sobota, 14 maja 2016

Cichy Świat: Rozdział 2



 ZARĘCZYNY

Byłam w szoku. Anthony stał przede mną i uśmiechał się złośliwie, jakby był z siebie niezmiernie dumny.
– Nienawidzę cię! – krzyknęłam mu w twarz i z płaczem pobiegłam do pokoju. Przeskakiwałam po dwa, trzy stopnie naraz – po raz pierwszy droga do sypialni wydała mi się tak krótka. Zatrzasnęłam głośno drzwi i rzuciłam się na łóżko.
Nie mam pojęcia, co strzeliło mu do głowy… Spalił książkę, jeszcze nie swoją, i to, w jakim celu?! Tylko po to, żeby zrobić mi na złość. Czasami go nie rozumiem. Mówią, że to płeć piękna stroi fochy. Nie miałam do czynienia z wieloma mężczyznami, ale patrząc na Anthony’ego, jest on gorszy ode mnie…
Leżałam w sypialni, dając upust złości przez kilka długich minut. Miałam nadzieję, że kiedy pobędę w swoim pokoju, szatyn załapie aluzję i opuści rezydencję. Na szczęście, zrozumiał. Kiedy musiałam zejść na dół, z powodu bolącej głowy i chęci uśmierzenia cierpienia, zanotowałam, że chłopak był nieobecny. Moi rodzice wrócili za to z miasta i wypakowywali zakupy, które odebrali w sklepie. Nie jestem w stanie stwierdzić czy rozmawiali ze sobą, ale nawet, jeśli tak było, w mojej głowie panowała cisza.
        Postanowiłam, że na razie nie będę mówić ojcu o zdarzeniu. Może tata nie zauważy zniknięcia powieści. Na to przynajmniej liczyłam. Nie będę donosić na przyjaciela, jednak jak ojciec zapyta, co stało się z książką, nie będę przecież kłamać. W końcu, Anthony sam jest sobie winny. Byłam na niego „śmiertelnie” obrażona i czekałam na przeprosiny.
Nazajutrz pojechałam do pracy. Podwiozła mnie do niej mama, rozwodząc się nad tym, że niepotrzebnie chodzę na etat, skoro przejmę rodzinny interes. Znowu te same argumenty, które słyszę od roku.
Tata z mamą oraz rodzice Victora i Anthony’ego prowadzą razem firmę. Posiadają sieć sklepów z akcesoriami komputerowymi, które są znane w całej Ciszy. Idzie im naprawdę dobrze, bo mimo że firma powstała ponad dwadzieścia pięć lat temu, nadal rozwijają się dosyć dynamicznie. Jest to spowodowane głównie tym, iż mój ojciec wynalazł mały mikroprocesor, pozwalający na łączenie komputerów bezpośrednio z mózgiem. Jego wynalazek zapoczątkował erę procesorów rozumowych, a dokładniej – telepatię. Obecnie na patencie ojca opierają się każde dziedziny nauki – fakt, że widzę, również zawdzięczam jemu.
Jestem jedynaczką, co jest najważniejszym argumentem przemawiającym za tym, że prędzej czy później i tak interes przejdzie na mnie; po co mam zatem szukać innego zajęcia?
Mimo to rok temu uparłam się, że chcę iść do pracy, by poprzebywać z ludźmi. Od wypadku zostałam od nich bowiem odizolowana – jedynymi osobami, z jakimi miałam styczność byli moi rodzice, wujostwo, prywatny lekarz i nauczyciel, Anthony, oraz Victor. Na początku bardzo się bałam tego, jak będę się poruszać w nieznanym mi miejscu albo tego, co mogą mi zrobić nieznane osoby, więc towarzyszył mi Anthony. Pomógł się zaadoptować przez pierwszych kilka tygodni, gdyż tylko on poparł moją decyzję o usamodzielnieniu. Twierdził, że praca to dobry sposób na nawiązanie kontaktów i tak było w istocie. Nie miałam się czego obawiać; dzięki zatrudnieniu poznałam mnóstwo osób.
Mama wysadziła mnie na przystanku, po przeciwnej stronie laboratorium kosmetycznego, w którym pracowałam. Jest to ogromny obiekt na peryferiach miasta, przy Puszczy Cervidae, jedynej puszczy na całym kontynencie.
Stanęłam na przejściu dla pieszych, czekając na zielone światło. Spojrzałam na budynek ledwie widoczny z ulicy. Nie tak wyobrażałam go sobie przed operacją – w mojej głowie znajdował się o wiele bliżej drogi. Nic dziwnego, że miałam złudne wrażenie przestrzeni, skoro Anthony zawoził mnie pod same drzwi budynku. Dziś chciałam przyjść do pracy sama, jako że do przyjaciela się nie odzywałam, a przyjazd z mamą uważałam za głupi pomysł. Żeby dostać się do środka, będę musiała wejść w las, a następnie iść ścieżką aż do głównych drzwi pracowni.
Samochód zatrąbił nerwowo, gdy jakiś przechodzień wskoczył na ulicę na czerwonym świetle myśląc, że zdąży przebiec. Spojrzałam na kierowcę srebrnego samochodu, który na pierwszy rzut oka sprawiał wrażenie nowego, a po dłuższym przyjrzeniu jeszcze zyskiwał. Był to jakiś nowy model MES-a (Miejskiego Elektrycznego Samochodu). Kierowca pokazywał palcem na delikwenta i zapewne klął siarczyście, bo ruszał namiętnie ustami. Był to niespotykany widok, gdyż mężczyzna musiał mówić. A jak już wspominałam wcześniej, zostało to przecież zabronione.
W tym momencie powinnam chyba podzielić się wiedzą na temat tego, jak funkcjonuje nasza telepatia.
Ludzie wysyłają myśli jednostce lub osobom, które mogą zobaczyć. Jednakże, im bardziej zaszczytne miejsce w kraju – tym szersze grono odbiorców, co oznacza, że prezydent, może kontaktować się z wszystkimi. Zwykli zjadacze chleba mają zatem najciężej – nikt majętny nie usłyszy ich wołania o pomoc, chyba że spotka się z nim na ulicy (coś mało prawdopodobnego). Ja, jako przyszła dziedziczka rodowej firmy, mogę wysyłać myśli w zasięgu dwóch kilometrów do każdego, licząc od miejsca, w którym stoję. Muszę się przy tym jedynie mocno skupić. Przyznaję, że jest to bardzo wygodne podczas gdy twój znajomy stoi od ciebie oddalony o kilkaset metrów i go nie widzisz, a musisz się z nim stelepatować. Aczkolwiek nadal nie rozumiem, jaki jest tego sens. W przeszłości były przecież komórki i spełniały tą samą funkcję. Oczywiście, mimo że mam taką możliwość, to i tak nie powinnam komunikować się z osobami, których nie znam – nieuzasadnione wtargnięcie do innego umysłu grozi nawet śmiercią.
Nieraz zastanawialiśmy się z Anthonym, po co to wszystko. Mój ojciec chciał dobrze, pragnął zrewolucjonizować komputery, a tak naprawdę zmienił cały świat. Tata mówi, że nie wiedział, iż pójdzie to w tą stronę i jego wynalazek zastąpi mowę. A jednak stało się.
Wiara w pomoc ludzkości. Teraz brakuje nam jeszcze tylko robotów, które zaczną myśleć, zamiast nas... Żałuję, że naukowcy skupili się na wynalazku ojca, a nie spożytkowali swojej energii na coś, co jest w istocie ważne. Przykładowo na chorobach. Rak, AIDS czy cukrzyca istnieją nadal, co więcej powróciły choroby, takie jak odra czy gruźlica, które uznane były za zażegnane. Tylko… czemu one istnieją? Skoro doszło do tego, że ludzie potrafią komunikować się telepatycznie, to czy naukowcy w istocie nie potrafią znaleźć lekarstwa? Nie sądzę.
Nasz świat umilkł. Nie ma szmeru rozmów, nie ma zapoznawania się z przypadkowo poznanymi osobami. Nie powinieneś bowiem bez proszenia wtargnąć do czyjegoś umysłu. A inaczej się tego nie da uczynić. Jest to niechciane i każdy powinien o tym wiedzieć. Język przestał mieć jedną z podstawowych funkcji, jaką jest mowa, nie wiedząc jak wyprodukować dźwięki. Moi równolatkowie zapomnieli jak mówić, umieją myśleć, ale nie mówić. Nauczyciele i rodzice uczą ich telepatycznie słów, których oni nie mogą wypowiedzieć.
Mama i tata byli zapewne jednymi z ostatnich osób, które przestały komunikować się w normalny sposób, gdy mówienie zostało zakazane przez prawo. Odtąd nikt nie miał prawa wytwarzać dźwięków poprzez aparat mowy, policja zabierała każdego, kto został usłyszany.
Tłum jest zawsze dziki, jest w nim nieznana siła, której boi się władza. Niestety, jest też głupi. Anthony czytał mi, że zostało przeprowadzone pewne doświadczenie. Gdy jedna osoba zaczęła biec, potem druga, a następnie kolejna, wkrótce każdy zaczął uciekać. Takie osoby są nieprzewidywalne. Dlatego też doszło do tego, że ludzie (by przypodobać się władzy) zaczęli skarżyć na siebie i przestali rozmawiać, gdyż nie znalazł się nikt, kto potrafiłby się przeciwstawić. Jedna osoba zamilkła, potem druga, trzecia i następna. Tak jak w przeszłości nikt nie powiedział dość, gdy wybudowano pierwsze rakiety lub bomby atomowe, tak i teraz nikt nie stwierdził, że to przesada. Że ludzkość posunęła się tym razem za daleko.
Uśmiechnęłam się na widok mężczyzny w samochodzie i przeszłam na pasach, gdy tylko zapaliło się zielone światło. Miałam nadzieję, że przechodzień nie naskarży na kierowcę srebrnego MES-a.

***

Westchnęłam znudzona. Od kilku godzin Halszka, moja najlepsza koleżanka, odtwarzała po kolei sceny, kiedy pokłóciła się z chłopakiem, potem pogodziła, by ponownie pokłócić. Została dłużej w pracy by ze mną dokładnie to przeanalizować, dlatego starałam się uważnie jej słuchać. Lubiła zwierzać się każdemu (kto wyglądał na względnie zainteresowanego) ze swoich problemów osobistych. Mimo iż nie było dzisiaj wiele paczek do rozpakowania i spokojnie mogła zostawić mnie samą, pomagała mi tak długo, póki nie skończyłam pracy.
Halszka, ja i Miriam (kolejna pracownica) segregowałyśmy, a następnie rozkładałyśmy lekarstwa, maści i różne kosmetyki na półki w magazynie. Nasza praca była zmianowa, gdyż paczki schodziły do laboratorium cały dzień, a porządek musiał zostać zachowany ciągle. Dwie pracownice przychodziły rano na 8, jako że był wtedy większy ruch, a jedna z nas pracowała od 12 do 20. Często jednak było tak jak dzisiaj – zostawałyśmy wszystkie do samego końca.
– Jak myślisz, co zrobić? – dotarła do mnie końcówka zdania, które przesłała mi dziewczyna. Ewidentnie był to moment, kiedy należało włączyć się do rozmowy telepatycznej, ponieważ Halszka zaczęła znowu bombardować mój mózg przeróżnymi informacjami ze swojego związku.
– Powiedz mu, że to koniec – moja niechęć do Kamala była wyczuwalna. Co innego mogła powiedzieć dojrzałemu, trzydziestodwuletniemu mężczyźnie, który po czterech latach związku twierdzi, że nie będzie gotowy na zaręczyny przed trzydziestym piątym rokiem życia? Przecież psychicznie to jeszcze nastolatek.
– Chyba, że chcesz czekać kolejne trzy lata? – dodałam, spoglądając nerwowo na zegar ścienny. Wisiał on nad wejściem, kształtem i wyglądem przypominając wielki talerz na zupę. Dopiero dzisiaj mogłam zobaczyć jego śmieszny kształt. Dochodziła 8, więc zaraz powinnam skończyć pracę.
– No nie, ale… – Halszka przegryzła wargę, dumając nad czymś gorączkowo. Na szczęście nie podzieliła się ze mną swoimi przemyśleniami. Jej oczy rozbłysły w nagłym oświeceniu. – Ja go chyba dalej kocham.
– Chyba? – zdziwiłam się. Teraz byłam już pewna, że powinna z nim definitywnie zerwać. – Jeśli się zastanawiasz to znaczy, że już dawno przestałaś…
– Pewnie masz rację – przyznała. Wsunęła palce w swoje włosy i zaczęła je jednostajnie przeczesywać. Musiała nad czymś mocno kontemplować. – Dziś z nim zerwę. Tak… Zrobię to dzisiaj albo jutro – powtórzyła, jakby to siebie chciała przekonać, że postępuje słusznie.
 To mądra decyzja i jedyna właściwa. A teraz zbierajmy się, bo jest już ósma.
Zaczęłam się ubierać, dając jej znak, że skończyłyśmy ten temat i idziemy do domu. O tej porze magazyn był już praktycznie pusty – została jeszcze tylko ulubienica naszego managera, która zazwyczaj wychodziła jako ostatnia z nas. Teraz również była w magazynie, porządkując maści na półce. Grzywka wpadała jej w twarz, ale ona zdawała się tego nie zauważać, skupiona na pracy. Nic też dziwnego, że Miriam była jego ulubienicą, należało jej się – pracowała za trzy osoby.
– Okej, chodźmy – zgodziła się ze mną Halszka i założyła na siebie granatową kurtkę, która wisiała na oparciu krzesła. Kurtka współgrała idealnie z kremowymi ogrodniczkami, granatowym paskiem opasującym jej talię i modnymi butami. Nie jestem pewna czy dziewczyna ubierała się tak zawsze do pracy, czy tylko dzisiaj, po to, żeby mi się zaprezentować, ale muszę przyznać, że wyglądała świetnie.
Była to wysoka blondynka. Choć nie mogła uchodzić za otyłą, z pewnością nie była bardzo szczupła jak na swój wzrost. Miała rumianą, ładną buzię i zielone oczy; jej wygląd współgrał idealnie z sympatycznym charakterem. Chyba pierwszy raz nie rozczarowałam się, kiedy ujrzałam Halszkę dzisiaj w południe; niemal tak samo widziałam ją w swojej głowie jeszcze przed operacją.
– Na razie! – przesłałyśmy telepatycznie wiadomość do Miriam, na co pomachała nam ręką na do widzenia. Wyszłyśmy przed laboratorium, gdzie przywitał nas mocny wiatr i mżawka. W tym roku wiosna była deszczowa.
Cóż, chyba muszę teraz zadbać o ubiór – pomyślałam, wdychając chłodne powietrze. Przed odzyskaniem wzroku zawsze ktoś z rodziny pomagał mi żebym wyglądała przynajmniej schludnie, najczęściej była to mama. To ona wybierała mi ubrania, których przecież i tak nie widziałam. Teraz muszę wydorośleć i pomyśleć o tym sama...
Spojrzałam na czarny samochód sportowy, w tym samym momencie, gdy wysiadał z niego Anthony.
– Nie mówiłaś, że będzie po ciebie brat – zagadnęła Halszka. Poczułam jak poprawia włosy, by następnie podejść do chłopaka. Wywróciłam oczami.
– On nie jest moim bratem – przesłałam im obojgu i chcąc, nie chcąc, powlekłam się za koleżanką w stronę samochodu. Stanęłam w bezpiecznej odległości od szatyna z założonymi rękami. Czekałam na przeprosiny. Fakt, że po mnie przyjechał (moi rodzice zapewne go o to poprosili) nie miał znaczenia, dalej był mi winny wyjaśnienia, co mu odbiło wczoraj.
– Nie jest? Przysięgam, że słyszałam jak mówiliśc… zaczęła Halszka lekko zmieszana.
– Bo traktujemy się jak rodzeństwo, skoro wychowujemy się razem od zawsze – zaczął Anthony patrząc na mnie radośnie. – Spójrz na nią, taka mała, a taka agresywna – podszedł do mnie i objął mocno ramieniem, ściskając do siebie.
– Zostaw mnie – warknęłam, wyplątując się z jego ramion. Podeszłam naburmuszona do blondynki, kładąc jej głowę na barku, na co ona objęła mnie przyjaźnie w talii. – Wracam z tobą, Halszka.
– To świetnie się składa, bo zabieram was obie – wypalił Anthony. Spojrzałam na przyjaciela wściekle. – No, co? Przecież nie zostawię jej, gdy pada deszcz i jest ciemno.
Przesadził, gdyż z nieba leciała ledwo mżawka, ale niestety musiałam się z nim zgodzić. Ja również nie chciałam, żeby moja koleżanka wracała po ciemku sama do domu, gdy mogła skorzystać z podwózki.
– Nie trzeba, nie przejmujcie się mną… – zaczęła Halszka, co skwitowałam krótkim:
– Dobrze, jedźmy.
Anthony wiedział, że się zgodzę, bo dobrze mnie znał. Nawet jeśli byłam zła na niego, to nie chciałam, żeby blondynka przeze mnie cierpiała. Została tak długo w pracy, żeby mi pomóc, a wiedziałam, że nikt po nią nie przyjedzie i będzie musiała jechać z tego bezludzia komunikacją podmiejską. Zajmie jej ponad godzinę dotarcie do mieszkania. A my podwożąc ją musieliśmy nadrobić tylko pięć kilometrów. Tym sposobem dziewczyna zaoszczędzi wiele czasu, co najmniej pół godziny.
Usiadłyśmy obie z tyłu. Już po chwili widziałyśmy mijający za szybą krajobraz.
– A to była dzisiaj jakaś zmiana i ty Halszka też miałaś na dwunastą? – wtargnął w moją głowę głos przyjaciela. Mógłby oszczędzić sobie dobre maniery i nie przesyłać mi ich rozmowy, ale Anthony nigdy nie wykluczał mnie poza kręg osób, z którymi się komunikuje. Czasami mnie to drażniło, zwłaszcza w takich momentach jak ten – gdy byłam na niego zła i nie chciałam go słyszeć.
– Nie, na pierwszą. Żadnej zmiany nie było, po prostu zostałam do końca z Arianą – odpowiedziała dziewczyna, uśmiechając się do mnie przyjaźnie. Halszka była bardzo pracowitą dziewczyną oraz gadatliwą. Lubiła zostawać dłużej w pracy, żeby rozmawiać ze mną bądź Miriam, jako że mieszkała tylko z mrukliwym, chorym dziadkiem.
– Mnie by się nie chciało – odpowiedział szczerze mój przyjaciel, na co przewróciłam oczami i spojrzałam na mijającą puszczę. Zamyśliłam się, ignorując zdania, które trafiały do mojego mózgu.
W Ciszy jest bardzo mało lasów w porównaniu z tym, co było w przeszłości. Większość z drzew została wykarczowana, tylko na miejsce niektórych z nich zasadzono nowe, żeby małe stworzonka, takie jak wiewiórki bądź lisy, mogły przetrwać. Żubry, sarny, niedźwiedzie i inne zwierzęta, których nigdy nie wiedziałam na oczy, należą do gatunków wymarłych. Przykro o tym słuchać, gdyż na tym nie koniec. Obecnie wszystkie nieoswojone stworzenia są zagrożone wyginięciem.
– No już, nie dąsaj się głos Anthony’ego zadźwięczał w mojej głowie, wyrywając z letargu. Halszka nie zwróciła na nas uwagi, więc szatyn chciał zagadać tylko do mnie. Ja byłam jednak nieugięta.
– To niegrzeczne rozmawiać z jedną osobą, kiedy wieziesz dwóch pasażerów – odpowiedziałam zaczepnie.  Nie miałam zamiaru nawet na niego spojrzeć.
– Wiem o tym – odrzekł nic niezrażony moim tonem chłopak.
Wpatrywałam się uparcie w szybę, wiedząc, że takim zagadywaniem jest w stanie mnie złamać. Nie potrafiłam długo się na niego gniewać.
– Tutaj w lewo – dobiegł nas głos blondynki po kilkunastominutowej ciszy.
– Tak, tak, pamiętam – przesłał nam telepatycznie Anthony.
Skręciliśmy w mało uczęszczaną uliczkę. Naprzeciwko nas pojawiła się duża szkoła, do której uczęszczała Halszka, jako nastolatka. Trafiła do jednego z gorszych liceum, z powodu małej ilości punktów, jaką uzyskała z testu podstawowego, egzaminu, który musimy napisać po dziewięciu latach nauki. Podobno specjalnie napisała go źle – chciała być blisko niepełnosprawnego dziadka – i udało jej się, system przydzielił jej to liceum. Dzięki procentom, które uczniowie zdobywają na teście, specjalny program dopasowuje ich do szkół, rozwiązując za nich problem wyboru placówki.
            – Tu wysiadam – rzuciła moja koleżanka, gdy zaparkowaliśmy pod jej blokiem. – Bardzo wam dziękuję – powiedziała, cmokając mnie w policzek na pożegnanie.
– Nie ma sprawy – odpowiedział Anthony.
Dziewczyna pociągnęła za klamkę, pozwalając zimnemu powietrzu wedrzeć się do środka. Poczułam nieprzyjemny chłód, który zaraz zmalał, gdy Halszka zamknęła drzwi. Prawie od razu zrobiło się cieplej. Blondynka śpiesznie podeszła do klatki i wpisała kod do mieszkania, które znajdowało się na drugim piętrze.
Przypomniałam sobie czasy, gdy nocowałam u niej. Kilka razy, kiedy kończyłyśmy razem pracę w piątek, poszłyśmy do jej znajomych. Zwykłe spotkania, ale na początku było mi ciężko przezwyciężyć tą barierę i iść gdziekolwiek bez nadzoru znajomych mi osób. Na szczęście Halszka rzadko zostawiała mnie wtedy samą i była bardzo pomocna. Pomachałam jej ręką, widząc, że patrzy na mnie zza szyby.
– Siądziesz koło mnie? – zapytał na głos Anthony, kiedy blondynka zniknęła z pola widzenia.
Nie odpowiedziałam. Zamknęłam oczy, dając mu do zrozumienia, że nie będę z nim rozmawiać. Oczywiście, szatyn musiał ruszyć z piskiem opon, skoro wiedział, że nie lubię brawurowej jazdy. Tym razem nie przeszkadzało mi to jednak, chciałam szybko znaleźć się w domu, wykąpać i znaleźć pod pierzyną. Niestety, nie było mi to dane – gdy przyjechałam do rezydencji mama kazała mi się iść przebrać. Okazało się, że jemy dzisiaj kolację z wujostwem, rodzicami Victora i Anthony’ego.
Ubrałam się w beżową sukienkę z bordową kokardą z tyłu. Moja rodzicielka powiedziała, że mam wyglądać ładnie. Kiedy ona mówi ładnie to znaczy, że mam założyć coś, co nie przypomina dżinsów i zwykłej koszulki. To ma być elegancki strój.
Zeszłam do salonu. Mój ojciec wstał, podając mi kieliszek wina i zaprosił do stołu. Zdziwiłam się, zastanawiając czy pominęłam jakąś rocznicę lub jakieś wydarzenie warte toastu, nie mniej jednak nie skomentowałam tego. Usiadłam bez sprzeciwu na pokazane mi miejsce, obok Anthony’ego.
Uśmiechnęłam się do Victora, który siedział naprzeciwko mnie. Chłopiec trzymał coś w rękach pod stołem i co chwila zerkał w dół. Byłam pewna, że grał w jakąś strzelaninę.
Wujek Jadran odchrząknął i podniósł się z miejsca. Ubrany był w garnitur, podobnie jak mój ojciec. Nawet Anthony i Victor mieli na sobie białe koszule. Zaczęło mnie to martwić – obaj bracia nie lubili się stroić. W głowie pojawiła mi się nieproszona myśl, z jakiej okazji mogliśmy się spotkać. Chciałam się jednak mylić. Zmarszczyłam brwi, czekając na wyjaśnienia.
– Wszyscy w komplecie. A więc możemy zacząć – rozpoczął przemówienie wujek. – Dzisiaj ziściło się to, o czym od dawna marzyliśmy – mężczyzna świdrował wzrokiem wszystkich obecnych przy stole. – Ale od początku. Jakiś czas temu napisaliśmy z Claire – spojrzał na swoją małżonkę z uczuciem – wniosek o pozwolenie na zaręczyny i dzisiaj je wreszcie dostaliśmy. Rząd wyraził zgodę na wasz ślub – dokończył radośnie mężczyzna, patrząc na mnie i na Anthony’ego.
O nie. Spuściłam głowę, patrząc na swoje dłonie, które zaciskałam w pięści. Najgorszy scenariusz ziścił się.
To małżeństwo zaplanowane było od naszych urodzin. Myślałam jednak, że rodzice dali sobie spokój i do zaręczyn nawet nie dojdzie. Poczułam gulę w krtani i napierające łzy w oczach. Usłyszałam, że ktoś odsuwa krzesło obok mnie, po czym wychodzi z pomieszczenia i trzaska drzwiami. Wiedziałam, że to Anthony.
Skoro powróciły podziały klas na biednych i bogatych jasne było, że powrócą małżeństwa ustalane przez rodziców. Stało się. Nic na to nie mogliśmy poradzić. Pomimo to liczyłam, że nas to ominie, że nasi ojcowie dadzą nam prawo wyboru; niestety, byłam w błędzie.
Rząd kontroluje wszystko, nawet uczucia – pomyślałam wściekle do siebie, wstając z krzesła. Do mamy i taty, przyszłych teściów oraz Victora rzuciłam kwaśno: wybaczcie, po czym skierowałam się na zewnątrz do przyjaciela.
Anthony stał daleko od willi, oparty o żywopłot, ręce trzymał w kieszeni. Patrzył przed siebie nieprzytomnym wzrokiem.
– Wiedzieliśmy, że kiedyś to nastąpi – powiedział, kiedy byłam na tyle blisko, by go usłyszeć. Głos miał wyprany z wszelkich emocji.
– Tak, a jednak… – zacięłam się, szukając odpowiednich słów. Próbowałam patrzeć wszędzie, tylko nie w jego oczy. Bałam się, że nie dam rady go pocieszyć i zaraz rozpłaczę się jak mała dziewczynka. Podeszłam jeszcze bliżej, siadając pod krzakiem na kolanach i skubiąc trawę. Tutaj nie padało, ale ziemia była i tak nieprzyjemnie zimna.
– Ja też myślałem, że dali sobie z tym spokój – rzekł z wyrzutem. Milczeliśmy przez kilka minut. Każde z nas próbowało wybrnąć jakoś z tej sytuacji, choć oboje mieliśmy świadomość, że to na nic. Kiedy rząd wyraża zgodę na ślub, nie można go już odwołać. Narzeczeni zostają wpisani do rejestru z ustaloną datą ślubu, żeby zapobiec ewentualnemu zerwaniu zaręczyn. Państwo chce coraz więcej małżeństw i dzieci. Swoją drogą ciekawa jestem, jaką datę ustalili rodzice…
– Co ja powiem Leticii? – zapytał wściekle Anthony, przeczesując swoje włosy. Zaczął chodzić po ogrodzie, kopiąc po drodze kamienie, które napotykał. Spojrzałam na niego zdumiona. Zupełnie zapomniałam o jego dziewczynie, którą chciał wkrótce przedstawić swoim rodzicom. A może już to zrobił. Może właśnie przez Leticię nasze rodziny zdecydowały się na tak rychłe zaręczyny?
Próbowałam wymyślić sposób, żeby Anthony nie musiał kończyć tej relacji. Wiedziałam, że zależy mu na dziewczynie, a chciałam, żeby był szczęśliwy. Choć wciąż wracał do mnie tylko jeden pomysł, próbowałam go zignorować, gdyż był dla mnie niemoralny. Po kilku minutach intensywnego myślenia, nie mogąc wymyśleć czegoś lepszego, postanowiłam się nim podzielić.
– Możesz dalej się z nią spotykać, ja nic nie powiem – powiedziałam nieśmiało, przeczuwając, że go zdenerwuję. Nie pomyliłam się.
– I co, zdradzać ciebie, a z niej zrobić kochankę? – krzyknął podchodząc do mnie. Był tak wściekły, że chyba jeszcze nigdy nie wiedziałam go w takim stanie. Wyglądał niczym jakiś furiat. Myślałam, że mnie uderzy, choć przecież nigdy nie podniósł na mnie ręki. Kucnął przede mną, chwytając mnie za ramiona i gwałtownie potrząsając. – Ty chyba kompletnie zwariowałaś. Nie wiem, które z was jest głupsze – ty czy nasi rodzice!? – jego mocny uścisk bolał, ale słowa raniły jeszcze bardziej. – Nie, to nie jest dobry pomysł – warknął na koniec, odpychając mnie od siebie.
 Nie krzycz na mnie, chcę tylko pomóc! – ja również uniosłam głos. Podniosłam liść z ziemi i zaczęłam go drzeć, chcąc wyładować się na nim. Zachciało mi się płakać, mimo to próbowałam nie dać tego po sobie znać.
– Ciszej – syknął Anthony, znowu do mnie podchodząc. – Ktoś może usłyszeć, jak mówisz – spojrzał na mnie tak, jakbym to ja była winna temu wszystkiemu. A przecież nic nie zrobiłam, to nie ja prosiłam rodziców o nasze zaręczyny, oni sami zadecydowali za nas.
– Ty możesz krzyczeć, a mnie uciszasz? – zapytałam łamiącym się głosem. Nie miałam już siły na nic. Dzisiejszy wieczór był totalną porażką. Najpierw ogłoszenie zaręczyn, potem kolejna sprzeczka. Przychodząc tutaj chciałam pomóc, uspokoić przyjaciela, a tylko go rozjuszyłam.
Zaczęłam się obawiać, że nasza relacja właśnie się zmieniła. Nigdy nie mieliśmy poważniejszych kłótni, traktowaliśmy się jak typowe rodzeństwo, dlatego godziliśmy się szybko. Zawsze mogłam na Anthony’ego liczyć. Nie chciałam tego zmieniać, nie mogłam utracić najbliższego przyjaciela przez wymysł rodziców. Niestety, nie mogłam zignorować faktu, że dzisiaj było inaczej, nasza sprzeczka nie była typowym starciem nastolatków, jakie mieliśmy do tej pory, nawet wczoraj.
Wstałam z trawy, z zamiarem podążenia do domu. Postanowiłam zostawić go samego, żeby miał czas do namysłu. Wiedziałam, że nie jest na mnie zły, denerwuje się przez tą sytuację, przez co odreagowuje na mnie. W takim momencie najlepiej będzie jak dam mu spokój. Nie uczyniłam jednak kroku, bo Anthony złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie, mocno przytulając.
– Przepraszam – szepnął w moje włosy. – Za wczoraj i dzisiaj. Jestem wściekły, bo wiem, co muszę zrobić i wyładowuję złość na tobie – zaczął mnie gładzić uspokajało po plecach. – Nie płacz, proszę. Tylko ty mnie możesz zrozumieć – dodał jakby sam do siebie. Jego huśtawki nastrojów czasem doprowadzały mnie do szaleństwa. Kolejne niechciane łzy popłynęły z moich oczu. Nie potrafiłam udawać, że wszystko jest w porządku, skoro tak nie było. Poczułam, że zaczyna padać, ale nie odrywałam się od przyjaciela.
Nawet pogoda rozpaczała z nami – pomyślałam żałośnie.
Płakałam długo, tak długo, aż byliśmy cali mokrzy i musieliśmy wrócić do rezydencji. Nasi rodzice i Victor siedzieli dalej przy stole. Mieli takie miny, jakby oczekiwali najgorszego – naszego sprzeciwu.
Weszliśmy do salonu. Stanęliśmy ramię w ramię, tocząc wzrokiem od jednych rodziców do drugich.
– Zerwę z Leticią jutro i powiem o zaręczynach – przesłał do obecnych Anthony po zatrważającej ciszy. Spojrzałam na niego zaskoczona, ale on nie patrzył na mnie, tylko wbijał wzrok w podłogę. Czyli nasi rodzice wiedzieli o jego dziewczynie. Poczułam wzrastającą złość. Jak mogli bez żadnych skrupułów zniszczyć ten związek?
Momentalnie nastrój wszystkich przy stole uległ poprawie. Mama wypuściła powietrze, wujek zaśmiał się, a Victor zaczął dalej grać. Zapewne obawiali się naszej odmowy, przez co wszyscy mielibyśmy na pieńku z rządem. A tego nikt przecież nie chciał.
– Wiedzieliśmy, że poprzecie naszą decyzję – powiedział mój tata, wznosząc kieliszek, co skwitowałam szorstko:
 A mieliśmy wybór?
– Nie, nie mieliście – odpowiedział, trzymając szkło w dłoni. – Teraz jest to nasz wybór, nie wasz, i my ponosimy za niego odpowiedzialność. Jeśli unieszczęśliwimy was, co się nie stanie, bo wszystkie związki opierają się na przyjaźni, będzie to nasza wina. Musicie nam zaufać, bo wiemy, że postępujemy słusznie – to była najdłuższa przemowa, jaką mój ojciec wypowiedział od bardzo dawna. Zazwyczaj mówił tylko kilka rzeczowych słów. Wzięłam kieliszek do ręki. Nie zgadzałam się z nim, ale wolałam zacisnąć zęby, żeby go nie prowokować.  
– Wasze zdrowie – wujek wzniósł za nas toast. Chyba powinnam przestać go tak nazywać, skoro to mój przyszły teść. Potrząsnęłam ze wstrętem głową – nieprędko do tego przywyknę.
            Upiliśmy łyk wina, po czym Anthony podszedł do ciotki. Czekała nas jeszcze jedna formalność. Jego mama podała mu czerwone pudełeczko, w którym znajdował się pierścionek zaręczynowy. Zdziwiło mnie jednak to, że przyjaciel nie dał mi go przy rodzicach, tylko wyciągnął do mnie rękę. Podeszłam do niego, podając mu dłoń.
            – Gdzie idziecie? – zapytała ciotka Claire, marszcząc czoło. Pewnie wszyscy myśleli tak samo jak ja, że Anthony oświadczy mi się przy nich.
            – Przebrać się, przecież nam zimno – odpowiedział mój przyjaciel. Rzeczywiście, ciągle mieliśmy na sobie mokre ubrania, ale rodzice zdawali się tego nie zauważać.
– Razem? – miny naszych krewnych były bezcenne. Hamowałam się, żeby nie wybuchnąć śmiechem.
– Tak, razem. Po zaręczynach, to chyba nam wolno, co nie? – zapytał bezczelnie Anthony, ciągnąc mnie za rękę na górę. Tylko my wiedzieliśmy, że żartował. Zaśmiałam się pod nosem.
– Idź do siebie się przebrać, zaraz do ciebie przyjdę – przesłał tylko mi ten krótki komunikat. Sam poszedł do pokoju dla gości, znajdującego się nieopodal mojego, którego używał, gdy nie wracał do siebie na noc i zostawał ze mną w rezydencji.
Gdy byłam jeszcze niewidoma, a nie było Saszy ani Zbyszka, bałam się zostawać sama w ogromnej willi. Prosiłam wtedy Anthony’ego, żeby spał u nas. Rodzice nie dowiedzieli się o tym, choć dziwiło mnie to, że nie zauważyli, jak swobodnie chłopak czuje się u nas w rezydencji. Pokój dla gości stał się zatem jego pokojem, gdzie trzymał swoje rzeczy osobiste.  
Tak jak myślałam, zapukał do mojego pokoju kilka minut później, przebrany w suche ubranie. Pierwszy raz stresowałam się na spotkanie przyjaciela, gdyż nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać.
Wszedł do środka, zamykając za sobą drzwi na klucz.
– Tak na wszelki wypadek, gdyby zechcieli wejść – wyjaśnił szeptem.
Serce zaczęło mi kołatać, gdy podszedł bliżej mnie z czerwonym pudełeczkiem w dłoni. Nie tak wyobrażałam sobie zaręczyny. To miały być motyle w brzuchu i pewność, że odpowiem tak, a nie strach. Anthony, jakby czytając mi w myślach, powiedział:
– To nie powinno tak wyglądać i żałuję, że to ja jestem tym, który daje ci ten pierścionek – zrobił krótką pauzę, po czym kontynuował dalej. – Nic nie zmieni się w naszej relacji, chyba, że sama postanowisz inaczej. Kochamy się w inny sposób, niż normalni narzeczeni, to jasne, ale takich par teraz jest mnóstwo. Czasem się to zmienia. Bo ja cię kocham – spojrzał na mnie z czułością, uśmiechając się. – Póki co jest to miłość braterska, ale kto wie, może pewnego dnia… – zrobił grymas, jakby sam nie był pewien tego, co mówi. – I wiem, że ty też mnie kochasz w ten sam sposób – powiedział z pewnością, sprawiając, że moje serce omal nie wyskoczyło z piersi. Kiwnęłam głową, spuszczając wzrok. Tego, że darzyłam go siostrzanym, szczerym, przyjacielskim uczuciem byłam stuprocentowo pewna. Stresowałam się jednak, gdyż nigdy nie mówiliśmy tak otwarcie o naszej relacji.
– A więc zrobimy to w tradycyjny sposób – westchnął przeciągle. – Mam nadzieję, że powiesz tak, bo trochę się denerwuję – silił się na uśmiech, ale wyszedł kolejny grymas. Mówił prawdę, niepewność mogłam dostrzec w jego oczach. Uklęknął na kolano, wprawiając mnie w niemałe zaskoczenie. – Obiecuję, że będę dbał, troszczył się o ciebie i nie pozwolę, aby cię ktokolwiek skrzywdził. Rodzina od zawsze była dla mnie najważniejsza, wiesz o tym, więc jeśli mam z kogoś zrezygnować to na pewno nie z was – wiedziałam, do czego zmierzał. Nie mógłby wyrzec się nas – mnie, Victora, naszych rodziców – wolał uciąć kontakt z Leticią. Kiwnęłam głową. Odczekał moment, po czym zadał to najtrudniejsze pytanie. – Czy wyjdziesz za mnie?
Byłam w takim szoku, że dopiero po kilku sekundach spojrzałam mu w oczy i odpowiedziałam szeptem:
– Tak.
Te dwie decyzje, operacja i zaręczyny, wywróciły moje życie do góry nogami. Nie byłam pewna czy dobrze postępuję, ale co mogłam zrobić. Odmówić nie potrafiłam. Ja również nie ucięłabym kontaktu z rodziną.
Musiałam zatem zapomnieć o miłości, o której marzyłam całe życie. Będąc osobą niewidomą i niemającą kontaktu z rówieśnikami pozostawała mi bowiem tylko wyobraźnia. Śniłam o tym, że pewnego dnia spotkam na swojej drodze przeznaczonego mi mężczyznę i wyjdę za niego za mąż. Będę mieć dzieci. Rzeczywistość znowu okazała się inna.  
Anthony wstał z podłogi. Nachylił się w moim kierunku, składając na czole krótki pocałunek. To było tylko cmoknięcie, ale i tak zamarłam, nie wiedząc, jak się zachować.
Zrozumiałam, dlaczego nie chciał się oświadczać na dole. Chciał dać nam choć odrobinę prywatności. Wiedział, że prawdziwych zaręczyn nie będę mieć nigdy, więc postanowił dać najlepsze wspomnienie tych. Rozwód w dzisiejszych czasach bowiem nie wchodził w grę. Poczułam, że oczy znowu zachodzą mi łzami.
Szatyn wsunął na mój palec pierścionek zaręczynowy. Był na mnie trochę za duży.
– Trzeba będzie go zmniejszyć. Moja mama była trochę tęższa od ciebie – powiedział chłopak, trzymając moją dłoń i obserwując pierścień. – Uf, to było stresujące – kpiący uśmieszek wstąpił na jego twarz.
Tak, było. I niewłaściwe – pomyślałam.
Choć słowa, które powiedział i szybki całus, którym mnie obdarzył były wymuszone, to jednak zrobiło mi się przyjemnie. Pomyślałam, że zawsze mogłam trafić gorzej. Na pana Nikolaja, przykładowo. Był to bogaty, stary kawaler, który zalecał się do mnie odkąd skończyłam szesnaście lat. Pewnego razu, jeszcze przed operacją, próbował mnie nawet pocałować. Rodzice byli zszokowani, gdy nakryli go trzymającego mnie w swoich łapach, zwłaszcza, że ja nie byłam chętna.
– Powiedz coś – zalecił Anthony, patrząc mi w oczy. Dopiero teraz odnotowałam, że milczałam, odkąd wydukałam to zatrważające tak.
– Obalmy rząd – zaproponowałam, rozładowując atmosferę. Wiedział, że nie mówię na serio; moja propozycja nie była możliwa do spełnienia. Nikt nie mógłby tego dokonać, państwo rządzi takimi systemami, o jakich nawet nie słyszałam. Szatyn roześmiał się radośnie, przytulając mnie. Chyba mu ulżyło, bo poczułam jak się rozluźnia.
A w mojej głowie kiełkowała nienawiść. Zrodziła się przed laty z niechęci Anthony’ego do rządu, a rozwijała dalej przez wszystkie decyzje, jakie podejmowało nasze państwo. Zagracenie planety, wycinanie lasów, wymieranie zwierząt, skorumpowanie mediów, telepatia, zaręczyny… To wina głupich rządów i chorych systemów. A najgorsze w tym wszystkim jest to, że mogę być tylko biernym obserwatorem. Nic nie mogę z tym zrobić.
Niedługo zakażą nam oddychać… – pomyślałam do siebie sarkastycznie.

8 komentarzy:

  1. Napisałam długi komentarz, ale się usunął:(
    No, nieważne. Od początku:
    Wbiłam na twój blog zupełnym przypadkiem i zaczęłam czytać najkrócej trwające opowiadanie. I jestem zaskoczona. Szczerze, nie spodziewałam, że trafię na taki dobry kawałek testu. Nie widzę niczego, do czego mogłabym się przyczepić. (A czepialska jestem cholernie). Styl jest lekki, niewymuszony. Nie ma żadnych ogródek w tekście; niczego, co by przeszkadzało w odbiorze. Jednym słowem- świetny, spójny język.
    Niewiele postaci, ale każda fajnie zarysowana. I podoba mi się też, że trzymasz się raz przyjętej charakterystyki (zawsze jak to widzę, to muszę o tym wspomnieć, bo nagłe zmiany bohaterów są, niestety, powszednie na blogach). Jak narazie najbardziej lubię Anthony'ego, ale myślę, że to dla tego, że nie wiele tak naprawdę wiem o narratorce.
    Świat przedstawiony jest geeenialny. Świetnie przemyślany, bardzo kreatywny. Nie spotkałam się nigdy jeszcze z podobnym pomysłem (?)
    Na koniec mam jeszcze pytanie, myślisz może nad wydaniem książki?
    Okay, już nie przynudzam,
    Poss
    Ps. Zapraszam też do mnie-> all-just-a-dream-in-the-end.blogspot.com
    Pps. Przepraszam za wszystkie błędy :'|

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cichy Świat w zasadzie pisze moja siostra, ale i tak pięknie dziękujemy za opinię :) Cieszymy się, że historia spodobała Ci się.
      Może w przyszłości siostra pomyśli nad wydaniem książki, kto wie, ale na razie nie sądzę:)
      Na pewno w wolnej chwili do Ciebie zajrzę ja lub siostra.
      Pozdrawiam i jeszcze raz dziękuję.

      Usuń
    2. No widzisz, a mnie coś od początku nie grało, że to jednak nie ty pisałaś, że klimat inny, tematyka inna, a więc miałem nosa. Tak więc pogratuluj ode mnie siostrze, bo mi się podoba i z pewnością w miarę możliwości będę zaglądał i wypatrywał nowości. Motyw kojarzonych ślubów, presji rodziny, a dodatkowo także rządu... uuu, przyznam że zaszalała i stworzyła świat gorszy nie tylko dla kobiet, ale także dla młodych mężczyzn, gorszy od tego jaki był w XIX wieku. Polubiłem przyjaciółkę ;-) Fajna z niej kobitka, taka wygadana, towarzyska, żywiołowa. No i Laguna podbiła moje serce, poprzez sentyment, bo karczma u moich Rodrigezów też się tak zowie ;-)

      Usuń
    3. Haha, rzeczywiście, to jest ta sama nazwa :) Dopiero teraz zwróciłam na nią uwagę, jak o tym napisałeś.

      Usuń
  2. Przyznam, że opowiadanie jest całkiem dobre, wręcz cudne. Kolejne państwo totalitarne, skomputeryzowana przyszłość, ciekawi główni bohaterowie, chęć obalenia władzy. Przyznam, że kojarzy mi się to z Igrzyskami Śmierci.
    Pomysł bardzo ciekawy. Tematyka trochę sci-fi (za którą szczerze nie przepadam, ale zaintrygowało mnie. Tak jak Igrzyska czy Niezgodna, do których przekonywałam się przez miesiąc i nie pożałowałam, że sięgnęłam po te ksiażki.)
    Mój zmysł czytelniczy przewiduje, że podejmą próbę obalenia rządu, Anthony z Leticią może i zerwie, ale później do siebie wrócą (tak coś czuję c; ). No i wydaję mi się, iż będzie dużo akcji, na którą niecierpliwie czekam :D
    Styl pisania też ciekawy (gratki dla siostry [tak, przeczytałam poprzeni komentarz ;P ).
    I niezwykle intryguje mnie fakt, iż rząd zakazał mowy. Mam już tyle teorii na ten temat, że zabrakłoby znaków w komentarzu by je wszystkie wymienić hehe.
    Myślałam, że główna bohaterka będzie miała tzw symptom irytującego bohatera, ale opisy są piękne, wyjaśnione zachowania, więc Ariana przypadła mi do gustu c:
    Po pierwszym rozdziale o Anthonym również nie miałam najlepszego zdania, lecz po drugim moja opinia o nim podniiosła się w górę o kilka schodków ;)
    Czekam na dalsze rozdziały :)
    Pozdrawiam i życzę mnóstwo weny jak i sukcesów :)

    fantastyka-raja-kalpana.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się że opowiadanie siostry podoba Ci się. Dziękujemy obie :)

      Usuń
  3. Szkoda, że Anthony musiał zerwać z Leticią by zaręczyć się z Arianą. Ciekawa jestem czy w przyszłości chłopak zbuntuje się przeciw rodzinie czy też spełni ich wolę.
    Świat przedstawiony w tym opowiadaniu jest straszny, i (mam nadzieję), że nasz nigdy taki nie będzie. Dopiero teraz zaczęłam zastanawiać się nad niektórymi problemami, np. nad zagraceniem planety lub telepatią i uznałam, że ludzie rzeczywiście są strasznie głupi:(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się zatem, że to opowiadanie dało Ci do myślenia :)

      Usuń