środa, 31 października 2018

Cichy Świat: Rozdział 39


ROZMOWY ZAPISYWANE


José siedział okrakiem na małym parapecie okna. Chwila nieuwagi i mógłby zaraz zlecieć. Na jego miejscu od razu weszłabym na korytarz, ale on nie przejmował się tym, że jedna noga wisi mu w powietrzu. Zastanowiło mnie to jak dostał się na czwarte piętro, bo nie rosło w pobliżu żadne drzewo, ale za nic w świecie nie zapytałabym go o to. Może naprawdę umie latać?
Podeszłam do niego, cicho stawiając swoje kroki.
– Jestem pod wrażeniem – wyszeptałam. Wiedziałam, że większość pracowników jest jeszcze na lunchu, ale nie chciałam mówić głośno, obawiając się, że nie wszyscy jeszcze wyszli. – Chodź do gabinetu, żeby nikt cię nie zobaczył – rzuciłam. Blondyn nie ruszył się jednak z miejsca.
– Nie – odburknął, krzywiąc się przy tym jakby właśnie wypijał arszenik. – Wygoń wszystkich z pokoju 318 i nie udawaj, że wiesz co robisz. Zaraz do ciebie przyjdę – stwierdził, zdejmując z głowy czarny kaptur. Najwidoczniej wczuł się w rolę włamywacza i postanowił ubrać się jak rasowy przestępca – cały na czarno.
Wystarczy go tylko zepchnąć i miałabym z nim spokój – przeszło mi mimowolnie przez myśl, lecz oparłam się tej pokusie. Odwróciłam się posłusznie na pięcie i z obrażoną miną poszłam do wskazanego przez chłopaka pomieszczenia, który był magazynem starych sprzętów elektronicznych. Musiałam ścierpieć jego zachowanie, skoro sama zgodziłam się tu z nim spotkać.
Chwilę debatowałam nad tym czy będzie ktoś w środku i powinnam zapukać do pokoju. Nie zrobiłam tego. Teraz była to przecież moja firma, więc nie musiałam nikomu tłumaczyć się, dlaczego chcę gdzieś wejść. Pociągnęłam za klamkę i ruszyłam żwawo do magazynu, a przynajmniej tak sądziłam, dopóki nie ujrzałam olbrzymiej hali monitoringowej. Cztery pary oczu wpatrywały się we mnie z lekką dezorientacją, nie wiedząc czy wrócić do pracy czy podejść do mnie. Zdecydowałam za nich, krocząc w ich kierunku.
– Idźcie teraz wszyscy na obiad – wydałam rozkaz, myśląc o tym że aby José mógł dostać się do pokoju, nie może być w nim nikogo. Dwie osoby zaprotestowały.
– Ale... – wybełkotała szatynka w okularach, ale zamilkła widząc mój stanowczy wzrok.
– Nie możemy. Dostaliśmy wyraźne polecenie, żeby się zmieniać. Chodzimy parami na obiad – wyjaśnił chuderlawy mężczyzna, siedzący od wejścia po lewej stronie.
– Od kogo to polecenie?
– Od naszego szefa – padła odpowiedź. Ledwo pohamowałam parsknięcie.
– A czy nie ja nim teraz jestem? Macie wszyscy wyjść stąd natychmiast i iść na lunch albo jutro nie będziecie mieli czego tu szukać – zaszantażowałam ich. Nastąpiła chwila konsternacji, zaczęli rzucać na siebie niepewne spojrzenia. Chłopak z chudymi rękami popatrzył na każdego z osobna i kiwnął głową. Widocznie to on wiódł tu prym. Po chwili wszyscy zaczęli gęsiego wychodzić z hali a ja odetchnęłam z ulgą. Co prawda, nie zachowałam się ładnie, ale też nie spodziewałam się protestu z ich strony. Byłam również bardzo ciekawa, kto jest ich szefem i mogłam pytać dalej, ale na to znajdę jeszcze czas. José musiał się już niecierpliwić na korytarzu a nie mogłam pozwolić, żeby sobie po prostu poszedł i teraz mnie zostawił. Musiał mi wyjaśnić, co to ma znaczyć.
Nie zdążyłam nawet podejść do drzwi, żeby je otworzyć i zaprosić go do środka, gdy chłopak sam wślizgnął się za nie, zamknął na klucz i stanął ze mną twarzą w twarz.
– Co to jest? – zapytałam go na głos, wskazując ręką na halę komputerową.
Blondyn wywrócił oczami i ruszył naprzód. Wybrał pierwsze lepsze krzesło obrotowe i po prostu na nim usiadł.
– Przecież na ogół myślenie nie boli, więc pomyśl sama. Co to może być? – odpowiedział mi pytaniem na pytanie pewnie chcąc mnie zdenerwować. Ale ja byłam zbyt zajęta analizą pomieszczenia, by tak łatwo mógł mnie podjudzić do ataku.
– Tak jakby jakiś… monitoring, tylko bez kamer i…
– Nie całkiem. Pomyśl, dlaczego upierałem się, żeby nie rozmawiać ze sobą w myślach – podpowiedział, spoglądając na mnie wymownie, żebym sama mogła dojść czym było to pomieszczenie. Ale ja już w tamtym momencie wiedziałam co to jest, choć dalej nie mogłam uwierzyć w to, co widzę.
– Baza rozmów przesyłanych w myślach – rzekłam cicho, podchodząc do ekranu najbliżej. Wyświetlała się na nim konwersacja, którą właśnie gdzieś na świecie prowadził: „Maciej – budowlaniec”, z „Anitą – sprzątaczką”. Wreszcie zrozumiałam, co José miał na myśli mówiąc, że nie zdaję sobie sprawy z tego, co oznacza prowadzenie tej firmy. Po raz pierwszy musiałam przyznać mu rację.
– Bingo. A już myślałem, że się zgrywacie...
– Słucham? – zapytałam, skrajnie podłamana. Nic dziwnego, że chcieli zabić mojego ojca i wuja, oni by się nie dogadali z Państwem Podziemnym, ale ja już tak. Przecież ta firma to siedlisko informacji…
– Myślałem, że się zgrywacie, bo to żałosne, że przez tyle czasu ani ty ani Anthony naprawdę o tym nie wiedzieliście – stwierdził sucho, czytając właśnie jak „Marita – niania” krzyczy na „Sonię – 3-letnie dziecko”. Tak, było to żałosne, znowu przyznałam mu w duchu rację, ale najbardziej śmieszne w tym było to, że rodzice przepisali nam firmę i nie wspomnieli o tym ani słowa.
– Czy tu trafiają wszystkie rozmowy?
– Oczywiście i będą zapisywane przez dwadzieścia lat. Po tym czasie automatycznie się skasują – wyjaśnił, pochłonięty zapisywanym monologiem, bo 3-letnie dziecko tylko słuchało jak niania na nie krzyczy.
– Dwadzieścia lat? – powtórzyłam.
– Tą kobietę powinni zwolnić, właśnie uderzyła dziecko, którym się opiekuje. Czy tak w ogóle można? – zapytał chłopak, szczerze przejęty. Ale mnie to w tym momencie nie obchodziło, może rodzice pozwolili jej na takie traktowanie.
            – Skąd o tym tyle wiesz? – zapytałam zamiast wdawania się z nim w dyskusję na temat metod wychowawczych.
– Przecież jest napisane – odpowiedział, wskazując na ekran. Rzeczywiście, widniał na nim napis: „Głośny hałas”, „Kwilenie dziecka”, „Płacz dziecka”, ale chłopak mnie nie zrozumiał.
– Nie o to mi chodzi. Sądzę, że to pomieszczenie jest tajne, skąd o nim wiedziałeś?
Od razu poznałam, że zadałam mu niewygodne pytanie, bo blondyn zwykle nie czeka tyle czasu by wymyślić kąśliwą odpowiedź.
– Tym się nie interesuj. Prędzej wymyśl jak przekonasz Rząd, że nic się nie zmieni w firmie.
– Zostało to już załatwione.
– A wiesz, że niejaki Mendes wykupuje od was dostęp do rozmów? – czekał by zobaczyć moją reakcję, ale nie powiedział mi nic odkrywczego. Mogłam się tego domyślić.
– Tak, rozmawiałam już z nim. Zapewniłam go, że J&J pozostanie bez zmian. Na szczęście nie mówił nic o rozmowach, tylko ogólnie o firmie – najwidoczniej tego blondyn nie wiedział, bo wyglądał na zaskoczonego. Dobrze wiedzieć, że José jednak nie wie wszystkiego. – A które rozmowy wykupuje, wszystkie?
– Raczej nie. Z tego co wiem tylko te, które mają znaczenie dla Państwa – wzruszył ramionami. Od dłuższego czasu prowadziliśmy z blondynem kulturalną rozmowę, a on nawet nie próbował mi dogryzać. Być może pod całą maską nieczułego na ból innych drania, krył się wrażliwy chłopak, który chciał się ukryć przed Podziemiem i nie miał nikogo, kto mógłby mu pomóc. Może chłopak nie jest taki zły, na jakiego się kreuje?
José obnaża się za każdym razem, kiedy widzi krzywdę bezbronnych – pomyślałam, ale zaraz szybko zaczęłam się przyglądać rozmowom, czy zwykłe myśli też są zapisywane. Spaliłabym się chyba ze wstydu gdyby chłopak przeczytał moje refleksje na swój temat.
– A zwyczajne myśli? – zapytałam, kiedy już upewniłam się, że nigdzie ich nie widzę.
– Pracuje nad tym osobny dział, ale nie, jeszcze tego nie wynaleźliście, jeśli o to pytasz – kiwnęłam głową. Uf, na szczęście nasze myśli są jeszcze bezpieczne.
– A co z policją? Oni też z nami współpracują?
– Tak. Przesyłają pieniądze, a wy odsyłacie rozmowy. Naturalnie jak już sama wywnioskowałaś wszystko jest tajne, policja łapie przestępców szybciej i czerpie z tego profity.
– I mój ojciec i wujek wiedzieli o tym wszystkim – w głowie nie mieściło mi się to, że zgodzili się żebym razem z Anthonym przejęła J&J i nic o niej nie wiedziała.
– To oni podpisali ugody z Rządem o wzajemnej współpracy. Twój ojciec sam to wymyślił ponad dziesięć lat temu – głos José stał się rozgoryczony. On też miał mu to za złe.
To ma już dziesięć lat? – oniemiałam. Złapałam się za głowę i zaczęłam o nią pocierać ręką, jakby coś mnie w niej uwierało. – Czyli wynalazł to jeszcze przed wypadkiem – zaczęłam chodzić w kółko, żeby lepiej myśleć.
Rany, naprawdę żyłam w pięknej bańce, nie wiedząc nic o życiu ani o swoich rodzicach. Jak mogli mi o tym nie powiedzieć?!
– Czy rozmowy da się usunąć? – zadałam kolejne pytanie.
– Nie, ale...
– Ale co?
– Mógłbym zrobić program, który by mógł kasować wskazane rozmowy – odpowiedział unosząc brew.
– Umiałbyś? – zdziwiłam się i choć patrzyłam na niego z niedowierzaniem, nie wyglądał na kogoś, kto nie jest pewien swoich umiejętności.
– Tak – padła zwięzła odpowiedź.
– Widzisz, chciałabym, aby moi pracownicy nie byli narażeni na infiltrację Rządu, ale by o tym nie wiedzieli. Nie chcę by ktoś „uprzejmy” doniósł, że mieszam w systemie. W zamian mógłbyś wykasować wszystkie swoje rozmowy i zaprogramować system tak, by każda kolejna wypowiedź automatycznie się kasowała. Wiem, że będzie ci to na rękę, kiedy oficjalnie znikniesz. Co ty na to? – zapytałam wystawiając do niego dłoń. – Zgoda? – nie spodziewałam się odpowiedzi tak szybko.
– Zgoda – odrzekł, chwytając moje lodowate palce i lekko nimi potrząsnął.
– To teraz może próbka twoich umiejętności? – uśmiechnęłam się zadowolona, że wreszcie doszliśmy do porozumienia i zakopaliśmy topór wojenny. José kiwnął głową.
– Co mam zrobić? – na to pytanie miałam przygotowaną odpowiedź w momencie kiedy dowiedziałam się, gdzie jestem.
– Znajdź rozmowę z dnia dwudziestego czwartego lipca, moją, Anthony’ego, Kamala i trzech mężczyzn około dwudziestej a potem możesz już iść – poczułam, że José drętwieje.


Co będzie dalej?
A)   José odnajdzie rozmowę;
B)    José powie, że nie jest w stanie odnaleźć rozmowy;
C)    José spróbuje odnaleźć rozmowę, ale została ona wykasowana.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz