środa, 25 stycznia 2017

Cichy Świat: Rozdział 17

ZAGINIĘCIE

Następnego dnia umówiłam się z Halszką o godzinie szesnastej. Miałam przyjść po dziewczynę do mieszkania jej dziadka, a potem iść z nią do pobliskiej kawiarni. W kafejce na rogu sąsiedniego bloku sprzedawali bowiem najlepszą gorącą czekoladę, jaką piłam w życiu. To tam postanowiłam zwierzyć się koleżance ze swoich rozterek i poprosić ją o radę w związku z Anthonym.
Czy lepiej będzie jak zerwę zaręczyny? – to pytanie kołatało w moim sercu bez przerwy. Gdy wstałam dzisiaj rano miałam ochotę pobiec do przyjaciela i prosić go, żebyśmy nie odwoływali ślubu. Pragnęłam, by wszystko zostało po staremu. Czasu jednak nie da się cofnąć – chłopak był pewien, że mnie kocha, a ja sama nie wiedziałam, co właściwie do niego czuję. Musiałam to przeanalizować na zimno, stąd pomysł, żeby opowiedzieć wszystko komuś trzeciemu. Nie chciałam podejmować decyzji zbyt pochopnie, skoro jej konsekwencje będę ponosić całe życie.
Dotarłam przed blok blondynki na chwilę przed czasem. Od razu zauważyłam, że coś było nie tak.
Przed budynkiem kręciło się mnóstwo osób. Zazwyczaj po ulicy chodzili tylko ci, którzy śpieszyli do swoich domów. Dzisiaj byli jak stłoczone mrówki, większość ludzi stała w ciasno zbitych grupkach, kiwając raz po raz głowami, w geście aprobaty. Na chodniku zaparkowanych było też kilka radiowozów, przy których stali policjanci. Potoczyłam wzrokiem po obecnych, starając się znaleźć blondwłosą koleżankę. Nie znalazłam jej. W tłumie dostrzegłam za to opiekuna Halszki, który ledwo co stał. Pobiegłam do niego truchtem, zła na wszystkich dookoła, że nie zwracają uwagi na schorowanego, starszego człowieka.
– Chodź, dziadku – przesłałam do niego, łapiąc go za ramię i prowadząc do najbliższej ławki. Nazywałam go „dziadkiem”, gdyż sam chciał żebym tak się do niego zwracała. Mawiał, że „ma tylko dwie wnuczki, mnie i Halszkę, nikogo innego na tym świecie”.
– Ariana – westchnął ciężko, opadając na metalowe siedzenie. Na jego naznaczonym przez czas czole zauważyłam strużki potu. Najwidoczniej przybyłam w samą porę, bo jeszcze chwilę, a ludzie musieliby podnosić go z ziemi. – Dobrze, że jesteś – odetchnął głęboko. Mój widok chyba sprawił mu ulgę. Zasiadłam koło niego, uśmiechając się pokrzepiająco do starszego człowieka. Dziadek poklepał mnie przyjaźnie po dłoni. Jego prawa ręka drżała, co wiedziałam, że było spowodowane chorobą.
            – Co tu się stało? Gdzie jest Halszka? – zapytałam, obracając się do tyłu, żeby przeszukać teren jeszcze raz. Miałam nadzieję, że mężczyzna oznajmi, że są to jakieś ćwiczenia przeciwpożarowe, a blondynkę zaraz ujrzę w tłumie.
            Niestety, staruszek zdenerwował się:
– Nie wiem, gdzie jest moja wnusia. Była w pokoju, gdy ktoś do niej przyszedł. Ja drzemałem po obiedzie, ale wyraźnie słyszałem dzwonek do drzwi – przesłał wypowiedź przeciągle, podkreślając swoje słowa, jak gdybym miała nie uwierzyć mu w jego historię. Starał się mnie przekonać, że dokładnie wie, co się stało. – Usłyszałem jakiś rumor, a po niecałych dziesięciu minutach trzask zamykanych drzwi wejściowych. Była punkt piętnasta, a ona dalej nie wychodziła ze swojego pokoju, co więcej telepatycznie też nie odpowiadała. Więc się zaniepokoiłem – podniósł rękę, pomachując nią z wolna. – Co do minuty podawała mi zawsze leki, kiedy była w domu, przecież wiesz – przytaknęłam głową dając znak, żeby kontynuował. – A czekała na ciebie, bo miałaś ją odwiedzić. Wiedziałem więc, że nigdzie nie wyszła. Poszedłem do jej pokoju i zapukałem. Czekałem długo, ale ciągle milczała. Więc co miałem zrobić? – zadał pytanie, sam sobie udzielając na nie odpowiedzi. – Wszedłem do jej pokoju, aby sprawdzić czy nic się nie stało.
Poczułam dziwny niepokój w sercu.
            Ale w pokoju jej nie było. Kilka rzeczy leżało porozrzucanych, a wiesz, jaka to jest schludna dziewczyna. Zawiadomiłem więc policję, że ją porwano – dokończył historię, drapiąc się po swoich siwych włosach. Odniosłam wrażenie, że było mu wstyd, że kłopotał władze miasta, ale musiałam dać mu do zrozumienia, że postąpił słusznie.
– Dobrze zrobiłeś, dziadku – odrzekłam słabo. Jego streszczenie wydarzeń wyjaśniło dlaczego przed budynkiem stały radiowozy, ale jednocześnie wystraszyło mnie. Zastanowiłam się, co mogło stać się z blondynką i doszłam do jednego konkretnego wniosku – byłam pewna, że Kamal maczał palce w jej zniknięciu.
– Oni tak nie powiedzieli – staruszek kiwnął głową w stronę funkcjonariuszy prawa. – Byli źli, że zawracam im głowę. Stwierdzili, że moja wnusia wyszła sama – zezłościł się, uderzając drżącą ręką o swoje kolano.
Dziadek miewał często zmienny nastrój, ale nigdy nie był aż tak zdenerwowany i pobudzony. Musiał bardzo przejąć się losem blondynki, co wcale mnie nie zdziwiło. Halszka była jego jedyną krewną, troszczył się o nią przez dwadzieścia lat, więc na pewno czuł, że dziewczynie przydarzyło się coś złego. Policjanci powinni go byli potraktować lepiej – z szacunkiem i powagą.
            – Na pewno sama nie wyszła – pochyliłam się nad dziadkiem i przytuliłam go. Miał przybity wyraz twarzy i takie puste oczy… Jeszcze nigdy nie widziałam go tak smutnego. Mężczyzna pokiwał głową na znak, że on sądzi, tak samo jak ja. – Ja mówię, że dobrze zrobiłeś. Słuchaj mnie, nie ich, bo oni kłamią – szepnęłam mu do ucha na głos. Nikt nie zwracał na nas uwagi, a w pobliżu nie było kamer, także mogłam sobie pozwolić na małą niedyskrecję. Dziadek odchylił się ode mnie, ze zdziwieniem wymalowanym na swojej pomarszczonej twarzy. Nic jednak nie odrzekł, za co byłam mu wdzięczna. Pokiwał ponownie głową, lekko się przy tym uśmiechając, jakby był dumny, że umiem mówić. Dostrzegłam w jego zmartwionych oczach jakiś blask, może nadzieję, że nie wszystkie nastolatki czy dzieci są niemowami, jak myśli Rząd?
Spojrzałam jeszcze raz pod blok, z radością przyjmując do wiadomości fakt, że w tłumie pojawił się Pierre.
– Mam znajomego policjanta, który tam stoi. Pójdę zapytać czy coś wie o Halszce, a potem do ciebie wrócę, dobrze? – zadałam pytanie mężczyźnie, zerkając od czasu do czasu na dawnego Francuza, aby nie zniknął mi z oczu.
– Tak, idź, ale później przyjdź i mi wszystko opowiedz – polecił staruszek, spoglądając na gołębie, które kręciły się przy ławce. Wodził wzrokiem od jednego ptaka, do drugiego.
– Obiecuję – oznajmiłam, po czym ruszyłam szybko w kierunku bruneta. Praktycznie biegłam, byle tylko znaleźć się jak najbliżej.
– Gdzie ona jest? Chcę znać prawdę, nie okłamuj mnie – zaczęłam na przywitanie, kiedy byłam już stosunkowo blisko. Pierre spojrzał na mnie z nieukrywaną niechęcią. Modliłam się w duchu, żeby chłopak po prostu nie chciał mnie widzieć, a nie martwił się, jak wyjawić mi złe nowiny o koleżance…
Co tu robisz? Tak szybko się dowiedziałaś? – zwlekał z odpowiedzią, czekając na moją reakcję. Podszedł do mnie i odciągnął za ramię od radiowozów, obok których jeszcze przed chwilą stał. Tak jakby mieli nas podsłuchać…
Byłam z nią umówiona – wytłumaczyłam, wyrywając się chłopakowi. Odeszłam od niego i oparłam o mur bloku. Założyłam ramiona na krzyż i spojrzałam na niego wyczekująco. – Do sedna. Rozmawiałam z dziadkiem, wiem, że nie wierzycie w jej porwanie…
– Jakim dziadkiem? – zdziwił się chłopak, marszcząc brwi. Sprawiał wrażenie, jakby naprawdę nie wiedział o kogo mi chodzi. Ale przecież staruszek był pewien, że rozmawiał z policjantami.
– Dziadkiem Halszki. Podobno go przesłuchiwaliście – wyjaśniłam zniecierpliwiona, potupując z wolna nogą. Chciałam wypytać go o porwanie, a póki co nie dowiedziałam się jeszcze niczego.
– Nie ja. Przyjechałem może z dziesięć minut temu – wyprowadził mnie z błędu Pierre. Jego wzrok spoczął na siedzącym na ławce staruszku, który dalej obserwował gołębie. – To on? – zapytał, na co przytaknęłam głową.
– Dowiedziałeś się czegoś? – nawiązałam znowu do rzekomego porwania, aczkolwiek tym razem zrobiłam to uprzejmiej. Nie powinnam była na niego tak naskakiwać, skoro to nie on przesłuchiwał dziadka.
Dawny Francuz przeniósł wzrok w górę i spojrzał na dach budynku, przy którym staliśmy. Najwidoczniej musiał namyślić się, czy może coś zdradzić. Milczał przez chwilę, która dla mnie trwała o wiele za długo.
– Oni nawet nie rozważają porwania – wyjawił w końcu chłopak, machając ręką na policjantów, jakby chciał pokazać mi, o kim mówi. Ale o tym słyszałam już przecież od staruszka.
– Wiem, myślą, że wyszła sama – dopowiedziałam. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego funkcjonariusze po przesłuchaniu dziadka nie chcieli nawet rozważyć innego scenariusza.  
– Nie – odrzekł dawny Francuz, kiwając przecząco głową. Spojrzał na mnie ze zmarszczonymi brwiami. – Teraz badają morderstwo. Dlatego tu jeszcze są.
W momencie, gdy wypowiedział słowo „morderstwo”, poczułam się, jakbym straciła grunt pod stopami. Zamrugałam kilka razy powiekami, niezdolna cokolwiek odpowiedzieć.
– Słucham? – wydukałam po dobrej minucie. Pierre przybliżył się do mnie nieznacznie, jakby bał się, że zaraz zemdleję i potrzebna będzie jego pomoc.
– Podobno znaleźli ślady szarpaniny i sporo krwi w pokoju. Nie odpowiada też telepatycznie – podjął znowu temat. W dalszym ciągu nie spuszczał ze mnie wzroku i śledził moje zachowanie.
Nie mogłam zaakceptować tego, co mi przesłał. Mimo że nie potrafiłam, to wciąż próbowałam logicznie sobie wytłumaczyć zniknięcie dziewczyny. Może wyszła na spacer... Może się skaleczyła...
– Nie wierzę w to. Kamal by jej tego nie zrobił – wychrypiałam. Wypierałam z myśli najgorszy scenariusz, jakoby Halszka miała już nie żyć. To po prostu… niemożliwe.
– Czyżby? Naprawdę tak sądzisz, nawet po tym jak chciał cię udusić? – zadał pytanie Pierre. Spojrzałam w jego ciemne oczy. Czułam się tak, jakby chciał przekonać mnie, żebym przyznała mu rację.
– Tak – oznajmiłam niepewnie, zaraz się poprawiając. – Nie… nie wiem – zaczęłam się jąkać, niezdolna do odpowiedzi. Postanowiłam zatem wypowiedzieć coś, czego byłam za to pewna. – Nie uwierzę w morderstwo, póki jej nie znajdą. Martwą. Ale ona na pewno żyje – stwierdziłam, próbując przekonać samą siebie. To i tak niewiele pomogło.
Zapadła kilkuminutowa cisza w ciągu której żadne z nas nie zrobiło nic. Ciągle staliśmy obok siebie, z tym, że ja zaczynałam się pomału trząść z zimna. Przypomniałam sobie moje ostatnie spotkanie z Kamalem, kiedy go śledziłam i nagle poczułam wstyd, że tak łatwo dałam za wygraną i posłuchałam Pierre’a.
– Myślałam, że coś z nim zrobisz... – wyrzuciłam wreszcie chłopakowi. – To też nasza wina – wywnioskowałam do siebie, spuszczając wstydliwie głowę. – Mogliśmy coś z Kamalem zrobić...
– Próbowałem – zapewnił mnie brunet. – Ale ma wtyki w policji. Choć byłem bardzo ostrożny kilka osób zaczęło pytać, dlaczego się nim zainteresowałem. Kazali mi odpuścić – przesłał mi cicho, jak gdyby w ten sposób Rząd nie mógł usłyszeć o czym rozmawialiśmy, co wiedziałam, że było bzdurą. Niewyraźną rozmową w myślach nie możemy utrzymać sekretów.
– I ty odpuściłeś – zarzuciłam mu płaczliwie. Łypnęłam na niego spode łba, czując jak w oczach nagromadzają mi się łzy.
Pierre wziął delikatnie moją twarz w swoje dłonie.
            – Nie. Śledziłem go dalej, ale wtedy nie zbliżał się nawet do jej mieszkania – spojrzał na mnie z czułością i pogłaskał delikatnie po włosach. Poczułam się jak dziecko, które chciał uspokoić.
Odsunęłam się odrobinę w bok, nie chcąc aby Pierre mnie dotykał. Przetarłam szybko ręką oczy. Czułam się fatalnie, zwłaszcza, że zaraz miałam iść do dziadka
– Co mam mu powiedzieć? – jęknęłam, oglądając się do tyłu. Przecież nie mogłam podzielić się wiadomościami, w które sama nie wierzyłam, nie mogłam oznajmić schorowanemu mężczyźnie, że ukochana krewna nie żyje. To by go zabiło.
– Że będziemy jej szukać – doradził mi Pierre, kierując wzrok za mną w stronę starszego człowieka. – Bo to prawda. Tylko, że oni szukają ciała, a nie…
– Zrozumiałam – warknęłam, przerywając mu wypowiedź. Nie chciałam słuchać jego zakłamanych teorii. Dla mnie sprawa nie była jeszcze zamknięta. Halszka się odnajdzie, musi…
Wróciłam do dziadka, nie sama, a z dawnym Francuzem. Brunet wytłumaczył mężczyźnie, że jego wnuczki jeszcze nie znaleziono, ale poszukiwania trwają nadal. Zaczną się również oficjalne przesłuchania, a jego zeznania będą kluczowe dla sprawy. Przedstawił dziadkowi wszystko bardzo rzeczowo i formalnie, a co najważniejsze – uspokoił go, za co byłam mu wdzięczna. Mogłam złościć się na niego, że jest jednym z nich, niewolników państwa, ale kolejny raz mi pomógł, choć wcale nie musiał.
Zaprowadziliśmy staruszka do mieszkania sąsiadki. Nie chciałam, żeby na razie przebywał sam. Wręczyłam więc sporą sumę pieniędzy przysadzistej kobiecie, by się nim opiekowała, póki nie odnajdzie się Halszka. Brunet spoglądał na mnie cynicznie, jakby był pewien, że moja koleżanka nie wróci już nigdy, ale nie przejęłam się tym. Musiałam trzymać się nadziei, bo nie potrafiłam sobie nawet wyobrazić śmierci najlepszej i jedynej koleżanki.


Trzy opcje. Okaże się, że:
A)    Halszka została porwana;
B)    Halszka została zamordowana;
C)    Halszka uciekła z Kamalem.

8 komentarzy:

  1. Uwielbiam, kiedy porywają bohaterów, więc opcja A :D
    Ariana słusznie zrobiła, że chciała porozmawiać z Halszką. Nawet bardzo, bardzo. Samej, kiedy jest rozdarta nie powinna podejmować tak ważnej decyzji. Tym bardziej, że miała wątpliwości czy faktycznie zerwać zaręczyny, a to już o czymś świadczy ;). Jakby go nie kochała, choć trochę, a jedynie traktowała go jak przyjaciela/brata to raczej by się nie wahała, czyż nie?
    Słodki był ten dziadziuś hehe. Zmartwiony zniknięciem jedynej krewnej, wnuczki w dodatku. Wyobrażam sobie jak się on czuje :(. Oby tylko jego zdrowie nie podupadło, i żeby ta sąsiadeczka się nim należycie opiekowała!
    Mam nadzieję, że Halszka się odnajdzie, chyba że głosy za opcją B, innych czytelników przeważą... Oby nie! Lubię Halszkę.
    I znów Pierre. Na Anioła jak on mnie wnerwia!!! Gdzie Ariana się nie pojawi, tam on. Wydaję mi się to troszkę podejrzanym, że przyjechał jakieś dziesięć minut wcześniej, może mniej więcej wtedy, gdy Ariana. Może on również maczał palce w jej zniknięciu skoro tam zapewniał, że Halszka może być martwa. I te cyniczne spojrzenie... Mam. Wielką. Ochotę. Go. Zabić. grrr!!! Pierre to taki dobry bohater z prawdopodobnie ciemnej strony. Jest dobrym złem, wprowadza dużo tajemniczości i emocji do opowiadania ;). Ale i tak nim gardzę!
    Oby Halszka odnalazła się żywa!!!

    Pozdrawiam cieplutko, weny i inspiracji :3
    anielskie-dusze.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Pozwól mi wierzyć, że agresywny mężczyzna też potrafi kochać. Jak to na wsi kiedyś mówili "jak nie bije, to nie kocha". Wierzę, że u Arabów jest podobnie, tak więc stawiam na to, że krew jest wynikiem pobicia dziewczyny, a potem albo Kamal ją uprowadził, albo skłonił jakoś do tego, by wyjechała z nim.

    OdpowiedzUsuń
  3. Przeczytałam i rozdział i komentarze pod nim. Ja bym stawiała na jeszcze inne rozwiązanie. Kamal handlował narkotykami, choć był nauczycielem (jedno z drugim dziwnie mi się kłóciło i nie pasowało do siebie, ale podobało mi się takie nowatorskie rozwiązanie). Na narzeczonej mogło mu zależeć, raczej mu zależało, bo walczył o nią z uporem maniaka, poza tym bijąc ustawiał ją pod siebie. Ciężko zrezygnować z wytresowanej już dziewczyny, na rzecz nowej, którą też będzie musiał ułożyć pod siebie (przepraszam za takie porównanie, trochę jak do psa, ale moim zdaniem mężczyźni, którzy tak postępują, właśnie tak myślą o kobietach, jak o psach, gorszym gatunku, który pod siebie ułożą, wychowają). Kamal mógł narobić długów i stąd też zaczął parać się takim zajęciem, by je spłacić. Mógł też zgubić, jakoś stracić towar, a pewnie z kimś się rozlicza, no albo mógł wkurzyć rodzica jakiegoś uzależnionego ucznia. Taka osoba, chcąc się mścić uderzyłaby w to co najbardziej kocha, w to na czym najbardziej jemu zależy, a obawiam się, że poza narzeczoną on nie ma nikogo więcej. Chyba chciałabym, by Kamal zaczął współpracować z Arianą i by razem szukali porwanej.
    Dziadek mnie rozczulił i to jego zdanie o tym, że nie wszystkie dzieci są niemowami :) Rozczulające to, takie zarazem smutne.

    Taka Miłość, czyli moja twórczość – serdecznie zapraszam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Halszka była dziewczyną Kamala, a nie narzeczoną z tego co kojarzę. Ciekawa hipoteza, zobaczymy jak to się dalej potoczy :)
      Ja z kolei spróbuję wpaść do Ciebie na weekendzie, wtedy będzie luźniej.
      Dziękuję ja i siostra :)

      Usuń
  4. Pamiętam, że jak przeczytałam ten rozdział byłam zaskoczona takim zwrotem akcji. Jednak się ucieszyłam bo lubię, gdy coś się w opowiadaniach dzieje :)
    O Pierze dalej sama nie wiem co sądzić :P

    Cass

    OdpowiedzUsuń