ROZMOWY
ZAPISYWANE
José
siedział okrakiem na małym parapecie okna. Chwila nieuwagi i mógłby zaraz
zlecieć. Na jego miejscu od razu weszłabym na korytarz, ale on nie przejmował
się tym, że jedna noga wisi mu w powietrzu. Zastanowiło mnie to jak dostał się
na czwarte piętro, bo nie rosło w pobliżu żadne drzewo, ale za nic w świecie
nie zapytałabym go o to. Może naprawdę umie latać?
Podeszłam
do niego, cicho stawiając swoje kroki.
–
Jestem pod wrażeniem – wyszeptałam. Wiedziałam, że większość pracowników jest
jeszcze na lunchu, ale nie chciałam mówić głośno, obawiając się, że nie wszyscy
jeszcze wyszli. – Chodź do gabinetu, żeby nikt cię nie zobaczył – rzuciłam. Blondyn
nie ruszył się jednak z miejsca.
–
Nie – odburknął, krzywiąc się przy tym jakby właśnie wypijał arszenik. – Wygoń
wszystkich z pokoju 318 i nie udawaj, że wiesz co robisz. Zaraz do ciebie
przyjdę – stwierdził, zdejmując z głowy czarny kaptur. Najwidoczniej wczuł się
w rolę włamywacza i postanowił ubrać się jak rasowy przestępca – cały na
czarno.
Wystarczy go tylko
zepchnąć i miałabym z nim spokój – przeszło mi mimowolnie
przez myśl, lecz oparłam się tej pokusie. Odwróciłam się posłusznie na pięcie i
z obrażoną miną poszłam do wskazanego przez chłopaka pomieszczenia, który był
magazynem starych sprzętów elektronicznych. Musiałam ścierpieć jego zachowanie,
skoro sama zgodziłam się tu z nim spotkać.
Chwilę
debatowałam nad tym czy będzie ktoś w środku i powinnam zapukać do pokoju. Nie
zrobiłam tego. Teraz była to przecież moja firma, więc nie musiałam nikomu
tłumaczyć się, dlaczego chcę gdzieś wejść. Pociągnęłam za klamkę i ruszyłam
żwawo do magazynu, a przynajmniej tak sądziłam, dopóki nie ujrzałam olbrzymiej hali
monitoringowej. Cztery pary oczu wpatrywały się we mnie z lekką dezorientacją,
nie wiedząc czy wrócić do pracy czy podejść do mnie. Zdecydowałam za nich,
krocząc w ich kierunku.
– Idźcie teraz
wszyscy na obiad – wydałam rozkaz, myśląc o tym że aby
José mógł dostać się do pokoju, nie może być w nim nikogo. Dwie osoby
zaprotestowały.
– Ale... – wybełkotała
szatynka w okularach, ale zamilkła widząc mój stanowczy wzrok.
– Nie możemy.
Dostaliśmy wyraźne polecenie, żeby się zmieniać. Chodzimy parami na obiad – wyjaśnił
chuderlawy mężczyzna, siedzący od wejścia po lewej stronie.
– Od kogo to
polecenie?
– Od naszego szefa
– padła odpowiedź. Ledwo pohamowałam parsknięcie.
– A czy nie ja nim
teraz jestem? Macie wszyscy wyjść stąd natychmiast i iść na lunch albo jutro
nie będziecie mieli czego tu szukać – zaszantażowałam
ich. Nastąpiła chwila konsternacji, zaczęli rzucać na siebie niepewne
spojrzenia. Chłopak z chudymi rękami popatrzył na każdego z osobna i kiwnął
głową. Widocznie to on wiódł tu prym. Po chwili wszyscy zaczęli gęsiego
wychodzić z hali a ja odetchnęłam z ulgą. Co prawda, nie zachowałam się ładnie,
ale też nie spodziewałam się protestu z ich strony. Byłam również bardzo
ciekawa, kto jest ich szefem i mogłam pytać dalej, ale na to znajdę jeszcze
czas. José musiał się już niecierpliwić na korytarzu a nie mogłam pozwolić,
żeby sobie po prostu poszedł i teraz mnie zostawił. Musiał mi wyjaśnić, co to
ma znaczyć.
Nie
zdążyłam nawet podejść do drzwi, żeby je otworzyć i zaprosić go do środka, gdy
chłopak sam wślizgnął się za nie, zamknął na klucz i stanął ze mną twarzą w
twarz.
–
Co to jest? – zapytałam go na głos, wskazując ręką na halę komputerową.
Blondyn
wywrócił oczami i ruszył naprzód. Wybrał pierwsze lepsze krzesło obrotowe i po
prostu na nim usiadł.
–
Przecież na ogół myślenie nie boli, więc pomyśl sama. Co to może być? –
odpowiedział mi pytaniem na pytanie pewnie chcąc mnie zdenerwować. Ale ja byłam
zbyt zajęta analizą pomieszczenia, by tak łatwo mógł mnie podjudzić do ataku.
–
Tak jakby jakiś… monitoring, tylko bez kamer i…
–
Nie całkiem. Pomyśl, dlaczego upierałem się, żeby nie rozmawiać ze sobą w
myślach – podpowiedział, spoglądając na mnie wymownie, żebym sama mogła dojść
czym było to pomieszczenie. Ale ja już w tamtym momencie wiedziałam co to jest,
choć dalej nie mogłam uwierzyć w to, co widzę.
–
Baza rozmów przesyłanych w myślach – rzekłam cicho, podchodząc do ekranu
najbliżej. Wyświetlała się na nim konwersacja, którą właśnie gdzieś na świecie
prowadził: „Maciej – budowlaniec”, z „Anitą – sprzątaczką”. Wreszcie
zrozumiałam, co José miał na myśli mówiąc, że nie zdaję sobie sprawy z tego, co
oznacza prowadzenie tej firmy. Po raz pierwszy musiałam przyznać mu rację.
–
Bingo. A już myślałem, że się zgrywacie...
–
Słucham? – zapytałam, skrajnie podłamana. Nic dziwnego, że chcieli zabić mojego
ojca i wuja, oni by się nie dogadali z Państwem Podziemnym, ale ja już tak. Przecież
ta firma to siedlisko informacji…
–
Myślałem, że się zgrywacie, bo to żałosne, że przez tyle czasu ani ty ani Anthony
naprawdę o tym nie wiedzieliście – stwierdził sucho, czytając właśnie jak
„Marita – niania” krzyczy na „Sonię – 3-letnie dziecko”. Tak, było to żałosne,
znowu przyznałam mu w duchu rację, ale najbardziej śmieszne w tym było to, że
rodzice przepisali nam firmę i nie wspomnieli o tym ani słowa.
–
Czy tu trafiają wszystkie rozmowy?
–
Oczywiście i będą zapisywane przez dwadzieścia lat. Po tym czasie automatycznie
się skasują – wyjaśnił, pochłonięty zapisywanym monologiem, bo 3-letnie dziecko
tylko słuchało jak niania na nie krzyczy.
–
Dwadzieścia lat? – powtórzyłam.
–
Tą kobietę powinni zwolnić, właśnie uderzyła dziecko, którym się opiekuje. Czy
tak w ogóle można? – zapytał chłopak, szczerze przejęty. Ale mnie to w tym
momencie nie obchodziło, może rodzice pozwolili jej na takie traktowanie.
– Skąd o tym tyle wiesz? – zapytałam
zamiast wdawania się z nim w dyskusję na temat metod wychowawczych.
–
Przecież jest napisane – odpowiedział, wskazując na ekran. Rzeczywiście,
widniał na nim napis: „Głośny hałas”, „Kwilenie dziecka”, „Płacz dziecka”, ale
chłopak mnie nie zrozumiał.
–
Nie o to mi chodzi. Sądzę, że to pomieszczenie jest tajne, skąd o nim
wiedziałeś?
Od
razu poznałam, że zadałam mu niewygodne pytanie, bo blondyn zwykle nie czeka
tyle czasu by wymyślić kąśliwą odpowiedź.
–
Tym się nie interesuj. Prędzej wymyśl jak przekonasz Rząd, że nic się nie
zmieni w firmie.
– Zostało to już załatwione.
–
A wiesz, że niejaki Mendes wykupuje od was dostęp do rozmów? – czekał by
zobaczyć moją reakcję, ale nie powiedział mi nic odkrywczego. Mogłam się tego
domyślić.
–
Tak, rozmawiałam już z nim. Zapewniłam go, że J&J pozostanie bez zmian. Na
szczęście nie mówił nic o rozmowach, tylko ogólnie o firmie – najwidoczniej
tego blondyn nie wiedział, bo wyglądał na zaskoczonego. Dobrze wiedzieć, że
José jednak nie wie wszystkiego. – A które rozmowy wykupuje, wszystkie?
–
Raczej nie. Z tego co wiem tylko te, które mają znaczenie dla Państwa – wzruszył
ramionami. Od dłuższego czasu prowadziliśmy z blondynem kulturalną rozmowę, a
on nawet nie próbował mi dogryzać. Być może pod całą maską nieczułego na ból
innych drania, krył się wrażliwy chłopak, który chciał się ukryć przed
Podziemiem i nie miał nikogo, kto mógłby mu pomóc. Może chłopak nie jest taki
zły, na jakiego się kreuje?
José obnaża się za
każdym razem, kiedy widzi krzywdę bezbronnych –
pomyślałam, ale zaraz szybko zaczęłam się przyglądać rozmowom, czy zwykłe myśli
też są zapisywane. Spaliłabym się chyba ze wstydu gdyby chłopak przeczytał moje
refleksje na swój temat.
–
A zwyczajne myśli? – zapytałam, kiedy już upewniłam się, że nigdzie ich nie
widzę.
–
Pracuje nad tym osobny dział, ale nie, jeszcze tego nie wynaleźliście, jeśli o
to pytasz – kiwnęłam głową. Uf, na szczęście nasze myśli są jeszcze bezpieczne.
–
A co z policją? Oni też z nami współpracują?
–
Tak. Przesyłają pieniądze, a wy odsyłacie rozmowy. Naturalnie jak już sama
wywnioskowałaś wszystko jest tajne, policja łapie przestępców szybciej i
czerpie z tego profity.
–
I mój ojciec i wujek wiedzieli o tym wszystkim – w głowie nie mieściło mi się
to, że zgodzili się żebym razem z Anthonym przejęła J&J i nic o niej nie
wiedziała.
–
To oni podpisali ugody z Rządem o wzajemnej współpracy. Twój ojciec sam to
wymyślił ponad dziesięć lat temu – głos José stał się rozgoryczony. On też miał
mu to za złe.
–
To ma już dziesięć lat? – oniemiałam.
Złapałam się za głowę i zaczęłam o nią pocierać ręką, jakby coś mnie w niej
uwierało. – Czyli wynalazł to jeszcze przed wypadkiem – zaczęłam chodzić w
kółko, żeby lepiej myśleć.
Rany,
naprawdę żyłam w pięknej bańce, nie wiedząc nic o życiu ani o swoich rodzicach.
Jak mogli mi o tym nie powiedzieć?!
–
Czy rozmowy da się usunąć? – zadałam kolejne pytanie.
–
Nie, ale...
–
Ale co?
–
Mógłbym zrobić program, który by mógł kasować wskazane rozmowy – odpowiedział
unosząc brew.
–
Umiałbyś? – zdziwiłam się i choć patrzyłam na niego z niedowierzaniem, nie
wyglądał na kogoś, kto nie jest pewien swoich umiejętności.
–
Tak – padła zwięzła odpowiedź.
–
Widzisz, chciałabym, aby moi pracownicy nie byli narażeni na infiltrację Rządu,
ale by o tym nie wiedzieli. Nie chcę by ktoś „uprzejmy” doniósł, że mieszam w systemie.
W zamian mógłbyś wykasować wszystkie swoje rozmowy i zaprogramować system tak,
by każda kolejna wypowiedź automatycznie się kasowała. Wiem, że będzie ci to na
rękę, kiedy oficjalnie znikniesz. Co ty na to? – zapytałam wystawiając do niego
dłoń. – Zgoda? – nie spodziewałam się odpowiedzi tak szybko.
–
Zgoda – odrzekł, chwytając moje lodowate palce i lekko nimi potrząsnął.
–
To teraz może próbka twoich umiejętności? – uśmiechnęłam się zadowolona, że
wreszcie doszliśmy do porozumienia i zakopaliśmy topór wojenny. José kiwnął
głową.
–
Co mam zrobić? – na to pytanie miałam przygotowaną odpowiedź w momencie kiedy
dowiedziałam się, gdzie jestem.
–
Znajdź rozmowę z dnia dwudziestego czwartego lipca, moją, Anthony’ego, Kamala i
trzech mężczyzn około dwudziestej a potem możesz już iść – poczułam, że José drętwieje.
Co
będzie dalej?
A) José
odnajdzie rozmowę;
B) José
powie, że nie jest w stanie odnaleźć rozmowy;
C) José
spróbuje odnaleźć rozmowę, ale została ona wykasowana.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz