poniedziałek, 4 lutego 2019

Eliza: Rozdział 13, część 1


POWRÓT


Rozmawialiśmy w nocy długo na łóżku. Odważyłam się nawet zapytać Kosmę kogo w końcu zamordował – kobietę czy mężczyznę. To pytanie nurtowało mnie od czasu, gdy Tomasz zdradził mi kłamstwo kuzyna.
Kosma musiał być zdziwiony albo faktem, że wiedziałam o kobiecie, albo tym, jak długo tłumiłam w sobie to pytanie, bo przyglądał mi się badawczo. W końcu, odpowiedział mi, że faktycznie spłycił historię, bo bał się, że źle go odbiorę, jeśli będzie w to uwikłana kobieta. W rzeczywistości zaatakował go mężczyzna i to z nim wdał się w bójkę. Kobieta jednak była w zmowie z jego przeciwnikiem więc widząc, że tamten przegrywa, próbowała pomóc. W zgiełku szamotaniny ktoś pociągnął za spust (nie było żadnego noża tylko naładowana broń). Kula odbiła się rykoszetem i ugodziła w niewiastę. Ta zmarła na miejscu.
Wiadomo, że mężczyzna oskarżył Kosmę o morderstwo, choć nigdy do końca nie udowodniono, kto oddał strzał. Gdyby nie monitoring, który wykazał, że to Kosma był w tym incydencie ofiarą, bo został zaatakowany, pewnie do dziś dzień siedziałby w więzieniu.
Nie wiem, dlaczego ta historia miałaby mi się nie podobać. Wolałam ją od tej pierwotnej. Kosma zdradził mi też, że postanowił mnie porwać, kiedy Tomek miał wypadek na motorze przed pracą. Był on osobą, która została zawiadomiona przez kolegę, który widział całe zajście, ale uciekł z miejsca wypadku nie udzielając pomocy. Kosma myślał, że Tomasz umrze. Jego stan nie rokował dobrze. Pamiętałam dobrze jak cały dzień nie mogłam się dodzwonić do mojego chłopaka i jak przeczuwałam, że coś się stało.
Usnęliśmy ze splecionymi dłońmi. Do niczego między nami nie doszło tej nocy, ale wyraźnie czułam, że w naszej relacji nastąpił krok milowy. Nareszcie, po tylu tygodniach, mogłam przed sobą przyznać, że czułam do mężczyzny nie tylko przywiązanie.
Na pewno był dla mnie atrakcyjny wizualnie. To było groteskowe, bo podczas naszego pierwszego spotkania nie spodobały mi się glany i skóra, dlatego nie zwracałam na niego uwagi. Podczas drugiego spotkania zrobił na mnie ogromne wrażenie. Gdyby tak nie było, nie zdecydowałabym się pójść z nim do łóżka. Plus, jeszcze z żadnym mężczyzną nie rozmawiało mi się tak swobodnie.
Kosma był nie tylko czarujący i opiekuńczy, ale także męski i zadziorny.
Wymarzony partner dla Basi – pomyślałam nad ranem, przyglądając mu się w milczeniu, kiedy to pierwsza otworzyłam oczy.
Było w nim jednak dużo więcej. Gdyby go spłycić do tych czterech przymiotów, to tak jakby nazywać mieszkanie domem a nie mieć mebli w środku.
Kosma był wrażliwy, romantyczny, skrupulatny, zazdrosny. Był również momentami agresywny, zwariowany, obłąkany i do tego nieprzewidywalny. Drzemało w nim wiele przeciwstawieństw. Tak wiele, że wciąż pozostawał dla mnie enigmą.
Do tego kochałam go. Oczywiście, inną miłością niż ta do Tomka. Tamta była niewinna, choć paradoksalnie została zbudowana na diabelskich fundamentach. Przez tamtą miłość zraniłam przyjaciółkę i to nie było coś, z czego byłam dumna.
 Kosma sam sobie wyżebrał miłość. Nie wiem, kiedy to zrobił. Tak długo kopał dół, że w końcu w niego wpadłam. Swoim oddaniem, zaangażowaniem i cierpliwością zdobył to, co chciał, choć nigdy miał się o tym nie dowiedzieć. Odetchnęłam ze smutkiem. Z takim postanowieniem i gulą w gardle, obudziłam go.
Samolot miałam o godzinie czternastej. Poranek spędziliśmy w milczeniu; ani Kosma ani ja nie mieliśmy ochoty rozmawiać. Niewiele też zjedliśmy na śniadanie.
Wisielczy nastrój towarzyszył nam aż do lotniska.
Kiedy dojechał na terminal, wręczył mi bilet do Warszawy wraz z paszportem na fałszywe nazwisko.
 – Lepiej jak sama tam pójdziesz a ja wrócę do hotelu.
Kiwnęłam głową choć w środku się gotowałam. Czy tak to miało wyglądać? Nawet nie wysiądzie, aby się pożegnać? Odchrząknęłam. Jak ja miałam się zachować? Dziękować czy przepraszać?
– Wiesz… – zaczęłam cicho. – Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy. Jak nie w Polsce, to może tu…
– Nie sądzę abym tu został – nie był oschły. Jego głos był przepełniony wyłącznie żalem. – Nie byłoby to roztropne.
Przytaknęłam. Oczywiście, że nie. Pewnie poleci do Azji.
Musiałam opuścić jak najszybciej samochód. Nie chciałam, aby widział, jak płaczę. Nacisnęłam klamkę, ale zanim wysiadłam poczułam jego rękę na swojej lewej dłoni.
– Dasz sobie radę? – zapytał zmuszając abym na niego spojrzała. Oczy już dawno zaszły mi mgłą, więc był zamazany.
Wiedziałam, że jedno moje słowo spowodowałoby, że rozważyłby inne scenariusze. Albo by mnie tu jeszcze przetrzymał, albo wrócił ze mną. Nie mogłam być jednak taką egoistką. Choć marzyłam abyśmy w Polsce spróbowali od nowa, nie miałam prawa mu to proponować. W ogóle nie miałam prawa nic od niego żądać. Jakkolwiek bałam się tego, że właśnie rady sobie nie dam, znowu przytaknęłam.
– Uważaj na siebie – szepnęłam, czując, że głos mnie zawodzi. – Kocham cię – wymamrotałam jeszcze cichutko.
Tak. Zdradziłam sama siebie. Powiedziałam coś, czego jeszcze rano obiecałam sobie nie mówić. Ale nie chciałam i nie mogłam, aby myślał, że jest mi obojętny.
Wybiegłam z samochodu jakby to były wyścigi. Wzięłam z bagażnika swoją walizkę i czym prędzej poszłam na odprawę.
Przez ściekające łzy niewiele widziałam, co robiłam i gdzie idę. Na szczęście lotnisko było dobrze oznaczone, wszędzie były angielskie napisy.
Czy to jedno moje słowo mogło więc coś zmienić? Nie. Już nie. Może nigdy nie. Ja byłam na lotnisku, a on dalej w samochodzie. On był poszukiwanym, ja poszukiwaną. Ta historia właśnie tak miała się zakończyć.


Co będzie dalej?
A)    Eliza sama poleci do Polski;
B)    Kosma wsiądzie za Elizą do samolotu.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz