mimo wszystko schowała
się za jakimś rosłym chłopakiem z równorzędnej klasy.
– Wczoraj
po lekcjach – zaczął mężczyzna opanowanym głosem, choć z jakimś niewysłowionym
smutkiem – doszło do bestialskiego zachowania względem jednego z uczniów.
– O nie – jęknęła
bezradnie Lena, próbując zwalczyć napad duszności, który w mgnieniu oka zaczął
jej doskwierać. Czuła się tak, jakby zaraz miała runąć zemdlona na ziemię,
wzbudzając tym podejrzenia wszystkich zebranych dookoła osób.
– Nie
mógł on wrócić do domu, bo jego rzeczy zostały zamknięte w szatni. Ale to nie
ów uczeń został skrzywdzony najbardziej – kontynuował dyrektor, robiąc co
chwilę pauzy, jakby dla podkreślenia dramaturgii. – To nasz wieloletni woźny,
pan Stasiu, musiał przeszukać szkołę w nadziei, że klucze się odnajdą. To on
spiłował kłódkę i to on założył dziś nową. To on dostał dodatkową pracę, której
wcale nie musiałby wykonywać, gdyby… gdyby nie doszło do takiej sytuacji. Nie
tylko cała klasa druga „d” zostanie ukarana za ten wybryk… – dodał
mężczyzna przy ogólnym zdziwieniu nastolatków, które zaraz przerodziło się we
wzburzoną gniewem wrzawę – ale
wszyscy uczniowie.
Na
sali zapanowała wrzawa. Podniesione głosy zaobfitowały między nastolatkami w
zgiełk i jazgot, jaki słyszy się na bazarze. Oburzeni uczniowie głośno wyrażali
między sobą absurdalność tego pomysłu, część z chłopców zaczęła buczeć i
gwizdać.
Dyrektor
machnął ręką. Ten jeden gest uspokoił wszystkich nastolatków, w sali znów
zrobiło się cicho. Każdy miał nadzieję, iż mężczyzna zaraz wycofa się z
pomysłu.
– Rozumiem
wasz bunt – głos mężczyzny zrobił się miękki, dyrektor doskonale sterował
uczuciami nastolatków. – Sprzeciw jest zrozumiały w tej sytuacji, dlatego
składam wam propozycję.
Lena
z osłupieniem na twarzy obserwowała reakcje kolegów i koleżanek. Nikt już nie
gwizdał, nikt nie klął, nikt nie pomstował. Wszyscy, bez wyjątku, byli
zaintrygowani. Miała ochotę krzyknąć, że to zasadzka, że dyrektor wymyślił
„obustronne porozumienie”, by zagłuszyć dezaprobatę.
–
Jeżeli osoba, która dopuściła się nadużycia przepisów, dobrowolnie przyzna się
do winy, kara dla uczniów zostanie zniesiona. Jeżeli natomiast tak się nie
stanie, karę poniesie każdy z was tu obecnych. Co to będzie, dowiecie się w
swoim czasie.
Te
słowa słyszała jeszcze długo po tym, jak licealiści porozchodzili się na
lekcje. Brzęczały niczym natrętne muchy koło uszu i za nic nie mogła o nich
zapomnieć. Zresztą, to już pewnie podeszłoby pod sztukę, gdyby udało jej się
wymazać apel z pamięci. Każdy, bez wyjątku, rozprawiał o nim, z czterech stron
świata odbijały się niczym piłeczki ping-pongowe cztery litery:
K
A R A
Po
skończeniu przemówienia znikąd zaczęli podchodzić do Leny nastolatkowie, nawet
ci zupełnie nieznajomi, pytając ją o wczorajszy dzień. Nagle dowiedzieli się,
że ona jako jedna z ostatnich wychodziła z boksu. Wystarczyło dziesięć minut,
by miała dość powtarzania kłamstw, że nic nie widziała, bo przyznanie się do
winy mogło zaowocować wydaleniem ze szkoły, a na to nie mogła sobie pozwolić.
Nie przez coś takiego. Nie przez Sebastiana!
– Już
mówiłam, ja nic nie wiem – fuknęła na jakiegoś pierwszoroczniaka, który razem z
czworgiem znajomych postanowił zabawić się w detektywa. – Nie zwróciłam uwagi
na klucz, śpieszyłam się do domu.
– I
dlatego wyszłaś jako ostatnia? – zapytał ją przemądrzały, piegowaty blondyn,
zakładając ramiona na krzyż.
– Mogę
przejść? – zapytała, wywracając oczami i nie czekając na przyzwolenie,
przecisnęła się miedzy grupką, pędząc wprost do sali, która była na końcu
korytarza. Stres spowodował, że musiała skorzystać z toalety, ale na szczęście
uczniowie z jej klasy stali jeszcze na zewnątrz.
– Jesteś
wreszcie – odezwał się Sebastian, którego udawała, że nie widzi. Spoglądała
wszędzie, byle nie na chłopaka stojącego naprzeciw niej. Chciała go wyminąć,
ale jej nie pozwolił. Podszedł do niej i pociągnął za ramię, odciągając od
klasy.
– Zwariowałeś?!
To boli! – krzyknęła, pocierając rękę bardziej, niż było to konieczne, gdy
wreszcie się od niego uwolniła. Puścił ją dopiero w sporej odległości od klasy,
która przyglądała im się zaciekawiona. Uczniowie jeszcze nie wiedzieli, że
konflikt owej dwójki w niedalekiej przyszłości zaowocuje w konsekwencje.
– Nie
możesz się po prostu przyznać? – wypalił bez ogródek. Nie był zły, właściwie to
nawet była tym mile zaskoczona, jednak nie dała tego po sobie poznać.
– Nie
zrobisz ze mnie kozła ofiarnego, tak jak to robiłeś w gimnazjum – odparła z
pełną poczytalnością w głosie. – Jak mogę przyznać się do czegoś, do czego nie
przyłożyłam palca? – była bezczelna, ale to jego aparycja dodała jej skrzydeł.
Właściwie to nawet sama zaczęła wierzyć w to, że to nie ona ukradła klucz.
– Zarówno
ja, jak i ty wiemy, że nikogo innego nie było w boksie – pokiwał głową, aby
zaprzestała tej maskarady, ale to jej nie zniechęciło.
– No
i? Dwa i dwa nie zawsze znaczy cztery. Mam dziwne deja
vu. Przedwczoraj to ty udawałeś, że nie wiesz, o czym mówiłam, o zamknięciu
mnie w szatni, a teraz chcesz mnie wrobić? Odczep się – weszła równocześnie z
nauczycielką do sali, wykorzystując jego chwilową dezorientację. Musiał
zastanawiać się, czy tak świetnie udawała czy miała podwójną osobowość.
Nawet
ona musiała jednak zaobserwować zaletę, jaka wyniknęła z porannego apelu. Był
to malutki promyczek, jedna jedyna iskierka, ale dzięki niej zostały otwarte
nowe drzwi z napisem Szansa. Uczniowie, zbyt zafrasowani zastanawianiem
się między sobą, co zdarzyło się ubiegłego dnia, nie skupiali się na lekcji
języka polskiego, na której nauczycielka wybierała osoby odgrywające główne
role do przedstawienia.
– Nikt
nie chce grać Sebastiana? – zapytała kobieta z desperacją w głosie. Powtórzyła
pytanie po raz trzeci z rzędu. – Violę? Orsina? Olivię? Nikt się nie zgłosi?
– A
dostanę za to wyższą ocenę pod koniec roku? – zapytał „bezinteresownie” chłopak
o imieniu Bruno. Parę osób zachichotało, inni ciekawi reakcji polonistki
wlepili w nią wzrok. Nie znając kary, o której wspominał dyrektor, trudno było
zgłosić się dobrowolnie na naukę kilkunastu zwrotek starodawnego tekstu, bez
otrzymania za to bonusu.
Nauczycielka
z wrażenia otworzyła usta. Przedstawienie miało być jej ukłonem dla grzecznej
klasy. Miało zaobfitować w luźniejsze lekcje i próby, w znalezienie młodych
talentów i tak jej się odwdzięczali?
– W
takim razie to ja wyznaczę – oświadczyła srogo polonistka, przymrużając
wściekle powieki. Jej ciemnokrwista szminka podkreśliła mocno zaciśniętą
szczękę. Wyglądała jak wielka, podrasowana modliszka. – Sebastiana zagra…
Sebastian! – zawołała nauczycielka, przywołując chłopaka do siebie ręką. – Chociaż
nie… Bardziej pasujesz na Orsina – mówiła, w miarę jak Lewis podniósł się z
krzesła i z wolna zmniejszał dystans do polonistki. W końcu stanął koło jej
biurka. – Tak, będziesz idealnym księciem Illirii. Wysoki, tylko te włosy
trochę przyliżemy – Lena uśmiechnęła się pod nosem, gdy chłopak skrzywił się,
jakby ktoś podłożył mu pod nos wyjątkowo zaniedbany kompostownik. Niestety,
nauczycielka na tym nie poprzestała, międląc dalej ozorem. – Orsino, idealny
Orsino z książki. Postarzymy cię trochę. Mam gdzieś w domu sztuczny wąs,
przyniosę go na próbę. Możesz podziękować koleżance Lenie. Podobno świetnie
grasz – dorzuciła na koniec, przez co dziewczyna z rozpaczą ukryła twarz w
dłoniach. A było tak pięknie. Musiała to powiedzieć…
– Ach
tak? – zapytał, podczas gdy jego jedna brew podniosła się nonszalancko. – Tak
powiedziała?
– Nie
bądź taki skromny – odparła kobieta, znów sięgając wzrokiem do dziennika. – Mam
mało twoich ocen, może coś za to zarobisz. Kto tu jeszcze… Może…
– Może
Lena? – zrewanżował się Sebastian.
Dziewczyna
otworzyła usta i nie zamknęła ich, dopóki kobieta nie rozważyła jego sugestii.
Przechyliła najpierw głowę w lewo, potem w prawo i jeszcze raz w lewo. Musiała
kontemplować nad tym, dlaczego ma to być właśnie ona i dlaczego to Sebastian
zgłosił kandydaturę Leny. W końcu, po dwóch okrutnie długich minutach,
przystała na to.
– Tak,
Lena będzie Violą, występującą później pod postacią Cesario.
– Nie,
ja wolę być jakąś służącą na dworze albo narratorem – Lena zmusiła się do
sztucznego uśmiechu. Znała sztukę na tyle, by wiedzieć, że Viola pod postacią
mężczyzny zakochuje się w Orsinie, który z kolei wzdycha za Olivią. Nie mogła
więc grać żadnej z żeńskich głównych ról, by nie mieć zbyt wiele do czynienia z
Sebastianem. Wiedziała, że już nie wywinie się z uczestnictwa, dlatego
postanowiła wybrać mniejsze zło.
– Kiedy
ty dostałaś piątkę z recytacji Inwokacji „Pana Tadeusza” – zaperzyła się
polonistka, a Lena przeklęła w myślach to, jak dobrze jej poszło. Rzeczywiście,
dostała najwyższą ocenę z klasy. – Musisz być Violą, ewentualnie Olivią. Zaraz
zdecydujemy, kto będzie Sebastianem, bratem bliźniakiem Violi, to dopasujemy i
resztę. Narratorem będzie Eryk, on ma do tego najlepszy głos.
Lena
została zaproszona na środek sali obok Sebastiana, po czym kolejno każdy
chłopak z klasy podchodził do niej, mierząc się z nią wzrostem. Nauczycielka
śledziła uważnie aparycję kolejnych uczniów i wreszcie, przy Łukaszu Mycu, jej
oczy rozbłysły.
– To
będzie nasz Sebastian ze sztuki – oświadczyła, nawet nie pytając chłopaka o
zdanie. Na nieszczęście Leny, ów wybranek nadawał się idealnie. Był tego samego
wzrostu, co jego „bliźniaczka”, miał proporcje ciała zbliżone do kobiety, a
jego głos był lekko zniewieściały. Z twarzy także byli całkiem podobni – o tej
samej delikatnej urodzie, z włosami koloru mlecznej czekolady. Pomijając próżną
Lenę, która wołała, że nijak nie zrobią z niej podobnego do Łukasza faceta,
całe jej jestestwo zgadzało się z wyborem polonistki.
Dalej
poszło już gładko. Olivią została najlepsza klasowa uczennica, Dorota Oberkorn,
a jej damą do towarzystwa, Marią – Żaneta. Błaznem Feste ze sztuki, a zarazem
domownikiem Olivii, został nie kto inny, jak Karol Murlikowski, intendentem w
domu Olivii, Malvoliem – Bruno. Sir Tobiaszem Czkawką (krewny Olivii) miał być
Krystian, z kolei do roli jego towarzysza hulanek zgłosił się Maciek
Lorkiewicz, dowiedziawszy się potem, że będzie nazywać się sir Andrzejem
Chudogębą. Parę osób zostało dworzanami księcia, inni załogą na rozbitym statku
i domownikami Olivii. Każdy bez wyjątku miał rolę i każdy wyszedł z zajęć ze
swoją kwestią bądź kwestiami, które po weekendzie miał umieć na pamięć.
Lena
spojrzała na kartki trzymane w ręku. Tekstu mówionego było więcej, niż się
spodziewała, nie była nawet pewna, czy jej pamięć zdoła wszystko przyswoić
przez trzy dni. Niejakie pocieszenie znajdowała w tym, że Sebastian miał gorszą
pamięć i tyle samo do nauki, co ona, jednak wsiadając do autobusu, zaczęła
zastanawiać się, czy gra była warta świeczki. Nie pomogła też mina Marty –
przez cały dzień, od porannego apelu, przyglądała się swojej przyjaciółce. Mimo
że nie oskarżyła jej wprost, ta zadziorna mina ją zdradzała. To właśnie ta mina
podpowiedziała Lenie, że Marta wie, iż to ona wzięła klucz, odgrywając się w
ten sposób na Sebastianie za to, że zamknął ją w szatni ubiegłego dnia.
Pytanie, na które Lena nie umiała jeszcze odpowiedzieć, brzmiało: czy
komuś o tym doniesie?
Zazwyczaj jak nie czytam przez jakiś czas opowiadania, to muszę sobie trochę przypomnieć, ale tutaj nie miałam tego problemu.
OdpowiedzUsuńKonsekwencje zaczęły gonić Lenę i wydaje mi się, że tak szybko się z tego nie wywinie.
Wydaje mi się, że Sebastian nie jest taki zły, że dorósł. Skoro jego niechęć była spowodowana przez ojca, to może jak to każdy nastolatek w końcu zaczął się buntować. Może rozumie, że wtedy zrobił źle.
Czekam na kolejny rozdział :-)
niezlomna.blogspot.com
Sporo mnie ominęło :) Opowiadanie rozwija się ciekawie, coraz bardziej intryguje mnie wątek Sebastiana i Leny. Według mnie sprawdzi się u nich przysłowie "kto się czubi, ten się lubi", ale być może to tylko moje wrażenie.
OdpowiedzUsuńNie miałam lektury Wieczór Trzech Króli w liceum, ale podoba mi się, że wplotłaś Szekspira do opowiadania - nie mogę się już doczekać sztuki i tego co wymyśli Lena.
Czekam na (oby szybki) kolejny rozdział :)
Przeczytałam prawie wszystko, świetnie piszesz - muszę się nieźle postarać, żeby mój blog był równie niesamowity :D Od teraz to będzie mój cel.
OdpowiedzUsuńA ja znam Wieczór Trzech Króli :P I uwielbiam ekranizację z 96 roku z Heleną Bonham Carter i oczywiście Tobym Stephensem. Polecam każdemu, kto chce wglębić się w tematykę.
OdpowiedzUsuńHaha, a to się będzie działo. Po streszczeniu Nemezis wnioskuję, że to dopiero początek wojny i Lena i Sebastian co chwila bedą wycinać sobie numery.
Czekam niecierpliwie i pozdrawiam.
Oglądałam tą ekranizację i jestem bardzo ciekawa co z tego wyniknie :) Lena i Sebastian wyznający sobie miłość buaaahahaa. Chyba, że... wyniknie z tego coś na kształt "Szkoły Uczuć", hm? To byłoby ciekawe.
OdpowiedzUsuńWyrzucenie kluczyka było po prostu podłe. Lena ma wielką wadę - jest mściwa, ja bym chyba tak nie umiała :)
Cass
Nie doniesie Marta na Lenkę, w końcu to przyjaciółki, a przyjaźń do czegoś zobowiązuje. Poza tym ten dyrektor troche przesadza by karać wszystkich za taką błahostkę. W końcu takie coś wydarzyło się raz, tak? Bo o innych incydentach tego typu on nie wie. Czy facet trochę nie przesadza? O raz robi taką aferę? Ja współczuje oczywiście woźnemu, ale Sebie się należało, bo nawet jeśli nie zamknął Leny poprzedniego dnia, to za te numery i znęcanie się z przeszłości zasłużył sobie by się na nim odegrała (też jestem mściwy i popieram to co Lena zrobiła).
OdpowiedzUsuńCo do przedstawienia, to uwielbiam sztuki, choć bardziej te z zasadami trzech jedności (antyczny teatr), ale ostatecznie Szekspirowski też może być (byle nie Romeo i Julia). Aż się zdziwiłem, że w liceum przerabiają akurat tę sztukę o trzech Królach zamiast choćby Makbeta, bo ja już widziałem oczyma wyobraźni Sebę jako Makbeta i Lane jako panią Makbet (dwóch szaleńców się dobrało - xD).
Inwokacja, Pan Tadeusz, Adaś Asnyk - aż mi się czasy szkolne dzięki tobie przypomniały. Za moich modna była ostatnia księga, ta niepisana przez Autora, każdy z lubością powtarzał ten niecenzuralny wierszyk ;-)
(PS - U mnie pomyliłaś blogi, po prostu "Jabłka i śniegi" miały dwie wersje, w tym jedną niedopracowaną i już ją zamknąłem, by uniknąć pomyłki także ze strony kogoś innego. Na przyszłość wchodź na j-i-s.blogspot.com)
Pozdrawiam
Jeszcze dwa rozdziały i z tą twoją powieścią także będę na bieżąco. Wydaje mi się, że Nemezis ma krótsze rozdziały, a ten 4 jest jakoś wyjątkowo króciutki. Ledwie się wczytałem i wczułem w akcje, a tu już się zakończyła i koniec... no trudno, w takim razie lecę do rozdziału 5 ;-)
Tak, masz rację Nemezis ma krótsze rozdziały niż Lamiae, tak jakoś mi wyszło :)
UsuńA widzisz weszłam inaczej i trochę się zdziwiłam :)
Odpowiedzialność zbiorowa...? Naprawdę? To jeszcze takie czasy?
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Lenie się choć trochę udało Sebie dokuczyć. Oby tak dalej. Chłopak zasłużył sobie na więcej. Może jakieś wiadro pomyj na niego wyleje?
Wspólne przedstawienie i to jeszcze w takim wydaniu? Jakoś nie wyobrażam sobie ich wyznających sobie uczucia. Może się teraz zjednoczą, połączą siły i razem postanowią jakoś z tego wywinąć? Też nie lubiłam publicznych wystąpień. Współczuje im, bo mnie kojarzą się gdy jeszcze byłam taka mała i paradowaliśmy po tej sali z jakimś polonezem czy tańcem typu kaczuszek, a ci starsi się z nas śmiali ;-(
sie-nie-zdarza.blogspot.com
prawdziwa-legenda.blogspot.com
Zobaczysz w następnych rozdziałach co jeszcze wykombinuje Lena :)
Usuń