ZWIERZENIA
Siedziałam
w swoim pokoju, myśląc nad słowami José. Po tym
kiedy powiedziałam mu, żeby znalazł rozmowę z dwudziestego czwartego lipca,
stwierdził, że to niemożliwe.
–
Nie znajdę jej tam – padło stwierdzenie, którego się nie spodziewałam.
–
A to niby dlaczego? – zapytałam sceptycznie. – Przecież mówiłeś… – zaczęłam,
ale szybko uciszył mnie jednym zdaniem.
–
Anthony kazał mi ją usunąć i tak też zrobiłem – wstał z fotela i nie czekając
na to, że zadam mu kolejne pytanie powiedział, że musi wracać do rezydencji i
że tam wytłumaczy mi resztę.
Odkąd
weszłam do domu nie mogłam znaleźć sobie miejsca. Bałam się tego co mi powie, a
mógł powiedzieć mi wszystko, nawet skłamać. Przecież i tak nikt nie
zakwestionuje jego słów, skoro wszyscy umarli. Oni nie mieli już prawa głosu. A
z jego zapewnienia wynikało, że Anthony wiedział, że firma J&J to
przykrywka bazy rozmów. Co za tym idzie, nie był ze mną stuprocentowo szczery.
Nie chciałam w niego wątpić, ale nie potrafiłam przestać myśleć o tym, że może
mój narzeczony spodziewał się ataku. Że wiedział więcej ode mnie i mnie
okłamywał. Wyciągnął mnie z przyjęcia, żebym nie została ranna, to on uratował
Victora…
Nie,
tego było za wiele. Posuwałam się w myślach za daleko, obrażałam go po śmierci,
a on nie mógł się bronić. Anthony nie zrobiłby tego naszej rodzinie. Nie mógł
wiedzieć o tragedii, jaka rozgrywała się na przyjęciu.
Już
miałam wstawać z łóżka, żeby pośpieszyć do pokoju José
i zażądać wyjaśnień, kiedy usłyszałam delikatne pukanie.
–
Proszę – zawołałam z ulgą, że nie będę musiała fatygować się sama i iść do
niego. Nie byłam pewna czy byłam w stanie się poruszać. Drżałam, mocno spięta.
Blondyn nawet nie czekał na zaproszenie do środka, tylko od razu wszedł. Zdążył się już przebrać i miał na sobie sportową bluzę
i granatowe spodnie. Poczułam jakby coś ciężkiego usiadło mi na żołądku,
ale nie było to nic innego jak obawa, która sprawiła, że przez jakiś czas nie
potrafiłam wykrztusić z siebie ani słowa. Patrzyłam się jedynie z otępieniem na
niego, szybko oddychając, jakbym czekała na rozprawę, która miała zadecydować o
moim dalszym losie.
–
Czekam na wyjaśnienia – wybełkotałam w końcu. – Bo nic nie rozumiem – dodałam,
obracając na palcu swój pierścionek zaręczynowy. Chyba nie wyglądałam najlepiej,
gdyż José zmarszczył brwi i kiwnął delikatnie
głową.
Mimo
to, nie odrzekł nic, jakby delektując się tym, że wiedział więcej ode mnie.
Podszedł wolno do Tusi, mojego króliczka uratowanego z laboratorium, i wziął ją
na ręce. Wyglądał jakby ją badał, bo przez chwilę przeczesywał jej futerko i
zaglądał w oczy, jakby chciał sprawdzić czy mój baranek zdoła kiedykolwiek coś
jeszcze zobaczyć. Niestety, pewnie nie było żadnej poprawy, ponieważ już po
chwili przeszedł z nią dalej i usiadł na sofie obok toaletki. Odetchnął głęboko
a ja wstrzymałam oddech.
–
Dwudziestego czwartego lipca, niedługo po tym, kiedy zaatakował was Kamal,
Anthony złamał naszą umowę i stelepatował się ze mną – José zrobił krótką pauzę. Spojrzał na mojego króliczka, który od momentu
wyjęcia z klatki, się nie ruszał. Tusia musiała się go wystraszyć, wiedziała,
że ma nad nią przewagę, tak samo było ze mną. Cokolwiek miał mi zdradzić, musiałam
uwierzyć mu na słowo, bo prawdy od rodziny już nie usłyszę. – Rozmawiałem
z nim – ciągnął dalej. – Miał do mnie trzy prośby. Jedną z nich było usunięcie rozmowy,
którą chciałaś znaleźć, oczywiście jeśli byś przeżyła.
Zamarłam
z przerażenia. Zatem Anthony wiedział o nagraniach, jedynie ja nie byłam
świadoma prawdziwego oblicza J&J. Chyba że blondyn kłamie, ale czy miałby w
tym jakiś cel?
–
Po co miałby ci to zlecić? Wiedział, że umiałbyś to zrobić? – wyraziłam część
swoich wątpliwości na głos.
–
Wiedział. Ale nie wiem po co to zlecił. Pewnie dobrze cię znał i wiedział, że
jak tylko dowiesz się o rozmowach, zechcesz ją przeczytać.
Spuściłam
głowę. Tak, to brzmi jak on. Chronił mnie nawet po śmierci. A może chronił
samego siebie? Nie chciał, żebym dowiedziała się jeszcze czegoś, może rozmawiał
po cichu z Kamalem, ale nie chciał, bym kiedyś to przeczytała. Łzy zaczęły mi
powoli napływać do oczu. Znowu przekraczałam granicę zaufania, czułam się
oszukana, mimo że blondyn mógł również kłamać.
Rozmawiali ze sobą
przed jego śmiercią – pomyślałam, ukradkiem ocierając
kąciki oczu. Może dlatego nie był
zdziwiony faktem, że Anthony zmarł.
–
Wiesz kto mu o tym powiedział? – wydukałam zduszonym głosem, czując, że
rozdrapuję na nowo stare rany. Moje niespokojne serce dudniło głośno z obawą,
że to wujostwo zdradziło mojemu narzeczonemu sekret, którym potem nie podzielił
się ze mną. Chłopak poruszył się niespokojnie w fotelu.
–
Wiem – odburknął. – Ja to zrobiłem. Byliście u mnie w sobotę, dzień przed
przejęciem firmy, pamiętasz? – spojrzałam na niego ze zdziwieniem, lecz
przytaknęłam. – To wtedy.
Tak,
pamiętałam ten dzień. To wtedy wyznałam Anthony’emu, że był u mnie Pierre i
mnie pocałował. José zrobił grymas na twarzy,
jakby i on przypomniał sobie, że później pokłóciliśmy się o to, że to on był
detektywem w sprawie Halszki. Odchrząknął.
– Ale nie martw się, nie uwierzył mi,
pewnie dlatego ci nie powiedział – wzruszył niedbale ramionami. Uspokoił mnie,
choć sam był najwyraźniej zły z tego powodu bo zabębnił palcami w poręcz fotela
i rzekł ironicznie. – A jednak dzień później myślał tylko o tym, co będzie
jeśli mówiłem prawdę. Więc stelepatował się ze
mną, ryzykując, że mu nie odpowiem, ale wykonam polecenie. Wykasuję tą rozmowę.
Tusia ożywiła się, wyrywając nagle z letargu. Kicnęła wzdłuż
kolana blondyna, na co się uśmiechnął, ale jakby z pogardą. Mimo to był chyba zadowolony,
że mu zaufała i zdobyła się na zwiedzenie nowej powierzchni.
–
Odpowiedziałeś mu? – zadałam mu pytanie, przerywając jego obserwacje. Przeniósł
na mnie wzrok ze zwierzaka.
–
Tak. Obiecałem, że spełnię jego prośby – mruknął. Jego spojrzenie było
intensywne, tak intensywne, że oczy świeciły mu z daleka. Z wściekłości.
Anthony musiał mu powiedzieć coś, co go bardzo oburzyło, skoro na samo
wspomnienie blondyn marszczył gniewnie brwi i
ściskał swoje pięści.
Mój
narzeczony zostawił mi tylko jedną misję – miałam zaopiekować się rodzicami i
Victorem oraz udzielił porady, żebym uważała na Pierre’a a zaufała José. Co
mogło być zatem jego ostatnią wolą, którą powierzył blondynowi? Dowiedzenie się
co dzieje się w firmie? Dlaczego nasi rodzice nam tego nie powiedzieli? Nie
potrafiłam udzielić sobie właściwej odpowiedzi, więc po prostu go o to
zapytałam.
–
Jedną prośbą było zniszczenie rozmowy, a co dwoma kolejnymi? – zaczęłam, ale on
tylko zacisnął mocniej zęby i nic nie odpowiedział.
–
Dlaczego zdradziłeś mu czym zajmuje się J&J i skąd o tym wiedziałeś? – zadałam
pytanie z innej beczki, chcąc nakłonić go ponownie do zwierzeń. Co ciekawe, on
się jeszcze bardziej zdenerwował.
–
Bo powinniście o tym byli wiedzieć zanim dostaliście w spadku takie gówno,
mogliście odmówić! – wybuchnął i uderzył pięścią w poręcz fotela. Tusia
zamarła, ale on nawet tego nie zauważył. – Wrobili was w to, narazili świadomie
na niebezpieczeństwo. Liczyłem na to, że sam cię oświeci, ale jak mówiłem, nie
uwierzył mi – rzucił z pretensją patrząc mi prosto w oczy. Wyglądał na rozgniewanego.
– Ty też byś mi nie uwierzyła. Nikt by nie uwierzył. A teraz już za późno, żeby to zmienić.
Kiwnęłam
głową. Miał rację, nie uwierzyłabym mu. Zapewne chciałabym sprawdzić tą
informację, ale już po przejęciu firmy. Chłopak pogłaskał mojego króliczka, jak
gdyby pragnął ją uspokoić po nagłym wybuchu.
On jest niestabilny
emocjonalnie, jak mam mu wierzyć? – stwierdziłam do
siebie. Przegryzłam wargę, myśląc
intensywnie. Musiałam go dalej nakłonić do zwierzeń bo nawet jeśli kłamał,
istniała szansa, że mówi choć część prawdy.
–
Dlatego chciałeś, żebym zobaczyła to na własne oczy – podsunęłam, żeby tylko kontynuować
rozmowę.
–
Mhm – przytaknął, i kiwnął niemal niezauważalnie głową. Wyglądał tak, jakby
obraził się na Anthony’ego, że ten mu nie uwierzył.
–
Mówisz, że z nim rozmawiałeś. Funkcje telepatyczne was obydwóch nie sięgają aż
tak daleko. Byłeś w okolicy, czy jak… – wyjawiłam na głos swoje kolejne wątpliwości.
José wstał z fotela, na którym siedział i
podszedł z barankiem do klatki.
–
W momencie podpisania aktu własności wasze funkcje się nieco rozszerzyły a że
nie byłem aż tak daleko to był w stanie się ze mną skontaktować. Jeśli chodzi o
mnie… – na ułamek sekundy zapadła cisza,
kiedy wkładał króliczka do klatki – od zawsze mogę rozmawiać niemal z każdym – ostatni raz pogłaskał Tusię po grzbiecie, po czym
zamknął drzwiczki.
Parsknęłam głośno słysząc jego słowa.
– Jassne, na pewno. Jesteś Członkiem Rządu, że
możesz rozmawiać z każdym, czy co? – wyszydziłam go, bo chyba miał mnie za
kretynkę skoro myślał, że może mi opowiadać takie bzdury.
–
Nie – odpowiedział zwięźle i spojrzał na mnie z ukosa. Machnęłam ręką, żeby
kontynuował, ale on ani myślał wytłumaczyć mi, o co mu chodziło.
Zazgrzytałam
zębami. Co za kłamca... Omal mu nie uwierzyłam, myślałam źle o Anthonym, o
rodzicach, a on najwyraźniej bawił się moim kosztem. Poczułam mrowienie na
ciele ze złości.
–
Kłamiesz – stwierdziłam rzucając mu mordercze spojrzenie. – Przyznaj się. Nie
chciałeś, żebym czytała tą rozmowę, ponieważ nie umiałeś jej wyszukać więc
opowiedziałeś mi absurdalną…
–
Przestań! – warknął, nie pozwalając mi dokończyć. Podszedł szybko do mojego
łóżka wskazując oskarżycielsko na mnie palcem. – Jak zwykle dopowiadasz sobie idiotyczne
teorie. Nie kłamię – złapał poręcz łóżka i przez chwilę chyba bił się z myślami
czy powiedzieć coś jeszcze, bo ściskał oparcie tak mocno, że aż pobielały mu
knykcie.
–
Ale przecież nikt poza Członkami Rządu nie może… – zaoponowałam ze wzburzeniem.
–
Ja mogę – przerwał mi ponownie. Podparł się na poręczy i pochylił do przodu żeby
patrzeć na mnie z góry. Był blisko mnie, gdyby chciał mógłby mnie nawet dotknąć.
– Jesteś taka męcząca – rzekł cicho z wyrzutem. – Zawsze zakładasz, że kłamię.
–
Sam jesteś męczący – założyłam ręce na krzyż i spojrzałam w bok. Nie mogłam
zanegować tego, co powiedział. Nie ufałam mu, więc to oczywiste, że kwestionowałam
jego słowa.
–
Jakby ci to zobrazować, żebyś znowu nie zarzuciła mi kłamstwo – usłyszałam sarkastyczne
westchnienie po chwili. Poręcz zatrzeszczała kilka razy pod naporem jego rąk. –
Przed wojną mój dziadek był władcą Apokalipsy. Miał dwóch synów i dwie córki,
młodszy z synów był moim ojcem. Urodziłem się jako najmłodsze dziecko jednego z
członków dawnej rodziny królewskiej – powiedział pewnie a ja spojrzałam na
niego z niedowierzaniem. – Mam spore funkcje telepatyczne, chociaż z nich nie
korzystam, a Anthony o tym wiedział.
Czy
José kłamie?
a) TAK
b) NIE
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz