ZARĘCZYNY
Byłam w szoku.
Anthony stał przede mną i uśmiechał się złośliwie, jakby był z siebie niezmiernie
dumny.
– Nienawidzę cię! – krzyknęłam mu w twarz i z płaczem pobiegłam do pokoju.
Przeskakiwałam po dwa, trzy stopnie naraz – po raz pierwszy droga do sypialni
wydała mi się tak krótka. Zatrzasnęłam głośno drzwi i rzuciłam się na łóżko.
Nie mam pojęcia, co strzeliło mu do głowy… Spalił książkę, jeszcze nie
swoją, i to, w jakim celu?! Tylko po to, żeby zrobić mi na złość. Czasami go
nie rozumiem. Mówią, że to płeć piękna stroi fochy. Nie miałam do czynienia z
wieloma mężczyznami, ale patrząc na Anthony’ego, jest on gorszy ode mnie…
Leżałam w sypialni, dając upust złości przez kilka długich minut. Miałam
nadzieję, że kiedy pobędę w swoim pokoju, szatyn załapie aluzję i opuści
rezydencję. Na szczęście, zrozumiał. Kiedy musiałam zejść na dół, z powodu
bolącej głowy i chęci uśmierzenia cierpienia, zanotowałam, że chłopak był
nieobecny. Moi rodzice wrócili za to z miasta i wypakowywali zakupy, które
odebrali w sklepie. Nie jestem w stanie stwierdzić czy rozmawiali ze sobą, ale nawet,
jeśli tak było, w mojej głowie panowała cisza.
Postanowiłam, że na razie nie będę
mówić ojcu o zdarzeniu. Może tata nie zauważy zniknięcia powieści. Na to przynajmniej
liczyłam. Nie będę donosić na przyjaciela, jednak jak ojciec zapyta, co stało
się z książką, nie będę przecież kłamać. W końcu, Anthony sam jest sobie winny.
Byłam na niego „śmiertelnie” obrażona i czekałam na przeprosiny.
Nazajutrz pojechałam do pracy. Podwiozła mnie do niej mama, rozwodząc się
nad tym, że niepotrzebnie chodzę na etat, skoro przejmę rodzinny interes. Znowu
te same argumenty, które słyszę od roku.
Tata z mamą oraz rodzice Victora i Anthony’ego prowadzą razem firmę. Posiadają
sieć sklepów z akcesoriami komputerowymi, które są znane w całej Ciszy. Idzie
im naprawdę dobrze, bo mimo że firma powstała ponad dwadzieścia pięć lat temu,
nadal rozwijają się dosyć dynamicznie. Jest to spowodowane głównie tym, iż mój
ojciec wynalazł mały mikroprocesor, pozwalający na łączenie komputerów
bezpośrednio z mózgiem. Jego wynalazek zapoczątkował erę procesorów rozumowych,
a dokładniej – telepatię. Obecnie na patencie ojca opierają się każde dziedziny
nauki – fakt, że widzę, również zawdzięczam jemu.
Jestem jedynaczką, co jest najważniejszym argumentem przemawiającym za
tym, że prędzej czy później i tak interes przejdzie na mnie; po co mam zatem
szukać innego zajęcia?
Mimo to rok temu uparłam się, że chcę iść do pracy, by poprzebywać z
ludźmi. Od wypadku zostałam od nich bowiem odizolowana – jedynymi osobami, z
jakimi miałam styczność byli moi rodzice, wujostwo, prywatny lekarz i
nauczyciel, Anthony, oraz Victor. Na początku bardzo się bałam tego, jak będę
się poruszać w nieznanym mi miejscu albo tego, co mogą mi zrobić nieznane
osoby, więc towarzyszył mi Anthony. Pomógł się zaadoptować przez pierwszych
kilka tygodni, gdyż tylko on poparł moją decyzję o usamodzielnieniu. Twierdził,
że praca to dobry sposób na nawiązanie kontaktów i tak było w istocie. Nie
miałam się czego obawiać; dzięki zatrudnieniu poznałam mnóstwo osób.
Mama wysadziła mnie na przystanku, po przeciwnej stronie laboratorium
kosmetycznego, w którym pracowałam. Jest to ogromny obiekt na peryferiach
miasta, przy Puszczy Cervidae, jedynej puszczy na całym kontynencie.
Stanęłam na przejściu dla pieszych, czekając na zielone światło.
Spojrzałam na budynek ledwie widoczny z ulicy. Nie tak wyobrażałam go sobie
przed operacją – w mojej głowie znajdował się o wiele bliżej drogi. Nic
dziwnego, że miałam złudne wrażenie przestrzeni, skoro Anthony zawoził mnie pod
same drzwi budynku. Dziś chciałam przyjść do pracy sama, jako że do przyjaciela
się nie odzywałam, a przyjazd z mamą uważałam za głupi pomysł. Żeby dostać się
do środka, będę musiała wejść w las, a następnie iść ścieżką aż do głównych drzwi
pracowni.
Samochód zatrąbił nerwowo, gdy jakiś przechodzień wskoczył na ulicę na
czerwonym świetle myśląc, że zdąży przebiec. Spojrzałam na kierowcę srebrnego
samochodu, który na pierwszy rzut oka sprawiał wrażenie nowego, a po dłuższym
przyjrzeniu jeszcze zyskiwał. Był to jakiś nowy model MES-a (Miejskiego
Elektrycznego Samochodu). Kierowca pokazywał palcem na delikwenta i zapewne
klął siarczyście, bo ruszał namiętnie ustami. Był to niespotykany widok, gdyż
mężczyzna musiał mówić. A jak już wspominałam
wcześniej, zostało to przecież zabronione.
W tym momencie powinnam chyba podzielić się wiedzą na temat tego, jak
funkcjonuje nasza telepatia.
Ludzie wysyłają myśli jednostce lub osobom, które mogą zobaczyć.
Jednakże, im bardziej zaszczytne miejsce w kraju – tym szersze grono odbiorców,
co oznacza, że prezydent, może kontaktować się z wszystkimi. Zwykli zjadacze
chleba mają zatem najciężej – nikt majętny nie usłyszy ich wołania o pomoc,
chyba że spotka się z nim na ulicy (coś mało prawdopodobnego). Ja, jako
przyszła dziedziczka rodowej firmy, mogę wysyłać myśli w zasięgu dwóch
kilometrów do każdego, licząc od miejsca, w którym stoję. Muszę się przy tym
jedynie mocno skupić. Przyznaję, że jest to bardzo wygodne podczas gdy twój
znajomy stoi od ciebie oddalony o kilkaset metrów i go nie widzisz, a musisz
się z nim stelepatować. Aczkolwiek nadal nie rozumiem, jaki jest tego sens. W
przeszłości były przecież komórki i spełniały tą samą funkcję. Oczywiście, mimo
że mam taką możliwość, to i tak nie powinnam komunikować się z osobami, których
nie znam – nieuzasadnione wtargnięcie do innego umysłu grozi nawet śmiercią.
Nieraz zastanawialiśmy się z Anthonym, po co to wszystko. Mój ojciec
chciał dobrze, pragnął zrewolucjonizować komputery, a tak naprawdę zmienił cały
świat. Tata mówi, że nie wiedział, iż pójdzie to w tą stronę i jego wynalazek
zastąpi mowę. A jednak stało się.
Wiara w pomoc ludzkości. Teraz brakuje nam jeszcze tylko robotów, które
zaczną myśleć, zamiast nas... Żałuję, że naukowcy skupili się na wynalazku
ojca, a nie spożytkowali swojej energii na coś, co jest w istocie ważne. Przykładowo
na chorobach. Rak, AIDS czy cukrzyca istnieją nadal, co więcej powróciły
choroby, takie jak odra czy gruźlica, które uznane były za zażegnane. Tylko…
czemu one istnieją? Skoro doszło do tego, że ludzie potrafią komunikować się telepatycznie, to czy naukowcy w istocie
nie potrafią znaleźć lekarstwa? Nie sądzę.
Nasz świat umilkł. Nie ma szmeru rozmów, nie ma zapoznawania się z
przypadkowo poznanymi osobami. Nie powinieneś bowiem bez proszenia wtargnąć do czyjegoś umysłu. A inaczej się tego nie
da uczynić. Jest to niechciane i każdy powinien o tym wiedzieć. Język przestał
mieć jedną z podstawowych funkcji, jaką jest mowa, nie wiedząc jak wyprodukować
dźwięki. Moi równolatkowie zapomnieli jak mówić, umieją myśleć, ale nie mówić.
Nauczyciele i rodzice uczą ich telepatycznie słów, których oni nie mogą
wypowiedzieć.
Mama i tata byli zapewne jednymi z ostatnich osób, które przestały komunikować
się w normalny sposób, gdy mówienie zostało zakazane przez prawo. Odtąd nikt
nie miał prawa wytwarzać dźwięków poprzez aparat mowy, policja zabierała każdego,
kto został usłyszany.
Tłum jest zawsze dziki, jest w nim nieznana siła, której boi się władza.
Niestety, jest też głupi. Anthony czytał mi, że zostało przeprowadzone pewne
doświadczenie. Gdy jedna osoba zaczęła biec, potem druga, a następnie kolejna,
wkrótce każdy zaczął uciekać. Takie osoby są nieprzewidywalne. Dlatego też
doszło do tego, że ludzie (by przypodobać się władzy) zaczęli skarżyć na siebie
i przestali rozmawiać, gdyż nie znalazł się nikt, kto potrafiłby się
przeciwstawić. Jedna osoba zamilkła, potem druga, trzecia i następna. Tak jak w
przeszłości nikt nie powiedział dość, gdy wybudowano pierwsze rakiety lub bomby
atomowe, tak i teraz nikt nie stwierdził, że to przesada. Że ludzkość posunęła
się tym razem za daleko.
Uśmiechnęłam się na widok mężczyzny w samochodzie i przeszłam na pasach,
gdy tylko zapaliło się zielone światło. Miałam nadzieję, że przechodzień nie
naskarży na kierowcę srebrnego MES-a.
***
Westchnęłam znudzona. Od kilku godzin Halszka, moja najlepsza koleżanka,
odtwarzała po kolei sceny, kiedy pokłóciła się z chłopakiem, potem pogodziła,
by ponownie pokłócić. Została dłużej w pracy by ze mną dokładnie to
przeanalizować, dlatego starałam się uważnie jej słuchać. Lubiła zwierzać się
każdemu (kto wyglądał na względnie zainteresowanego) ze swoich problemów
osobistych. Mimo iż nie było dzisiaj wiele paczek do rozpakowania i spokojnie
mogła zostawić mnie samą, pomagała mi tak długo, póki nie skończyłam pracy.
Halszka, ja i Miriam (kolejna pracownica) segregowałyśmy, a następnie
rozkładałyśmy lekarstwa, maści i różne kosmetyki na półki w magazynie. Nasza
praca była zmianowa, gdyż paczki schodziły do laboratorium cały dzień, a
porządek musiał zostać zachowany ciągle. Dwie pracownice przychodziły rano na
8, jako że był wtedy większy ruch, a jedna z nas pracowała od 12 do 20. Często
jednak było tak jak dzisiaj – zostawałyśmy wszystkie do samego końca.
– Jak myślisz, co zrobić? –
dotarła do mnie końcówka zdania, które przesłała mi dziewczyna. Ewidentnie był
to moment, kiedy należało włączyć się do rozmowy telepatycznej, ponieważ Halszka
zaczęła znowu bombardować mój mózg przeróżnymi informacjami ze swojego związku.
– Powiedz mu, że to koniec –
moja niechęć do Kamala była wyczuwalna. Co innego mogła powiedzieć dojrzałemu,
trzydziestodwuletniemu mężczyźnie, który po czterech latach związku twierdzi,
że nie będzie gotowy na zaręczyny przed trzydziestym piątym rokiem życia?
Przecież psychicznie to jeszcze nastolatek.
– Chyba, że chcesz czekać kolejne trzy
lata? – dodałam, spoglądając nerwowo na zegar ścienny. Wisiał on nad
wejściem, kształtem i wyglądem przypominając wielki talerz na zupę. Dopiero
dzisiaj mogłam zobaczyć jego śmieszny kształt. Dochodziła 8, więc zaraz
powinnam skończyć pracę.
– No nie, ale… – Halszka przegryzła
wargę, dumając nad czymś gorączkowo. Na szczęście nie podzieliła się ze mną
swoimi przemyśleniami. Jej oczy rozbłysły w nagłym oświeceniu. – Ja go chyba dalej kocham.
– Chyba? – zdziwiłam się. Teraz
byłam już pewna, że powinna z nim definitywnie zerwać. – Jeśli się zastanawiasz to znaczy, że już dawno przestałaś…
– Pewnie masz rację –
przyznała. Wsunęła palce w swoje włosy i zaczęła je jednostajnie przeczesywać. Musiała
nad czymś mocno kontemplować. – Dziś z
nim zerwę. Tak… Zrobię to dzisiaj albo jutro – powtórzyła, jakby to siebie
chciała przekonać, że postępuje słusznie.
– To mądra decyzja i jedyna właściwa. A teraz
zbierajmy się, bo jest już ósma.
Zaczęłam się ubierać, dając jej znak, że skończyłyśmy ten temat i idziemy
do domu. O tej porze magazyn był już praktycznie pusty – została jeszcze tylko
ulubienica naszego managera, która zazwyczaj wychodziła jako ostatnia z nas.
Teraz również była w magazynie, porządkując maści na półce. Grzywka wpadała jej
w twarz, ale ona zdawała się tego nie zauważać, skupiona na pracy. Nic też
dziwnego, że Miriam była jego ulubienicą, należało jej się – pracowała za trzy
osoby.
– Okej, chodźmy – zgodziła się
ze mną Halszka i założyła na siebie granatową kurtkę, która wisiała na oparciu
krzesła. Kurtka współgrała idealnie z kremowymi ogrodniczkami, granatowym
paskiem opasującym jej talię i modnymi butami. Nie jestem pewna czy dziewczyna
ubierała się tak zawsze do pracy, czy tylko dzisiaj, po to, żeby mi się
zaprezentować, ale muszę przyznać, że wyglądała świetnie.
Była to wysoka blondynka. Choć nie mogła uchodzić za otyłą, z pewnością
nie była bardzo szczupła jak na swój wzrost. Miała rumianą, ładną buzię i
zielone oczy; jej wygląd współgrał idealnie z sympatycznym charakterem. Chyba
pierwszy raz nie rozczarowałam się, kiedy ujrzałam Halszkę dzisiaj w południe; niemal
tak samo widziałam ją w swojej głowie jeszcze przed operacją.
– Na razie! – przesłałyśmy
telepatycznie wiadomość do Miriam, na co pomachała nam ręką na do widzenia. Wyszłyśmy
przed laboratorium, gdzie przywitał nas mocny wiatr i mżawka. W tym roku wiosna
była deszczowa.
Cóż, chyba muszę teraz zadbać o
ubiór – pomyślałam, wdychając chłodne powietrze. Przed odzyskaniem wzroku
zawsze ktoś z rodziny pomagał mi żebym wyglądała przynajmniej schludnie,
najczęściej była to mama. To ona wybierała mi ubrania, których przecież i tak
nie widziałam. Teraz muszę wydorośleć i pomyśleć o tym sama...
Spojrzałam na czarny samochód sportowy, w tym samym momencie, gdy
wysiadał z niego Anthony.
– Nie mówiłaś, że będzie po ciebie
brat – zagadnęła Halszka. Poczułam jak poprawia włosy, by następnie podejść
do chłopaka. Wywróciłam oczami.
– On nie jest moim bratem –
przesłałam im obojgu i chcąc, nie chcąc, powlekłam się za koleżanką w stronę
samochodu. Stanęłam w bezpiecznej odległości od szatyna z założonymi rękami.
Czekałam na przeprosiny. Fakt, że po mnie przyjechał (moi rodzice zapewne go o
to poprosili) nie miał znaczenia, dalej był mi winny wyjaśnienia, co mu odbiło
wczoraj.
– Nie jest? Przysięgam, że
słyszałam jak mówiliśc… – zaczęła
Halszka lekko zmieszana.
– Bo traktujemy się jak rodzeństwo,
skoro wychowujemy się razem od zawsze – zaczął Anthony patrząc na mnie
radośnie. – Spójrz na nią, taka mała, a
taka agresywna – podszedł do mnie i objął mocno ramieniem, ściskając do
siebie.
– Zostaw mnie – warknęłam,
wyplątując się z jego ramion. Podeszłam naburmuszona do blondynki, kładąc jej
głowę na barku, na co ona objęła mnie przyjaźnie w talii. – Wracam z tobą, Halszka.
– To świetnie się składa, bo
zabieram was obie – wypalił Anthony. Spojrzałam na przyjaciela wściekle. – No, co? Przecież nie zostawię jej, gdy pada
deszcz i jest ciemno.
Przesadził, gdyż z nieba leciała ledwo mżawka, ale niestety musiałam się
z nim zgodzić. Ja również nie chciałam, żeby moja koleżanka wracała po ciemku
sama do domu, gdy mogła skorzystać z podwózki.
– Nie trzeba, nie przejmujcie się
mną… – zaczęła Halszka, co skwitowałam krótkim:
– Dobrze, jedźmy.
Anthony wiedział, że się zgodzę, bo dobrze mnie znał. Nawet jeśli byłam
zła na niego, to nie chciałam, żeby blondynka przeze mnie cierpiała. Została tak
długo w pracy, żeby mi pomóc, a wiedziałam, że nikt po nią nie przyjedzie i
będzie musiała jechać z tego bezludzia komunikacją podmiejską. Zajmie jej ponad
godzinę dotarcie do mieszkania. A my podwożąc ją musieliśmy nadrobić tylko pięć
kilometrów. Tym sposobem dziewczyna zaoszczędzi wiele czasu, co najmniej pół
godziny.
Usiadłyśmy obie z tyłu. Już po chwili widziałyśmy mijający za szybą
krajobraz.
– A to była dzisiaj jakaś zmiana i
ty Halszka też miałaś na dwunastą? – wtargnął w moją głowę głos
przyjaciela. Mógłby oszczędzić sobie dobre maniery i nie przesyłać mi ich
rozmowy, ale Anthony nigdy nie wykluczał mnie poza kręg osób, z którymi się
komunikuje. Czasami mnie to drażniło, zwłaszcza w takich momentach jak ten – gdy
byłam na niego zła i nie chciałam go słyszeć.
– Nie, na pierwszą. Żadnej zmiany
nie było, po prostu zostałam do końca z Arianą – odpowiedziała dziewczyna,
uśmiechając się do mnie przyjaźnie. Halszka była bardzo pracowitą dziewczyną
oraz gadatliwą. Lubiła zostawać dłużej w pracy, żeby rozmawiać ze mną bądź Miriam,
jako że mieszkała tylko z mrukliwym, chorym dziadkiem.
– Mnie by się nie chciało – odpowiedział
szczerze mój przyjaciel, na co przewróciłam oczami i spojrzałam na mijającą
puszczę. Zamyśliłam się, ignorując zdania, które trafiały do mojego mózgu.
W Ciszy jest bardzo mało lasów w porównaniu z tym, co było w przeszłości.
Większość z drzew została wykarczowana, tylko na miejsce niektórych z nich
zasadzono nowe, żeby małe stworzonka, takie jak wiewiórki bądź lisy, mogły
przetrwać. Żubry, sarny, niedźwiedzie i inne zwierzęta, których nigdy nie
wiedziałam na oczy, należą do gatunków wymarłych. Przykro o tym słuchać, gdyż
na tym nie koniec. Obecnie wszystkie nieoswojone stworzenia są zagrożone wyginięciem.
– No już, nie dąsaj się – głos Anthony’ego zadźwięczał w mojej
głowie, wyrywając z letargu. Halszka nie zwróciła na nas uwagi, więc szatyn
chciał zagadać tylko do mnie. Ja byłam jednak nieugięta.
– To niegrzeczne rozmawiać z jedną
osobą, kiedy wieziesz dwóch pasażerów – odpowiedziałam zaczepnie. Nie miałam zamiaru nawet na niego spojrzeć.
– Wiem o tym – odrzekł nic
niezrażony moim tonem chłopak.
Wpatrywałam się uparcie w szybę, wiedząc, że takim zagadywaniem jest w
stanie mnie złamać. Nie potrafiłam długo się na niego gniewać.
– Tutaj w lewo – dobiegł nas
głos blondynki po kilkunastominutowej ciszy.
– Tak, tak, pamiętam – przesłał
nam telepatycznie Anthony.
Skręciliśmy w mało uczęszczaną uliczkę. Naprzeciwko nas pojawiła się duża
szkoła, do której uczęszczała Halszka, jako nastolatka. Trafiła do jednego z
gorszych liceum, z powodu małej ilości punktów, jaką uzyskała z testu
podstawowego, egzaminu, który musimy napisać po dziewięciu latach nauki.
Podobno specjalnie napisała go źle – chciała być blisko niepełnosprawnego
dziadka – i udało jej się, system przydzielił jej to liceum. Dzięki procentom,
które uczniowie zdobywają na teście, specjalny program dopasowuje ich do szkół,
rozwiązując za nich problem wyboru placówki.
–
Tu wysiadam – rzuciła moja koleżanka, gdy zaparkowaliśmy pod jej blokiem. – Bardzo wam dziękuję – powiedziała,
cmokając mnie w policzek na pożegnanie.
– Nie ma sprawy – odpowiedział
Anthony.
Dziewczyna pociągnęła za klamkę, pozwalając zimnemu powietrzu wedrzeć się
do środka. Poczułam nieprzyjemny chłód, który zaraz zmalał, gdy Halszka
zamknęła drzwi. Prawie od razu zrobiło się cieplej. Blondynka śpiesznie podeszła
do klatki i wpisała kod do mieszkania, które znajdowało się na drugim piętrze.
Przypomniałam sobie czasy, gdy nocowałam u niej. Kilka razy, kiedy kończyłyśmy
razem pracę w piątek, poszłyśmy do jej znajomych. Zwykłe spotkania, ale na
początku było mi ciężko przezwyciężyć tą barierę i iść gdziekolwiek bez nadzoru
znajomych mi osób. Na szczęście Halszka rzadko zostawiała mnie wtedy samą i
była bardzo pomocna. Pomachałam jej ręką, widząc, że patrzy na mnie zza szyby.
– Siądziesz koło mnie? – zapytał na głos Anthony, kiedy blondynka
zniknęła z pola widzenia.
Nie odpowiedziałam. Zamknęłam oczy, dając mu do zrozumienia, że nie będę
z nim rozmawiać. Oczywiście, szatyn musiał ruszyć z piskiem opon, skoro
wiedział, że nie lubię brawurowej jazdy. Tym razem nie przeszkadzało mi to jednak,
chciałam szybko znaleźć się w domu, wykąpać i znaleźć pod pierzyną. Niestety,
nie było mi to dane – gdy przyjechałam do rezydencji mama kazała mi się iść
przebrać. Okazało się, że jemy dzisiaj kolację z wujostwem, rodzicami Victora i
Anthony’ego.
Ubrałam się w beżową sukienkę z bordową kokardą z tyłu. Moja rodzicielka
powiedziała, że mam wyglądać ładnie. Kiedy ona mówi ładnie to znaczy, że mam założyć coś, co nie przypomina dżinsów i
zwykłej koszulki. To ma być elegancki strój.
Zeszłam do salonu. Mój ojciec wstał, podając mi kieliszek wina i zaprosił
do stołu. Zdziwiłam się, zastanawiając czy pominęłam jakąś rocznicę lub jakieś
wydarzenie warte toastu, nie mniej jednak nie skomentowałam tego. Usiadłam bez
sprzeciwu na pokazane mi miejsce, obok Anthony’ego.
Uśmiechnęłam się do Victora, który siedział naprzeciwko mnie. Chłopiec trzymał
coś w rękach pod stołem i co chwila zerkał w dół. Byłam pewna, że grał w jakąś strzelaninę.
Wujek Jadran odchrząknął i podniósł się z miejsca. Ubrany był w garnitur,
podobnie jak mój ojciec. Nawet Anthony i Victor mieli na sobie białe koszule. Zaczęło
mnie to martwić – obaj bracia nie lubili się stroić. W głowie pojawiła mi się nieproszona
myśl, z jakiej okazji mogliśmy się spotkać. Chciałam się jednak mylić. Zmarszczyłam
brwi, czekając na wyjaśnienia.
– Wszyscy w komplecie. A więc
możemy zacząć – rozpoczął przemówienie wujek. – Dzisiaj ziściło się to, o czym od dawna marzyliśmy – mężczyzna
świdrował wzrokiem wszystkich obecnych przy stole. – Ale od początku. Jakiś czas temu napisaliśmy z Claire – spojrzał
na swoją małżonkę z uczuciem – wniosek o
pozwolenie na zaręczyny i dzisiaj je wreszcie dostaliśmy. Rząd wyraził zgodę na
wasz ślub – dokończył radośnie mężczyzna, patrząc na mnie i na Anthony’ego.
O nie. Spuściłam głowę, patrząc na swoje dłonie, które zaciskałam w
pięści. Najgorszy scenariusz ziścił się.
To małżeństwo zaplanowane było od naszych urodzin. Myślałam jednak, że
rodzice dali sobie spokój i do zaręczyn nawet nie dojdzie. Poczułam gulę w
krtani i napierające łzy w oczach. Usłyszałam, że ktoś odsuwa krzesło obok
mnie, po czym wychodzi z pomieszczenia i trzaska drzwiami. Wiedziałam, że to
Anthony.
Skoro powróciły podziały klas na biednych i bogatych jasne było, że
powrócą małżeństwa ustalane przez rodziców. Stało się. Nic na to nie mogliśmy
poradzić. Pomimo to liczyłam, że nas to ominie, że nasi ojcowie dadzą nam prawo
wyboru; niestety, byłam w błędzie.
Rząd kontroluje wszystko, nawet
uczucia – pomyślałam wściekle do siebie, wstając z krzesła. Do mamy i taty,
przyszłych teściów oraz Victora rzuciłam kwaśno: wybaczcie, po czym skierowałam się na zewnątrz do przyjaciela.
Anthony stał daleko od willi, oparty o żywopłot, ręce trzymał w kieszeni.
Patrzył przed siebie nieprzytomnym wzrokiem.
– Wiedzieliśmy, że kiedyś to nastąpi – powiedział, kiedy byłam na tyle
blisko, by go usłyszeć. Głos miał wyprany z wszelkich emocji.
– Tak, a jednak… – zacięłam się, szukając odpowiednich słów. Próbowałam
patrzeć wszędzie, tylko nie w jego oczy. Bałam się, że nie dam rady go
pocieszyć i zaraz rozpłaczę się jak mała dziewczynka. Podeszłam jeszcze bliżej,
siadając pod krzakiem na kolanach i skubiąc trawę. Tutaj nie padało, ale ziemia
była i tak nieprzyjemnie zimna.
– Ja też myślałem, że dali sobie z tym spokój – rzekł z wyrzutem.
Milczeliśmy przez kilka minut. Każde z nas próbowało wybrnąć jakoś z tej
sytuacji, choć oboje mieliśmy świadomość, że to na nic. Kiedy rząd wyraża zgodę
na ślub, nie można go już odwołać. Narzeczeni zostają wpisani do rejestru z
ustaloną datą ślubu, żeby zapobiec ewentualnemu zerwaniu zaręczyn. Państwo chce
coraz więcej małżeństw i dzieci. Swoją drogą ciekawa jestem, jaką datę ustalili
rodzice…
– Co ja powiem Leticii? – zapytał wściekle Anthony, przeczesując swoje
włosy. Zaczął chodzić po ogrodzie, kopiąc po drodze kamienie, które napotykał.
Spojrzałam na niego zdumiona. Zupełnie zapomniałam o jego dziewczynie, którą chciał
wkrótce przedstawić swoim rodzicom. A może już to zrobił. Może właśnie przez Leticię
nasze rodziny zdecydowały się na tak rychłe zaręczyny?
Próbowałam wymyślić sposób, żeby Anthony nie musiał kończyć tej relacji. Wiedziałam,
że zależy mu na dziewczynie, a chciałam, żeby był szczęśliwy. Choć wciąż wracał
do mnie tylko jeden pomysł, próbowałam go zignorować, gdyż był dla mnie
niemoralny. Po kilku minutach intensywnego myślenia, nie mogąc wymyśleć czegoś
lepszego, postanowiłam się nim podzielić.
– Możesz dalej się z nią spotykać, ja nic nie powiem – powiedziałam
nieśmiało, przeczuwając, że go zdenerwuję. Nie pomyliłam się.
– I co, zdradzać ciebie, a z niej zrobić kochankę? – krzyknął podchodząc
do mnie. Był tak wściekły, że chyba jeszcze nigdy nie wiedziałam go w takim
stanie. Wyglądał niczym jakiś furiat. Myślałam, że mnie uderzy, choć przecież
nigdy nie podniósł na mnie ręki. Kucnął przede mną, chwytając mnie za ramiona i
gwałtownie potrząsając. – Ty chyba kompletnie zwariowałaś. Nie wiem, które z
was jest głupsze – ty czy nasi rodzice!? – jego mocny uścisk bolał, ale słowa
raniły jeszcze bardziej. – Nie, to nie jest dobry pomysł – warknął na koniec, odpychając
mnie od siebie.
– Nie krzycz na mnie, chcę tylko
pomóc! – ja również uniosłam głos. Podniosłam liść z ziemi i zaczęłam go drzeć,
chcąc wyładować się na nim. Zachciało mi się płakać, mimo to próbowałam nie dać
tego po sobie znać.
– Ciszej – syknął Anthony, znowu do mnie podchodząc. – Ktoś może usłyszeć,
jak mówisz – spojrzał na mnie tak, jakbym to ja była winna temu wszystkiemu. A
przecież nic nie zrobiłam, to nie ja prosiłam rodziców o nasze zaręczyny, oni
sami zadecydowali za nas.
– Ty możesz krzyczeć, a mnie uciszasz? – zapytałam łamiącym się głosem. Nie
miałam już siły na nic. Dzisiejszy wieczór był totalną porażką. Najpierw
ogłoszenie zaręczyn, potem kolejna sprzeczka. Przychodząc tutaj chciałam pomóc,
uspokoić przyjaciela, a tylko go rozjuszyłam.
Zaczęłam się obawiać, że nasza relacja właśnie się zmieniła. Nigdy nie
mieliśmy poważniejszych kłótni, traktowaliśmy się jak typowe rodzeństwo,
dlatego godziliśmy się szybko. Zawsze mogłam na Anthony’ego liczyć. Nie
chciałam tego zmieniać, nie mogłam utracić najbliższego przyjaciela przez
wymysł rodziców. Niestety, nie mogłam zignorować faktu, że dzisiaj było
inaczej, nasza sprzeczka nie była typowym starciem nastolatków, jakie mieliśmy
do tej pory, nawet wczoraj.
Wstałam z trawy, z zamiarem podążenia do domu. Postanowiłam zostawić go
samego, żeby miał czas do namysłu. Wiedziałam, że nie jest na mnie zły, denerwuje
się przez tą sytuację, przez co odreagowuje na mnie. W takim momencie najlepiej
będzie jak dam mu spokój. Nie uczyniłam jednak kroku, bo Anthony złapał mnie za
rękę i przyciągnął do siebie, mocno przytulając.
– Przepraszam – szepnął w moje włosy. – Za wczoraj i dzisiaj. Jestem
wściekły, bo wiem, co muszę zrobić i wyładowuję złość na tobie – zaczął mnie
gładzić uspokajało po plecach. – Nie płacz, proszę. Tylko ty mnie możesz
zrozumieć – dodał jakby sam do siebie. Jego huśtawki nastrojów czasem doprowadzały
mnie do szaleństwa. Kolejne niechciane łzy popłynęły z moich oczu. Nie
potrafiłam udawać, że wszystko jest w porządku, skoro tak nie było. Poczułam,
że zaczyna padać, ale nie odrywałam się od przyjaciela.
Nawet pogoda rozpaczała z nami
– pomyślałam żałośnie.
Płakałam długo, tak długo, aż byliśmy cali mokrzy i musieliśmy wrócić do
rezydencji. Nasi rodzice i Victor siedzieli dalej przy stole. Mieli takie miny,
jakby oczekiwali najgorszego – naszego sprzeciwu.
Weszliśmy do salonu. Stanęliśmy ramię w ramię, tocząc wzrokiem od jednych
rodziców do drugich.
– Zerwę z Leticią jutro i powiem o
zaręczynach – przesłał do obecnych Anthony po zatrważającej ciszy. Spojrzałam
na niego zaskoczona, ale on nie patrzył na mnie, tylko wbijał wzrok w podłogę. Czyli
nasi rodzice wiedzieli o jego dziewczynie. Poczułam wzrastającą złość. Jak
mogli bez żadnych skrupułów zniszczyć ten związek?
Momentalnie nastrój wszystkich przy stole uległ poprawie. Mama wypuściła
powietrze, wujek zaśmiał się, a Victor zaczął dalej grać. Zapewne obawiali się
naszej odmowy, przez co wszyscy mielibyśmy na pieńku z rządem. A tego nikt przecież
nie chciał.
– Wiedzieliśmy, że poprzecie naszą
decyzję – powiedział mój tata,
wznosząc kieliszek, co skwitowałam szorstko:
– A mieliśmy wybór?
– Nie, nie mieliście – odpowiedział,
trzymając szkło w dłoni. – Teraz jest to
nasz wybór, nie wasz, i my ponosimy za niego odpowiedzialność. Jeśli
unieszczęśliwimy was, co się nie stanie, bo wszystkie związki opierają się na
przyjaźni, będzie to nasza wina. Musicie nam zaufać, bo wiemy, że postępujemy
słusznie – to była najdłuższa przemowa, jaką mój ojciec wypowiedział od
bardzo dawna. Zazwyczaj mówił tylko kilka rzeczowych słów. Wzięłam kieliszek do
ręki. Nie zgadzałam się z nim, ale wolałam zacisnąć zęby, żeby go nie
prowokować.
– Wasze zdrowie – wujek wzniósł
za nas toast. Chyba powinnam przestać go tak nazywać, skoro to mój przyszły
teść. Potrząsnęłam ze wstrętem głową – nieprędko do tego przywyknę.
Upiliśmy łyk wina, po czym Anthony
podszedł do ciotki. Czekała nas jeszcze jedna formalność. Jego mama podała mu
czerwone pudełeczko, w którym znajdował się pierścionek zaręczynowy. Zdziwiło
mnie jednak to, że przyjaciel nie dał mi go przy rodzicach, tylko wyciągnął do
mnie rękę. Podeszłam do niego, podając mu dłoń.
–
Gdzie idziecie? – zapytała ciotka Claire, marszcząc czoło. Pewnie wszyscy myśleli
tak samo jak ja, że Anthony oświadczy mi się przy nich.
–
Przebrać się, przecież nam zimno – odpowiedział mój przyjaciel.
Rzeczywiście, ciągle mieliśmy na sobie mokre ubrania, ale rodzice zdawali się tego
nie zauważać.
– Razem? – miny naszych
krewnych były bezcenne. Hamowałam się, żeby nie wybuchnąć śmiechem.
– Tak, razem. Po zaręczynach, to
chyba nam wolno, co nie? – zapytał bezczelnie Anthony, ciągnąc mnie za rękę
na górę. Tylko my wiedzieliśmy, że żartował. Zaśmiałam się pod nosem.
– Idź do siebie się przebrać, zaraz
do ciebie przyjdę – przesłał tylko mi ten krótki komunikat. Sam poszedł do
pokoju dla gości, znajdującego się nieopodal mojego, którego używał, gdy nie
wracał do siebie na noc i zostawał ze mną w rezydencji.
Gdy byłam jeszcze niewidoma, a nie było Saszy ani Zbyszka, bałam się
zostawać sama w ogromnej willi. Prosiłam wtedy Anthony’ego, żeby spał u nas.
Rodzice nie dowiedzieli się o tym, choć dziwiło mnie to, że nie zauważyli, jak
swobodnie chłopak czuje się u nas w rezydencji. Pokój dla gości stał się zatem
jego pokojem, gdzie trzymał swoje rzeczy osobiste.
Tak jak myślałam, zapukał do mojego pokoju kilka minut później, przebrany
w suche ubranie. Pierwszy raz stresowałam się na spotkanie przyjaciela, gdyż
nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać.
Wszedł do środka, zamykając za sobą drzwi na klucz.
– Tak na wszelki wypadek, gdyby zechcieli wejść – wyjaśnił szeptem.
Serce zaczęło mi kołatać, gdy podszedł bliżej mnie z czerwonym
pudełeczkiem w dłoni. Nie tak wyobrażałam sobie zaręczyny. To miały być motyle
w brzuchu i pewność, że odpowiem tak,
a nie strach. Anthony, jakby czytając mi w myślach, powiedział:
– To nie powinno tak wyglądać i żałuję, że to ja jestem tym, który daje
ci ten pierścionek – zrobił krótką pauzę, po czym kontynuował dalej. – Nic nie
zmieni się w naszej relacji, chyba, że sama postanowisz inaczej. Kochamy się w
inny sposób, niż normalni narzeczeni, to jasne, ale takich par teraz jest
mnóstwo. Czasem się to zmienia. Bo ja cię kocham – spojrzał na mnie z
czułością, uśmiechając się. – Póki co jest to miłość braterska, ale kto wie, może
pewnego dnia… – zrobił grymas, jakby sam nie był pewien tego, co mówi. – I wiem,
że ty też mnie kochasz w ten sam sposób – powiedział z pewnością, sprawiając,
że moje serce omal nie wyskoczyło z piersi. Kiwnęłam głową, spuszczając wzrok. Tego,
że darzyłam go siostrzanym, szczerym, przyjacielskim uczuciem byłam stuprocentowo
pewna. Stresowałam się jednak, gdyż nigdy nie mówiliśmy tak otwarcie o naszej
relacji.
– A więc zrobimy to w tradycyjny sposób – westchnął przeciągle. – Mam
nadzieję, że powiesz tak, bo trochę
się denerwuję – silił się na uśmiech, ale wyszedł kolejny grymas. Mówił prawdę,
niepewność mogłam dostrzec w jego oczach. Uklęknął na kolano, wprawiając mnie w
niemałe zaskoczenie. – Obiecuję, że będę dbał, troszczył się o ciebie i nie
pozwolę, aby cię ktokolwiek skrzywdził. Rodzina od zawsze była dla mnie
najważniejsza, wiesz o tym, więc jeśli mam z kogoś zrezygnować to na pewno nie
z was – wiedziałam, do czego zmierzał. Nie mógłby wyrzec się nas – mnie,
Victora, naszych rodziców – wolał uciąć kontakt z Leticią. Kiwnęłam głową. Odczekał
moment, po czym zadał to najtrudniejsze pytanie. – Czy wyjdziesz za mnie?
Byłam w takim szoku, że dopiero po kilku sekundach spojrzałam mu w oczy i
odpowiedziałam szeptem:
– Tak.
Te dwie decyzje, operacja i zaręczyny, wywróciły moje życie do góry
nogami. Nie byłam pewna czy dobrze postępuję, ale co mogłam zrobić. Odmówić nie
potrafiłam. Ja również nie ucięłabym kontaktu z rodziną.
Musiałam zatem zapomnieć o miłości, o której marzyłam całe życie. Będąc
osobą niewidomą i niemającą kontaktu z rówieśnikami pozostawała mi bowiem tylko
wyobraźnia. Śniłam o tym, że pewnego dnia spotkam na swojej drodze
przeznaczonego mi mężczyznę i wyjdę za niego za mąż. Będę mieć dzieci. Rzeczywistość
znowu okazała się inna.
Anthony wstał z podłogi. Nachylił się w moim kierunku, składając na czole
krótki pocałunek. To było tylko cmoknięcie, ale i tak zamarłam, nie wiedząc, jak
się zachować.
Zrozumiałam, dlaczego nie chciał się oświadczać na dole. Chciał dać nam choć
odrobinę prywatności. Wiedział, że prawdziwych zaręczyn nie będę mieć nigdy,
więc postanowił dać najlepsze wspomnienie tych. Rozwód w dzisiejszych czasach
bowiem nie wchodził w grę. Poczułam, że oczy znowu zachodzą mi łzami.
Szatyn wsunął na mój palec pierścionek zaręczynowy. Był na mnie trochę za
duży.
– Trzeba będzie go zmniejszyć. Moja mama była trochę tęższa od ciebie –
powiedział chłopak, trzymając moją dłoń i obserwując pierścień. – Uf, to było
stresujące – kpiący uśmieszek wstąpił na jego twarz.
Tak, było. I niewłaściwe – pomyślałam.
Choć słowa, które powiedział i szybki całus, którym mnie obdarzył były
wymuszone, to jednak zrobiło mi się przyjemnie. Pomyślałam, że zawsze mogłam
trafić gorzej. Na pana Nikolaja, przykładowo. Był to bogaty, stary kawaler,
który zalecał się do mnie odkąd skończyłam szesnaście lat. Pewnego razu,
jeszcze przed operacją, próbował mnie nawet pocałować. Rodzice byli zszokowani,
gdy nakryli go trzymającego mnie w swoich łapach, zwłaszcza, że ja nie byłam
chętna.
– Powiedz coś – zalecił Anthony, patrząc mi w oczy. Dopiero teraz
odnotowałam, że milczałam, odkąd wydukałam to zatrważające tak.
– Obalmy rząd – zaproponowałam, rozładowując atmosferę. Wiedział, że nie
mówię na serio; moja propozycja nie była możliwa do spełnienia. Nikt nie mógłby
tego dokonać, państwo rządzi takimi systemami, o jakich nawet nie słyszałam. Szatyn
roześmiał się radośnie, przytulając mnie. Chyba mu ulżyło, bo poczułam jak się
rozluźnia.
A w mojej głowie kiełkowała nienawiść. Zrodziła się przed laty z niechęci
Anthony’ego do rządu, a rozwijała dalej przez wszystkie decyzje, jakie
podejmowało nasze państwo. Zagracenie planety, wycinanie lasów, wymieranie
zwierząt, skorumpowanie mediów, telepatia, zaręczyny… To wina głupich rządów i
chorych systemów. A najgorsze w tym wszystkim jest to, że mogę być tylko
biernym obserwatorem. Nic nie mogę z tym zrobić.
Niedługo zakażą nam oddychać… –
pomyślałam do siebie sarkastycznie.
Napisałam długi komentarz, ale się usunął:(
OdpowiedzUsuńNo, nieważne. Od początku:
Wbiłam na twój blog zupełnym przypadkiem i zaczęłam czytać najkrócej trwające opowiadanie. I jestem zaskoczona. Szczerze, nie spodziewałam, że trafię na taki dobry kawałek testu. Nie widzę niczego, do czego mogłabym się przyczepić. (A czepialska jestem cholernie). Styl jest lekki, niewymuszony. Nie ma żadnych ogródek w tekście; niczego, co by przeszkadzało w odbiorze. Jednym słowem- świetny, spójny język.
Niewiele postaci, ale każda fajnie zarysowana. I podoba mi się też, że trzymasz się raz przyjętej charakterystyki (zawsze jak to widzę, to muszę o tym wspomnieć, bo nagłe zmiany bohaterów są, niestety, powszednie na blogach). Jak narazie najbardziej lubię Anthony'ego, ale myślę, że to dla tego, że nie wiele tak naprawdę wiem o narratorce.
Świat przedstawiony jest geeenialny. Świetnie przemyślany, bardzo kreatywny. Nie spotkałam się nigdy jeszcze z podobnym pomysłem (?)
Na koniec mam jeszcze pytanie, myślisz może nad wydaniem książki?
Okay, już nie przynudzam,
Poss
Ps. Zapraszam też do mnie-> all-just-a-dream-in-the-end.blogspot.com
Pps. Przepraszam za wszystkie błędy :'|
Cichy Świat w zasadzie pisze moja siostra, ale i tak pięknie dziękujemy za opinię :) Cieszymy się, że historia spodobała Ci się.
UsuńMoże w przyszłości siostra pomyśli nad wydaniem książki, kto wie, ale na razie nie sądzę:)
Na pewno w wolnej chwili do Ciebie zajrzę ja lub siostra.
Pozdrawiam i jeszcze raz dziękuję.
No widzisz, a mnie coś od początku nie grało, że to jednak nie ty pisałaś, że klimat inny, tematyka inna, a więc miałem nosa. Tak więc pogratuluj ode mnie siostrze, bo mi się podoba i z pewnością w miarę możliwości będę zaglądał i wypatrywał nowości. Motyw kojarzonych ślubów, presji rodziny, a dodatkowo także rządu... uuu, przyznam że zaszalała i stworzyła świat gorszy nie tylko dla kobiet, ale także dla młodych mężczyzn, gorszy od tego jaki był w XIX wieku. Polubiłem przyjaciółkę ;-) Fajna z niej kobitka, taka wygadana, towarzyska, żywiołowa. No i Laguna podbiła moje serce, poprzez sentyment, bo karczma u moich Rodrigezów też się tak zowie ;-)
UsuńHaha, rzeczywiście, to jest ta sama nazwa :) Dopiero teraz zwróciłam na nią uwagę, jak o tym napisałeś.
UsuńPrzyznam, że opowiadanie jest całkiem dobre, wręcz cudne. Kolejne państwo totalitarne, skomputeryzowana przyszłość, ciekawi główni bohaterowie, chęć obalenia władzy. Przyznam, że kojarzy mi się to z Igrzyskami Śmierci.
OdpowiedzUsuńPomysł bardzo ciekawy. Tematyka trochę sci-fi (za którą szczerze nie przepadam, ale zaintrygowało mnie. Tak jak Igrzyska czy Niezgodna, do których przekonywałam się przez miesiąc i nie pożałowałam, że sięgnęłam po te ksiażki.)
Mój zmysł czytelniczy przewiduje, że podejmą próbę obalenia rządu, Anthony z Leticią może i zerwie, ale później do siebie wrócą (tak coś czuję c; ). No i wydaję mi się, iż będzie dużo akcji, na którą niecierpliwie czekam :D
Styl pisania też ciekawy (gratki dla siostry [tak, przeczytałam poprzeni komentarz ;P ).
I niezwykle intryguje mnie fakt, iż rząd zakazał mowy. Mam już tyle teorii na ten temat, że zabrakłoby znaków w komentarzu by je wszystkie wymienić hehe.
Myślałam, że główna bohaterka będzie miała tzw symptom irytującego bohatera, ale opisy są piękne, wyjaśnione zachowania, więc Ariana przypadła mi do gustu c:
Po pierwszym rozdziale o Anthonym również nie miałam najlepszego zdania, lecz po drugim moja opinia o nim podniiosła się w górę o kilka schodków ;)
Czekam na dalsze rozdziały :)
Pozdrawiam i życzę mnóstwo weny jak i sukcesów :)
fantastyka-raja-kalpana.blogspot.com
Cieszę się że opowiadanie siostry podoba Ci się. Dziękujemy obie :)
UsuńSzkoda, że Anthony musiał zerwać z Leticią by zaręczyć się z Arianą. Ciekawa jestem czy w przyszłości chłopak zbuntuje się przeciw rodzinie czy też spełni ich wolę.
OdpowiedzUsuńŚwiat przedstawiony w tym opowiadaniu jest straszny, i (mam nadzieję), że nasz nigdy taki nie będzie. Dopiero teraz zaczęłam zastanawiać się nad niektórymi problemami, np. nad zagraceniem planety lub telepatią i uznałam, że ludzie rzeczywiście są strasznie głupi:(
Cieszę się zatem, że to opowiadanie dało Ci do myślenia :)
Usuń