Nie
miałam pojęcia w co się ubrać. Oczywiście sukienka i szpilki. Pytanie tylko,
która? Stwierdzając, że nie mam niczego odpowiedniego w szafie, zadzwoniłam do
Basi. Przez to, że nosimy ten sam rozmiar, niejednokrotnie pożyczamy od siebie
ubrania. Basia ma większy asortyment, bo i większy budżet, ale nigdy mi nie
wypomina, że to ja częściej pożyczam od niej.
W
piątek poszłam więc do niej wybrać kreację. Powitała mnie w drzwiach cała w skowronkach;
odnosiłam wrażenie, że ze ślubu, na który zostałam zaproszona cieszy się
bardziej ode mnie.
–
Może tą beżową? – ćwierkała, przynosząc mi na kanapę stosy kolejnych sukienek.
– Ewentualnie tą jasno-niebieską, do twarzy ci w jasnych odcieniach. Albo nie –
oczy rozbłysły jej blaskiem. – Wiem, zaczekaj.
Basia
pobiegła do garderoby i zniknęła w jej wnętrzu.
–
Na pewno któraś będzie dobra – mruknęłam patrząc na tuzin sukienek rozrzuconych
po kanapie. – Muszę tylko zacząć przymierzać.
–
Przymierzaj tylko te, których fason ci się podoba – zrugała mnie przyjaciółka z
sąsiedniego pomieszczenia.
Odetchnęłam
głęboko; naprawdę wszystkie uważałam za piękne. No, może oprócz tej jednej…
Odłożyłam na bok sukienkę z dekoltem do pępka.
–
Krótka czy długa? – zapytałam głośno Basię, żeby usłyszała.
–
Ja na śluby zawsze zakładam długie sukienki, są bardziej eleganckie.
Nagle,
usłyszałam krzyk radości.
–
Mam ją – to Basia wyłoniła się z garderoby z bananem na ustach. Niosła srebrną
sukienkę, która mieniła się jakby cała była zrobiona z malutkich diamencików.
Była obcisła, tylko na dole się rozszerzała, niczym suknia syreny. – Podoba ci
się? – zapytała mnie przyjaciółka.
Podobała.
Nawet bardzo. Ale nie byłam pewna czy nadawała się ona na ślub, kiedy miałam
być tylko gościem...
–
Jest nawet za ładna – mruknęłam nieśmiało. – Przyćmiłabym pannę młodą.
Basia
zrobiła usta w ciup.
–
Masz rację – rzuciła suknię jakby nigdy nic na kanapę i znów poszła do
garderoby.
–
Jak długo znasz się z Bogusiem? – zapytała mnie przyjaciółka.
–
Eee – zaczęłam, myśląc intensywnie. Z jednej strony chciałam wymyślić coś
wiarygodnego, z drugiej nie chciałam kłamać. W końcu postawiłam na pół-prawdę.
– Właściwie to nie Boguś. Znamy się kilka dni, a ostatnio powiedział mi
prawdziwe imię.
–
Prawdziwe imię?– Basia aż wyszła z garderoby z dwoma sukienkami w rękach. Miała
szeroko otwarte oczy. Była przejęta. – Po co kłamał?
–
Wstydził się – odparłam.
Zmarszczyła
nos. Nie rozumiała.
–
Ma na imię Kosma – zdradziłam, zaraz dodając. – Każdemu podaje więc drugie
imię, bo choć jest odjazdowe, to trochę mniej od prawdziwego. – Nawet ja
zaczynałam wierzyć w to co mówię i może dlatego Basia w to uwierzyła.
–
W ogóle istnieje takie imię? – zaśmiała się, podając mi limonkową suknię do
kolan.
–
Najwidoczniej – zamieniłyśmy jeszcze klika zdań o Kosmie, a potem zaczęłam
przymierzać. Nawet nie sądziłam, że wybór odpowiedniej sukienki może być tak
męczący. Chciałam być ubrana elegancko, ale z pazurem, szykownie, lecz z gustem
i niebanalnie. W mojej głowie widniał obraz rzymianki z cienkim paskiem
podkreślającym talię.
Wybór
padł jednak na morelową kreację. Nie przypominała ona rzymianki, była za to
piękną, wytworną suknią z rozcięciem odsłaniającym nogę. Była idealna, nawet
lepsza niż mój ideał.
W
sobotę rano poszłam do ulubionego fryzjera mojej siostry. Mężczyzna, oczywisty
nie-heteryk upiął mi z włosów klasyczny kok z grzywką na jeden bok. Makijaż w
domu zrobiła mi z kolei siostra (całe szczęście, że ona z Leonem zdążyli wrócić
przed sobotą, gdyż w przeciwnym razie musiałabym umalować się sama i to na
pewno nie wyszłoby mi na dobre). Kamila, moja siostra, miała profesjonalny
zestaw do makijaży wraz z pędzlami i uwielbiała testować na mnie swój każdy,
nawet najbardziej szalony pomysł. Dziś jednak, za moją prośbą, postawiła na
prostotę, dzięki czemu miałam podkreślone oczy i lekko różowe policzki. Wstyd
się tak chwalić, ale kiedy założyłam suknię i spojrzałam w lustro stwierdziłam,
że jeszcze nigdy nie byłam tak piękna. To zadziwiające jak kobieta może się
zmienić pod wpływem fryzury, makijażu i ciuchów. Zawsze twierdziłam, że nie ma
brzydkich kobiet, są tylko niedofinansowane… Nawet Leon, który zwykle nie widzi
świata poza moją siostrą, sprawił mi komplement mówiąc, że nareszcie widzi
podobieństwo pomiędzy mną, a Kamilą. Jak na niego, to był doprawdy komplement.
Ja z Leonem, od czasu zamieszkania razem, lubimy sobie dokuczać.
Wyszłam
przed blok punktualnie. Nie miałam ze sobą nic oprócz torebki – założyłam, że
skoro to Kosma mnie zaprasza, przygotował też prezent dla państwa młodych i ja
nie muszę się o to martwić. Nie wzięłam nawet telefonu ze sobą – w końcu nie
wymieniłam się numerem z mężczyzną, więc i tak nie miałam do kogo zadzwonić
jeśli okazałoby się, że Kosma mnie wystawi.
Przez
chwilę nawet tak myślałam. Przez kilka minut, kiedy nikt nie podjeżdżał pod
blok, sądziłam, że moja randka nie wypali i będę musiała wrócić zaraz do
mieszkania, tłumacząc się Kamili, a potem Basi, że Kosma dostał zatrucia
pokarmowego więc zrezygnował z imprezy. Potem musiałabym coś zmyślić dlaczego
już nigdy więcej się z nim nie spotkałam.
Nagle,
usłyszałam hałas. To samochód zmierzał w moim kierunku i choć jeszcze nie
widziałam kto siedzi za kółkiem auta, wiedziałam, że to Kosma. Moje serce
wyczuło, że to on, nie tyle z ekscytacji, że go zobaczę, co z ciekawości jak
zareaguje, gdy to on mnie ujrzy. Czy mu się spodobam? Czy dobrze wybrałam
kreację, uczesanie i makijaż? Czy może pokłócimy się jeszcze przed pójściem do
kościoła i rozpłakana wrócę na górę do siostry?
Samochód
zatrzymał się. Początkowo nie poznałam go, kiedy wyszedł z Mercedesa. Był
wysoki, to się zgadzało. Miał niewielki zarost, to też pamiętałam. Jego ubranie
zupełnie jednak nie pasowało do tego, które zapamiętałam. Brak skóry i glanów.
Zastąpił je garniturem.
Niesamowite
– pomyślałam. – Wygląda
pociągająco.
Może
gdyby miał źle skrojony stój, źle dobrane buty i przekrwione oczy po melanżu,
łatwiej przyszłoby mi przywitanie. Niestety, zaniemówiłam. To był inny
człowiek. Zupełnie apetyczny, przystojny mężczyzna koło trzydziestki.
–
Łał – powiedział, wręczając mi coś do ręki. – Wyglądasz nieziemsko – dopiero
teraz zorientowałam się, że dostałam kwiaty. Spojrzałam w dół na róże.
–
Dziękuję – bąknęłam onieśmielona. Byłam przekonana, że moje rumiane policzki
teraz są koloru piwonii.
–
Łał – on też nie mógł wyjść z podziwu. – Zauważyłem, że z ciebie jest laska,
ale że aż taka…
Na
to nic nie odpowiedziałam, tylko pozwoliłam sobie otworzyć drzwi do samochodu.
Kulturalnie zamknął je za mną gdy zajęłam miejsce i sam wsiadł za chwilę za
kierownicę.
W
głowie miałam niemoralne myśli. Ilekroć na niego spojrzałam robiło mi się
duszno, więc postanowiłam nie patrzeć i rozkoszować się jazdą. Znowu się
zarumieniłam, gdy pomyślałam, że nie miałabym nic przeciwko temu gdyby mnie
gdzieś wywiózł…
–
Może opowiesz mi coś o sobie? – zapytał grzecznie, gdy minęliśmy pierwszy
zakręt, spod mojego bloku.
Zerknęłam
na jego dłoń. Pod mankietem zauważyłam lekko wystający tatuaż.
–
Zadaj konkretne pytanie – poprosiłam.
–
Zacznijmy od imienia – rzekł po krótkim zastanowieniu.
–
Eliza – zdradziłam mu. – Moja kolej – poczułam ducha walki, też chciałam go
lepiej poznać. – Ślub na który jedziemy
to naprawdę jest ślub siostry?
Zapanowała
cisza. Widocznie myślał nad odpowiedzią, bo po chwili mruknął.
–
Prawie, znamy się od dzieciństwa, jest dla mnie jak siostra.
–
Na pewno? – zapytałam wyczuwając lekką gorycz.
–
To najważniejszy dzień jej życia – skwitował.
Chyba
trafiłam w zły punkt, bo do kościoła nie odezwał się już ani słowem.
Zaparkowaliśmy na parkingu. W bagażniku miał prezent – także bukiet róż, plus
ładnie opakowane niewielkie pudełeczko.
Ceremonia
w kościele przebiegła całkiem normalnie, dopiero na końcu mszy Kosma szepnął mi
do ucha abyśmy wyszli się przewietrzyć. Posłuchałam go spuszczając z oczu pannę
młodą, która właśnie przyjmowała komunię świętą. Kobieta wyglądała obłędnie, a
jej mąż wciąż na nią zerkał, zapewne nie mogąc się nadziwić jakim jest
szczęściarzem.
Przez
piętnaście minut do końca mszy mieliśmy czas aby porozmawiać. Zapytałam go czy
lubi motory, a on mnie skąd wracałam tak późno w nocy, wtedy kiedy zostałam
obrabowana z torebki. To bardzo dziwne, ale czułam się przy nim wyjątkowo
swobodnie, zdradziłam mu nawet, że trochę posprzeczałam się tego dnia z
przyjaciółką o jej chłopaka. Byłam szczera i miałam wrażenie, że on również nie
kłamie.
Kiedy
państwo młodzi wyszli z kościoła, goście rzucili na nich płatki czerwonych róż.
Potem ustawiliśmy się w kolejce, aby złożyć im życzenia.
Panna
młoda była piękna. Miała takie wysublimowane rysy twarzy, w białej sukni
wyglądała jak arystokratka z dziewiętnastego wieku. Pan młody był zdecydowanie
starszy od kobiety. Łysiał na czubku głowy i miał duże, odstające uszy, ale
wydawał się sympatycznym gościem. Wymieniłam z nim ze dwa zdania, z czego jedno
było regułką, którą ułożyłam w głowie, z gratulacjami na nowej drodze życia.
Mój towarzysz długo trzymał przyjaciółko-siostrę w ramionach. Gdy się od siebie
odkleili i podeszłam zastąpić Kosmę, zauważyłam, że kobieta ma rozmazany
makijaż od płaczu. Na szczęście w torebce miałam chusteczkę, więc podałam ją
pannie młodej i wyrecytowałam regułkę. To Kosma dawał prezenty (pudełeczko i
kopertę), ja za to miałam dać róże, które podałam zgodnie z poleceniem.
Kobieta
westchnęła głęboko, patrząc na mnie niemal natarczywie, jakby chciała
zapamiętać osobę towarzyszącą Kosmie. Uśmiechnęłam się i oddaliłam.
–
To było… – zaczęłam do mężczyzny, kiedy wchodziliśmy do samochodu. –
Dziwne – dokończyłam.
–
Wzruszyła się – obronił przyjaciółko-siostrę Kosma, mając na myśli łzy kobiety,
po czym odpalił klucze w stacyjce. Musiał wiedzieć gdzie znajdowało się
przyjęcie, bo nie poczekał na parę młodą, tylko ruszył.
Wesele
odbywało się na powietrzu. Po raz pierwszy uczestniczyłam na takim przyjęciu i
bardzo mi się to spodobało. Śmiem twierdzić, że było to najlepsze wesele na
jakim kiedykolwiek byłam. Nie dość, że przetańczyłam z Kosmą chyba każdy
możliwy taniec (mężczyzna okazał się wybitnym tancerzem), to jeszcze świetnie
dogadałam się z innymi gośćmi, a jedzenie było przepyszne.
Trzy
opcje:
A)
Kosma i panna młoda mieli kiedyś romans;
B)
Na przyjęciu zjawi się Tomasz;
C)
Kosma i Eliza przeżyją upojną noc w mieszkaniu mężczyzny.
Może jestem przesadna, ale prosiłabym o wszystkie trzy opcje. Nigdy za mało wrażeń:) Przyznam rację Basi, jeszcze nigdy nie spotkałam się z imieniem Kosma, co nie zmienia faktu, iż bardzo mi się ono podoba. Ale Boguś i tak wygrywa, kojarzy mi się z moim wychowawcą na obozie. Najbardziej skretyniały człowiek pod słońcem w pozytywnym oczywiście tego słowa znaczeniu.
OdpowiedzUsuńTatuaż? Dobry tancerz? BIORĘ W CIEMNO!
L x
Dziękuję za komenatarz :)
UsuńWitaj. Coś mi się wydaje że przyjaciółka, nie była tylko nią. Coś musiało ich łączyć. Wow!. Kosma w garniaku?. Myślałem że może koszula, dżins. Też jestem za 3 opcjami. Trzeba i troszkę pikanterii w opowiadaniu. Pozdrawiam Wiktor
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńZdecydowanie opcja C!
OdpowiedzUsuńJakoś nie mogę wyobrazić sobie Kosmy w gajerku XD odkąd ujrzałam go oczyma wyobraźni w glanach i skórze na motorze nie chce mi ten widok zmienić się na Kosmę w garniturku :D
Jak panna młoda rozpłakała się i wpatrywała w Elizkę pomyślałam, że może chodzić o raka. Nie wiem czyjego, tak mi się jakoś nasunęło...
Panna młoda może i faktycznie była kiedyś z Kosmą albo być może została zmuszona do małżeństwa (pan młody był znacznie starszy, więc czemu nie) albo była zaręczona z Kosmą i zostawiła go dla innego...
Ten jej płacz i natarczywe wpatrywanie się w Elizę było mega podejrzane, ale mam za dużo teorii na raz XD
Styl i opisy jak zawsze świetne ;)
Pozdrawiam ciepło i życzę dużo weny na następny rozdział :)
anielskie-dusze.blogspot.com
Dziękuję ślicznie :)
UsuńJa wolałabym jedynie opcję 3, gdyż nie widzę Elizy z Kosmą. Jestem za tym, żeby Tomek poczuł się zazdrosny, ale myślę, że Kosma jest dalej zakochany w swojej przyjaciółce :(
OdpowiedzUsuńDziękuję za opinię :)
UsuńTrójkę bym od razu wykluczył, bo za spokojna na to jest...
OdpowiedzUsuńTomka się spodziewałem ale jakoś ten romans bardziej mi pasuje. Przyszło mi nawet do głowy, że ślub jest interesowny, że chodzi w nim o pieniądze. Może panna młoda jest w ciąży z Kosmą, ale wie, że on nie zapewniłby jej i dziecku stabilizacji? Więc znalazła jelenia, jak ta moja Cyntia Hektorka i... bajlando xD
Hehe, ciekawa opcja :)
Usuń