piątek, 31 października 2014

Nemezis: Rozdział 3

INTRYGI


CO Z TOBĄ JEST NIE TAK?! – krzyk Leny był dobrze słyszalny nawet na końcu holu. Jej ciało przybrało wojowniczą postawę, krążąc wokół zwierzyny niczym tygrys. Kipiała z wściekłości, a knykcie zbielały jej od nadmiernego zaciskania pięści.
Chłopak stojący naprzeciw niej spojrzał na nią z drwiną.
– Słucham? – zapytał z pozoru niewinnie, jednak była pewna, że to tylko kamuflaż. W końcu nie mógł przyznać się, że wczoraj po zajęciach zamknął ją w szatni, bo musiałby liczyć się z konsekwencjami swego wybryku. Oczywiście wolał udawać, że nie wiedział o incydencie.
– Choć raz w życiu nie bądź mięczakiem – warknęła, ale Sebastian wzruszył ramionami.
– Naprawdę nie mam pojęcia, o co ci chodzi.
Jego zachowanie wywołało w niej odrazę. Kłamstwo to już apogeum obrzydliwości.  Zdawała sobie jednak sprawę, iż nie zmusi go do spowiedzi z wczorajszego wygłupu i nie oczekiwała od niego przeprosin. Miała tylko nadzieję, że wyjaśni jej, dlaczego znów zaczynał z nią igrać. Dlaczego dojrzewający, młody mężczyzna obchodził się z nią w tak okrutny sposób?
Odetchnęła głęboko, spoglądając mu prosto w oczy. Rzadko miała na to odwagę – za czasów gimnazjum kurczyła się w sobie, ilekroć zaszczycił ją spojrzeniem. Chodziła przygarbiona, ze zwieszoną głową, przez co próbowała być nierozpoznawalna.
Dziś było inaczej. Coś pękło w niej rano, kiedy szykowała się jak co dzień do szkoły. Może wygląd dał jej pewność siebie, a może to groźba utraty kolejnych znajomych? Jedno było pewne. Już nie była malutką, zlęknioną, zakompleksioną nastolatką. Z poczwarki wyrosła na motyla, z brzydkiego kaczątka zmieniła się w łabędzia. Zmieniła się nie tylko fizycznie, ale i psychicznie – była znacznie silniejsza. Czuła, że była godna z nim konkurować.
– To moja szkoła – zaczęła poważnym tonem, mierząc go wyzywającym wzrokiem. – I nie pozwolę ci jej przejąć – zapewne zabrzmiała jak histeryczka, bo zaśmiał się, machając na nią z lekceważeniem ręką.
– A weź sobie tę szkołę, co mi po niej?
Już miała wygarnąć mu, że jakoś nie powstydził się zabrać jej poprzedniej, ale ugryzła się w język.
– Chcesz wojny, to będziesz ją miał – bąknęła tylko na odchodne i choć słyszała jeszcze jego przytłumione słowa, zapewniające, że naprawdę nic jej nie zrobił, nie zatrzymała się. Gdyby to zrobiła, zostałaby omamiona jego obietnicami, że skończył z żartami wymierzonymi w nią. Po miesiącu czy dwóch i tak by zaatakował. Uśpiłby jej czujność, uderzając ze zdwojoną siłą. Przyśpieszyła tylko to, co było nieuchronne.
Ich dwoje było jak ogień i woda, dwa przeciwstawne żywioły. Nie potrafili razem egzystować bo albo woda wyparuje, kiedy znajdzie się blisko ognia, albo ogień zgaśnie, gdy zanurzy się w wodzie. Tak i oni, o tych samych wojowniczych naturach, mogą zniszczyć siebie i wszystko, co ich otacza. Lena była wodą. Spokojna i cicha. Sebastian był ogniem – gwałtownym, niekontrolowanym i hałaśliwym żywiołem. Działał szybko i bez ostrzeżeń, zabijając po drodze to, co stało na jego przeszkodzie.
Woda jednakże jest bezkonfliktowa do czasu. Jedna upadająca kropla w niezmąconą wodę spowoduje falę. Podwodne trzęsienie ziemi może wywołać tsunami, a przed tym żywiołem nie ma ratunku. Dopiero przy brzegu fala staje się groźna, będąc niezauważalną w początkowej fazie. Lena czuła się jak to tsunami, które osiągnęło już kilkanaście metrów wysokości. Jej emocje wzięły górę, a frustracja i bezsilność z gimnazjum ogarnęły umysł. Żądza zemsty owładnęła instynkty. Nareszcie zrozumiała, po co znów dane było go jej zobaczyć. Przewrotny los sprawił, że ich dwoje ponownie spotkało się tylko po to, aby jedno drugie zniszczyło. Albo on musiał polec, albo ona. Razem nie tylko nie potrafili, ale też nie mogli egzystować. Aby z nim wygrać, musiała wytoczyć te same działa. Sebastian miał jednak coś, czego ona nie posiadała – praktykę.
– Cześć – to Marta podeszła do niej, przez co Lena prawie krzyknęła, nie zauważając dziewczyny.
– Nie skradaj się tak – upomniała ją Tannenberg, ale widząc zaskoczoną minę koleżanki, zaraz dodała: – Przepraszam, jestem rozdrażniona.
– Widzę – zripostowała Marta, marszcząc brwi. – Coś się stało?
W końcu nadszedł ten moment. Nie mogła dłużej ukrywać, że sprawy układały się świetnie, kiedy w rzeczywistości świat walił jej się na głowę. Nie była typem kłamczuchy i jeżeli by się nie przyznała, odtrąciłaby tym koleżankę, zanim postarałby się o to Lewis.
– Sebastian – mruknęła cicho, na wypadek, gdyby stał w pobliżu. – Ja go znam.
– Z gimnazjum – dodała Marta, ale na widok jej zdziwionej twarzy, pośpieszyła z wyjaśnieniami. – Dowiedziałam się od Krystiana, który z kolei rozmawiał z Sebastianem.
– A co jeszcze mówił? Naprawdę mówił o mnie? – dopytywała.
Blondynka westchnęła.
– Niewiele. W ogóle nie wyglądacie, jakbyście się znali, dlatego myślałam, że Krystian coś pomieszał. Poza tym, chyba byś mi powiedziała, pochwaliła się taką znajomością. Widać, nie znam cię tak dobrze… – w jej głosie pojawiła się nutka żalu.
Dziewczyna spojrzała na Martę z niedowierzaniem. Taką znajomością. A co to była dla niej za reklama, żeby miała czuć się z niej dumna?
– Nie ma się czym chwalić, wolałabym go nie znać – rzekła Lena szybko.
– Dlaczego? – oczy blondynki przybrały rozmiary dwóch spodków.
– Nie lubimy się – i jakby dla podtrzymania tego faktu, dodała. – Zaczęło się w gimnazjum, a wczoraj na przykład zamknął mnie w szatni.
– Jak to zamknął? Skąd miał klucz? I skąd wiesz, że to on? Jak się wydostałaś?
Od pytań niemal rozbolała ją głowa. Pokrótce odpowiedziała, że to musiał być on, bo w gimnazjum takie rzeczy się zdarzały i że na szczęście pomógł jej chłopak, schodzący do szatni z poprawy sprawdzianu. To on zawołał woźnego, który był w posiadaniu zapasowego kompletu kluczy.
Ucięła rozmowę i choć wiedziała, że przyjdzie czas, kiedy będzie musiała zdradzić więcej szczegółów, na razie Marta musiała zadowolić się tylko tymi szczątkowymi informacjami.
Na zajęciach z chemii Lena myślami była daleko od tego, co działo się w klasie przy tablicy. Rozmyślała nad rewanżem za wczorajsze nieczyste zagrywki Sebastiana. Po głowie plątały się jej różne pomysły. Od tych dziecinnych po wysublimowane i nieetyczne. Były takie na granicy prawa, ale i te zupełnie nieszkodliwe. Postanowiła zacząć od tych ostatnich.
Okazja nadarzyła się sama – podczas jednej z przerw do Marty podszedł Krystian z prośbą, aby zapisała Sebastianowi rozkład zająć wraz z numerami sal. Chłopak, jako że był nowym uczniem, nie znał jeszcze planu lekcji, więc Krystian, będąc przewodniczącym klasy, zobowiązał się mu go przepisać. Szkopuł w tym, że miał dysgrafię, dlatego zwrócił się z pytaniem o pomoc do dziewczyny.
Według Leny była to tylko wymówka, by porozmawiać z Martą – mógł przecież podyktować Sebastianowi plan albo zapisać go na komputerze.
– Ja mam ładne pismo – zaczęła z podekscytowaniem Lena, gdy Krystian wypalił swoje pytanie.
Właściwie było ono skierowane do Marty, ale chłopak nie miał nic przeciwko, by zastąpiła ją Lena. Tylko Marta spojrzała podejrzliwie na Lenę, mrużąc oczy, jakby zastanawiała się, o co może jej chodzić.
– To wy tu poczekajcie, zajmijcie się rozmową, a ja zaraz wracam – wyśpiewała, mniemając, że jej plan poskutkuje. Ona nie będzie miała nikogo na karku, zamieniając sale na kartce, Marta pomyśli, że chciała zrobić jej przysługę, by mogła spokojnie pomówić z chłopakiem, a Krystian… cóż, Krystian był mało spostrzegawczy.
Podeszła do parapetu, spoglądając na plan zajęć w swoim zeszycie. Zmiany nie mogły być ewidentne. Nie mogła wpisać chemii zamiast angielskiego, bo każdy w mgnieniu oka odkryłby jej zamiary. Powinny wyglądać na pomyłkę, na czysty błąd ludzki. Dlatego też numery sal nadawały się do tego niecnego uczynku wyśmienicie. Gdzieniegdzie siódemkę pomyliła z jedynką, szóstkę z ósemką, a piątkę z trójką.
Już zapisany plan lekcji podała zafrasowanemu rozmową Krystianowi. Stuknęła go w ramię i dopiero po chwili odwrócił się do niej, zaskoczony.
– Już skończyłaś? Szybka jesteś…
Może faktycznie, z jego punktu widzenia, plan napisała szybko. W rzeczywistości zrobiłaby to jeszcze szybciej, gdyby go tylko przepisywała.
Marta znów przymrużyła oczy. Obeszła Krystiana dookoła, który odebrawszy to za koniec konwersacji oddalił się, i stanęła naprzeciw przyjaciółki.
– Co planujesz? – szepnęła do Leny. – Najpierw mówisz mi, że nie lubisz się z Sebastianem, a potem zgłaszasz się do przepisania mu planu zajęć?
– Na to wygląda – odpowiedziała, posyłając jej bezczelny uśmiech.
– Co się z tobą dzieje? – Marta nie podzielała jej entuzjazmu.
Weszła na cienki lód. Stąpanie po nim mogło lada moment skończyć się zanurzeniem w lodowatej wodzie, dlatego dla rozładowania napięcia Lena zaśmiała się raz jeszcze, dając Marcie szturchańca w bok.
– Przestań mnie oskarżać, przecież nie pozamieniałam mu lekcji…  
Tylko sale – dodała już tylko w myślach, ale blondynce wystarczyły jej słowa. Rozluźniła się, wypatrując nadchodzącego nauczyciela.
Na pierwszy efekt jej intrygi musiała jednak długo poczekać. Sebastian w ogóle nie korzystał z planu, chodził jak cień za którąś osobą z klasy bądź, patrząc na to z drugiej strony, to owa osoba z klasy prowadziła go pod drzwi sali. Byli to zazwyczaj chłopcy, którzy uwielbiali z nim rozmawiać o motoryzacji, czyli o czymś, czego dziewczęta nie znosiły najbardziej.
Nazajutrz rano ławka Sebastiana na lekcji matematyki pozostała pusta. Dziewczyna, zadowolona ze swojej zasługi, triumfowała w myślach przez całe dwie godziny zajęć. Jakiegoż doznała rozczarowania, gdy chłopak pojawił się na WF-ie z usprawiedliwieniem w ręku podpisanym przez matkę, twierdząc, że rano pojechał na badania krwi.
W ciągu najbliższych paru dni historia kilkakrotnie powtórzyła się. Ilekroć Lena była przekonana, że chłopak nie dotarł na lekcje z powodu błędów w salach, które stworzyła, ten zawsze w ostatniej chwili się pojawiał.
W końcu przestała czekać, planując inną zasadzkę. Pod koniec tygodnia bowiem, na języku polskim nauczycielka zaproponowała klasie odtworzenie sztuki, co uczniowie przyjęli z wielkim entuzjazmem. Miała to być komedia Szekspira pod tytułem „Wieczór Trzech Króli”. Pojawił się więc moment idealny, by „przypadkiem” do roli pierwszoplanowej zgłosić Sebastiana. W gimnazjum to właśnie język ojczysty był piętą Achillesową chłopaka. Lewis posiadał typowy umysł ścisły – nigdy nie wciągały go lektury, o wiele bardziej wolał coś obejrzeć niż przeczytać, a publiczne recytacje wierszy zawsze kończyły się spełnieniem powinności z rękami w kieszeniach i tróją w dzienniku.
Gdyby tak dyskretnie zaproponować jego osobę do zagrania Sebastiana z powieści… W końcu byli imiennikami. Tak, to było to. Tylko jak przekonać nauczycielkę, by podzieliła pomysł włączenia w sztukę nowego ucznia, kiedy sam się nie zgłasza? Zbieżność imion nie wystarczy…
Uważając, że w szaleństwie jest metoda, została po zajęciach, by porozmawiać z polonistką. Nauczycielka o wściekle czerwonych ustach i niesymetrycznych brwiach podniosła na nią zdumione spojrzenie znad notatek.
– Słucham? – zapytała patetycznym tonem, otwierając szeroko usta, przez co Lena mogła podziwiać jej nierówne, pożółkłe zęby.
– Podobnie jak większość klasy uważam, że sztuka to wyśmienity pomysł – zaczęła od podlizania się, nieśmiało uśmiechając się do nauczycielki, na co ta skinęła głową, dając przyzwolenie, by mówiła dalej.
– Jako że chodziłam w gimnazjum do tej samej klasy, co Sebastian Lewis – zaczęła stanowczym głosem – sądzę, że będzie świetnie nadawał się do roli brata Violi bądź księcia Orsina – kontynuowała mimo zdziwienia na twarzy nauczycielki. Zapewne musiała zastanawiać się, skąd Lena znała postacie ze sztuki, która nie należała do lektur szkolnych. – On sam nigdy się nie zgłosi, ale gra rewelacyjnie… Będzie najlepszym wyborem, gwarantuję.
Kobieta natychmiast odniosła się do jej propozycji, marszcząc nierówne brwi:
– Być może, ale tak jak mówiłam, macie cały weekend do namysłu. Wolę wybrać ochotników, jeżeli nikt się nie zgłosi, sama zadecyduję. Co prawda, jeżeli mówisz, że lubi sztuki… – polonistka zamyśliła się, na co Lena pokiwała nerwowo głową. – Nie – plan dziewczyny odpłynął w siną dal. – Nie, pierwszeństwo muszą mieć ochotnicy…
Zwiesiła głowę w akcie rozpaczy. Została pokonana przez wymysł polonistki i ochotników, których w jej klasie nie brakowało. Powłócząc z wolna nogami po korytarzu, po raz pierwszy zwątpiła w glorię akcji. Zwątpiła, że uda jej się kiedykolwiek przechytrzyć Sebastiana, a myśl, że chciała się z nim mierzyć, napoiła ją wstrętem.
Przecież nie była taka jak on, nie była nim i nie chciała się nim stać. On nie był jej wart, był kimś poniżej jej godności i konkurowanie z chłopakiem przez sam ten fakt było idiotyzmem.
Kiedy dotarła do szatni, coś w środku niej drgnęło. Usłyszała męski, dosyć melodyjny głos, który bez wątpienia wydobywał się z gardła Sebastiana. Musiał rozmawiać przez telefon, bo nie słyszała rozmówcy, tylko jego roztargnione odpowiedzi.
– Nie mam na to ochoty…
– Niech ojciec się tym zajmie, ja nie mogę.
– Nie, mam jutro wiele do zrobienia.
Zauważywszy ją, wyszedł z boksu na korytarz. Tak jak się spodziewała, miał przyłożoną słuchawkę do ucha, więc szacując po jego słowach, po drugiej stronie słuchawki znajdowała się jego „szanowna”, równie bezwzględna jak on, matka. Niedaleko pada jabłko od jabłoni, a tych dwoje było na to żywym dowodem. Pani Wioletta była z wykształcenia prawnikiem i – jak można było się tego domyślić – zawsze reprezentowała sprawy męża. Dotyczyło to także sytuacji, w której ojciec Leny domagał się zadośćuczynienia od ojca Sebastiana.
Boks był pusty. Nawet nie przypuszczała, że rozmowa z nauczycielką zajmie jej tyle czasu, że wszyscy zdążą przebrać się i opuścić budynek szkoły. Nawet Marta na nią nie zaczekała, jednak Lena właśnie przypomniała sobie, jak koleżanka powiedziała jej na ostatnich zajęciach, że musi pilnie wracać do domu.
Przebrała się w pośpiechu, na wypadek gdyby Sebastianowi przyszło do głowy znów ją zamknąć. Na szczęście wyszła z boksu w momencie, gdy jeszcze go nie było. I już miała opuścić szatnię, gdy dostrzegła klucz. Znajdował się w metalowych drzwiach do boksu, tak jakby ktoś zapomniał go wziąć ze sobą. Lena podejrzewała, że został powierzony osobie, której się śpieszyło, dlatego ta przekazała go kolejnej bądź włożyła go do zamka, by ostatnia osoba w szatni zamknęła boks i odniosła klucz do woźnego. Takie sytuacje w ich klasie nie należały do rzadkości.
Jej serce zaczęło bić szybciej. Zawsze miało to miejsce, gdy zamierzała zrobić coś niedozwolonego. Wtedy, kiedy potajemnie wyjadała schowane przez mamę cukierki, czy też teraz, kiedy zamierzała wziąć ze sobą klucz. 
Oczywiście, zdawała sobie sprawę, że Sebastian nie zdążył się przebrać. Oczywiście wiedziała, że nie wyjdzie na zewnątrz bez płaszcza i zimowych butów. Niestety, jak to mawiają – okazja czyni złodzieja, dlatego też drżącymi rękami Lena zamknęła szatnię, a potem wyszła na korytarz, chowając klucz w kieszeni swojej kurtki.
Z Sebastianem minęła się w holu. Był zdenerwowany i podnosił głos na matkę, ale dziewczyna nie słuchała jego rozmowy. Chciała być już jak najszybciej na zewnątrz.
Niemal wybiegła ze szkoły, świeże powietrze owiało jej twarz. Odeszła kilkanaście metrów od budynku, rozglądając się, czy nikt nie znajdował się w pobliżu. Wtedy, sięgając do kieszeni, wyjęła mosiężny klucz z niewielkim otworem na ewentualny breloczek. Nie zastanawiając się dłużej, zamknęła oczy, westchnęła, po czym zamachnęła ręką, wyrzucając go gdzieś daleko w śnieg. Następnie odwróciła się na pięcie, podążając w stronę przystanku autobusowego. Na jej ustach wykwitł lekki uśmiech.
To, czego wiedzieć jeszcze nie mogła, to fakt, iż klucz, który wyrzuciła, był jedynym dostępnym w szkole, jedynym, który mógł otworzyć boks. Drugi spoczywał na toaletce w domu chorej koleżanki, która nie miała możliwości go dzisiaj przekazać.

11 komentarzy:

  1. Kolejny ciekawy rozdział - ale wymyśliłaś, Lena robi się niegrzeczna! :) Bardzo wciągające, czekam na dalszą część.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tu już widzę pisałam - niewiele, wybacz. Dopiszę jeszcze 2 słówka.
      Intryg ciąg dalszy :) Lena robi się bardzo niegrzeczna, zaczyna kombinować jak to zniszczyć Sebastiana. Póki co śmieszne są te jej intrygi, jednak ciekawe jak się to rozwinie. Po streszczeniu widać, że będzie ostro! Czekam na to z niecierpliwością.
      Cass

      Usuń
  2. Cudowne :-)
    Obawiam się tylko jednego, że Lena pożałuje tego i wszyscy się od niej odwrócą.
    Ciekawi mnie jej relacja z Sebastianem, wydaje mi się, że zaczął samodzielnie myśleć i już nie dyrygują nim rodzice.
    Bardzo chciałabym, żeby zaczęli częściej rozmawiać, niekoniecznie jako przyjaciele, bo na tą chwilę, to nie jest możliwe.
    Chwilami mam wrażenie, że Lena naprawdę za bardzo się nakręciła, przecież Sebastian nie robił jej żartów w LO – nie sądzę, żeby naprawdę zamknął ją w szatni.
    Jej akcja toczy się we Wrocławiu <3

    Trochę brakuje mi na tym blogu obserwowania przez google, przyzwyczaiłam się, że na bieżąco widzę nowe posty :-)

    Pozdrawiam
    http://niezlomna.blogspot.com/
    http://oczy-cherubina.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję za komentarz, tak, akcja dzieje się we Wrocławiu :) Pochodzisz stamtąd? Ty zastosowałaś się do mojej sugestii, także nie pozostaje mi nic innego jak dostosować się do Twojej. Mam nadzieję, że teraz będzie lepiej, zdaje się, że już możesz obserwować mój blog.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie pochodzę z Wrocławia, ale tam studiuję :-)
    A jeżeli chodzi o obserwowanie, to miałam na myśli tak opisany dodatek: Obserwatorzy// Wyświetla listę wszystkich użytkowników obserwujących Twojego bloga.
    Wtedy od razu można kliknąć i dodaje do listy czytelniczej. Dopiero dzisiaj zorientowałam się, że mogę też w inny sposób dodać twojego bloga do tej listy :-) Ta opcja jest dobra dlatego, że widzę nowe wpisy na głównej stronie bloggera.

    Dopiero teraz opowiadam na twoją wiadomość, bo wcześniej najwyraźniej zapomniałam zaznaczyć "powiadamiaj mnie" i nic mi nie przyszło na e-maila.

    Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Trafiłaś w moje gusta. Lena to jedno z moich ulubionych i imion i bohaterka mojego opowiadania, które piszę sobie gdzieś tam na komputerze też ma tak na imię :)
    Podoba mi się stylistyka Twoich wypowiedzi, co sprawia, że rozdział czyta się bardzo przyjemnie. I pomysł z podmianą numerów sal świetny xD
    W wolnej chwili zapraszam do siebie na krótki prolog nowego opowiadania. Być może Ci się spodoba :)
    http://w-popiolach-igrzysk.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak przy okazji: mogłabyś mnie poinformować o następnym poście? Wiem, że nie mam zakładki spam, ale to może być nawet przy okazji czytania nowego rozdziału, jeśli oczywiście nadal cię interesuje mój blog :P
      http://w-popiolach-igrzysk.blogspot.in

      Usuń
  6. "Z poczwarki wyrosła w motyla a z brzydkiego kaczątka w łabędzia." - To poprawnie? Da się wyrosnąć w motyla? Zawsze mi się wydawało, że da się wyrosnąć na motyla, a zmienia się z poczwarki w motyla, a z brzydkiego kaczątka w łabędzia. Poza tym zauważyłem brak przecinku po "a".
    Nie wiem dlaczego ale mam wrażenie, że Sebastian jej nie zamknął wcześniej w tej szatni, albo naprawdę świetnie udaje. Wiem, że tacy ludzie się nie zmieniają, a przynajmniej nie bez powodu, a więc albo w poprzedniej szkole ktoś się nad nim znęcał i rodzice go przenieśli i teraz, gdy już wie jak czuła się Lena postanowił jej dłużej nie dręczyć, ale też duma nie pozwala mu jej przeprosić, albo chłopak czeka na dogodny moment by wbić koleżance szpilę.
    Uśmiałem się z tego jak plany Leny legły w gruzach, jeden po drugim. Ciekawe czy w końcu jej się uda dowalić Sebie za przeszłość, bo prawda taka, że nawet jeśli w liceum nic jej nie robi, to za przeszłość mu się należy porządny kop w cztery litery, a jak wiadomo zemsta najlepiej smakuje na zimno, gdy jest działaniem przemyślanym, a nie takim w afekcie. Trzymam kciuki za Lenkę, a Marta i Pati mogłyby jej pomóc.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że tak to poprawnie :) Przecinek dostawiłam. Dziękuję za komentarz.

      Usuń
  7. Cieszę się, że Lena miała odwagę by skonfrontować się ze swoim oprawcą z młodszych lat. I szkoda mi było jak jej się nie udało dopiec Sebie w żaden sposób, bo naprawdę trzymałam za nią kciuki. Interesuje mnie czy Seba zdaje sobie sprawę z krzywd jakie Lenie wyrządził, bo on do niej i w rozmowie z nią miał takie podejście, że mnie się zdawało iż on nie wie, że rozmawia z osobą, którą tak skrzywdził, którą tak mocno prześladował. Może to dla niego po prostu była świetna zabawa i uznał, że ona też się powinna z tego śmiać, a nie rozpamiętywać.

    Przepraszam, że komentarze takie krótkie, ale przeczytałam kilka rozdziałów pod rząd i teraz tylko komentowanie nadrabiam. Mam więc nadzieję, że o niczym nie zapomnę, a nawet jeśli, to w razie czego na końcu dopisze.

    sie-nie-zdarza.blogspot.com
    prawdziwa-legenda.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń