sobota, 18 stycznia 2020

Cichy Świat: Rozdział 47


ŚMIERĆ MORDERCY


Znajdę cię i zajebię stare ścierwo, obie was dorwę – tym razem Kamal nawet nie zachowywał się cicho, gdy wszedł do gabinetu. – Spierdalam stąd… żebyś nie cieszyła mordy… – mruczał pod nosem otwierając szafkę. Coś musiało się stać, do końca zajęć było jeszcze dwadzieścia minut, a jeśli chciał teraz uciekać to była moja jedyna szansa. Na szczęście nie musiałam nic robić, wystarczyło tylko i wyłącznie czekać.
Wychyliłam się w momencie, gdy pukał w strzykawkę. Obserwowałam wszystko jakby w zwolnionym tempie, nie wierząc, że wreszcie to, o czym śniłam od czasu śmierci Anthony’ego, dzieje się naprawdę. Podwinął rękaw koszuli, odsłaniając tatuaże pokrywające jego całe ramię. Przedstawiały coś podobnego do czarnych smoków, jakby jakieś skrzydlate węże. Były obrzydliwe. Wstrzyknął truciznę w miejsce oka potwora, nie zauważając tego, że to nie był narkotyk. Byłam jak w transie, już nawet nie martwiłam się tym, że mnie widać.
Zasyczał głośno, momentalnie drętwiejąc. Wychyliłam się jeszcze bardziej, odsuwając cicho jego krzesło. Zaczął się krztusić, łapał łapczywie oddech, ale słychać było tylko jego rzężenie. Wyszłam powoli z kryjówki i stanęłam za nim. Był odwrócony do mnie tyłem i próbował złapać się regału, ale nie dał rady, jego ciało odmówiło mu posłuszeństwa. Upadł z łoskotem na ziemię, wywalając całą skrzynkę, w której znajdowała się reszta strzykawek, igieł i narkotyków na siebie.
Zdawał się nie widzieć mnie do momentu, kiedy się nad nim nie pochyliłam. Miał ledwo przytomny wzrok.
– Zostałeś skazany na śmierć za zdradę Państwa Podziemnego – wyrecytowałam zimno słowa José, na wypadek, gdyby był jeszcze w stanie powiadomić policję, w co i tak wątpiłam. – Już nikogo nie zabijesz, Kamal. To za to co zrobiłeś Anthony’emu i Halszce – powiedziałam mściwie.
– Too… tty… – próbował mi coś jeszcze przekazać.
– Ja. Obyś gnił w piekle – stwierdziłam wyprutym z emocji głosem. Patrzyłam obojętnie, gdy zaczyna łapać powietrze jak ryba wyjęta nagle z wody do momentu, kiedy nie mógł już go złapać i jego klatka piersiowa przestała się ruszać.
Wtedy dopiero wyszłam z jego gabinetu.


***

Czekałam w parku na znak od Leticii, że wszystko poszło dobrze i że mogę wracać, ale nie odzywała się.
Dopiero tam na spokojnie mogłam pomyśleć o tym, co się wydarzyło. Kamal nie żył. Wiedziałam, że to prawda, bo choć próbowałam, nie mogłam się z nim skontaktować telepatycznie. Miesiąc przygotowań zakończonych sukcesem.
Gdy wydostałam się z toalety przez okno na trawnik, co zrobiłam jeszcze szybciej niż wtedy, kiedy uciekałam przed Kamalem, działałam jeszcze pod wpływem adrenaliny. Odblokowałam kamery, dopiero kiedy zdjęłam perukę i okulary oddalona od szkoły dobre dziesięć minut.
Nie miałam pojęcia, co dzieje się jednak z Leticią, co zaczynało mnie powoli martwić.
Co z nią? – z nerwów podniosłam się z ławki i zaczęłam przechadzać się wkoło. Jednocześnie starałam się wyglądać jak najbardziej niewinnie, w razie, gdyby były w pobliżu kamery. Musiałam wyglądać na osobę, która czeka na znajomego.  – A może ją ktoś znalazł… – pomyślałam. Zaczęłam wyobrażałam sobie, że dziewczyna zostaje oskarżona o morderstwo Kamala i bierze na siebie moją winę. Pokręciłam głową, próbując odepchnąć takie czarne wizje.
Cóż, wracam do szkoły – postanowiłam, sięgając po swoją torbę, w której miałam komputer, żeby ponownie wyłączyć kamery. Nie mogłam siedzieć bezczynnie, a telepacja nie wchodziła w grę. W razie czego nie chciałam przysparzać jej problemów.
– Już go znaleźli, nie żyje – dobiegł mnie cichy głos Leticii, na który westchnęłam z ulgą. Słyszałam, że  jest bardzo zadowolona. – Gratuluję. Myślą, że popełnił samobójstwo. Wtedy na korytarzu znalazła mnie dyrektorka i musiałam wymyślić coś na szybko. Powiedziałam, że mnie zgwałcił. Jest policja, nic mi nie grozi, ale zdejmuję słuchawki. Wracaj sama, spotkamy się, kiedy wszystko ucichnie – rzuciła na koniec szybko instrukcje.
            Kiwnęłam z uznaniem głową, zabierając rzeczy i kierując się w stronę automobilobusu. Nie wiem, czy zdawała sobie sprawę, ale bardzo mi pomogła. To pewnie dlatego Kamal wyszedł za pierwszym razem z gabinetu w pośpiechu, dzięki czemu mogłam zamienić strzykawki. Improwizowała działając bez namysłu, przez co wywabiła go ode mnie. Sukces zawdzięczałam w głównej mierze jej.
Wsiadłam do jakiegokolwiek automobilobusu, dopiero w środku zerkając, gdzie jedzie. Podjeżdżał pod cmentarz, gdzie leżała pochowana moja rodzina, jakby czytał mi w myślach, gdzie akurat w tym momencie pragnęłam być.

***

Grobowy zapach unosił się w powietrzu. Torba zsunęła mi się gładko z ramienia, co ledwo odnotowałam. Moje nogi same poniosły mnie naprzód znając drogę na pamięć. Dokładnie wiedziałam, dokąd zmierzam, mimo że było całkowicie ciemno, tak jakbym ponownie utraciła wzrok. Oddałabym wszystko by tak właśnie było, abym cofnęła się w czasie do momentu, kiedy żyli wszyscy moi bliscy.
Niedaleko tablicy upamiętniającej imiona osób zmarłych na przyjęciu zaręczynowym wyszukałam palcami świecznik. Wyjęłam zapałki z kieszeni i ostrożnie zapaliłam go. Słabe światło zamigotało, niewyraźnie oświetlając moją kryptę rodzinną. Cienie rzucane na mury grobowca sprawiały wrażenie cierpiących twarzy ludzkich.
Poczułam ucisk w piersi.
Czy nie powinno mi ulżyć, teraz kiedy zemściłam się już na Kamalu? Dlaczego zachowuję się tak jakby jego śmierć nic nie zmieniła?
Dotknęłam granitowej tablicy pamiątkowej, gdzie widniało imię mojego przyjaciela. Kiedy zapadła noc osadziła się na niej wilgoć, przez co stała się bardzo śliska. Przesunęłam dłonią po wyrytej inskrypcji:
„Zabrał Cię tak nagle, że ani mi uwierzyć, ani się pogodzić.”
Z krtani wyrwał mi się cichy, jakby zawodzący jęk. Nawet nie umiałam rozkoszować się smakiem zemsty, bo ta była gorzka. Nie tak miałam się czuć…
Zamknęłam oczy. Po policzku spłynęła mi pierwsza łza.
Anthony byłby na mnie zły. Świadomie naraziłam siebie i Leticię na niebezpieczeństwo. Nie myślałam w ogóle o Victorze, koncentrując się wyłącznie na zemście. A teraz nie czułam nic: ani radości, ani wytchnienia, ani ulgi. Byłam pusta w środku, straciwszy cel w życiu.
Muszę się wziąć w garść – nakazałam sobie przypominając sobie obietnicę, jaką złożyłam swojemu przyjacielowi, miałam zaopiekować się jego bratem.
Odetchnęłam głęboko ocierając wierzchem dłoni słone łzy. Nie chciałam, aby myśli o Kamalu prześladowały mnie nawet po jego śmierci. Musiałam nauczyć się żyć od nowa, przynajmniej do momentu, gdy poczuję, że Victor nie będzie mnie potrzebował.
Drgnęłam ledwo wyczuwając zapach, który już raz zmroził mi krew w żyłach, chwilę przed tym, kiedy usłyszałam głos za sobą.


Kto stoi za Arianą?
A)   Pierre;
B)    José;
C)    Ktoś inny.

2 komentarze:

  1. Hej, hej
    Coś się jeszcze tutaj pojawi? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj, dodałam kolejny rozdział.
      Szczerze mówiąc nie sądziłam, że to opowiadanie jeszcze ktoś czyta, ale jeśli jest choć jedna osoba - będę publikować nadal.

      Pozdrawiam :)

      Usuń