PROŚBY
ANTHONY’EGO
Niemożliwe.
Co prawda rodziny królewskie istniały kiedyś, dawno temu przed wojną, ale w
naszych czasach prawie nikt już o nich nie słyszał.
–
Żartujesz sobie ze mnie? – zapytałam, uśmiechając się do niego z pobłażliwością.
Zaczęłam się zastanawiać czy José jest aby zdrowy
na umyśle.
Oczy zwęziły mu się groźnie, jakby domyślił się o czym myślę.
Odepchnął się zwinnie od poręczy mojego łóżka i natychmiast się wyprostował.
Wyczułam subtelny, miętowy zapach szamponu do włosów.
–
I znowu to samo, chociaż mogłem się w sumie tego spodziewać – burknął nieprzyjaźnie.
– Nie wiem po co się wysilam i jestem z tobą szczery – dodał.
Założył
ramiona na krzyż i wydął usta w obrażalskim geście. Miałam wrażenie, że zaraz tupnie
nogą niczym pięciolatek i wyjdzie z pokoju oburzony na mnie, że śmiem nie brać
na poważnie tego co mówi. Ale jak miałam? Przecież to było… niedorzeczne.
Nagle
ni stąd ni zowąd w głowie zaczęłam odtwarzać naszą znajomość. Od pierwszego spotkania
po uwolnieniu zwierząt z laboratorium aż do dzisiaj. José nie był przeciętnym chłopakiem i nawet ja musiałam to przyznać. Z
pewnością znał się na wielu rzeczach i posiadał spore wykształcenie, lepsze od
mojego. Umiał mówić. Wiedział o firmie J&J, kiedy ja nie miałam o niej
pojęcia. Dodatkowo należał do Państwa Podziemnego, a jak sądziłam, nie łatwo było
się tam dostać. Był również bardzo arogancki, przeświadczony o swojej
wyższości. Ktoś mu to musiał wpoić.
Pewne
elementy układanki zaczęły się jakby łączyć ze sobą w całość.
–
Załóżmy, że ci wierzę – oznajmiłam po dłuższych przemyśleniach spoglądając na
zachmurzonego chłopaka. – Dlaczego nic wcześniej o tym nie słyszałam? –
postanowiłam dać mu szansę, żeby mnie przekonał.
–
Bo to nie ma już teraz żadnego znaczenia dla Ciszy – odpowiedział, jakby mówił
coś tak oczywistego, że nawet nie powinnam o to pytać. Spoglądał na mnie jak na
bezrozumne dziecko. – Jest Rząd, który decyduje o wszystkim, my nie jesteśmy im
już do niczego potrzebni – przyznałam mu rację w milczeniu. Nasze państwo
szczyci się tym, że nie ma osób, które żyją ponad prawem, jak kiedyś. Niestety,
jest to tylko głupia propaganda, żeby zamydlić oczy obywatelom, którzy
chcieliby przywrócić poprzedni ład. W rzeczywistości nadal istnieją olbrzymie
podziały społeczne, co jest paliwem napędowym dla spiskowców. A skoro tak jest,
to czy Państwo Podziemne nie skorzystałoby na tym gdyby mieli po swojej stronie
dawnych władców?
–
Dla Ciszy nie, ale dla podziemia ma, mam rację? – podchwyciłam. Podniósł
odrobinę brwi i z uznaniem kiwnął głową, najwidoczniej zdziwiony tym, że sama
umiałam dojść do podobnych wniosków.
–
Naturalnie. Chcą nas wykorzystać by obalić Rząd – bingo! Byłam z siebie dumna,
że udało mi się samej rozgryźć sekret José,
aczkolwiek nie dokonałabym tego gdyby nie zechciał ze mną porozmawiać. Byłam
zdziwiona tym, że chłopak niespodziewanie się przede mną otworzył i zaufał na
tyle, by zdradzić swój sekret. Czym sobie na to zasłużyłam?
–
I dlatego też się przed nimi chowasz – dopowiedziałam, będąc pewna, że
potwierdzi mój wniosek, lecz nie uczynił tego od razu.
–
Między innymi – odrzekł po chwili z rozgoryczeniem, ale nie wyjawił innych
powodów dlaczego jeszcze miałby się ukrywać przed spiskowcami.
Przez
moment nie odzywaliśmy się. José cofnął się pod
okno i wyglądał przez nie na kwitnący, zielony ogród. Sposępniał. Ja z kolei myślałam
nad tym, co mi zdradził. Państwo Podziemne chciało go wykorzystać aby ocalić
rząd, przez co był zmuszony uciec. Kiedy go poznałam kamuflował się w zwykłym
domu, żyjąc samotnie jak jakiś odludek. Nieświadomie zaczęłam mu współczuć.
–
Byłeś jedynym z rodziny, który przystąpił do podziemia? – mruknęłam podnosząc
się z łóżka, kiedy zdrętwiały mi nogi. Ruszyłam w stronę blondyna, zaciekawiona
tym, na co patrzy.
–
Nie i sami do nich nie przystąpiliśmy. To oni nas zwerbowali jak byłem
dzieckiem. Rodzina królewska liczy jeszcze kilka osób, ja byłem jedynym, który
odszedł, reszta została – odrzekł obojętnie. Zobaczyłam, że spogląda na mojego
ogrodnika, który rozmawiał z gospodynią domu. Wyglądali na szczęśliwych, a ja
poczułam ulgę, że się dogadywali. Moje złamane serce zabiło mocniej z nadzieją,
że jeszcze kiedyś stworzę rodzinę dla Victora.
Rzuciłam
przelotnie wzrokiem na José. Popadał w coraz
większe przygnębienie, choć nie wiem czy spowodowane to było widokiem radosnego
Zbyszka i uśmiechniętej Olivii czy może tym, że opuścił swoich krewnych.
To musiało być ciężkie
– pomyślałam zerkając na jego udręczoną twarz. Ja nie umiałabym się odciąć od
swoich najbliższych, nawet jeśli oznaczałoby to pozostanie w miejscu, gdzie
chcą mnie wykorzystać. A on został sam, bez rodziny, bez przyjaciół. Victor
miał rację mówiąc, że sprowadzi do domu kogoś kto nie ma nikogo, tak jak my. Ciekawe czy
Anthony o tym wszystkim wiedział –
zastanowiłam się, lecz nie umiałam sobie odpowiedzieć, bo z moim narzeczonym nie
rozmawialiśmy często na temat chłopaka, a teraz nie śmiałam go o to zapytać.
–
Powiedziałeś, że Anthony miał trzy prośby – przypomniałam zmieniając temat.
Zauważyłam, że Bruno podbiega beztrosko do matki, a za nim gonią psy – Chester
i Fikus. – Co było drugą z nich? – zadałam pytanie ryzykując tym, że skoro
poprzednim razem go o to zapytałam i nie usłyszałam uzasadnienia, teraz może
być podobnie.
Olivia
strzepnęła coś z włosów syna, na co ogrodnik się roześmiał. Chester podskakiwał
wokół nich z wywalonym jęzorem a Fikus przewracał się na grzbiecie. Dawno nie
widziałam czegoś tak beztroskiego, wyglądali jakby byli pełną rodziną: mama,
tata, syn i ich zwierzaki.
–
Prosił, żebym zajął się Kamalem – odpowiedział José
w momencie gdy Zbyszek podał Brunowi gałąź z drzewa a chłopiec rzucił psom
patyk.
–
Cco? – zająknęłam się, wybałuszając na niego oczy.
–
Miałem go zatrzymać i dostarczyć do podziemia, żeby nie mógł cię skrzywdzić,
przynajmniej przez pewien czas – wyjaśnił, nie patrząc na mnie. Dalej wpatrywał
się w ogród stojąc sztywno na baczność. Do Brunona podbiegł zdyszany Victor,
szepnął mu coś na ucho i dwóch chłopców ruszyło z powrotem do rezydencji.
Chester został z Olivią i Zbyszkiem, kładąc się u nóg mojej gosposi a Fikus spoglądał
na chłopców, jakby nie wiedział czy ma za nimi gonić. Po chwili zrezygnował i
trącił nosem Zbyszka, na co mężczyzna pogłaskał go po pysku.
–
I? – ponagliłam go, żeby kontynuował bo jakoś nie kwapił się, żeby coś jeszcze dodać.
–
To nie było trudne. Wystarczyło go dostarczyć do aresztu podziemia – wzruszył beztrosko
ramionami. Nie wiedziałam czy się przechwala czy mówi na serio. Pamiętam
jednak, że kiedy spotkałam się z brązowookim wysłannikiem Państwa Podziemnego,
mężczyzna przekazał mi, że Kamal został unieruchomiony na jakiś czas. Dostałam
od nich pewność, że nic mi się nie stanie. Czy w tym mógł im pomóc José?
–
Mają tam areszt? – zapytałam sceptycznie.
–
Tak. Ale uwierz mi, wcale nie uśmiechało mi się tam wracać – odburknął
przenosząc na mnie wzrok z ogrodu. – Jestem na niego wściekły, że wymógł na
mnie taką obietnicę. Musiałem się ujawnić, miałem spore nieprzyjemności,
chociaż wiedział co to dla mnie oznacza – rzekł z pretensją, mimo że ja nie byłam
temu winna, to nie ja go o to nie poprosiłam. Wreszcie zrozumiałam czemu José ma żal do mojego przyjaciela. Wiedząc, że umiera
Anthony próbował mnie chronić, ale naraził przy tym blondyna.
–
Więc dlaczego to zrobiłeś? – wycedziłam, rzucając chłodne spojrzenie
chłopakowi. Niemal żałowałam, że mój narzeczony zadecydował za mnie i skontaktował
się z nim.
José ponownie odwrócił się w stronę okna, jakby miał dosyć
mnie i tej rozmowy. Miałam ochotę go szarpnąć kiedy stał tak niewzruszony
niczym posąg ze stali. Już myślałam, że mi nie odpowie, kiedy usłyszałam, że
ciężko wzdycha.
–
Druga i trzecia prośba Anthony’ego się łączą – powiedział tak cicho, że gdybym
nie stała obok niego, nie usłyszałabym jego słów.
–
Trzecia? – zaciekawiłam się.
–
Miałem ochraniać Victora i… ciebie. Pomóc ci go wychować – oświadczył, na co
zamarłam w bezruchu.
Czy
José ma zostać w rezydencji Ariany i jej pomóc?
a) TAK
b) NIE
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz