sobota, 23 lutego 2019

Cichy Świat: Rozdział 41


PROŚBY ANTHONY’EGO


Niemożliwe. Co prawda rodziny królewskie istniały kiedyś, dawno temu przed wojną, ale w naszych czasach prawie nikt już o nich nie słyszał.
– Żartujesz sobie ze mnie? – zapytałam, uśmiechając się do niego z pobłażliwością. Zaczęłam się zastanawiać czy José jest aby zdrowy na umyśle.
Oczy zwęziły mu się groźnie, jakby domyślił się o czym myślę. Odepchnął się zwinnie od poręczy mojego łóżka i natychmiast się wyprostował. Wyczułam subtelny, miętowy zapach szamponu do włosów.
– I znowu to samo, chociaż mogłem się w sumie tego spodziewać – burknął nieprzyjaźnie. – Nie wiem po co się wysilam i jestem z tobą szczery – dodał.
Założył ramiona na krzyż i wydął usta w obrażalskim geście. Miałam wrażenie, że zaraz tupnie nogą niczym pięciolatek i wyjdzie z pokoju oburzony na mnie, że śmiem nie brać na poważnie tego co mówi. Ale jak miałam? Przecież to było… niedorzeczne.
Nagle ni stąd ni zowąd w głowie zaczęłam odtwarzać naszą znajomość. Od pierwszego spotkania po uwolnieniu zwierząt z laboratorium aż do dzisiaj. José nie był przeciętnym chłopakiem i nawet ja musiałam to przyznać. Z pewnością znał się na wielu rzeczach i posiadał spore wykształcenie, lepsze od mojego. Umiał mówić. Wiedział o firmie J&J, kiedy ja nie miałam o niej pojęcia. Dodatkowo należał do Państwa Podziemnego, a jak sądziłam, nie łatwo było się tam dostać. Był również bardzo arogancki, przeświadczony o swojej wyższości. Ktoś mu to musiał wpoić.  
Pewne elementy układanki zaczęły się jakby łączyć ze sobą w całość.
– Załóżmy, że ci wierzę – oznajmiłam po dłuższych przemyśleniach spoglądając na zachmurzonego chłopaka. – Dlaczego nic wcześniej o tym nie słyszałam? – postanowiłam dać mu szansę, żeby mnie przekonał.
– Bo to nie ma już teraz żadnego znaczenia dla Ciszy – odpowiedział, jakby mówił coś tak oczywistego, że nawet nie powinnam o to pytać. Spoglądał na mnie jak na bezrozumne dziecko. – Jest Rząd, który decyduje o wszystkim, my nie jesteśmy im już do niczego potrzebni – przyznałam mu rację w milczeniu. Nasze państwo szczyci się tym, że nie ma osób, które żyją ponad prawem, jak kiedyś. Niestety, jest to tylko głupia propaganda, żeby zamydlić oczy obywatelom, którzy chcieliby przywrócić poprzedni ład. W rzeczywistości nadal istnieją olbrzymie podziały społeczne, co jest paliwem napędowym dla spiskowców. A skoro tak jest, to czy Państwo Podziemne nie skorzystałoby na tym gdyby mieli po swojej stronie dawnych władców?
– Dla Ciszy nie, ale dla podziemia ma, mam rację? – podchwyciłam. Podniósł odrobinę brwi i z uznaniem kiwnął głową, najwidoczniej zdziwiony tym, że sama umiałam dojść do podobnych wniosków.
– Naturalnie. Chcą nas wykorzystać by obalić Rząd – bingo! Byłam z siebie dumna, że udało mi się samej rozgryźć sekret José, aczkolwiek nie dokonałabym tego gdyby nie zechciał ze mną porozmawiać. Byłam zdziwiona tym, że chłopak niespodziewanie się przede mną otworzył i zaufał na tyle, by zdradzić swój sekret. Czym sobie na to zasłużyłam?
– I dlatego też się przed nimi chowasz – dopowiedziałam, będąc pewna, że potwierdzi mój wniosek, lecz nie uczynił tego od razu.
– Między innymi – odrzekł po chwili z rozgoryczeniem, ale nie wyjawił innych powodów dlaczego jeszcze miałby się ukrywać przed spiskowcami.
Przez moment nie odzywaliśmy się. José cofnął się pod okno i wyglądał przez nie na kwitnący, zielony ogród. Sposępniał. Ja z kolei myślałam nad tym, co mi zdradził. Państwo Podziemne chciało go wykorzystać aby ocalić rząd, przez co był zmuszony uciec. Kiedy go poznałam kamuflował się w zwykłym domu, żyjąc samotnie jak jakiś odludek. Nieświadomie zaczęłam mu współczuć.  
– Byłeś jedynym z rodziny, który przystąpił do podziemia? – mruknęłam podnosząc się z łóżka, kiedy zdrętwiały mi nogi. Ruszyłam w stronę blondyna, zaciekawiona tym, na co patrzy.
– Nie i sami do nich nie przystąpiliśmy. To oni nas zwerbowali jak byłem dzieckiem. Rodzina królewska liczy jeszcze kilka osób, ja byłem jedynym, który odszedł, reszta została – odrzekł obojętnie. Zobaczyłam, że spogląda na mojego ogrodnika, który rozmawiał z gospodynią domu. Wyglądali na szczęśliwych, a ja poczułam ulgę, że się dogadywali. Moje złamane serce zabiło mocniej z nadzieją, że jeszcze kiedyś stworzę rodzinę dla Victora.
Rzuciłam przelotnie wzrokiem na José. Popadał w coraz większe przygnębienie, choć nie wiem czy spowodowane to było widokiem radosnego Zbyszka i uśmiechniętej Olivii czy może tym, że opuścił swoich krewnych.
To musiało być ciężkie – pomyślałam zerkając na jego udręczoną twarz. Ja nie umiałabym się odciąć od swoich najbliższych, nawet jeśli oznaczałoby to pozostanie w miejscu, gdzie chcą mnie wykorzystać. A on został sam, bez rodziny, bez przyjaciół. Victor miał rację mówiąc, że sprowadzi do domu kogoś kto nie ma nikogo, tak jak my. Ciekawe czy Anthony o tym wszystkim wiedział – zastanowiłam się, lecz nie umiałam sobie odpowiedzieć, bo z moim narzeczonym nie rozmawialiśmy często na temat chłopaka, a teraz nie śmiałam go o to zapytać.
– Powiedziałeś, że Anthony miał trzy prośby – przypomniałam zmieniając temat. Zauważyłam, że Bruno podbiega beztrosko do matki, a za nim gonią psy – Chester i Fikus. – Co było drugą z nich? – zadałam pytanie ryzykując tym, że skoro poprzednim razem go o to zapytałam i nie usłyszałam uzasadnienia, teraz może być podobnie.
Olivia strzepnęła coś z włosów syna, na co ogrodnik się roześmiał. Chester podskakiwał wokół nich z wywalonym jęzorem a Fikus przewracał się na grzbiecie. Dawno nie widziałam czegoś tak beztroskiego, wyglądali jakby byli pełną rodziną: mama, tata, syn i ich zwierzaki.
– Prosił, żebym zajął się Kamalem – odpowiedział José w momencie gdy Zbyszek podał Brunowi gałąź z drzewa a chłopiec rzucił psom patyk.
– Cco? – zająknęłam się, wybałuszając na niego oczy.
– Miałem go zatrzymać i dostarczyć do podziemia, żeby nie mógł cię skrzywdzić, przynajmniej przez pewien czas – wyjaśnił, nie patrząc na mnie. Dalej wpatrywał się w ogród stojąc sztywno na baczność. Do Brunona podbiegł zdyszany Victor, szepnął mu coś na ucho i dwóch chłopców ruszyło z powrotem do rezydencji. Chester został z Olivią i Zbyszkiem, kładąc się u nóg mojej gosposi a Fikus spoglądał na chłopców, jakby nie wiedział czy ma za nimi gonić. Po chwili zrezygnował i trącił nosem Zbyszka, na co mężczyzna pogłaskał go po pysku.
– I? – ponagliłam go, żeby kontynuował bo jakoś nie kwapił się, żeby coś jeszcze dodać.
– To nie było trudne. Wystarczyło go dostarczyć do aresztu podziemia – wzruszył beztrosko ramionami. Nie wiedziałam czy się przechwala czy mówi na serio. Pamiętam jednak, że kiedy spotkałam się z brązowookim wysłannikiem Państwa Podziemnego, mężczyzna przekazał mi, że Kamal został unieruchomiony na jakiś czas. Dostałam od nich pewność, że nic mi się nie stanie. Czy w tym mógł im pomóc José?
– Mają tam areszt? – zapytałam sceptycznie.
– Tak. Ale uwierz mi, wcale nie uśmiechało mi się tam wracać – odburknął przenosząc na mnie wzrok z ogrodu. – Jestem na niego wściekły, że wymógł na mnie taką obietnicę. Musiałem się ujawnić, miałem spore nieprzyjemności, chociaż wiedział co to dla mnie oznacza – rzekł z pretensją, mimo że ja nie byłam temu winna, to nie ja go o to nie poprosiłam. Wreszcie zrozumiałam czemu José ma żal do mojego przyjaciela. Wiedząc, że umiera Anthony próbował mnie chronić, ale naraził przy tym blondyna.
– Więc dlaczego to zrobiłeś? – wycedziłam, rzucając chłodne spojrzenie chłopakowi. Niemal żałowałam, że mój narzeczony zadecydował za mnie i skontaktował się z nim.
José ponownie odwrócił się w stronę okna, jakby miał dosyć mnie i tej rozmowy. Miałam ochotę go szarpnąć kiedy stał tak niewzruszony niczym posąg ze stali. Już myślałam, że mi nie odpowie, kiedy usłyszałam, że ciężko wzdycha.
– Druga i trzecia prośba Anthony’ego się łączą – powiedział tak cicho, że gdybym nie stała obok niego, nie usłyszałabym jego słów.
– Trzecia? – zaciekawiłam się.
– Miałem ochraniać Victora i… ciebie. Pomóc ci go wychować – oświadczył, na co zamarłam w bezruchu.


Czy José ma zostać w rezydencji Ariany i jej pomóc?
a)     TAK
b)     NIE

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz